fun

#084. Wielki update do wersji 2.4

W końcu wersję 2.3 zastąpiła wersja 2.4. Cały rok pisania kodu i starania się, aby nowa wersja była lepsza od poprzedniej. Przynajmniej taką mam nadzieję. Chociaż pojawienie się aktualizacji 2.4 nie było jednak jakoś specjalnie celebrowane, to jednak cieszę się, że jest.

Podsumowując ostatni rok to, nie kłamiąc, wydarzyło się sporo rzeczy. Dowiedziałem się, że będę mieć potomka, przeżyłem jego narodziny i przeżywam każdy wyjątkowy dzień z nim.

Wyprowadziłem się raz, a w niedługim czasie drugi raz. I po raz pierwszy w Anglii mam salon, który jest salonem, a nie sypialnią, czy graciarnią. Ba, nawet ja mogłem wybrać meble do niego (bawiłem się przy tym przednio)!

Moim personalnym osiągnięciem jest też fakt, że dalej prowadzę tego bloga, mimo iż pare razy wątpiłem w to, że dotrwam chociaż do jego pierwszych urodzin.

Udało mi się już wymyślić kilka zmian, którę chciałbym wprowadzić przy najbliższych aktualizacjach:

Nauka prowadzenia samochodu – bez tego jak bez ręki.

Powrót do szkoły i zdanie angielskiej matury (najlepiej z matematyki).

Nagrać filmik z gry Dying Light. Złączyć pocięty filmik z Dying Light i opublikować go.

Regularnie pisać na blogu.

Wyrobić Smoczyńskiemu paszport i zabrać go do Polski, aby zobaczył piękną polską jesień i piękną polską zimę.

Kupić sobie w końcu dysk na gry, a nie kombinować jak koń pod górkę.

Zrobić w końcu listę linków. A nie, to już jest. 🙂 I pewnie zmieni się z 70 razy znając mnie.

Zachomikować więcej zdrowia dla całej rodziny!

Ciekawe, czy mi się to wszystko uda? Trzymajcie za mnie kciuki!

Mefisto

 

#084. Wielki update do wersji 2.4 Read More »

#083. Nagle i niespodziewanie

Jak każdego dnia wstaję, a nawet powiedziałbym, że powoli wygrzebuję się z łóżka. Wyczołguję to też dobre słowo. Zatem po wyczołganiu się z łóżka, zaczynam mój dzień tak jak zawsze. Powoli, leniwie, od niechcenia. Chociaż wszystko jest takie samo, to zaczyna mi coś doskwierać, coś drażni moją podświadomość. Coś jest nie tak. Coś pobudza moje zmysły. Przezornie obwąchuję szklankę wody, ale woda pachnie tylko wodą. To nie ona mnie dziś niepokoi.

Krążę po kuchni szukając powodu tego zamieszania. W końcu mało rzeczy na tym świecie jest w stanie poruszyć moje zmysły. Szukam w szafkach, w lodówce, nawet piekarnik się przede mną nie uchronił. Pralka czysta, wciąż pachnie praniem. Czajnik też wydaje się nieużywany. Ze sprzętami wszystko w porządku. Może to mi zaczęło odbijać?

Przezornie zaglądam wszędzie jeszcze raz. Kto wie, jakie licho zaczęło bawić się ze mną w chowanego? Gdyby ktoś coś przestawił, na pewno bym to zauważył. Ale wszystko jak stało, tak stało – martwe, głuche, nieruchome. Można by rzec, że niewzruszone na mój szybko postępujący obłęd. Nie poddaję się i szukam. W końcu coś musi tu być. Nic nie ma prawa niepokoić mnie bez powodu.

Idę w stronę śmietnika. Tylko tam nie szukałem. Powoli otwieram śmietnik i uważnie obserwuję piętrzącą się przede mnie górę odpadków. I ona wydaje się taka sama, niezmieniona.

Lecz wtem zauważam coś, co odbiło się w metalowej pokrywie śmietnika przez chwilkę. Widok pełen złości i grozy, mordujący mnie jadowitym spojrzeniem. Krew zamarzła mi w żyłach od powiewu chłodnego gniewu, a bestia dyszy gniewnie nad moim karkiem. “To koniec, już po mnie” przemknęło mi przed oczyma. Potwór zaciska swe szpony na moich ranionach, a ja czekam już tylko na głuchy chrupot własnych kości. Ale tak się nie stało.

