Interpersonalnie

#307. Z życia urzędnika cz.11

Myślałem ostatnio o tym, o czym można by było napisać w serii notek o urzędniczej pracy. Niestety mój nowy dział jest na tyle sprawny i zorganizowany, że omijają mnie niektóre biurowe problemy. Nie to, że za nimi tęsknię. Jest wprost przeciwnie. Cieszę się, że te małe absurdy zostały za mną gdzieś daleko w tyle i nie spadają na mnie niczym lawina nieszczęść, kiedy ja za pięć minut mam zacząć zbierać się do domu.

Są jednak takie aspekty, które nigdy się nie zmienią. No dobra – może w jakiejś dalekiej przyszłości ktoś wynajdzie panaceum na typowo biurowe choroby, ale postawmy sprawę jasno: to nie wydarzy się w ciągu najbliższych kilku lat, ani nawet w ciągu najbliższych dziesięcioleci.

Problem spędzający mi sen z oczu to nic innego jak oprogramowanie. Może nie ono samo, bo zdaję sobie sprawę, że programista raczej nie miał na myśli doprowadzenie biurowych stworzeń do depresji, ani też pozbawienie urzędników resztek chęci do życia, ale bardziej chodzi mi o moment, kiedy program zaczyna nawalać i musimy się zmierzyć z konsekwencjami tego, co ma się wydarzyć.

Bo przecież program nie wywali się, kiedy zapiszemy postęp, prawda? On będzie czekał jak ostatnia menda, aż kursor zacznie zbliżać się do magicznego “zapisz”. I kiedy będą nas dzielić dosłownie piksele od tej bezpiecznej przystani, od naszej kwestii życia i śmierci, pół ekranu zawali nam informacja tak dosadna w przekazie, że możemy się równie dobrze powiesić. “Wystąpił błąd i program został zamknięty”.

Nawet kiedy staramy się być sprytniejsi od kodu i zapisujemy plik co sekundę, aby uniknąć porażki, na sam koniec okazuje się, że format pliku jest jakiś nie taki i Word, ten sam Word, w którym tenże plik przed chwilą zapisywałem, otworzy go jak puszkę Pandory, wysypie mi na twarz całe to zło składające się z bliżej nieokreślonych kwadracików. □□□□□.

Arkusze kalkulacyjne często wprowadzają mnie w stan niepewności, że jest mnie więcej niż jeden. Ilekroć staram się otworzyć jakiś konkretny plik na współdzielonym przez mój dział dysku, to jest on przez kogoś zajęty. Nie będzie to jednak nikt z moich współpracowników, ani żaden z naszych szefów. Przed twarz wyskoczy mi komunikat, że nie mogę otworzyć pliku, bo już go używam. I nie wiem, co mam w takich momentach robić. Zaakceptować fakt, że jest mnie więcej niż jedna osoba i akurat oboje uparliśmy się na otwieranie tego pliku w tym samym momencie? Co by było, jakby nas było troje?! Walka na arenie, aby uzupełnić tabelki w Excelu?!

Odsuńmy jednak produkcję plików na bok. W końcu w urzędach mamy specjalistyczne programy, robione pod “nasze” potrzeby (przy czym nikt nie sprecyzował, kto kryje się pod słowem “nasze”). Pomimo iż stada programistów polerują kod do perfekcji, to i on nie jest wolny od skaz.

Zdarza się, że ekran ładowania zawiesi się i zostaję ja oraz kręcąca się w kółko ikona ładowania. Już po kilku minutach wpatrywania się w ekran wiem, że mam dwie opcje. Odświeżyć stronę i liczyć się z tym, że dostanę w twarz komunikatem w stylu “wystąpił błąd”, a moja praca pójdzie na marne albo zrobić sobie jednoosobową imprezę w mojej głowie i przez resztę czasu śpiewać you spin me right round, baby, right round, bo przecież nie czekam tak pierwszy raz i mam do reszty zryty beret!

Praca urzędnika na każdym polu potrafi być ciekawa. A jak jest u Was w pracy?

Mefisto

#307. Z życia urzędnika cz.11 Read More »

#306. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.27 – Rytuał

Tylko cztery dni dzieliły Cień od realizacji swojego zadania. Jednocześnie były to cztery dni z Japesiem zadającym sto pytań na minutę. Wędrowiec zdawał się wierzyć w to, że jeśli zapyta o wszystko, co możliwe, to pozna odpowiedź na sekretne pytanie: co mu się tak właściwie podobało. Jake odpowiadał najlepiej jak umiał, ale jego zapał stygł wraz ze zbliżającym się rytuałem.

Japeś szybko zauważył tą dziwną barierę między nimi. Wydawała się niemal nienaturalna. Jeszcze szybciej uznał jednak, że mu się to wydawało, a Jake miał go po prostu dosyć. Wędrowiec sam miałby siebie dosyć, gdyby wypytał się chyba o każdy możliwy aspekt darzenia drugiej osoby uczuciem miłości.

Chłopak szybko poczuł dziwną pustkę. Każdy swój wolny moment spędzał z enigmatycznym chłopakiem, a kiedy jednego dnia odpuścił, zrozumiał, że nie potrafił znaleźć sobie zajęcia. Na chwilę zajmował swój umysł codziennymi sprawunkami, ale ostatecznie i tak zastanawiał się, co Jake powiedziałby, gdyby zapytał go o kolejną pozycję z listy rzeczy do zapytania.

Skoro ekspert numer jeden nie chciał z nim rozmawiać, sięgnął po telefon i umówił się z ekspertką numer dwa, której zwierzył się z tego kołtunu myśli w jego głowie. Siya słuchała go uważnie kiwając głową.

– Myślę, że się zakochałeś! – ucieszyła się, a Japeś spojrzał na nią zdumiony. Nie był do końca pewien, czy to na pewno było to uczucie. Zdawało się inne niż to, co czuł wcześniej w stosunku do tej dziewczyny. Dodatkowo internet sugerował, że Wędrowiec miał obsesję i powinien zobaczyć się ze specjalistą. Starał się jednak uwierzyć w swoje kolejne zakochanie. Specjaliści byli w końcu drodzy.

– Nie jestem tego taki pewien. – mruknął cicho. Zbyt bardzo czuł się przytłoczony tym, jak odmienne zdawały się jego myśli o Siyi i Jake’u.

30.06.2020_23-50-41

– Też przez to przechodziłam. Uwierz mi. Na początku myślałam, że coś jest ze mną nie tak, bo jak to tak: woleć kobiety. Im bardziej zaczęłam to akceptować, tym łatwiej było mi zrozumieć, co czuję. – tym razem to Japeś kiwał głową. Może ona miała rację tylko Wędrowiec za bardzo się przed tym bronił. Siya pomogła mu przekonać samego siebie, aby przyznał się Jake’owi do kołtuna uczuć, który zrobił się w jego sercu odkąd się poznali.

Chłopak wrócił do domu, aby odpocząć. Miał w planach umówić się z Jake’iem na spotkanie i szczerze porozmawiać o tym, co trapiło jego serce. Los jednak zamierzał go zaskoczyć podrzucająć mu kłodę pod nogi. Kłodę wprost z Krańca Czasu.

Kiedy Japeś wszedł do mieszkania, zamarł. Na podłodze były usypane (sądząc po pustych opakowaniach: z mąki) dziwne kręgi, a Smok siedział pomiędzy nimi. Obok niego stał przerażony duch, a na kanapie siedział Jake ze skrzyżowanymi rękoma i swoim wiecznie groźnym wyrazem twarzy.

– Miło, że w końcu wpadłeś. – mruknął do Wędrowca, który stał jak skamieniały. Prastary westchnął ciężko i podniósł się z pozycji siedzącej.

– Skoro jesteśmy już w komplecie, możemy zaczynać rytuał wygnania! – warknął Smok i wnet otoczyły ich purpurowe opary. Stopniowo wypełniały pomieszczenie, aż pokryły wszystko tworząc osobny, pełen magii pokój. – Ten oto Cień został wysłany, aby pożreć cię za twoje występki, jednakże otrzymałeś łaskę od tego Wędrowca.

Duch kiwnął eteryczną głową.

– Twoje przewinienia należały do najcięższych, dlatego nie unikniesz kary. – huknął, a jego psia powłoka padła bezwiednie na podłogę. Smok ukazał im się w całej swojej okazałości rozprostując pełne wibrującej energii skrzydła.

Cień podniósł się z pozycji siedzącej i obserwował w ciszy rytuał.

