Chociaż Japeś bardzo mocno starał się (a jeszcze mocniej wierzył), że obecna sytuacja powinna ich wszystkich jeszcze bardziej do siebie zbliżyć, tak nagle znalazł się pomiędzy kolejną kłótnią Jake’a i Siyi. Cień wkurzał się o to, że dziewczyna próbowała pomagać im wynosić sprzęty z domu, a ona irytowała się, że traktował jej ciążę jak inwalidztwo. Wędrowiec wiedział, że jeśli nie wkroczy między tych dwoje to rzucą się w końcu sobie do gardeł, a przecież byli najlepszymi przyjaciółmi, a nie najgorszymi wrogami. Chłopak wziął głęboki oddech i wskoczył między rozgrzane do czerwoności młot i kowadło, aby przyjąć na siebie impakt uderzenia.
– Z medycznego punktu widzenia ciąża to nie choroba, ale organizm traktuje ją bardziej jak pasożyta. – zaczął, a jego towarzysze spojrzęli na niego niczym na kosmitę, który przybył nauczyć ich żyć w miłości i pokoju, podczas gdy oni chcieli zacząć kolejną wojnę. – Chcę przez to powiedzieć, że Siya może się czuć gorzej, ale nie musi.
Wszyscy troje zamilkli na chwilę do momentu, aż Jake westchnął ciężko.
– Japeś ma rację. Wybacz, że tak panikuję, ale martwię się i o ciebie, i o dziecko. – zwrócił się do swojej przyjaciółki.
– Ja też przepraszam. Znam cię na tyle długo, aby wiedzieć, że robisz to z troski, a nie ze złośliwości. – uśmiechnęła się. – Na szczęście mamy Japesia, który panuje nad sytuacją.
– Fakt. – Cień zaśmiał się nie wierząc, że Wędrowiec po raz pierwszy ugasił emocjonalny pożar zamiast doprawić go benzyną. – Zróbmy to tak: ja i Japeś będziemy znosić rzeczy na dół, a ty spakujesz wszystko, co będziesz w stanie spakować. A jeśli poczujesz się gorzej to od razu dasz nam znać.
– Okej. – kiwnęła głową i wszyscy udali się do swoich zajęć.
Mieszkanie Japesia szybko zostało opróżnione z mniejszych dóbr, które zawiezione zostały do mieszkania Siyi. W ciągu następnych dni Jake wraz ze swoim znajomym usunęli większe meble i zawieźli je do wynajętego na ten cel garażu. Zaraz potem zaczęli jeździć od jednego sklepu budowlanego do kolejnego i stopniowo zapełniali pustą przestrzeń materiałami budowlanymi.
W międzyczasie Cień ustalał kwestie finansowe tak, aby jego znajomy był usatysfakcjonowany, ale i on oraz Japeś nie zostali puszczeni z torbami. W końcu był to spory projekt, a tego typu rzeczy pochłaniały gotówkę jak szalone. Wędrowiec wiedział, że powinien porozmawiać o podwyżce ze swoim szefem: jakby nie patrząc to był jego pomysł i czuł się odpowiedzialny za dopięcie na ostatni guzik kwestii pieniężnych.
Następnego dnia udał się do swojego przełożonego i wyjawił mu cel swojej wizyty.
– Co się stało, że zamarzyła ci się podwyżka? – zapytał starzec zdziwiony nagłym zainteresowaniem Japesia kwestią jego wynagrodzenia.
Chłopak zawahał się przez chwilę, czy aby powinien był wdrażać obcą osobę w problemy swojego prywatnego życia, ale z drugiej strony nie wiedział nawet, jak miałby skłamać, więc na jednym oddechu wyrzucił z siebie:
– Potrzebujępieniędzynaprzebudowęmieszkaniabobędęmiećdziecko. – na słowa Wędrowca ordynator otworzył szufladę i wyciągnął z niej buteleczkę z wódką z napisem “otworzyć w przypadku Japesia”. Sprawnym ruchem opróżnił ją do dna, pomlaskał przez chwilę i spojrzał na swojego podwładnego.
