Życie pisze najlepsze scenariusze. Gdybym zrobił film o życiu mojej rodziny, to pewnie sklasyfikowano go pod wszystkie możliwe gatunki, a kilka zapobiegawczo by stworzono, aby objąć bezmiar możliwości losu…
Zacznę od wyjaśnienia wpisu, który wpadł tutaj dosyć niedawno. Właściciel mieszkania zmienił zdanie i kazał nam wyprowadzić się wraz z końcem umowy, bo zamierza wynająć mieszkanie rodzinie, a nie przedłużać nam umowę o kolejny rok. Udało się dostać od niego wypowiedzenie w dwóch sztukach (bo jedno było “nielegalne”) i w urzędzie poprosiliśmy o pomoc, bo nam, wedle angielskiego prawa, przysługuje.
To będzie trzecia przeprowadzka w ledwie ponad rok. Nie muszę chyba pisać, co ja już od tych wyprowadzek dostaję…
Na szczęście znaleźliśmy lokum, które jak tylko zobaczyliśmy, to od razu je wybraliśmy. Jest to trzypokojowy domek niedaleko centrum Nailsea w bardzo dobrej cenie jak na jego wielkość. Domek jest sporo większy od obecnego mieszkania (trzy pokoje, schowek na piętrze i pod schodami, salon, łazienka, kuchnia oraz jadalnia). No i mamy ogródek, w którym można się skryć w cieniu drzewa albo urządzić grilla (co bardzo cieszy połówkę). Okolica wydaje się spokojna, a my mamy tylko jednego sąsiada obok – z drugiej strony są garaże (w tym jeden dla naszego czterokołowego członka rodziny).
Od rodziny dostałem też trochę grosza, aby mieć na przeprowadzkę i depozyt, co jest bardzo pomocne, bo trzeba kupić pralkę i lodówkę do nowego domu. Wciąż trwają rozmowy na temat zmywarki, ale ją raczej kupimy trochę później. Połówka za to znalazła już grilla do kupienia… (szybka bestia)
Szkoda mi tylko Smoczyńskiego, którego zmiana mieszkania na pewno zirytuje. Taki mały, a już w swoim życiu ma drugą przeprowadzkę na głowie.
Ale nagroda za naszą wytrwałość musiała na nas spaść: okazało się, że mam w swojej kolekcji monetę wartą kilka tysięcy funtów. Jakkolwiek życie mnie skopie, to los wynagrodzi nam nasze krzywdy. Smoczyński będzie miał na osiemnastkę wyjątkowy prezent. 😉 Znalazłem też kilka jednopensówek, których wartość wynosi do ośmiuset funtów – w tym dwie z 1971 z napisem “new penny”. Jest to szczególna data dla Wielkiej Brytanii, ponieważ w 1971 wprowadzono dzielenie się funta na 100 pensów. Do 15 lutego 1971 dzielił się na 240 pensów lub 20 szylingów.
Chociaż w naszym życiu panuje chaos, to jednak staramy się na niego reagować w pozytywny sposób i szukamy sposobów ukojenia zszarganych nerwów. Zabawne, że naszym najlepszym rozwiązaniem na walkę z obłędem jest wpadanie w jeszcze większe aczkolwiek kontrolowane przez nas szaleństwo.
Postanowiliśmy wszyscy troje walczyć, ale nie przejmować się. Nie takie piekło nam już los zgotował! Dlatego pomiędzy oglądaniem mieszkań i pakowaniem naszych gratów staraliśmy się relaksować i odwiedzać okoliczne miejsca, aby poznać ich historię. Próbowaliśmy też zrobić grilla, ale grill okazał się ognioodporny. Spaliliśmy całe opakowanie od grilla, ale sam węgiel miał nas w poważaniu…
(szaszłyki stały się jadalne po wizycie w piekarniku i smakowały prawie jak z grilla)
Odwiedziliśmy molo w Clevedon (o czym napiszę osobną notkę), gdzie Smoczyński patrzył z zaciekawieniem na fale, pospacerowaliśmy po zalesionych miejscach w okolicy podziwiając naturę nietkniętą kosiarką. Nawet udało się nam załapać na zdjęciu przejazd pociągu!
Wpadliśmy też do muzeum w Weston-Super-Mare, gdzie spotkaliśmy kawałek historii tego miasta i histerycznie śmiejącą się lalkę (o czym także wspomnę w osobnym wpisie, aby tego nie rozciągać nadmiernie).
