#131. Z życia urzędnika cz.5

Pora ponarzekać, a to dlatego, że powodów jest sporo. W ramach oszczędności przenieśli nas do głównego budynku, jaki zajmuje Urząd Miasta. Niby można czuć się dumny, bo pracuję w zabytkowym budynku, który odznacza się na tle miasta. Niestety nie może być za pięknie.

Poprzednie biuro było wynajmowane, a koszt opiewał na sumę z sześcioma zerami. Zamiast wywalić nas w trybie natychmiastowym do głównego budynku, trzymano nas do początku lutego. Pomimo iż przeniesienie nas było im na rękę, to przerzucano ludzi zajmujących budynki, które są w posiadaniu Urzędu Miasta. Doszło do tego, że kontrakt z tamtym biurem mieliśmy do 2020 i gdyby nie kilka losowych przypadków, pewnie musielibyśmy siedzieć tam jeszcze przez dwa lata, ale zrządzeniem losu udało się zakończyć umowę przed czasem. Przez ostatnie miesiące siedzieliśmy tam jako jedyny departament (około 30 osób) w budynku, który może pomieścić setki, jeśli nie tysiące osób.

Następna rzecz to to, że ktoś wymyślił sobie “smart enviroment” w naszym biurze. Polega to na tym, że zamiast osobnych pomieszczeń jest jedna wielka sala na każde piętro, ludzie z różnych działów są rozrzuceni po piętrach, co utrudnia komunikację. Nasz akurat nie jest, bo wszyscy zgodnie zaprotestowali i pozwolono nam siedzieć w wydzielonej dla nas lokacji.

Chociaż i tak fakt, że mimo iż mamy wydzieloną przestrzeń, to i tak siedzimy przy różnych biurkach za każdym razem, kiedy przyjdziemy do pracy (odgórne polecenie). Ostatnio dzwoniąca do mnie kobieta wybuchła śmiechem, jak powiedziałem jej, że muszę poszukać między biurkami mojego współpracownika, bo siedzi w innym miejscu niż ostatnio.

Jeżeli działy chcą się ze sobą komunikować to mogą zadzwonić do siebie lub użyć programu o nazwie Lync. Jest to biurowy odpowiednik Skype od Microsoftu. Może nawet byłoby to skuteczne, ale lwia część pracowników tego nie używa, a spora część nie potrafi tego używać, bo po co zrobić jakiś kurs używania programu…

Skoro mamy migrację z biurka do biurka, mamy też niesamowitą migrację telefonów. W szczególności, jeśli są bezprzewodowe i odbierasz je ze specjalnych punktów… Miałem już wysypkę na twarzy, teraz czyszczę słuchawkę zanim ją użyję antybakteryjną chusteczką. Połowa ludzi w dziale ma tą samą wysypkę. Przypadek? Nie sądzę… Nie wspomnę już o tym, że telefony są po prostu uszkodzone na wszelkie sposoby.

Otwarta przestrzeń to idealny sposób na to, aby doprowadzić cię do bólu głowy. Pomieszczenia są wysokie, więc natężenie hałasu jest tak duże, że wracając do domu relaksuję się przy krzykach swojego dziecka. A Smoczyński ma parę w płucach… Dodatkowo choróbska szerzą się co niemiara, bo mają ku temu korzystne warunki.

Idąc dalej: poczta. Gdyby nie to, że wykombinowaliśmy sobie zamykane gabinety, to poczty nie byłoby gdzie trzymać. Zarząd wymyślił sobie, aby wszystkie listy i dokumenty były wysyłane do nas drogą elektroniczną. Większość naszej poczty to dane bankowe do przelewów, których – decyzją zarządu – możemy otrzymywać tylko w formie papierowej. Mózg się gotuje w takich warunkach…

Kolejną rzeczą są toalety. Koedukacyjne, sztuk trzy, w tym jedna dla niepełnosprawnych. Udało mi się z nich skorzystać kilka razy w ciągu kilku miesięcy użytkowania budynku. Najbardziej zabolało mnie to w momencie, gdy doznałem silnych rewolucji w brzuchu i musiałem odstać swoje w kolejce… Cóż. Podobnież są gdzieś inne, ale jestem w pracy i nie przejdzie jak zniknę na ponad 20 minut pod pretekstem szukania wolnej toalety…

