Author name: mefistowy

#114. Azjatyckie łakocie cz.5

Jestem ogromnym fanem landrynek i wszelkiej maści cukierków. Byłem niesamowicie zaskoczony, kiedy w supermarkecie znalazłem landrynki od bardzo lubianej przeze mnie firmy Oishi.

Cukierki można dostać w sześciu smakach: lychee, ananas, cyntryna, mięta, pomarańcza oraz jogurt. Smak jogurtowy jest traktowany jako jakiś rarytas, bowiem nie zdarzyło się, abym znalazł więcej niż dwie sztuki. I – jak na rarytas przystało – są całkiem dobre.

Landrynki są lekko słodkie i wręcz rozpływają się w ustach. Idealne jako przekąska, czy do łagodzenia uproczywego kaszlu, jeśli akurat nie mamy zadnego medykamentu pod ręką. 😉

Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#114. Azjatyckie łakocie cz.5 Read More »

#113. Life is Strange: Episode 5

319630_20180109140105_1

To już ostatni epizod gry Life is Strange – najbardziej zajmujący, najdłuższy, najtrudniejszy, ale też – moim zdaniem – najciekawszy. Chociaż nie powiem: momentami czułem się zmęczony tematem, ale bywały też chwile, kiedy bawiłem się przednio.

Napisałbym, że nasza wesoła przygoda dobiega końca, jednak patrząc na to, co serwuje ostatni rozdział naszych zmagań z czasem, byłbym boleśnie okrutny dla Max. Dlaczego? Bo ona musiała przejść przez istne piekło, aby zakończyć tą zwariowaną historię.

Zostaliśmy porwani. Naszym porywaczem okazuje się ktoś zupełnie inny niż przypuszczaliśmy. Zwrot akcji był tak drastyczny, że aż poczułem się zdradzony przez tą postać. Po upokarzającej serii zdjęć, udaje nam się oszukać naszego oprawcę i, wykorzystując selfie zrobione na początku historii, uciekamy na sam początek gry. Tym razem jednak inaczej rozdajemy karty, co kończy się aresztowaniem naszego nowego podejrzanego. Udaje się nam również wygrać konkurs fotograficzny Everyday Heroes i lecimy do San Francisco obejrzeć prace wszystkich finalistów.

Delektując się swoim zwycięstwem, dostajemy telefon od Chloe, która przypomina nam o pewnej małej rzeczy, a mianowicie o tornadzie. Używamy naszego zwycięskiego zdjęcia, aby cofnąć się do momentu jego zrobienia i niszczymy je. Kończy się to tym, że nasze inne zdjęcia zostają spalone przez oprawcę i znowu siedzimy przypięci do krzesła… Na szczęście nasze “inaczej rozdane karty” dały nam przewagę i teraz, bowiem na ratunek przybywa nam poinformowana przez nas osoba.

To był najdurniejszy moment gry, bowiem nasz wybawiciel zginął chyba z dwadzieścia razy nim udało mi się mu pomóc w pojmaniu czarnego charakteru. Chociaż u mnie to norma, jeśli chodzi o przypadkowe uśmiercanie postaci pobocznych.

Nasza misja uratowania Chloe wciąż trwa. Musimy cofnąć się w czasie, aby kolejny raz zmienić przeszłość i ocalić przyjaciółkę. Jedyne zdjęcie mogące nam to umożliwić znajduje się w rękach naszego chłopaka (a może prawie-chłopaka). Dotarcie do niego to istna droga przez mękę, bo sztorm już się zaczął, a po ulicy biegają nasi znajomy – niespełnieni fotografowie – i co chwilę musimy ich ratować przed jakąś kretyńską śmiercią.

Aczkolwiek udaje nam się (bo co by to była za historia, gdyby nie wyszło) i wszystko zdaje się iść świetnie do momentu, aż odzyskujemy przytomność przy latarnii morskiej. Za chwilę znów odpływamy i albo trafiamy w jakieś zniszczone przez nas wymiary/alternatywne rzeczywistości, albo odbija nam od nadmiaru wrażeń. Krążymy po rozdartych rzeczywistościach, nieskończonych korytarzach szkoły oraz mamy omamy wzrokowe w łazience.

Ostatecznie docieramy do końca tego szaleństwa, aby wrócić do Chloe i podjąć już ostatnią, ale najważniejszą decyzję w tej grze.

Muszę napisać to w ten sposób: Life is Strange to bardzo dziwna, ciekawa i zajmująca gra. Z każdym kolejnym epizodem fabuła stawała się coraz bardziej intrygująca i coraz bardziej pokręcona. Do tego stopnia, że człowiek nie potrafił sobie odmówić ukończenia tej pozycji. Chociaż coś wydawało się pewne, to jednak los zmuszał nas do padnięcia na kolana i siłowania się z kolejną rzeczywistością, dającą nam się srogo we znaki.

Nie mogę tak po prostu powiedzieć, że Life is Strange mi się podobało albo nie podobało. Ten tytuł zdaje się być ponad takie terminy. Z jednej strony Chloe wkurzała mnie do tego stopnia, że chciałem ją cisnąć pod pociąg, z drugiej jednak ciężko było jej nie lubić, kiedy się ją lepiej poznało. Nie wspomnę też o tym, że ta pozycja to głównie interaktywna opowieść, której daleko do miana zwykłej gry, a co za tym idzie niektórzy gracze mogą mieć z tym problem. W końcu akcja w Life is Strange z pozoru nie jest tak dynamiczna, jak w podobnych tytułach.

