mieszkanie

#351. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.48 – Witaj w domu

Prace budowlane nie szły ani trochę w oczekiwanym tempie. Japeś starał się pomagać, jak mógł, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że jego talent do psucia wszystkiego nijak nadaje się do przebudowy mieszkania. Wędrowiec szybko został oddelegowany do funkcji “przynieś, zostaw na ziemi, odsuń się na bezpieczną odległość”. Był tym faktem niezwykle załamany, ale nie mógł nic poradzić na swoją niezdarność.

Adam z Jakiem szybko uwinęli się ze zdjęciem podłogi i przearanżowaniem rur, aby mieć możliwość zrobienia drugiej łazienki (bo wszak jedna nie wystarczyłaby dla tak dużej “rodziny”). Niedługo po tym zaczęli stawiać drewniany szkielet, na którym zawiesili płyty gipsowo-kartonowe, a środek wypchali wełną skalną, aby nieco wygłuszyć pomieszczenia.

W końcu dotarli do momentu, kiedy zostały im do zrobienia jedynie prace dekoracyjne. Cień przywiózł wybrane wcześniej farby i postawił je przed siedzącym w kącie Japesiem.

– Chodź, pomożesz nam. – na te słowa oczy Wędrowca zaświeciły się niczym lampki choinkowe, a chłopak pośpiesznie zerwał się z ziemi i wziął jeden z wałków. Jake pokazał mu gdzie i jak ma malować, więc Japeś skupił całe swoje siły na tym zadaniu. Adam skorzystał na ich pomocy i zajął się kafelkowaniem łazienki oraz kuchni.

Wędrowiec z początku miał z malowaniem trudności (bo przecież nie byłby sobą, gdyby raz coś zrobił dobrze). Momentami mazał po ścianie, jakby specjalnie chciał zrobić komuś na złość. Cień jednak cierpliwie tłumaczył mu, co robił źle i pomagał poprawić wszelkie wpadki oraz niedociągnięcia. Stopniowo Japeś zaczął zyskiwać wprawę i małymi krokami usamodzielniał się w kwestii malowania ścian.

Już miał się chwalić Jake’owi, że udało mu się całe 15 minut malować i nie popełnić żadnej gafy, jednakże odwracając się tak machnął wałkiem, że poleciał on wprost na twarz jego współlokatora. Przez moment zamarł w bezruchu obserwując jak Cień podniósł wałek i wolnym krokiem zbliżał się w jego stronę. Wędrowiec nie wiedział, czy powinien się tylko bać, czy powinien był już dawno uciekać. Niczym bohater horroru stał i czekał w niepewności na rozwój wydarzeń.

– Zgubiłeś to. – mruknął Jake i zanim Japeś zdążył cokolwiek powiedzieć, maznął go wałkiem po twarzy. Wędrowiec przez chwilę nie wiedział nawet, co ma o tym myśleć. Tego się w końcu nie spodziewał.

Bez większego zawahania rzucił się na Jake’a i powalił go na ziemię próbując odebrać mu wałek. Cień bronił się dzielnie przed Wędrowcem nie pozwalając odebrać sobie narzędzia tortur, więc zaraz potem turlali się po podłodze, aż wpadli na puszkę z farbą, w którą uderzyli z taki impetem, że oblała i ich, i kawałek jeszcze nie pomalowanej ściany, i folię na oknie.

Adam wpadł do pokoju, aby upewnić się, że jego pomagierom nic się nie stało. Widząc ich w takiej sytuacji tylko mlasnął z udawanym niezadowoleniem i skrzyżował ręce na piersi.

– Zostawić was, chłopcy, samych. Mieliście malować pokój, a nie siebie nawzajem. – zaśmiał się. Japeś zszedł z Jake’a i pomógł mu wstać, ale zamiast “dziękuję” dostał (znowu) wałkiem po twarzy. Wojna rozpętała się na nowo i Cień po raz kolejny gruchnął na ziemię. Adam próbował interweniować i rozdzielić towarzystwo, ale ostatecznie dał się wciągnąć w bitwę o wałek i łącząc siły z Japesiem, umazał Jake’a jak tylko się dało.

Resztę dnia spędzili na intensywnym sprzątaniu całego bałaganu, a Cień na zmywaniu z siebie farby.

W ciągu następnych tygodni prace dobiegły końca, mieszkanie zostało porządnie wywietrzone i z powrotem zaczęli zwozić meble. Chociaż zostało jeszcze trochę pracy, zaprosili Siyę, aby oceniła wygląd ich nowego, wspólnego domu.

Dziewczyna zwiedziła wszystkie pomieszczenia w ciszy obserwując ciężką pracę jej przyjaciół i była pod wielkim wrażeniem ich poświęcenia. Chociaż każdy z nich miał swoje życie, prace i problemy, to jednak sukcesywnie poświęcali swój wolny czas, aby móc zrobić miejsce dla niej i dla jej dziecka. Siya w pewnym momencie zaczęła płakać i wtuliła się w Japesia.

– Dziękuję. Naprawdę dziękuję. – wyłkała mu w ramię. – Jesteście naprawdę moimi aniołami. To, co dla mnie zrobiliście… Ja nie wiem jak ja się wam odwdzięczę.

– Bądź dla dziecka dobrą mamą. Tyle mi wystarczy. – odparł Wędrowiec, a potem zaczął sinieć, bo Siya, chociaż zdawała się być wątła, to jednak miała sporo siły w rękach i przytuliła go zdecydowanie za mocno. Na jego szczęście Jake wyzwolił go z morderczego uścisku zanim skończyło mu się powietrze.

– Oczywiście! – odparła uśmiechnięta, mimo iż wciąż płakała. Były to jednak łzy szczęścia, które pomagały jej oswoić się z myślą, że jej życie wciąż mogło stać się w jakimś stopniu piękne.

Następne dni spędzili na ustawianiu starych mebli oraz zamawianiu nowych mebli do nowopowstałych pomieszczeń. Kiedy wszystko stało już na swoim miejscu, Siya zaczęła znosić różnego rodzaju ozdoby i rośliny, aby, jak to sama ujęła, “dodać mieszkaniu trochę duszy”. W końcu nadszedł ten wymarzony dzień, kiedy wszystko było gotowe. Dziewczyna pożegnała się ze starym mieszkaniem i razem z Japesiem i Jake’iem wkroczyła w kolejny rozdział swojego życia…

Mefisto

#351. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.48 – Witaj w domu Read More »

#349. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.47 – Burzenie ścian

Chociaż Japeś bardzo mocno starał się (a jeszcze mocniej wierzył), że obecna sytuacja powinna ich wszystkich jeszcze bardziej do siebie zbliżyć, tak nagle znalazł się pomiędzy kolejną kłótnią Jake’a i Siyi. Cień wkurzał się o to, że dziewczyna próbowała pomagać im wynosić sprzęty z domu, a ona irytowała się, że traktował jej ciążę jak inwalidztwo. Wędrowiec wiedział, że jeśli nie wkroczy między tych dwoje to rzucą się w końcu sobie do gardeł, a przecież byli najlepszymi przyjaciółmi, a nie najgorszymi wrogami. Chłopak wziął głęboki oddech i wskoczył między rozgrzane do czerwoności młot i kowadło, aby przyjąć na siebie impakt uderzenia.

