jedzenie

#408. Azjatyckie łakocie cz. 16

Ostatnia wizyta w supermarkecie z azjatyckim jedzeniem sprawiła, że zostałem fanem nugatów. Wybór jest przeogromny: o smaku czarnej herbaty, zielonej herbaty, z żurawiną, mleczne… (i piszę tylko o tych, które miałem okazję dorwać – podejrzewam, że mogą być i inne rodzaje).

Wszystkie są niesamowicie dobre, rozpływają się w ustach i oferują smak przepysznych, prażonych orzechów. Tak bardzo w nich zasmakowałem, że mam ochotę jeść je bez przerwy. Pondato świetnie pasują do kawy i herbaty.

Na zdjęciach jest wersja z zielonej herbaty, ale generalnie to różnią się one tylko kolorem (no i smakiem).

Jeśli natraficie gdzieś na tego typu słodycz to bardzo polecam spróbować. Zdecydowanie warto!

Mefisto

#408. Azjatyckie łakocie cz. 16 Read More »

#383. Azjatyckie łakocie cz. 15

Uwielbiam landrynki i wszelkiego rodzaju cukierki, więc kiedy znalazłem to w jednym ze sklepów z azjatyckimi produktami

to byłem w siódmym niebie.

Dostępne są w dwóch smakach: cytrynowo-miętowym, aby się ochłodzić oraz imbirowo-cytrynowym, aby się rozgrzać. Oczywiście zawierają też sól, co nadaje im ciekawego smaku i pomaga z nawodnieniem organizmu w ciepłe dni. I rzeczywiście działają: miętowe chłodzą, imbirowe dają poczucie wewnętrznego ciepła.

Zdecydowanie mogę to nazwać moim ulubionym odkryciem ostatnich tygodni (tym bardziej, że ostatnio dopadły nas upały i z miętowych korzystałem dosyć często).

Polecam! 🙂

Mefisto

#383. Azjatyckie łakocie cz. 15 Read More »

#252. Wspominkowo

Zebrało nam się ostatnio z Połówką na wspominki. W sumie to wyszło w praniu, bo pojechaliśmy zjeść na mieście, a potem uciekaliśmy przed śmieciarką, która śledziła nas przez cały czas… 😂 Ale mieliśmy przez to okazję zatrzymywać się co jakiś czas i wspominać mieszkania, w których mieszkaliśmy.

W sumie trochę zacząłem tęsknić za Bristolem. Może i pogryzłem się z biurokracją, ale tam się, jakby nie patrzeć, wychowałem. Tam stawiałem moje pierwsze kroki w dorosłość. Może czuję się tam lepiej, bo tam jest więcej młodych i otwartych ludzi, a nie starych i sfrustrowanych?

I tak jeżdżąc sobie po uliczkach wspominaliśmy wydarzenia, stracone okazje, nasze małe zwycięstwa, dobrych ludzi i złych ludzi. Porównywaliśmy to, co widzieliśmy kiedyś z tym, co jest teraz. Ile rzeczy zmieniło się w ciągu niecałej dekady. Nasza niegdyś codzienna trasa do sklepu została zmieniona, bo sklep zamknął się po referendum. Na ulicach stało masę aut – pewnie dlatego, że okoliczne domy były kupowane pod wynajem i dzielone na mieszkania, a w Anglii autobusy są niezależne i nikt im nie będzie mówił, jak mają jeździć i czy w ogóle mają jeździć… To taka rzecz, która cały czas jest taka sama! 😂

Połówka wspominała, gdzie na samym sprzęgle podjeżdżała pod górkę w starej Vitarze, bo uczyła się jeździć i nie potrafiła inaczej. 😀 Nasz Jimny nie dał rady na samym sprzęgle podjechać pod tą górkę. I wydawałoby się, że to słabe autko, ale holowaliśmy nim prawie dwa razy cięższe auto, które jeszcze haczyło zerwanym zawieszeniem o jezdnię. Chyba po prostu górki są słabą stroną Jimników. 😂

Potem pojechaliśmy do przychodni, gdzie znajdowała się też klinika dla ciężarnych. Zostawiliśmy tam położnej, która prowadziła naszą ciążę, kartkę z podziękowaniami. Chyba tak bardzo zadziałały na nas wspomnienia, że w końcu zebraliśmy się do czegoś, co dwa lata nam nie wychodziło… Ale lepiej późno niż wcale. 🙂

Niestety nie było jej w pracy, ale jakaś inna kobieta obiecała przekazać kartkę, więc mam nadzieję, że prędzej, czy później ona dotrze. 😀