Bestia powoli obróciła mnie ku sobie i szarpiąc energicznie moim ciałem, huknęła donośnie:

“NO WŁAŚNIE! ŚMIECI NIEWYRZUCONE!”

Wesołego Halloween!

Mefisto

#083. Nagle i niespodziewanie Read More »

#081. The Kindred

373410_20170915222401_1

The Kindred to gra stworzona przez Persistent Studios i Nkidu Games Inc., wydana w lutym 2016. Jest to kolejny sandbox na mojej liście polegający na budowaniu i rozrastaniu miasta, skoncentrowana na odkrywaniu i wykorzystywaniu technologii do rozbudowy nowego domu Kinów.

Miałem przyjemność zagrać w wersję alpha 8, która najeżona jest błędami i niedogodnościami, bowiem do ukończonej wersji gry ma przed sobą długą drogę.

W tej grze jesteśmy swego rodzaju bogiem dla Kinów, którzy uciekając przez swym ciemieżcą, teleportują się na losowo wygenerowaną przez nas planetę. Naszym zadaniem jest pomoc biednym duszyczkom w budowie ich nowego domu.

373410_20170915223402_1

Ochoczo wszedłem w nową rolę, stworzyłem świat, trochę zbudowałem i go popsułem. Zacząłem więc jeszcze raz i powoli zacząłem rozumieć działanie tej gry.

373410_20170915223440_1

Chociaż są to dopiero początki The Kindred – bowiem nie wydano jeszcze, ani bety, ani finalnej wersji gry – gra jest już dosyć rozbudowana. Możemy budować domy, tworzyć kopalnie, kazać Kinom zbierać surowce, zakładać hodowle, ale też możemy kazać im badać nowe technologie, które pozwalają do korzystania z zaawansowanych maszyn zasilanych na różne sposoby – poprzez spalanie węgra, wiatraki bądź któryś z dostępnych rodzajów elektrowni (np. wodnej). Sami Kinowie posiadają talent w niektórych umiejętnościach, więc możemy przydzielać ich do prac, które idą im najlepiej. Jeśli jednak Kina, który dobrze gotuje, przydzielimy do kopalni to nie zabije przypadkiem  się kilofem tylko będzie kopał wolniej niż Kin dzielący geny z kretem.

Przyznam szczerze, że bawiłem się przednio. Chociaż cel gry to budowa miasta i pomoc Kinom, ja latałem po mapie szukając rzadkich surowców, aby tworzyć coraz bardziej zaawansowane przedmioty, bawiłem się w pasterza i kazałem dwunastoletniej Kince biegać za lisem z siekierą za to, że moją jedyną kaczkę zjadł. Udało mi się przypadkiem zasypać Kina, kiedy łatałem dziury po kopalni i musiałem organizować akcję ratowniczą już emerytowanego Kina (bowiem tyle ona siedziała pod ziemią, że zdążyła przejść na emeryturę). Z powodu bliżej mi nieznanych moi mali ludkowie byli przez długi czas na diecie ziemniaczanej, bo inne warzywa się psuły (nie gniły tylko nie można ich było zerwać).

Kinowie teleportują się do nas co jakiś czas, jednakże musiałem wyłączyć tą opcję, ponieważ nie nadążałem z produkcją łóżek dla wszystkich i zamiast chodników miałem bezdomnych na ulicy. Miałem też parkę, której dostawiłem łóżeczko dziecięce do łóżek, aby postarali się o potomstwo. Niestety tak się nigdy nie stało. Może błąd gry, może po prostu się wstydzili, podczas gdy całe miasto przychodziło jeść obiad na stole w ich domu…

Innym Kinom musiałem odebrać kołyskę, bo zrobili tyle dzieci, że brakowało miejsca w ich wygodnym lokum. Dobrze, że w grze nie ma królików, bo bałbym się, że podejmą się wyzwania…

Gra ma też błędy – przykładowo zepsute jedzenie, Kinów, którzy mimo nakazu pracy stoją i nie wiedzą, co ze sobą począć. W przypadku usuwania bloków, czasem pozostają czerwone markery, które z upartością godną osła usuwam, aby odkryć przy następnym włączeniu gry, że powróciły i to w jeszcze większej liczbie. Gra czasem zamarza i wywala mnie do pulpitu, a przy autozapisach często zawiesza się na chwilę. Mimo tego jest całkowicie grywalna.

