#344. Portal Knights

374040_20190506004507_1

Portal Knights to tytuł stworzony przez Keen Games i 505 Games, który światło dzienne ujrzał w maju 2017. Jest to ciekawa gra polegająca chyba na wszystkim, co do takiej małej pozycji można było wpakować. Pozwólcie, że zabiorę Was w podróż po krainach nazwanych Elysia.

Niegdyś jeden świat uległ uszkodzeniu i podzielił się na wiele małych wysp czekających na ponowne połączenie poprzez porozstawiane wszędzie portale. Nasza postać jest właśnie tą osobą, Rycerzem Portalu (Portal Knight), gotową zmierzyć się z przeciwnościami losu i uruchamiać tajemnicze wrota do nowych krain.

Zacznijmy jednak od samego procesu tworzenia naszego bohatera. Jest ono proste i banalne – polega na wybraniu klasy postaci (rycerz, łucznik lub mag), ustaleniem wyglądu, a wieńczy się nadaniem imienia. Następnie możemy ustalić nazwę i wielkość świata, aby wylądować naszym ubranym w pidżamę ludkiem na pierwszej milutkiej lokacji.

Skierowałem się w stronę stojącej nieopodal postaci, aby z nim porozmawiać, a on (głosem Minionka!) obwieścił mi, co mu potrzeba. Moje pierwsze zadanie! Hura! Tu w ogóle są zadania! Dowiedzieliśmy się, że musimy uruchomić portal przy użyciu specjalnych kamieni odpowiadających kolorowi portalu (jest ich aż 4). Kawałki tychże kamyczków wypadają z zabitych przez nas potworków, więc nie pozostało mi nic innego jak lecieć i tłuc się z czym popadnie.

374040_20190503014619_1

Na szczęście walka nie jest trudna – ba, nawet można zrobić uniki (ciastko dla tego kto zgadnie, ile zajęło mi dowiedzenie się tego). Wrogowie mają swoje specjalne ataki, których używają w określonej kolejności, więc dosyć szybko można się dostosować i wygrywać bez nadmiernego obrywania po kuprze. W zamian dostajemy losowe przedmioty (zjadliwe bądź nie), punkty doświadczenia oraz kawałki kamieni potrzebnych do odblokowania portali.

Jako ciekawostkę dodam, że potworki mają przypisany swój żywioł, przez co są odporne na niektóre ataki zadane tym samym żywiołem, a dostają solidny łomot od przeciwnych elementów. Dlatego nie zdziwcie się, kiedy stwierdzicie, że trzy różne różdżki to jest absolutne minimum. 😉

Kolejną rzeczą zaprezentowaną nam przez kolejnego Minionka jest stół warsztatowy (workbench). Na nim możemy tworzyć przeróżne przedmioty, ale także i rzeczy takie jak kowadło, czy piec pozwalające nam na produkcję jeszcze bardziej zaawansowanych przedmiotów. Oczywiście do tworzenia czegokolwiek potrzebujemy materiałów, a te możemy pozyskać z każdego krańca świata przy użyciu narzędzi (niekoniecznie odpowiednich – zbierałem drewno kilofem przez prawie połowę rozrgrywki).

Światy dzielą się na różne biomy, a na nich znajdują się różne surowce. Oczywiście im dalej posuwamy się z rozwojem postaci, tym ciężej zdobyć odpowiednie materiały, bo potrzeba ich więcej, a przeciwncy są silniejsi z każdym nowo otwartym portalem.

W międzyczasie można też, odwiedząc lokacje zamieszkane przez tych śmiesznych ludków, “pożyczać” elementy ich domów (zabrałem im łóżko, obrazy, szafy, a nawet ścianę). I nikt, absolutnie nikt, nie będzie miał do Was o to pretensji (osobiście nie kłóciłbym się z uzbrojonym świrem wynoszącym mi ścianę z domu).

Portal Knights ma też miminum swojej fabuły łączącej nas z innymi, poległymi Rycerzami Portalu oraz trzema głównymi i trzeba pobocznymi bossami. Wszystko po to, aby przywrócić balans we wszechświecie! Od razu zaznaczam, że to jest lekka pozycja, a opiewająca ją opowieść jest tylko po to, aby poprowadzić nas od jednego monstrum do kolejnego, aż dojdziemy do końca naszej krótkiej historii.

Wypełniaczami wolnego czasu są też czasowe wydarzenia, gdzie możemy zdobyć dodatkowe punkty doświadzcenia, przedmioty albo dostać się do dziwnych krain, aby nazbierać ciężko dostępnych dóbr.