– Skazuję cię na tysiąc lat tułaczki po Pustce. Kiedy minie tysiąc lat trafisz na Kraniec Czasu, gdzie przez kolejne tysiąc lat służyć będziesz Wędrowcom. Jeśli ich zawiedziesz, zostaniesz oddany Cieniom. Jeśli jednak odpokutujesz swoje winy, dostaniesz szansę na nowe życie. – jego głos wypełniał coraz mocniej pomieszczenie. Bariera powoli zaczęłą pękać, a moc Prastrarego przebiła się przez magię, która tworzyła ludzkie ciało Japesia.

Z pęknięcia wyłoniła się szkaradna łapa i złapała krzyczącego wniebogłosy ducha. Pociągnęła go ku sobie i wszyscy troje patrzyli jak szczelina zasklepia się w mgnieniu oka. W przeciągu chwili wszystko wróciło do normy, a Smok powrócił do swojej ziemskiej powłoki. Przez dłuższy moment wszyscy trwali w ciszy, którą przerwał Japeś głosem pełnym załamania.

– Jesteś… Cieniem? – Jake jedynie kiwnął na to głową. Bez słowa podszedł do drzwi i złapał za klamkę. Przez chwilę wahał się, jak gdyby chciał coś powiedzieć, ale potem bez słowa wyszedł zostawiając go z jeszcze większym kołtunem w głowie. Wędrowiec spojrzał się ze złością na Prastarego, który wiedział o tożsamości Jake’a. – Dlaczego mi nie powiedziałeś?

– Cóż, poprosił mnie o to. – odparł spokojnie, a Japeś poczuł się zdradzony. Odwrócił się i zamknął w swoim pokoju. Usiadł na łóżku i schował twarz w dłoniach.

Nie dość, że Jake okazał się Cieniem to jeszcze jego mentor go oszukał. Wystarczająco tragedii dla niego na jeden dzień. Opadł na łóżko i gapił się w sufit starając się po prostu znaleźć jakieś sensowne wyjaśnienie, bo nie potrafił pogodzić się w żaden sposób z tą sytuacją.

Bardzo szybko dotarło do niego, że nie potrafił usprawiedliwić żadnego z nich. Nie potrafił też się na nich złościć. Relacje istot z Krańca Czasu z Cieniami były dosyć napięte i Jake nie chciał przysparzać mu dodatkowych problemów? Tylko czy istniał jakiś zakaz w prastarych prawach zabraniający mu kontaktów z nim? Westchnął ciężko. Musiałby się o to zapytać Smoka… A skoro miałby się zacząć odzywać do Prastarego, mógłby równie dobrze porozmawiać z Jake’iem.

30.06.2020_00-05-24

Nie miał jednak na to siły. Przykrył się kołdrą i usilnie starał się o tym wszystkim nie myśleć.

Mefisto

#306. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.27 – Rytuał Read More »

#305. Islanders

1046030_20190621231516_1

GrizzlyGames wydało w kwietniu 2019 grę o nazwie Islanders, która podbiła moje serce swoją prostotą, przyjemną grafiką i niebywałym klimatem. Tutaj nie trzeba być zapalonym graczem, aby docenić ten niesamowicie prosty i zarazem zajmujący tytuł.

Islanders to pozycja, którą sam twórca określa jako “minimalistyczna gra strategiczna”. Rzeczywiście jest niesamowicie minimalistyczna – musimy jedynie wybierać pakiety budynków (rolnicze, mieszkalne, rybackie, ozdobne, itd.) i ustawiać je na niewielkich wyspach zbierając odpowiednią ilość punktów, aby kontynować rozgrywkę do momentu, aż będziemy mogli przenieść się na kolejną wyspę.

1046030_20190621232005_1

Utrudnieniem i jednocześnie ułatwieniem jest fakt, że budynki potrafią przyznawać lub też je odejmować sobie bonusowe punkty, jeśli stoją obok siebie. Gra pokazuje dokładnie punktację nim jeszcze umieścimy budowlę na mapie, więc możemy swobodnie ją przemieścić w dogodne miejsce. Nie wszędzie też możemy budować – nie każdy teren nadaje się np. na umieszczenie farmy, czy kopalni.

Moją ulubioną mapą była taka, gdzie wyspy były niezwykle malutkie, a ja musiałem stawiać wszystko na drewnianych platformach. Było to niezwykle ciekawe podniesienie poprzeczki, bo miejsca było naprawdę mało, a z każdą turą dostawaliśmy tylko jedną platformę.

1046030_20190622021822_1

Przyznam bez bicia, że to najprzyjemniejsza gra w jaką ostatnio grałem. Tutaj nie ma żadnej fabuły, żadnej filozofii – jest tylko potrzeba rozbudowywania wysp i wędrowania dalej. Z każdym poziomem robi się coraz ciężej, a jednocześnie coraz więcej budowli zostaje odblokowanych i możemy stawiać coraz to większe i piękniejsze miasta. Oczywiście pod warunkiem, że starczy nam na nie miejsca.

Potrzebowałem ostatnio wytchnienia, odrobinę prostoty i w grze Islanders ją znalazłem. To miły i spokojny przerywnik między zajęciami, który pozwala naładować baterie zanim wyruszy się w dalszą podróż życia codziennego.

Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#305. Islanders Read More »

#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie

– Dobra, ja mam dość! – warknął Jake po kilkugodzinnej przejażdżce pomiędzy pytaniami i brakiem konkretnych odpowiedzi. Japeś zdawał się po prostu oporny na słuchanie własnych potrzeb – całkowicie nie potrafił prowadzić ze sobą dialogu w kwestii tego, co lubił, a czego nie lubił. Jake nie wiedział już nawet, jak miał zadawać pytania, bo Wędrowiec coraz bardziej gubił się we wszystkim.

– Przepraszam… – odparł smutno Japeś. Spojrzał na swojego rozmówcę, który był już w stanie agonalnym, ale mimo tego starał się w jakiś sposób pomóc.

– Wiesz, może po prostu wolisz kobiety i tyle? To nic złego, naprawdę. To, że ktoś twierdzi inaczej to już jego problem. – ziewnął przeciągając się. – Zostawmy to na inny raz, Japesiu. Jest już późno, jestem wypruty. Ty pewnie też.

– Może już pójdę? – zaproponował, a Jake kiwnął głową na “nie” ku zdziwieniu Wędrowca. – Dlaczego nie?

– Stąd nic już nie jeździ o tej porze, a taksówka wyniesie cię majątek. Ja też cię nie odwiozę… Ech. Możesz u mnie, w drodze wyjątku, zostać. Siya by mnie zresztą zabiła, jakby się dowiedziała, że wracając ode mnie, coś ci się stało. – ziewnął znowu wstając z łóżka, a potem położył się na kanapie. Nim Japeś zdążył zaprotestować, Jake spał już w najlepsze i nie dało się go obudzić. Wędrowiec wzruszył ramionami i położył się na łóżku.

08.06.2020_23-08-34

Czuł się conajmniej dziwnie. Znowu był u niego w mieszkaniu. Znowu czuł się w jego obecności dziwnie zmieszany. Ludzkie życie z każdym krokiem stawało się coraz bardziej nieprawdopodobne, a Japeś, pomimo iż wiedział, że sam je sobie komplikował, pchał się w to coraz bardziej. Niczym ćma do światła…

Zamknął oczy i w ciszy przerywanej jedynie głębszym oddechem Jake’a powoli zaczął odpływać w sen.

Pewnie spałby spokojnie, gdyby nie to, że Jake zerwał się w nocy i udał do łazienki. Po odgłosach stwierdził, że alkohol postanowił zawrócić i ewakuować się z żołądka chłopaka. Dla Japesia wydawało się to wręcz straszne, ale jego towarzysz zachowywał się jak przy jakimś normalnym, typowym dla niego rytuale, po którym wrócił i padł obok Wędrowca na łóżko.

Japeś wpadł w panikę, bo nie spodziewał się, że Jake wyląduje obok niego. W tej panice zleciał z łóżka i gruchnął głucho o podłogę. Przez chwilę leżał w kompletnym bezruchu bojąc się wykonać jakikolwiek ruch, ale ostatecznie podniósł się i spojrzał na wciąż śpiącego chłopaka. Wędrowiec trochę pozazdrościł solidnej podłogi w mieszkaniu jego znajomego: u niego skończyłoby się wizytą sąsiadki i awanturą, przy której pół bloku kłóciłoby się o to, kto miałby się w końcu zamknąć.

