halas

#217. Bardzo długa notka

Nie wiem od czego zacząć notkę, więc zacznę ją od ostrzeżenia, że będzie długo. Raz, że ostatnia pamiętnikowa notka była dwa miesiące temu, dwa, że, jak zawsze, działo się więcej niż ustawa mogłaby przewidywać.

W życiu mamy strasznego pecha do ludzi. Pod nami mieszka para w wieku około 50 lat. Ona pracuje, on nie, ale to średnio istotne w tej historii. Ważne jest to, że przeszkadza im nasze dziecię, ale oczywiście nic nie powiedzą tylko nawalają muzyką, stukają, pukają i odwalają inne cuda na kiju – wiecie: dają nam znać jak na dorosłych i odpowiedzialnych ludzi przystało. Sam poszedłem, zapytałem i dostałem potwierdzenie, że przeszkadza, więc chcąc być dobrymi sąsiadami, wyciszyliśmy co się dało. Nawet zrezygnowaliśmy z korzystania z pokoju dziennego na jakiś czas, aby nie drażnić bojowych staruszków. I to tylko część rzeczy do naszych norm, których przestrzegaliśmy od początku, aby żyło się nam wszystkim miło.

Oczywiście sprawiło to tylko to, że jeszcze bardziej się zaczęli tłuc i wydłużyli swój repertuar do niemal 23. Wiadomo: jak ktoś stara się, aby było lepiej to musicie komuś zrobić na złość za to. Na szczęście Smoczyński ma mocny sen i szczerze wywalone na poczyniania naszych sąsiadów.

I żeby nie było – nie pozwalamy Smoczyńskiemu być głośno. Nie skacze po podłodze, nie tupie i nie robi wiele innych rzeczy, które dzieci normalnie mogłyby robić (za co dostaliśmy już ochrzan, że on ma do tego prawo i nie można mu nie pozwalać). Oni za to udowadniają mi, że najwięcej hałasu mają w głowach, bo najczęściej tłuką się, kiedy nasze dziecię siedzi na podłodze i składa kartonowe pudełka (ma nowe hobby) albo ogląda bajki, albo bawi się na łóżku, albo śpi, albo nawet go nie ma w domu.

Rozmawialiśmy o tej sytuacji z naszą family support worker (coś jak pracownik socjalny – wyjaśnię za moment dlaczego ją mamy) oraz health visitor (coś jak położna/pielęgniarka od dzieci, która wizytuje nas do 2 urodzin dziecka, a niekiedy dłużej). Health visitor była zdziwiona jak się dowiedziała, że my staramy się schodzić im z drogi, bo, cytując, “to jego dom i on ma prawo czuć się w nim dobrze, to oni muszą się dostosować”. Trochę tego nie popieram, bo chciałbym normalnie współżyć w ludźmi, ale jak widzę jak się oni zachowują mimo naszych starań to ciężko mi się z nią nie zgodzić…

Starałem się być miłym sąsiadem, ale skoro oni nie chcą to po prostu będę żył tak, abym się czuł dobrze. Szacunku się nie dostaje tylko się na niego zasługuje. Owszem – nie jestem bydlakiem i nie będę im teraz na złość robił, ale cytując family support worker: “zrobiliśmy więcej niż ktokolwiek by zrobił na naszym miejcu”, health visitor: “oni muszą się z tym pogodzić”, moja matka: “jak im się nie podoba to mogą wypie… wyprowadzić się”. 🙂 Oczywiście jeśli przyjdą ze mną porozmawiać to z miłą chęcią spróbuję rozwiązać ten problem, ale bądźmy szczerzy: raczej nie przyjdą…

Wróćmy jednak do tematu family support worker. Poprosiliśmy jakiś czas temu naszą health visitor o pomoc, bo Smoczyński ma swoje problemy (nie wiemy jakie, ale to może być i autyzm, i ADHD, i wszystko co ma podobne objawy – na razie czekamy na diagnozę), a wtedy też i my byliśmy przytłoczeni, bo tamten dom okazał się ruiną, agencja nas męczyła, nachodziła, zgubiła nasz jeden czynsz nawet, w pracy dręczyła mnie już-na-szczęście-eks-menadżerka, więc zaproponowano nam kogoś takiego, kto może pomóc nam wszystkim ze wszystkim.

