Przemyślenia

#152. Aktualizacja życia do wersji 2.5

Kolejne urodziny, kolejny rok, kolejny czas zwierzeń!

Ostatni rok wytargał i mnie, i Połówkę, i Smoczyńskiego za wszystkie czasy. Stanęliśmy twarzą w twarz ze stresem, kiedy musisz z ograniczonym budżetem wybierać nowe lokum, bo właściciel postanowił nie przedłużać umowy. Smoczyński pierwsze urodziny przeżywał przenosząc się z jednego miejsca na drugie i, niestety, traktował to jak karę. Z tego powodu wciąż mam o to złość do losu, że chociaż najmłodszego z nas nie oszczędził.

Chociaż było ciężko, to były też piękne chwile. Na przykład pierwszy spacer Smoczyńskiego po lesie. To będzie takie najpiękniejsze wspomnienie z tego roku. Wpierw było zdziwienie namalowane na jego twarzy, kiedy zakładaliśmy mu buciki. Gdy stanął na ziemi pierwsze, co zrobił, to wyciągnął ręce w naszą stronę. Przecież on na zewnątrz to tylko u rodziców na rękach! Ale chwilę potem ten mały móżdżek zrozumiał, że to jest coś nowego, o czym pewnie nawet nie marzył. Uśmiech na tej małej mordce zdradzał jednak, że było to, czego potrzebował. I dreptał, sumiennie trzymany za rękę, ciesząc się spacerem. Ile byśmy mogli nauczyć się od dzieci. Chodzenie w bucikach po lesie może dać tyle szczęścia!

Szedł grzecznie za rękę, chociaż czasem leciał do przodu tak, że niewiele brakowało, aby ręka została, a reszta pognała przed siebie. Najpiękniejszy prezent, jaki można dostać od dziecka – jego radość. 🙂

Chciałbym, aby moje życie było takim pięknym momentem, które wspominam z radością ilekroć na nie spojrzę. Chciałbym mieć dom, już taki własny, przytulny, gdzie wracałbym po pracy i wiedziałbym, że on nie zniknie przez czyjeś słowa…

Skoro jesteśmy przy moich pragnieniach to podsumuję listę z poprzedniego roku, aby zobaczyć, ile udało mi się zrobić, a co udało się skierować na nowy tor.

Nauka prowadzenia samochodu – bez tego jak bez ręki. Wciąż nad tym pracuję, bo na razie mam mało czasu, a to jest coś za co chciałbym zabrać się naprawdę porządnie. Chociaż to u mnie będzie ciężkie patrząc na moje zdolności prowadzenia pojazdów…

55230_20170417185532_1
Tak właśnie parkuję. Tyle dobrego, że nie wybuchło…

Powrót do szkoły i zdanie angielskiej matury (najlepiej z matematyki). Z tego, co się dowiedziałem, to akurat to mi się udało już wcześniej. Mam level 3 NVQ, co jest odpowiednikiem matury. Liczę teraz na podniesienie tego na level 4, czyli odpowiednik studiów.

Nagrać filmik z gry Dying Light. Złączyć pocięty filmik z Dying Light i opublikować go. Poniekąd to zrobiłem. Dwa filmiki dodałem, ale czeka na mnie jeszcze kilka takich. 🙂

Regularnie pisać na blogu. Tego to się akurat trzymam!

Wyrobić Smoczyńskiemu paszport i zabrać go do Polski, aby zobaczył piękną polską jesień i piękną polską zimę. Niedługo wysyłamy formularz i zobaczymy, czy będziemy mieć w domu Brytyjczyka. 😉 A potem się pomyśli o wyjeździe i zrobi się z niego Polaka!

Kupić sobie w końcu dysk na gry, a nie kombinować jak koń pod górkę. Zrobione! 😀

Zachomikować więcej zdrowia dla całej rodziny! Nad tym wciąż pracujemy, ale ostatnio zrobiliśmy jakiś krok w kierunku diagnozy. Małymi krokami do celu. 🙂

Wychodzi na to, że jednak coś zrobiłem z tej mojej listy, a wiele rzeczy jest cały czas w trakcie robienia. Nie liczyłem, że wszystko uda mi się zrobić, ale miło wiedzieć, że większość rzeczy udało mi się skubnąć. Oby tak dalej!

Słowa dotrzymałem i wstawiłem dwa filmiki z Yooka-Laylee. Liczę, że za kolejne cztery tygodnie odnotuję kolejny taki sukces. Tutaj macie link 1 i link 2 do filmików. 🙂

Smoczyński i Połówka trzymali mnie w niepewności do prawie samego końca, ale ostatecznie dostałem od nich prezent w postaci Assassin’s Creed Odyssey! 🙂 Yay! Co jak co, ale idę maltretować Greków… znaczy się wykonywać zadania i takie tam. :> Chociaż początkowo tego nie chciałem to jednak napiszę recenzję tej gry. 🙂 No i będzie kilka filmików z błędów z gry!

Poza tym dostałem jeszcze kilka innych gier w tym Life is Strange: Before the Storm i Aragami: Nightfall. 😀

Tablet sobie na razie darowałem. Nie wiem który model by mi podpasował, więc głupio tak by było go kupić i nie używać. 😛 W szczególności, że przez pracę nie mam czasu i chęci na rysowanie…

Na sam koniec mam dla jednego szczęśliwca prezent. Zasada jest prosta: kto pierwszy, ten lepszy. Mam klucz do gry Hitman (wymaga posiadania darmowego konta Steam) i oddam ją pierwszej osobie, która napisze do mnie poprzez zakładkę Kontakt. Wymagam jedynie działającego adresu email (bo na tenże przyjdzie link do klucza). Bonusowo można napisać, co udało się osiągnąć w ostatnim roku, a ja napiszę o tym przy następnej notce (z podaniem danych typu adres bloga lub anonimowo: do wyboru :P).

