przemyslenia

#483. Studia, studia i po studiach! ;)

Witajcie!

Nareszcie udało mi się uporać z licencjatem! Czuje się, jakby zrzucił z pleców ogromny ciężar, chociaż wiem, że to jeszcze nie koniec, bo czeka mnie jeszcze magisterka. Póki co stresuję się wynikami, bo wciąż ich nie ma i pewnie jeszcze trochę będę się musiał na nie naczekać. Najgorsze, co mnie czeka to 2.2 (“lower second”). Nie jest źle, ale wolałbym 2.1 (“upper second”). To jest jeszcze dla mnie możliwe, ale tylko pod warunkiem, że dostanę 92% za moją pracę. W to trochę wątpię, bo chociaż siedziałem nad nią do upadłego, raczej nie udało mi się aż tak jej dopolerować. No trudno. Grunt, że udało mi się skończyć studia. 😉

W “nagrodę” wymieniłem sobie tablet na Samsunga Galaxy S9 Ultra. Wielkościowo to już jest laptop, ale jak dla mnie może być. Więcej okienek zmieszczę na ekranie i łatwiej mi będzie produkować prace pisemne, jak już zacznę magisterkę. Jestem z niego zadowolony, bo widać, że Samsung stara się rozwijać tablety: mój poprzedni tablet S7 trzymał klasę do samego końca używania, a S9 płynnie wchodzi na to miejsce i oferuje mi jeszcze lepszą jakość użytkowania.

S7 zostanie naszym tabletem do oglądania filmików lub słuchania podcastów, kiedy gotujemy coś w kuchni. Oczywiście mały Smoczyński będzie na nim uczył się i bawił, bo w końcu czemu nie? Smoczyński uwielbia naśladować nas chyba we wszystkim, co możliwe, więc na pewno będzie się cieszył, kiedy będzie mógł pracować na mini wersji mojego tabletu (bo jednak są one podobne do siebie wizualnie).

Pomimo iż minął już prawie miesiąc od skończenia pisania pracy, wciąż nie zająłem się porządnie graniem, tak jak miałem nadzieję to zrobić. Cóż, życie dorosłego jest pełne obowiązków. 🤷‍♂️ Czuję się trochę, jakbym wypadł z rytmu i ciężko mi wrócić do grania. Zawsze gdzieś z tyłu głowy mam tą informację, że muszę zrobić to, tamto, siamto. Jakby świat miał się skończyć, jeśli tego (od razu) nie zrobię. Muszę znaleźć jakąś dobrą grę, która mnie wciągnie i pozwolni się trochę zrelaksować. Potrzebuję tego: w szczególności po ostatnich miesiącach walki ze sobą, aby skończyć studia. Szczerze mówiąc wciąż dochodzę do siebie i mam sobie za złe, że zarzuciłem sobie tak mordercze tempo.

Jeśli chodzi o sprawy blogowe, to staram się nadrobić to wszystko, co mi ostatnio umknęło (czyli pisanie notek, czytanie Waszych blogów i dokańczanie przeprowadzki z jednej domeny na drugą). Poprawiam nagminnie linki na moim blogu, aby odnosiły to prawidłowej domeny, ale to trochę może zająć. Dopiero (powoli) kończę sekcję GRY, a muszę jeszcze przewertować wszystkie notki i poprawić, co się da. Sporo roboty, ale myślę, że jestem prawie w połowie tego zadania. Także trzymajcie kciuki, aby mi zapał nie uciekł gdzieś i abym mógł to skończyć. 😉

Obiecałem Wam też wiele “aktualizacji”, jeśli chodzi o sprawy pozablogowe: te projekty trochę były ruszone, ale nie do końca, więc teraz siedzę i walczę z nimi, aby móc co nie co pokazać na blogu. Mam już trochę materiału zebranego, więc myślę, że powoli zacznę coś dodawać do pamiętnikowych notek. 😉

W wolnej chwili biegamy na działki i powoli przygotowujemy je na kolejny rok, aby znowu mogły nas obdarować wspaniałymi owocami i warzywami. Plony, chociaż się nie spodziewaliśmy z początku, były obfite, a wraz z nowo zdobytą wiedzą myślę, że w przyszłym roku pójdzie nam zdecydowanie lepiej. 😉 Musimy też trochę bardziej zorganizować się w kwestii tego, co chcemy zasadzić na działce, bo ten rok to była totalna prowizorka (chociaż nie powiem – bardzo udana).