Spotkaliśmy B., która była wielką pomocą, kiedy musieliśmy się przenieść. Potem przekazała nas do N., która ma nas pod skrzydłami cały czas. N. szybko zauważyła, że Smoczyński ma problem i my to widzimy, ale nikt nas za bardzo nie słucha. Przynosiła nam specjalne zabawki dla niego, zabierała nas na grupy zabaw i powoli potwierdzała przypuszczenia, że naszę dziecię ma jakiś problem. Posłuchaliśmy jej o poszliśmy do lekarki, a ta poobserwowała Smoczyńskiego i stwierdziła, że rzeczywiście trzeba nam pomocy specjalisty. Czekamy teraz na skierowanie do pediatry, aby kontynuować diagnozę. Czekamy też na wizytę u logopedy, aby pomóc małemu z mową, bo ja zdechnę jak się nie dowiem, co to jest ten “babałaj” (coś z japońskiej piosenki, ALE CO?).

Przy okazji wraz z health visitorką załatwiła nam miejsce w grupie, gdzie są “dzieci ze specjalnymi potrzebami”, bo tam mogą nam pokazać jak bawić się z dzieckiem, aby go rozwijać. Chociaż N. powiedziała, że jest pod wrażeniem naszych postępów, bo mimo wyraźnych trudności Smoczyński nie odstaje dużo od swoich rówieśników. Może tylko mało mówi, ale to jest ciężka rzecz, kiedy brakuje mu odpowiedniej ilości koncentracji. Staram się walczyć o jak najlepsze wsparcie dla niego, bo wiem, że brak odpowiedniej pomocy ma bardzo dużo konsekwencji w przyszłości…

Ostatnio jednak trochę nadrobił zaległości w mowie i powiedział swoje pierwsze zdanie: “daj jeść”. No dziecko Połówki po prostu – wiecznie głodne! 😂

Skoro wciąż jesteśmy w temacie mojego dziecka to wychowałem sobie posłusznego buntownika. 😀 Żeby to zobrazować: ostatnio ubzdurał sobie, aby nam uciekać z sypialni, kiedy śpimy. I oczywiście leci do pokoju dziennego, zamyka bramkę zamontowaną po to, aby nie uciekł z tegoż pokoju i się tam bawi. No człowieki kochane! On zwiewa nam do pokoju przygotowanego specjalnie dla niego, gdzie jest w miarę bezpiecznie. 😀 I oczywiście śmieje się swoim złowieszczym śmiechem, jakby conajmniej kota w tyłek ugryzł, jak gdyby złamał wszystkie pieczęci i uwolnił Krakena, jakby otworzył wrota piekieł, aby dokonać ostatecznego zniszczenia świata, a on tylko zwiał do pokoju bezpieczniejszego niż sama sypialnia. No mistrz po prostu! 😂 Ale przynajmniej złapany na gorącym uczynku nie protestuje tylko wraca do sypialni.

Smoczyński popsuł też swój telefon. Wciąż rosną mu zęby, więc okazjonalnie gryzie wszystko, co się da. Ostatnio dziabnął też telefon i poszedł ekran… A myśmy mu smarowali dziąsła paluchami – jakby ugryzł to by odgryzł. 😱

Kupiliśmy nowe mebelki… Jednym z nich jest nowe, duże biurko dla mnie. 🙂 I wygodne krzesło, na którym i tak siedzę jak jakaś konstrukcja klocków z tetrisa… Ale nowością biurka nie nacieszyłem się długo – moja podkłada pod mysz się stopiła i zostawiła ślad. 😱 Nawet nie wiem od czego to się stało!

Złożyłem też aplikację o pożyczkę na studia. Było z tym sporo problemów, bo z jakiś powodów mogłem starać się tylko połowę kwoty. Zadzwoniłem na infolinię i tam mi powiedziano, że to normalne. 😮 Musiałem tylko zaznaczyć, aby automatycznie zwiększono kwotę pożyczki przy zmianach wprowadzonych przez uniwersytet i poinformować uniwersytet, aby zmiany te wprowadził. Zrobiłem to i dostałem info, że jak tylko moja pożyczka pojawi się w ich wspólnym systemie to to zrobią. Ostatnio mi wyskoczyło, abym potwierdził, że jestem Europejczykiem, więc muszę wysłać im moje dokumenty (ID i akt urodzenia). Po tym powinno być już wszystko! 🙂

Udało mi się też w końcu dogadać z instruktorem jazdy i od września będę się uczył jeździć. 🙂 Żałuję, że nie udało się tego załatwić wcześniej, ale na wakacje zawsze są tłumy chętnych. Mam tylko nadzieję, że będę lepiej jeździł niż w grach… 😛 Jeśli nie to bójcie się wszyscy wy, którzy znajdziecie się przede mną na drodze! 😂