Mefisto

#152. Aktualizacja życia do wersji 2.5 Read More »

#147. Halloween

Kolejny rok jak z bicza strzelił. Kolejny raz dzieciaki biegają przebrane za potwory. Jeden nawet, z tego, co widziałem, za górnika. Nie wiem, co w tym strasznego, ale niezbadane są wyroki dzieci.

Już za rok, za dwa będę biegał z takim potworakiem. Ubiorę Smoczyńskiego w jakąś ładną dynię albo krwiożerczego grzybka i puszczę w świat, a siebie wraz z nim. Jeśli ktoś mi powie, że uczę dziecka złych rzeczy to z dumą odpowiem: ale przynajmniej próbuję dać mu wesołe dzieciństwo!

Do zobaczenia za rok, potwory!

img_20161028_130213
Tak, wiem, było. Ale moja wina, że to zdjęcie jest świetne?

Oo, jest kolejna mini gierka od Google z okazji Halloween. Łapcie link. 🙂

Mefisto

#147. Halloween Read More »

#139. Filmik!

Ledwo wyszła poprzednia, pamiętnikowa notka, a my zdążyliśmy się zarazić jakimś paskudztwem. Uwielbiam być chory. Jeszcze jak na złość zrobiło się zimno i zamiast wygrzać się w ciepłym łóżku to starałem się dociec czemu z siedmiu kaloryferów działają ledwo trzy…

Ech… Ta magia wynajmowanych mieszkań.

Jakby tego było mało to, bawiąc się ze Smoczyńskim, prawie zleciał na nas karnisz. Prawie, bo zgarnąłem dzieciorośl tak szybko, jak szybko zauważyłem, że się sypie nam tynk na łby. Najgorsze jest to, że karnisz już raz musiał zlecieć, bowiem ktoś przyczepił go z powrotem. Tym razem za pomocą kleju. Ludzie nigdy nie przestaną mnie zaskakiwać.

Dysk dotarł! Nie wyjaśniłem w poprzedniej notce, że dysk dostaje Połówka, bo swój zapełniła. Ja z kolei dostanę jej dysk kiedy tylko skończy przenosić dane. Prawdopodobnie wydarzy się to po jej powrocie z Polski, w której przebywa już od kilku dni. Także mój eksodus gier z jednego dysku na drugi musi jeszcze poczekać! 😉

Tęskny mój wzrok utknął na długiej liście pozycji, których nawet nie zacząłem, bo nie miałem miejsca na dysk. Takim tytułem jest na przykład Deus Ex – Mankind Divided – mój urodzinowy prezent. Połówka sprezentowała mi i grę, i pada, bo akurat mieli taki zestaw. Pad wysłano dokładnie w moje urodziny (przypadek, czy…? :)), a kiedy przyszedł to Połówka przekopała pudełko w poszukiwaniu gry. To był tak cudowny widok, kiedy w panice oznajmiła mi, że nie ma mojej gry. Na Steamie gry dodają się automatycznie do konta, ale widać ktoś o tym nie pamiętał i liczył na pudełkową wersję… 🙂

A darmowej gry nie będzie. Promocja skończyła się nim zdążyłem kupić dysk, ale jak to w Anglii bywa, zapomniało się pracownikom zdjąć ogłoszenia z promocją (które nie zawierały żadnych dat, kiedy ta oferta się kończy). Nie wpłynęłoby to na decyzję o kupnie dysku, bo dysk sam w sobie jest dobry, ale to po prostu wkurzające, kiedy przez czyjeś zaniedbanie ja wpierw muszę się pytać, o co chodzi, a potem przechodzić zawód. Cóż, dostałem kolejny powód, czemu powinienem przestać korzystać z Ebuyera. Mają szczęście, że nie był to tytuł, na którym bardzo mi zależało, bo bym się naprawdę zeźlił. Na pocieszenie dostałem od Połówki inną grę – The Elder Scrolls Online, na którą polowałem od miesięcy. 😉 Zważając na to, jak wciągnął mnie Skyrim to pewnie i ten tytuł zassie mnie na długie godziny! (edit: już zassał :D)

Zdecydowałem się też w końcu na przetestowanie wine dxvk, czyli nakładki tłumaczającej grafikę z Directx 10/11 na Vulkan. Nie będę się o tym tutaj rozpisywał co to jest i po co mi to, bo zrobię to w Kąciku Technicznym, ale moje pierwsza wrażenia są takie: woooow! To jest coś, czego potrzebowałem! Zainstalowałem i przejrzałem sobie kilka tytułów, ale skupię się na razie na The Elder Scrolls Online i Far Cry Primal, który podarowała mi Połówka (tym razem bez paniki, że grę ukradli :D) w zamian za wymienienie się dyskami talerzowymi (bo SSD bym nie oddał :P).

Grafika jest wręczna bajeczna w Far Cry’u. Miałem tylko problem z dźwiękiem (jak setki innych graczy), ale udało się je pomyślnie rozwiązać. Moje pierwsze chwile w grze wyglądały tak: idę za jakimś kolesiem, nie mogę się powstrzymać, dźgam go dzidą w tyłek, ten się wkurza na mnie i zaczyna do mnie strzelać z łuku, stojący obok mamut taranuje go po czym tenże mamut zajmuje się ogniem bez powodu… Właśnie z takich powodów żałuję bardzo, że ja po prostu nie nagrywam filmów, naprawdę!