Japeś ostrożnie wdrapał się na kanapę. Nie chciał w jakikolwiek sposób naruszać przestrzeni Jake’a. Szybko jednak dotarło do niego, że tak właściwie to wtargnął mu do mieszkania, więc mimo wszystko tą przestrzeń już naruszył… Wpełzł więc na łóżko, jednak czuł się w tej kwestii niepewnie, bo to, że na początku zrobił coś wbrew woli swojego towarzysza, nie oznaczało wcale pozwolenia na robienie tego dalej. Wrócił zatem na kanapę i znowu poczuł się dziwnie, bo w końcu to Jake oddelegował go do spania na łóżku. Wlazł po raz kolejny na łóżko, z którego już nie zszedł, bo silna dłoń jego towarzysza trzymała go w żelaznym uścisku.

– Ty kura jesteś, że szukasz idealnego miejsca na zniesienie jajka, czy co? Kładź się i śpij, bo przykleję cię do materaca. – mruknął do niego. Nim jednak Japeś zdążył przetrawić wiadomość, chłopak znów zasnął, a jego dłoń osunęła się bezwiednie na łóżko. Wędrowiec bez słowa ułożył się, ale nie był w stanie już spać. Myślał o tym, jak to byłoby być kurą…

Około dziewiątej ostrożnie zebrał się z łóżka. Skoro nie mógł spać to postanowił coś zjeść. W lodówce znalazł dosyć świeże produkty, jednak było ich tak niewiele, że znów mógł jedynie zrobić jajecznicę. Nim jednak zaczął, opiekł tosty na patelni, bo nie mógł nigdzie znaleźć tostera. Potem dopiero wziął się za przygotowanie im śniadania. W między czasie przygotował przeciwbólowe dla Jake’a i szklankę wody, bo wiedział, że chłopak będzie ich potrzebować. W szczególności, kiedy pusta butelka po tajemniczym alkoholu okazała się być butelką po wódce.

Zapach przygotowywanego jedzenia dosyć sprawnie obudził Jake’a, który powoli usiadł na łóżku. Nim zdążył się odezwać, Wędrowiec podał mu paracetamol i wodę. Chłopak przez chwilę był skołowany, ale bez słowa połknął tabletki i obserwował Japesia, który przełożył jajecznicę na dwa talerze.

– Znowu spanikowałeś? – burknął, kiedy umysł oczyścił mu się na tyle, aby móc przemyśleć dokładnie, co się wydarzyło poprzedniej nocy.

– Co? A, nie. Po prostu jestem głodny. – odparł Wędrowiec uśmiechając się wesoło. – Chodź, zjedz. Dobrze ci to zrobi.

Jake doczłapał do kuchni i wziął od Japesia talerz. Ostrożnie zaczął pochłaniać jajeczną papkę, aby, ku jego zdziwieniu, stwierdzić, że była nad wyraz dobra. Prawdę powiedziawszy był szczerze zdziwiony, że z takiej małej ilości produktów uzyskać coś naprawdę smacznego.

– Całkiem niezłe. – rzucił z uznaniem do Wędrowca, który na te słowa zareagował z entuzjazmem. – Myślałeś o tym, aby zostać kurzachem?

– Tak, ale trochę szkoda mi brwi. – odparł Japeś bez namysłu. Jake wielce zdumiony zapytał się o wyjaśnienie, ale chwilę potem pożałował, bo musiał powstrzymać Wędrowca przed podpaleniem sobie brwi w celach prezentacji.

– Wierzę na słowo w twoją inwencję twórczą. – burknął trzymając go za nadgarstek, aby przypadkiem nie próbował zbliżyć się do kuchenki. Puścił go dopiero, kiedy miał pewność, że jego gość na pewno tego nie zrobi. Przynajmniej nie umyślnie…

08.06.2020_23-05-33

W niedługim czasie zebrali się i Jake odwiózł Japesia do domu. Odprowadził go nawet pod same drzwi mieszkania, ale szybko tego pożałował, bo Wędrowiec od razu zaprosił go do środka. Już miał odmówić, jednak przyszedł mu do głowy pomysł, aby przy okazji zapytać się Prastarego ile czasu miało jeszcze zająć mu przygotowanie.

Weszli do mieszkania i oboje momentalnie zamarli widząc Smoka z łbem w papierowym pudełku od płatków śniadaniowych, które pochłaniał mlaskając głośno z wyraźnym zadowoleniem.

– Miałeś nie podżerać! – krzyknął Japeś i rzucił się w pogoń za Prastarym. Ten jednak uskoczył i zaczął z gracją wystraszonego prosiaka uciekać przed chłopakiem. – Co mówił weterynarz? Że jak nie będziesz jadł za dużo to cię będę musiał turlać na spacery!

Jake parsknął na te słowa śmiechem, co zwróciło uwagę obojga. Chłopak wyobraził sobie przedwieczny byt, który tak się rozpasł, że taka pierdółka pokroju Wędrowca musiała go turlać na spacer. Smok siadł z gracją na swoim tyłku i mierzył wrogim spojrzeniem gościa swojego podopiecznego.

– Em… to mój pies. Smok. – odparł Japeś czując się trochę niezręcznie z faktu, że kompletnie zapomniał, iż tym razem nie był sam. Właściwie to tylko kilka razy go ktoś odwiedził.

– Smok? Byleby tylko nie zionął ogniem. – zaśmiał się kucająć przy Prastrarym. Jake wymiętolił mu twarz patrząc się wprost w błyszczące ślepia pełne mordu. – Uroczy piesek.

Wędrowiec na chwilę zniknął w swoim pokoju, a wtedy Jake skorzystał z okazji, aby dowiedzieć się, ile jeszcze czasu zajmie przygotowanie rytuału.

– Cztery dni. – burknął Smok urażony na słowa chłopaka. Nie był ani trochę uroczy!

Mefisto

#304. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.26 – Odliczanie Read More »

#303. Dywizjon

Dzień dobry wieczór!

Los zdecydowanie czuwa nade mną i moją rodziną. Aczkolwiek nie piszę tego z przekonaniem, że jest to pozytywna rzecz. Los to taki nasz prankster, który pojawia się w najgorszym momencie i sprawia, że nasze życie zamienia się w fantastykę (a niekiedy nawet w science-fiction).

Całość uszkodziła sobie nogę. Idąc. Poszła do sklepu, poczuła ból w stopie i tak z każdym krokiem coraz bardziej drętwiała jej noga. Wróciła więc wspaniała Całość do auta i badamy stopę, a tam siny bąbel o średnicy 3cm. Byliśmy obok przychodni to poczłapaliśmy prosić tam o pomoc. Oczywiście padło święte “jest koronawirus, nie możemy pomóc, nie przyjmujemy nikogo”, więc poszliśmy do apteki obok, a stamtąd nas skierowano do szpitala, bo to może być złamanie.

Pojechaliśmy – no bo co innego zrobić? W szpitalu uwinęli się w rekordowym czasie, chociaż nie zrobiono żadnego prześwietlenia stopy (tłumacząc się tym, że i tak się nic nie robi ze złamaniami, czy urazami stopy, bo z reguły goi się samo). Aczkolwiek pracownicy szpitala byli pod wrażeniem, bo takich obrażeń doznaje się przy jakimś poważnym urazie, a nie przy chodzeniu. 😀

Swoją drogą koronawirus ma zbawienny wpływ na służbę zdrowia: w szpitalu były jedynie ludzie z urazami nóg i jedna ze skaleczoną rękę. Wizyta zajęła nam około 30 minut, mimo iż były inne osoby przed nami! Taki niespodziewany pozytyw tej sytuacji!

No, ale Całość była tymczasowo nie do końca sprawna, a ja dwa dni później miałem mieć egzamin z matematyki, gdzie miałem zamknąć się w pokoju i liczyć, aż się doliczę! 😂 Smoczyński gorzej się czuł, więc się rozbrykał i nie było szans na takie rozwiązanie. A myśmy sobie to tak wszystko pięknie zaplanowali!

Dlatego przysiadłem po północy i jak tylko odblokował się cały arkusz egzaminacyjny, zacząłem nad nim pracować i tak siedziałem sobie nad nim do prawie 4 w nocy. W międzyczasie oczywiście Smoczyński się obudził, Całość musiała z nim siedzieć, a ja widziałem na podglądzie kamery parę małych oczu, które chciały spać, ale nie mogły, bo czekały już tylko na mnie.

Udało mi się jednak rozwiązać wszystko, wybrać poprawne odpowiedzi w systemie (poprawne w tym sensie, że wyliczyłem jedno i zaznaczyłem to samo w odpowiedzi, bo zdarza mi się zaznaczać złe odpowiedzi mimo dobrych obliczeń) i wysłać cholerstwo do sprawdzenia. Wyniki będą pod koniec lipca, więc do lipca będę siedział i czekał (i sprawdzał na stronie, bo może jednak ktoś się zlituje)! 😀

Ale przyznam się bez bicia: cieszę się, że mam już ten egzamin za sobą!