– Z medycznego punktu widzenia ciąża to nie choroba, ale organizm traktuje ją bardziej jak pasożyta. – zaczął, a jego towarzysze spojrzęli na niego niczym na kosmitę, który przybył nauczyć ich żyć w miłości i pokoju, podczas gdy oni chcieli zacząć kolejną wojnę. – Chcę przez to powiedzieć, że Siya może się czuć gorzej, ale nie musi.

Wszyscy troje zamilkli na chwilę do momentu, aż Jake westchnął ciężko.

– Japeś ma rację. Wybacz, że tak panikuję, ale martwię się i o ciebie, i o dziecko. – zwrócił się do swojej przyjaciółki.

– Ja też przepraszam. Znam cię na tyle długo, aby wiedzieć, że robisz to z troski, a nie ze złośliwości. – uśmiechnęła się. – Na szczęście mamy Japesia, który panuje nad sytuacją.

– Fakt. – Cień zaśmiał się nie wierząc, że Wędrowiec po raz pierwszy ugasił emocjonalny pożar zamiast doprawić go benzyną. – Zróbmy to tak: ja i Japeś będziemy znosić rzeczy na dół, a ty spakujesz wszystko, co będziesz w stanie spakować. A jeśli poczujesz się gorzej to od razu dasz nam znać.

– Okej. – kiwnęła głową i wszyscy udali się do swoich zajęć.

Mieszkanie Japesia szybko zostało opróżnione z mniejszych dóbr, które zawiezione zostały do mieszkania Siyi. W ciągu następnych dni Jake wraz ze swoim znajomym usunęli większe meble i zawieźli je do wynajętego na ten cel garażu. Zaraz potem zaczęli jeździć od jednego sklepu budowlanego do kolejnego i stopniowo zapełniali pustą przestrzeń materiałami budowlanymi.

W międzyczasie Cień ustalał kwestie finansowe tak, aby jego znajomy był usatysfakcjonowany, ale i on oraz Japeś nie zostali puszczeni z torbami. W końcu był to spory projekt, a tego typu rzeczy pochłaniały gotówkę jak szalone. Wędrowiec wiedział, że powinien porozmawiać o podwyżce ze swoim szefem: jakby nie patrząc to był jego pomysł i czuł się odpowiedzialny za dopięcie na ostatni guzik kwestii pieniężnych.

Następnego dnia udał się do swojego przełożonego i wyjawił mu cel swojej wizyty.

– Co się stało, że zamarzyła ci się podwyżka? – zapytał starzec zdziwiony nagłym zainteresowaniem Japesia kwestią jego wynagrodzenia.

Chłopak zawahał się przez chwilę, czy aby powinien był wdrażać obcą osobę w problemy swojego prywatnego życia, ale z drugiej strony nie wiedział nawet, jak miałby skłamać, więc na jednym oddechu wyrzucił z siebie:

– Potrzebujępieniędzynaprzebudowęmieszkaniabobędęmiećdziecko. – na słowa Wędrowca ordynator otworzył szufladę i wyciągnął z niej buteleczkę z wódką z napisem “otworzyć w przypadku Japesia”. Sprawnym ruchem opróżnił ją do dna, pomlaskał przez chwilę i spojrzał na swojego podwładnego.

– Będziesz mieć dziecko? Jak? – zapytał z wyczuwalną dozą upicia w głosie.

– To znaczy nie ja tylko koleżanka. I to nie moje dziecko tylko jej, a ja chcę jej pomóc je mieć. – Japeś w stresie zaczął wyrzucać z siebie słowa, a starzec westchnął ciężko, otworzył znów szufladę i wyciągnął kolejną butelkę. Powtórzył antyjapesiowy proces uspokojenia się i zmierzył wzrokiem Wędrowca.

– Więc masz dziecko, ale go nie masz? – zapytał ponownie upewniając się, że dobrze usłyszał.

– Tak, bo ma je koleżanka. – chłopak kiwnął potulnie głową, a ordynator wziął głęboki oddech.

– I to nie jest twoje dziecko? – spytał wiedząc, że od Japesia dostanie odpowiedź, która najpewniej zdzieli go po twarzy.

– Tak, bo jest koleżanki. – odparł. Starzec wiedział, że za cholerę nie pojmie rozumowania swojego podwładnego, więc wyciągnął z szuflady stosowne papiery, które podpisał i obiecał przekazać księgowości.

Uradowany Wędrowiec podziękował i wybiegł z biura ordynatora mało nie wpadając na lekarza (tak, tego lekarza). Za nim z pomieszczenia wyczłapał mocno już podchmielony starzec, który spojrzał na swojego współpracownika.

– On ma dziecko, ale go nie ma, bo ma je koleżanka. Uwierzyłbyś? – zaśmiał się pijackim głosem i ruszył powoli na obchód. Lekarz na te słowa wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer do swojego psychologa, aby przezornie umówić się na wizytę. Skoro ordynator był w takim stanie po rozmowie z Wędrowcem…

Japeś za to znów szedł jak tornado – tym razem niesamowicie szczęśliwe tornado. Wszakże czuł się dumny, że tak łatwo udało mu się osiągnąć zamierzony cel i nic przy tym nie schrzanił (przynajmniej w jego mniemaniu).

Zaraz po pracy udał się do swojego mieszkania, gdzie Jake i jego znajomy Artur przymierzali się do burzenia ścian. Wędrowiec podzielił się z nimi wesołą nowiną niemal podskakując jak piłeczka pod wpływem ekscytacji i euforii.

– Uczcijmy to. – zaśmiał się Artur wręczając mu młot do wyburzenia ścian. – Uderz jako pierwszy.

– To się źle skończy. – mruknął Cień.

Japeś złapał za ciężkie narzędzie i pociągnął je za sobą pod ścianę dzielającą mieszkanie na część kuchenną-dzienną i sypialnianą. Przez dłuższą chwilę męczył się z młotem i Jake powoli zaczął uspokając się na myśl, że Wędrowiec nie da rady go podnieść na tyle, aby uderzyć w ścianę. Niestety upartość jego chłopaka połączona z niesamowitą ilością euforii i adrenaliny sprawiły, że w końcu dźwignął narzędzie, wziął zamach, ale zamiast uderzyć w ścianę przed nim, cisnął młotem za siebie, który zatrzymał się dopiero na ścianie łazienki.

– To było świetne! – śmiał się Artur i klaskał w dłonie gratulując Japesiowi techniki. Jake za to dziękował magii, że przeżyli ten szalony pomysł jego znajomego. Ale jakby nie spojrzeć to mieli już pierwszą dziurę, aby zaczać burzyć ścianę i zrealizować pomysł Wędrowca…

Mefisto

#349. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.47 – Burzenie ścian Read More »

#347. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.46 – Anioł stróż

Następne dni spędzili na planowaniu całego przedsięwzięcia. Jake sprowadził do domu swojego znajomego, z którym zaczął mierzyć mieszkanie. Japeś z początku próbował im pomagać, ale udało mi się jedynie zawinąć w miarkę i nie móc się z niej wyplątać, więc Siya zabrała go na zakupy dla jego własnego bezpieczeństwa.