Jestem zdania, że warto zagrać w pierwszy epizod, który jest darmowy i samemu zadecydować, czy jest ona warta waszej uwagi. Być może wam się spodoba i – tak jak mnie – wciągnie was na dłużej.

Mefisto

#113. Life is Strange: Episode 5 Read More »

#112. Znowu życie dało nam po pysku

Miała być notka z grą i nie będzie, bo jestem zły i zawiedziony. Właściciel mieszkania poinformował nas, że raczej nie przedłuża z nami kontraktu, bo kuzynka chce się wprowadzić. Okej, święte jego prawo. Szkoda tylko, że skusiliśmy się na to mieszkanie, bo w końcu miało być na kilka lat. Szkoda tylko, że rodzina nam je zafundowała jako prezent na “nowy start z dzieckiem”. Gdybym wiedział, to w okolicy były inne mieszkania za tą samą lub podobną cenę.

Straciłem całkowicie poczucie “domu”. Kiedy idę z jednego pokoju do drugiego, czuję pustkę. Wiszę w powietrzu. Znowu stałem się bezpański.

Po raz kolejny zaczynamy bieg o mieszkanie. W piątek skierowałem swoje kroki do urzędu miasta. Medycy od stanu mojej głowy podpowiedzieli, że wedle prawa angielskiego jestem już bezdomny i mogę ubiegać się od państwa o pomoc. Jak miło. Państwo jednak rzekło, że muszę mieć papierek, który oficjalnie wypowiada mi najem. Uderzyłem z tym do właściela i, jeżeli kuzynka rzeczywiście się wprowadza, to powinniśmy dostać go w poniedziałek.

W tym samym czasie szukamy prywatnie, bo rodzina zapowiedziała pomoc. Sam spojrzałem na nasze finansowe możliwości i stwierdzam: ciężkie, ale nie niemożliwe.

Ktoś zapytał się co ja takiego robię, że mam tak “ciekawe” życie. No nic nie robię. Może taki jest przepis? Przyznam, że w całym tym roztargnieniu mało nie pojechaliśmy do Walii zamiast do Bristolu… Sami widzicie, że choć się staramy, to nerwy targają nami przeokrutnie.

Druga okropna i wkurzająca sprawa, to sprawa chłopca o imieniu Alfie Evans, który zmarł w sobotę. Usłyszałem o nim, kiedy na ustach wszystkich była sprawa chłopca z podobnym problemem Charlie Gard. I muszę wylać kubeł już nie pomyj, a ścieków na brytyjskich lekarzy i ich cholerną dumę. Niestety, ale mam do czynienia z tymi patałachami i wiem, że daleko im chociażby do konowałów. Bo może mógłbym się zastanowić, czy to rodzina nie przesadza, gdyby nie to, że moja rodzina przez nich też przechodzi piekło.

Alfie nie miał postawionej diagnozy. Domniemano MMDS. Lekarze jednak nie mieli pewności, a mimo to odmówiono innym szpitalom podjęcia się diagnozy. Wydaje mi się, że wiem dlaczego.

Parę lat temu, gdy choroba połówki była dla nas dużo większą zagadką niż jest teraz, udaliśmy się do brytyjskich lekarzy z NHS i chodziliśmy do nich nasłuchując się bzdur i obelg. W końcu nie wytrzymałem, poinformowałem konowałów, że pójdę z połówką prywatnie i zażądałem dokumentów odnośnie ich “leczenia”. Po kilku dniach otrzymaliśmy list w kopercie zaadresowany do lekarzy z prywatnej placówki (podałem nazwę placówki podczas wizyty).

Wszystko byłoby w porządku, gdyby nie jedno zdanie:

IMG_20180428_220143a

Pani “doktor” chciała, aby lekarze poinformowali nas, że nie gwarantują nam badań w obecnym stanie zdrowia połówki. Czyli chciała chronić swój niedouczony tyłek, bo mogłoby jeszcze coś wyjść na badaniach (i w sumie wyszło, bo badanie zrobiliśmy w Polsce).

Medycyna nie spadła nam z drzewa z odpowiedziami na wszystko – sami musimy ich poszukać. Jej rozwój spowalniają wpierw lekarze przepełnieni pychą, kapłani i duchowni, potem fanatycy poglądowi, a na końcu tej listy koncerny farmaceutyczne, bo im akurat najmniej na tym zależy z racji tego, że oni zawsze będą zarabiać na chorobach.

A jak widzę takiego lekarza, który powie ci, że głodzenie dziecka to nie morderstwo, to mam ochotę pakować się i uciekać z tego kraju. Bo życie bywa przewrotne i może się zdarzyć, że któreś z nas skończy z taką opieką… Co gorsze: ten koleś z wyglądu jest podobny do doktora śmierć.

