clevedon

#151. Kącik Podróżniczy nr 3 – Muzeum przy molu w Clevedon

MUZEUM PRZY CLEVEDON PIER

map

Kolejnym przystankiem w Clevedon było malutkie, ale ciekawe muzeum poświęcone historii mola opisanego w poprzedniej notce.

Atrakcje zdawały się nastawione na dzieci, co mnie bardzo cieszy, bo wszystkie poruszające się obiekty zdawały się pochłaniać uwagę Smoczyńskiego (jak i moją). Historia mola była skryta między poruszającymi się eksopnatami, tabliczkami i zdjęciami. Aczkolwiek każdy, kto miał trochę dłuższą chwilę, mógł spokojnie z tą historią się zaznajomić.

Całkiem fajnymi eksponatami był radar z lokacją i krótkim opisem statków oraz drewniane molo, które przy naszej pomocy mogło się rozpaść lub wrócić do pierwotnego stanu.

Prawdziwą magią okazały się poruszające się kraby, pływające statki. A to wszystko za sprawą jednego pokrętła. Raj dla ciekawskich oczu!

Chociaż to muzeum było malutkie (a ja lubię duże muzea) to i tak czułem się tam jak w raju. I dorosły, i dziecko, a nawet niespokojny Diabeł znalazł coś dla siebie.

(przepraszam za małą ilość zdjęć, ale niektóre nie wyszły z racji tego, że wtedy jeszcze używałem Galaxy S5, a tam miałem zepsuty aparat, a na części zdjęć jest moja matka, bo co chwilę wchodziła mi w kard 😛)

Mocno polecam każdemu, kto zdecyduje się wybrać na molo! Kilka (dłuższych) chwil wystarczy, aby się wszystkim pobawić i zapoznać z dostępnymiQ1 ciekawostkami.

A na koniec bonusik: takie fajne autko jechało przed nami, kiedy wracaliśmy z muzeum. 🙂

IMG_20180513_144647

Mefisto

#151. Kącik Podróżniczy nr 3 – Muzeum przy molu w Clevedon Read More »

#143. Kącik Podróżniczy nr 2 – Clevedon Pier

CLEVEDON PIER

map

Maj był dla nas burzliwym miesiącem. Było to dosłownie chwilę po tym, kiedy musieliśmy szukać nowego mieszkania na gwałt. W międzyczasie przyjechała jeszcze do nas moja matka, która, chociaż starała się bardzo mocno, niekiedy właziła nam pod nogi, kiedy biegaliśmy w szale szukając rozwiązania.

IMG_20180513_133059

Nie było to zdrowe, więc postanowiliśmy wybrać się na Clevedon Pier – wielkie molo zakończone pagodą znajdujące się w najstarszych dzielnicach Clevedon. Było to zarówno odprężające jak i magiczne doświadczenie! Przypomnę, że molo zbudowany w 1869. Użyto przy tym szyn, które ostały się po budowie kolei. W 1970 uległo częściowemu zawaleniu, a w 1989 otwarto je na nowo.

Wstęp kosztuje £3.00 (jest również opcja gif-aid, gdzie płacimy £3.30, a molo otrzymuje wsparcie od rządu w wysokości 25% kwoty biletu). Jest to niewielka kwota, która w całości idzie na utrzymanie mola. Na stronie wyczytałem, że można też wynająć wędkę i spróbować swych sił w łowieniu ryb.

Magia zaczęła się już na samym początku, bowiem niewiele brakowało, aby zdmuchnął nas wiatr, kiedy staliśmy przy punkcie z biletami. Niezrażeni ruszyliśmy dalej, aby odkryć, że wiatr gdzieś się po drodze zgubił. Dosłownie tak, jakby molo było osłonięte niewidzialną powłoką! Aczkolwiek przy dotarciu do pagody powłoka musiała się skończyć, bo wiatr znowu próbował wrzucić nas do wody.

