Interpersonalnie

#327. Mordodrzejka

Dzień dobry wieczór!

Czuję się, jakbym pół wieku nie pisał! A to wszystko dlatego, że byliśmy chorzy i praktycznie ponad miesiąc czasu wypadł nam z życia. I pewnie jeszcze trochę tego czasu wypadnie, bo wciąż czujemy się tak średnio. Sponsorem takiego poczucia jest lekooporna bakteria, którą zaraził się Smoczyński, a wyleczenie takiego paskudztwa jest czasochłonne.

Dlatego też przepraszam wszystkich, których trochę bardzo w ostatnim czasie olałem, ale sił mi już brakuje… Postaram się wszystko nadrobić jak tylko poczuję się trochę lepiej.

Oczywiście w tym samym czasie oczywiście miałem do zdania finalną pracę z drugiego modułu informatyki, więc musiałem przyćpać trochę przeciwbólowych i w miarę możliwości napisać coś, co ma jakieś ręce i nogi. Mam nadzieję, że wyszło dobrze. Jeśli nie to współczuję nauczycielowi, który będzie musiał to przeczytać!

Uniwersytet trochę podłamał moją wolę walki, bo z racji koronawirusa zaniżali oceny. Egzamin z matematyki 1 poszedł mi dobrze, bo miałem 98%, więc wychodziło mi na koniec 97%, ale zaniżyli mi do 93%. To jeszcze nic, bo wciąż załapałem się na wyróżnienie. Z matematyką 2 jest gorzej, bo z ocen wychodziło mi 90%, a oni zaniżyli mi to do 84.6% czyli do wyróżnienia zabrakło mi 0.4%. Już się zdążyłem z tym pogodzić, ale serducho bolało mnie strasznie.

Dobrze, że oceny z pierwszego roku nie liczą się do średniej! Współczuję tylko studentom trzeciego roku, bo ich oceny zostały zaniżone i nic nie mogą już z tym zrobić…

Z pozytywnych wieści mam takie, że drukarka 3D do nas dotarła i to już przed wrześniem! 😀 Muszę przyznać, że jestem pod wrażeniem jakości wydruków, bo są naprawdę starannie wykonane.

Drukarka przybyła do nas w trzech częściach, które musieliśmy złożyć. Na szczęście dodali instrukcję i paczkę mini żelków Haribo (bo drukarka też nazywa się Mini ;)) z poleceniem, aby robić sobie przerwy w trakcie składania. Bardzo miły akcent. 😀

(ten bałagan przy kominku to tymczasowe zabezpieczenie przed Smoczyńskim :P)

Humble Bundle też ostatnio było dla mnie łaskawe, bo w ostatnich miesiącach zyskałem gry Vampyr i Forager, na których mi zależało. Taka miła niespodzianka. 😀

Udało mi się też dokończyć Assassin’s Creed III wraz z dodatkiem pomimo choroby. Ale fabuła trójki jest bardzo ciekawa, a dodatek to już po prostu kosmos. 😀 Na razie muszę sobie jednak zrobić przerwę, bo jak na moje chorowanie to jest trochę zbyt wymagający typ gier.

Obecnie gram w Foragera, bo nie jest jakoś specjalnie wymagający, nie ma żadnej konkretnej fabuły, więc mogę go zostawić na jakiś czas i nie rozpaczać, że nie pamiętam, co się tam wcześniej działo. 😛 A gra jest całkiem przyjemna, ale czasochłonna. 😉

Mały Smoczyński za to uwielbia grać w SuperTuxCart. Idzie mu coraz lepiej i jest bardzo zdeterminowany, aby nauczyć się grać tak, jak my. 🙂 Chociaż zdarza mu się przy tym powkurzać i zaprezentować ile ma pary w płucach (dlatego pieszczotliwie nazywamy go Mordodrzejką). Pracujemy nad jego cierpliwością, ale to jest zadanie, nad którym trzeba spędzić trochę czasu. 🙂

Myślę, że na tym skończę, bo znowu łapie mnie gorączka. Trzymajcie się ciepło i z dala od chorób! 🙂

Mefisto

#327. Mordodrzejka Read More »

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości

Japeś zebrał się nad ranem do pracy. Czuł się trochę nie w sosie, bo jego rozmowa z Jake’iem utknęła gdzieś w połowie zanim dotarła do najważniejszego, jego zdaniem, punktu. Niecierpliwie więc wykonywał swoje obowiązki i czekał na koniec dnia, aby spróbować pociągnąć los za nitkę i zobaczyć, co by mu też przyniósł.

Jako że jego umysł zajęty był intensywnym myśleniu o swoim prywatnym życiu, toteż jego destrukcyjny temperament dał się w kość wszystkim, którzy mieli pecha stanąć na jego drodze. Jedynie Dominik cieszył się na widok Wędrowca w formie i z ukrycia kręcił kolejny filmik, jak to Japeś tratuje wszystkich wózkiem na pranie albo szoruje mopem po dziecku mającym wybuch złości akurat wtedy, kiedy ten mył podłogę w pobliżu.

Pod koniec dnia pracownicy szpitala i pacjenci siedzili zabunkrowani w jednej sali, aby uniknąć tornada z Krańca Czasu depczącego wszystko w szaleńczym tańcu myśli. Japeś był tak pochłonięty rozmyśleniami, że nawet nie zauważył tej przedziwnej pustki. Po prostu robił swoje, a kiedy nadeszła właściwa godzina, zwyczajnie poszedł do domu. Cały szpital odetchnął wtedy z ulgą.

Chłopak wpadł do domu jak torpeda licząc, że złapie Jake’a zanim ten pójdzie do pracy. Poczuł jednak ogromny zawód, kiedy okazało się, że Cień wyszedł tym razem dużo wcześniej niż zazwyczaj. Wędrowiec w cichej rozpaczy zaczął pochłaniać obiad zostawiony przez swojego współlokatora. Smok od razu wyczuł problem, kiedy zauważył Japesia wciskającego do ust więcej jedzenia niż był w stanie pomieścić.

– Pękniesz jak balon, jeśli będziesz się tak zapychać. – mruknął podnosząc łeb. Przeciągnął się na kanapie, a potem podpreptał do swojego podopiecznego. – Czy coś cię trapi?

– Sam nie wiem. – odparł Wędrowiec jak tylko jedzenie przeszło mu przez gardło, a chwilę to trwało. – Wczoraj rozmawiałem z Jake’iem… Właściwie to tylko on mówił. To wyglądało trochę tak, jakby się przede mną otworzył, a ja to schrzaniłem po całości!

– Niech zgadnę: spadając z urwiska? – zapytał z przekąsem Smok. Oczyma wyobraźni widział tę dwójkę podczas spaceru, a wtem Japeś niczym głaz zaczyna się turlać w mrok nocy. Zdecydowanie tak musiało to wyglądać.

– Wystraszyłem się i spowodowałem małą lawinę z piachu. – na te słowa Prastary wybuchł śmiechem, ale szybko się opanował, chociaż wewnętrznie wciąż dygotał od rozbawienia. Takiego Wędrowca to jeszcze nie miał! – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że boję się, że mógł to źle odebrać.

– Nie wiem jak inaczej można by było zinterpretować upadek z urwiska. – podroczył się z nim, a potem westchnął ciężko niczym ojciec do swojego głupowatego syna. – Nie jestem ekspertem w sprawach sercowych, nie popieram też twojej relacji z Cieniem, ani też tego, że wciąż tu mieszka. Ale nie zadręczałbym się tym tak bardzo. Myślę, że Cień dosyć dobrze rozumie twoje intencje. Nawet, jeśli są tak destrukcyjne.

– Dlaczego masz coś przeciwko Cieniom? – zapytał nieco rozdrażniony komentarzem swojego mistrza. Smok westchnął ciężko i wdrapał się na krzeszło, aby wygodnie wygłosić kazanie swojemu podpiecznemu.