Mefisto

#112. Znowu życie dało nam po pysku Read More »

#111. No cóż

I minęły cztery tygodnie intensywnej pracy, zabawy i nauki. Czas leci tak szybko, że czasem zastanawiam się, ile więcej mógłbym zrobić, a potem zaczynam pisać notkę i stwierdzam, że robię za dużo na jeden wpis. 😉

Zacznę wesoło. Smoczyński nauczył się pierwszego słowa, które wypowiada z prawie pełną świadomością. DAJ. DAJ. DAJ. Aż mi się “Gdzie jest Nemo” przypomniało.

Grunt, że spotykani ludzie w polskich sklepach reagują na to śmiechem. Widok brzdąca walczącego z połówką o sznurki w bluzie jest uśmiechogenny. 😉 Dodatkowo lubi sobie (po swojemu) pośpiewać, co brzmi przezabawnie, bo uporczywie stara się trzymać rytmu, ale mu nie wychodzi. 😉 Lubi też sobie powarczeć. W jednym supermarkecie tak warczał na jednego faceta, że ten uciekał w inne alejki jak nas widział. A ja myślałem, że do takiego efektu trzeba dużego, groźnego psa, a nie plującego na siebie niemowlaka… 😉

Smoczyński również coraz lepiej chodzi, więc pozwalamy mu biegać po mieszkaniu. Mały wariat pierwsze co robi, po znalezieniu się na podłodze, to leci do kuchni. Po co? Romansować ze zmywarką. No cóż, serce nie sługa… Przynajmniej “wybrankę” mogę mieć na oku. 😉 A muszę rzec, że to porządna partia, bo zmywa naczynia doskonale!

Byliśmy też kupić mu mleko modyfikowane i zobaczyliśmy to:

IMG_20180420_100512

Ale żeby mleko dla dziecka kraść? Mam naprawdę złe zdanie o ludziach i to wcale nie poprawia mojej opinii o nich. No cóż…

Wymyśliliśmy też sobie, aby zainwestować trochę czasu w rodzinne eskapady. Zerknąłem nawet na mapy, ale naszym głównym przygotowaniem było zainwestowanie w laptopa, na którym moglibyśmy oglądać filmy, pisać notki… Połówka wyskoczyła ze swoim dawnym marzeniem, aby znów mieć Alienware’a, czyli laptopa nakierunkowanego na gry (jednego mieliśmy i sprzedaliśmy). Idea grania w gry na przenośnym urządzeniu mi się spodobała, więc dałem połówce wolną rękę i staliśmy się posiadaczami Alienware’a 13 R2, czyli mniejszej wersji klasycznego laptopa gamingowego (czyli, dla niezorientowanych, wielkości zwykłego laptopa biurowego). Nie inwestowaliśmy w nowe urządzenie tylko odnowione (refurbished), które w sumie poza kilkoma zarysowaniami na tylnej ścianie ekranu, wygląda na kompletnie nowy.

Przez około 30 minut mieliśmy tam Windowsa 10. Świeży, nieruszany Windows, zainstalowany przez profesjonalny serwis… I przez 30 minut, do przeinstalowania systemu na inny, myśleliśmy, że dysk jest popsuty. Nie był. To Windows tak zacinał. No, Microsoft, toście mnie przekonali do waszego najnowszego systemu…

Swoją drogą niezła z nas rodzina geeków, która wypady za miasto zaczyna od kupienia laptopa… No dobra, po prostu chcieliśmy go kupić, a powód się dorobiło. 😉

Aczkolwiek laptop okazuje się zbawienny dla połówki, która z racji choroby często jest przykuta do łóżka i nie ma jak zabijać nudy. 😉

Ze świata gier: twórcy Aragami ogłosili, że w maju tego roku wyjdzie dodatek do gry o nazwie Nightfall (link do atykułu). Bardzo mi ten tytuł przypadł do gustu, a dodatek prezentuje się równie dobrze, zatem pozostaje nic tylko czekać! 🙂

Podczas okresu świątecznego nastąpił spodziewany wysyp promocji na gry oraz kilka darmowych tytułów: w tym jeden, nad którego zakupem się zastanawiałem, a skoro dają za darmo… Przy okazji dowiedziałem się o istnieniu kilku tytułów, które chciałbym zakupić, więc moja “lista życzeń” została zuaktualizowana. 😉 A portfel wyje boleśnie, bo czeka go dieta…

Niefajne wieści są takie, że Ghost of a Tale się zbuntowało i po aktualizacji nie chce się odpalić. “Pracuję nad tym”, ale się nie śpieszę. Twórcy wszak stwierdzili, że nie widzą problemu w zrobieniu pingwinowej wersji gry, co byłoby niezwykle miłe z ich strony. Chociaż ta wiadomość pochodzi bezpośrednio z ich konta, to ręki sobie uciąć nie dam, że na 100% tak będzie.

Co mnie za to cieszy: Rise of a Tomb Rider wyszedł Linuxa i Maca w tym miesiącu (a dokładniej 19 kwietnia)! Zawsze lubiłem Square Enix, ale teraz to ich po prostu kocham! Wciąż czekam też na premierę kolejnego epizodu SWTOR, który ma ukazać się – jak się jednak okazało – w maju.