Na razie to tyle moich wieści dla Was. Powoli będę “zasypywał” Was tym, co obiecywałem opublikować już naprawdę dawno temu.

Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia! 😉

Mefisto

#483. Studia, studia i po studiach! ;) Read More »

#474. Dlaczemu cz.12

Witajcie!

Ostatnie tygodnie były dla mnie conajmniej ciężkie. Wyjaśnię je w pamiętnikowej notce, jednakże w tej postaram się skupić na aspekcie, który powoli zaczyna mnie wkurzać. Chodzi tu o marnowanie czasu. Ten temat wkurzał mnie zawsze i choć staram się być jednocześnie punktualny, ale też i wyrozumiały, bo w życiu zdarzają się różne sytuacje, jednak kompletnie przestaję rozumieć niektórych ludzi. Z jednej strony chwalą się ile to oni czasu nie mają, ale z drugiej widzisz tą samą osobą, która koniecznie musi być pierwsza… Pierwsza przy kasie, pierwsza na czele pieszych na chodniku, pierwsza za wszelką cenę, nawet jeśli oznacza to tratowanie ludzi.

Może się to wydawać dziwne, bo nie są to przecież najgorsze rzeczy, które mogą się nam przydarzyć, ale ich ilość przytłacza. Od jakiegoś czasu nie idzie poruszać się w miejscu publicznym, aby nie paść ofiarą “pierwszych”. Raz, dwa, czy nawet pięć razy można wybaczyć, ale takich razów naliczam w dziesiątkach. Nie wiem, co się z ludźmi dzieje, że mają potrzebę wpychania się wszędzie przed innych i to z reguły w ostatnim momencie tak, że muszę akrobacje wyczyniać, aby się z kimś nie zderzyć. Co jednak jest najgorsze, jak już taki “pierwszy” się wciśnie przed nas, nagle kończy mu się pośpiech i z gracją rozgotowanej kluchy ciągnie się przed nami trzy razy wolniej niż myśmy się poruszali. A jak spróbujesz wyprzedzić to się załącza motorek w tyłku i nagle może praktycznie biec… do momentu, aż my się poddamy. Wtedy wraca klucha. I w tak w kółko. Naprawdę tego nie rozumiem, a i z tolerowaniem tego idzie mi coraz gorzej…
Mefisto

#474. Dlaczemu cz.12 Read More »

#467. Powrót marudy

Dzień dobry wieczór!

Witam Was serdecznie po tej przydługiej przerwie, która przedłużyła mi się najpierw z powodu pogody, potem z powodu studiów, aby ostatecznie doszła do tego choroba. Wolałbym nie chorować, bo jednak ta czynność jest kompletnie bezsensowna. Niestety łapiemy choróbska jak pokemony, a teraz jest idealna pora na to (no bo raz zimno, raz ciepło, czasem to nawet i nie wiadomo, czy za ciepło, czy za zimno).

Podejrzewam, że takich przerw jeszcze trochę będzie, bo jednak zdrowie mamy nie takie, jak trzeba, a i studia zajmują mi sporo czasu. Momentami mam ochotę się poddać, ale z drugiej strony jestem już na końcówcę i szkoda by było zmarnować cały ten czas, który poświęciłem na naukę. Chyba po prostu znowu jestem przemęczony i marudzę (wiadomo: praca, nauka, dziecko, obowiązki domowe, nauka jazdy i miliony innych rzeczy do zrobienia w ciągu dnia, czasem po prostu marzą mi się wakacje od tego wszystkiego). A, jeszcze są działki, ale one to nawet mnie cieszą, chociaż pochłaniają mnóstwo naszego czasu. Cieszą mnie, bo póki co wszystko w miarę rośnie. 😛 Jedynie pielenie mnie wkurza, bo chwasty odrastają w zaskakującym tempie.

Nie będę się jednak w tej notce rozpisywał, bo jestem w takim nastroju, że z miłą chęcią zacząłbym narzekać na wszystko, a jest sporo miłych rzeczy, o którym mógłbym napisać. Dlatego zostawiam to tak, jak jest. Najwyżej napiszę o tych rzeczach innym razem. 😛

Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia!

Mefisto

#467. Powrót marudy Read More »

#464. Dlaczemu cz.11

Bardzo nie lubię marnować czyjegoś czasu, ale tak samo mocno nie lubię, kiedy ktoś marnuje mój czas. Wydaje mi się, że każdy człowiek powinnien tak postępować, bo w ten sposób szanujemy i siebie, i innych. Niestety tak nie jest, więc dlatego serwuję Wam tę krótką notkę.

