#431. Bez różnicy

Coraz mocniej rozumiem ludzi, którzy swoje zwierzęta nazywają swoimi dziećmi. Nie to, że tego nie rozumiałem, ale po prostu coraz mocniej się w to wczuwam i przestaję widzieć różnicę między Ferbikiem a Smoczyńskim. Przynajmniej w kwestii uszkadzania swojego ciała.

Tydzień 1: Smoczyński wybiegł z pokoju, ja za nim. Zabrakło mi dosłownie pół sekundy, aby go złapać. Potknął się i rypnął o szafkę na przedpokoju. Efekt? Rozgryziona warga i wizyta w szpitalu. Swoją drogą ciekawe, że zamiast zakładania szwów używa się teraz specjalnego kleju.

Tydzień 2: Ferbik latał jak opętany i walnął się (chyba) o moje biurko. Efekt? Rozwalona mikroskopijna małżowina uszna. Rozwalona dwa razy, bo później rypnął jeszcze o drzwi. Za dużo czasu spędza ze Smoczyńskim najwyraźniej.

Także stwierdzam oficjalnie, że dzieci to zwierzęta, a zwierzęta to dzieci.

Mefisto

4 thoughts on “#431. Bez różnicy”

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top