Jeśli chodzi o nieprzyjemności to odwołano mi dwa spotkania z lekarką z rzędu. “Bo ona za dużo pracuje i nie mogą jej tyle płacić”, więc póki co nie mam co liczyć na wizytę i jakiekolwiek badania. Próbują za to na siłę umówić mnie z lekarzami, których nie znam, i których poznać nie chcę. Z wielu względów: nie chcę omawiać moich problemów od nowa, nie chcę się w ogóle męczyć z zapoznawaniem lekarza, nie mam kompletnie ochoty, aby mimo moich wywodów i starań, zostać olanym. I boję się, że nowy lekarz = nowa metoda leczenia, która niekoniecznie może być dobra, a tylko zmarnuje czas. Mogę jedynie dzwonić i pytać się, czy moja lekarka już pracuje. Czy tylko mi wygląda to na absurd?

Mieliśmy też jednego dnia dwa incydenty na drodze. Pierwszy: jakiś baran chciał się z nami ścigać na światłach. Nie byłoby w tym nic złego, bo my nie mieliśmy zamiaru się ścigać, więc wystarczyło go olać. Niestety mistrz kierownicy zajeżdżał nam niebezpiecznie drogę i mało nie spowodował zderzenia, więc na światłach (gdzie musiał się zatrzymać z powodu innych aut), połówka wysiadła i zdrowo go ochrzaniła. Trzy raz większy koleś kulił się ze strachu. Bezcenny widok!

Druga sytuacja to był cud i popis umiejętności połówki. Z podporządkowanej wyjeżdżała kobieta i robiła to w momencie, kiedy my byliśmy naprzeciwko niej. Połówka na szczęście odbiła tak, aby ona w nas nie uderzyła, a my nie wpadli na drugi pas na jadące z naprzeciwka auta. Oczywiście nie odbyło się bez ostrego hamowania! Najgorsze jest to, że babsztyl był nienormalny, bo ta kobieta jechała za nami, klaskała w dłonie i robiła nieuprzejme miny. No cóż…

Tyle atrakcji po to, aby kupić świeży chleb i słodycze w polskiej piekarni… Przynajmniej ciastka były dobre.

IMG_20180407_110409
Pomimo starań, ciasto również odczuło skutki gwałtownego hamowania – mimo wszystko i tak najlepiej z nas wszystkich

Aczkolwiek posyłanie połówki po słodycze to nienajlepszy pomysł, bo wysłanie jej po pudełko rogalików kończy się tym:

IMG_20180420_113508
Ponad 2 kilogramy rogalików… Najwyraźniej muszę zacząć precyzować wymiary pudełka. 😉 Dobrze, że można je mrozić.

Ponadto sytuacja u mnie w pracy jest na tyle nieprzyjemna, że być może seria Z życia urzędnika doczeka się swojego końca (przynajmniej dla tego biura). Żebym wiedział o co im wszystkim chodzi to pewnie bym to wyjaśnił, a tak to napiszę krótko: no cóż… Tyle tylko złego, że miałem ze stresu trzy tygodnie przerwy od wszystkiego, przez co popadłem w doła i miałem chwilę zwątpienia we wszystko (włącznie z prowadzeniem bloga). Przeżyłem i walczę dalej, innego wyjścia nie mam!

Co do truskawki to dalej nie rośnie… Za to w chińskim supermarkecie kupiliśmy bok choy (albo pak choy – szalenie podobne są), który zaczął rosnąć. Wsadziliśmy go w puszkę po pomidorach, daliśmy wody i mamy nietypowego kwiatka o długości około 40-45cm (póki co). Ziemniaka też kiedyś tak posadziliśmy i urósł na ponad metr… No cóż…

Wiecie co robi się, gdy na dywanie jest plama, a wy nie macie odpowiedniego środka do czyszczenia dywanów, a w okolicznym sklepie jest pod tym względem pustka? Kładziecie chusteczkę na podłogę i przyklejacie ją taśmą. I, co gorsze, to nie jest najdziwniejsza rzecz, jaką w życiu robiłem…

Przynajmniej brud się nie roznosił…

Z kwestii blogowych: zakładka O MNIE została zuaktualizowana i będzie aktualizowana jeszcze trochę. To, co chciałem wstępnie tam wrzucić, to wrzuciłem. A cała reszta sobie poczeka. Co do Kącika Technicznego to… pisze się! I to na tyle aktywnie, że mam nadzieję, iż pierwsza środa w maju będzie należeć do niego. Ale obietnic nie robię, bo życie bywa przewrotne!

No i na sam koniec: pyknęło nam magiczne siedem lat pokręconej znajomości z połówką. Jak sobie pomyślę, ile razem przeszliśmy, to zastanawiam się, jak się ta bajka nazywa. A, wiem. ŻYCIE! I tylko trzy raz musiałem połówce przypomnieć, że tego dnia świętowaliśmy naszą rocznicę… Za pierwszym razem jeszcze bym zrozumiał, ale te dwa kolejne razy (niemal jeden po drugim)? 😉 No cóż!

Mefisto (aka Japeś) – wyjaśnienie już wkrótce!

#111. No cóż Read More »

#110. SWTOR: A traitor among the Chiss

Po długiej przerwie powróciłem do świata Star Wars i ruszyłem w pogoń za Theronem, który od jakiegoś czasu działa mi na nerwy. Wszakże wiadomo, że jeśli Sith jest wyrozumiały, to tylko do pewnego momentu. A ja jestem już niedaleko wytargania go za uszy i przywiązania do statku, aby poobijał się trochę o asteroidy.