W chwili obecnej The Kindred urzekło mnie dosyć mocno i staram się budować Kinom nowy, wspaniały dom, w którym każdy ma pracę, co zjeść i gdzie spać (nawet jeśli to chodnik pod czyimś domem). Bardzo spodobał mi się element technologiczny z możliwością produkcji prądu i zasilania urządzeń elektrycznych. Cały czas rozwijam swoje miasto, aby w domu każdego Kina zawitał prąd i zaawansowana technologia w postaci kuchenek do gotowania wykwintnych dań.

The Kindred jest moim zdaniem warte polecenia. Będę tą grę obserwował z nadzieją, że każda kolejna aktualizacja przyniesie jeszcze więcej atrakcji, które z miłą chęcią opiszę na blogu.

Mefisto

#081. The Kindred Read More »

#079. Mad Max – rzeczy nieprzewidziane

Postanowiłem – z racji faktu, że czasu mam ostatnio niewiele – przejrzeć screenshot’y, które aktywnie i z chęcią robię podczas grania, aby wybrać kilka, które opisują świat gier z innej strony. Ze strony błędów, zdarzeń losowych, czy po prostu śmiesznych sytuacji.

Na pierwszy ogień idzie Mad Max.

234140_20161030224339_1

Ci ślicznie ubrani panowie zawsze biegają jak z osą w tyłku i wydają dźwięki jak Smoczyński. Strój mnie po prostu powalił (tego pana zresztą też).

Zbieranie wody w kibelku. Dosyć częsty motyw w grach surwiwalowych. Także jeśli gracie w ten typ gry, a nie wiecie, co robić, lećcie do kibelka. Kibelek pomoże, kibelek radzi, kibelek nigdy was nie zdradzi!

234140_20161104213554_1

Jedno z moich ulubionych: kij z tego, że masz kolce na samochodzie, oni i tak będą skakać na maskę i fruwać w taki sposób, jak pan powyżej. Normalnie jakbym zawiesił chorągiewkę.

234140_20161116183251_1

Mad Max i jego super siła. Cios wydłużył temu panu szyję.

A to mój osobisty faworyt, który powinien dostać nagrodę najlepszego screen’a roku.

234140_20161104214000_1

Próbowałem tą miłą, aczkolwiek spragnioną, panią napoić i niestety uderzył w nas samochód.

234140_20161104214135_1

Biedna pani umarła, ale nie tak bardzo, by zapomnieć o pragnieniu. Niestety pić już nie chciała, pomimo iż biegałem jak opętany, by ją napoić.

Mam nadzieję, że ta skromna galeria przypadła wam do gustu i niektórym poprawiła humor. Obiecuję, że będę się starał psuć grę, aby mieć takich jak najwięcej. 😉

Mefisto

#079. Mad Max – rzeczy nieprzewidziane Read More »

#069. Farm for your life

266390_20170519223347_1

Nie miałem ostatnio czasu przysiąść do jakiegoś “większego” tytułu, więc, korzystając z przecen na Steamie, zakupiłem Farm for your life. Twórca gry – Hammer Labs – przewiduje na tę grę 5-6 godzin, aby przejść Tryb Opowieści (Story Mode). Zgodzę się – to da się zrobić. Tylko, tak jak w moim przypadku, na ogół się nie chce.

Zacznijmy od tego czym jest Farm for your life. Przyrównałbym tą grę do jednej z wielu gier farmowych dostępnych na Facebooku – z tą różnicą, że omijają nas zdradzieckie mikrotransakcje, aby móc delektować się zaawansowaną fabułą i skomplikowanym interfejsem sterowania. Tak, to irionia, moi drodzy. Farm for your life jest prozaicznie śmiesznie i proste. Do obsługi wystarczy nam działająca myszka i zapas cierpliwości.

Nasza przygoda zaczyna się od stworzenia postaci. Kiedy tylko uda nam się zdecydować, jak ma wyglądać cyfrowa wersja nas samych, gra raczy nas widokiem farmy naszej i naszego dziadka. Na wstępie dostajemy proste zadania typu podlej rośliny, zbierz plony, zetnij trawę dla naszej nowonabytej krowy, wydój ją. Wszystko odbywa się na zasadzie “kliknij na właściwy przedmiot i użyj go na innym przedmiocie poprzez kliknięcie”. Mówiąc w skrócie nasz wysiłek umysłowy ogranicza się do myślenia o tym, gdzie należy kliknąć.