W sumie to jest to historia bez morału, ale odpoczęliśmy psychicznie od tempa, w które w ciągu ostatnich miesięcy wpadliśmy. Przydało się. 🙂

Mefisto

#252. Wspominkowo Read More »

#249. Kącik Podróżniczy nr 15

Z racji braku czasu i namnażających się problemów zabrakło mi czasu na przygotowanie materiałów pod kolejną podróż. Nie oznacza to, że tak to po prostu zostawię! Dzisiejsza wyprawa będzie po prostu w innej formie, którą łatwiej będzie mi dla Was opisać. 😉

Kto lubi dobrze zjeść? Na pewno my lubimy. 😉 Dlatego też zabiorę Was na przejażdżkę po kilku miejscach, gdzie można dobrze zjeść, a napić się czegoś dobrego.

Mocha mocha

Wpadliśmy tam raz na latte (bo latte to jedyna kawa jaką mogę zaakceptować – każda inna jest ble). Okazało się, że kawę mają tam wyborną. Spróbowaliśmy więc wrapów, a z nimi okazał się problem, bo niektóre są dobre, niektóre nie. Zależy kto je robi i czy przychodzisz tam w porze lunchu (od razu odradzam: tam są całe tabuny studentów i czeka się godzinami). Moja ulubiona kombinacja to awokado, kurczak, sałatka i ser (przy czym sera musi być mało, bo jest słony i tłusty, i psuje cały smak, jeśli się z nim przesadzi).

Twoday Coffee Roasters

Tutaj kupisz sporo rzeczy związanych z kawą (kubki, ziarna), a także kawę na wynos, która również jest bardzo dobra i ma intensywny smak. Nie jestem fanem kawy, więc jeśli coś mi bardzo smakuje to znaczy, że jest bardzo dobre. 😉

Mickey Beans

Kolejne miejsce, gdzie można coś zjeść i czegoś się napić. Napojów nie mieliśmy okazji spróbować, ale zjedliśmy wrapy, które natychmiastowo podbiły nasze serca. Przyrządzanie jedzenia odbywa się na zasadzie Subwaya, chociaż mamy do wyboru trochę inne dodatki (niektóre genialne wręcz w smaku). Wrapy są duże (duże większe niż w Mocha Mocha), więc można się nim spokojnie najeść. 😉

Brisnoodles.com

W tym miejscu dajesz się to syta. Tutaj z reguły zgarniamy po kilka pudełek, które spokojnie zapychają nam żołądki przepysznym jedzeniem. Szczególnie polecam katsu curry i yaki udon. 😉 Ta knajpka serwuje bardzo pyszne jedzenie, dlatego nie zdziwcie się, że w trakcie godzin lunchowych (z reguły między 12 a 14) stoją tam tłumy, a czekanie na jedzenie wydłuża się do ponad godziny. Mimo tego warto poczekać. 😉

Mam nadzieję, że taki wpis przypadł Wam do gustu 😉 Nie mam w planach za często pisać takie notki (ale kto wie). 😛 Póki co na tych kilku miejscach kończę moją kulinarną przygodę! 😉

Mefisto

#249. Kącik Podróżniczy nr 15 Read More »

#227. Bunt Kaczek cz.6 – w końcu w domu: kwestia karmienia

Pierwszy dzień to był jak bajka – paktycznie cała noc przespana. Chociaż nie jest to zdrowe dla dziecka, bo powinno jeść co dwie do trzech godzin, Smoczyński ani myślał upomnieć się o mleko. Był zmęczony na równi z nami i potrzebował się zregenerować.

Co do karmienia to decyzją odgórną karmiliśmy go mlekiem modyfikowanym. Za ten wybór pewnie by nas niektórzy z miłą chęcią powiesili, ale pewnych rzeczy się nie przeskoczy. Wybraliśmy więc takie super-hiper dobre. W Anglii każde mleczko ma obowiązek mieć taką samą wartość odżywczą. Wielu ludzi uważa przez to, że nie ma sensu kupować droższych mleczek, bo w końcu zawierają to samo. Aczkolwiek jest to głupota, bo chociaż mleczko ma tą samą wartość odżywczą, to tańsze mleczka pozyskują składniki np. z soji, która może powodować silną reakcję alergiczną. Dlatego jeśli nie można karmić piersią, wybór mleka jest bardzo istotny.