Właściwie, patrząc na ilość zwiedzonych przeze mnie miejsc, postanowiłem stworzyć serię wpisów o różnych miejscach w Anglii i ich historii. Daleko nie wędruję – jak to ujął mój ojciec: jestem żeglarz, co wokół zarzuconej kowticy pływa. Ale jeśli już to robię, to wędruję w przedziwne miejsca, które najczęściej znajduję przypadkiem. Wpisy będą pojawiać się raz w miesiącu, w drugą środę miesiąca. 😉
Porozmawiałem też z pewną osobą, która poleciła mi miejsca warte obejrzenia. Moja lista powoli powiększa się o kolejne pozycje. 😉 Ponadto wymyśliłem sobie, aby zrobić listę (albo mapę) budek telefonicznych w Anglii, bo wręcz uwielbiam je fotografować. Takie moje dziwne hobby. 😉
Z racji faktu, że truskawka się poddała, adoptowaliśmy stratowaną miętę i małego pomidorka, który nie jest już mały, bo zaczął bardzo szybko rosnąć (jak Smoczyński). Okazało się, że mięta była zarażona mączniakiem i trzy pędy poszły do śmiecia. Czwarty wytrwał kilka dni dłużej i również przegrał z chorobą. Bok choy urósł, wyrosły nasiona, a potem zaczął umierać. Ale przynajmniej mamy nasiona.
Wiem, że mamy dziwne hobby, ale w domowych warunkach prawie wyhodowaliśmy ziemniaka i w sumie to nas zachęciło. 😉 A skoro będziemy mieć ogródek… W sklepie Ikea widziałem już papryczki i mandarynki do hodowania… 😛 A mama Połówki (brzmi jak mama Muminka) wysłała nam już kilka opakowań nasion do zasadzenia w ogródku.
Przez to całe zamieszanie Kącik Techniczny stanął w miejscu, mimo iż pierwsza notka jest praktycznie gotowa. Zamierzam uporządkować to w miare szybkim czasie, mimo iż piorytet bierze teraz życie codzienne i pakowanie. Aczkolwiek myślę, że czerwiec to już zdecydowanie początek nowej serii. 🙂 Czuję się natchniony, aby cieszyć się życiem i robić to, co lubię!
Przeżyliśmy też scenę jak z horroru. W jednym z pokoi sufit został ciekawie przystrojony. Czym? Pajączkami. Małymy, rudymi, wrednymi pajączkami. Było ich ponad pięćdziesiąt. Usuwanie ich zajęło tylko godzinę. A może aż godzinę, bo cholery skakały jak opętane! Wszystko przez to, że pod oknem skoszono trawnik i nastąpiła wielka ucieczka wszelkich żyjątek. A wystarczyłoby nie kosić trawy…
Chociaż miałem dość, to jednak cieszę się. Chciałem mieć ogródek i będę miał. I może nawet dobry los podaruje mi i mojej rodzince odrobinę spokoju. Na razie czekam z niecierpliwością na pierwszy czerwca, kiedy dadzą nam klucze i zaczniemy zapełniać kolejną kartę naszej historii! Trafił się nam udany dzień dziecka! 🙂
Mefisto
Jestem z Was dumny i nieustannie podziwiam Wasze zdolności adaptacyjne!
Ogródek z prawdziwego zdarzenia miałem w Stanach za ostatnim wyjazdem. Brakuje mi go jak cholera…zresztą w ogóle Stanów brakuje ostatnimi czasy.
Współczuje Wam tych wszystkich przeprowadzek i stresów. Ale jesteście fajterzy i nic Wam rady nie da 😀
Czekam z utęsknieniem na tę nową serię podróżniczą. Między innymi dlatego lubię Cię czytać – kiedy gdzieś jedziecie, ja tam jestem razem z Wami. Można by prosić o jakis filmik w tej serii też?
Jak zawsze mocno trzymam kciuki! 🙂
Dziękujemy za te ciepłe słowa! 🙂
A nie myślałeś, aby wybrać się do Stanów? 😉 Albo wydzierżawić działkę?
Filmiki na pewno będą – na pewno z podróży, bo auto samo filmuje. 🙂 Co do innych filmików to jeszcze nie wiem. 😉
Do Stanów z chęcią bym się wybrał, gdyby nie praca Rodziców, brak pieniędzy i fakt, że wiza mi wygasła 5 lat temu. A zdobycie wziy w Krakowie jest niewymownie upokarzającym przeżyciem… Co do działki, to ma ją wujek, tylko nie zawsze udaje nam się tam bywać…
Podejrzewam, że to ludzie są głównym powodem tego upokorzenia? Przykro mi, że na każdym kroku przysłowiowe belki pod nogi rzuca nie los, a jakiś inny człowiek…
A pod blokiem nie macie ogródka? Czy do wspólnego użytku?
Wyłącznie ludzie.