Mam już szczerze dosyć NHS (angielskiej służby zdrowia). Non stop wiszę na słuchawce, aby anulować wizytę dla Smoczyńskiego, którą miał już wieku temu prywatnie. I odwołuję ją już setny raz, bo im się po prostu coś usrało w głowach i nie chcą zanotować w systemie, że wszystko jest w porządku. A jak nie odwołam to dostanę list, ile ich taka wizyta kosztuje i żebym odwoływał, aby się nie zmarnowała.

Wiem, że tym wpisem nic nie zmienię, ale przynajmniej to z siebie wyrzucę. Jak zawsze trafił się nam nieprawdopodobny absurd, który musimy jakoś ugryźć…

Mefisto

#464. Dlaczemu cz.11 Read More »

#453. Stadia

Chociaż Stadia już oficjalnie zakończyła swoją działalność (a stało się to 18 stycznia 2023), postanowiłem oddać hołd tej usłudze i zrelacjonować moje wrażenia. Nie mam ich za wiele, bo jednak na Stadię natrafiłem w najbardziej zabieganym momencie mojego życia, aczkolwiek pozwoliła mi ona zaczerpnąć odrobinę szczęścia, jakim jest cloud gaming.

Zacznijmy wpierw od tego, czym jest cloud gaming. Polega on na tym, że gra uruchamiona jest na zewnętrznym serwerze i transmitowana na urządzenie użytkownika. Ta idea pierwszy raz została zaprezentowana na E3 w 2000 roku przez startup G-cluster i od tamtej pory była nieprzerwanie usprawniana, ulepszana i modyfikowana. Powstało wiele platform oferujących usługę cloud gamingu, między innymi Geforce Now oraz xCloud. Steam, chociaż nie do końca jest to cloud gaming, po dziś dzień oferuje możliwość połączenia swojego komputera z urządzeniem mobilnym (przez Steam Link – produkowanym do listopada 2018, a obecnie na aplikacji dostępnej na telefon lub tablet – Android | iOS).

Stadia powstała w listopadzie 2019 roku, a została wyłączona 18 stycznia 2023, kilka miesięcy po tym, kiedy Google ogłosiło, iż jest to nierentowny projekt. Moja przygoda z tą usługą zaczęła się w grudniu 2021, kiedy to dotarł do mnie mój pad i miałem okazję przetestować tytuły dostępne w ramach subskrypcji (kosztującej raptem £8.99/39zł miesięcznie).

Pograłem w kilka różnych gier, a w tym w Assassin’s Creed Valhalla, Saints Row IV, czy też The Elder Scrolls Online. Chociaż moje połączenie internetowe wtedy leżało i kwiczało (mieliśmy ledwie 40mb/s przy dobrych wiatrach), to stabilność i płynność rozgrywki były całkiem niezłe i jeżeli miałem jakieś problemy, wynikały one z powodu mojego słabej jakości internetu, a nie samej Stadii.

Sama usługa była świetnie dopracowana: gry były bardzo dobrze przeportowane i nie sprawiały żadnych problemów. Jeżeli “przypadkiem” zdarzyło się nam wyłączyć przeglądarkę, nasza rozgrywka rozpoczynała się od tego miejsca, w którym się przerwała (co przetestowałem kilka razy, w szczególności na Assassin’s Creedzie). Grę można było rozpocząć np. przez przeglądarkę na komputerze, a jakiś czas później kończyć ją na aplikacji w telefonie. To była naprawdę świetna rzecz, jeśli chodzi o mobilność cloud gamingu. Jedyne, co mnie drażniło to to, iż na tablecie, pomimo posiadania klawiatury, nie mogłem jej używać i musiałem wybrać pomiędzy wirtualnym padem (czyli takim, który wyświetla się na ekranie), a zakupionym przeze nie kontrolerze. Także jeśli chciałem grać przy użyciu klawiatury i myszy, byłem zmuszony do korzystania z mojego komputera.