Naszą pogoń wspierają Chiss’owie – intrygująca rasa istot o niebieskich skórach i czerwonych oczach. Theron znajduje się na planecie Copero, wspomagany przez swego rodzaju Chiss’owych buntowników. Oczywiście Chiss’om się to nie podoba, ale to zbyt zawiła polityczna sprawa, dlatego też zwracają się z tym do nas. Otrzymujemy możliwość wizyty planety, która jest niedostępna na obcych przybyszy. Musimy jednak radzić sobie sami, aby nie wybuchł z tego konflikt polityczny.

Nie zwlekając, ruszamy w pościg, który ciągnie nas po całej rozciągłości mapy, zmusza do walki z przeróżnymi przeciwnikami, aby koniec końców wyszło na to, że nasza przygoda dopiero się zaczyna… Trzy razy przeszedłem lokację, bo wybierałem tryb “story”, a nie “solo”. Kto by pomyślał, że ciągnąc główny wątek, można się w tym rzekomo prozaicznym wyborze pomylić. Byłem zły i zdesperowany – za trzecim razem to już nerwowo upewniałem się, że wszystko jest dobrze. Dotrwałem jednak do końca i cieszę się, bo jakościowo twórcy nadrobili niedosyt z poprzedniego rozdziału.

Nie wiem, kiedy pojawi się następny epizod moich gwiezdnych przygód. Podobnież ma się to stać przy kwietniowej aktualizacji. Wyczekuję cierpliwię, bo chciałbym mieć już za sobą przywiązywanie Therona za kostkę do statku!

Screenshot at 2017-12-01 21-41-45
Cóż za mina…
Screenshot at 2017-12-01 21-48-47
“Grrrr! Jestem wielki, zły, pradawny kocur, który za miskę owoców ma wszystko w nosie!”

Mefisto

#110. SWTOR: A traitor among the Chiss Read More »

#109. Bunt kaczek cz.2 – walka

Przekonałem się, że decyzja o posiadaniu dziecka to nie takie hop siup. Chcieć, a móc to dwa odległe światy, pomiędzy którymi balansują rodzice pragnący potomstwa. Bo nie zawsze ci, którym coś mogli łatwo osiągnąć, są tymi, którzy tego chcieli i na odwrót.

W naszym wypadku problemy zdrowotne nas obojga dosyć mocno przekreślały nasze szanse. Dodatkowo mieliśmy problemy środowiskowe w postaci sąsiada-świra, rozpędzającego się na kolejce absurdu. Już od jakiegoś czasu fizycznie i psychicznie potrzebowałem rodziny, ale wiedziałem, że to może być niemożliwe. Nie chcę się zagłębiać w ten temat – po prostu ustalmy, że były powody na tyle mocne, aby to uniemożliwić.

Pomimo przeciwności losu, udało się. Do końca życia zapamiętam dzień, kiedy dowiedzieliśmy się o kiełkującym życiu w (właściwie) nas obojgu . Oboje zaczęliśmy dojrzewać do roli (nie)odpowiedzialnych rodziców.

To wszystko było winą przeczucia i mojego dziwnego zachowania. Nie jadam normalnie mięsa – tylko w dziwnych, specjalnych okolicznościach. Tego właśnie dnia mieliśmy bażanta na obiad i postanowiłem spróbować malutki kawałek, aby wiedzieć, jak smakuje. Połówka wiedziała, że coś się święci. Zrobiliśmy test i wyszły dwie kreski. Byliśmy w takim szoku, że, po uprzednim wypiciu szklanki wody, zrobiliśmy drugi. Stało się. Ciąża jak nic! Chociaż planowaliśmy ją trochę później.

Pokonaliśmy przeszkody zdrowotne. Pozostała jednak przeszkoda środowiskowa w postaci sąsiada, utrudniająca nam życie (np. poprzez hałasowanie w nocy, w dzień, czy wtedy, kiedy byliśmy cicho i próbowaliśmy odespać cokolwiek). Ten typ nie dawał nam samym żyć, a co dopiero by było przy małym dziecku.

Nie chodziło tu tylko o hałas. Typ był po prostu niebezpieczny.

Policja nie robiła z tym facetem zupełnie nic, mimo nagranych gróźb i steków wyzwisk. Byliśmy pod dużą presją, spaliśmy łącznie po 3-4 godziny na dzień (z przerwami), zawalałem pracę, bo nie byłem w stanie trzeźwo myśleć…

Kiedy jednak zobaczyliśmy na skanie naszą smoczą fasolkę, jak uroczo wypina tyłek na ekranie, jak figluje i macha, choć nieporadnie, rączkami, to zrozumieliśmy, jaki skarb mamy. Smoczyński miał większe prawo do życia niż ta “osoba”, czepiająca się innych z pobudek rasistowskich. Musieliśmy walczyć – nasz syn był stawką. Zaczęliśmy wyścig z czasem, aby wynieść się jak najdalej od tego gnoja.

Sprężyliśmy się tym bardziej, kiedy zrzucił na nas walizkę jak wchodziliśmy po schodach. Na szczęście nie trafił.