266390_20170519224930_1

Po tym krótkim samouczku zaczyna się akcja właściwa. Jakaś niesamowita wichura, czy inny kataklizm posłał w zapomnienie naszą wspaniałą farmę. Nie oznacza to jednak, że mamy się poddawać! Dziadek ma plan, aby ją odbudować!

Wymieniamy się na produkty z pobliskim handlarzem, aby zakupić narzędzia i oczyszczamy teren z gruzu i roślin. Następnie, za pomocą szpadla, tworzymy małe poletko i sadzimy kukurydzę, którą można potem pohandlować. Pod wieczór nachodzą nas szabrownicy, którzy chcą okraść nas z warzyw, więc robimy najlepszą rzecz, jaką można zrobić, aby ochronić swoje plony: bierzemy (przykładowo) kukurydzę i ciskamy nią w szabrownika w celu ogłuszenia go.

Zaraz po szabrownikach pojawiają się zombie, którzy atakują nas i dziadka. Niestety, dziadek zostaje przemieniony w zombie i ucieka do lasu. Nas uratował nieznany chłopak, który ogłuszył nas warzywem. Twórca miał chyba ciche marzenie stworzyć grę o warzywach używanych w celach bojowych.

Po krótkim wyjaśnieniu, że przypałętała się jakaś zaraza zombie, grupa ocaleńców, czyli my, chłopak, który nas uratował i dziewczyna, która handluje wszelkimi dobrami, postanowiliśmy zbudować sobie bazę. Fundusze na ten cel (czyli wszystko, czym można handlować w grze: złom, elektronika, naycznia, warzywa, nasiona, zwierzęta itd.) miała nam dostarczyć restauracja, którą zasilałaby nasza skromna farma oraz inni ocaleńcy, gotowi poświęcić ostatnią szklankę w zamian za ciepły posiłek.

266390_20170519231238_1

Nazwany przeze mnie roboczo chłopak, który nas uratował zapewnia ulepszenia dla restauracji, czy też “sprzęt wojenny”, czyli między innymi miotacz kukurydzy i katapultę dyń. Nie uwierzę, że to z przypadku się wzięło – naprawdę.

Restauracja działała w dość prosty sposób. Na samym początku uczyliśmy się przepisu. Do tego trzeba naszą ostrą jak katana myszką przeciąć w locie konkretne warzywo lub warzywa potrzebne do przepisu. Przecięcie odpowiedniej ilości warzyw powoduje nauczenie się przepisu oraz przyznanie nam gwiazdki, która przekłada się na czas wykonania potrawy.

Kiedy nauczyliśmy się gotować, wystarczyło poczekać na klientów. Ci zbiegali się jak wygłodniałe koty i ustawiali w kolejce, czekając na ich kolej. Każdego klienta musisz zaakceptować lub odrzucić (bo na przykład nie potrafisz jeszcze ugotować potrawy, którą oni chcą). Zaakceptowany klient siada na wolnym miejscu i czeka, aż przygotujesz mu posiłek. Przygotowanie jedzenia to kwestia wybrania dania i wrzucenia warzyw tak, jak pokazuje dymek nad garnkiem. Klient zjada, odchodzi, a my sprzątamy po nim.

266390_20170521225254_1

Z czasem pojawiają się ocaleńcy, którzy, za talerz strawy i namiot do mieszkania, zobowiązują się nam pomóc (w kuchni albo na farmie w zależności, gdzie się ich przydzieli). Przełomowym momentem jest pojawienie się dziwnego naukowca i jego dziwnych pomysłów odnośnie tej mini apokalipsy zombie. Tylko czy uda mu się znaleźć rozwiązanie?

266390_20170527193628_1

Gra posiada również poboczne aspekty, jak zdobywanie złotych (lepszych) narzędzi do rozbijania większych złóż surowców oraz złotego kurczaka, który w sumie nie robi nic nadzwyczajnego (albo ja do tego nie doszedłem). Można też biegać po ciemnym lesie między zombie i zbierać surówce (drewno i kamienie) do rozbudowy bazy.

Czy polecam tą grę? Zdecydowanie, jeśli lubi się tego typu “mini gry”. Farm for your life nie jest wymagające i zapewniło mi sporo relaksu. Bawiłem się przy nim przednio i bardzo spodobała mi się idea zombie kradnących warzywa. Zapewne w wolnej chwili wrócę do gry jeszcze nie jeden raz, bo, pomimo jej powtarzalności, nie znudziła mi się ani trochę.