Na długości całego molo były tabliczki z wygrawerowanymi wyznaniami, czy życzeniami… Jest to kolejna forma dotacji, jaką oferuje molo. Według strony, od 1989, jest ich ponad 13 tysięcy! Nie powiem, że była to ciekawa zabawa szukanie coraz to bardziej interesujących tabliczek.

Najbardziej to wszystko przeżył Smoczyński. Dla takiego wilka morskiego jak ja widok wody, czy plaży to nic takiego. Mieszkałem ledwie kilkaset metrów od morza, a ojciec nie raz sadzał mnie za sterem wodnego bolidu. Ale dla niego to był pierwszy raz, kiedy widział fale. I to nie jego nogi je powodowały! W bezpiecznym objęciu Połówki nasz mały bąbel wychylał się odważnie i obserwował jak morskie bałwany rozbijają się o metalową konstrukcję mola, jak wędrują ku brzegowi, aby przepaść i zniknąć wsiąkając w piach. Ten widok pochłonął go całkowicie! Co dla nas było zwykłą wycieczką, dla niego było przygodą godną poszukiwania Złotego Graala! Patrząc na niego odnalazłem w sobie perspektywę dziecka; trochę okurzoną od tych wszystkich złości.

Wiatr jednak wiał coraz mocniej i podjęliśmy decyzję o odwrocie. Zajrzeliśmy pośpiesznie do kafejki w pagodzie, ale że nie mięli nic, co by pasowało naszym wyszukanym gustom to rozpoczęliśmy marsz w kierunku brzegu bogatsi nie tylko o nowe wrażenia, ale i niesamowite doświadczenie, jakim jest pokazanie dziecku otaczającego świata.

Było warto!

W punkcie biletowym za to czekało na nas jeszcze niewielkie muzeum, o którym wspomnę w następnym wpisie!

Mefisto

#143. Kącik Podróżniczy nr 2 – Clevedon Pier Read More »

#137. Kącik Podróżniczy nr 1 – Clevedon

CLEVEDON

map

Dosyć często odwiedzane przeze mnie Clevedon, miasteczko liczące około 21 tysięcy mieszkańców, kryje w sobie kilka historycznych skarbów, którymi chciałbym się z wami podzielić. Sama nazwa Clevedon pochodzi ze staroangielskiego i znaczy cleve (cleave) – rozdzielać oraz don (hill) – wzgórze. Nazwa ma swoje uzasadnienie w tym, że mieści się między siedmioma wzgórzami.

Chociaż czasy największego rozwoju Clevedon przypadły na rok 1820, to najstarsze wzmianki o mieście przypadają na rok 1086, gdzie wspomniano o nim w Doomsday Book jako wieś z ośmioma mieszkańcami i dziesięcioma małymi farmami. Niedługo potem w 1320 Sir John de Clevedon zbudował Clevedon Court, który w 1709 przejęła rodzina Eltonów. Posiadłość została przekazana w 1960 National Trust i otwarta dla szerszego grona, mimo iż wciąż zamieszkują ją członkowie rodziny.

Rodzina Eltonów mocno zapisała się w dzieje miasta Clevedon, czyniąc z niewielkiej wioski skupionej wokół uprawy roli do wiktoriańskiego ośrodka wczasowego. Ich inwestycja w miasteczko nie ograniczała się tylko do szpitala, szkół i kościołów, ale także do poprawy rozwiązań kanalizacyjnych i urządzeń sanitarnych.

Jednym z prezentów rodziny Eltonów dla miasta jest wieża zegarowa w Clevedon. Choć nie tak imponująca jak Big Ben, jest miłym akcentem w sercu sklepowego trójkąta tego małego miasta. Obiekt ten został sprezentowany w 1898 przez Sir Charlsa Eltona z okazji diamentowego jubileuszu królowej Wiktorii.