Mieszkanie ostatecznie opuściliśmy w maju i, chociaż nowe mieszkanie luksusem nie było, to było pod tym względem bezpieczne. Chociaż i tak było to tymczasowe rozwiązanie, ponieważ dla nas obojga było już małe, a co dopiero dla małego dziecka.

Jak tak teraz to piszę, to wydaje się to nic. Można by rzec: było, minęło. Niestety zostawiło to ślady na naszej psychice. Nie opisałem wszystkich szczegółów, bo wciąż nie czuję się na siłach, aby do tego tak całkowicie wracać. Może kiedyś to zrobię, może odpuszczę sobie ten nieciekawy epizod i udam, że zaginął na półkach życia. To, co jest ważne, to to, że wytrwaliśmy, a wraz z nami wytrwał Smoczyński. To, że jest, to jest najważniejsze. To nasze zwycięstwo!

Dzięki przeprowadzce mogliśmy skupić się na uwiciu gniazda dla małego pisklaka i kontynuowaniu naszej przygody jako rodziców. 🙂

Mefisto

#109. Bunt kaczek cz.2 – walka Read More »

#108. Life is Strange: Episode 4

319630_20180108223019_1

Następny epizod zaczynamy w alternatywnej rzeczywistości, gdzie wszystko – dosłownie wszystko – jest na odwrót. Przyjaźnimy się z ludźmi, których uprzednio nienawidziliśmy, nasz chłopak (albo prawie-chłopak) wybrał inną dziewczynę, a my, zdezorientowani, uciekamy gdzie pieprz rośnie. Czyli do Chloe.

Niebieskowłosa, a właściwie teraz blondwłosa dziewczyna, która okazuje się kompletnym geekiem, opowiada nam historię swojego stanu. Odnosi się to – oczywiście – do uratowanego ojca. Z naszą przyjaciółką spędzamy cały dzień, noc i niedługą chwilę rankiem, aby – po trudnej decyzji – ucieć z powrotem do naszej rzeczywistości, gdzie czeka na nas ta stara, dobra Chloe.

Naszą misją staje się łączenie poszlak i włamanie do pokoju głównego podejrzanego celem zebrania dowodów. Kiedy mamy to, co potrzebujemy, niebieskowłosa ciągnie nas do Franka, aby wyprosić u niego szyfr odnośnie imion jego klientów. Powiem wam tak: aby dojść do rozwiązania, gdzie nikt nie ginie, nie zostaje ranny, ani nie kończy się awanturą, zajęło mi to sporo. Patrząc na to, ile wycierpiał Frank, jestem zdania, że moce Max sprawdziłyby się w obozie tortur.

Mając wszystkie poszlaki, łączymy je w jedną całość, aby dotrzeć do miejsca, a właściwie sceny zbrodni i odkryć, co stało się z Rachel.

Postanawiamy, a właściwie Chloe postanawia, dopuścić się samosądu i ukarać głównego podejrzanego. Udajemy się więc na imprezę, którą finansuje rodzina chłopaka, jednak dosyć szybko ją opuszczamy z powodu otrzymanej wiadomości tekstowej. I  oczywiście wszystko musiało pójść nie tak…

Jak zawsze los rzucił nam kolejną kłodę pod nogi, oczekując, że jeśli nie potrafimy jej przeskoczyć, to będziemy w stanie ją przesunąć.

Mefisto

#108. Life is Strange: Episode 4 Read More »

#107. Gdzie jest Wally?

Chcąc zaplanować kilka potencjalnych rodzinnych wypadów, wszedłem na mapy Google i zacząłem szukać Wally’ego. Z okazji primaaprilisowych żartów, Google udostępniło kilka map z Wallym i jego przyjaciółmi, których możemy spokojnie poszukać między tłumem kolorowych postaci.

Jestem zaskoczony, zdumiony i zadowolony. Połowa miała dość po pierwszej mapie. Takie formy żartu uwielbiam!

Aby zagrać w grę, wystarczy wejść na mapy i, jeśli nie z lewej strony ekrany nie wychyli się Wally, rozwinąć menu po lewej stronie i wybrać Location Sharing Where is Wally.

Przy okazji szukania Wally’ego można też poczytać krótkie ciekawostki o miejscu, gdzie się skrył.

Oczywiście planowanie wypadów musi teraz poczekać…

Mefisto

#107. Gdzie jest Wally? Read More »

#106. (Prawie) najdłuższa notka świata

Muszę zacząć ten wpis smutnym akcentem, ponieważ truskawka, którą dostałem na urodziny, a którą zasadziłem na początku stycznia ani myśli wyrosnąć. Podejrzewam, że to wina ziemi suchej jak wiór – pewnie leżała sporo czasu i była źle przechowywana, to uschła. Razem z połówką próbujemy coś zdziałać, chociaż myślę, że trochę za późno reagujemy.

Wesoło minęły za to dwa i pół tygodnia spędzone sam na sam ze Smoczyńskim. Cóż, mieliśmy kilka scysji, przyznam bez bicia, ale generalnie nie było najgorzej. Oglądaliśmy Yokai Watch i Mission Lolz, drzemaliśmy gdzie popadnie, graliśmy w gry i praktykowaliśmy sztukę chodzenia. Ponadto przekonałem się, że stan moich włosów poprawił się diametralnie, bo Smoczyński zrobił z nich linę do wspinaczki i nie wyrwał ich za dużo.