Mefisto

#069. Farm for your life Read More »

#067. To już rok!

To niesamowite, jak szybko czas leci. Szybciej, niż można by się spodziewać. Rok temu, dokładnie dwudziestego pierwszego maja założyłem tego bloga, a na następny dzień dodałem pierwszy wpis. To miał być blog o wszystkim (co lubię) i chyba jest, bo w końcu od czasu do czasu zamieszczam po trochu moich jęków, po trochu recenzji, a po trochu moich myśli i zdarzeń z życia. Myślę, że w jakiś sposób mi to wyszło – na pewno w kwestii jęczenia, bo to wychodzi mi – jak zawsze – najlepiej.

Przez cały rok przewinęło się przez niego tyle osób, dzieląc się swoimi spostrzeżeniami na temat różnych rzeczy. Również i ja wpadłem na blogi, które zdążyły powstać i zniknąć podczas tego roku. Zabawne, że – choć jestem typem lenia i osoby, która nigdy nie dociąga nic do końca – udało mi się wytrwać rok.

Mam nadzieję, że będę trwał dalej i wytrwam do następnego roku, a potem do kolejnego i tak dalej, aż do momentu, kiedy nadejdzie jakiś sensowny koniec. Pisanie notek jest dla mnie jak pisanie autobiografii – staram się, aby każdy wpis był nasycony moim podejściem i to, jak widzę świat. Nie chcę być sztywny w tym, co robię – wystarczy mi, że kiedyś sztywno będę leżeć w trumnie…

Korzystając z okazji chciałbym podziękować wszystkim, którzy weszli i zatrzymali się na chwilę. Nie zważam na to, czy weszliście tu celowo, czy przypadkiem, czy po prostu jakaś tajemnicza siła wessała Was na tę stronę. 😉 Dziękuję wszystkim, którzy zdecydowali się zostawić po sobie ślad w postaci komentarza/y. Dziękuję wszystkim, którzy mnie wspierali i podtrzymywali na duchu w gorszych momentach. Każdy ma swój wkład w tworzenie tego bloga.

Mam nadzieję, że przyjdzie mi napisać podobną notkę za rok. Trzymajcie kciuki, aby tak było. 🙂

Mefisto

#067. To już rok! Read More »

#063. Balrum

Przez długi czas nie wiedziałem, jak się zabrać za opisanie tej gry. W końcu jest w niej tyle aspektów, o których można wspomnieć, a zarazem wydaje się ich za mało (och, to już chyba mój standardowy niedosyt).

Balrum to gra wydana przez Balcony Team pierwszego marca 2016. Zakupiłem ją niemal od razu po premierze – głównie dlatego, że spodobała mi się old-schoolowa grafika. Właściwie to nie wiem, czemu mnie tak urzekła. Prawdopodobnie dlatego, że w tamtym okresie miałem dosyć gier z “super” grafiką, gdzie fabuły były znikome ilości, co bolało moje przygodowe serce.

Balrum dał mi i brak takiej grafiki, i irytację, ale także i długie godziny rozgrywki, które koniec końców dały mi sporo radości.

#063. Balrum Read More »

#060. Dziwne dziwności

Muszę to przyznać szczerze i otwarcie, że mam pojemny zad, bowiem jakaś złośliwość losu umieściła mi w nim magnes na dziwne sytuacje.

Padł mi akumulator w aucie. Smutna rzecz, ale zdarza się, w szczególności, jeśli pod akumulator jest podpięte mini centrum dowodzenia, dzięki któremu moje kochane auto pisze sobie ze mną wesoło na czacie, uczepiając się mojego tyłka, które rozszerza się szybciej niż wszechświat (i co zabawne to jedyna część mnie, która tyje, jeśli już ma coś we mnie tyć). Zamówiłem więc power bank, którym można wskrzeszać nieposłuzne pojazdy.

I tutaj zaczyna się coś, co sprawiło, że mój ptasi móżdżek wymiękł.