Połówka przekonała mnie do założenia profilu na stronie mowned, gdzie można stworzyć listę swoich telefonów, które się miało. Zrobiłem listę i wspominaliśmy sobie tamte czasy, pogadaliśmy o telefonach i o ludziach. W sumie to głównie jaraliśmy się emo, ale to takie w naszym stylu. 😂

Jeśli chodzi o gry to jestem wkurzony. Gram sobie obecnie w Kingdom Come: Deliverance i jest to gra ciekawa, ale zbugowana aż po ostatnią linijkę kodu. Grałem sobie przez 53 godziny (nie pod rząd oczywiście 😂) i nagle zniknął mi zapis gry, a sama gra się nie włączała… Jak mi się udało ją odpalić to pograłem chwilę od początku, a potem coś znowu się wykrzaczyło i gra bez względu na ustawienia graficzne wisi mi na 14fpsach, a jest zbyt dynamiczna i podczas walki nic nie widzę. Nie było żadnej aktualizacji, czy czegokolwiek co mogłoby to popsuć. Z tego, co czytałem to sporo graczy tak ma i trzeba to po prostu przeczekać. To tak jakbym miał ciche dni z grą. 😯

No i chcąc nie chcąc muszę się z tą grą na razie pożegnać – przynajmniej aż jakaś aktualizacja wyjdzie…

Wróciłem do Dragon Age Inquisition, bo tak jakoś wyszło, że jej nie skończyłem i o niej zapomniałem. Gra się chyba na mnie mści, bo co chwilę wpadam w jakąś dziurę, z której nie mogę wyjść, wpadam w tekstury, przeciwnik zrzuca mnie z samej góry i większość czasu tarabanię się na górę… No człowieki kochane! Ja chcę tylko w spokoju pograć! 😂

Ze spraw blogowych: mam trochę bajzel w moich pomysłach, ale postanowiłem małymi kroczkami wziąć się za ich realizację. Pierwsza rzecz: chcę spróbować zrobić mapę lokalnych podróży i wstawić ją zamiast linków. Trochę tak smutno to wygląda, a ja chcę mieć wesołego bloga (skąpanego w ciemnych barwach, bo mnie oczy od jasnego koloru bolą). 😀 Mapa będzie nietypowa, więc mam nadzieję, że WordPress mi na to pozwoli, bo jak nie to będę musiał kombinować.

Druga rzecz: marzy mi się nowy wygląd bloga. 🙂 Oczywiście ciemny, bo oślepnę. 😂 Ale nad tym jeszcze pomyślę, bo muszę najpierw sam uzgodnić ze sobą, co bym chciał, a to dosyć trudne…

Powoli kończę też sprzątanie nowego biurka (nawet nie wiecie jaki ja tutaj mam chaos), więc niedługo skończą mi się wymówki do rysowania. I obiecuję sobie, że będę rysować pół godziny dziennie dla relaksu. Jeśli dobrze pójdzie to może nawet wezmę się za jakieś poważniejsze rysunki, skończę grę paragrafową albo zajmę się rysowaniem komiksów… Chciałbym mieć tyle motywacji to robienia czegoś, ile mam do obiecywania sobie, że to zrobię… 😛

Jako, że ta notka ma już z kilometr, zostawiam Was z wesołym Totoro! 😉

totoro

Mefisto

#217. Bardzo długa notka Read More »

#154. Republika Hałasu razy cztery

Faktem jest, że żyjemy w czasach przesączonych hałasem. Jest to coś, czemu nie da się już zaprzeczyć. Natężenie decybeli wali z każdej strony i wdziera się do naszego umysłu jak gdyby było karą za to, że nie zatkaliśmy uszu w porę. Istnieje jednak coś, co śmiem nazywać kulturą hałasu, a ta kultura najbardziej objawiła mi się w Anglii.

Wyobraźmy sobie leniwy, niedzielny poranek, kiedy to z objęć Morfeusza wyciąga nas dźwięk kosiarki. Chociaż chęć mordu jest w nas silna, to jednak nikt nie ma ochoty wytarabaniać się z łóżka, aby składać ofiarę z geniusza, który o 7 rano postanowił skosić trawnik. Jednakże myślimy sobie, że poczekamy. Za chwilę skończy i będziemy dalej mogli śnić o niesamowitych przygodach.

I tutaj objawia się kultura hałasu.