Pisałem kiedyś, że planuję ulepszyć sobie sprzęt do grania. Ten dzień nadszedł i jestem teraz szczęśliwym posiadaczem nowej płyty głównej, pamięci i procesora. Udało mi się to tylko dlaczego, że Całość wymyśliła sobie kupić procesor najnowszej generacji (a za tym musiała iść wymiana płyty głównej i przy okazji wybranie lepszej pamięci, bo w końcu czemu nie, więc oczywiście na tym skorzystałem. 😂

20200615_164327

No i znowu mam chłodzenie wodne – tym razem jednak nie takie, które wyje jak wściekłe do księżyca. 😀 Zaktualizowałem listę komponentów, więc jeśli kogoś ciekawi, co się czai w trzewiach mojego potwora, to zapraszam tutaj.

Czeka mnie jeszcze wymiana dysku, bo muszę system przeinstalować (zbyt duży przeskok w komponentach, czasem miewam problemy z systemem). 🙂

Będąc w temacie zakupów, udało się nam kupić zegarek z lamp cyfrowych. Całość bardzo chciała coś takiego mieć i udało nam się kupić gotowiec (chcieliśmy sami zrobić, ale części są bardzo drogie i trudno dostępne, więc poszliśmy w tej kwestii na łatwiznę :P). Efekt jest w sumie powalający (kto przegląda mojego instagrama ten wie :D).

Całość wróciła do drukowania 3D i doszła do wniosku, że przydałaby się lepsza drukarka (bo obecna ma już skłonności samobójcze jak nas widzi). Wybraliśmy drukarkę Prusa Mini i czekamy na wysyłkę, bo one robione są praktycznie na zamówienie. Wrażenia opiszę najpewniej we wrześniu. 😉

Drukarka na pewno spodoba się też Smoczyńskiemu, który ostatnio wykazuje duże zainteresowanie całym procesem tworzenia. 😀

Nasza kochana dzieciorośl ogólnie wykazuje spore zainteresowanie różnymi rzeczami i coraz więcej czasu poświęca na samodzielną eksplorację świata. Dlatego też na swoje urodziny (które odbędą się niebawem) dostanie pluszowego pieska. No może nie do końca pluszowego. Jest to zabawka, która imituje zachowanie zwierzaka. Jego pierwszy test na to, czy będzie odpowiedzialnym opiekunem. 😉 (chyba domyślacie się o co mi chodzi w tej kwestii :D)

Zaczynam też robić blogowo-youtube’owe porządki. Przede wszystkim podjąłem decyzję, aby na razie nie nagrywać niczego, bo nie mam kompletnie do tego warunków, a nawet jeśli uda się znaleźć moment to czuję się, jakbym się do tego przymuszał i zaczynam się zniechęcać do grania. Nie zamierzam jednak rezygnować z nagrywania, ale zawieszam je może nawet i na dłuższy okres czasu, aż uporządkuję wiele rzeczy, przygotuję sobie przestrzeń do tego i nauczę się lepiej obsługiwać programy do nagrywania.

Dlatego też nagrania znikają z youtube i będą widoczne tylko w tej playliście. Jak wrócę do nagrywania to wrzucę pod filmikiem link.

Te zmiany wzięły się stąd, że jestem ostatnio strasznie niezorganizowany, przez co zostaję z tysiącem rzeczy do zrobienia i zerową chęcią do podjęcia jakichkolwiek działań. Stopniowo zmieniam moje podejście w wielu kwestiach i zaczynam widzieć pozytywne rezultaty. Zastosowałem je nawet w niektórych aspektach na blogu i okazały się nawet skuteczne, więc czemu nie pójść dalej i wszystkiego przeorganizować tak, abym jednak był w stanie żyć jak człowiek, a nie w wiecznym stresie, że z czymś nie zdążę.

A że robię to powoli, w swoim tempie, to jestem w stanie przyzwyczajać się do pracowania w ten sposób. 😀

Przyznam się jednak, że coraz gorzej jest z moim pisaniem. W pewnej (nieopublikowanej jeszcze) notce napisałem “miniletry”. Wiecie o co mi chodziło? O milimetry. Chyba potrzebuję jakiegoś blogowego urlopu! 😂

W ostatnim czasie czuję się przeciążony. Odcinam się od mediów, od wiadomości, czasem nawet i od ludzi. Staram się za to skupiać na pozytywnych rzeczach, ale to jest trudne, bo o tym rzadziej się mówi. Im bardziej coś kontrowersyjnego, tym bardziej będzie to wałkowane. Dlatego siedzę sobie na facebookowej stronie The Dad i jest tam chyba wszystko: od humoru po wzruszające historie. Dużo lepiej się tam czuję niż gdziekolwiek indziej w internecie w tej chwili. To jest chyba jeden z, moim zdaniem, najlepszych wpisów, jakie ostatnio u nich widziałem (i z którym dosyć mocno się zgadzam).

No i jeszcze są takie historie, które poprawiają moją opinię o ludziach; w tym wypadku stuletni weteran zbierający pieniądze na NHS. Zwykła dobroć, która inspiruje. Dlaczego nie możemy tacy być tylko celebrujemy zło i gnębimy siebie nawzajem?

Przez ten cholerny natłok negatywów przeoczyłem fakt, że Quantic Dream ogłosiło, iż wypuści na PC gry Detroit: Become Human, Beyond: Two Souls i Heavy Rain. Zakupiłem je wszystkie jak tylko zdałem sobie sprawę, że są dostępne na Steamie. To jest chyba jedna z lepszych rzeczy (z kategorii: gry), która mi się przytrafiła! Jestem tak zakochany w Detroit: Become Human, że przed zakupem zainstalowałem demo, aby wypróbować i generalnie pierwsze co się stało to Connor obrócił się nagle i chodził mi tyłem do przodu… 😂 Ale historia jest całkiem na czasie: dyskryminowane androidy zaczynają sobie zdawać sprawę ze swojego istnienia i podnoszą bunt przeciwko traktowaniu ich jak śmieci, a od nas zależy jak przeprowadzimy całą historię.

1222140_20200620225815_1

Zaraz po tym biorę się za Beyond: Two Souls, bo to kolejna gra, na myśl o której trzęsę się z ekscytacji. 😀 Moja growa depresja odeszła w zapomnienie! Mam ochotę wycałować każdego, kto przyczynił się do wydania tych gier na PC! 😂

Mam tylko nadzieję, że Smoczyński pozwoli mi grać, bo ostatnio często budzi się w nocy i nie zawsze chce pójść od razu spać. Z drugiej strony może po prostu będę grał z nim? 🤔 On też w końcu lubi gry… (a sen i tak jest w końcu przereklamowany 😂)

Na sam koniec zostawiam Wam te screenshoty z Simsów, bo przecież dzień bez bugów w Simsach to dzień stracony! 😀 Jake utknął w ścianie! (na szczęście udało się go wydostać)

Swoją drogą historia Wędrowca nabrała obrotów w momencie, kiedy na świecie zaczęło się dziać “ciekawie” pod niektórymi względami. Poprzedni rozdział napisałem prawie pół roku temu i w życiu nie pomyślałbym, że jego publikacja przypadnie właśnie na taki moment. Zdradzę tylko, że “najlepsze” jest jeszcze przed nami!

Myślę, że ta notka jest wystarczająco długa i w tym miejscu ją zakończę. 😉 Trzymajcie się ciepło!

Mefisto

#303. Dywizjon Read More »

#302. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.25 – Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi

Japeś z każdym mijającym dniem powoli przyzwyczajał się do faktu, że Siya była dla niego nieosiągalna. Dzięki temu łatwiej było przebywać w towarzystwie jej i jej przyjaciół. Może i nie udało mu się znaleźć sobie dziewczyny, ale zyskał bardzo serdeczną przyjaciółkę, a wraz z nią zacieśnił swoje więzy z Jake’iem. Chociaż w jego wypadku było to bardziej pętla na szyję niż jakaś poprawna relacja.

Oboje gryzli się aż do kości i dopiekali sobie na każdym kroku. Siya nieco utrudniła im ich specyficzną znajomość, bo wyszła z założenia “kto się lubi, ten się czubi” – tym bardziej jak Japeś zwierzył się jej, że nocował u Jake’a, a nikt inny nie dostąpił tego zaszczytu. Kibicowała im zawzięcie, a wraz z nią jej znajomi. Z początku opierało się to na lekkich docinkach, ale im dłużej się temu opierali, tym bardziej zmieniało to formę. W pewnym momencie stało się to już wyjątkowo trudne, bo w końcu nikt nie lubi być swatany na siłę. Jednego razu Jake wkurzył się, ochrzanił wszystkich jak leci (Japesiowi też się dostało), a potem przestał przychodzić na spotkania.

