Jake uwinął się szybko pod prysznicem i jak tylko wyszedł oświadczył Japesiowi, aby się zbierał, bo zamierzał odwieźć go do domu. Wędrowiec pośpiesznie wsunął resztę śniadania i zaczął przygotowywać się do wyjścia. Trochę go przerażał fakt, że jego rzeczy leżały porozrzucane w kącie, ale nie śmiał nawet pytać, co się działo. Wszak jego rozmówca odpowiadał mu jedynie złośliwym, zwycięskim uśmiechem. Japesia ogarniał strach na myśl o tym, co mogło dziać się poprzedniej nocy… Może przyzwali demona, a ten przejął ciało Jake i stąd te dziwne tatuaże? Chociaż który demon pokusiłby się o opętanie kogoś takiego? Chyba aż tak odważnego nie mieli…
Wędrowiec ruszył za swym towarzyszem i razem wsiedli na parkingu pod blokiem do jego rydwanu grozy marki “stary, ale jary”. Japeś zaczął się zastanawiać, czy posiadanie samochodu nie byłoby dobrą opcją dla niego. Mógłby spokojnie kupić 20-kilogramową torbę jedzenia dla Smoka i nie musiałby jej ciągnąć jak jakiś zwłok po chodniku, bo od przystanku do jego mieszkania dzielił go spory kawałek.
Jake jednak zdawał się czytać w myślach i od razu zmierzył chłopaka spojrzeniem w stylu “chyba cię popieprzyło”. Wędrowiec, choć nie chciał, przyznał mu w duchu rację. Nie czuł się gotowy, aby samodzielnie podejmować niektóre proste decyzje, a co dopiero uczyć się myśleć za innych podczas jazdy.
Posłusznie zajął siedzenie pasażera i obserwował siedzącego po stronie kierowcy Jake’a. Musiał przyznać, że samochód, w przeciwieństwie do mieszkania, miał zadbany. Japeś szybko wywnioskował, że jego dziwny znajomy raczej rzadko zaprasza kogokolwiek do siebie. W pewnym sensie poczuł się wyjątkowy.
– Adres. – z zadumy wyrwał go głos swojego towarzysza. Spojrzał na niego z głupawym wyrazem twarzy. – Jaki jest twój adres?
– Aa… – jęknął i podyktował mu nazwę ulicy. Jake wbił ją w nawigację i zaraz po tym ruszył. Oczywiście upomniał Wędrowca, że jeśli nie zapnie pasów to resztę podróży spędzi w bagażniku. Była to wystarczająco przekonująca prośba.
Chociaż normalnie podróż nie zajęłaby im dużo czasu, tym razem jednak trwały roboty drogowe i jeden pas był całkowicie zamknięty. Powodowało to olbrzymie korki, które dla Japesia wydawały się aż absurdalne, ale na Jake’u nie robiły większego wrażenia. Pewnie nie raz, nie dwa utknął w takim ciągu aut i czekał. Wędrowiec jednak czuł się nieswojo z pustką w głowie, siedząc obok kogoś, kto złośliwie unikał tematu. Może jednak nie powinien był z nim jechać tylko wrócić do domu autobusem?
Jake tylko zerkał na niego kątem oka, pilnując bardziej tego, aby powoli przesuwać auto do przodu ilekroć szereg pojazdów przed nim ruszy się o te nieszczęsne kilka metrów. Wydawał się całkiem nieporuszony tym, co się stało. Czy to było normalne zachowanie dla ludzi? To zdawało się straszne, że dwoje ludzi może dzielić taką bliskość, a jednocześnie być tak daleko od siebie.
– Do niczego nie doszło. – mruknął Jake skupiony na drodze. Wędrowiec pewnie wyskoczyłby z auta, gdyby nie zapięte pasy, bo nie spodziewał się, że tak z nienacka dopadnie go głos jego towarzysza. – Wczoraj wyglądałeś dla mnie jak mój świętej pamięci chomik. W życiu nie przespałbym się z kimś, kto wygląda jak chomik!
Japeś się napuszył, przez co rzeczywiście zaczął wyglądać jak to biedne zwierzę. Odwrócił twarz w stronę okna i zajął się ambitnym zadaniem oglądania asfaltu jak powoli przesuwał się za szybą. Kątem oka widział jednak, że Jake zerka na niego z tym jego złośliwym grymasem zwycięstwa na twarzy. Wędrowiec pierwszy raz w życiu miał ochotę tak bardzo komuś przyłożyć…
***
Oboje byli wyjątkowo wymęczeni podróżą, ale ostatecznie udało się dotrzeć do celu. Japeś pożegnał się z Jake’iem, który “musiał się śpieszyć do pracy”. Wrócił do swojego mieszkania. Miał ochotę rzucić się z powrotem na łóżko, ale jak tylko otworzył drzwi, dopadł go Smoczy ryk.
– GDZIEŚ TY DO CHOLERY BYŁ! JA TU Z GŁODU UMIERAM! SZLAJAĆ MU SIĘ ZACHCIAŁO, A PIES CIERPI! DO RSPCA ZADZWONIĘ, JAK TAK BĘDZIESZ ROBIŁ! – Prastary wrzasnął rozjuszony. Japeś bez słowa sięgnął po pudełko z psim żarciem i nasypał mu pełną miskę. Jego opiekun przysiadł przy misce, rzucił krótkie “dziękuję” i zaczął jeść, jakby Wędrowiec zniknął na miesiąc.
Nie ma to jak czułe powitanie – pomyślał sobie. Pootwierał okna, aby wywietrzyć i posprzątał ten minimalny bałagan, jaki zrobił się przez ostatnie dni. Japeś w końcu poczuł się na siłach, aby wrócić do żywych.
Mefisto
No całe szczęście, że Japeś jeszcze młody, bo wiem Z PEWNYCH ŹRÓDEŁ, że jak człowiek starszy, to kaca leczy 3 dni!😜
A Smok totalnie ma prawo być oburzony!!!
Aż trzy dni? 😀 To chyba lepiej zostać młodym! 😂
No a jak! Z głodu by umarł, jakby potrwało to o godzinę dłużej! 😂
No trzymam w takim razie kciuki za Ciebie i Japesia, żeby wam się to udało!😁
Dziękujemy! 😀
Biedny Smok!
No i biedny Wędrowiec, pamiętam z młodości kilka takich niezręcznych porankow, kiedy nie było wiadomo czy do czegoś doszło czy nie!😅
😀