Sąsiad obok też wpada na ten genialny pomysł, więc wyciąga swój sprzęt kosząco-brzęczący i czeka. Czeka i czeka, aż ten pierwszy skończy i wtedy dopiero zaczyna kosić. Bo wiecie: nie ładnie tak komuś wchodzić w hałas.

I żeby to był tylko jeden przypadek! Jeśli w okolicy odbywają się dwa remonty na raz to oczywiście będą na zmianę hałasować, bo nieładnie tak zakłócać innym rytm hałasu. A, co gorsza, robotnicy podczas cichych chwil mogą jeszcze zacząć śpiewać…

W Anglii nikt nikomu w hałasowanie nie wchodzi. Kultura ponad wszystko. Od samiutkiego rana hałasują, aby przypomnieć mi, że sen i spokój to dobro nieocenione. I nikt, ale to naprawdę nikt nie ośmieli się zakłócić tego naturalnego porządku, najważniejszego prawa ludzkiego: nikt nikomu hałasem w hałas nie wchodzi.

Mefisto

#154. Republika Hałasu razy cztery Read More »

#089. Republika Hałasu: tym razem wierszem

Ćwierka ptaszek nam cichutko,
Dom budując pod dachówką,
By wprowadzić swą rodzinę
I zaśpiewać nam przed świtem
Swoją krótką opowiastkę
Jak to żyje się pod miastem,
Gdzie kosiarka w ruch jest pchnięta;
Kosi trawę, choć ta ścięta.
Śpiewa ptaszek o przygodach,
O psach skrytych w swych ogrodach,
Co szczekają już od rana,
Nawołując swego pana,
Aby wpuscił ich do domu,
Lecz otworzyć nie ma komu.
Zagubieni wśród spraw wielu,
Wybacz, drogi przyjacielu,
Pamięć ludzka krótka jest,
Więc w ogrodzie został pies.
Wnet ktoś młotkiem hałasuje,
Spokój wszystkim wokół psuje.
Bo to miejscy są szkodnicy:
Trzej panowie budowniczy.
Krzyczą, plują, ścianę kłują,
Piękny dom tak demolują.
Meble z domu uciekają,
Na ratunek nie czekają.
Wyszły okna, wyszły drzwi,
A futryna smacznie śpi.
I tak głośno jest tu czasem,
Kiedy mieszka się pod lasem,
Bo panowie dom budują
I się nigdy nie litują.
Ćwierka ptaszek, szczeka pies,
Tylko kotek cicho jest.

Mefisto

#089. Republika Hałasu: tym razem wierszem Read More »

#054. Republika Hałasu: Wielki Powrót

Godzina raczej z takich, gdzie normalne jednostki już spią. Liczę na bycie normalną jednostką, więc próbuję spać, ale to nie jest ta noc, kiedy mogę to zrobić. Wiercę się i tłumię dźwięki z zewnątrz, ale one zawsze znajdują drogę do moich uszu, by rozpocząć pieśń swojego ludu, a moją katorgę.

Nadjeżdża samochód i w powietrzu czuć problemy, czuć je bardziej niż spaliny z biednego auta. Przedstawienie ma się dopiero zacząć. Dokładniej: przedstawienie ma się dopiero wytoczyć na scenę.

Wysiada z auta młoda kobieta w stanie, w którym zdecydowanie nie powinna prowadzić. Zbiera się chwiejnym krokiem i łup! Trzaska drzwiami, ale auto nie chce się zamknąć. Co robi normalny człowiek w takiej sytuacji? Sprawdza, czy coś nie blokuje drzwi i dopiero potem je zamyka. Ale my mamy do czynienia z pijaną mistrzyni, która siłą wszystkiemu poradzi, nie? Więc “łup” za “łupem” trzaska pojazdem, a ten wyje z bólu i błaga o litość.

Auto obrywa sromotny łomot, ale to nie rozwiązuje problemu. Zaczyna się więc walka słowna na przemian z użyciem przemocy. Już wiem, czemu niektóre auta mają takie dziwne wgniecenia, jakby ktoś je kopnął z półobrotu. Ten pojazd będzie mógł się szczycić łomotem od pijanej mistrzyni w stylu pijackie-łubudu.

W końcu auto ustępuje. Pewnie przepiłowała coś na pół tymi drzwiami. Zsapana i zmęczona idzie chwiejnym krokiem do domu. W końcu będzie cicho – myślę sobie. W końcu pośpię. Los jednak jest przerwotny i pijana mistrzyni sztuk nieznanych zaczyna kolejną batalię. Z drzwiami tym razem. W końcu pod wpływem procentów ciężko jest trafić w dziurkę od klucza.

