#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia

Na ich szczęście urwisko wydawało się głębokie tylko w nocy. W rzeczywistości miało raptem kilka metrów, więc zjechali po pochyłej ścianie ciągnąc za sobą tumany kurzu. Jake dosyć szybko wstał na nogi i postawił do pionu wciąż przerażonego Japesia.

– Następnym razem uprzedź, że marzy ci się taka przejażdżka. – zaśmiał się do niego, a Wędrowiec kiwnął jedynie głową w odpowiedzi. Wciąż powoli docierało do niego, co się właśnie wydarzyło w ciągu ostatniej minuty. – Ech… Musimy to obejść i wejść na górę.

Cień zadecydował i pociągnął za sobą tą nieszczęsną galaretkę z Krańca Czasu. Dosyć szybko wrócili na górę i wsiedli do samochodu. Japeś cały czas tkwił w momencie, kiedy zaczęli spadać i nie mógł się z tego otrząsnąć, a co gorsza zaczęło do niego docierać, że to, co zrobił, mogło dla Jake’a oznaczać odtrącenie. Spróbował zebrać się w sobie, aby cokolwiek powiedzieć, wyjaśnić, czy nawet dowiedzieć się, co myśli o tym Cień, ale słowa utknęły mu w gardle i dusiły go tak bardzo, że zaczął się zastanawiać jakim cudem jeszcze oddycha.

– Wszystko w porządku? – zapytał Wędrowca, a ten, niemal odruchowo, kiwnął głową na tak. Japeś znów poczuł narastającą złość w stosunku do samego siebie, że nie potrafił zmusić siebie, aby powiedzieć, co czuł w danym momencie, a dodatkowo zaprzeczał temu, że cokolwiek go trapiło.

Zamiast tego siedział skulony na samochodowym fotelu i w milczeniu czekał, aż Jake zawiezie ich do domu. Każda minuta ciszy piekła jego sumienie, każdy pokonany kilometr palił go w serce, a on zwyczajnie nie potrafił pojąć dlaczego nie mógł się odezwać. Próbował, ale usta miał jakby zszyte, pomimo iż w lusterku wyglądały normalnie.

Japeś nie wiedział, czy dotarli do domu w chwilę, czy jechali tam pół wieku. Każda sekunda rozciągała się niczym ciągutka, a im dłużej to trwało, tym bardziej udręczał się i katował własnymi myślami. Nie zauważył, kiedy dojechali na miejsce. Nie zauważył nawet tego, że Jake gapił się na niego od kilku dobrych minut, a jego mina zdradzała to, że doskonale wiedział o wewnętrzym konflikcie Wędrowca.

– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał znienacka, a Japeś niemal nie wyskoczył z auta. Powoli zaczynał podejrzewać, że pasy w samochodach służyły tylko po to, aby upewnić się, że tacy jak on nie wylecieli gdzieś w trakcie podróży. Wędrowiec znów kiwnął potakująco głową, ale Cień tylko zmierzył go swoim typowym, jake’owym wzrokiem. – Przecież widzę, że nie jest.

I jak na zawołanie przyciągnął chłopaka bliżej siebie i przytulił. Japeś wpierw zastygł w bezruchu, nawet przestał na chwilę oddychać. W głowie dudniło mu bicie jego własnego serca i przeszkadzało w analizie sytuacji, chociaż z drugiej strony cieszył się, że nie podejmował się próby zrozumienia tego, co się właśnie działo. Prawdopodobnie doprowadziłby się do zawału albo pękłby od narastającego ciśnienia wewnątrz siebie.

Im dłużej tak trwali, tym łatwiej było mu się z tym pogodzić i odnaleźć w tej sytuacji. W pewnym momencie całe to spięcie zaczęła zastępować dziwna ulga. Ostrożnie podniósł ręce i oparł je na plecach Jake’a.