Dziewczyna udała się do sklepu z ubraniami i chociaż wpierw udała się na sekcję dla dorosłych, jej wzrok szybko przykuły dziecięce ubranka i nie było takiej mocy we wszechświecie, która powstrzymałaby ją przed przekopaniem się przez noworodkowe zestawy śpioszków.

– Wszystkie są takie śliczne. – westchnęła z zadowoleniem. – Ale nie wiem, czy będę miała chłopca, czy dziewczynkę. Nie wiem, jaki kolor wybrać…

– A czy to ma jakieś znaczenie? – zapytał zaniepokojony Japeś. Właśnie do niego dotarło, że mógł sobie kupować ubrania w złym kolorze i dlatego był taki niezdarny – zakłócał ludzki porządek świata!

– Masz rację! – stwierdziła głośno Siya. – Dziecku i tak będzie obojętne, co nosi, w szczególności tak małemu. Nie będę mojego dziecka wychowywać w poczuciu standardów, z którymi sama się nie zgadzam.

Po czym rzuciła się na sklepowe półki i wybrała śpioszki w każdym kolorze, jaki był dostępny. Wędrowiec w ciszy przyglądał się, jak jego towarzyszka wpada w szał macierzyństwa. Nie raz w szpitalu przekonał się do czego zdolne są kobiety w ciąży, więc ani śmiał jej przerywać i tylko grzecznie potakiwał, kiedy pytała, czy ubranka były ładne.

Po udanych zakupach udali się w stronę domu. W trakcie spaceru Siya nieśmiało zwróciła się do Japesia.

– Dziękuję. – zaczęła uśmiechając się łagodnie. – Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za to, co dla nas zrobiłeś.

– Nie musisz się odwdzięczać. – odparł łagodnie Wędrowiec. – Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają.

– Nie znam nikogo, kto tak beztrosko zgodziłby się przebudować własne mieszkanie, aby zrobić miejsce dla czyjegoś dziecka. – odparła nieco zmieszana.

– Jak to nie znasz? – zaśmiał się Japeś. – A ja?

Dziewczyna odpowiedziała na ten żart śmiechem. Wędrowiec miał rację pod tym względem: jego sylwetka zawsze pojawiała się, ilekroć Siya myślała o rzeczach niemożliwych, o największych poświęceniach, o najdziwniejszych przypadkach i największej niewinności. Dziękowała losowi, że go poznała, bo był dla niej niczym anioł stróż.

Ruszyli dalej przed siebie, aż dotarli do domu. Tam czekał na nich Jake ze świeżo przygotowanym planem przebudowy mieszkania…

Mefisto

#347. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.46 – Anioł stróż Read More »

#252. Wspominkowo

Zebrało nam się ostatnio z Połówką na wspominki. W sumie to wyszło w praniu, bo pojechaliśmy zjeść na mieście, a potem uciekaliśmy przed śmieciarką, która śledziła nas przez cały czas… 😂 Ale mieliśmy przez to okazję zatrzymywać się co jakiś czas i wspominać mieszkania, w których mieszkaliśmy.

W sumie trochę zacząłem tęsknić za Bristolem. Może i pogryzłem się z biurokracją, ale tam się, jakby nie patrzeć, wychowałem. Tam stawiałem moje pierwsze kroki w dorosłość. Może czuję się tam lepiej, bo tam jest więcej młodych i otwartych ludzi, a nie starych i sfrustrowanych?

I tak jeżdżąc sobie po uliczkach wspominaliśmy wydarzenia, stracone okazje, nasze małe zwycięstwa, dobrych ludzi i złych ludzi. Porównywaliśmy to, co widzieliśmy kiedyś z tym, co jest teraz. Ile rzeczy zmieniło się w ciągu niecałej dekady. Nasza niegdyś codzienna trasa do sklepu została zmieniona, bo sklep zamknął się po referendum. Na ulicach stało masę aut – pewnie dlatego, że okoliczne domy były kupowane pod wynajem i dzielone na mieszkania, a w Anglii autobusy są niezależne i nikt im nie będzie mówił, jak mają jeździć i czy w ogóle mają jeździć… To taka rzecz, która cały czas jest taka sama! 😂

Połówka wspominała, gdzie na samym sprzęgle podjeżdżała pod górkę w starej Vitarze, bo uczyła się jeździć i nie potrafiła inaczej. 😀 Nasz Jimny nie dał rady na samym sprzęgle podjechać pod tą górkę. I wydawałoby się, że to słabe autko, ale holowaliśmy nim prawie dwa razy cięższe auto, które jeszcze haczyło zerwanym zawieszeniem o jezdnię. Chyba po prostu górki są słabą stroną Jimników. 😂

Potem pojechaliśmy do przychodni, gdzie znajdowała się też klinika dla ciężarnych. Zostawiliśmy tam położnej, która prowadziła naszą ciążę, kartkę z podziękowaniami. Chyba tak bardzo zadziałały na nas wspomnienia, że w końcu zebraliśmy się do czegoś, co dwa lata nam nie wychodziło… Ale lepiej późno niż wcale. 🙂

Niestety nie było jej w pracy, ale jakaś inna kobieta obiecała przekazać kartkę, więc mam nadzieję, że prędzej, czy później ona dotrze. 😀

W sumie to jest to historia bez morału, ale odpoczęliśmy psychicznie od tempa, w które w ciągu ostatnich miesięcy wpadliśmy. Przydało się. 🙂

Mefisto

#252. Wspominkowo Read More »

#171. Żyjemy! cz.2

Tak, ta notka to znak, że wciąż przechodzimy armagedon i nie jestem w stanie wrócić do tak bardzo pożądanej przeze mnie “normalności”. Przede wszystkim nie mam normalnego dostępu do mojego komputera, więc notki wiszą sobie nieskończone, bo wszystkie zdjęcia, czy screenshoty utknęły poza moim zasięgiem. Mam pod ręką jedynie laptopa, a tam jedyne, co jest mojego, to konto na steamie i dostęp do bloga. 😀

Stwierdziłem sobie, że skoro nie mogę egzystować normalnie, to będę egzystować najlepiej jak umiem przy obecnej sytuacji. Czyli z notek informacyjnych zrobiła się mini seria odnośnie obecnej przeprowadzki, chorowania i typowej dawki gier. 😛

Zacznijmy od kwestii zdrowotnych: Smoczyński miał szkarlatynę, a nie ospę. Dlatego w szspitalu nie działały paracetamole, czy ibuprofeny, a dziecko odżyło po antybiotyku (w domu podobny efekt mieliśmy przy magicznym kebabie).

Niestety wciąż jest z nami kiepsko. Byliśmy u lekarza i werdykt: przyjść za tydzień, łykać paracetamol. Szkoda tylko, że ile lat tu mieszkam, tyle lat próbuję (nieskutecznie) poinformować ich, że paracetamol powoduje u mnie wymioty. I za każdym razem patrzy na mnie (ten sam lekarz), jakbym mu babcię obraził. Bo ich uniwersalny lek na wszystko nie działa w moim przypadku.