Opowiem Ci o swoich przejściach z ostatniego razu. W 2003 byliśmy po wizę. Przede mną stała zupełnie zdrowa, młoda dziewczyna. Ja pokazałem dokumentację medyczną, powiedziałem o poprzednich pobytach i dlaczego muszę jechać tym razem (problem z biodrem, zagrażający zdrowiu). Na to usłyszałem od konsula (zza kuloodpornej szyby!): “Nie psekonau mnie pan…”. Chwilę wcześniej musieliśmy iść do zaprzyjaźnionego z konsulem fotografa po nowe zdjęcia, bo te co mieliśmy konsulowi nie pasowały, jak też do zaprzyjaźnionego z konsulem KARDIOLOGA na badania, który to kardiolog w życiu niepełnosprawnego nie badał…
A co z tą dziewczyną przede mną? Weszła, wyjaśniła że chce pojechać pozwiedzać Stany – i dostała wizę od ręki. Bez dodatkowych pytań, dokumentów, niczego. A teraz pomnóż to sobie razy cztery, bo ja cztery razy w USA byłem. Konsulat Generalny w Krakowie to jest dzicz i państwo w państwie…
Co do balkonu to owszem – i jest to rzecz, która mi się najbardziej tu podoba na tym nowym osiedlu 🙂 Balkon jest nasz, wychodzi na wspólny plac zabaw 🙂 Lubię tam przesiadywać.
No bo takie wizy są z reguły dłuższe… A wizy turystyczne łatwiej dostać. Chyba łatwiej wziąć turystyczną, pojechać i tam załatwiać cokolwiek. Aczkolwiek bardzo Ci współczuję, bo trafiłeś na kawał chama. :/ Aż chciałoby się napisać skargę i tą skargą drania wychłostać!
Całkiem fajnie, że masz chociaż balkon. Mieszkając w bloku docenia się taki kawałek półotwartej przestrzeni na właność. 🙂 Ale bardziej chodziło mi o taki komunalny ogródek? Takie jak na przykład ludzie mają przy balkonach?
Mamy wspólny plac zabaw, a na balkonach wszędzie pełno kwiatów. To też jakaś namiastka… 🙂 Zwłaszcza, że obecny balkon jest większy od poprzedniego i nawet wózkiem mogę się tam ruszać swobodnie 🙂 To moja ulubiona część domu teraz.
Zawsze to chociaż tyle. 😉
1 czerwca to już bardzo niedługo. 🙂
Ale będziecie mieć chałupę, aż prawie zazdroszczę! 😉 Też bym chciała mieć ogródek. W chwili obecnej mam tylko taras ok 30m2, ale zabity betonem i wystawiony na słońce, więc kwiatki tam umrą.
Wygląda na to, że w swoim nieszczęściu jesteście szczęściarzami. 😉 Może zanim Smoczyński dorośnie moneta będzie warta 2x więcej. 🙂
Ten piątek. 🙂 Czyli za kilka dni. 😉
Też patrzeliśmy na mieszkania z tarasem, ale akurat mi i Smoczyńskiemu doskwiera duchota latem i wolimy mieć szansę na wystawienie basenu do ogródka i pluskaniu się w nim. 😉
Właściwie to całe moje życie takie jest: dostaję kopa, a w nagrodę los sypie darami. 😉 Tak samo miałem z pracą: kończył mi się staż i brak widoku na zatrudnienie, bo akurat był komplet pracowników, aż tu nagle babka rezygnuje i ja ląduję na jej miejscu. 😉
Co do monety to poczytałem i w ciągu kilku miesięcy jej cena wzrosła kilkukrotnie, więc może być sporo warta za te kilkanaście lat. 😉 Jak je jeszcze wycofają z obiegu, to już w ogóle będzie sporo warta. 😉
Mnie się wydaje, że często jest taki balans w życiu, tylko ludzie nie zawsze zauważają swoje szanse. 🙂
To Ty będziesz stamtąd dojeżdżał do pracy? To nie jest spory kawałek?
Bardzo prawdopodobne. 😉
Około 10 minut dłużej niż odtychczas. Akurat w North Somerset, nawet w korkach, auta sprawnie się poruszają i nie odczuwa się tego tak, jak w Bristolu. 😉
Określenie żeglarza mnie urzekło, chyba pożyczę, jeśli nie masz nic wbrew 😉
Własne pomidorki są bezbłędne, bawole serca masz? Brzydkie jak grzech – i tak samo pyszne 😉
…pajączków bym nie przeżyła. No way!
I oczywiście gratulacje na okoliczność domu 🙂 Smoczyński będzie panem na włościach, nie inaczej 🙂
Cóż, określenie padło z ust mojego ojca, ale myślę, że nie będzie mieć nic przeciwko. 😉
To są akurat te małe pomidorki – cherry. 😉 Cud, że żyją!
Akurat pajączków też bym nie przeżył, ale w życiu tak bywa, że czasem trzeba – nawet wbrew woli.
Dziękujemy ślicznie. 🙂 Smoczyński na pewno da nam w kość za tą zmianę, ale koniec końców może spodoba mu się nowe królestwo. 😉 Na pewno lubi głaskać roślinki, a tego w ogródku będzie mieć pod dostatkiem. 😉