Co do The Elder Scrolls Online to czuje się, jakbym zatoczył koło, bo stary dysk wykrzaczył mi się właśnie na tej grze (był wtedy darmowy weekend i liczyłem, że pogram). W tej chwili gram w ESO na dokładnie takim samym dysku, jak ten, który mi padł. W sumie to tak, jakbym zatrzymał się w czasie i po dłuższym czasie ruszył dalej z tego samego miejsca.

Wziąłem się za nagrywanie i powiem wam, że wyszło masakrycznie. Za pierwszym razem dźwięk nagrał się na tyle słabo, że nic nie było słychać. Potem padł mi pad (bo zamierzam grać na padzie i oczywiście baterie musiały akurat teraz powiedzieć “nie”). Przy trzeciej próbie bolało mnie już gardło, bo postanowiłem nagrywać będąc chorym, więc zdecydowałem się darować sobie nagrywanie głosu przy pierwszym filmiku. I tak to jest tutorial, gdzie co chwilę ktoś coś gada, a ja nie chcę się wcinać, więc dużo i tak nie powiedziałem. Nagrałem tylko krótką przemowę, którą wrzuciłem na początek. Mam nadzieję, że następnym razem wszystko pójdzie już po mojej myśli! A o to filmik:

Liczę po cichu na to, że drugi filmik wyjdzie mi lepiej. Niech ja tylko znajdę baterie do pada…

Jak już wyżej wspomniałem, Połówka jest w Polsce, a my ze Smoczyńskim czekamy grzecznie na wielki powrót. Dzieciorośl trochę nam podrosła i lepiej znosi rozstanie. Póki co wystarczają codzienne rozmowy. Jedyny problem, jaki z nim mam, jest taki, że zrobił się za cwany. Rano wstaje bardzo cicho, aby mnie nie obudzić po czym zaczyna odsłaniać i zasłaniać okno. Gdyby nie motyw ze spadającym karniszem pewnie pozwoliłbym mu się bawić. Nie chciałbym jednak, aby ten karnisz również okazał się przyklejony na klej i spadł nam na głowy.

Chociaż i tak tęsknimy. My żyjemy tak dopasowani do siebie, jak takie trzy trybiki w mechanizmie. Kiedy jeden wypada, reszta nie umie się odnaleźć. Gdyby nie ta durna i niepotrzebna wyprowadzka, Smoczyński miałby już paszport i pojechalibyśmy wszyscy razem, a tak to nie było czasu wyrobić. Szkoda. Chciałbym go zabrać do jego pradziadków, aby pobiegał na działce, powcinał owoce prosto z krzaczka i poobserwował kurnik u sąsiada. Na pewno by mu się spodobało!

Połówka zaproponowała, abyśmy wybrali się w przyszłym roku razem i pozwiedzali trochę. W sumie byłoby co opisać w Kąciku Podróżniczym (uwaga, ustalam nową zasadę: lokalne podróże tyczą się miejsc, w których przebywam, a nie mieszkam :D).

Smutna wiadomość: ścięto nam drzewo rosnące przy domu. Tak po prostu ciachnęli je i tyle. Smoczyński lubił patrzeć na gałęzie, kiedy szalały na wietrze, a teraz może podziwiać niebo. Nie wiem, czy coś było z drzewem (nie wyglądało na chore). I tak jakoś przykro, bo czuję się dosłownie obdarty z kawałka natury. Ludzie jeszcze nie zauważyli, że drzewa są jednak potrzebne do oddychania…

IMG_20180920_140150
I nastała pustka…

Tyle już napisałem, że o innych rzeczach wspomnę następnym razem. Nie mam w planach bicia rekordów na długość notek. Póki co… 😉

Mefisto

#139. Filmik! Read More »

#136. Złote mądrości Połówki cz.1

Połówka jest personą tak wyjątkową, że za jej zgodą (tudzież moim ubłaganiem i ofiarą złożonej z mojej strony), wypisałem kilka pięknych i szczerych myśli (tudzież czynności) od miłości mojego życia.

Smoczyński ostatnio źle się czuje, więc kiedy położyliśmy go spać, Połówka na migi próbowała przekazać mi wiadomość. Najpierw wskazywała na mnie, na Smoczyńskiego, a potem udawała rozmowę telefoniczną. Pytałem się wtedy, czemu mam do naszego dziecka dzwonić. Potem do tego zaczęła wykonywać obrót ręką i wskazywała okno. Na sam koniec ustawiła dłoń poziomo i ukryła za nią drugą rękę zaciśniętą w pięść, powoli ją wysuwając. Byłem pewien, że chodzi o wschodzące słońce do momentu, aż rozdziawiła palce na wszystkie strony. Wtedy byłem przekonany o tym, że chodzi o Obcego i zacząłem się obawiać o syna… Chodziło w tym wszystkim o to, aby umówić Smoczyńskiego do lekarza następnego dnia. Połówka mogła mi to powiedzieć, bo kiedy ona machała kończynami, ja odpowiadałem jej szeptem…

Raz, kiedy poszliśmy dokonać nocnego karmienia i zmiany pieluchy u Smoczyńskiego, Połówka znowu się włączyła: “jeśli ziemia jest płaska to czemu on się turla”. Argument nie do przebicia!

Połówka ma też kiepską pamięć do dat. Głównie do moich i Smoczyńskiego urodzin. Do tego stopnia ma z tym problem, że już nawet matka Połówki nie wie, kiedy się wnuk urodził. 😉 Aczkolwiek raz miałem przyjęcie prawie niespodziankę (bo i tak musiałem przypomnieć) i dostałem tort zrobiony częściowo z użyciem farelki oraz napisam LOL.