Na początku szło nam to z oporem, bo trochę brakowało nam kontroli and tym jak często Smoczyński je. Na szczęście ustawienie budzika na co 3 godziny się sprawdziło i nawet udało nam się wypracować odruch, przy którym robiliśmy naszej dzieciorośli mleko na dźwięk budzika. Pawłow byłby dumny!

smoczus3

Dzieci potrafią mieć też alergię na laktozę (dotyczy to też mleka matki). U Smoczyńskiego pojawiły się wymioty po mleku i lekka niechęć do jedzenia oraz kolki. Chociaż była to bardziej nietolerancja (reakcja objawiała się później niż w przypadku alergii), to zmieniliśmy mu mleko na takie posiadające mniejszą ilość laktozy, którą dodatkowo poddano hydrolizie, co przyczynia się na rozdrobnieniu białek krowiego mleka do takiego stopnia, aby nie powodowały reakcji alergicznej. Pomogło. Wymioty ustały, a Smoczyński z chęcią zajadał się nowym mlekiem.

Ogólnie radzę nie panikować co do alergii, czy nietolerancji u tak małych dzieci. Często są one przejściowe i znikają do trzeciego roku życia.

Kolejną rzeczą jest to, że mleko modyfikowane nie zawiera przeciwciał, co mleko matki. Aczkolwiek producenci starają się dorzucać do mleczek składniki, które wzmocnią układ odpornościowy. Taką rzeczą, którą rodzice mogą dodać “od siebie”, jest na przykład laktoferyna wspomagającą nasz organizm w walce z bakteriami i wirusami, a także trzymającą grzyby w ryzach. Jest to składnik mleka matki, który odpowiada właśnie za odporność. Laktoferynę można też kupić w saszetkach i podawać dziecku zgodnie z instrukcją codziennie albo w trakcie i po chorobie. My przez pierwsze tygodnie podawaliśmy laktoferynę codziennie, a potem jako profilaktykę.

Dobrą rzeczą po karmieniu mlekiem jest podanie kilka łyków przegotowanej wody. Ma to na celu opłukanie jamy ustnej i zmniejszeniu szansy na pleśniawkę, a także zmniejszeniu szansy na zatwardzenie. W trakcie upałów również jest rekomendowane dopajanie dziecka odrobiną przegotowanej wody, aby uniknąć odwodnienia.

W kwestii jedzenia zostaje też temat kolki: nie wiadomo, co do końca ją powoduje (po prostu układ pokarmowy dziecka jest zbyt delikatny i ciężko znosi procesy trawienne, chociaż są teorie, że kolka może być też reakcją na stres i przeżycia dziecka). Nie można jej całkowicie uniknąć, ale można minimalizować jej szanse. Odpowiednie antykolkowe mleko modyfikowane, butelki antykolkowe do mleka, niewielka ilość przegotowanej wody po mleku, delikatne masaże brzuszka, preparaty antykolkowe (lub sok z winogron – najlepiej bezpestkowych – bo owe preparaty na tych bazują)… Sposobów jest sporo, ale samemu trzeba znaleźć te skuteczne. Smoczyński, na szczęście, kolkę miał ledwie parę razy, bo skutecznie jej zapobiegaliśmy, przez co marnował parę w płucach na śmiech i budzenie nas swoim zabawnym szczebiotem zamiast na płakanie.

Co zrobić, jeśli kolka się pojawi? No cóż. Wytrwać. Pomasować brzuszek, przytulić płaczące dziecko i czekać, aż przejdzie.

Mefisto

#227. Bunt Kaczek cz.6 – w końcu w domu: kwestia karmienia Read More »

#213. Azjatyckie Łakocie cz.9

Pośród półek ze słodyczami udało mi się znaleźć Shin-chanowe chrupki. Jako, że Shin-chana uwielbiam to chrupki sprawiły radość nie tylko moim oczom, ale i sercu. 😀 Dziękuję temu, kto je wymyślił i temu, kto sprowadził je do Anglii.

W smaku są całkiem dobre – lekko czekoladowe, ale bez przesady. To właśnie lubię w słodyczach znalezionych w chińskim sklepie – nie są one w żadnym stopniu przesadzone. Po prostu są w sam raz.

Smakują trochę jak płatki śniadaniowe. Z tego tytułu pewnie zjem je kiedyś z mlekiem.