– Wiesz, ciężko nie zauważyć, że coś jest nie tak… Widzę więcej niż możesz sobie wyobrazić. – zaczął, a Japeś spiął się znowu słysząc jego głos. – Wiem, że to, co teraz czujesz to efekt wewnętrznego konfliktu między tym, co chciałeś zrobić, a tym, co zrobiłeś. Sam to wiele razy przerabiałem. Coś po prostu się dzieje, a ty nie potrafisz nad tym zapanować. I wtedy czujesz strach, niepewność. Masz wrażenie, że przegrywasz. Uczucia to typowo ludzka rzecz. Istoty z Krańca Czasu przeżywają ludzkie życia po to, aby się ich nauczyć, ale błądzimy jak we mgle, bo nie ma jednej idealnej instrukcji do tego, jak czuć.

Wędrowiec poczuł się zakłopotany i jednocześnie chciał wtulić się jeszcze mocniej w Jake’a i uciec gdzieś jak najdalej. Powinien był się domyśleć, że Cień widział dokładnie, co on czuł! Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie, głównie dlatego, że współlokator Japesia musiał wystosować środkowy palec w stronę staruszki grożącej im palcem. Dopiero kiedy odpuściła i poszła sobie, kontynuowali rozmowę.

– Nie wiem nawet, dlaczego wtedy się odsunąłem… – burknął naburmuszony Wędrowiec. Chyba jeszcze wiele rzeczy musiał się nauczyć w trakcie swojego ludzkiego życia.

– I nie musisz tego wiedzieć. – uciął krótko Cień. – Czasem robimy coś kompletnie przeciwnego do tego, co chcemy zrobić. To dziwne, ale zupełnie normalne. Nie przejmuj się tym. Dzięki temu mieliśmy trochę zabawy.

Japeś nie nazwałby tego zabawą, ale uśmiech Jake’a sprawił, że ostatecznie mógłby się z tym zgodzić. Oboje udali się do mieszkania Wędrowca, a tam Cień zajął od razu łazienkę, aby zmyć z siebie kurz i piasek.

Młody adept ludzkiego życia i emocji stał za to w miejscu intensywnie gapiąc się w podłogę. Wyglądał jak siedem nieszczęć, a jego twarz obrazowała straszliwy terror.

– O magio! Zabiliście ją? Tak? – wydarł się znienacka Smok, a do Wędrowca dopiero po chwili dotarło, co mówił. Spojrzał na swojego mentora pytająco. – Zabiliście matkę Cienia, tak?

-Nie. Skąd ten pomysł? – mruknął Japeś, ale obejrzał siebie i właściwie to wyglądał, jakby przed chwilą kogoś zakopał. Albo sam się z grobu wygrzebał. – Byliśmy w barze, potem poszliśmy z Jake’iem na spacer. Rozmawialiśmy i on chyba chciał mi coś powiedzieć… I tak wyszło jakoś, że spadliśmy z urwiska…

Smok zamrugał jedynie oczyma, które same z siebie nie wierzyły w słowa swojego ucznia. Z drugiej strony Wędrowiec był na tyle kreatywny, aby i takie rzeczy osiągnąć, więc Prastary jedynie pokiwał z niedowierzaniem głową i wrócił zalegać na kanapie przed telewizorem.

Japeś od razu zajął łazienkę, kiedy tylko Cień z niej wyszedł. Jake stanął naprzeciwko okna i obserwował poruszenie za szybą. W powietrzu unosiło się wiele stworzeń o przeróżnych, obrzydliwych kształtach, długich szponach i nienaturalnie wielkich kłach. Kręciły się nerwowo ewidentnie szukając czegoś lub kogoś. Łowca doskonale wiedział kogo.

31.08.2020_21-18-03

– Koszmary. Z dnia na dzień jest ich coraz więcej. – mruknął Smok udając, że śpi. Cień zerknął na niego kątem oka. – Póki co daję radę, ale uderzają o barierę coraz mocniej. Jeśli będzie ich więcej…

– Rozumiem. – odparł jedynie krótko obserwując zbiegowisko wijące się w mroku nocy.

Mefisto

4 thoughts on “#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia”

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top