– Nie mam w sumie dużo przeciwko Cieniom, ale podąża za nimi nieszczęście, które często krzywdzi innych i to mi się w nich nie podoba. Są naznaczeni nie tylko przez Radę, ale i przez Los. – odparł, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – Cienie przyciągają Koszmary, wiesz, te potwory, które powstają, kiedy ludzie nienawidzą kogoś lub czegoś. Na ogół jest ich tylko kilka, ale kiedy Cień przebywa w otoczeniu magii, nagle tych Koszmarów robi się tysiące…

Wędrowiec zamarł w bezruchu. Nie zdawał sobie sprawy, że obecność Jake’a oznaczała tak poważne kłopoty. Zamiast jednak obwiniać go o cokolwiek, tym bardziej mu współczuł. Los był okrutnym bytem i nie ułatwiał życia Cieniom.

– Wątpię, aby twój Cień wrócił do domu w najbliższym czasie. Pewnie będzie chciał porozganiać Koszmary, aby nie stanowiły dla nas zagrożenia. – odparł spokojnie, pomimo iż wiedział jak samobójczy był to pomysł. Prastary sam miałby trudność rozgonić taką ilość potworów, a co dopiero Jake. Jednak to, co różniło ich od siebie, to fakt, że Cień gotów był do największych poświęceń.

– Nie można mu jakoś pomóc? – zapytał Wędrowiec z nutką nadziei w głosie. W końcu mógłby złapać za mopa i wyszorować drogę do wolności dla swojego towarzysza.

– Jest pewien sposób. Musimy sprawić, aby Cień przestał być Cieniem. – odparł spokojnie. Japeś usiadł jak na baczność.

– Czyli jest jakaś szansa? – niemal krzyknął i patrzył wyczekująco na swojego mistrza, który uśmiechnął się tajemniczo.

– Oczywiście, że jest. Weź teraz kartkę i notuj. Zdobędziesz dla mnie kilka rzeczy do rytuału…

Mefisto

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości Read More »

#325. Detroit: Become Human

1222140_20200621113910_1

Detroit: Become Human to tytuł, z którym zaznajomiłem się wcześniej przez gameplaye, bo wydany był jedynie na konsolę Playstation 4. Ta gra spodobała mi się tak bardzo, że obejrzałem na YouTube wszystkie możliwe zakończenia i przez jakiś czas żyłem tą niesamowitą opowieścią, której fabuła ma niesamowite przełożenie na dzisiejsze czasy.

Ta gra wróciła do mnie niedawno, bowiem Quantic Dream postanowiło 18 czerwca 2020 wypuścić ją na PC. Pewnie domyślacie się, że ucieszyłem się jak dziecko. Możliwość przeżycia całej tej opowieści na nowo i to w taki sposób, jaki ja uważam za słuszny, jest dla mnie jedną z najlepszych zalet grania w gry.

Dlatego też przybliżę Wam historię trójki andoirdów, ale podzielę ją na trzy osobne perspektywy, które połączę w grande finale całej historii.

Markus

Nasze pierwsze chwile z Markusem odbywają się przez pryzmat opieki nad Carlem – niepełnosprawnym, starszym malarzem. Chociaż w pierwszej chwili można by było pomyśleć, że android jest jedynie opiekunem dla starca, szybko poznajemy łączącą ich relację przypominającą tą, którą dzieli ojciec z synem.

1222140_20200621000809_1

Carl widzi w nim coś więcej niż maszynę, w czym utwierdza go moment w warsztacie, kiedy zachęca Markusowi, aby ten coś namalował. Nasz bohater wpierw idealnie kopiuje otaczające go obiekty, jednak kiedy staruszek zachęca nas do stworzenia czegoś z głębi siebie, możemy wybrać jeden z wielu tematów, które skupiają się wokół odczuć i identyfikacji androida.

Niestety między naszą zgraną dwójkę wpada Leo – syn Carla – z prośbą o pieniądze. Starzec odmawia wiedząc, że jedynie karmiłby narkotyczny nałóg swojego potomka. Leo wychodzi, ale niedługo potem wraca, aby ukraść kilka obrazów, które mógłby sprzedać.

1222140_20200621002045_1

Dochodzi do kłótni i młody chłopak zaczyna szarpać oraz okładać Markusa. Carl wydaje mu polecenie, aby nie reagował na zaczepki, ale android ma dość i sprzeciwia się wydanej instrukcji stając się tym samym Defektem (Deviant). Leo obrywa porządnie, a wezwana wcześniej na miejsce policja bierze Markusa za agresowa i zastrzela go.

Android jednak nie ginie. Przynajmniej nie tak, jak umierają ludzie. Markus budzi się na złomowisku, gdzie składowane są wszystkie niedziałające androidy. Brakuje nam nóg, mamy uszkodzone układy wzroku i słuchu oraz pompę Thirium – niebieskiej krwi będącej paliwem biokomponentów. Jesteśmy jednak w najlepszym miejscu, aby znaleźć zamienniki, więc czołgamy się szukając brakujących elementów. W międzyczasie jeden z androidów przekazuje nam informację jak znaleźć Jerycho (Jericho), gdzie androidy mogą być wolne. Udajemy się tam zaraz po tym, jak znajdujemy wszystkie potrzebne nam komponenty do naszego “zmartwychwstania”.

Droga do Jerycha wiedzie nas przez graffiti. W nich zawarte są dalsze wskazówki co do naszej ziemi obiecanej, która okazuje się być opuszczonym frachtowcem. Tam spotykamy inne androidy będące, tak jak my, Defektami. Pośród nich poznajemy Josha, Simona i North – naszych towarzyszy i kompanów, którzy pomagą nam z planowaniem naszych dalszych działań.

1222140_20200622223949_1

Pierwszym krokiem do polepszenia sytuacji androidów jest zdobycie zamienników i niebieskiej krwi. W tym celu napadamy na magazyn CyberLife – producenta androidów – i tam zdobywamy potrzebne rzeczy. Kradniemy też ciężarówkę z komponentami, co daje nam olbrzymi, ale jednocześnie niezbędny zapas części. Nawracamy też kilka androidów, które zyskują wolną wolę i wracają z nami do Jerycha.

1222140_20200622234405_1

Ten sukces to jednak za mało dla Markusa. Kolejnym jego krokiem jest włamanie się do stacji telewizyjnej i pokojowe wystąpienie o nadaniu praw androidom. Pomimo iż Simon zostaje ranny i musimy go zostawić, udaje się nam doprowadzić całą akcję do końca, przez co otwieramy nowy rozdział w historii ludzkości: rewolucję androidów.

Następnie włamujemy się do sklepów CyberLife i uwalniamy wystawione na półkach androidy. Teren okolicznego parku ozdabiamy sloganami o wolność naszych braci.

1222140_20200624232115_1

Przy okazji rozwijamy też wątek uczuciowy z North, gdzie poznajemy jej przeszłość, a ona poznaje naszą. Nasze historie są odmiennie różne, jednak najbardziej zaskakujące jest dla naszych bohaterów jest to, że są zdolne do takich uczuć.

1222140_20200624234929_1

W tym samym momencie Simon, który skrywał się w budynku stacji telewizyjnej, wraca do nas i zostaje ciepło przywitany przez Markusa.

1222140_20200624235052_1

Nasz protest posuwa się do przodu. Wychodzimy na ulicę i nawracamy coraz więcej androidów, aż wielką grupą idziemy przez ulice Detroit skandując hasła o wolności dla naszych braci. Natrafiamy na policję, która pomimo iż dostaje zapewnienia od Markusa, że zamierzają się rozejść, zaczyna do nas strzelać.

1222140_20200625000153_1

Chociaż wiele androidów ginie podczas tej akcji, opinia publiczna wyraża poparcie dla naszej sprawy, bowiem z naszej strony wszystko odbyło się pokojowo.

Kara

Kara jest rodzajem androidki, której głównym celem jest zajmowanie się domem i opieka nad dziećmi. Należymy do Todda i jego córki Alice. Nasze pierwsze spotkanie z Karą odbywa się w sklepie, gdzie jej właściciel odbiera ją z naprawy.

Kiedy docieramy do domu, Todd każe nam sprzątnąć dom z dwutygodniowego bałaganu. Androidka szybko i sprawnie wykonuje polecenie, a potem mamy szansę doświadczyć przemocy ojca wobec córki, bowiem ojciec nadużywa narkotyków – efekt tego, że stracił pracę z powodu androidów i żona od niego odeszła.