Tytuł ten posiada też kilka udogodnień, które nijak sprawdzają się podczas rozgrywki, ale dają sporo radości. Mamy zwierzaki łążące za nami krok w krok oraz ludki z radością pozwalające wsadzić się do ekwipunku i wypakować w dowolnym miejscu. Jak jeszcze motyw bezużytecznych zwierzątek rozumiem, tak pakowania człowieka do plecaka nie mogę pojąć i staram się to tłumaczyć, że po prostu komuś się to może przydać przy budowaniu zamku i umieszczania poddanych w odpowiednich częściach swoich włości…

Podsumowując: jest to zabawna, niewymagająca wielkich nakładów energii gra pozwalająca ekspolorować, bawić się, walczyć, wyżywać na otoczeniu… Cokolwiek dusza zapragnie. Jest to idealna pozycja dla osób zmęczonych codziennością (albo nazbyt trudną grą), którzy przy minimalnym wysiłku chcą mieć sporo dobrej zabawy. Portal Knights nie jest wymagający, ale potrafi zapewnić zajęcie na kilka-kilkanaście godzin.

(A na sam koniec mój nigdy nieukończony domek. Mieszkałem w domu, ale bez dachu nad głową 😛)

Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#344. Portal Knights Read More »

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą

Japeś po powrocie do domu mało nie umarł na zawał, kiedy wielgachna, niepodoba do niczego klucha szczęścia skoczyła do niego z utęsknieniem. W życiu nie spodziewał się, że Marzenie mogłoby wyglądać tak dziwacznie i jednocześnie być tak wesołe. Kiedy jednak odsapnął, Cień wraz ze Smokiem wdrożyli Wędrowca w szczegóły ich odkrycia.

Następne dni spędzili razem na łapaniu niewinnych istot z Krańca Czasu i testowaniu ich sposobu. W niektórych przypadkach rezultat pojawiał się równie szybko, co w przypadku Marzenia. U innych trwało to zdecydowanie dłużej. U niewielkiej grupy “badanych” nie udało się wykrzesać nic innego poza strachem, co było zrozumiałe – w końcu zostali, jakby nie patrzeć, porwani.

Mając jednak wyniki ich małego eksperymentu, wezwali Merlina, aby podzielić się z nim wiedzą, która miała zmienić całkowicie Kraniec Czasu. Mag był pod wrażeniem, ale potrzebował czasu, aby samemu przetestować odkrycie jego podopiecznych nim przedstawi je Radzie Najwyższych. W końcu była to zbyt ważna sprawa, aby tak po prostu na słowo zaufać dwóm sceptykom i niepoprawnemu optymiście.

Merlin zostawił ich z przykazaniem, aby czekali na dalsze wieści od niego. Japeś wraz z Jakiem wrócili do codziennego życia, a Smok z Chochlikiem studiowali książki kucharskie męcząc Cień, aby przygotowywał coraz to dziwniejsze potrawy.

Wędrowiec spodziewał się, że ich życie zwolni tempa i da im chwilę odsapnąć, ale przynajmniej ich egzystencja jako istot z Krańca Czasu została (na jakiś czas) uporządkowana. Jednak jak tylko ten aspekt został odłożony na bok, u drzwi ich mieszkania zjawiła się matka Jake’a z niespodziewaną wizytą i kolejną kłodą, z którą nasi bohaterowie mieliby się zmierzyć.

– Chcę rozwieść się z twoim ojcem. – matka chłopaka od razu przeszła do rzeczy. Cień jedynie kiwnął głową, a Japeś w ciszy przysłuchiwał się dyskusji obojga.

Między matką Jake’a a jej mężem doszło do dyskusji na temat ich syna. Jako że mężczyzna nie zamierzał zmienić swoich poglądów, kobieta rzuciła mu ultimatum, efektem którego miał być właśnie rozwód. Cień był zaskoczony postawą jego rodzicielki, ale w duchu dziękował za Wędrowca i jego niesamowicie dziwny sposób naprawiania świata.

– Rozumiem, że będziesz chciała, abym stanął po twojej stronie? – zapytał, a kobieta kiwnęła głową upijając łyk taniej herbaty, do której nie była przyzwyczajona. Jake również odpowiedział jej kiwnięciem. – Myślę, że nie będzie z tym problemu. Po stronie ojca na pewno nie zamierzam stawać.

Japeś w ciszy przysłuchiwał się ich rozmowie, a jednocześnie łapczywie pochłaniał ciasteczka owsiane wypychając swoje policzki aż do granic możliwości. W życiu nie jadł tak przepysznych słodyczy i chociaż bardzo się starał, nie potrafił ich sobie odmówić. Nie potrafił się przez nie skupić na rozmowie i docierały do niego jedynie fragmenty, które ani trochę nie układały się w jakąś sensowną całość.

Dopiero kiedy poczuł dłoń Jake’a szukającą jego dłoni pod stołem, wrócił na chwilę do rzeczywistości i wpadł pomiędzy ich konwersację.

– A jak się wam tu żyje? – zapytała kobieta uśmiechając się delikatnie, ale i z lekkim skrępowaniem. – Nikt tutaj nie ma problemu z… no wiecie.