Cóż mogę rzec – zdecydowanie polecam! W szczególności, że w środku są naklejki z motywami z Shin-chana… :>

Mefisto

#213. Azjatyckie Łakocie cz.9 Read More »

#142. Azjatyckie łakocie cz.7

Kolejnym ciekawym słodyczem z chińskiego supermarketu, na jaki natrafiłem, jest suszona brzoskwinia. Jest to chyba jedna ze słodszych rzeczy, jakie jadłem spośród azjatyckich łakoci, aczkolwiek nie mogę zarzucić temu przysmakowi przesady, jaką odczuwam jedząć europejskie odpowiedniki.

Chociaż jest niewielka, to na pewno jest to cała brzoskwinia, bowiem każdy osobno zapakowany smakołyk zawierał pestkę (odpowiedniej wielkości jak napestkę przystało).

Polecam każdemu, kto lubi nieco bardziej słodkie rzeczy.

Mefisto

 

#142. Azjatyckie łakocie cz.7 Read More »

#106. (Prawie) najdłuższa notka świata

Muszę zacząć ten wpis smutnym akcentem, ponieważ truskawka, którą dostałem na urodziny, a którą zasadziłem na początku stycznia ani myśli wyrosnąć. Podejrzewam, że to wina ziemi suchej jak wiór – pewnie leżała sporo czasu i była źle przechowywana, to uschła. Razem z połówką próbujemy coś zdziałać, chociaż myślę, że trochę za późno reagujemy.

Wesoło minęły za to dwa i pół tygodnia spędzone sam na sam ze Smoczyńskim. Cóż, mieliśmy kilka scysji, przyznam bez bicia, ale generalnie nie było najgorzej. Oglądaliśmy Yokai Watch i Mission Lolz, drzemaliśmy gdzie popadnie, graliśmy w gry i praktykowaliśmy sztukę chodzenia. Ponadto przekonałem się, że stan moich włosów poprawił się diametralnie, bo Smoczyński zrobił z nich linę do wspinaczki i nie wyrwał ich za dużo.

Przekonałem się też, że na firanach można się bujać, można też je żuć. Tego drugiego dowiedziałem się, kiedy zostałem połaskotany w nogę i zauważyłem, że mój syn nie spał uroczo obok mnie – jego w ogóle obok mnie nie nyło. Z racji faktu, że śpimy na łóżku, a Smoczyński już udowodnił, że ma zapędy do skakania z brzegu materaca, dostałem takiego kopa adrenaliny, że wystarczył mi na tydzień. Na szczęście berbeć siedział obok moich nóg i zajadał się firaną.

firanozjadus
Smoczyński (łac. Firanozjadus Draconis) podczas polowania

Najciekawszym doświadczeniem była jednak obserwacja tęsknoty i sposobu w jaki ta mała istotka ją wyraża. Marudzenie, problemy ze snem, ale też radość, kiedy prowadziliśmy wideorozmowę z połówką. Oczywiście na początku było zdziwienie, że rodzica można upchnąć do telefonu, ale z każdą rozmową coraz więcej było uśmiechów i prób zjedzenia urządzenia… Każda moja rozmowa z połówką sprawiała, że para ciekawskich oczu podążała za mną, zastanawiając się, jak może być ją słychać, ale nie widać.

Powrót jednak był dniem, który zapamiętam na zawsze. Głównie dlatego, że Smoczyński zrobił nam taki numer, że do dziś nie wierzę jak to się mogło stać. Jednakże to jak on się zachowywał widząc połówkę było niesamowite. Wpierw był szok pomieszany z radością. W końcu połowa przez dwa i pół tygodnia mieszkała w telefonie. Potem była radość z lekkim fochem. No bo jak tak dziecko zostawiać na ponad dwa tygodnie! Skandal! Ale koniec końców była miłość i dużo przytulania, wsłuchiwania się w ukochany głos i, po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni, Smoczyński zasnął bez walki. Bo w końcu wszystko było tak, jak należy.

Sam poczułem się lepiej mając u boku kogoś, kto może pomóc mi zająć się firanozjadem. 😉

Połówka odwiedziła kilku lekarzy, a rokowania nie są najlepsze: jest duża szansa, że jej choroby nie da się już wyleczyć, można tylko zaleczać. Mimo tego dostała sporo różnych lekarstw, w tym jedno robione specjalnie dla niej, więc liczę na minimalną poprawę. Cóż, oboje ze Smoczyńskim na to liczymy! Jeśli to się nie sprawdzi to zostaje leczenie szpitalne.