Moja wspaniała Połówka chodziła też niegdyś na siłownię. Pierwszym osiągnięciem mojej miłości na siłowni było włamanie do panelu administracyjnego wifi. Nie mogłem oczekiwać niczego innego, naprawdę nie mogłem…

Jest jeszcze to: “podaj mi mąkę, jest w opakowaniu..  takim od mąki.” Precyzyjnie…

Równie precyzyjnie było przy skanie głowy, gdzie w formularzu było pole do wypełnienia “obszar skanu”. Pielęgniarka powiedziała, że mamy wpisać “głowa”. Moja Połowa wpisała nazwę miasta. Skan głowy był widać bardzo potrzebny. Ale przynajmniej personel medyczny miał ubaw! 🙂

Połówka ma też (ostatnio) manię wycierania mokrych rąk o mnie. Raz, po umyciu podkładki na szafkę, podeszła do mnie i wytarła ją o moje plecy. Innych razem wytarła łapy o moje krocze, a na moje protestujące warknięcie “zboczeniec” odpowiedziała “ja zboczeniec? a czyje to krocze”. Mistrzostwo świata w byciu złodupcem… 😛

Pracuję dwa dni w tygodniu z domu. Był koniec dnia, już zwijałem laptopa, aż tu zadzwonił telefon. Stwierdziłem, że odbiorę, zrobię kilka minut ekstra. Połówka zgarnęła Smoczyńskiego z pokoju, abym mógł spokojnie konwersować. I tak sobie gadam, i gadam, i widzę Połówkę idącą z synem mym do łazienki. Chcąc go zająć, aby nie zakłócał rozmowy… spuściła wodę w toalecie. Pracowałem w pokoju obok, więc szum wody było dokładnie słychać. Nawet wymowna cisza po drugiej stronie mnie w tym utwierdziła… Połówka broniła się tym, że chciała dobrze. 😀 A ja wyszedłem na pracoholika, który bierze pracę nawet tam, gdzie król chodzi piechotą!

To by było (na razie) tyle. Więcej “smaczków” będę wstawiał z czasem. 😉

Mefisto

#136. Złote mądrości Połówki cz.1 Read More »

#131. Z życia urzędnika cz.5

Pora ponarzekać, a to dlatego, że powodów jest sporo. W ramach oszczędności przenieśli nas do głównego budynku, jaki zajmuje Urząd Miasta. Niby można czuć się dumny, bo pracuję w zabytkowym budynku, który odznacza się na tle miasta. Niestety nie może być za pięknie.

Poprzednie biuro było wynajmowane, a koszt opiewał na sumę z sześcioma zerami. Zamiast wywalić nas w trybie natychmiastowym do głównego budynku, trzymano nas do początku lutego. Pomimo iż przeniesienie nas było im na rękę, to przerzucano ludzi zajmujących budynki, które są w posiadaniu Urzędu Miasta. Doszło do tego, że kontrakt z tamtym biurem mieliśmy do 2020 i gdyby nie kilka losowych przypadków, pewnie musielibyśmy siedzieć tam jeszcze przez dwa lata, ale zrządzeniem losu udało się zakończyć umowę przed czasem. Przez ostatnie miesiące siedzieliśmy tam jako jedyny departament (około 30 osób) w budynku, który może pomieścić setki, jeśli nie tysiące osób.

Następna rzecz to to, że ktoś wymyślił sobie “smart enviroment” w naszym biurze. Polega to na tym, że zamiast osobnych pomieszczeń jest jedna wielka sala na każde piętro, ludzie z różnych działów są rozrzuceni po piętrach, co utrudnia komunikację. Nasz akurat nie jest, bo wszyscy zgodnie zaprotestowali i pozwolono nam siedzieć w wydzielonej dla nas lokacji.

Chociaż i tak fakt, że mimo iż mamy wydzieloną przestrzeń, to i tak siedzimy przy różnych biurkach za każdym razem, kiedy przyjdziemy do pracy (odgórne polecenie). Ostatnio dzwoniąca do mnie kobieta wybuchła śmiechem, jak powiedziałem jej, że muszę poszukać między biurkami mojego współpracownika, bo siedzi w innym miejscu niż ostatnio.

Jeżeli działy chcą się ze sobą komunikować to mogą zadzwonić do siebie lub użyć programu o nazwie Lync. Jest to biurowy odpowiednik Skype od Microsoftu. Może nawet byłoby to skuteczne, ale lwia część pracowników tego nie używa, a spora część nie potrafi tego używać, bo po co zrobić jakiś kurs używania programu…

Skoro mamy migrację z biurka do biurka, mamy też niesamowitą migrację telefonów. W szczególności, jeśli są bezprzewodowe i odbierasz je ze specjalnych punktów… Miałem już wysypkę na twarzy, teraz czyszczę słuchawkę zanim ją użyję antybakteryjną chusteczką. Połowa ludzi w dziale ma tą samą wysypkę. Przypadek? Nie sądzę… Nie wspomnę już o tym, że telefony są po prostu uszkodzone na wszelkie sposoby.

Otwarta przestrzeń to idealny sposób na to, aby doprowadzić cię do bólu głowy. Pomieszczenia są wysokie, więc natężenie hałasu jest tak duże, że wracając do domu relaksuję się przy krzykach swojego dziecka. A Smoczyński ma parę w płucach… Dodatkowo choróbska szerzą się co niemiara, bo mają ku temu korzystne warunki.