Przekonałem się też, że na firanach można się bujać, można też je żuć. Tego drugiego dowiedziałem się, kiedy zostałem połaskotany w nogę i zauważyłem, że mój syn nie spał uroczo obok mnie – jego w ogóle obok mnie nie nyło. Z racji faktu, że śpimy na łóżku, a Smoczyński już udowodnił, że ma zapędy do skakania z brzegu materaca, dostałem takiego kopa adrenaliny, że wystarczył mi na tydzień. Na szczęście berbeć siedział obok moich nóg i zajadał się firaną.

firanozjadus
Smoczyński (łac. Firanozjadus Draconis) podczas polowania

Najciekawszym doświadczeniem była jednak obserwacja tęsknoty i sposobu w jaki ta mała istotka ją wyraża. Marudzenie, problemy ze snem, ale też radość, kiedy prowadziliśmy wideorozmowę z połówką. Oczywiście na początku było zdziwienie, że rodzica można upchnąć do telefonu, ale z każdą rozmową coraz więcej było uśmiechów i prób zjedzenia urządzenia… Każda moja rozmowa z połówką sprawiała, że para ciekawskich oczu podążała za mną, zastanawiając się, jak może być ją słychać, ale nie widać.

Powrót jednak był dniem, który zapamiętam na zawsze. Głównie dlatego, że Smoczyński zrobił nam taki numer, że do dziś nie wierzę jak to się mogło stać. Jednakże to jak on się zachowywał widząc połówkę było niesamowite. Wpierw był szok pomieszany z radością. W końcu połowa przez dwa i pół tygodnia mieszkała w telefonie. Potem była radość z lekkim fochem. No bo jak tak dziecko zostawiać na ponad dwa tygodnie! Skandal! Ale koniec końców była miłość i dużo przytulania, wsłuchiwania się w ukochany głos i, po raz pierwszy od ponad dwóch tygodni, Smoczyński zasnął bez walki. Bo w końcu wszystko było tak, jak należy.

Sam poczułem się lepiej mając u boku kogoś, kto może pomóc mi zająć się firanozjadem. 😉

Połówka odwiedziła kilku lekarzy, a rokowania nie są najlepsze: jest duża szansa, że jej choroby nie da się już wyleczyć, można tylko zaleczać. Mimo tego dostała sporo różnych lekarstw, w tym jedno robione specjalnie dla niej, więc liczę na minimalną poprawę. Cóż, oboje ze Smoczyńskim na to liczymy! Jeśli to się nie sprawdzi to zostaje leczenie szpitalne.

Wraz z powrotem połówki, dostałem kilka dodatków do gry Sims 4: Psy i Koty (w wersji elektronicznej), Miejskie Życie, Zjedzmy na Mieście oraz akcesoria: Romantyczny Ogród i Kino Domowe. Cóż, zamiast tego połówka miała kupić Wampiry oraz akcesoria: Pokój Dzieciaków i Zabawa na Podwórku, ale ktoś pomylił pudełka. 😉 Mimo tego pojawi się recenzja Simsów – nie wiem tylko jak opisać tak obszerną grę, bo sam posiadam już kilka dodatków. Chyba po prostu podzielę to na kilka wpisów i opiszę na podstawie przeżyć mojej ofiary… *ekhem* stworzonego Sima. 😉 Chociaż może nie powinienem nic o tym pisać, bo jeszcze przypadkiem wyjdzie jak spaczoną mam psychikę! A w sumie… Wy to już i tak wiecie… 😉

IMG_20180324_223648

Połówka sprezentowała mi też bluzę i koszulki, które oddają moje “ja” w 100%. 😉 Oczywiście rozmiarówka taka, aby “mogła pożyczać”. Pfff!

Smoczyński także dostał kilka zabawek i tony ubranek, w tym porządną kurtkę i kamizelkę, co mnie cieszy, bo z poprzednich już wyrósł.

Po powrocie połówki poszliśmy – zgodnie z moją obietnicą – do naszej ulubionej knajpki z chińskim jedzeniem i zafundowaliśmy sobie porządny lunch i bubble tea, czyli herbatę z mlekiem i tapioką. Dodałbym zdjęcia, ale kto myśli o robieniu zdjęć ulubionemu jedzeniu? Na pewno nie my! (dlatego też nie ma za często wpisów o azjatyckich łakociach – po prostu zjadamy je szybciej niż ja jestem w stanie zrobić im zdjęcia). W sumie to poszliśmy tam znowu w piątek i jednak udało się szybko zrobić zdjęcia (nim jedzenie padło naszą ofiarą).

Kolejną rzeczą jest to, że przyśnił mi się ciekawy sen i cały czas chodzi mi po głowie. Zacząłem nawet szkicować postaci z tego snu, chociaż od dłuższego czasu nie mam ochoty nic rysować. Tak mocno mnie to dręczy, że ułożyłem sobie cały “szkielet” opowieści. Postaram się wygospodarować trochę czasu i, jeśli wena będzie łaskawa, może coś z tego będzie.