Sytuacja tylko pogorsza się, Todd robi się coraz bardziej agresywny, a w Karze rodzi się potrzeba opieki nad Alice. Kiedy mężczyzna idzie “ukarać” dziewczynkę, androidka buntuje się przeciwko poleceniu i ratuje ją.

1222140_20200621120217_1

Gra pozwala nam wybrać, czy chcemy zabić Todda, czy nie. Ja postanowiłem tego nie robić, bo w dalszej części gry można wiele rzeczy naprostować.

Dziewczyny uciekają autobusem aż do ostatniego przystanku. Szukamy schronienia, aby uchronić Alice przed chłodem i deszczem. Docieramy do opuszczonego domu, gdzie spotykamy Ralpha – innego Defekta – który nie miał tyle szczęścia co my, jeśli chodzi o kontakt z ludźmi. Pozwala nam on przetrwać noc, a nad ranem serwuje Alice gotowanego gryzonia. Musimy jednak uciekać, bowiem oto Connor – Łowca Defektów – łapie nasz trop i ściga nas aż do autostrady. Tam jednak nie pozwoliłem mu gonić dziewczyn, bo chciałem, aby historia potoczyła się nieco inaczej.

Nasze bohaterki zmierzają dalej do Zlatko – Rosjanina pomagającego androidom. Mężczyzna sprawia wrażenie miłego – chce nawet usunąć Karze moduł namierzający, aby były bezpieczne! Kiedy jednak podłącza androidkę do aparatury, wyjawia jej, że w momencie, kiedy android staje się Defektem, ten moduł sam przestaje działać. Zlatko zdradza, że wyczyści Karze pamięć i ją sprzeda.

Mężczyzna i służący mu android Luther zabierają Alice z pomieszczenia. Karze udaje się spowodować zwarcie i uciec. Przy okazji otwieramy też bramę do pomieszczenia, gdzie trzymane są efekty eksperymentów potwora: zdeformowane androidy. Dalej krążyłem po pomieszczeniach szukając Alice. Prawie do samego końca udało mi się unikać kontaktu ze Zlatkiem, ale popełniłem błąd i rozpoczął się pościg.

Zlatko dopadł nas na zewnątrz, ale Luther, poruszony naszym oddaniem do Alice, buntuje się i zabiera mężczyźnie broń. Chwilę potem ludzkiego potwora dopadają zmodyfikowane androidy.

1222140_20200622232820_1

Ruszamy w podróż dalej – tym razem z nowym członkiem naszej rodziny: olbrzymem Lutherem. Zabieramy autonomiczne auto Zlatko, które na złość psuje się w połowie drogi. Mamy jednak dzięki temu okazję dać Alice trochę wytchnienia. Docieramy do opuszczonego wesołego miasteczka, gdzie napadają na nas hordy Jerrych – androidów niegdyś pracujących w tym przybytku. Na widok małej dziewczynki nie potrafią powstrzymać radości i umożliwiają jej przejażdżkę na karuzeli.

1222140_20200623004630_1

Nasza podróż trwa jednak dalej. Docieramy tym razem do Rose, a ona oferuje nam pomoc w przeprawie do Kanady, gdzie nie ma żadnych praw dotyczących androidów. Karze zależy na tym, ponieważ sytuacja androidów stoi pod znakiem zapytania odkąd Markus zaczął protestować o równe prawa.

1222140_20200623232752_1

Kobieta wychodzi, aby załatwić potrzebne formalności, a do domu przychodzi policja. Mamy chwilę, aby usunąć wszystkie ślady związane z androidami i przyjąć funkcjonariusza. Ten etap udało mi się przejść bez problemu, chociaż Adam, syn Rose, dygotał ze strachu.

Rose zabiera nas do Jerycha, gdzie sam Markus ma nam pomóc zdobyć paszporty, aby uciec za granicę.

Connor

Connora poznajemy w misji, gdzie Defekt wziął dziewczynkę za zakładnika. Naszym zadaniem było przeanalizowanie sytuacji i zebranie informacji. Ten android jest świetnie przygotowany do roli detektywa – potrafi nawet odtwarzać, co działo się na miejscu zbrodni.

Dzięki zdolnościom Connora poznajemy imię Defekta, jego relację z dziewczynką i powód jego złości. Dzięki tym informacjom umiejętnie przedstawionym przez naszego robo-policjanta, android uwalnia zakładniczkę, a czający się do okoła snajperzy zdejmują Defekta.

1222140_20200620225811_1

Kolejnym naszym zadaniem jest zlokalizowanie porucznika Hanka Andersona i zabranie go na miejsce zbrodni. Zostajemy bowiem przydzieli policji do badania spraw androidów (głównie morderstw), a Anderson jest od teraz naszym partnerem. Oczywiście nie jest to prosta rzecz, bo człowiek pała do nas prawdziwą niechęcią. Mi zależy jednak na dobrych relacjach z nim, więc kupuję mu drinka na drogę i porucznik jakoś chętniej idzie z nami do auta.

Nasza pierwsza sprawa dotyczy morderstwa. Denat leżał tam już trzy tygodnie, więc widok, jak łatwo można się domyślić, był nieciekawy. Connor oczywiście musiał pogorszyć sprawę, kiedy okazało się, że może analizować próbki w czasie rzeczywistym poprzez polizanie ich.

Zajęliśmy się jednak śledztwem i układając obok siebie małe i z pozoru niepasujące elementy, dotarliśmy do początku całego zdarzenia oraz do ciekawego faktu: morderca nie opuścił budynku. Śladami niewidocznego dla ludzkiego oka Thirium dotarliśmy na poddasze, gdzie znaleźliśmy androida należącego do denata.

W następnej scenie jesteśmy świadkami przesłuchania naszego podejrzanego. Oczywiście android milczy, a przesłuchujący go policjant w końcu się poddaje. Do akcji wkracza Connor. Manewruję między opcjami dialogowymi, aby jednocześnie wywierać presję, ale i dawać poczucie bezpieczeństwa. Wszak nasz podejrzany może wejść w tryb autodestrukcji, jeśli będziemy za bardzo naciskać.

Defekt w końcu pęka i przyznaje się do winy. Udziela nam też informacji na temat rA9 objawiającego się w formie bóstwa, które wyzwoli zniewolone androidy.

Dalej przenosimy się do biura policji i mamy szansę pokręcić się wokół biurka Hanka. Daje nam to sporo szczegółów na temat naszego partnera i te szczegóły będą miały spore znaczenie później. Zależy mi w końcu na dobrej relacji z porucznikiem.

1222140_20200621235714_1

Nie spędzamy jednak sporo czasu na rozmowie – wyruszamy bowiem szukać Kary. Pomimo iż udało się ją znaleźć to umyślnie pozwoliłem jej oraz Alice uciec.

Kolejna sprawa dotyczy podejrzenia, że jedno z mieszkań zajmowane jest przez androida. Pomimo iż grzecznie pukamy do drzwi, nikt nam nie otwiera, chociaż słyszymy poruszenie wewnątrz. Wyważamy więc drzwi i rozpoczynami przeszukiwanie, które dostarcza nam wystarczająco dowodów, aby stwierdzić, że musi znajdować się tam Defekt.

Dosyć szybko go znajdujemy, jednak ten podejmuje się próby ucieczki i mamy szansę gonić go pomiędzy farmami na dachach budynków. Ostatecznie dopada go Hank, jednak zostaje zepchnięty i wisi na krawędzi. Mamy możliwość dalszego gonienia androida lub też pomoc porucznikowi. Ja zdecydowałem się pomóc, co polepszyło moje relacje z Andersonem. Defekt, na moje nieszczęście, ucieka.

Mamy coraz mniej czasu, aby rozwikłać zagadkę dysfunkcji androidów. Popełnione zostaje kolejne morderstwo, więc zbieramy Hanka po nieudanej próbie samobójczej i jedzemy na miejsce zbrodni: klubu nocnedgo “Eden”. Badając pamięci znajdujących się tam androidów idziemy śladami morderczyni, aby skonfrontować ją i jej dziewczynę na zapleczu. Ostatecznie, wysłuchując ich historii o tym jak zamordowany facet ją zaatakował, a ona spanikowała, puszczam je wolno.

Mamy potem okazję porozmawiać z Hankiem o tej sytuacji i wyrazić swoje wątpliwości. Pierwsza oznaka bycia Defektem u Connora.