Idąc dalej: poczta. Gdyby nie to, że wykombinowaliśmy sobie zamykane gabinety, to poczty nie byłoby gdzie trzymać. Zarząd wymyślił sobie, aby wszystkie listy i dokumenty były wysyłane do nas drogą elektroniczną. Większość naszej poczty to dane bankowe do przelewów, których – decyzją zarządu – możemy otrzymywać tylko w formie papierowej. Mózg się gotuje w takich warunkach…

Kolejną rzeczą są toalety. Koedukacyjne, sztuk trzy, w tym jedna dla niepełnosprawnych. Udało mi się z nich skorzystać kilka razy w ciągu kilku miesięcy użytkowania budynku. Najbardziej zabolało mnie to w momencie, gdy doznałem silnych rewolucji w brzuchu i musiałem odstać swoje w kolejce… Cóż. Podobnież są gdzieś inne, ale jestem w pracy i nie przejdzie jak zniknę na ponad 20 minut pod pretekstem szukania wolnej toalety…

Ostatni punkt z mojej listy dotyczyć będzie krzeseł. Każde biurko ma swoje krzesło. Krzesła te powinno łatwo się ustawiać, aby nie przeciązać kręgosłupa. Zważając na fakt, że każdego dnia na tym krześle siedzi ktoś inny, to jest ono cały czas przestawiane. Efekt? Nie działają i nie można ich dostosować pod siebie. Dlatego mam okropne bóle kręgosłupa i staram się o przydzielenie mi biurka z powodów medycznych. Chociaż i to nie gwarantuje, że ktoś przy moim biurku nie usiądzie i nie popsuje mi krzesła…

Lubię moją pracę, ale nie lubię pomysłów “góry” na temat tego, co może usprawnić nam pracę. Może łaskawie zapytaliby nas, co ułatwiłoby nam wykonywanie obowiązków, a nie rzucami się na każdy pomysł ze “smart” w nazwie. Staram się reagować, ale sił mi na to wszystko brakuje.

Głupota jest jak hydra – zetniesz jeden łeb, a na jego miejscu wyrastają dwa kolejne…

Mefisto

#131. Z życia urzędnika cz.5 Read More »

#128. Pierwsze urodziny Smoczyńskiego

Przygotowania do urodzin Smoczyńskiego odbyły się – dosłownie – za jego plecami. Ilekroć wspominałem, że musimy porozmawiać * o czymś * za jego plecami, Połówka odwracała go do nas tyłem i szeptaliśmy jakieś durne frazy. 😛 Aczkolwiek Smoczyński wydawał się przejęty. Głównie tym, że ma nienormalnych rodziców. 😉

(niestety gwarancja się nam skończyła i musi się zadowolić tym, co ma)

Rok zleciał niesamowicie szybko. Pamiętam pierwsze chwile, kiedy nie potrafiłem go wziąć na ręce, bo nie wiedziałem jak. Był taki mały i bezbronny, całkowicie polegający na naszej opiece. Dzisiaj sam potrafi utrzymać pion, oczy ma szeroko otwarte i ciekawe wszystkiego, co znajdzie się w zasięgu wzroku. Sam potrafi się już opiekować swoim Jibanyanem. Kiedy budzi się rano, potrafi wziąć Jibanyana i się z nim bawić, aż nie wstaniemy (albo stwierdzi, że pora wstawać). Ciąglę słyszę od ludzi, że mamy złote dziecko, bo przesypia całe noce (od 20 do 6-8 rano) i jeszcze ucina sobie drzemkę w ciągu dnia. Kiedy Połówka ochrzania go za robienie głupot, to ją przedrzeźnia (warczy na nią w taki sposób, w jaki Połówka go ochrzania). Jest bardzo punktualny, bo kiedy spóźniłem się wracając z pracy zdążył zrobić o to awanturę i udawał obrażonego na mnie. Ma w sobie bardzo dużo empatii: potrafił rozpłakać się, kiedy chory chłopiec pochlipiwał z bólu, czy kiedy jego ulubiona postać dostała po tyłku i śmiał się, kiedy w kreskówce robią albo mówią o śmiesznych rzeczach. Jedząc nie brudzi się praktycznie w ogóle, nie bawi się jedzeniem, uszy mu się trzęsą na widok musu z owoców i ucieka przed słodyczami. Lubi ze mną tańczyć, skakać i pogować. 😉 Dostaje euforii jak włączamy projektor i widzi logo producenta (kompletnie nie wiemy czemu, ale cieszymy się razem z nim :)). I mógłbym tak pisać i pisać, ale najpewniej nie starczyłoby miejsca na serwerze, aby pomieścić tak spory wpis. Rozwój dziecka to prawdziwa magia jego ciężkiej pracy, pierwszych kroków w stronę własnej osobowości, niezależności… Jestem z niego bardzo dumny!

W ramach prezentów urodzinowych postanowiliśmy zebrać wszystkie przeznaczone na ten cel fundusze i kupiliśmy: Komasana (o którym wspominałem w innej notce), pluszowe owoce i warzywa w koszyczku, pudełko na zabawki (aby mógł bawić się wrzucając tam zabawki), matę do biegania po podłodze (aby nie złamał sobie twarzy podczas zabawy) oraz masę ulubionych słodkości (typu kakaowa kaszka, owoce, flipsy i chrupki oraz obowiązkowo chińskie ciasto). Przyszła też paczka od babci, gdzie dostał misia-poduszkę, nowe buty (w odpowiednim rozmiarze) oraz trochę letnich ubrań. 😉 Dzień wcześniej byliśmy w naszej ulubionej chińskiej knajpce (nie chcieliśmy się ruszać z domu w jego urodziny, więc poszliśmy w przeddzień urodzin).

Poza tym spędziliśmy masę czasu na zabawie nowymi zabawkami, więc Smoczyński był w siódmym niebie, co mnie cieszy, bo jego radość to moje szczęście. 😉 Najbardziej spodobała mu się mata, bo w końcu mógł – tak jak my – chodzić po podłodze. Jak mało wystarczy dziecku, aby być szczęśliwym. 😉 Na koniec zmęczony padł i mogliśmy odsapnąć, i sprzątnąć bałagan po “imprezie”.