Drugą wadą Stadii była mała ilość oferowanych gier. Sporo tytułów było po prostu niedostępnych i myślę, że to mogło być powodem, przez który niektórzy ludzie rezygnowali z tej usługi. Dopiero pod koniec pojawiło się sporo najnowszych tytułów, ale (jak zresztą widać) nie przekonało to Google do kontynuowania projektu. Chociaż z początku doceniałem mobilność Stadii, to jednak Steam Deck wygryzł ją dla mnie, bo na nim działa mi większość gier, w które lubię grać (a jeśli nie to mogę pogrzebać z konfiguracją) i mogę go zabrać gdziekolwiek chcę. Jedynie żywotność baterii na telefonie i tablecie wygrywała ze Steam Deckiem, bo jednak odpalenie gry bezpośrednio na urządzeniu zużywa więcej prądu niż streamowanie jej z serwera na nasze urządzenie.

Zabawnym faktem jest jednak to, że Stadię dało się nawet odpalić na Steam Decku, co było ciekawym doświadczeniem i dawało zarówno tej usłudze, jak i temu urządzeniu nowe możliwości.

Podsumowując, pomimo kilku wad, Stadia była naprawdę ciekawym pomysłem, za którym już tęskni spora liczba graczy. Dla wielu osób, dla których możliwość kupienia porządnego, gamingowego sprzętu wykraczała poza ich finansowe możliwości, to była świetna opcja, aby pograć w niektóre najnowsze gry. Dla mnie ta usługa pozwalała mi pograć w grę, kiedy mam na nią ochotę, a nie czekać dniami, aby się ściągnęła (bo 40mb/s to mało jak na dzisiejsze czasy) albo kombinować z miejscem na dysku, bo trochę brakuje, aby ściągnąć kolejny tytuł. Przyznam szczerze, że podobałaby mi się taka przyszłość świata gier – trzeba byłoby tylko trochę ją dopracować, aby poprawić te małe, irytujące wady.

Będzie mi brakować Stadii, ale bawiłem się przednio – żałuję tylko, że tak krótko.

Mefisto

#453. Stadia Read More »

#450. Rok 2023

Od roku 2020 tylko podnosi się nam poprzeczka, rzeczywistość staje się tak abstrakcyjna, że czasem mam wrażenie, iż żyję w jakimś filmie. Czasem i film wydaje się bardziej realistyczny niż to wszystko, co wydarzyło się w ostatnich latach. Najgorsze jest to, że kiedy tylko człowiek przyzwyczai się do jednej rzeczy, zaraz wyskakuje kolejna i nie pozwala spokojnie dostosować się do otaczającego nas szaleństwa.

Dlatego liczę, że cokolwiek rok 2023 ma dla nas w planach, niech da chociaż minutę dłużej na zorganizowanie się i stawienie temu wszystkiemu czoła. Wiem, że lepiej nie będzie. Łudziłem się rok w rok i po prostu czuję w kościach, że zmiana cyferki na końcu tylko da nam po gnatach. Chciałbym jednak, aby to już nie przyśpieszało do takiego tempa, że człowiek tylko biegnie z wywieszonym językiem i nie ma już siły na nic więcej. Mimo wszystko chciałbym wciąż cieszyć się pięknem świata, a nie patrzeć na jego najczarniejszą stronę i wręcz parować ze złości.

Jest wciąż tyle do zrobienia, tyle do napisania, tyle miejsc do odwiedzenia. Mam sporo planów, ale moje siły wciąż idą tam, gdzie nie powinny. Marnują się na stres, na złość, na niedowierzenie. A po co? Skoro można pójść w fajne miejsce, zrelaksować się, odpocząć, zająć swoim hobby. Taki mam plan na ten rok: przeżyć go jak najlepiej.

Dlatego roku 2023 – daj żyć, bo pożałujesz.

Mefisto

#450. Rok 2023 Read More »

#444. Zabieganiec

Dzień dobry wieczór!

Czas lubi strasznie przyśpieszać, w szczególności, kiedy ma się sporo do zrobienia. Moje ostatnie tygodnie były zabiegane, ale owocne, bowiem sporo rzeczy udało mi się załatwić. Pozostało mi teraz tylko czekać na odpowiedź i mieć nadzieję, że ta odpowiedź będzie pozytywna, a nie doda nam dodatkowe ilości pracy.

Skoro jesteśmy w temacie pracy to muszę przyznać, że jestem przepracowany. Mamy braki w zespole, a z racji cięć budżetowych urząd postanowił nie zatrudniać nikogo na te miejsca. Mamy tyle samo pracy (i będziemy mieć jeszcze więcej), a ludzi coraz mniej. Z początkiem kolejnego miesiąca odchodzą kolejne dwie osoby. Wiem, że nie powinienem brać tego tak personalnie, bo nie zbawię świata w pojedynkę, ale mam to głupie poczucie obowiązku i nie chcę, aby ludzie cierpieli przez decyzje ludzi oderwanych od rzeczywistości.