IMG_20180525_115310

Wraz z rozwojem Clevedon powstawały hotele (na przykład Royal Pier Hotel), koleje, a także piękne molo, które po dziś dzień służy do przyjmowania podróżnych przybywających do miasteczka na statkach parowych. Rejsy odbywają się między miasteczkiem, Devon i Walią. Samo molo zbudowano w 1869 wykorzystując odpowiednio przerobione szyny, które pozostały po budowie kolei. W 1970 molo uległo częściowemu zawaleniu i dzięki staraniom Pier Preservation Trust udało się je ponownie otworzyć 27 maja 1989 – 120 lat po pierwszym otwarciu.

IMG_20180513_134050

Ozdobą tego miejsca jest również interesujący fort o nazwie Walton Castle. Niegdyś był wykorzystywany do celów łowieckich, dziś organizowane są w nim wydarzenia typu śluby, czy spotkania rodzinne.

W Clevedon mieści się kino Curzon, które otwarto w 1912, co czyni je najstarszym, wciąż czynnym obiektem w Anglii. Od czasu do czasu organizowane są tam pokazy starych oraz niemych filmów, na które sumiennie poluję. Równie sumiennie staram się wprosić na wycieczkę. Czas pokaże, czy skutecznie.

Clevedon może też się poszczycić byciem pierwszym miastem, gdzie na dużą skalę zaczęło produkować penicilinę, która posłużyła się do ratowania życia żołnierzom podczas Drugiej Wojny Światowej.

Na tym skończę ten ogółowy i – mam nadzieję – niezbyt nudny opis tego spokojnego, a jednak napchanego historią miejsca w Anglii. Po kolei zwiedzam niektóre z wyżej wymienionych atrakcji, na temat których napiszę osobne notki i przybliżę piękno tych miejsc w jakiejś ładnej, opisowej (i zdjęciowej) formie.

Cóż, taki przynajmniej mam zamiar!

Mefisto

#137. Kącik Podróżniczy nr 1 – Clevedon Read More »

#102. Od serca

Trochę czasu minęło od takiej zwykłej, pamiętnikowej notki. Nie czułem się jednak na siłach, by pisać coś prywatniejszego, bo męczy mnie chorobowo-zimowa chandra i teraz więcej mam chwil, gdzie mi się nie chce niż chce. Chociaż patrząc na to z innej strony, jeśli jestem w stanie organizować sobie życie, kiedy mi się nie chce, to ile osiągnąłbym, gdyby mi się chciało?

Pomimo podłego nastroju życie toczy się dalej, a ja szukam pozytywów przecierając zmęczone oczy.

Wróciłem do pracy z urlopu rodzicielskiego. W ostatnim czasie jedyne miłe, co mnie spotkało to prezent dla Smoczyńskiego i kartka z gratulacjami.

Co do Smoczyńskiego to już trzeci raz modyfikuję fragment wpisu o nim, bo cholera jedna na tyłku nie usiedzi tylko ewoluuje jak nienormalny. Najpierw miało być, że wyszły mu dwa zęby, chwilę potem, że uczy się siadać, teraz umie już siadać i w ekspresowym tempie opanowuje stawanie i chodzenie. W takim tempie to do pierwszych urodziń skończy studia z wyróżnieniem! A tak na poważnie: jestem dumny, że z radością na twarzy robi krok do przodu (nawet, jeśli leci przy tym na twarz). 🙂

Z okazji pierwszych ząbków dostał Jibanyana, którego jest wielkim fanem i wręcz zgłupiał ze szczęścia, kiedy go sobie odpakował. Udało się uwiecznić jego radość na nagraniu i możemy wracać do tego dnia z uśmiechem.