Do lekarza będziemy szli niedługo. Niestety…

Przeprowadzka przebiega nam świetnie. Połówka przewiozła taki materac w aucie, w którym bagażnik jest wielkości przeciętnej torby sportowej, a jedno siedzenie z tyłu jest zajęte przez dziecięcy fotelik, którego nie potrafimy zdjąć. 😀 Ja wiem, że materac był zwinięty, ale to i tak przednio wyglądało, kiedy rozwijał się już w momencie wyciągania i wyglądało to tak, jakby zmieścił się tam niezwinięty. 😀

Wszystko idzie nam jednak jak krew z nosa, ponieważ musimy pomalować ściany, a to jest masakra w wypadku dwóch chorych stworzeń. Póki co sypialnia jest gotowa i tam urzędujemy, ale mieliśmy trochę przebojów. Np. mieliśmy zrobić biały pasek na górze ściany, ale się nie da, bo wychodzi szlaczek – wspaniałe, równe ściany… Jakby tego było mało to Smoczyński już polizał ścianę. W końcu nowy dom, nowy smak… 😛 Dywan też w sumie spróbował, a mamy nowiutki, świeżo położony…

Chociaż jesteśmy skupieni na kwestiach zdrowotno-przeprowadzkowych to jednak udało mi się naciągnąć Połówkę na grę Watch Dogs 2 z dodatkami i dodatki do Watch Dogs. A Połówka za to naciągnęła mnie na wiertarkę. Zdecydowanie jesteśmy dziwni w kwestii robienia sobie prezentów. 😛

Liczę, że w przyszłym tygodniu skończymy malować i przenosić rzeczy, a potem pójdzie już z górki. Co jak co, ale zaczynam tęsknić za moim kartoflem z Dragon Age Inquisition… 😛

Trzymajcie kciuki, aby to wszystko poszło sprawnie, bo chciałbym jednak tą naszą “normalność”!

Mefisto

#171. Żyjemy! cz.2 Read More »

#166. Nieoczekiwany zwrot akcji

Okres świąteczny to czas, kiedy zdecydowanie za dużo daję notek z przemyśleniami, życzeniami i potem się zastanawiam, czy na pewno chcę dodawać tak szybko kolejną notkę. Z drugiej strony co chwilę coś się dzieje, więc może warto to zebrać jakoś w całość?

Od razu zacznę od tego, że problem z mieszkaniem sam się rozwiązał i to w nieoczekiwany sposób. Nie będę już wchodził w szczegóły, ale to można w sumie w skrócie napisać: nie chcieli przyjść po mieszkanie, to mieszkanie przyszło po nich. 😛 Już wiem jak zdziwiony musiał być Mahomet, kiedy góra przylazła do niego…

Wróciłem do trochę aktywniejszego rysowania. Było mi to potrzebne do przetrwania trudnych chwil i popełniłem kilka rysunków oraz szkicy… Powoli coś tam sobie maluję, bo na razie nie mogę poświęcić temu więcej uwagi, ale zawsze coś tam sobie nabazgram. Plan jest taki, że będę to okazjonalnie wrzucał na instagrama. Nie wiem jednak, czy wszystko, co narysuję, tam wrzucę, czy może jednak reaktywuję swoją stronę i tam skupię moją “twórczość”. Na razie zajęty jestem bazgraniem zwierzątek, pakowaniem gratów i nauką obsługi nowego programu graficznego (całkiem fajnego swoją drogą, ale skróty klawiszowe ma trochę inaczej niż poprzedni program i się sporo dzieje, jak próbuję coś poprawić :P)!

Co do instagrama to dodałem go do panelu/menu po lewej, więc można sobie podejrzeć co się tam dzieje. 🙂

Ostatnio miałem też przerwę w graniu z powodu doła i Połówka tak się wystraszyła, że pogoniła mnie do kupienia sobie jakiś gier. Kupiłem sobie Dragon Age: Inquisition i Mass Effect: Andromeda na pocieszenie. Podziałało i teraz jestem inkwizytorem z postacią, która wygląda jak kartofel (kocham tworzenie postaci w Dragon Age – zawsze wychodzi mi jakieś warzywo rzucające kulami ognia). 😀

The Long Dark w końcu wypuściło poprawione epizody pierwszy i drugi, więc zamierzam się za nie zabrać w najbliższym czasie. Poprawili chyba wszystko, co dręczyło ludzi: dialogi, brak podkładu głosowego w niektórych momentach, animacje, więc będzie to kompletnie nowa i świeża przygoda!

Ze spraw blogowych: zaktualizowałem linki. Dodałem kilka nowych blogów (alfabetycznie, aby się nikt nie kłócił o kolejność :P). Jeszcze mam kilka blogów do nadrobienia, więc powolutku się za to biorę.

Wrzuciłem też filmiki na youtube. Z racji tego, że non stop choruję, nagrałem coś krótszego, ale równie milutkiego. Mam nadzieję, że polubicie! 🙂

Ostatnia ze spraw blogowych, która spędza mi sen z powiek: czemu przycisk do publikacji notek jest różowy? Przecież on z niebieskimi elementami się gryzie… Czy to z jakiegoś powodu, czy komuś się nudziło? Po co, dlaczego, za co, jak, kiedy… Tyle pytań, tak mało odpowiedzi!

Smoczyński udowodnił mi, że jest cwaną bestią: mam aplikację na telefonie z grą dla dzieci w jego wieku. Apka ta ma zabezpieczenie, aby dziecko przypadkiem gry nie wyłączyło. Nie dość, że odblokował telefon, to jeszcze zrobił screenshota! 😛 A ja się muszę męczyć z jedną i drugą rzeczą…

Swoją drogą to dziecko znalazło sobie nową zabawę: nauczył się wchodzić na kanapę, więc ma dosłownie kilkunastominutowe sesje wchodzenia i schodzenia z łóżka. Oczywiście pilnujemy, aby złaził stylem klasycznym, a on woli styl dowolony (znaczy, że głowa idzie pierwsza).

Chciałem napisać o czymś jeszcze, ale… zapomniałem. 🙂 Może przy następnej notce mi się przypomni!

Mefisto

#166. Nieoczekiwany zwrot akcji Read More »

#139. Filmik!

Ledwo wyszła poprzednia, pamiętnikowa notka, a my zdążyliśmy się zarazić jakimś paskudztwem. Uwielbiam być chory. Jeszcze jak na złość zrobiło się zimno i zamiast wygrzać się w ciepłym łóżku to starałem się dociec czemu z siedmiu kaloryferów działają ledwo trzy…

Ech… Ta magia wynajmowanych mieszkań.

Jakby tego było mało to, bawiąc się ze Smoczyńskim, prawie zleciał na nas karnisz. Prawie, bo zgarnąłem dzieciorośl tak szybko, jak szybko zauważyłem, że się sypie nam tynk na łby. Najgorsze jest to, że karnisz już raz musiał zlecieć, bowiem ktoś przyczepił go z powrotem. Tym razem za pomocą kleju. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.