Udało mi się naszkicować jego szczęście, a potem je nawet pokolorować.

Smoczus

Najdokłaniej oddałem ilość jego zębów… 😉

Mefisto

#128. Pierwsze urodziny Smoczyńskiego Read More »

#126. Ku pamięci małej przyjaciółki…

W ostatnich dniach została mi przekazana smutna wiadomość: odeszła moja mała bojowniczka, mój pierwszy i jak dotąd jedyny kot. Nikt się nie spodziewał – była okazem kociego zdrowia. Odeszła na rękach mojego ojca, w spokoju. Żałuję, że nie mogłem jej zobaczyć i przytulić po raz ostatni.

Pamiętam, jak ojciec przyniósł ją do domu. Ocalił ją przed śmiercią, ale nie powiedział tego od razu. Wiecie, męska duma. Oficjalna wersja brzmiała: znalazł i żal było zostawić. Była dzikim kotem, który kontakt z ludźmi miała tylko dlatego, że ją dokarmiali. Matka nie była szczęśliwa, ale kot został. Ja, rodzeństwo i ojciec stanowiliśmy wyborczą większość.

U naszej psiny od razu obudził się instynkt macierzyński i wbrew wrodzonej niechęci do kotów (okazywanej przy każdej możliwej okazji) zajęła się naszym nowym członkiem rodziny. Pies żyje dalej. Pokonała raka, a teraz walczy z pustką. Towarzyszka dnia zostawiła potężną dziurę w psim sercu.

Kicia udomowiła się dopiero po roku. Wcześniej przy każdej wizycie obcej osoby chowała się za szafą. Nam jednak zaufała dosyć szybko, ale dalej kroczyła przez życie w bezpiecznej odległości.

Jak na kota była bardzo ułożona i spokojna. Miała dużo cierpliwości, rzadko drapała kogokolwiek. Nauczyła psa spać na kanapie i wskakiwać na stół. Lubiła moczyć tyłek w akwarium żółwia i podjadać ser… Jednym słowem: była wyjątkowa.

A teraz jej nie ma i nie wiem, gdzie się podziać. Niby to oczywiste, że każdy kiedyś odejdzie, ale nie ona. Nie ta pełna życia istota. Liczyłem, że Smoczyński ją pozna, pogłaszcze i nauczy się delikatności przy niej. Ona byłaby najlepszą i najbardziej cierpliwą nauczycielką. I z niesamowitą gracją okazywała wdzięczność za chwilę uwagi, za opiekę, za bycie przy niej.

Żegnaj, przyjaciółko. Zawsze będziesz w naszych sercach.

Mefisto

#126. Ku pamięci małej przyjaciółki… Read More »

#123. Gwiazdka w czerwcu

Poniższy wpis dedykuję Smoczyńskiemu, który starł sobie czubek nosa. Nie wiemy jak, dlaczego, po co i jakim cudem, ale zrobił to w absolutnej ciszy, bez płaczu i był z siebie bardzo zadowolony. Nos już się zagoił, ale przez kilka dni był naszym Rudolfem Czerwononosym! Zdecydowanie dziecko Połówki: oni oboje mają obsesję na punkcie robienia Gwiazdki latem… (muszę kiedyś opisać to, jak Połówka zrobiła mi burdę o to, że nie chciałem kupić żywej choinki w maju)

Odebraliśmy klucze do nowego domu. Oczywiście nie obyło się bez dodatkowych wrażeń. Pierwszego dnia wpadliśmy do mieszkania porobić zdjęcia różnych niedocięgnięć i skaz, i zauważyliśmy, że bojler nie działa. Po dwóch dniach został naprawiony. Potem gwóźdź w podłodze (w wyniku chodzenia po nim) przebił rurę od gazu i mieliśmy przeciek. Od zgłoszenia do naprawy minęły dwa dni, więc poszło dosyć sprawnie, chociaż było ryzyko, że szukanie i łatanie przecieku zajmie dwa tygodnie, przez co będziemy musielibyśmy się wynieść na ten czas. Na szczęście wszystko skończyło się dobrze! Powiadomiliśmy agencję, agencja wysłała swojego pracownika, który potwierdził wyciek gazu i chwilę potem przyjechał mężczyzna z gazowni oficjalnie odcinając gaz w domu. Przy okazji pochodził z takim śmiesznym urządzeniem zasysającym powietrze i pokazał, gdzie mniej więcej jest przeciek. Następnego dnia przybyli fachowcy, rozebrali podłogę na części pierwsze, naprawili rurę i przywrócili gaz. Podłoga też wróciła na swoje miejsce.

Z okazji uczczenia przeprowadzki dostałem subskrypcję na Humble Bundle, dzięki której wspieram organizacje charytatywne, dostaję kilka darmowych gier co miesiąc, cieszę się dostępem do Trove (strony, gdzie można bezpośrednio ściągnąć niektóre gry za darmo) i mam dodatkowe 10% zniżki na gry. Cieszy mnie to niezmiernie, tym bardziej, że subskrypcja w tym miesiącu zawierała Ken Follett’s The Pillars of the Earth oraz Yooka-Laylee – gry, które bardzo chciałem mieć! 🙂

Smoczyński za to dostanie basen do ogródka, a Połówka zdecydowała się na Samsunga Galaxy S9+. Oznacza to, że dziedziczę S7 i w końcu będę mieć telefon z działającym poprawnie aparatem! (przynajmniej przez jakiś czas) Smoczyński za to poczęstował się moim starym Galaxy S5. Dosłownie. Połówka w porę wyciągnęła mu go z ust…