18
Pierwszy szkic. Podejrzewam, że wygląd postaci zmieni się kilku(set)krotnie. Ciężko się rysuje trzymając tablet na kolanie…

Wracając jeszcze do świata gier: dowiedziałem się, że Ghost of a Tale w końcu zostało ukończone! Aczkolwiek twórca zrobił psikusa i stare zapisy nie działają, ponieważ zostały dodane nowe elementy, których w początkowych wersjach gry nie było. Także nie pozostaje mi nic innego jak przysiąść do gry i zacząć wszystko od nowa. 🙂

Z kwestii blogowych: pracuję nad Kącikiem technicznym i zakładką O mnie, ale ostatnio idzie mi to jak krew z nosa. Pocieszam się tym, że mimo tego idzie to jakoś do przodu. Nie umiem się zmotywować, aby zająć się tym porządnie, ale w ostatnim czasie doszło mi problemów do rozwiązania i to pochłania moją uwagę. Aczkolwiek całkiem dobrze pisze mi się Bunt Kaczek, więc przygotujcie się na kolejne wpisy! 🙂

Zdarzyło się też, że Anglię “zasypało”. Cóż, śniegu dużo nie było, ale ten kraj nie jest gotowy na zimę. Brak zimowych opon w większości aut, ludzie kompletnie nie rozumiejący i nie potrafiący odkopać samochodów ze śniegu (rękoma ciężko się to robi). Osobiście skorzystałem na pogodzie i pracowałem z domu.

A tutaj macie filmik z wyprawy do sklepu (tym razem z muzyką). Angielskie wsie całkiem ładnie wyglądają pod śniegiem.

Notka wyszła okropnie długa, ale trochę rzeczy się działo i kilkoma ekscytującymi informacjami chciałem się podzielić. Jest jeszcze sporo rzeczy, które mógłbym dodać, ale byłoby to swoiste “never ending story”, a niektóre reklamy papieru toaletowego mogłby z “niekończącej się rolki” przejść na “tak długa, jak notka Diabła”. 😉

No i nie chciałbym, aby WordPress przypadkiem ustawił jakieś limity z mojego powodu… 😉

Mefisto

#106. (Prawie) najdłuższa notka świata Read More »

#105. The Long Dark: Episode 2

screen_706982b2-9bb5-4c26-9bd6-9379adcaf2cf_hi

Kontynuując moją przygodę z The Long Dark, mogę śmiało powiedzieć, że twórcy bardzo starają się, aby gra była jednocześnie trudna, ale nie nużąca. Epizod 2, w który miałem przyjemność zagrać, uświadomił mi, jak wiele pracy wymaga stworzenie dobrej gry w dzisiejszych czasach.

Nasza przygoda zaczyna się od obejrzenia krótkiego filmiku z ciekawą ścieżką muzyczną (coś na rodzaj teledysku), pokazującego nam, co w tym czasie dzieje się dookoła nas. Dla ciekawskich: tutaj macie link do filmiku.

Dalej nasza postać, William, wynurza się z jaskini i pierwsze, co widzimy to krwawe przytulańce z lokalnym rozrabiaką – niedźwiedziem. Nakłaniani przez człowieka, którym dziki zwierz miota na prawo i lewo, sięgamy po jego strzelbę i pach! Niedźwiedź bierze nogi za pas i zmyka czym prędko, a my zajmujemy się naszym poszarpanym kolegą. Następnie scenerią jest chatka myśliwego/leśniczego, który powoli i adekwatnie do swojego abstrakcyjnego wyglądu, wybudza się z regeneracyjnego snu. Ten oto mężczyzna nauczy nas, jak przetrwać walkę z dziką naturą i pchnie nas w dalszą fabułę.

Rozpoczyna to serię zadań ze “szkółki przetrwania”, gdzie poza standardowym znajdź-przynieść-zostaw, nauczymy się też polować. Tak, nasze misje przybliżą nas do zdobycia broni i naszego pierwszego polowania na jelenia. Powiem wam jedno: jeżeli nie ustrzelicie jelenia od razu to bądźcie gotowi na bieg przez pół lokacji, zgubienie się i zabicie conajmniej tuzina wilków po drodze.

Cała szkółka ma nas przybliżyć do przetrwania w ekstremalnych warunkach, a także pomóc naszemu przyjacielowi pozbyć się jego nemesis. W międzyczasie naszych zadań dowiadujemy się, że wraz z pojawieniem się zorzy wraca elektryczność. Jest to istotne, bowiem pozwala ona przedostać się przez elektryczną zaporę wodnę do nowej lokacji, którą, niestety, przyjdzie nam odkryć w następnym epizodzie.

Nie wiem, kiedy pojawi się epizod trzeci, bowiem twórcy ogłosili jedynie, że będzie miało to miejsce w tym roku. Mimo tego wyczekuję go z niecierpliwością, ponieważ póki co jestem zadowolony z jakości rozrywki i przygody, jaką ta gra serwuje.

Jedyne, co mogę napisać to to, że twórcy bardzo pracują nad tym, aby gra nie była zbyt liniowa i, poza pracą nad epizodami 3, 4 i 5, poprawiają też epizod 1 i 2 (na przykład pod tym względem, aby wszystkie dialogi, nawet te mało istotne, miały podkład głosowy). Czyżby wyzwanie dla mnie, aby przejść grę jeszcze raz? Zobaczymy.

Mefisto

#105. The Long Dark: Episode 2 Read More »

Scroll to Top