Dysk dotarł! Nie wyjaśniłem w poprzedniej notce, że dysk dostaje Połówka, bo swój zapełniła. Ja z kolei dostanę jej dysk kiedy tylko skończy przenosić dane. Prawdopodobnie wydarzy się to po jej powrocie z Polski, w której przebywa już od kilku dni. Także mój eksodus gier z jednego dysku na drugi musi jeszcze poczekać! 😉

Tęskny mój wzrok utknął na długiej liście pozycji, których nawet nie zacząłem, bo nie miałem miejsca na dysk. Takim tytułem jest na przykład Deus Ex – Mankind Divided – mój urodzinowy prezent. Połówka sprezentowała mi i grę, i pada, bo akurat mieli taki zestaw. Pad wysłano dokładnie w moje urodziny (przypadek, czy…? :)), a kiedy przyszedł to Połówka przekopała pudełko w poszukiwaniu gry. To był tak cudowny widok, kiedy w panice oznajmiła mi, że nie ma mojej gry. Na Steamie gry dodają się automatycznie do konta, ale widać ktoś o tym nie pamiętał i liczył na pudełkową wersję… 🙂

A darmowej gry nie będzie. Promocja skończyła się nim zdążyłem kupić dysk, ale jak to w Anglii bywa, zapomniało się pracownikom zdjąć ogłoszenia z promocją (które nie zawierały żadnych dat, kiedy ta oferta się kończy). Nie wpłynęłoby to na decyzję o kupnie dysku, bo dysk sam w sobie jest dobry, ale to po prostu wkurzające, kiedy przez czyjeś zaniedbanie ja wpierw muszę się pytać, o co chodzi, a potem przechodzić zawód. Cóż, dostałem kolejny powód, czemu powinienem przestać korzystać z Ebuyera. Mają szczęście, że nie był to tytuł, na którym bardzo mi zależało, bo bym się naprawdę zeźlił. Na pocieszenie dostałem od Połówki inną grę – The Elder Scrolls Online, na którą polowałem od miesięcy. 😉 Zważając na to, jak wciągnął mnie Skyrim to pewnie i ten tytuł zassie mnie na długie godziny! (edit: już zassał :D)

Zdecydowałem się też w końcu na przetestowanie wine dxvk, czyli nakładki tłumaczającej grafikę z Directx 10/11 na Vulkan. Nie będę się o tym tutaj rozpisywał co to jest i po co mi to, bo zrobię to w Kąciku Technicznym, ale moje pierwsza wrażenia są takie: woooow! To jest coś, czego potrzebowałem! Zainstalowałem i przejrzałem sobie kilka tytułów, ale skupię się na razie na The Elder Scrolls Online i Far Cry Primal, który podarowała mi Połówka (tym razem bez paniki, że grę ukradli :D) w zamian za wymienienie się dyskami talerzowymi (bo SSD bym nie oddał :P).

Grafika jest wręczna bajeczna w Far Cry’u. Miałem tylko problem z dźwiękiem (jak setki innych graczy), ale udało się je pomyślnie rozwiązać. Moje pierwsze chwile w grze wyglądały tak: idę za jakimś kolesiem, nie mogę się powstrzymać, dźgam go dzidą w tyłek, ten się wkurza na mnie i zaczyna do mnie strzelać z łuku, stojący obok mamut taranuje go po czym tenże mamut zajmuje się ogniem bez powodu… Właśnie z takich powodów żałuję bardzo, że ja po prostu nie nagrywam filmów, naprawdę!

Co do The Elder Scrolls Online to czuje się, jakbym zatoczył koło, bo stary dysk wykrzaczył mi się właśnie na tej grze (był wtedy darmowy weekend i liczyłem, że pogram). W tej chwili gram w ESO na dokładnie takim samym dysku, jak ten, który mi padł. W sumie to tak, jakbym zatrzymał się w czasie i po dłuższym czasie ruszył dalej z tego samego miejsca.

Wziąłem się za nagrywanie i powiem wam, że wyszło masakrycznie. Za pierwszym razem dźwięk nagrał się na tyle słabo, że nic nie było słychać. Potem padł mi pad (bo zamierzam grać na padzie i oczywiście baterie musiały akurat teraz powiedzieć “nie”). Przy trzeciej próbie bolało mnie już gardło, bo postanowiłem nagrywać będąc chorym, więc zdecydowałem się darować sobie nagrywanie głosu przy pierwszym filmiku. I tak to jest tutorial, gdzie co chwilę ktoś coś gada, a ja nie chcę się wcinać, więc dużo i tak nie powiedziałem. Nagrałem tylko krótką przemowę, którą wrzuciłem na początek. Mam nadzieję, że następnym razem wszystko pójdzie już po mojej myśli! A o to filmik:

Liczę po cichu na to, że drugi filmik wyjdzie mi lepiej. Niech ja tylko znajdę baterie do pada…

Jak już wyżej wspomniałem, Połówka jest w Polsce, a my ze Smoczyńskim czekamy grzecznie na wielki powrót. Dzieciorośl trochę nam podrosła i lepiej znosi rozstanie. Póki co wystarczają codzienne rozmowy. Jedyny problem, jaki z nim mam, jest taki, że zrobił się za cwany. Rano wstaje bardzo cicho, aby mnie nie obudzić po czym zaczyna odsłaniać i zasłaniać okno. Gdyby nie motyw ze spadającym karniszem pewnie pozwoliłbym mu się bawić. Nie chciałbym jednak, aby ten karnisz również okazał się przyklejony na klej i spadł nam na głowy.

Chociaż i tak tęsknimy. My żyjemy tak dopasowani do siebie, jak takie trzy trybiki w mechanizmie. Kiedy jeden wypada, reszta nie umie się odnaleźć. Gdyby nie ta durna i niepotrzebna wyprowadzka, Smoczyński miałby już paszport i pojechalibyśmy wszyscy razem, a tak to nie było czasu wyrobić. Szkoda. Chciałbym go zabrać do jego pradziadków, aby pobiegał na działce, powcinał owoce prosto z krzaczka i poobserwował kurnik u sąsiada. Na pewno by mu się spodobało!

Połówka zaproponowała, abyśmy wybrali się w przyszłym roku razem i pozwiedzali trochę. W sumie byłoby co opisać w Kąciku Podróżniczym (uwaga, ustalam nową zasadę: lokalne podróże tyczą się miejsc, w których przebywam, a nie mieszkam :D).

Smutna wiadomość: ścięto nam drzewo rosnące przy domu. Tak po prostu ciachnęli je i tyle. Smoczyński lubił patrzeć na gałęzie, kiedy szalały na wietrze, a teraz może podziwiać niebo. Nie wiem, czy coś było z drzewem (nie wyglądało na chore). I tak jakoś przykro, bo czuję się dosłownie obdarty z kawałka natury. Ludzie jeszcze nie zauważyli, że drzewa są jednak potrzebne do oddychania…

IMG_20180920_140150
I nastała pustka…

Tyle już napisałem, że o innych rzeczach wspomnę następnym razem. Nie mam w planach bicia rekordów na długość notek. Póki co… 😉

Mefisto

#139. Filmik! Read More »

#133. Na wesoło!

Kolejne cztery tygodnie minęły jak z bicza strzelił, ale ilekroć mam coś do zrobienia to czas pędzi jak nienormalny.

Zacznę od wesołej wieści: zdaliśmy mieszkanie. Wysprzątane, wyczyszczone, dziury w ścianach po półkach zaklejone i zamalowane. Nasz były wynajmujący spotkał się z nami na dosłownie dwie minuty, zabrał klucze i zostawił nas z facetem z agencji, który miał sprawdzić mieszkanie. Ten zauważył kilka otarć (część udało się doczyścić), ale generalnie powiedział, że jesteśmy dobrymi najemcami, bo mieszkanie jest lepiej wyczyszczone niż było na początku. Nawet sobie pogawędziliśmy o byłym wynajmującym, bowiem ten przywitał nas czerwonymi ślepiami – wiadomo od czego… Aż nam się przypomniało jak innym razem, również z czerwonymi oczyma, naprawiał klamki w drzwiach i zamontował je na odwrót.