Smoczyński został ogrodnikiem i z radością podlewa swoje roślinki: pomidory, truskawki, marchewki oraz fasolę (i nas przy okazji). Pomidor został zaatakowany przez ślimaki, które nagryzły go porządnie. Mimo tego nasza roślinka wciąż żyje. Zaczęły nawet na niej rosnąć małe pomidorki. Truskawki za to podeptał kot, więc kupiliśmy odstraszacz i mamy nadzieję, że poskutkuje. Jeśli nie to Połówka będzie robić za stracha na koty. 😉 Fasola rośnie niesamowicie szybko, mimo iż też dostało się jej od ślimaków i tylko marchewka pozostaje podziemną zagadką (ale podejrzewamy, że też ma się dobrze). Mieliśmy okazję spróbować pierwszą truskawkę! Nienajgorsza, choć trochę kwaśna… 😉

Musieliśmy kupić też pralkę i lodówkę, bo zabrakło ich w nowym lokum. Lodówka ma kółka z tyłu, więc można ją brać na spacery (już widzę te zazdrosne miny sąsiadów, jak lodóweczkę poprowadzę po uliczkach ciągnąc ją za kabel !). Ogólnie kółka by mi nie przeszkadzały, ale że chcieliśmy ją postawić na zamrażalce, to niewiele brakowało, aby przy pierwszym otwarciu skończyła nam w ramionach.

Pralka za to zadomowiła się na środku kuchni, ponieważ przy remoncie kuchni ktoś nie przewidział gniazdek na prąd we wnękach na pralkę i zmywarkę. Dlatego też kabel wisi nad blatami, a sama pralka wystaje niczym półwysep… Pralka w końcu zadomowiła się pod blatem, a kabel od zasilania idzie na okrętkę do najbliższego gniazdka.

Jakby tego było mało, to sprzęty dojechały do nas w osobnych transportach (bardzo ekonomiczne i ekologiczne podejście), a lodówka udawała matrioszkę kryjąc się pod kolejnymi pudełkami…

Przygotowujemy się też na pierwsze urodziny Smoczyńskiego. Czas tak szybko leci! Jeszcze nie tak dawno leżał sobie grzecznie, spał całe dnie, nie gryzł, nie pluł… 😉 Dzięki niemu wiele rzeczy odkryliśmy na nowo, na wiele rzeczy patrzymy teraz w inny sposób. Nawet spontaniczny wypad za miasta ma zupełnie nowy posmak, kiedy ma się dziecko pod pachą, które to, co my znamy bardzo dobrze, odczuwa po raz pierwszy i z prawdziwą, nieukrywaną szczerością delektuje się nowymi wrażeniami.

Planujemy sprezentować mu kolejną ulubioną postać z Yokai Watch – Komasana. Tylko cśśś! Nie mówcie mu! 😉 To będzie niespodzianka!

Następna notka tego typu wypada po jego urodzinach, więc na pewno napiszę, czy się ucieszył. 😉

Mefisto

#123. Gwiazdka w czerwcu Read More »

#120. Bunt kaczek cz.3 – co dzieje się przed porodem

Byliśmy na początku trzeciego trymestru, kiedy przeprowadziliśmy się do nowego mieszkania. Przeprowadzka jest sama w sobie męcząca, ale przeprowadzka z osobą ciężarną u boku to prawdziwe wyzwanie. Po pierwsze: wszystko jest na twojej głowie. Po drugie: musisz pilnować, aby “ciężarówka” nie próbowała się przemęczać pomagając ci.

Jednakże udało się. Mieliśmy na to trochę ponad miesiąc i odrobinę pomocy z zewnątrz. Od tego momentu mogliśmy się skupić na przygotowaniach na jak najlepsze przyjęcie dziecka.

Najważniejsze w przygotowaniu do narodzin dziecka jest odpowiednie podejście. Ekscytacja, radość, oczekiwanie, niepewność, strach… Nim nadejdzie wielki dzień w rodzicach kłębi się wiele uczuć – tych dobrych i tych złych. W końcu cieszymy się z nadejścia dziecka i boimy – w szczególności za pierwszym razem – odpowiedzialności, jaką niesie rodzicielstwo.

Powiem wam, że najlepszym uczuciem w tym wszystkim jest bezgraniczna miłość do istoty, której niewyraźne kształty widzisz na skanie. Zastanawiasz się, jak będzie wyglądać, po kim będzie miało nos, po kim oczy, a po kim nieopisany apetyt na wszystko… I niesamowicie kochasz tą rozmazaną plamę na ekranie, która wywija kończynami, jak gdyby trenowała sztuki walki, kochasz każdą falę na brzuchu, którą robi, każdą czkawkę, podczas której brzuch trzęsie się jak galaretka.

Na skany wyczekiwaliśmy z niecierpliwością. W końcu to była możliwość zobaczenia się z dzieckiem, obserwowania, co robi, ale najważniejsze: upewnienia się, że nic złego się nie dzieje. Ze względu na kilka komplikacji zdrowotnych, byliśmy pod opieką dwóch lekarzy, w tym jednej pani doktor “od skanów”. Pani doktor troskliwie badała i upewniała się, że nasza fasolka rośnie do rozmiaru gruszki, melona, a koniec końców arbuza. To tak obrazując terminologię rozmiaru dziecka z książek i stron internetowych o ciąży. Generalnie podczas skanów istotne było to, aby upewnić się, czy dziecko rośnie odpowiednio do swojego wieku, gdzie umiejscowione jest łożysko, czy łożysko pracuje prawidłowo, czy dziecko się rusza, czy serce bije (a u dzieci bije jak dzwon!), czy nie przejawia żadnych nieprawidłowych zmian lub chorób…

Mieliśmy też wizyty z inną lekarką, a ta z kolei upewniała się, aby regularnie badano nam krew. Zleciła też ona określenie płci dziecka. To, że Smoczyński to “model z antenką” zaskoczyło nas, bo w naszych rodzinach zawsze pierwsze rodzą się dziewczynki i przygotowywaliśmy się na Smoczyńską w rodzinie. Los bywa zaskakujący i zmienia wszystkie plany!