Następnie badamy sprawę włamania do stacji telewizyjnej, z której Markus nadał swój komunikat dla świata. Badamy poszlaki i mam wybór, aby pójść na dach (gdzie ukrywa się Simon) albo zbadać kuchnię (gdzie znajduje się inny, zamieszany w tą sprawę Defekt). Z racji tego, że Simona polubiłem to wysłałem Connora do kuchni.

Tam sterroryzowałem androida do tego stopnia, że wyrwał naszemu bohaterowi pompę thyrium i rzucił się do ucieczki. Udało mi się doczołgać do komponentu zanim nastąpiło wyłączenie, wsadzić go z powrotem na miejsce i rzucić się w pościg za Defektem. Aby uniknąć ofiar śmiertelnych wśród oficerów, “pożyczyłem” broń od stojąćego opodal policjanta i zastrzeliłem androida. Hank był nam za to wdzięczny, bo ocaliliśmy ludzkie życia.

W kolejnej misji spotykamy twórcę androidów – Elijaha Kamski’ego. Anderson zadaje ciekawe pytanie Connorowi odnośnie tego, jak to jest mieć szansę porozmawiać ze swoim stwórcom (przyrównując to do rozmowy z bogiem). Kamski jest jednak nietypową osobą i stawia naszego bohatera przed wyborem: zastrzelamy androidkę, a on mówi nam wszystko, co wie albo oszczędzamy ją, ale on milczy. Oczywiście jako Defekt wybieram drugą opcję i odchodzę z prawie niczym. Prawie, bo Kamski daje nam wskazówkę, że zawsze w swoich programach zostawia awaryjne wyjście. Przyda się nam to później.

Po wyjściu z rezydencji Elijaha, Hank pyta Connora dlaczego nie strzelił, a android dosyć emocjonalnie oświadcza, że spojrzał w jej oczy i nie był w stanie. Nasz sierżant z nieukrywanym zadowoleniem mówi nam, że być może był to dobry wybór. Relacja tej dwójki staje się coraz cieplejsza.

Niestety nasz wybór stawia nas przed ultimatum: albo zrobimy postęp w dochodzeniu, albo zostaniemy wyłączeni. Z pomocą Hanka włamujemy się do archiwum policji i badamy androidy, które zostały zabite w trakcie naszych akcji. Udaje mi się uruchomić jednego z nich i podstępem uzyskać lokalizację Jerycha.

Wielki finał

Od tego momentu akcja naszych bohaterów zaczyna nabierać sporego tempa, bowiem wszyscy troje znajdują się w Jerychu. Wpierw mamy szansę kontroli nad Karą, która zwiedza statek, ale też odkrywa prawdę o Alice: dziewczyna jest w rzeczywistości małą androidką. Gra daje nam wybór pomiędzy odtrąceniem jej (bo nie jest człowiekiem) lub akceptację tego faktu. Oczywiście wybrałem to drugie.

Dalej dostajemy pod kontrolę Connora z misją znaleziena Markusa. Udaje się nam to, jednakże nasz lider zaczyna ciągnąć za nitki wątpliwości jakie ciągną się za naszym robocopem od dłuższego czasu. Jeśli odpowiednio mocno popsuliśmy Connora wcześniej, możemy stać się Defektem. Wybrałem tą opcję i ostrzegłem Markusa o ataku FBI na Jerycho. Wszyscy rzucają się do ucieczki i znów nasza drużyna zostaje rozdzielona.

Markus postanawia protestować po raz ostatni – wręcz do upadłego. Connor, po rozmowie z liderem androidów, postanawia udać się do magazynu Cyber Life i “nawrócić” tyle androidów, ile się da. Kara wraz z towarzyszami uciekli przed policją i dalej kontynuują swoją podróż na ostatni autobus do Kanady. Przy okazji spotykają Todda i naprostowują pewne kwestie.

Nie będę jednak Wam zdradzał, co stało się na samym końcu, ale jestem zadowolony z zakończenia. Udało mi się osiągnąć (chyba) to najlepsze i przeżyć historię w taki sposób, jaki uważałem za słuszny.

Gra oczywiście bardzo mi się podobała. Nie będę ukrywał, że przechodziłem ją z lekką obsesją i niedosytem, ilekroć musiałem zostawić rozgrywkę na dany dzień. Fabuła jest genialna i opowiada historię, która wcale nie jest nam tak odległa: o samoświadomości, o walce o własne ja, o swoje prawa. Ja byłem bardzo poruszony i dla każdej postaci starałem się o jak najlepsze zakończenie.

Wszystko udekorowane jest przecudowną grafiką, dzięki której czułem się jak podczas interaktywnego filmu, gdzie oglądałem ciekawą historię i jednocześnie uczestniczyłem w niej.

To jest gra z gatunku 11/10. Nie da się jej nie polecić, więc jeśli lubicie gry to ten tytuł zdecydowanie musicie przejść. 🙂

Mefisto

#325. Detroit: Become Human Read More »

#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia

Na ich szczęście urwisko wydawało się głębokie tylko w nocy. W rzeczywistości miało raptem kilka metrów, więc zjechali po pochyłej ścianie ciągnąc za sobą tumany kurzu. Jake dosyć szybko wstał na nogi i postawił do pionu wciąż przerażonego Japesia.

– Następnym razem uprzedź, że marzy ci się taka przejażdżka. – zaśmiał się do niego, a Wędrowiec kiwnął jedynie głową w odpowiedzi. Wciąż powoli docierało do niego, co się właśnie wydarzyło w ciągu ostatniej minuty. – Ech… Musimy to obejść i wejść na górę.

Cień zadecydował i pociągnął za sobą tą nieszczęsną galaretkę z Krańca Czasu. Dosyć szybko wrócili na górę i wsiedli do samochodu. Japeś cały czas tkwił w momencie, kiedy zaczęli spadać i nie mógł się z tego otrząsnąć, a co gorsza zaczęło do niego docierać, że to, co zrobił, mogło dla Jake’a oznaczać odtrącenie. Spróbował zebrać się w sobie, aby cokolwiek powiedzieć, wyjaśnić, czy nawet dowiedzieć się, co myśli o tym Cień, ale słowa utknęły mu w gardle i dusiły go tak bardzo, że zaczął się zastanawiać jakim cudem jeszcze oddycha.

– Wszystko w porządku? – zapytał Wędrowca, a ten, niemal odruchowo, kiwnął głową na tak. Japeś znów poczuł narastającą złość w stosunku do samego siebie, że nie potrafił zmusić siebie, aby powiedzieć, co czuł w danym momencie, a dodatkowo zaprzeczał temu, że cokolwiek go trapiło.

Zamiast tego siedział skulony na samochodowym fotelu i w milczeniu czekał, aż Jake zawiezie ich do domu. Każda minuta ciszy piekła jego sumienie, każdy pokonany kilometr palił go w serce, a on zwyczajnie nie potrafił pojąć dlaczego nie mógł się odezwać. Próbował, ale usta miał jakby zszyte, pomimo iż w lusterku wyglądały normalnie.

Japeś nie wiedział, czy dotarli do domu w chwilę, czy jechali tam pół wieku. Każda sekunda rozciągała się niczym ciągutka, a im dłużej to trwało, tym bardziej udręczał się i katował własnymi myślami. Nie zauważył, kiedy dojechali na miejsce. Nie zauważył nawet tego, że Jake gapił się na niego od kilku dobrych minut, a jego mina zdradzała to, że doskonale wiedział o wewnętrzym konflikcie Wędrowca.

– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał znienacka, a Japeś niemal nie wyskoczył z auta. Powoli zaczynał podejrzewać, że pasy w samochodach służyły tylko po to, aby upewnić się, że tacy jak on nie wylecieli gdzieś w trakcie podróży. Wędrowiec znów kiwnął potakująco głową, ale Cień tylko zmierzył go swoim typowym, jake’owym wzrokiem. – Przecież widzę, że nie jest.

