#013. Republika hałasu

Żyjemy w szybkim, głośnym świecie. Hałas stał się domeną naszej cywilizacji, wypełnił ją po brzegi i odebrał nam szansę na spokój. Zwykłe “dzień dobry” potrafi ogłuszyć, bowiem rozmowa przeradza się w coś między rykiem, a wydartym słowem. Odłożenie przedmiotu na stół przeradza się w uderzenie, które dźwięczy łyżeczką od cukru długą chwilę, mordując resztki zdrowej psychiki. Nie ma powrotu z pubu, jest ryk godowy pijanych potworów. Nie ma też dzieci – są świszczące karły wyjące w niebiosa, jakby ktoś je w maszynce do mięsa mielił. Tylko pies brzmi jak pies, podczas gdy ptak ćwierka na pół okolicy, by go ptasi znajomi usłyszeli w tej dźwiękowej katordze.

Czuję się, jakbym jakiegoś leku wziął za dużo, bo dźwięki, które słyszę nie są ludzkie, ale pochodzą od ludzi. Ale pies wciąż brzmi jak pies, więc o co chodzi?
Kakofonia dźwięków morduje mi uszy. Siostra stojąca obok brata drze się, jakby stał pięć przecznic dalej. On chyba jest tak głuchy, że i tak nie słyszy. Ona się drze, a jemu chyba resztki mózgu wywiało od podmuchu wrzasku, bo przestaje kontaktować, oczy idą do góry, w niebo i stoi jak ściana: ślepy, głuchy i zadowolony. Tak chyba wygląda śmierć mózgu.

Nadjeżdża pozytywka, a w niej rytmicznie kotłuje się pranie. Ściana się rusza, bo chyba wirowanie włączył. Cóż to za technologia, że w aucie opłaca się taka głośna pralka?

Zamykam okno. Nastaje cisza, przerywana przytłumionym rykiem republiki hałasu. Szturmuje mój cichy zakątek każdą szczeliną w oknie, próbuje mnie pochłonąć i utopić w swoich złowieszczych nutach. A ja muszę wstać niewzruszony, upijając kradzionej herbaty, podczas gdy uszy mi krwawią. Nie, nie jestem nadwrażliwy. Po prostu mój poziom głośności to płotka przy wielorybie szumu naszej cywilizacji. Ale ja umiem się zamknąć, uciszyć i uszanować czyjś spokój. A ludzki gatunek zapomina, że na świecie jest więcej ludzi niż te dwa wyjce, co drą się do księżyca, bo inaczej nikt ich nie zauważy. Och, co to za czasy, że głośność to wyznacznik zauważalności, a nie jakiś talent, jakieś hobby, czy nadzwyczajna zdolność dzielenia się pasją. Jest jazgot i nic poza tym.

Nie jestem przeciwnikiem zabawy, jestem typem raczej wesołym, ale wychowałem się w szacunku dla innych. Mnie uczono o konsekwencjach zachowań, dzisiaj jest to “niepotrzebny stres”. Bo zamiast nauczyć, że życie opiera się na współżyciu to obchodzi się jak z jajkiem trzymanym ciasno w dłoniach. Po czasie jajko się gotuje, aż ono zaczyna gnić i śmierdzieć jak pomiot piekielny. I nie ma z tego nic dobrego.

Oto republika hałasu. Brońcie się.

Mefisto

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top