– Będziesz mieć dziecko? Jak? – zapytał z wyczuwalną dozą upicia w głosie.
– To znaczy nie ja tylko koleżanka. I to nie moje dziecko tylko jej, a ja chcę jej pomóc je mieć. – Japeś w stresie zaczął wyrzucać z siebie słowa, a starzec westchnął ciężko, otworzył znów szufladę i wyciągnął kolejną butelkę. Powtórzył antyjapesiowy proces uspokojenia się i zmierzył wzrokiem Wędrowca.
– Więc masz dziecko, ale go nie masz? – zapytał ponownie upewniając się, że dobrze usłyszał.
– Tak, bo ma je koleżanka. – chłopak kiwnął potulnie głową, a ordynator wziął głęboki oddech.
– I to nie jest twoje dziecko? – spytał wiedząc, że od Japesia dostanie odpowiedź, która najpewniej zdzieli go po twarzy.
– Tak, bo jest koleżanki. – odparł. Starzec wiedział, że za cholerę nie pojmie rozumowania swojego podwładnego, więc wyciągnął z szuflady stosowne papiery, które podpisał i obiecał przekazać księgowości.
Uradowany Wędrowiec podziękował i wybiegł z biura ordynatora mało nie wpadając na lekarza (tak, tego lekarza). Za nim z pomieszczenia wyczłapał mocno już podchmielony starzec, który spojrzał na swojego współpracownika.
– On ma dziecko, ale go nie ma, bo ma je koleżanka. Uwierzyłbyś? – zaśmiał się pijackim głosem i ruszył powoli na obchód. Lekarz na te słowa wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer do swojego psychologa, aby przezornie umówić się na wizytę. Skoro ordynator był w takim stanie po rozmowie z Wędrowcem…
Japeś za to znów szedł jak tornado – tym razem niesamowicie szczęśliwe tornado. Wszakże czuł się dumny, że tak łatwo udało mu się osiągnąć zamierzony cel i nic przy tym nie schrzanił (przynajmniej w jego mniemaniu).
Zaraz po pracy udał się do swojego mieszkania, gdzie Jake i jego znajomy Artur przymierzali się do burzenia ścian. Wędrowiec podzielił się z nimi wesołą nowiną niemal podskakując jak piłeczka pod wpływem ekscytacji i euforii.
– Uczcijmy to. – zaśmiał się Artur wręczając mu młot do wyburzenia ścian. – Uderz jako pierwszy.
– To się źle skończy. – mruknął Cień.
Japeś złapał za ciężkie narzędzie i pociągnął je za sobą pod ścianę dzielającą mieszkanie na część kuchenną-dzienną i sypialnianą. Przez dłuższą chwilę męczył się z młotem i Jake powoli zaczął uspokając się na myśl, że Wędrowiec nie da rady go podnieść na tyle, aby uderzyć w ścianę. Niestety upartość jego chłopaka połączona z niesamowitą ilością euforii i adrenaliny sprawiły, że w końcu dźwignął narzędzie, wziął zamach, ale zamiast uderzyć w ścianę przed nim, cisnął młotem za siebie, który zatrzymał się dopiero na ścianie łazienki.
– To było świetne! – śmiał się Artur i klaskał w dłonie gratulując Japesiowi techniki. Jake za to dziękował magii, że przeżyli ten szalony pomysł jego znajomego. Ale jakby nie spojrzeć to mieli już pierwszą dziurę, aby zaczać burzyć ścianę i zrealizować pomysł Wędrowca…
Mefisto
Mam kilka koleżanek z dziećmi…🤔Muszę pogadać z szefem😂
Pogadaj, pogadaj, może coś dorzuci ekstra do wypłaty 😂