Wędrowiec w pewnym sensie poczuł ulgę, ale z drugiej strony czuł się współwinny zaistniałej sytuacji. W końcu gdyby nie mówił “B”, kiedy Jake mówił “A”, to pewnie nie żarliby się ze sobą tak bardzo. Wszak wszyscy wiedzieli, że ciemnowłosy chłopak ma trudny charakter.

Ze swoich rozterek zwierzył się Siyi, która wysłuchała go uważnie. Ona również czuła się źle z przebiegu wydarzeń, ale uspokoiła Japesia, że Jake kłócił się z nimi w ten sposób średnio raz na dwa miesiące i ostatecznie mu przechodziło.

– Swoją drogą… Co myślisz o Jake’u? – jej wewnętrzna wścibskość nie dawała za wygraną. Wydawało się jej to bardzo urocze, że Wędrowiec troszczył się o kogoś, kto nie tak dawno nazwał go dzbanem z amputowanym mózgiem, a Japeś oczywiście musiał się zapytać, co oznacza “amputacja” i dobił tym Jake’a bardziej niż Jake Japesia.

– Jest taki… jake’owy? – odparł niepewnie. W końcu każde słowo mogło zostać użyte przeciwko niemu, więc wolał być ostrożny. Wszak oliwy do ognia dolał fakt, kiedy wygadał się, że nocował u niego. Inni na pewno dopowiedzieli sobie resztę… Wędrowiec był tego pewien.

– To fakt. – zaśmiała się, ale nie mogła mu tak po prostu odpuścić. – Ale tak ogólnie to co o nim myślisz? Podoba ci się?

– Nie wiem… – Japeś odparł szczerze. Dlaczego Siya tak bardzo zakładała, że między nimi musiało być coś więcej? Próbowała go zrzucić na barki Jake’a? – Nie potrafię ci powiedzieć. Lubię go, ale raczej nie w ten sposób, o którym myślisz.

Dziewczyna poczuła się nieco zawiedziona, ale z drugiej strony dostała szczerą odpowiedź. Wędrowiec nie potrafił się określić. Chociaż jako istota z Krańca Czasu nie miał uformowanej odgórnie seksualności i mógł ją dowolnie kształtować, poniekąd wytarł już sobie pewne ścieżki i zejście z nich powodowało dziwny niepokój. Wolał to eksplorować w dobranym przez siebie tempie, a nie narzuconym przez innych.

Wiedział jednak, że w pojedynkę nie zajdzie za daleko, więc postanowił poradzić się kogoś, kto zdawał mu się bardziej doświadczony w tej kwestii. Chociaż każda część jego ciała się temu sprzeciwiała, dotarł pod drzwi Jake’a i zadzwonił dzwonkiem do drzwi. Po chwili ukazała mu się znajoma sylwetka, średnio zadowolona z wizyty nieproszonego gościa. Wędrowiec zaczął szybko żałować, ale skoro już tam był to wypadało jednak podążać dalej według planu.

– Ty domu nie masz, czy co? – przywitał go groźnie, a Wędrowiec uśmiechnął się głupawo siląc się na bycie miłym.

– Nie było cię ostatnio, więc trochę się zacząłem martwić… – zaczął nieśmiało. – Chciałem się upewnić, że wszystko w porządku.

– Jestem cały i zdrów. A teraz spieprzaj. – burknął, chcąc zamknąć drzwi, ale Japeś go przed tym powstrzymał.

– Czy moglibyśmy porozmawiać? – zapytał grzecznie, ale jednocześnie ignorował stanowcze prośby Jake’a, aby Wędrowiec już sobie poszedł. W końcu chłopak poddał się i wpuścił go do środka.

Mieszkanie było wysprzątane. No może nie tak idealnie, jakby można było je wysprzątać, ale obok drzwi do łazienki stała jedna szafa wypełniona rzeczami, a obok niej stały kartony z częściami kolejnej szafki do złożenia. Japeś był pod wrażeniem tego, jak bardzo zmieniło się to miejsce w przeciągu kilku dni.

– Jeśli zaczniesz coś gotować to, przysięgam, przerobię cię na stolik. – mruknął Jake rozbawiony i zajął się rozpakowywaniem szafki.

– Pomóc ci z szafką? – zaproponował, a chłopak kiwnął jedynie głową, bo wiedział, że Wędrowiec i tak zrobiłby swoje. W tej kwestii byli do siebie bardzo podobni – jedynie ich motywy różniły się diametralnie.

W ciszy złożyli mebel. We dwójkę zajęło im to dosłownie chwilkę, bo i sam przedmiot nie miał skomplikowanej konstrukcji. Jake powoli zaczął zapełniać szuflady przedmiotami, ubraniami i wszystkim, co wciąż walało się po podłodze. Kiedy skończył, zwrócił się w stronę Wędrowca.

– No to o czym chciałeś porozmawiać? – mruknął sięgając po butelkę nieznanego Japesiowi trunku, z którego upił solidny łyk.

– Właściwie to chciałem się o coś zapytać. – zaczął niepewnie obserwując chłopaka pochłaniającego coraz większe ilości alkoholu. – Czy ty próbujesz się upić, aby ze mną nie rozmawiać?

– Taki był mój plan… – zaśmiał się, a Japeś zupełnie nie wiedział, czy Jake mówił prawdę, czy jednak sobie z niego żartował. – Dobra, zadawaj to swoje pytanie.

– Jak to jest lubić facetów? – Wędrowiec zapytał bez ogródek. Chłopak westchnął ciężko klnąć pod nosem, że też jego rozmówca musiał akurat wybrać sobie taki temat do rozmów, kiedy on zbliżał się powoli do momentu, gdzie miało wyłączyć się u niego myślenie…

– Tak samo jak lubienie kobiet. Tylko tutaj jest trochę mniej… – pokazał na klatkę piersiową, a potem wskazał na krocze. – A tutaj trochę więcej. Co to zresztą za pytanie? Nie masz lepszych rzeczy do ro… Czekaj, czekaj… To przez Siyę, tak? Wyprała ci mózg?

Jake przyparł Japesia do ściany dźgajac go palcem po klatce piersiowej. Wędrowiec nie miał bladego pojęcia o co mu chodzi.

– Nikt mi niczego nie wyprał! – odparł z lekką irytacją. W duchu dodał, że sam sobie wszystko prał, bo kto inny miałby to za niego robić?

– To skąd u ciebie takie zainteresowanie, co? Nie mów mi, że kryzys tożsamości przeżywasz. – burknął biorąc kolejny łyk. Szczerze nienawidził samego siebie, że tak dobrze znosił alkohol. Może jakby w końcu odpadł to Japeś by sobie poszedł… Albo coś ugotował.

– No właśnie o to chodzi. Myślałem, że wolę dziewczyny, a potem dowiedziałem się o drugiej opcji i nie wiem, co mam teraz o tym myśleć. – odparł szczerze, a jego rozmówca siadł na łóżko, bo jego nogi nie były w stanie zdzierżyć pytań Wędrowca. – Skąd ja mam wiedzieć, co ja wolę?

– W tym momencie to mnie zagiąłeś. – Jake czuł się bezsilny wobec potęgi pytań Japesia. Współczuł też Smokowi, bo ten był mentorem takiego tłumoka. – Dobra. Zróbmy to tak: pomyśl sobie o dziewczynie, którą dobrze znasz. Może nawet o takiej, którą lubisz. Pomyśl o tym, co do niej czujesz. A potem pomyśl o chłopaku, którego lubisz. Czy te uczucia są podobne?

08.06.2020_22-54-31

Japeś skupił się i przywołał przed oczy obraz Siyi. Od razu poczuł to dziwnie przyjemne mrowienie w sercu, jednak zdusił je szybko wiedząc, że raz uwolnione nie dadzą się tak łatwo stłamścić. Druga część zadania sprawiła mu jednak problem, bo nie znał za wielu chłopaków. Właściwie jedyną osobą, która choć trochę pasowałaby do tego opisu był Jake, ale on powodował pomieszanie fascynacji ze strachem i kompletnym przerażeniem. Ten wyraz namalował się na jego twarzy i już mu tak został…

– Niech zgadnę… pomyślałeś o mnie? – westchnął, a Wędrowiec kiwnął głową potakująco. Jake jęknął boleśnie opadając na łóżko. Wiedział, że czekała go długa i bolesna noc, na którą zdecydowanie nie był gotowy…

Mefisto

#302. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.25 – Trudne pytania i jeszcze trudniejsze odpowiedzi Read More »

#301. Star Wars: Knights of the Old Republic

32370_20190601002957_1

Star Wars: Knights of the Old Republic to tytuł z 2003 roku, który powstał dzięki studiom BioWare i LucasArts. Miałem to szczęście zapoznać się z nim w czasach mojej bardzo wczesnej młodości. Pierwszy raz grałem w tą grę jakieś 13 lat temu i przechodziłem ją z równie zapartym tchem, co teraz.