Jedyne pocieszenie ze strony pracy jest takie, że ustalono podwyżki ok. 10% i wypłacą je wstecz aż od kwietnia. Prawie pokryje to podwyżkę cen prądu, które w ostatnim czasie podwoiły się. 😂 Pamiętam, że żartowałem gdzieś o tym, iż z odkąd zaczął się covid to z roku na rok jest coraz gorzej. Chciałbym to teraz odszczekać, bo wykrakałem. 😛

Naprawdę czuję się, jakbym grał na normalnym poziomie trudności, a ktoś przełączył mi go na senny koszmar. No litości. Ja tu gram dla fabuły, ok?! 😂

Za dwa miesiące zaczynam ostatni moduł na studiach i jeśli wszystko pójdzie gładko to w końcu będę miał licencjant z głowy. Kilka dni przed rozpoczęciem studiów mam też egzamin na prawo jazdy, więc jak dobrze pójdzie to będę mieć to z głowy. Oczywiście przeczuwam, że nie będzie lekko, więc nie nastawiam się na nic pozytywnego tylko na kolejne zwiększenie poziomu trudności. 😂

W ostatniej notce zapomniałem napisać, że Stadia ogłosiła, iż cloud gaming jest nieopłacalny i postanowiła się zamknąć. 🙁 Jest mi z tego powodu bardzo przykro, bowiem lubiłem ten sposób grania, a w lato przynajmniej nie mordowałem swojego komputera. Mam zamiar przejść jedną z dostępnych gier i zrecenzować i grę, i Stadię nim całkiem zostanie zamknięta (czyli przed 18 stycznia). Żałuję też, że przez ogrom obowiązków nie miałem tyle czasu, aby sobie trochę pograć. :/

Generalnie to zacząłem się zastanawiać nad tym, czy nie za dużo biorę na siebie na raz. Odpowiedź chyba znacie. Zdecydowanie za dużo biorę na siebie, przez co brakuje mi sił, chęci, wiary w swoje własne możliwości… Ostatni rok latam jak z motorkiem w tyłku i tylko wpadam w głębszą depresję, bo próbuję przenosić góry, kiedy zdecydowanie to nie jest mój typ rozwiązania. Nie mam na to siły. Dlatego próbuję powoli stawiać granice, ile mam zamiar robić na raz. Wiem, że to nie zawsze jest możliwe, aby się tego trzymać, ale chcę i potrzebuję trochę zwolnić, bo po prostu dłużej nie dam rady.

Sporo moich spraw leży niezałatwionych. Moje zdrowie fizyczne i psychiczne, blog, znajomi, hobby… Dlatego od jakiegoś czasu próbuję robić sobie przerwę dla siebie i pograć w gry, pooglądać filmy, porobić to, na co mam w danej chwili ochotę. Jest to powolny proces, ale strasznie potrzebny mi w tej chwili, aby odzyskać siły i latać dalej jak pszczółka.

Trzymajcie za mnie kciuki i dbajcie o siebie, aby nie doprowadzić siebie do takiego stanu, jak mój.

Mefisto

#444. Zabieganiec Read More »

#440. Dlaczemu cz.10

Ostatnio przypomniała mi się taka rzecz, która może już nie tak często towarzyszy mi w dorosłym życiu, jednak była moim “kompanem” przez wiele lat mojego dzieciństwa i mojej młodości. Mowa o krytyce, ale nie byle jakiej krytyce tylko krytyce za wszystko. Stosowała ją przeważnie moja matka wobec wszystkich (z wyjątkiem samej siebie oczywiście).

Rodzaj krytyki, którą stosowała moja matka uważam za bardzo toksyczny, bo nie dotyczyła ona rzeczy zrobionych źle, czy w ogóle niezrobionych. Dotyczyła ona wszystkiego: rzeczy zrobionych dobrze, źle, w ogóle niezrobionych. Łatwo się można domyśleć, że wszyscy w domu po prostu niechętnie robili cokolwiek, bo i tak kończyło się to litanią “ja bym to zrobiła lepiej”, dlaczego tylko 5, a nie 6″, “no i co z tego, że jesteś najlepszy w klasie”, itd.