Poza tym regularnie widywaliśmy się z położną, która sprawdzała ułożenie dziecka, czy badała ciśnienie. Smoczyński już na zaś ustawił się głową do dołu, więc odeszło nam martwienie się o to, że pozycja będzie zła.

Równocześnie z dbaniem o Smoczyńskiego, dbaliśmy o uwicie mu przytulnego gniazdka. Obie babcie ochoczo kupowały mu ubranka w takich ilościach, że spokojnie mogliśmy przeznaczyć nasze fundusze na zakup innych potrzebnych rzeczy. Chociaż nie powiem, że zrobiły to trochę źle, bo kupiły ubranek na zaś w różnych rozmiarach i mam teraz trzy kurtki zimowe, które muszę oddać, bo dopiero teraz zaczynają na Smoczyńskiego pasować (a mamy już prawie lato).

Pierwszy istotny zakup to fotelik do samochodu. Bez niego nie wypuściliby nas ze szpitala. Wybraliśmy praktyczny zestaw z wózkiem, gdzie fotelik można było przymocować do ramy wózka. Osobiście polecam ten układ, w szczególności, jeśli macie mały bagażnik w samochodzie.

Kolejny, równie ważny, zakup to łóżeczko. Chociaż na niewiele nam się zdało (o czym napiszę później), to jednak warto je mieć. Wybraliśmy ten model (link) ze względu na bliskość jaką oferuje.

Następnym ważnym zakupem są wszelkiej maści butelki (nawet, jeśli planuje się karmienie piersią, dobrze jest mieć ich kilka), pieluszki, kremy, maści, płyny do kąpieli… Jednym słowem tzw. wyprawka. Na różnych stronach można znaleźć kompletne listy potrzebnych rzeczy, które warto przejrzeć i stworzyć własną, zawierającą te przedmioty, które na pewno nam się przydadzą. Razem z wyprawką kompletuje się torbę szpitalną, czyli zbiór rzeczy potrzebnych po porodzie. Najbardziej podstawowe rzeczy to pieluchy i ubranka dla dziecka (w tym rękawiczki, aby sobie twarzy nie zdarło przypadkiem), butelki, mleko, delikatne chusteczki do wycierania tyłka (na opakowaniu powinno być napisane, czy można je stosować u noworodka). Oczywiście trzeba też pamiętać, że rodzice też powinni zabrać ze sobą trochę ubrań, płyn do kąpieli, ręcznik… Wierzcie lub nie, ale przy porodzie się zmachacie i przyda się odświeżyć pod prysznicem oraz zmienić odzienie.

O zakupie pluszaków, czy zabawek nie będę wspominał, bo mnie połówka nie powiem za co powiesi. 🙂 Już wiecie na co pójdzie dodatkowy pokój w nowym domu…

Jedną z ważnych rzeczy w ciąży są ćwiczenia. Proszę się nie martwić, nie są one wykańczające, ale ich wykonywanie pozwala uniknąć pewnych dolegliwości. Tutaj macie link do dokładnego opisu. Niejednokrotnie też czytałem, że umiarkowanie aktywny tryb życia w ciąży jest wskazany, bo wspomaga to poród. Wydaje mi się, że może być w tym sporo prawdy. 😉

U nas dominowały spacery, rozciąganie, lekkie ćwiczenia typu przysiady (w miarę możliwości z szacunku dla kręgosłupa i wielgachnego brzucha z przodu). Pisałem już o tym w innym wpisie, ale pod koniec ciąży byliśmy na tyle sprawni, aby wdrapać się na szczyt Cabot Tower (32 metry wysokości) w Bristolu.

Dzięki wytrwałości i wielkiej miłości dotrwaliśmy do spodziewanej daty porodu. Tego dnia oglądaliśmy mieszkanie, do którego przeprowadziliśmy się później. Kobieta z agencji na wieść o tym, że termin mamy na tamtem dzień, poinformowała nas, że jest byłą położną i w razie czego wie co robić. 😉 Smoczyński akurat postanowił się polenić i urodził się sześć dni później. Gdyby poczekał dzień dłużej, urodziłby się dokładnie miesiąc przed urodzinami połówki!

Ale o porodzie napiszę już oddzielną notkę!

Mefisto

#120. Bunt kaczek cz.3 – co dzieje się przed porodem Read More »

#119. Notka informacyjna

Wyprowadzka potrafi dać się we znaki. Smoczyński bardzo przeżywa zmianę miejsca do tego stopnia, że miewa koszmary (no cóż, nie winię dziecka, że nie rozumie tego, co się teraz dzieje – ja sam tego nie rozumiem).

Postanowiłem połowicznie zawiesić bloga. Oznacza to, że Kącik Techniczny i wpisy o naszych lokalnych wyprawach przeciągną się najprawdopodobniej do sierpnia/września. Niedzielne wpisy, których mam napisanych na zaś, będą pojawiać się z raczej niezmienioną częstotliwością, ale głowy za to nie daję.

Z pewnością będę odwiedzał wasze blogi, chociaż pewnie nie tak często, jakbym chciał.

Życzcie nam powodzenia, abyśmy szybko uporali się z wyprowadzką! 😉

Mefisto

#119. Notka informacyjna Read More »

Scroll to Top