I jak na zawołanie przyciągnął chłopaka bliżej siebie i przytulił. Japeś wpierw zastygł w bezruchu, nawet przestał na chwilę oddychać. W głowie dudniło mu bicie jego własnego serca i przeszkadzało w analizie sytuacji, chociaż z drugiej strony cieszył się, że nie podejmował się próby zrozumienia tego, co się właśnie działo. Prawdopodobnie doprowadziłby się do zawału albo pękłby od narastającego ciśnienia wewnątrz siebie.

Im dłużej tak trwali, tym łatwiej było mu się z tym pogodzić i odnaleźć w tej sytuacji. W pewnym momencie całe to spięcie zaczęła zastępować dziwna ulga. Ostrożnie podniósł ręce i oparł je na plecach Jake’a.

– Wiesz, ciężko nie zauważyć, że coś jest nie tak… Widzę więcej niż możesz sobie wyobrazić. – zaczął, a Japeś spiął się znowu słysząc jego głos. – Wiem, że to, co teraz czujesz to efekt wewnętrznego konfliktu między tym, co chciałeś zrobić, a tym, co zrobiłeś. Sam to wiele razy przerabiałem. Coś po prostu się dzieje, a ty nie potrafisz nad tym zapanować. I wtedy czujesz strach, niepewność. Masz wrażenie, że przegrywasz. Uczucia to typowo ludzka rzecz. Istoty z Krańca Czasu przeżywają ludzkie życia po to, aby się ich nauczyć, ale błądzimy jak we mgle, bo nie ma jednej idealnej instrukcji do tego, jak czuć.

Wędrowiec poczuł się zakłopotany i jednocześnie chciał wtulić się jeszcze mocniej w Jake’a i uciec gdzieś jak najdalej. Powinien był się domyśleć, że Cień widział dokładnie, co on czuł! Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie, głównie dlatego, że współlokator Japesia musiał wystosować środkowy palec w stronę staruszki grożącej im palcem. Dopiero kiedy odpuściła i poszła sobie, kontynuowali rozmowę.

– Nie wiem nawet, dlaczego wtedy się odsunąłem… – burknął naburmuszony Wędrowiec. Chyba jeszcze wiele rzeczy musiał się nauczyć w trakcie swojego ludzkiego życia.

– I nie musisz tego wiedzieć. – uciął krótko Cień. – Czasem robimy coś kompletnie przeciwnego do tego, co chcemy zrobić. To dziwne, ale zupełnie normalne. Nie przejmuj się tym. Dzięki temu mieliśmy trochę zabawy.

Japeś nie nazwałby tego zabawą, ale uśmiech Jake’a sprawił, że ostatecznie mógłby się z tym zgodzić. Oboje udali się do mieszkania Wędrowca, a tam Cień zajął od razu łazienkę, aby zmyć z siebie kurz i piasek.

Młody adept ludzkiego życia i emocji stał za to w miejscu intensywnie gapiąc się w podłogę. Wyglądał jak siedem nieszczęć, a jego twarz obrazowała straszliwy terror.

– O magio! Zabiliście ją? Tak? – wydarł się znienacka Smok, a do Wędrowca dopiero po chwili dotarło, co mówił. Spojrzał na swojego mentora pytająco. – Zabiliście matkę Cienia, tak?

-Nie. Skąd ten pomysł? – mruknął Japeś, ale obejrzał siebie i właściwie to wyglądał, jakby przed chwilą kogoś zakopał. Albo sam się z grobu wygrzebał. – Byliśmy w barze, potem poszliśmy z Jake’iem na spacer. Rozmawialiśmy i on chyba chciał mi coś powiedzieć… I tak wyszło jakoś, że spadliśmy z urwiska…

Smok zamrugał jedynie oczyma, które same z siebie nie wierzyły w słowa swojego ucznia. Z drugiej strony Wędrowiec był na tyle kreatywny, aby i takie rzeczy osiągnąć, więc Prastary jedynie pokiwał z niedowierzaniem głową i wrócił zalegać na kanapie przed telewizorem.

Japeś od razu zajął łazienkę, kiedy tylko Cień z niej wyszedł. Jake stanął naprzeciwko okna i obserwował poruszenie za szybą. W powietrzu unosiło się wiele stworzeń o przeróżnych, obrzydliwych kształtach, długich szponach i nienaturalnie wielkich kłach. Kręciły się nerwowo ewidentnie szukając czegoś lub kogoś. Łowca doskonale wiedział kogo.

31.08.2020_21-18-03

– Koszmary. Z dnia na dzień jest ich coraz więcej. – mruknął Smok udając, że śpi. Cień zerknął na niego kątem oka. – Póki co daję radę, ale uderzają o barierę coraz mocniej. Jeśli będzie ich więcej…

– Rozumiem. – odparł jedynie krótko obserwując zbiegowisko wijące się w mroku nocy.

Mefisto

#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia Read More »

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska

Jake umówił się ze swoją matką. Spotkanie miało odbyć się w jednej z mniejszych i spokojniejszych knajp. Cień nie ufał swojej rodzicielce na tyle, aby zaprosić ją do mieszkania Japesia. Nie chciał też ryzykować, że ojciec mógłby ją śledzić i zrobić komukolwiek krzywdę.

Kobieta zjawiła się o umówionej porze. Chociaż była ubrana bardziej zwyczajnie, wciąż emanował od niej blask osoby z wyższych sfer. Nie pasowała do tego miejsca i jej również nie przypadła do gustu knajpa, która nawet nie dostała najwyższej oceny za czystość.

Cała trójka usiadła przy stoliku i w ciszy czekała, aż ktoś odważyłby się powiedzieć cokolwiek. Ciszę w końcu przerwał Japeś siorbiąc sok kupiony nim matka Jake’a dotarła na spotkanie. Cień zaśmiał się z niego pod nosem i zwrócił do swojej rodzicielki.

– No to o czym chciałaś porozmawiać? – rzucił spokojnie i czekał, aż elegencka kobieta przyciągająca wzrok każdej osoby w knajpie odpowie mu na pytanie. Ona jednak wahała się. Ukradkiem przyglądała się Wędrowcowi i była święcie przekonana, że on wyglądał jak świętej pamięci chomik jej syna…

– Ostatnio rozmawiałam z twoim ojcem. Na temat… Wiesz czego. – odparła łagodnie, ale z lekkim skrępowaniem. Spojrzała na swoje dłonie i starannie układała swoją wypowiedź w głowie, aby nie urazić syna. – Twój… kolega… przyszedł do nas porozmawiać o tobie i chociaż z początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, to jednak w jakimś stopniu miał rację.

Na chwilę znów zapadła cisza. Matka Jake’a zbierała się w sobie, aby kontynuować, Cień był zdumiony tym co słyszał, a Japesiowi skończył się sok, więc nie mógł już siorbać.

– Tego nie da się zmienić, prawda? – zapytała z nutką nadziei w głosie, ale w duchu doskonale znała odpowiedź, z którą musiała się w końcu pogodzić.

– Nie. – Jake odpowiedział krótko i bez zbędnych emocji. Kobieta kiwnęła jedynie głową i znowu pogrążyła się w swoich rozmyśleniach.

– To nie jest dla mnie takie proste, ale jesteś dla mnie moim synem i nie potrafię cię odtrącać z tego powodu. Nie umiem też tego zrozumieć, ale chciałabym móc to zaakceptować. – spojrzała na niego, a Cień domyślał się o co mogło jej chodzić.

– Mogę poodpowiadać na twoje pytania, jeśli to da ci trochę wewnętrznego spokoju. – i jak powiedział, tak zrobił. Matka Jake’a zadawała mu sporo pytań, jednak daleko było jej do rekordu Japesia. Chłopak spokojnie odpowiadał, a wraz z każdym pytaniem, kobieta zdawała się być coraz spokojniejsza. Jej twarz wydała się Wędrowcowi dosyć zrelaksowana, wręcz odprężona. Tak, jakby nosiła na plecach kamień, który jej syn stopniowo rozkruszał rozmową.

– Daj telefon. – kobieta bez wahania podała mu smartfona, a Jake zapisał jej swój numer. – Masz mój numer. Jak będziesz się czuła, że coś jeszcze cię w tej kwestii męczy to napisz albo zadzwoń i możemy porozmawiać. Mam już w końcu trochę doświadczenia w rozmowie na takie tematy.