Kobieta wyciąga więc swoją tajną broń: bluzgi i krzyki. Nijak jednak one otwierają mocarne drzwi z drewna niewiadomo jak cierpliwej jakości. Pojedynek trwa długą chwilę, aż w końcu drzwi ustępują, gdy kluczyk magicznie ląduje w dziurce. Chyba sam los się już zlitował i szepnął do wrót piekieł “rozstąpcie się”.

Zniknęła i dzielnicą zapanowała cisza. Była wręcz nieswoja po takiej ilości dźwięków, jakie uszy przetworzyły nocną porą. Znowu będę zmęczony – myślę sobie – ale byłem świadkiem jak pijana mistrzyni stosowała swe tajne ataki na jakże groźnych, choć nieco statycznych przeciwnikach. Mogę czuć się zaszczycony. W końcu taki zaszczyt mógł kopnąć akurat mnie o tak późnej porze dnia. W końcu tak się właście żyje w Republice Hałasu.

Mefisto

#054. Republika Hałasu: Wielki Powrót Read More »

#013. Republika hałasu

Żyjemy w szybkim, głośnym świecie. Hałas stał się domeną naszej cywilizacji, wypełnił ją po brzegi i odebrał nam szansę na spokój. Zwykłe “dzień dobry” potrafi ogłuszyć, bowiem rozmowa przeradza się w coś między rykiem, a wydartym słowem. Odłożenie przedmiotu na stół przeradza się w uderzenie, które dźwięczy łyżeczką od cukru długą chwilę, mordując resztki zdrowej psychiki. Nie ma powrotu z pubu, jest ryk godowy pijanych potworów. Nie ma też dzieci – są świszczące karły wyjące w niebiosa, jakby ktoś je w maszynce do mięsa mielił. Tylko pies brzmi jak pies, podczas gdy ptak ćwierka na pół okolicy, by go ptasi znajomi usłyszeli w tej dźwiękowej katordze.

Czuję się, jakbym jakiegoś leku wziął za dużo, bo dźwięki, które słyszę nie są ludzkie, ale pochodzą od ludzi. Ale pies wciąż brzmi jak pies, więc o co chodzi?
Kakofonia dźwięków morduje mi uszy. Siostra stojąca obok brata drze się, jakby stał pięć przecznic dalej. On chyba jest tak głuchy, że i tak nie słyszy. Ona się drze, a jemu chyba resztki mózgu wywiało od podmuchu wrzasku, bo przestaje kontaktować, oczy idą do góry, w niebo i stoi jak ściana: ślepy, głuchy i zadowolony. Tak chyba wygląda śmierć mózgu.

Nadjeżdża pozytywka, a w niej rytmicznie kotłuje się pranie. Ściana się rusza, bo chyba wirowanie włączył. Cóż to za technologia, że w aucie opłaca się taka głośna pralka?

Zamykam okno. Nastaje cisza, przerywana przytłumionym rykiem republiki hałasu. Szturmuje mój cichy zakątek każdą szczeliną w oknie, próbuje mnie pochłonąć i utopić w swoich złowieszczych nutach. A ja muszę wstać niewzruszony, upijając kradzionej herbaty, podczas gdy uszy mi krwawią. Nie, nie jestem nadwrażliwy. Po prostu mój poziom głośności to płotka przy wielorybie szumu naszej cywilizacji. Ale ja umiem się zamknąć, uciszyć i uszanować czyjś spokój. A ludzki gatunek zapomina, że na świecie jest więcej ludzi niż te dwa wyjce, co drą się do księżyca, bo inaczej nikt ich nie zauważy. Och, co to za czasy, że głośność to wyznacznik zauważalności, a nie jakiś talent, jakieś hobby, czy nadzwyczajna zdolność dzielenia się pasją. Jest jazgot i nic poza tym.

Nie jestem przeciwnikiem zabawy, jestem typem raczej wesołym, ale wychowałem się w szacunku dla innych. Mnie uczono o konsekwencjach zachowań, dzisiaj jest to “niepotrzebny stres”. Bo zamiast nauczyć, że życie opiera się na współżyciu to obchodzi się jak z jajkiem trzymanym ciasno w dłoniach. Po czasie jajko się gotuje, aż ono zaczyna gnić i śmierdzieć jak pomiot piekielny. I nie ma z tego nic dobrego.

Oto republika hałasu. Brońcie się.

Mefisto

#013. Republika hałasu Read More »

Scroll to Top