001. Mały diabeł

W sumie to sporo myślałem, jak zacząć ten dział o mnie. W końcu jestem twórcą tego bloga, raczej dobrze byłoby coś napisać, przybliżyć jakoś moją osobę. Szczerze mówiąc pisanie o samym sobie jest trudną sztuką, bo dochodzi się do momentu, w którym zaczynasz rozmyślać, jak bardzo siebie samego znasz.

Moja pierwsza myśl jest taka, że jestem po prostu nadwyczajnie zwyczajny. Mam głowę, dwie nogi i dwie ręce, żadnych mutacji, czy supermocy. Po prostu taki przeciętny ja. Jedyne, co mnie wyróżnia to fakt, że wzrostu to mi ktoś poskąpił i generalnie rzecz biorąc nie docieram w miejsca, w które inni ludzie są w stanie (jak na przykład górna półka w kuchni).

Badając dalej moją anatomię, odkrywam, że mam dwie ręce i aż dziecięc palców. Palce te są dosyć giętkie i zwinne, zdatne do tworzenia i psucia (zdecydowanie psucia), dodatkowo są w stanie boleśnie wejść między żebra bądź szczypać (jakże przydatna funkcja). Nie powiem, że przydatne są w sztuce pisania, czy rysowania, raczej niezbędne do grania w gry, korzystne w przewracaniu kartek w książek, chociaż to da się robić nosem w ekstremalnych sytuacjach. Dłonie dają mi wiele możliwości. Mogę rozładować nimi stres rysując cokolwiek, co mi do głowy przyjdzie, czy włączając Saints Row i tymi samymi palcami wydawać rozkazy mojej postaci szerzyć chaos i zniszczenie (chociaż to i tak delikatny termin przy tej grze). Mogę też pogłaskać zwierza i czuć pod pakcami miękkie futerko.

Dzięki dłoniom narysowałem wiele pięknych bądź niepięknych rzeczy, tworzyłem komiksy, które swego czasu cieszyły ludzi swoją fabułą (bo kreskę miałem wtedy fatalną). Wciąż rysuję, ale już mniej i tak bardziej dla siebie. I chyba najbardziej lubię tworzyć szkice, których nigdy nie dokończę.

wolfy

Idąc dalej, mam dwie uparte nogi, które lubią chodzić. I chodzą z byle powodu, byleby chodzić. Jak gdyby ich motto to “iść i nie zatrzymywać się”. Dzięki nim docieram w miejsca, w które nie dotarłbym, gdyby nie potrzeba chodzenia.

Przedłużeniem nóg traktowałbym samochód, który zabiera mnie w miejsca, gdzie nogi nie mają już siły iść.

Dzięki samochodowi, tam, gdzie docieram, spotykam ciekawskie stworzenia, które uczą mnie nowej definicji piękna i spokoju. Jedno zwierzę podejdzie do mnie obwąchać mi dłoń i spojrzy się na mnie jak na najlepszego przyjaciela, inne będzie patrzeć się z daleka, zastanawiając się w swojej futrzanej głowie kim jestem i skąd pochodzę. Inne uciekną na mój widok, obawiając się konfrontacji ze mną. Bo w końcu czego się mają po mnie spodziewać, skoro przychodzę znikąd i oczekuję, że będę mile widzianym gościem?

Koniec końców nawet i z takim idzie się zaprzyjaźnić. Wystarczy tylko garnek cierpliwości i wzajemnego zaufania, duża ilość czasu i stawianie małych kroczków w stronę obranego celu.

Jednakże idąc dalej, mam też parę diabelnie ciekawskich oczu. Wertuję nimi wszystko, a nawet więcej niż powinienem. Pomagają mi zapamiętać ważne rzeczy, tworząc dla nich miejsce gdzieś w mózgu, abym w istotnych momentach widok ten sobie przypomniał i wiedział, w którą stronę w życiu podążać.

Zabawne, że moje oczy widziały chyba wszystko, włącznie z każdą głupotą jaką wyczyniłem. Dobrze, że nikt nie wpadł na pomysł, by usta mogły mówić. Musiałbym się wtedy zacząć wstydzić.

Z boku głowy mam parę uszu. Mają one wspólną funkcję nagrywającą wraz z oczyma i dzięki nim zapamiętany widok wzbogaca się o dźwięk, który nadaje danemu wspomnieniu odrobinę duszy, przez co wydaje się ono pełniejsze. Uszy bardzo lubią słuchać, dużo bardziej niż usta mówić. Uwielbiają skoczne melodie, pełne życia i energii, więc uszy radują się przy zespole Zebrahead.

Jak zauważyłem, uszy bardzo nie lubią hałasu i czasem żałuję, że słuchu tymczasowo nie można wyłączyć.

Na tym chyba zakończę opis siebie. Myślę, że przybliżyłem wam moją osobę na tyle, że wiecie, iż nie jestem kosmitą i mogę przebywać bez wizy na tej planecie. A cała reszta o mnie, zapewniam o tym bardzo mocno, wyjdzie w praniu. Wszakże każda notka to taka maleńka część mnie, indywidualna na swój pokręcony sposób, która odsłania nieco tego, kim jestem.

Ale żeby nie było za długo, w następnej rozpiszę się, dlaczego wybrałem taką nazwę bloga.

Mefisto

001. Mały diabeł Read More »

#000. Dzień dobry wieczór.

Jakoś trzeba to zacząć…

Aby być całkowicie szczery, nie jestem dobry w rozpoczęciach i zawsze improwizuję. Zawsze, ale to zawsze, kiedy mam jakiś plan, w tym najważniejszym, najistotniejszym momencie w głowie pojawia się pustka, jak gdyby jednym uchem wleciał wiatr, a drugim wyfrunął, wyciągając za sobą całą zawartość mojej półpustej czaszki (półpustej, bo trochę powietrza jednak tam zostaje).

Nie umiem chyba inaczej, więc po prostu piszę tę notkę tak od serca,  na czysto. Jestem po raz kolejny w życiu pustą stroną, którą chcę zapełnić dobrymi wspomnieniami. Tym razem jednak nie jestem pustą stroną, ponieważ znowu mi nie wyszło i chcę zacząć wszystko od początku. Zaczynam nową przygodę, więc w tej książce zwanej “ja” przewracam kartkę na następną stronę i zaczynam pisać. A raczej bazgrać jak kura pazurem, bo jak już wspomniałem, gdzieś mi ten plan uciekł jednym uchem i szamoczę się w konwulsjach szukajac sensu.

Skoro już doszedłem tak daleko to napiszę od razu po co mi blog. Otóż mam taką małą potrzebę, a raczej niewielkie pragnienie pisać i dzielić się tym, co lubię. Mam w zamyśle robić recenzję tego, co moje oczy zobaczą, co przeczytam, w co zagram, jakie miejsca odwiedzę i jakie jedzenie zjem. Jednym słowem będę recenzentem życia. Wiem, że ciężko słowami oddać to, co w duszy gra, ale podejmę się tego wyzwania. Po prostu czuję, że to jest to, co chciałbym zrobić. Taki na swój sposób pamiętnik.

Myślę, że pierwszą wydaną opinią będzie opinia o mnie samym, abyście mogli mnie trochę lepiej poznać.

Mefisto

#000. Dzień dobry wieczór. Read More »

Scroll to Top