Cień spojrzał wymownie na Japesia, a ten speszony jedynie przeprosił, nie rozumiejąc kompletnie, o co mogło mu chodzić. Jake zareagował na to jedynie śmiechem. Kobieta obserwowała ich uważnie i sama lekko się uśmiechnęła widząc tą zabawną, zrelaksowaną relację, jaka stworzyła się między nimi.

– A co do ciebie… – zwróciła się teraz do Wędrowca, który siadł niemal na baczność i napuszył się, przez co jeszcze bardziej wyglądał jak chomik. Matka Cienia z trudem opanowała śmiech, bo chociaż potrafiła dobrze zagrać swoją rolę dystyngowanej damy, to jednak Japeś potrafił naruszyć jej stoicką postawę. – Chciałabym ci podziękować. Gdyby nie ty to nigdy nie byłabym w stanie zrobić tego pierwszego kroku, aby spróbować zrozumieć Jake’a. Dziękuję.

Japeś uśmiechnął się zakłopotany i kiwnął delikatnie głową. Nie za bardzo wiedział, co mógłby na to odpowiedź, ale z opresji uratował go Jake zajmując swoją matkę rozmową. Wędrowiec słuchał uważnie ich coraz bardziej zrelaksowanej dyskusji i powoli, trochę mimowolnie zaczął się uśmiechać, a niedługo po tym nieśmiało zaczął w tej wymianie zdań uczestniczyć.

Późnym wieczorem udało im się pożegnać i opuścić lokal. Jake i Japeś wsiedli do rydwanu grozy i ruszyli przed siebie. Cień był zadowolony do tego stopnia, że minął pierwszy zjazd, potem drugi, trzeci… Wędrowiec szybko zrozumiał, że jadą za miasto i mógł się tylko zastanawiać po co. Nie chciał przerywać tej ciszy, ani też wyrywać Jake’a z jego przemyśleń.

Z racji późnej godziny dotarli na miejsce w rekordowym czasie. Jake zatrzymał auto na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na sąsiednie miasto. Na tle czarnego jak atrament nieba błyskały światła latarni ulicznych, lamp w domach i żarówek w samochodach. Cień wysiadł z wozu i siadł na samym brzegu wpatrując się w widok naprzeciwko. Japeś, chociaż okropnie bał się wysokości, w końcu zrobił to samo. Od czasu do czasu nerwowo spoglądał w przepaść niknącą w ciemności nocy i wbijał palce w ziemię, jak gdyby miało go to uchronić przed upadkiem.

– Lubię tutaj przychodzić. – Jake zaczął znienacka, a Wędrowiec mało co nie spadł z wrażenia. – Ten widok pozwala się zatrzymać na moment i delektować chwilą.

Japeś kiwnął głową, a Cień uśmiechnął się łagodnie. W jego oczach zdawał się odbijać blask świateł z sąsiedniego miasta. A może to były iskry w oczach skaczące radośnie na myśl o tym, ile w jego życiu naprostowało się rzeczy dzięki Wędrowcowi?

– Chyba tylko ten widok trzymał mnie jeszcze w jednym kawałku. Każdy aspekt mojego ludzkiego życia i mojej egzystencji jako Cień komplikował się z dnia na dzień. Myślałem, że to koniec. – zamilkł na chwilę, a Japeś wyczekiwał dalszej części monologu. Jake musiał jednak nasycić oczy tym uspokajającym blaskiem. – A potem trafiłeś mi się ty.

Cień zaśmiał się i pokręcił głową. Spojrzał się w stronę Wędrowca, który cierpliwie czekał, aż jego rozmówca wyrzuci z siebie swoje myśli zanim będzie mógł pojąć ich sens.

– Nie wiem dlaczego, ale kiedy na ciebie patrzę widzę kogoś niezdarnego i nieporadnego. Ale gdy tylko odwrócę wzrok, ty idziesz jak taran i osiągasz rzeczy, o których mi się nawet nie śniło. I robisz to tak, jakbyś się urodził tylko po to. – Jake znów się zaśmiał, a potem spojrzał pod siebie. – Wszystko dotąd było męczące, pozbawione kolorów. Moja ostatnia wpadka z duchem-uciekinierem prawie kosztowała mnie życie…

Japeś wzdrygnął się na myśl o tym, że Jake mógłby zginąć przez takie coś. Właściwie to nawet nie byłaby śmierć tylko wymazanie go żywcem z nici czasu.

– Chciałem się poddać. Rzucić to wszystko i czekać, aż wyrzucą mnie do kosza jak zepsutą rzecz. Pewnie tak byłoby łatwiej. – westchnął ciężko. – Ale odkąd cię poznałem to łatwiej mierzyć mi się z tym wszystkim wiedząc, że jesteś po mojej stronie. To jest dosyć zabawne, ale nie czuję się już tak samotny we wszystkim. Jako człowiek i jako Cień.

Wędrowiec uśmiechnął się lekko pod nosem na te słowa. Znów czuł to przyjemne kołatanie w klatce piersiowej na myśl o tym, że Cień był w jakiś sposób szczęśliwy. Może Siya miała rację? Może to było zakochanie? Nie miał sił dłużej się temu opierać, nie chciał też wiecznie o to pytać. Chciał wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i zaczął podążać za jego wskazówkami, ale jego serce dudniło tak bardzo, że ledwie mógł usłyszeć słowa.

W tym samym momencie Jake lekko przesunął się w jego stronę, co wybiło Japesia z jego zamyśleń. Wędrowiec kompletnie się tego nie spodziewał i nagłym ruchem odsunął się od Cienia, co spodowowało, że ziemia pod nimi zaczęła się osuwać…

Mefisto

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska Read More »

#321. Serial Cleaner

522210_20190309220207_1

Serial Cleaner to tytuł, który przykuł moją uwagę i trafiając do kolekcji moich gier rozwiał wszelkie wątpliwości, że to nie jest historia pedanta-sprzątacza. Jego twórcami jest polskie studio iFun4All S.A., które pod skrzydłami angielskiego Curve Digital opublikowało tą nietypową opowieść.

522210_20190309220602_1

Nazywamy się Bob Leaner, znany też jako “Cleaner”. Nasz sprzątacz jednak nie zajmuje się odkurzaniem dywanów. Cóż, w sumie to zajmuje się, ale nie tak, jakbyśmy się tego spodziewali. Otóż nasz protagonista zajmuje się czyszczeniem miejsc zbrodni. Tak jest panowie i panie – sprzątamy brudy po naszych niecnych “kolegach”.

522210_20190309221234_1

Nasza praca opiera się po bieganiu po miejscach zbrodni, zbieraniu ciał, dowodów, a nawet odkurzanie krwi, aby usunąć wszelkie ślady. Brzmi prosto? No to wyobraźcie sobie, że wokół chodzą policjanci. Każdy kolejny poziom daje nam więcej przeszkód na drodze, dochodzą kamery, skróty przez tajne przejścia, a nawet zbliżający się do emerytury policjanci gotowi bez wahania oddać strzał ostrzegawczy w nasze plecy. Niekiedy przejście rozdziału oznacza poruszanie się po ściśle określonej trasie i to w odpowiednim momencie inaczej zostajemy złapani i zaczynamy od początku.

Poza powyższymi atrakcjami mamy jeszcze skrawek fabuły trzymającej nas w napięciu. Bob wszak ma dług u mafii, którego dorobił się grając w karty. Dochodzi też motyw tajemniczego klienta płacącego grubą forsę za zakrywanie śladów za tajemniczym mordercą zwanym “echo killer”. Ponadto możemy czytać gazetę, oglądać telewizję, czy słuchać radia, aby być na bieżąco z ciekawostkami na temat tajemniczych mordów.

Wszystko to nakłada się w jedną całość w ostatnich rozdziałach tej niesamowitej pozycji, gdzie znów zamieniamy się w mechanizm kursujący między przeszkodami, aby pokonać naszego ostatecznego wroga i wyzwolić się ze śmiertelnie niebezpiecznej posady, jaką okazała się nasza rola “Cleanera”.