32370_20190601003159_1

Naszą postacią jest zwyczajny nikt – w moim przypadku żołnierz Republiki o imieniu Mefisto (oryginalnie, co nie?). Znajdujemy się całkiem przypadkiem na pokładzie statku Endar Spire na polecenie samej Bastilii – młodej Jedi o niesamowitej mocy jaką jest bitewna medytacja. Dzięki tej zdolności może ona wspierać dowolne oddziały, aby z niesamowitym refleksem i dyscypliną pokonywały przeciwników.

32370_20190601003525_1

Wróćmy jednak do naszego bohatera. Na jego nieszczęście statek zostaje zaatakowany przez oddziały Sithów. Spotykamy Traska, który powiadamia nas o tym zdarzeniu i jednocześnie wplata w swoje wypowiedzi samouczek, co jest po prostu straszne (“atakują nas Sithowie, obróć kamerę za pomocą myszy, a potem kliknij na tamtą skrzynkę, aby wziąć ekwipunek”). Nie psuje nam on jednak klimatu gry – dosyć szybko dorywa go Sith i już więcej o nim nie słyszymy. My za to przemierzamy cały statek, aż spotykamy Cartha. Dowiadujemy się, że wszyscy zdążyli się ewakuować i zostaliśmy tylko my. Pakujemy się do ostatniej kapsuły ratunkowej i wyruszamy w stronę planety Taris.

Kiedy tylko nasza postać odzyskuje przytomność, mamy szansę porozmawiać z Carthem odnośnie całej tej sytuacji. Przy okazji dowiadujemy się, że podczas naszej “drzemki” wzięliśmy z nim ślub… Dobra, żartuję – twórcy gry po prostu urozmaicili rozgrywkę niebanalnymi kłótniami z naszym towarzyszem tak, jak gdyby był on w wieloletnim związku małżeńskim z naszą postacią i od czasu do czasu musiał się z nami podroczyć. 😉

Carth na starcie zdardza nam, że musimy odnaleźć Bastilę, aby przypadkiem nie dopadli ją Sithowie. Oznacza to tarabanienie się po wszystkich dostępnych lokacjach w Taris, zbieranie towarzyszy – Twi’leka Mission i Wookiego Zaalbara, wykonywanie wszelkich możliwych misji, aby zbliżyć się do naszego celu i ostatecznie uratowanie Bastilii. Chociaż ona twierdzi inaczej…

32370_20190604003846_1

Po uwolnieniu naszej zadufanej w sobie Jedi spotykamy Mandaloriana (Mandalorianina?) Canderousa oferującego nam pomoc w ucieczce z Taris. Jako że planeta znajduje się pod okupacją Sithów musimy im zwędzić kody startowe, aby ich działa nie zestrzeliły nas na dzień dobry. Następnie udajemy się do pracodawcy Canderousa – Davika – aby ukraść mu statek: Mrocznego Jastrzębia (Ebon Hawk).

32370_20190604221932_1

Planetę udaje się opuścić w ostatnim momencie, bowiem Malak – zły Władca Sithów – zarządza ostrzelanie Taris, aby tylko pozbyć się irytującej go Jedi. Na pokładzie Mrocznego Jastrzębia rozmawiamy z Bastilą, która informuje nas, że jesteśmy silni w mocy. Bardzo silni! Dodatkowo łączy nas tajemnicza więź z młodą Jedi, przez co mamy dziwne wizje z jej przeszłości, kiedy to stawiła czoła mistrzowi Malaka – Revanowi.

Z tego też tytułu Bastila zabiera nas na Dantooine, aby przedstawić nas mistrzom Jedi. Nim jednak lądujemy na planecie mamy kolejną wizję, w której widzimy tajemniczy artefakt – mapę… Informujemy Radę Jedi o tym ewenemencie i po przyśpieszonym kursie zostania Jedi udajemy się do przedziwnych ruin znajdujących się nieopodal. Po przejściu prób starego robota liczącego sobie ponad 20 tysięcy lat dowiadujemy się o Gwiezdnej Kuźni (Star Forge) i innych Gwiezdnych Mapach (Star Map) skrywających jej lokalizację.

Udajemy się na Maanan, Kashyyyk, Tatooine i Korriban, aby odkryć, co też dało Revanowi i Malakowi – bowiem wizje okazują się ich wspomnieniami – taką przewagę nad Republiką. Na każdej z tych planet znajduje się jedna Gwiezdna Mapa, ale między nami a nią są dziesiątki zadań do wykonania.

W międzyczasie dowiadujemy się o historii Cartha, który Revana i Malak uważał za bohaterów Wojen Mandaloriańskich, ale ci zwrócili się w stronę ciemnej mocy i zaatakowali Republikę. Nasz towarzysz porusza też temat zdrady – admirał Saul Karath, pod którym służył, zdradził wszystkich, aby przyłączyć się do Sithów i ostrzelał Telos – dom Cartha – przez co ten stracił miłość swojego życia, a jego syn zaginął.

Podczas szukania kolejnej mapy Mroczny Jastrząb zostaje złapany przez statek admirała Karatha. Dochodzi do walki z nim i Darth Malakiem, z której wychodzimy w miarę cali i zdrowi, aczkolwiek powstaje między nami lekkie spięcie z powodu informacji, jaką podzielił się umierający Saul z Carthem.

Okazuje się, że Darth Revan nie zginął przy starciu z Bastilą. Chociaż Malak ostrzelał jego statek z zamiarem zabicia swojego mistrza, ten przeżył, a młoda Jedi utrzymała go przy życiu. Jego obrażenia były na tyle ciężkie, że jego umysł nie przetrwał tego, więc Rada Jedi utworzyła dla niego nową osobowość – osobowość, którą my tworzymy grając naszą postacią. Kiedy Bastila podtrzymała nasze życie, utworzyła się między nami więź. Dzięki temu pomagała nam wydobyć część naszych wspomnień o Gwiezdnej Kuźni, aby móc odnaleźć jej lokalizację i zniszczyć ją raz a na dobre.

Bastila powstrzymuje Malaka, abyśmy z innymi postaciami mogli uciec.

32370_20190616011211_1

Nasza wędrówka trwa, aż odkrywamy lokalizację Gwiezdnej Kuźni. Nie udaje się nam jednak na nią dotrzeć, bo dziwna siła ściąga Mrocznego Jastrzębia na nieznaną nikomu planetę (dla ciekawskich: nazywa się ona Rakata Prime). Spotykamy tam rasę Rakata: twórców Gwiezdnej Kuźni, niegdyś zaawansowanej cywilizacji, która łączyła technologię z mocą. Dowiadujemy się, że przestali być potęgą w momencie, kiedy z tajemniczych powodów zostali odcięci od mocy, a inne rasy-niewolnicy zaczęły rozwijać się nie mając nad sobą nikogo, kto trzymałby w ręku bat.

32370_20190616210448_1

Fabuła zapoznaje nas z Jedynym (The One) – przedstawicielem prymitywnych Rakata nie znających żadnej technologii, a Starszyzną (The Elders) mającą dostęp do wiedzy ich poprzedników i niektórych z ich rozwiązań technologicznych. Gra daje nam możliwość wybrania tej grupy, która ma nam pomóc z dostaniem się do Gwiezdnej Kuźni i powstrzymaniem Malaka.

KOTOR jest bardzo zajmujący i niesamowicie opowiada historię Revana. Mamy szansę budowania nowego bohatera lub przekleństwa Republiki na swój własny sposób, opcje dialogowe dają nam szansę podążania jasną lub ciemną stroną mocy, a arsenał broni i ulepszeń otwiera nas na nieco turowy sposób walki w tej grze.

Sam rozwój postaci dzieli się na atrybuty, cechy, moce i umiejętności. Jest tego wystarczająco, aby stworzyć silną postać, która, jeśli jest taka potrzeba, potrafi się przedzierać przez zastępy wrogów w pojedynkę. W moim wypadku zależało mi, aby iść i w atak, i w leczenie, aby móc balansować między zadawaniem, a otrzymywaniem obrażeń. Taki paladyn Jedi!

32370_20190604003533_1

Gra ma też swoje mini-gierki takie jak wyścigi ścigaczy, czy karcianą grę Pazaak, a także masę zagadek logiczno-matematycznych, dzięki którym możemy odblokować niedostępne dla nas lokacje lub przedmioty. Pazaak jest świetnym zabijaczem czasu, ale i sposobem na zgromadzenie niemałej fortuny do kupowania lepszych przedmiotów lub ulepszeń.