Na aukcji dostawcą miał być Royal Mail (czyli firma kurierska od angielskiej poczty). Paczka przyszła, ale nie zdążyłem zbiec na dół (ostatnie piętro, ja kuleję i poruszam się tak szybko, że szybciej byłoby się rzucić z okna na kuriera). Zostawił karteczkę od firmy o nazwie Yodel (zupełnie inny kurier), że paczka jest w schowku na zewnątrz domu. Wyciągam zawiniątko, a tam na opakowaniu DHL. Kurier przyjechał swoim autem, więc kompletnie nie wiem, kto to dostarczył i miał czarną, firmową koszulkę, która nie pasuje do uniformów żadnej z powyższych firm. Cieszę się, że paczka dotarła cała i zdrowa.

Kolejna sytuacja. Wczoraj moja ukochana połowa poprosiła mnie o kupno biletów na pociąg z racji faktu, że jest w podróży i ciężko zrobić to z telefonu. No to otwieram stronę, wybieram i z lekka mnie zamurowuje. Dzielę się informacją z połówką i słyszę tylko dziki śmiech po drugiej stronie słuchawki. Czemu?

Screenshot-1a

(pozwoliłem sobie usunąć miejscowości :P)

Rozumiem, że pociąg o 12:20 ma jakąś klasę drugą w wersji VIP, że kosztuje więcej? 🙂

Zauważyłem, że proporcja absurdów rośnie wraz z ilością rzeczy, jakie mam na głowie. Aczkolwiek to całkiem miły aspekt w moim życiu – pod warunkiem, że te dziwności pozostają jedynie dziwnościami i nie stanowią zagrożenia dla mojej psychiki. 🙂 Mam ich sporo do opisania, ale one mieszczą się w sferze pracowej, więc zostawię je na później.

A Wy mieliście ostatnio jakąś dziwną sytuację?

Mefisto

#060. Dziwne dziwności Read More »

#058. Za dużo gier

Dzisiaj stwierdziłem, że zbyt duża ilość gier sieka mózg i to boleśnie.

Z różnych śmiesznych powodów musiałem się udać do szpitala. Wizyta planowana, list z datą i godziną otrzymany. W zestawie była też mapka całego kompleksu, bo łatwo się tam zgubić.

Dotarliśmy na parking około dziesięć do trzynastu minut przed spotkaniem. Ochoczo ruszyłem z moją połową w celu odnalezienia budynku, gdzie miało odbyć się spotkanie. Zajęło nam to chwilkę – w końcu mieliśmy mapę. Na mapie budynki były ładnie opisane; w rzeczywistości było troszkę gorzej, bo naszym punktem odniesienia był jeden malutki budyneczek z nazwą.

Dotarliśmy do drzwi przeznaczenia, na których w pokrętny sposób wyjaśniano strzałkami jak dojść do innego wejścia. No dobra, szpital remontują, więc pewnie coś tam robią. Udaliśmy się do drugich drzwi przeznaczenia, a na nich kolejna kartka z jeszcze większą ilością strzałek, jak dotrzeć do innych drzwi.

Koniec końców obeszliśmy budynek, aby dostać się do innych drzwi, nad którymi wisiał wielki znak “Pain Clinic Services”. Nie dziwię się, że od razu witają nas ci od “bólu”, bo po takiej ilości zgadywanek i zagadek przyszliśmy tam z – na szczęście – lekkim bólem tyłka. Aczkolwiek działało to raczej jak mini napęd, bo ostatecznie byliśmy tak cztery minuty przed.

Czułem się jak w jednej z tych męczących misji w grach, gdzie latasz w każdą stronę. Tylko brakowało mi, aby recepcjonista rzucił złotem i punktami doświadczenia za nasz wysiłek.

Mefisto

#058. Za dużo gier Read More »

#057. Sky Break

405370_20170127222913_1

W końcu pojawia się kolejna pozycja na mojej liście skończonych gier.

Sky Break to gra stworzona przez FarSky Interactive wydana dwudziestego 21-szego października 2016. Jest to pozycja przygodowa, łącząca w sobie elementy surwiwalu, sci-fi i strzelania do wszystkiego, co próbuje Ciebie zabić. Poza tym mamy też roboty i możliwość ich hakowania.

Po kolei.