Przyznam bez bicia, że pokochałem ten tytuł! Jedyną wadą tej gry jest to, że jest ona zdecydowanie za krótka. Chociaż momentami miałem dość, bo poziomy były trudne, to ostatecznie czułem lekki niedosyt. Gra ma swój klimat (z lat 70!), ciekawą fabułę, ukryte fanty, dzięki którym możemy zagrać w dodatkowe misje lub przebrać naszą postać w inne ubrania. Nie mówiąc już o tak świetnej rzeczy jaką są skrytki, w których można się schować nawet, jeśli za plecami biegnie nam policjant. W końcu już nas nie widać, a biedny stróż prawa nie ma pojęcia, gdzie wsiąkliśmy. Bo na pewno nie do tego pudełka przed nim. 😉

Jestem zadowolony, uradowany, rozbawiony, trochę poirytowany, ale generalnie bawiłem się przednio. Polecam tą grę z całego serca!

Mefisto

#321. Serial Cleaner Read More »

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem

Japeś powoli przyzwyczajał się do obecności Jake’a w domu. Mieszkajac razem, Wędrowiec szybko zauważył jak mało wie o Cieniu. Wiedział o nim praktycznie tylko to, co zdążył sam zauważyć albo jego tajemniczy współlokator sam mu powiedział. Dlatego też stwierdził, że Jake nie przepadał za trzymaniem porządku, bo w końcu widział jego mieszkanie w stanie pohuraganowym. Zdziwił się jednak widząc zawsze posprzątane mieszkanie i wyniesione śmieci.

Tak samo było z gotowaniem. Cień był bardzo zdolny w tej kwestii. Japeś wiedział, że jego współlokator pracował w knajpie, ale teraz dotarło do niego, że musiał się tam zajmować przygotowywaniem posiłków. Jake również respektował Wędrowca w kwestii tego, aby nie pić alkoholu. Chłopak jednak wprowadził ten zakaz bardziej z troski o wątrobę Cienia niż z faktu, że mogłoby mu to przeszkadzać.

Jake szybko zapełniał aspekty życia Japesia, w których ten sobie zwyczajnie nie radził. Walka z wiecznie popsutym zsypem do śmieci nie była już jego problemem. Tak samo czepliwa sąsiadka przestała się zbliżać do Wędrowca odkąd Cień zmierzył ją surowym wzrokiem i poinstruował, aby natychmiast wracała do swojego mieszkania. Nawet podróż do pracy zdawała się przyjemniejsza: miał w końcu podwózkę aż pod sam szpital.

Były też negatywne strony mieszkania razem z istotą z Krańca Czasu. Cień musiał polować, wypełniać powierzone jemu zadanie i karać grzeszników za swoje przewinienia. Normalnie nie wpływało to na ich relacje, ale zdarzały się dni, kiedy Jake’a wyraźnie coś trapiło i potrzebował przestrzeni. Wydawał się wtedy strasznie nieobecny i niezorganizowany. Japeś po prostu nie wchodził mu wtedy w drogę.

Jedyne spięcie między nimi dotyczyło dokładania się do rachunków. Jake nalegał, Japeś nie chciał, Jake zagroził, że wepchnie mu banknoty do gardła, aż wyjdą drugą stroną, Japeś się w końcu zgodził. Później mieli okazję jeszcze raz o tym porozmawiać i Cień wyznał, że czułby się jak pasożyt żerujący na dobrotliwym sercu Wędrowca, gdyby nie zwrócił mu chociaż za rachunki.

Dlatego też Japeś doskonale wiedział, że coś było nie tak, kiedy zobaczył Jake’a na kanapie z założonymi rękoma i swoją bojową miną, której nie widział od czasu wygnania Ducha. Zbyt dobrze znali się nawzajem, aby teraz Wędrowiec po prostu nie wiedział, co się działo. Właściwie to nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że cokolwiek to było, dotyczyło to właśnie niego.

– Witaj. – Cień podniósł się na widok swojego współlokatora i zbliżył się do niego. – Słuchaj. Ciekawa sytuacja: moja matka zadała sobie sporo trudu, aby mnie znaleźć i ze mną porozmawiać. Chcesz wiedzieć dlaczego?

Japeś skamieniał i od razu przypomniał sobie wizytę w rezydencji rodziców Jake’a. Nie było to ani mądre, ale w jego miemaniu bardzo potrzebne. Domyślał się jednak, że Cień mógł być z tego faktu niezadowolony, skoro jego matce udało się go odnaleźć.

– Okazało się, że pewien ktoś wtargnął na teren posesji, wszedł do biura mojego starego, pokonał ochroniarza i strzelił mojego ojca w twarz. – Wędrowiec przypomniał sobie całą sytuację i trochę zaczynał się obawiać tego, co miał za chwilę usłyszeć od Jake’a. – Nie wiem naprawdę, co ty masz w głowie, ale tylko ty jesteś w stanie odpieprzać takie numery.

Japeś kiwnął jedynie głową na znak potwierdzenia, że tylko on byłby zdolny do takich rzeczy, a Cień – ku jego zdziwieniu – zaśmiał się lekko.

26.07.2020_22-23-25

– Wiesz, doceniam gest. Naprawdę. Ale nie rób takich rzeczy. Mój ojciec bez problemu narobi ci kłopotów. – Wędrowiec poczuł, że mimowlnie się relaksuje na widok rozbawionej twarzy Jake’a. – W tym całym zamieszaniu pojawił się nowy problem.

Japeś na powrót skamieniał widząc poważną twarz Cienia. Nie miał pojęcia co to był za problem, ale spodziewał się, że to mógł być efekt jego działań.

– Moja matka bardzo mocno chce się spotkać ze mną. – Jake zrobił pauzę, aby zmierzyć swojego współlokatora dziwnym, nieco rozbawionym, a nieco rozdrażnionym wzrokiem. – I z tobą.

– Ze mną? Ale co ja zrobiłem? – wypalił zdziwiony, ale po chwili przypomniał sobie, że to przecież on poszedł wygarnąć ojcu Cienia i przy okazji go uderzył. Obawiał się tylko, że ona mogła chcieć mu oddać, a on miał dosyć przypadkowego okładania się, kiedy szedł tylko porozmawiać.

– Wyjawiła mi tylko tyle, że chciałaby sobie wszystko poukładać w głowie, bo dałeś jej do myślenia. – odparł i znów się zaśmiał. – Nie mówiła mi, co powiedziałeś, ale skoro dało jej to do myślenia… Dzięki. Naprawdę, dzięki.

Uśmiechnął się przy tym na swój, jake’owy sposób, a Japeś znowu poczuł dziwne kołatanie w sercu. Pośpiesznie zgodził się spotkać z matką Cienia i poszedł paść na łóżko, aby nie zemdleć od emocji. Czy to znaczyło, że jego monolog przyniósł jakiś skutek? Chociaż zdawało mu się to całkowicie nierealne, wręcz niemożliwe, pierwszy raz był dumny ze swojej upartości i robienia wszystkiego w swoim wyjątkowym, japesiowym stylu.

Mefisto

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem Read More »

#319. Smocze urodziny

Smoczus

Mój nie taki już mały berbeć skończył niedawno trzy lata. Jeśli miałbym być z Wami szczery to w życiu nie sądziłem, że tak szybko mogą mijać lata, podczas gdy dzień zdaje się niekiedy dłużyć (i to boleśnie). To jest chyba magia rodzicielstwa. Czas wydaje się jak gumka od majtek: raz się wydłuża, a raz skraca. Dotarliśmy jednak do kolejnego punktu w naszym życiu, jakim są urodziny naszego małego Smoka.

Te były dosyć wyjątkowe, bo poza naszymi staraniami, aby dzień święty święcić, mieliśmy jeszcze na głowie koronawirusa i braki tego, co Smoczyński ludzi najbardziej: jeść w swoich ulubionych knajpach. Te jednak wciąż pozostają zamknięte, więc musieliśmy kombinować.

Wykombinowaliśmy więc pizzę, bo nasza ulubiona pizzeria otworzyła się wręcz jak na (smocze) zawołanie. Zdobyliśmy też katsu curry, ale z sieciówki, więc jakościowo było gorsze. Mimo tego najważniejszy punkt z list został spełniony: Smoczyński zjadł to, co najbardziej lubi.

Potem były prezenty.

Najważniejsze były dwa: Koalanyan z Yokai Watch i robo piesek, który ma go nauczyć miłości, szacunku i opieki nad naszymi mniejszymi braćmi.