Na szczęście były właściciel zgodził się oddać cały depozyt. Pierwszy raz miałem okazję skorzystać z jednej z rządowych firm/agencji, które ubezpieczają depozyt. Dostaliśmy link, gdzie w formularzu, który częściowo wypełnił były właściciel, podaliśmy swoje dane do przelewu i po kilku dniach otrzymaliśmy przelew. Nawet wygodna usługa. No i Połówka ma teraz spory zapas gotówki na wyjazd do Polski na kolejną turę leczenia (a ja wybieram już dodatki do Simsów – to już taka nasza tradycja :P). Znowu zostanę na dwa tygodnie ze Smoczyńskim! Biegającym Smoczyńskim! Coś czuję, że żywy z tego nie wyjdę!

Stan mojego zdrowia się nie poprawia. Co gorsza nie wiadomo co to jest, a podejrzenie zaczyna padać na chorobę autoimmunologiczną, która ujawniła się jeszcze nim Smoczyński się urodził (właścicie to pierwsze objawy miałem prawie 5 lat temu, ale wtedy “byłem za młody, aby chorować”). Jak już zrobią senty test krwi to może będę coś wiedział. Mam tak poharatane ręce od pobrań krwi, że wyglądam jak po ataku wściekłej pielęgniarki…

Smoczyński niedawno miał szczepienie z okazji ukończonego roku. Było trochę gorączkowania, ale odbyło się to bez większych ekscesów i na ogół był wesoły jak zawsze. W te gorsze dni siedział przytulony do nas, bo w końcu przytulenie się do rodzica to najlepsze lekarstwo. Dosłownie i w przenośni. 🙂 W te lepsze dni taranował wszystko na swojej drodze trenując nową umiejętność: bieganie niczym pocisk. Obecnie próbuje połączyć tą umiejętność z wskakiwaniem (nie wchodzeniem) na meble. Od czasu do czasu czaruje też przy użyciu kolan Połówki… 😛

Mając trochę więcej czasu, staramy się lepiej gotować, dzięki czemu i Smoczyński podżera domowej roboty sosy, zupy i co tam nam do głowy wpadnie. A że żarłok (po Połówce :P) to zasysa wszystko z prędkością światła. Albo i szybciej. Swoją drogą kupiliśmy mu smoczek (link), do którego można wkładać owoce i teraz wesoło sobie ciumka ulubione jabłka i winogrona. Raz udało mu się otworzyć smoczek i wytarzać w przeciumkanej zawartości. Wyglądał, jakby kogoś zamordował z uroczym uśmiechem na twarzy… 😉

Swoją drogą dostałem takie zapytanie: co nie zmieniło się w Smoczyńskim od czasu jego narodzin. Bez zmian jest wciąż jego krótki, kaczy puszek na głowie (o, i zdradziłem część nazwy Buntu Kaczek ;)).

W wolnej chwili (lub też w akcie desperacji po ostatnich miesiącach w zabieganiu) udaliśmy się do naszego Cichego Zakątka, a ten z radością przywitał nas przepysznymi jeżynami! Wykopałem z plecaka siatkę i uzbieraliśmy ich nawet sporo. Smoczyński miał wyjątkowo smaczny mus z owoców oraz kompot, a my z Połówką mieliśmy bardzo dobre ciasto! 🙂

Ze świata komputerów: niedawno 25-te urodziny obchodził Debian (jedna z dystrybucji systemu Linux). To więcej niż ja mam! Niesamowite, że dzięki oddaniu ludzi dokładających swoją cegiełkę do linuksowej społeczności ten system wciąż istnieje, rozwija się i osiąga rzeczy, o których twórcy nie myśleli 25 lat temu (jak na przykład fakt, ile gier wychodzi co miesiąc na różne dystrybucje Linuksa).

Dowiedziałem się też o istnieniu strony internetowej, która ma za zadanie uświadamiać, czymś są DRM (Digital Rights Management) i dlaczego są one złe w świecie gier. Już sama nazwa strony – FCK DRM – powala. Jestem jak najbardziej za takimi akcjami. Tutaj macie link do strony.

Przygotowuję Kącik Techniczny na swój wielki debiut we wrześniu. Będzie się pojawiać (mam nadzieję) w każdą pierwszą środę miesiąca. Co do notek o lokalnych podróżach to musimy nadrobić nasze krótkie wypady. Niestety, ale ostatnio nie ruszamy się z domu, bo mieliśmy za dużo na głowie. Aczkolwiek Kącik Podróżniczy (bo tak nieoryginalnie będzie się nazywał) też będzie mieć premierę we wrześniu – w drugą środę miesiąca. Mam tylko nadzieję, że nie zapomnę dodać tych notek…

Pracuję też w tej chwili nad gamebookiem. Potem zrobię kontynuację gamebooka za pomocą RPG Makera. Na razie odstawiłem rysowanie, bo jestem trochę przemęczony, ale już mam plan, która seria z Pamiętników będzie na pewno ozdobiona rysunkami. :>

Ostatnio miałem trochę wolnego od gier. Tzn. nie tak, że nie grałem. Do tego musiałbym być jeszcze poważnie chory, a najpewniej martwy. 😛 Powodem tego jest fakt, że mam 12 gier do opisania. To daje mi notek na pół roku przy średniej ilości 2 notek z gier na miesiąc. Moim celem jest teraz chociaż opisać je, aby były gotowe na swój wielki dzień. Za szybko gram w gry, nie nadążam z opisywaniem! 😀

W tym czasie razem ze Smokiem naparzaliśmy w Saints Row: The Third. Nagrałem kilka migawek z różnych błędów, które się wydarzyły, ale to tyle z mojej strony. Wpisu o tej wybitnej grze nie będzie póki co. 🙂 Oto najciekawszy bug gry, pozostałe są na moim kanale na Youtube.