IMG_20180224_135216
Światowy Jibanyan – przyjechał z Korei Południowej. Lokalne Jibanyany cierpiały na dziwne wodogłowie 😉

Z rzeczy niefajnych: pomoc, jakiej udziela mi angielska służba zdrowia jest tak świetna, że wątpię, abym kiedykolwiek z czegokolwiek się wyleczył. W szpitalu wykryto mi fakt, że moja tarczyca uprawia autoagresję. Zdarza się. Na szczęście się trzymam i póki co nie trzeba leczyć, trzeba kontrolować. Poszedłem więc do lekarzy, poprosiłem o badania. Zrobili wszystkie tylko nie tych, co trzeba. Przy okazji wyszła mi okropna anemia. Przynajmniej wytłumaczył się fakt, czemu mogłem włosy z głowy dosłownie wyjmować. Co zabawne, anemia jest silnie połączona ze stanem mojej tarczycy. Lekarka oponowała przed kolejnymi badaniami, ja nalegałem i się ugięła. I co? Dzwoniono do mnie z przychodni – cytując panią doktor: “trzeba robić badania, tarczyca w końcu kiedyś mnie zawiedzie”. No bez jaj, Sherlocku… Jakbym podczas każdej wizyty tego nie mówił, to bym się ucieszył z tej sztucznej troski…

Zaletą mojego stanu zdrowia jest na pewno to, że nie mogę za bardzo spać, więc piszę notki i gram w gry. Z tego tytułu wpisy z grami będą się pojawiać częściej, inaczej mam tych wpisów na niemal pół roku w przód… Oczywiście napisanych. Multum gier wciąż czeka na opisanie, w drugie multum obecnie gram.

Co do gier to prawie umarłem z radości, kiedy Feral Interactive zapowiedziało port Rise of The Tomb Raider na linuxa. Po zagraniu w Tomb Raider z 2013 roku, polubiłem serię i kontynuacja przygód będzie fajną sprawą. Współczuję tylko Larze, bo tyle razy, ile ona zginęła, to nie zginęła mi jeszcze żadna postać. I to potwierdza tylko moje twierdzenie, że z kobietami nie umiem się obchodzić.

Smoczyński lubi aktywnie ze mną grać, ale zanosi się płaczem, kiedy biję się np. z zombie w Dead Maze. Za to jak one mnie tłuką to już jest dobrze, bo się cieszy jak opętany. Jak nic bawi go moja krzywda! 😉

Połówka pojechała za to na leczenie do Polski na ponad dwa tygodnie. Prawie by się to nie udało, bo w pracy dostanie urlopu to rzecz niemal niemożliwa. Oczywiście dotyczy to mnie. Jeszcze do końca maja muszę wybrać resztę urlopu i nie wiem jeszcze, jak to zrobię.

Ostatnio też doszedłem to wniosku, że Anglia to dziwny kraj. Mamy do wyboru dwa duże sklepy w odległości 3.50 mili i 10 mili. Zgadnijcie, do którego jeździmy? Oczywiście do tego oddalonego o 10 mil. Dlaczego? Bo jedzie się szybciej, płynniej (ile dużo mniej benzyny się zużywa!), widoki to śliczne pola i niewielkie obszary mieszkanie w stylu angielskich wsi (które są naprawdę ładne), a i idiotów rowerowosamochodowych jest dużo mniej, że nawet się tego nie odczuwa. Jeździmy do Clevedon i cieszymy się z rodzinnych zakupów – Smoczyński w swoim nowym foteliku (w którym więcej widzi) przeżywa każdy wyjazd albo smacznie śpi, a my delektujemy się podróżą. Nie pamiętam, kiedy ostatnio podróż autem była tak przyjemna! A Clevedon jest śliczne i ludzie są milsi, mniej sfrustrowani.

Miło tak po prostu jechać bez obawy, że ktoś w ciebie wjedzie z powodu własnej głupoty.

O, ile się tego nazbierało. A to i tak nie wszystko. Do momentu, aż tego nie napisałem, nie miałem świadomości, ile rzeczy się ostatnio działo. Życie pędzi nieustannie, a ja czasem nawet nie zdaję sobie z tego sprawy. Albo zwolnię, albo będę pisał więcej takich notek, albo notki będą długie jak papier toaletowy… 😉

Mefisto

#102. Od serca Read More »

Scroll to Top