Ostatni punkt z mojej listy dotyczyć będzie krzeseł. Każde biurko ma swoje krzesło. Krzesła te powinno łatwo się ustawiać, aby nie przeciązać kręgosłupa. Zważając na fakt, że każdego dnia na tym krześle siedzi ktoś inny, to jest ono cały czas przestawiane. Efekt? Nie działają i nie można ich dostosować pod siebie. Dlatego mam okropne bóle kręgosłupa i staram się o przydzielenie mi biurka z powodów medycznych. Chociaż i to nie gwarantuje, że ktoś przy moim biurku nie usiądzie i nie popsuje mi krzesła…

Lubię moją pracę, ale nie lubię pomysłów “góry” na temat tego, co może usprawnić nam pracę. Może łaskawie zapytaliby nas, co ułatwiłoby nam wykonywanie obowiązków, a nie rzucami się na każdy pomysł ze “smart” w nazwie. Staram się reagować, ale sił mi na to wszystko brakuje.

Głupota jest jak hydra – zetniesz jeden łeb, a na jego miejscu wyrastają dwa kolejne…

Mefisto

13 thoughts on “#131. Z życia urzędnika cz.5”

  1. Tez w jednym biurze kiedys siedzielismy w jednym duzym pomieszczeniu i nikt nie mial swojego biurka – bylo to uciazliwe, a do tego nie sprzyjalo integracji. Wszyscy zakladali sluchawki na uszy i malo kto ze soba rozmawial. Na szczescie wrocilismy do dzielonego biura. I wreszcie dostalismy swoje miejsca – chociaz i tak nie da sie na biurku niczego zostawic bo 2 dni pracujemy zdalnie i wtedy siada tam ktos inny. Komfort posiadania typowo wlasnego biurka jest nam wiec niezupelnie znany. Ale to wciaz lepiej niz zmieniac je ciagle. 🙂
    Trzymam kciuki, zeby u Ciebie zarzad poszedl po rozum do glowy i wrocil do poprzedniego nie-smartowego srodowiska pracy 😉

    1. Niestety w naszym wypadku wyremontowali budynek, aby pasował do ich idei i, aby to odwrócić, potrzeba kolejnego remontu niestety… U nas też nie można niczego na biurku zostawiać, a i tak jakaś menda zostawia swoje buciory na moim… 😛

  2. Współczuję, serio. Nie wiem kto wpada na te cudowne pomysły, a co gorsza kto to akceptuje. Pracuję na otwartej przestrzeni, ale przynajmniej mam swoje biurko i nawet szuflady pod biurkiem. Telefon też mam swój, ale na wszelki wypadek go podpisałam 😉
    A nie możecie po prostu siadać ciągle przy tych samych biurkach i udawać rotacji? 😉

    1. Mi się to udaje, bo przychodzę bardzo wcześnie do pracy, ale to zależy od tego, czy ktoś inny tam nie usiądzie. Wtedy robi się problem, bo jedna osoba burzy cały system. No i mamy jeszcze wytypowane osoby, które pilnują, aby “smart enviroment” był respektowany…

  3. Najbardziej przeraził mnie motyw z WYSYPKĄ, to naprawdę ODRAŻAJĄCE! Generalnie, aż by się chciało zajrzeć do mózgu mędrca, który wymyślił te wszystkie usprawnienia, na pewno w duchu SYNERGII i NIEUSTAJĄCEGO ULEPSZANIA ;), no i tak przeciąć ten kabelek, co mu podtrzymuje uszy 😉
    Trzymaj się tam!

  4. Matko, tak się w ogóle da pracować? To przerażające, co opisujesz. Ja też pracuję w “ołpenspejsie” i myślałam, że mam źle, ale teraz widzę, jak bardzo może być gorzej. U nas przynajmniej każdy ma swoje biurko, krzesło, komputer i szuflady.
    Ten “smart” to na pewno jest raczej jakimś przewrotnym skrótem, bo głupiej ludziom (dez)organizować pracy chyba się już nie da.

    1. Ciężko pracuje się w takich warunkach. Mamy od groma zaległości, ludzie odchodzą od nas w tempie ekspresowym (ja też powoli zaczynam mieć takie plany). To jest efekt wprowadzania zmian przez ludzi, którzy w życiu takiej pracy nie wykonywali.

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top