Zamierzam na dniach przetestować nagrywanie i zabrać się za Yooka-Laylee. Najpewniej będzie to raptem kilka, kilkanaście minut, bo pewnie zje mnie trema, czy coś… 😉

Swoją drogą piszę o tym, bo dzięki temu pamiętam, co mam zrobić! Te notki to taka lista rzeczy do zrobienia dla mnie. 😀 Bo zwyczajne listy na mnie nie działają…

Przyznam się też, że zrobiłem listę pomysłów na bloga, które mniej lub bardziej będę realizował. Pierwszym z nich będzie po raz kolejny posprzątanie na podstronce Gry, aby posegregować niektóre tytuły (jak np. Castlevania) na serie, a pod nimi będą wymienione pozycje, które przeszedłem. No i uzupełnienie ikonek gier, bo trochę ostatnio zjadło mnie lenistwo i po prostu mi się nie chciało. 😛

Połówka zakupiła ostatnio trzy używane dyski talerzowe i jeden o wielkości 1 TB trafił do mnie. Pozostałe dwa są praktycznie nowe, a mój trafił się uszkodzony. Dysk idzie do reklamacji, ale ja w ramach pocieszenia dostanę dysk SSD 1 TB! W końcu! Jakby tego było mało to do dysku dołączona jest gra także jestem bardzo szczęśliwy i zmotywowany do dalszych działań. 🙂

Jeszcze Połówka ostatnio potwierdziła, że zgadza się na Playstation 4, bo znalazłem grę, którą współtworzyło Studio Ghibli… 🙂 Także mam tak przeogromny zaciesz na twarzy, że chyba mi kąciki ust pękną. 😀

Na sam koniec zdradzę wam mój niecny plan: mamy zamiar z Połówką (chociaż Połówka jeszcze o tym nie wie) zabrać Smoczyńskiego do lasu, założyć mu butki i wypuścić na wolność… No dobra, za rączkę się z nim tam przejść. 😉 Byłby to pierwszy raz samodzielnego chodzenia poza domem. Napiszę wam, czy mu się podobało… 😉

Mefisto

#133. Na wesoło! Read More »

#123. Gwiazdka w czerwcu

Poniższy wpis dedykuję Smoczyńskiemu, który starł sobie czubek nosa. Nie wiemy jak, dlaczego, po co i jakim cudem, ale zrobił to w absolutnej ciszy, bez płaczu i był z siebie bardzo zadowolony. Nos już się zagoił, ale przez kilka dni był naszym Rudolfem Czerwononosym! Zdecydowanie dziecko Połówki: oni oboje mają obsesję na punkcie robienia Gwiazdki latem… (muszę kiedyś opisać to, jak Połówka zrobiła mi burdę o to, że nie chciałem kupić żywej choinki w maju)

Odebraliśmy klucze do nowego domu. Oczywiście nie obyło się bez dodatkowych wrażeń. Pierwszego dnia wpadliśmy do mieszkania porobić zdjęcia różnych niedocięgnięć i skaz, i zauważyliśmy, że bojler nie działa. Po dwóch dniach został naprawiony. Potem gwóźdź w podłodze (w wyniku chodzenia po nim) przebił rurę od gazu i mieliśmy przeciek. Od zgłoszenia do naprawy minęły dwa dni, więc poszło dosyć sprawnie, chociaż było ryzyko, że szukanie i łatanie przecieku zajmie dwa tygodnie, przez co będziemy musielibyśmy się wynieść na ten czas. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze! Powiadomiliśmy agencję, agencja wysłała swojego pracownika, który potwierdził wyciek gazu i chwilę potem przyjechał mężczyzna z gazowni oficjalnie odcinając gaz w domu. Przy okazji pochodził z takim śmiesznym urządzeniem zasysającym powietrze i pokazał, gdzie mniej więcej jest przeciek. Następnego dnia przybyli fachowcy, rozebrali podłogę na części pierwsze, naprawili rurę i przywrócili gaz. Podłoga też wróciła na swoje miejsce.

Z okazji uczczenia przeprowadzki dostałem subskrypcję na Humble Bundle, dzięki której wspieram organizacje charytatywne, dostaję kilka darmowych gier co miesiąc, cieszę się dostępem do Trove (strony, gdzie można bezpośrednio ściągnąć niektóre gry za darmo) i mam dodatkowe 10% zniżki na gry. Cieszy mnie to niezmiernie, tym bardziej, że subskrypcja w tym miesiącu zawierała Ken Follett’s The Pillars of the Earth oraz Yooka-Laylee – gry, które bardzo chciałem mieć! 🙂

Smoczyński za to dostanie basen do ogródka, a Połówka zdecydowała się na Samsunga Galaxy S9+. Oznacza to, że dziedziczę S7 i w końcu będę mieć telefon z działającym poprawnie aparatem! (przynajmniej przez jakiś czas) Smoczyński za to poczęstował się moim starym Galaxy S5. Dosłownie. Połówka w porę wyciągnęła mu go z ust…

Smoczyński został ogrodnikiem i z radością podlewa swoje roślinki: pomidory, truskawki, marchewki oraz fasolę (i nas przy okazji). Pomidor został zaatakowany przez ślimaki, które nagryzły go porządnie. Mimo tego nasza roślinka wciąż żyje. Zaczęły nawet na niej rosnąć małe pomidorki. Truskawki za to podeptał kot, więc kupiliśmy odstraszacz i mamy nadzieję, że poskutkuje. Jeśli nie to Połówka będzie robić za stracha na koty. 😉 Fasola rośnie niesamowicie szybko, mimo iż też dostało się jej od ślimaków i tylko marchewka pozostaje podziemną zagadką (ale podejrzewamy, że też ma się dobrze). Mieliśmy okazję spróbować pierwszą truskawkę! Nienajgorsza, choć trochę kwaśna… 😉

Musieliśmy kupić też pralkę i lodówkę, bo zabrakło ich w nowym lokum. Lodówka ma kółka z tyłu, więc można ją brać na spacery (już widzę te zazdrosne miny sąsiadów, jak lodóweczkę poprowadzę po uliczkach ciągnąc ją za kabel !). Ogólnie kółka by mi nie przeszkadzały, ale że chcieliśmy ją postawić na zamrażalce, to niewiele brakowało, aby przy pierwszym otwarciu skończyła nam w ramionach.

Pralka za to zadomowiła się na środku kuchni, ponieważ przy remoncie kuchni ktoś nie przewidział gniazdek na prąd we wnękach na pralkę i zmywarkę. Dlatego też kabel wisi nad blatami, a sama pralka wystaje niczym półwysep… Pralka w końcu zadomowiła się pod blatem, a kabel od zasilania idzie na okrętkę do najbliższego gniazdka.

Jakby tego było mało, to sprzęty dojechały do nas w osobnych transportach (bardzo ekonomiczne i ekologiczne podejście), a lodówka udawała matrioszkę kryjąc się pod kolejnymi pudełkami…

Przygotowujemy się też na pierwsze urodziny Smoczyńskiego. Czas tak szybko leci! Jeszcze nie tak dawno leżał sobie grzecznie, spał całe dnie, nie gryzł, nie pluł… 😉 Dzięki niemu wiele rzeczy odkryliśmy na nowo, na wiele rzeczy patrzymy teraz w inny sposób. Nawet spontaniczny wypad za miasta ma zupełnie nowy posmak, kiedy ma się dziecko pod pachą, które to, co my znamy bardzo dobrze, odczuwa po raz pierwszy i z prawdziwą, nieukrywaną szczerością delektuje się nowymi wrażeniami.

Planujemy sprezentować mu kolejną ulubioną postać z Yokai Watch – Komasana. Tylko cśśś! Nie mówcie mu! 😉 To będzie niespodzianka!

Następna notka tego typu wypada po jego urodzinach, więc na pewno napiszę, czy się ucieszył. 😉

Mefisto

#123. Gwiazdka w czerwcu Read More »

#117. Niepokonani!