Wraz z powrotem połówki, dostałem kilka dodatków do gry Sims 4: Psy i Koty (w wersji elektronicznej), Miejskie Życie, Zjedzmy na Mieście oraz akcesoria: Romantyczny Ogród i Kino Domowe. Cóż, zamiast tego połówka miała kupić Wampiry oraz akcesoria: Pokój Dzieciaków i Zabawa na Podwórku, ale ktoś pomylił pudełka. 😉 Mimo tego pojawi się recenzja Simsów – nie wiem tylko jak opisać tak obszerną grę, bo sam posiadam już kilka dodatków. Chyba po prostu podzielę to na kilka wpisów i opiszę na podstawie przeżyć mojej ofiary… *ekhem* stworzonego Sima. 😉 Chociaż może nie powinienem nic o tym pisać, bo jeszcze przypadkiem wyjdzie jak spaczoną mam psychikę! A w sumie… Wy to już i tak wiecie… 😉

IMG_20180324_223648

Połówka sprezentowała mi też bluzę i koszulki, które oddają moje “ja” w 100%. 😉 Oczywiście rozmiarówka taka, aby “mogła pożyczać”. Pfff!

Smoczyński także dostał kilka zabawek i tony ubranek, w tym porządną kurtkę i kamizelkę, co mnie cieszy, bo z poprzednich już wyrósł.

Po powrocie połówki poszliśmy – zgodnie z moją obietnicą – do naszej ulubionej knajpki z chińskim jedzeniem i zafundowaliśmy sobie porządny lunch i bubble tea, czyli herbatę z mlekiem i tapioką. Dodałbym zdjęcia, ale kto myśli o robieniu zdjęć ulubionemu jedzeniu? Na pewno nie my! (dlatego też nie ma za często wpisów o azjatyckich łakociach – po prostu zjadamy je szybciej niż ja jestem w stanie zrobić im zdjęcia). W sumie to poszliśmy tam znowu w piątek i jednak udało się szybko zrobić zdjęcia (nim jedzenie padło naszą ofiarą).

Kolejną rzeczą jest to, że przyśnił mi się ciekawy sen i cały czas chodzi mi po głowie. Zacząłem nawet szkicować postaci z tego snu, chociaż od dłuższego czasu nie mam ochoty nic rysować. Tak mocno mnie to dręczy, że ułożyłem sobie cały “szkielet” opowieści. Postaram się wygospodarować trochę czasu i, jeśli wena będzie łaskawa, może coś z tego będzie.

18
Pierwszy szkic. Podejrzewam, że wygląd postaci zmieni się kilku(set)krotnie. Ciężko się rysuje trzymając tablet na kolanie…

Wracając jeszcze do świata gier: dowiedziałem się, że Ghost of a Tale w końcu zostało ukończone! Aczkolwiek twórca zrobił psikusa i stare zapisy nie działają, ponieważ zostały dodane nowe elementy, których w początkowych wersjach gry nie było. Także nie pozostaje mi nic innego jak przysiąść do gry i zacząć wszystko od nowa. 🙂

Z kwestii blogowych: pracuję nad Kącikiem technicznym i zakładką O mnie, ale ostatnio idzie mi to jak krew z nosa. Pocieszam się tym, że mimo tego idzie to jakoś do przodu. Nie umiem się zmotywować, aby zająć się tym porządnie, ale w ostatnim czasie doszło mi problemów do rozwiązania i to pochłania moją uwagę. Aczkolwiek całkiem dobrze pisze mi się Bunt Kaczek, więc przygotujcie się na kolejne wpisy! 🙂

Zdarzyło się też, że Anglię “zasypało”. Cóż, śniegu dużo nie było, ale ten kraj nie jest gotowy na zimę. Brak zimowych opon w większości aut, ludzie kompletnie nie rozumiejący i nie potrafiący odkopać samochodów ze śniegu (rękoma ciężko się to robi). Osobiście skorzystałem na pogodzie i pracowałem z domu.

A tutaj macie filmik z wyprawy do sklepu (tym razem z muzyką). Angielskie wsie całkiem ładnie wyglądają pod śniegiem.

Notka wyszła okropnie długa, ale trochę rzeczy się działo i kilkoma ekscytującymi informacjami chciałem się podzielić. Jest jeszcze sporo rzeczy, które mógłbym dodać, ale byłoby to swoiste “never ending story”, a niektóre reklamy papieru toaletowego mogłby z “niekończącej się rolki” przejść na “tak długa, jak notka Diabła”. 😉

No i nie chciałbym, aby WordPress przypadkiem ustawił jakieś limity z mojego powodu… 😉

Mefisto

#106. (Prawie) najdłuższa notka świata Read More »

Scroll to Top