Obrywali wszyscy: domownicy, zwierzęta, przedmioty, a nawet kwiatki. Przekładało się to tylko na to, że nikt nie miał ochoty marnować swojego czasu na robienie czegoś, co i tak skończy się kazaniem i nadszarpniętymi nerwami. Matka z wieloma rzeczami zostawała sama albo dostawała je tylko wtedy, kiedy wiedzieliśmy, że nie trzeba będzie przekazać ich “do rąk własnych”. Esemesowa bura nie była aż tak imponująca. Przynajmniej według mnie.

Oczywiście w takiej sytuacji zwiększa się samokrytyka i człowiek cały czas biczuje się w myślach za brak tej perfekcyjności we własnym działaniu. Najgorsze jest to, że nie da się być perfekcyjnym. Zostaliśmy stworzeni, aby dążyć do doskonałości, ale nie jest nam dane jej osiągnąć. Dlatego na wszystko, co robię, patrzę bardzo krytycznie i chociaż nie biczuję się w myślach za każdą zrobioną rzecz, to jednak cały czas we mnie to siedzi, mimo iż od ponad dekady nie miałem do czynienia z jej sposobem krytykowania. Sporo projektów po prostu wyrzucam, bo nie potrafię przepuścić im małej skazy – skazy, którą tylko ja widzę.

Porzuciłem wiele rzeczy, wiele cennych dla mnie rzeczy i z każdym rokiem czuję mniej zaangażowania, aby do nich wrócić. “I tak mi nie wychodziły”. To brzmi jak wymówka, ale dla mnie zawsze te słowa oznaczały, że mój wewnętrzny demon wygrał i pozbawił mnie kolejnej pasji. Z tym demonem zawsze przegrywam, pomimo iż walka potrafi trwać latami.

Mefisto

#440. Dlaczemu cz.10 Read More »

#435. Dlaczemu cz.9

Czasem czuję się jak kosmita, bo niby oczywiste rzeczy dla wielu znajomych, czy ludzi w moim otoczeniu są normalne, a dla mnie takie zachowania zakrawają o patologię. Dlaczego dorośli oczekują od dzieci umiejętności obsługi urządzeń bez pokazywania im, jak się to robi? I pal licho, jeśli kończy się to najwyżej śmiechem. Wielu dorosłych jest zbulwersowanych, że ich kilkuletnia pociecha nie potrafi obsłużyć urządzenia, które od blisko dekady nie jest w użytku i z którym mają do czynienia pierwszy raz. Najgorzej jest, kiedy ta sama osoba wymaga od ciebie zrozumienia, gdy uczysz go/jej używania czegoś nowego “bo to pierwszy raz i nie potrafi”.

Twoje dziecko też nie potrafiło, ale to nie przeszkadzało ci zmieszać je z błotem przy obcych ludziach.

Skąd wzięła się normalizacja takiego piętnowania dzieci, bo nie wiedzą jak zrobić coś, co, drogi rodzicu, powinieneś ich nauczyć? Naprawdę tego nie rozumiem, ani nie potrafię zrozumieć. I może nawet nie powinienem próbować zrozumieć, bo takie zachowanie hoduje nam kolejne pokolenie sfrustrowanych ludzi.

Mefisto

#435. Dlaczemu cz.9 Read More »

#431. Bez różnicy

Coraz mocniej rozumiem ludzi, którzy swoje zwierzęta nazywają swoimi dziećmi. Nie to, że tego nie rozumiałem, ale po prostu coraz mocniej się w to wczuwam i przestaję widzieć różnicę między Ferbikiem a Smoczyńskim. Przynajmniej w kwestii uszkadzania swojego ciała.

Tydzień 1: Smoczyński wybiegł z pokoju, ja za nim. Zabrakło mi dosłownie pół sekundy, aby go złapać. Potknął się i rypnął o szafkę na przedpokoju. Efekt? Rozgryziona warga i wizyta w szpitalu. Swoją drogą ciekawe, że zamiast zakładania szwów używa się teraz specjalnego kleju.

Tydzień 2: Ferbik latał jak opętany i walnął się (chyba) o moje biurko. Efekt? Rozwalona mikroskopijna małżowina uszna. Rozwalona dwa razy, bo później rypnął jeszcze o drzwi. Za dużo czasu spędza ze Smoczyńskim najwyraźniej.

Także stwierdzam oficjalnie, że dzieci to zwierzęta, a zwierzęta to dzieci.

Mefisto

#431. Bez różnicy Read More »

Scroll to Top