Życie pisze najlepsze scenariusze. Gdybym zrobił film o życiu mojej rodziny, to pewnie sklasyfikowano go pod wszystkie możliwe gatunki, a kilka zapobiegawczo by stworzono, aby objąć bezmiar możliwości losu…

Zacznę od wyjaśnienia wpisu, który wpadł tutaj dosyć niedawno. Właściciel mieszkania zmienił zdanie i kazał nam wyprowadzić się wraz z końcem umowy, bo zamierza wynająć mieszkanie rodzinie, a nie przedłużać nam umowę o kolejny rok. Udało się dostać od niego wypowiedzenie w dwóch sztukach (bo jedno było “nielegalne”) i w urzędzie poprosiliśmy o pomoc, bo nam, wedle angielskiego prawa, przysługuje.

To będzie trzecia przeprowadzka w ledwie ponad rok. Nie muszę chyba pisać, co ja już od tych wyprowadzek dostaję…

Na szczęście znaleźliśmy lokum, które jak tylko zobaczyliśmy, to od razu je wybraliśmy. Jest to trzypokojowy domek niedaleko centrum Nailsea w bardzo dobrej cenie jak na jego wielkość. Domek jest sporo większy od obecnego mieszkania (trzy pokoje, schowek na piętrze i pod schodami, salon, łazienka, kuchnia oraz jadalnia). No i mamy ogródek, w którym można się skryć w cieniu drzewa albo urządzić grilla (co bardzo cieszy połówkę). Okolica wydaje się spokojna, a my mamy tylko jednego sąsiada obok – z drugiej strony są garaże (w tym jeden dla naszego czterokołowego członka rodziny).

Od rodziny dostałem też trochę grosza, aby mieć na przeprowadzkę i depozyt, co jest bardzo pomocne, bo trzeba kupić pralkę i lodówkę do nowego domu. Wciąż trwają rozmowy na temat zmywarki, ale ją raczej kupimy trochę później. Połówka za to znalazła już grilla do kupienia… (szybka bestia)

Szkoda mi tylko Smoczyńskiego, którego zmiana mieszkania na pewno zirytuje. Taki mały, a już w swoim życiu ma drugą przeprowadzkę na głowie.

Ale nagroda za naszą wytrwałość musiała na nas spaść: okazało się, że mam w swojej kolekcji monetę wartą kilka tysięcy funtów. Jakkolwiek życie mnie skopie, to los wynagrodzi nam nasze krzywdy. Smoczyński będzie miał na osiemnastkę wyjątkowy prezent. 😉 Znalazłem też kilka jednopensówek, których wartość wynosi do ośmiuset funtów – w tym dwie z 1971 z napisem “new penny”. Jest to szczególna data dla Wielkiej Brytanii, ponieważ w 1971 wprowadzono dzielenie się funta na 100 pensów. Do 15 lutego 1971 dzielił się na 240 pensów lub 20 szylingów.

Chociaż w naszym życiu panuje chaos, to jednak staramy się na niego reagować w pozytywny sposób i szukamy sposobów ukojenia zszarganych nerwów. Zabawne, że naszym najlepszym rozwiązaniem na walkę z obłędem jest wpadanie w jeszcze większe aczkolwiek kontrolowane przez nas szaleństwo.

Postanowiliśmy wszyscy troje walczyć, ale nie przejmować się. Nie takie piekło nam już los zgotował! Dlatego pomiędzy oglądaniem mieszkań i pakowaniem naszych gratów staraliśmy się relaksować i odwiedzać okoliczne miejsca, aby poznać ich historię. Próbowaliśmy też zrobić grilla, ale grill okazał się ognioodporny. Spaliliśmy całe opakowanie od grilla, ale sam węgiel miał nas w poważaniu…

(szaszłyki stały się jadalne po wizycie w piekarniku i smakowały prawie jak z grilla)

Odwiedziliśmy molo w Clevedon (o czym napiszę osobną notkę), gdzie Smoczyński patrzył z zaciekawieniem na fale, pospacerowaliśmy po zalesionych miejscach w okolicy podziwiając naturę nietkniętą kosiarką. Nawet udało się nam załapać na zdjęciu przejazd pociągu!

Wpadliśmy też do muzeum w Weston-Super-Mare, gdzie spotkaliśmy kawałek historii tego miasta i histerycznie śmiejącą się lalkę (o czym także wspomnę w osobnym wpisie, aby tego nie rozciągać nadmiernie).

Właściwie, patrząc na ilość zwiedzonych przeze mnie miejsc, postanowiłem stworzyć serię wpisów o różnych miejscach w Anglii i ich historii. Daleko nie wędruję – jak to ujął mój ojciec: jestem żeglarz, co wokół zarzuconej kowticy pływa. Ale jeśli już to robię, to wędruję w przedziwne miejsca, które najczęściej znajduję przypadkiem. Wpisy będą pojawiać się raz w miesiącu, w drugą środę miesiąca. 😉

Porozmawiałem też z pewną osobą, która poleciła mi miejsca warte obejrzenia. Moja lista powoli powiększa się o kolejne pozycje. 😉 Ponadto wymyśliłem sobie, aby zrobić listę (albo mapę) budek telefonicznych w Anglii, bo wręcz uwielbiam je fotografować. Takie moje dziwne hobby. 😉

Z racji faktu, że truskawka się poddała, adoptowaliśmy stratowaną miętę i małego pomidorka, który nie jest już mały, bo zaczął bardzo szybko rosnąć (jak Smoczyński). Okazało się, że mięta była zarażona mączniakiem i trzy pędy poszły do śmiecia. Czwarty wytrwał kilka dni dłużej i również przegrał z chorobą. Bok choy urósł, wyrosły nasiona, a potem zaczął umierać. Ale przynajmniej mamy nasiona.

IMG_20180425_180601

Wiem, że mamy dziwne hobby, ale w domowych warunkach prawie wyhodowaliśmy ziemniaka i w sumie to nas zachęciło. 😉 A skoro będziemy mieć ogródek… W sklepie Ikea widziałem już papryczki i mandarynki do hodowania… 😛 A mama Połówki (brzmi jak mama Muminka) wysłała nam już kilka opakowań nasion do zasadzenia w ogródku.

Przez to całe zamieszanie Kącik Techniczny stanął w miejscu, mimo iż pierwsza notka jest praktycznie gotowa. Zamierzam uporządkować to w miare szybkim czasie, mimo iż piorytet bierze teraz życie codzienne i pakowanie. Aczkolwiek myślę, że czerwiec to już zdecydowanie początek nowej serii. 🙂 Czuję się natchniony, aby cieszyć się życiem i robić to, co lubię!

Przeżyliśmy też scenę jak z horroru. W jednym z pokoi sufit został ciekawie przystrojony. Czym? Pajączkami. Małymy, rudymi, wrednymi pajączkami. Było ich ponad pięćdziesiąt. Usuwanie ich zajęło tylko godzinę. A może aż godzinę, bo cholery skakały jak opętane! Wszystko przez to, że pod oknem skoszono trawnik i nastąpiła wielka ucieczka wszelkich żyjątek. A wystarczyłoby nie kosić trawy…

Chociaż miałem dość,  to jednak cieszę się. Chciałem mieć ogródek i będę miał. I może nawet dobry los podaruje mi i mojej rodzince odrobinę spokoju. Na razie czekam z niecierpliwością na pierwszy czerwca, kiedy dadzą nam klucze i zaczniemy zapełniać kolejną kartę naszej historii! Trafił się nam udany dzień dziecka! 🙂

Mefisto

#117. Niepokonani! Read More »

Scroll to Top