Jedyne, co mnie męczyło to częste błędy gier, gdzie moja postać nie mogła się ruszyć, więc musiałem przełączać się na postacie poboczne lub zapisywać i załadowywać grę. Zwalam to jednak na wiek gry i brak odpowiedniej kompatybilności z dzisiejszymi systemami.

Grę zdecydowanie polecam, bo jest ona bardzo dobrą opowieścią, gdzie stoimy za sterami naszej postaci i tylko do nas zależy, w którą stronę popłyniemy.

Mefisto

#301. Star Wars: Knights of the Old Republic Read More »

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia

Jake uwinął się szybko pod prysznicem i jak tylko wyszedł oświadczył Japesiowi, aby się zbierał, bo zamierzał odwieźć go do domu. Wędrowiec pośpiesznie wsunął resztę śniadania i zaczął przygotowywać się do wyjścia. Trochę go przerażał fakt, że jego rzeczy leżały porozrzucane w kącie, ale nie śmiał nawet pytać, co się działo. Wszak jego rozmówca odpowiadał mu jedynie złośliwym, zwycięskim uśmiechem. Japesia ogarniał strach na myśl o tym, co mogło dziać się poprzedniej nocy… Może przyzwali demona, a ten przejął ciało Jake i stąd te dziwne tatuaże? Chociaż który demon pokusiłby się o opętanie kogoś takiego? Chyba aż tak odważnego nie mieli…

Wędrowiec ruszył za swym towarzyszem i razem wsiedli na parkingu pod blokiem do jego rydwanu grozy marki “stary, ale jary”. Japeś zaczął się zastanawiać, czy posiadanie samochodu nie byłoby dobrą opcją dla niego. Mógłby spokojnie kupić 20-kilogramową torbę jedzenia dla Smoka i nie musiałby jej ciągnąć jak jakiś zwłok po chodniku, bo od przystanku do jego mieszkania dzielił go spory kawałek.

Jake jednak zdawał się czytać w myślach i od razu zmierzył chłopaka spojrzeniem w stylu “chyba cię popieprzyło”. Wędrowiec, choć nie chciał, przyznał mu w duchu rację. Nie czuł się gotowy, aby samodzielnie podejmować niektóre proste decyzje, a co dopiero uczyć się myśleć za innych podczas jazdy.

Posłusznie zajął siedzenie pasażera i obserwował siedzącego po stronie kierowcy Jake’a. Musiał przyznać, że samochód, w przeciwieństwie do mieszkania, miał zadbany. Japeś szybko wywnioskował, że jego dziwny znajomy raczej rzadko zaprasza kogokolwiek do siebie. W pewnym sensie poczuł się wyjątkowy.

– Adres. – z zadumy wyrwał go głos swojego towarzysza. Spojrzał na niego z głupawym wyrazem twarzy. – Jaki jest twój adres?

– Aa… – jęknął i podyktował mu nazwę ulicy. Jake wbił ją w nawigację i zaraz po tym ruszył. Oczywiście upomniał Wędrowca, że jeśli nie zapnie pasów to resztę podróży spędzi w bagażniku. Była to wystarczająco przekonująca prośba.

Chociaż normalnie podróż nie zajęłaby im dużo czasu, tym razem jednak trwały roboty drogowe i jeden pas był całkowicie zamknięty. Powodowało to olbrzymie korki, które dla Japesia wydawały się aż absurdalne, ale na Jake’u nie robiły większego wrażenia. Pewnie nie raz, nie dwa utknął w takim ciągu aut i czekał. Wędrowiec jednak czuł się nieswojo z pustką w głowie, siedząc obok kogoś, kto złośliwie unikał tematu. Może jednak nie powinien był z nim jechać tylko wrócić do domu autobusem?

Jake tylko zerkał na niego kątem oka, pilnując bardziej tego, aby powoli przesuwać auto do przodu ilekroć szereg pojazdów przed nim ruszy się o te nieszczęsne kilka metrów. Wydawał się całkiem nieporuszony tym, co się stało. Czy to było normalne zachowanie dla ludzi? To zdawało się straszne, że dwoje ludzi może dzielić taką bliskość, a jednocześnie być tak daleko od siebie.

– Do niczego nie doszło. – mruknął Jake skupiony na drodze. Wędrowiec pewnie wyskoczyłby z auta, gdyby nie zapięte pasy, bo nie spodziewał się, że tak z nienacka dopadnie go głos jego towarzysza. – Wczoraj wyglądałeś dla mnie jak mój świętej pamięci chomik. W życiu nie przespałbym się z kimś, kto wygląda jak chomik!

Japeś się napuszył, przez co rzeczywiście zaczął wyglądać jak to biedne zwierzę. Odwrócił twarz w stronę okna i zajął się ambitnym zadaniem oglądania asfaltu jak powoli przesuwał się za szybą. Kątem oka widział jednak, że Jake zerka na niego z tym jego złośliwym grymasem zwycięstwa na twarzy. Wędrowiec pierwszy raz w życiu miał ochotę tak bardzo komuś przyłożyć…

***

Oboje byli wyjątkowo wymęczeni podróżą, ale ostatecznie udało się dotrzeć do celu. Japeś pożegnał się z Jake’iem, który “musiał się śpieszyć do pracy”. Wrócił do swojego mieszkania. Miał ochotę rzucić się z powrotem na łóżko, ale jak tylko otworzył drzwi, dopadł go Smoczy ryk.

12.02.2020_00-01-55

– GDZIEŚ TY DO CHOLERY BYŁ! JA TU Z GŁODU UMIERAM! SZLAJAĆ MU SIĘ ZACHCIAŁO, A PIES CIERPI! DO RSPCA ZADZWONIĘ, JAK TAK BĘDZIESZ ROBIŁ! – Prastary wrzasnął rozjuszony. Japeś bez słowa sięgnął po pudełko z psim żarciem i nasypał mu pełną miskę. Jego opiekun przysiadł przy misce, rzucił krótkie “dziękuję” i zaczął jeść, jakby Wędrowiec zniknął na miesiąc.

Nie ma to jak czułe powitanie – pomyślał sobie. Pootwierał okna, aby wywietrzyć i posprzątał ten minimalny bałagan, jaki zrobił się przez ostatnie dni. Japeś w końcu poczuł się na siłach, aby wrócić do żywych.

Mefisto

#300. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.24 – Powrót do życia Read More »

#299. Złote mądrości Połówki cz.7

Całość stuknęła przypadkiem puszkę.
– Co ci ta po-puszka *zaciąłem się😂* zrobiła?
– Podpuszka? Czemu ją tak dyskryminujesz?
😂😂😂

– Ciekawie jakby to było tak zjechać gołą dupą po lodzie…
– Ty się naprawdę źle czujesz…

– Jaką ty masz grupę krwi?
– Nie wiem.
– To Smoczyński może mieć grupę krwi “nie wiem” albo “zero”.

Rozmowa dotycząca ilości dni lutego, która zaczęła wymykać się spod kontroli:
– Ale co z ludźmi urodzonymi 31 lutego?
– Identyfikujesz się jako osoba urodzona 31 lutego?
😂😂😂

Całość ma dysleksję i czasem walnie tak piękną literówkę, że aż się płakać chce. 😀 Ostatnio wygrało zamiast “as well” to “ass well” w emailu do klienta. 😂

Czytałem Smoczyńskiemu bajkę na dobranoc po angielsku, a Całość rzecze do mnie nagle:
– Masz profesjonalny głos jak lektor w pornosach. 😂😂😂

– To tak jak pijacy ratują dom… To znaczy strażacy…
:D:D:D

– Wyobraź sobie, jakby Boryska (premiera Anglii) porwali. I co by mu zrobili? No najpierw by go porządnie ostrzygli…
😂😂😂

– Życie informatyków jest pełne przygód!
– A życie przygód jest pełne informatyków!

– …statkiem na niebie, paragrafem jebnę w ciebie…
– ???
– To hit jakiegoś zespołu. Chyba Budka Stalkera…

– Pisałeś o tym. Dwa minusy dają punkt.
– Ty mnie nawet nie czytasz ze zrozumieniem!
(to jest odniesienie do poprzedniej notki o dodatkowym punkcie od nauczyciela :D)

Całość poszła do sklepu. Napisałem wiadomość, aby zgarnęła też melona. Co kupiła Całość? Mielone. 😀 A najgorsze jest to, że pomyślałem sobie o tym, że śmiesznie by było, jakby moja droga Całość się pomyliła. 😂

– Jem frytki.
– Jakie frytki?
– No frytki…
– Nie mamy frytek!
– No to co to jest?
(do dziś nie wiemy, co to było 😂)

“Kąpiel instant: wystarczy dodać wodę.”