W Sky Break dowiadujemy się, że Ziemię nęka wirus i jedyna nadzieja leży w florze Arcanii – planety, którą ludzie niegdyś osiedlili, a potem opuścili w momencie, gdy roboty zwróciły się przeciwko nim. Jesteśmy naukowcami, którzy udają się w podróż po lek na wirus, który męczy ludzkość. Niestety, jak to w grach bywa, coś musi pójść nie tak…

Już na wstępie natrafiamy na burzę, która uszkadza nasz statek i zsyła nas na ląd w przyśpieszonym tempie. Udaje się nam przeżyć i od razu zabieramy się do aktywowania naszego drona oraz “przejmujemy” stację badawczą (co polega jedynie na podejściu do monitorka i aktywowaniu go). Na stacji znajdujemy maszynę do leczenia (która działa jak wielki skaner), maszynę do ulepszania naszej postaci, małe poletko do sadzenia roślin, zagrodę dla naszych robotów, skrzynię na nasze skarby oraz mapę okolicy. Mapa na stacji przydaje się po to, aby przemieszczać się między jednym portem, a drugim (bo w grze jest ich całkiem sporo). W naszym ekwipunku mamy również mini mapę okolicy, zebrane przedmioty oraz listę przedmiotów, które możemy stworzyć.

Roboty  w Sky Break to nic innego jak mechaniczna fauna planety – ich wygląd i nazwa określają ich rodzaj (przykładowo ptasiopodobny robot nazywa się Bird, czyli po polsku ptak). Za wyjątkiem czegoś o nazwie Scorpio, co przypomina pieska preriowego na sterydach. Oczywiście są one agresywnie nastawione do nas (za wyjątkiem mecha-jelonkami, które chyba nie były pewne i raz mnie biły, raz nie). Mamy możliwość hakowania ich (po wcześniejszym pokonaniu), które polega na obracaniu okręgami, aż utworzy się ścieżka z jednego punktu do drugiego. Aby nie było tak łatwo, mamy ograniczenie czasowe, a każdą lokacją wzrasta poziom trudności.

Pierwszym naszym zwierzakiem jest oczywiście pies, który sprawuje się czasem nieźle, ale wydaje mi się, że jego oprogramowanie poważnie się zawiesza, co skutkuje tym, że nasz robo-pies krąży wokół nas jak satelita niekiedy nawet wbiegając w nas. Kończy się to tym, że pozostawiona na chwilkę postać jest kilka kilometrów dalej od miejsca, w którym ją zostawiliśmy. Łącznie zwierząt można mieć 4, pod warunkiem, że zbierze się wystarczająco kryształów do odbudowy ich “legowisk”.

Nasze zadania są prozaicznie proste: znajdź innych rozbitków, odblokuj stację, odszukaj części statków, znajdź zapasy energii/paliwa.  W między czasie zbieramy roślinność planety, która odbolowuje kolejno nowe przedmioty do wytwarzania, aż do momentu, kiedy uda nam się odblokować cudowny lek – cel naszej podróży. Poza zwykłą “fauną”, mamy też zwykłego robota, który stanowi nieco większe wyzwanie do pokonania. Jednakże odpowiednia technika pozwala szybko się z nim rozprawić.

Z czasem też udaje się naprawić statek, którym można się przemieszczać po mapie. Sterowanie nim jest okropnie niewygodne za pierwszym razem, ale idzie się przyzwyczaić.

Są łącznie trzy różne lokacje (las, pustynia i obszar zimowy). W każdej czekają nas różne rodzaje robo-zwierzaków do pokonania lub przygarnięcia.

Jest to prozaicznie prosta i przyjemna gra, nad którą spędziłem kilka godzin. Powiem Wam, że czuję się i zadowolony, i zawiedziony. Zadowolony, bo gra jest miła i przyjemna, z ładną grafiką i prostą, ale sensowną fabułą, aczkolwiek przechodzi się ją bardzo szybko, kończąc z takim niedosytem. Tak, jakby twórcy w połowie skończył się pomysł i uciął wszystko beznamiętnie, chcąc jak najszybciej zakończyć grę. Z drugiej strony rozumiem, że gra jest w dosyć niskiej cenie jak na jej jakość. Od gry zniechęcają też błędy. Chociaż ja spotkałem się tylko z nadprzeciętną czułością mojego robo-psa, czytałem, że inni gracze potrafili mieć trudności z powodu nienaprawionych błędów.

Podusmowując: moje osobiste zdanie o Sky Break jest takie, że dla fanów strzelanek, robotów, prostoty i ładnej grafiki gra może być idealna. Polecam ją każdemu, kto lubi tego typu gry, aczkolwiek radziłbym kupować ją w przecenie, bo ja osobiście do tej pozycji już raczej nie wrócę.

Mefisto

#057. Sky Break Read More »

Scroll to Top