Kolalanyan gada (głównie pokyky, bo to jest jedyny Yokai z filmu, który nie mówi za wiele), więc Smoczyński od razu zmaltretował mu nos.

Dalej nasz mały Smok wziął się za rozpakowanie pieska. Oczywiście mój syn ma coś z kota, bo najpierw zainteresował się pudełkiem, więc zanim pobawił się z nowym kumplem, musieliśmy ewakuować pudełko tak, aby nie widział, bo by się jeszcze (jak kot) obraził…

Kiedy jednak stanęli oko w oko to już było jasne, że to miłość od pierwszego obejrzenia. Smoczyński ma swoją specyficzną, trochę szaloną minę, kiedy wyraża radość. Taką właśnie minę zrobił podczas przyciskania swojej twarz to twarzy pieska. A piesek reagował: szczekał, mrużył oczy, wydawał odgłosy lizania, kiedy Smoczyński dotykał jego języka. Nawet dało się usłyszeć bicie psiego robo-serca.

Nasz mały Smok eksploruje swoją relację z pieskiem na swoich zasadach. Robi to powoli i ostrożnie, bo jednak pies wygląda jak zabawka, ale reaguje na niego, zwraca się w jego stronę jak żywa istota… Wszystko to jest przeplatane salwami radości.

Myślę, że ten dzień był dla niego szczególny, bo pomimo warunków staraliśmy się przybliżyć mu wszystko to, czego mu brakowało przez ostatnie miesiące. No i ma swojego prawie psiego przyjaciela. Jak dobrze pójdzie to doczeka się prawdziwego. 😉 A tymczasem my wracamy do codzienności i czekania na normalność…

Mefisto

#319. Smocze urodziny Read More »

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa

Mężczyzna zajęty był papierami, jednak jego żona wyraźnim szturchnięciem oderwała jego wzrok od setek kartek. Jego wzrok od razu spochmurniał, aż przerodził się w czystą złość. Widok Japesia ani trochę go nie cieszył.

– To ty! – krzyknął opętany gniewem. Spojrzał na ochroniarza i gestem ręki kazał mu podejść. – Wyrzuć go stąd! Natychmiast!

Wielkolud od razu zabrał się do wykonania zadania, ale Wędrowiec był i szybki, i sprytny, a przy niewielkiej i lekko odczuwalnej pomocy magii zwalił goryla z nóg. Nie pozwolił mu wstać – jego noga spoczęła na jego klatce piersiowej i sprowadzała go na ziemię ilekroć starał się podnieść. Wyglądało to dosyć zabawnie, że taka kruszyna jak Japeś trzymała nogę na ochroniarzu wielkości olbrzymiej szafy niczym łowca nad świeżo upolowaną zwierzyną.

– Sam stąd wyjdę, kiedy uznam, że skończyliśmy. – rzekł surowym głosem. To tylko rozsierdziło mężczyznę, który wstał, ale nie podszedł bliżej Wędrowca. Chyba czuł respekt. Skoro taki goryl nie dał rady, to co on miałby mu zrobić?

– Czego chcesz? – warknął i zmierzył jadowitym spojrzeniem swojego rozmówcę.

– Chcę porozmawiać o Jake’u. O tym jak pan go traktuje, a jak pan nie powinien go traktować! – niemal krzyknął. Trochę jednak spuścił pary z tonu, kiedy ochroniarz słabym głosem powiedział do niego “dusisz”.

– To mój syn! Mam prawo go wychowywać jak mi się podoba! – warknął do niego. Zbliżył się na kilka kroków. Złość zaczęła zasłaniać mu zdrowy rozsądek.

– Maltretowanie pan nazywa wychowaniem? Tłuczenie go, bo nie urodził się taki jak pan oczekiwał? – krzyknął do niego zirytowany.

– Mógł być normalny. Jak mu się zachciało dziwactw to niech ma! Że też mi się trafił wybrakowany syn! – zbliżył się jeszcze bardziej, a Japeś powoli zaczął liczyć na to, że podejdzie.

– Wybrakowany? On wybrakowany? – wkurzył się. – I mówi to ktoś, kto jedyne co potrafi to podnieść rękę na słabszego od siebie, bo myśli, że w ten sposób będzie tym lepszym? To pan jest wybrakowany!

– Jak śmiesz ty szczeniaku! – ojciec Jake’a nie wytrzymał i rzucił się na niego z rękoma. Wędrowiec uchylił się przed ciosem, a potem przed kolejnym. Odepchnął napastnika od siebie i dziękował w duchu za tych wszystkich bojowych staruszków, którzy trafili do szpitala. Dzięki nim był w stanie zręcznie wykonywać uniki, a nie kiedy nawet i odpowiadać na atak.

– I czym pan wytłumaczy to, co zrobił pan Jake’owi? Będzie się pan zasłaniał wymówkami? Kłamał sobie w sam oczy, że to pan jest normalny, a on nie, bo wymyślił pan sobie swój porządek świata? – dalej wkręcał śrubę jednocześnie uciekając przed jego ciosami. Do pogoni dołączył nawet ochroniarz uwolniony spod buta Japesia, ale i on nie był złapać ten naładowanej magią piłeczki kauczukowej.

– Jak taka dewiacja może być normalna? – krzyknął do niego machając rękoma na oślep. Wędrowiec zmęczył go i jego goryla, który stał już w miejscu i czasem od niechcenia próbował go złapać.

– Nie wiem, proszę pana. Nie wiem, jak można tolerować bicie własnego dziecka za to, że jest sobą. Tylko potwornie wybrakowani ludzie tak robią. – odparł. Ojciec Jake’a nakręcał się coraz mocniej, a Japeś dźgał go dalej widząc, że odwracanie ról i uświadamianie mu, że on też mógł być dewiantem działało na niego niczym płachta na byka.

Przepychanki trwały jeszcze dłuższą chwilę, aż w końcu rozjuszony do granic możliwości ojciec Jake’a dopadł Wędrowca. Ten jednak, mając dużo więcej energii niż on, przyłożył mu z całą magiczną mocą, aż ten upadł na pośladki. Chłopak spojrzał z pogardą na siedzącego na ziemi mężczyznę.

– I jak się pan czuje? Uderzyłem pana. Może nie tak mocno jak powinienem, ale mimo wszystko: uderzyłem. Czy to zmieniło pańskie poglądy? Zapewne nie. Tak samo jest z Jake’iem. Nie zmieni go pan tłukąc go bez opamiętania. Jake będzie panu kłamał, że się zmienił, ale nie zmieni go pan z czegoś, co nie jest jego wyborem. To jakby bić go za to, że oddycha! Jedno panu powiem… Zmienił pan za to mnie. – warknął do niego groźnie. Podszedł do niego i butem docisnął go do podłogi. – Dlatego ostrzegam: jeśli podniesie pan jeszcze raz rękę na Jake’a, ja podniosę moją rękę na pana, a wtedy nie będę się powstrzymywał. Nie pozwolę go panu krzywdzić.

Kiedy skończył swój monolog podszedł do drzwi. Zanim jednak wyszedł, zwrócił się do ojca Cienia.

– Współczuję Jake’owi, że ma takiego ojca. W tej kwestii na szczęście ma jednak wybór, aby się od pana odciąć. – i powiedziawszy to opuścił budynek.

Nikt nie stawał mu na drodze. Skoro Japeś postanowił wyjść to po co mu to utrudniać? Spowodował i tak wystarczająco problemów.

Na zewnątrz zamówił taksówkę, która odwiozła go na dworzec, a stamtąd wrócił pociągiem do domu. Był nawet zadowolony, chociaż rozmowa nie potoczyła się do końca tak, jak planował. Mimo tego liczył, że był wystarczająco dosadny. Nie zależało mu na tym, aby ojciec Jake’a zrozumiał, ale na tym, aby dał mu wreszcie spokój. Nie wierzył w to, że taka osoba mogłaby się zmienić, więc lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknął z ich życia raz a na dobre.

W dobrym nastroju dotarł do domu, a tam spotkał się ze zdziwionym pytaniem o swoje wyjątkowo wesołe zachowanie.

– Miałem dziś wyjątkowo dobry dzień! – odparł z nieukrywaną radością.

Mefisto

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa Read More »

Scroll to Top