– Czyli my właśnie ustaliliśmy, że będę wobec was stosował przemoc domową przy użyciu katany?
– *z oburzeniem* Nie domową tylko uliczną!

– Kiepsko wyglądasz. Może się położysz?
– Gdzie źle wyglądam?
– Na twarzy.
* Całość odwraca lampkę, aby zaświecić sobie nią prosto w oczy *
– No źle z tobą, idź się połóż… 😂

Mam nadzieję, że się podobało! Całość się dla Was bardzo stara! 😂

Mefisto

#299. Złote mądrości Połówki cz.7 Read More »

#298. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.23 – Kac Wędrowca

Jake wrócił pośpiesznie do mieszkania, aby ujrzeć Japesia śpiącego jak zabity. Rzucił jego klucze na stertę ubrań i zaczął sobie przygotowywać miejsce na kanapie, jednak okazała się ona tak zawalona rzeczami, że odkopanie jej zajęłoby mu pół ludzkiego życia. Cień pożałował, że nie kupił sobie chociaż szafy, do którego mógłby awaryjnie cokolwiek wrzucić. Z drugiej strony traktował to mieszkanie jak przechowalnię, bo wieczorami okalał miasto swoim mrokiem, aby szukać tych, co nabroili zdecydowanie za mocno.

Normalnie nie musiałby się kłaść, ale stawienie oporu bestii z Krańca Czasu pochłonęło zbyt dużo jego energii. Gdyby to był zwykły Smok to poradziłby sobie z nim bez problemu, ale musiał trafić na Prastarego – najpotężniejszego ze wszystkich Smoków. Nawet Rada się go lękała, bo chociaż wszyscy razem mieli nad nim przewagę, to żaden z nich nie wiedział jakim cudem Prastary zdobył moc przerastającą jego rangę. A on miał okazję popstrykać się z nim po nosach i przeżyć…

Jake jednak nie miał sił o tym myśleć. Zrzucił z siebie część ubrań i z racji braku przestrzeni po prostu położył się obok Japesia. Wędrowiec najwyżej rano sobie pokrzyczy albo skończy z jakąś traumą: nie pierwszą w jego życiu zresztą. Cień potrzebował zregenerować swoją energię zanim którykolwiek z jego wrogów zorientuje się, że aż tyle jej stracił…

***

Wędrowiec obudził się nad ranem z olbrzymim kacem. Właściwie to chyba obudził go kac, bo tak pewnie jeszcze smacznie by spał. Teraz jednak każdy dźwięk był dziesięć razy głośniejszy. Do tego jeszcze wpadające światło przez niezasłonięte okna wypiekało jego oczy nawet przez zamknięte powieki, co powodowało olbrzymi dyskomfort. Chłopak obiecał sobie w duchu, że już nigdy więcej w życiu nawet nie pomyśli o piciu alkoholu.

Powoli i niechętnie otworzył oczy przyzwyczajając je do ogni piekielnych. Zajęło mu to sporą chwilę nim był w stanie cokolwiek ujrzeć. Japeś zamarł nagle zauważając pewne drobne, aczkolwiek istotne szczegóły. Rozejrzał się szybko po pomieszczeniu i dotarło do niego, że nie był u siebie w domu, ba – kompletnie nie kojarzył, gdzie się znajdował. Kiedy zerknął na drugą część łóżka, zauważył śpiącego Jake’a, który nie poruszył się nawet wtedy, kiedy Japeś spadł z łóżka. Wędrowiec nieco spanikował widząc go obok siebie. Jego durny móżdżek zaczął to interpretować w swój własny, chory sposób, jednocześnie zgodny z każdym głupim serialem, jaki udało mu się obejrzeć.

Czy oni przespali się ze sobą? Dla Japesia wydawało się to niemożliwe: całą swoją wiedzę na temat seksu opierał na kilku filmach porno opierających się na relacjach damsko-męskich, więc opcja męsko-męska po prostu rozsadzała mu skacowaną głowę. Z drugiej jednak strony Siya mówiła mu o wszystkich innych możliwościach i chłopak czuł, że jego mózg przybiera postać papki. Zaczął wewnętrznie filozofować na temat zupełnie sobie nieznany i przekonywał samego siebie, że to było fizycznie niemożliwe. Trochę czuł się jak idiota, bo starał się wierzyć w coś, co najpewniej było tak samo realne jak to, że Jake spał obok niego i zaprzeczał tylko dlatego, bo chciał się w jakimś stopniu poczuć lepiej.

Postanowił odbić od swojego dylematu moralnego i pozwiedzać wzrokiem mieszkanie. Trochę przytłoczył go wszechobecny bałagan. Ten jednak był zdecydowanie efektem poważnego braku mebli. Poza łóżkiem, kanapą i jednym wieszakiem na ubrania nie było tutaj kompletnie nic! Wędrowiec zawędrował wzrokiem na śpiącego wciąż towarzysza i przyjrzał się tatuażom na jego lewym ramieniu. Kręgi powtarzały się niczym pieczęć, co wzbudziło lekki niepokój w Japesiu. A co jeśli Jake był naznaczony i polował na niego jakiś zły stwór?

Kac strasznie mocno dokuczał mu w rozmyśleniach. Chcąc nie chcąc wygrzebał się w łóżka i przeszukał apteczkę w kuchni w celu poszukania przeciwbólowych. Jak tylko jakieś znalazł, połknął je bez namysłu i odczekał kilkanaście minut na efekt. W końcu poczuł się lepiej, a skoro poprawił mu się humor to w sumie mógłby coś zjeść. Pogrzebał w niemal pustej lodówce i wyciągnął z niej wszystko, co nadawałoby się do zrobienia śniadania dla niego i jego gospodarza. Czyli w sumie tylko jajka, bo reszta rzeczy była w stanie rozkładu. Całe szczęście, że chleb tostowy musiał być niedawno kupiony, bo inaczej śniadanie byłoby dosyć skromne.

18.05.2020_01-13-24

Jake’a obudził dźwięk masła syczącego na patelni. Wciąż wypruty podniósł się i rozejrzał wzrokiem za sprawcą hałasu. Przez moment miał wrażenie, że to on był tym bardziej upitym, bo za cholerę nie rozumiał, co ten stuknięty Wędrowiec robił w jego kuchni. Już prędzej zrozumiałby, gdyby Japeś się na niego wydarł, bo w końcu szok i te sprawy, a ten… przygotowywał im śniadanie?

– O, witaj. – chłopak zwrócił się do Jake’a i dalej smażył jajecznicę, jak gdyby nic nigdy się nie wydarzyło, a on nie miał żadnych pytań.

– Co ty robisz w mojej kuchni? – zapytał Cień podnosząc się do pozycji siedzącej.

– Jajecznicę. Trochę spanikowałem, więc… – Japeś mruknął skołowany, ale jego rozmówca przerwał mu nagłym atakiem śmiechu.

– Spanikowałeś, więc usmażyłeś jajecznicę? Cholera, a jak cię napadną to co? Wyciągasz kociłek i przygotowujesz rosół? – drażnił się z Wędrowcem, który spojrzał na niego z lekką irytacją. Jake z trudem opanował śmiech, bo nie spodziewał się czegoś takiego. Japeś był zdecydowanie wyjątkowy, ale nie w sposób, w jaki można by było się tego spodziewać.

– A co ty byś zrobiłbym na moim miejscu, gdybyś obudził się w czyimś mieszkaniu, obok kogoś, kogo prawie nie znasz? – obruszył się na słowa Jake’a. Ten przewrócił teatralnie oczyma.

– Pewnie spieprzałbym, gdzie pieprz rośnie, bo trafiłbym na jakiegoś psychopatę. – odparł, a Japeś spojrzał się na niego pytająco, co rozbawiło chłopaka. – Nie, nie jestem psychopatą.

– Okej… – Wędrowiec był dosyć niepewny, czy powinien był traktować jako żart, czy może bardziej jako groźbę. Postanowił zaufać swojej głupawej intuicji i zignorować to. – Może powiesz mi, co się wczoraj stało?

Jake jednak nie potrafił sobie odmówić przyjemności podrażnienia się z Wędrowcem. Wszak taka okazja zdarza się bardzo rzadko. Spojrzał na niego z złośliwym uśmiechem, zgarnął ubrania z jednej z górek ubrań w pokoju i oświadczył, że idzie pod prysznic. Japeś został sam ze swoimi przemyśleniami i powoli przypalającą się jajecznicą…

Mefisto

#298. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.23 – Kac Wędrowca Read More »

Scroll to Top