– Cóż, na razie nie było żadnych atrakcji. Myślę, że nikt się nie domyśla. Póki co przynajmniej. – odparł spokojnie Cień. Na zewnątrz starali się unikać okazywania sobie uczuć, w domu za to pilnował ich Smok, więc ich związek był związkiem tylko w nazwie. Cała uczuciowa warstwa bycia razem zawierała się w spędzaniu razem czasu i ukradkowym uśmiechaniu się do siebie, ilekroć psi zazdrośnik nie widział.

– To dobrze. – kobieta uśmiechnęła się tym razem weselej. Niedługo potem pożegnała się i zostawiła ich samym sobie (i ich smoczej przyzwoitce). Japeś, jak tylko wyszła, pochłonął w mgnieniu oka resztę ciasteczek, a Jake z lekkim zdziwieniem patrzył na Wędrowca, którego twarz zupełnie przypominała mu jego świętej pamięci chomika.

– W życiu nie spodziewałbym się, że moja matka będzie chciała rozwieść się z moim ojcem, bo on nie chce pogodzić się z faktem, że jestem gejem. – westchnął Cień i oparł głowę o stół. – I to wszystko dzięki tobie. Dzięki. Naprawdę.

Japeś próbował powiedzieć mu “nie ma za co”, ale ilość ciastek w jego buzi skutecznie uniemożliwiła mu rozmowę. Jake zaśmiał się jedynie cicho, po czym zebrał się, aby posprzątać po wizycie swojej matki. Wędrowiec, jak tylko przemielił, co miał w ustach, dołączył do Cienia i w chwilę usprzątnęli cały bałagan.

Następne dni mijały im nadzwyczaj spokojnie. Czasem Marzeniu odbijało i biegało z Chochlikiem po domu (właściwie to Chochlik uciekał przed Marzeniem, bo bał się o swoje życie). Jake zauważył dziwny brak zleceń, jednak Smok pośpieszył mu z wyjaśenieniem przekazując jednocześnie wiadomość od Merlina: starzec postarał się, aby Cień dostał urlop.

Było to oczywiście potoczne określenie zawieszenia w magicznych obowiązkach, jednak oboje z Wędrowcem mało nie padli z wrażenia. Prastary, korzystając z okazji, zaczął wdrażać Jake’a w tajniki magii, a Japeś z uwagą im się przyglądał, zazdroszcząc możliwości korzystania z nadnaturalnych sił Krańca Czasu. Sam niekiedy miał ochotę pstryknięciem palców posprzątać cały dom albo wyleczyć ból pleców.

Ich spokojne, niemal sielankowe lenistwo nie mogło jednak trwać wiecznie. Wszak los nie znosił, kiedy nasz bohater zaczynał przyzwyczajać się do normalności i podsyłał mu kolejną kłodę, która rozrzucała na boki to, co udało mu się do tej pory ułożyć…

Mefisto

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą Read More »

#342. Dlaczemu cz.5 – Tu trzeba krzyczeć…

Nawet nie wiem jak zacząć ten wpis bez jakiegoś soczystego przekleństwa, bo w głowie mi się nie mieści to, co dzieje się w Polsce. Skończyła mi się cierpliwość i zagryzanie zębów – “tu trzeba krzyczeć, trzeba się drzeć”, jak to świetnie ujęto w tej piosence.

To jest dla mnie naprawdę trudny wpis, bo sprawa aborcji nie jest prostą sprawą mieszczączą się pomiędzy naszymi standardowymi “dobrze” a “źle”. Tutaj nie ma “dobra” i “zła”. Tutaj jest czyjś wybór – niejednokrotnie najcięższy w życiu.

Dlaczego zatem mamy stado starych dziadów i starych bab uważających siebie za alfy i omegi, by decydować za innych w sprawach tak bardzo trudnych? Dlaczego robią nam to stare dziady i baby, które ochoczo korzystały z rozszerzonego prawa aborcyjnego: “z powodu ciężkich warunków finansowych”, a nam odbierają ten nawet najcięższy wybór.

Moja babcia miała aborcję, bo zagrażała jej życiu. Osierociłaby dwójkę dzieci i zostawiłaby mojego dziadka na pastwę depresji, gdyby odebrano jej ten wybór. Zabrakłoby tej jednej z najważniejszych kobiet, które starały się chronić mnie przed złem tego świata i pewnie nie dożyłbym dzisiejszego dnia.

I to mnie w tym wszystkim zwyczajnie wkurza, że człowieka pozbawia się fundamentalnej rzeczy jaką jest wolność wyboru. Tym bardziej w tak trudnej sytuacji, gdzie człowiek nawet nie stoi między młotem a kowadłem, a czeka na spadający fortepian z nieba, który roztrzaska mu się o łeb.

Wiecie, co w tym wszystkim jest odrażające? Że robi się to pod pretekstem ratowania życia, podczas gdy każdy z nas wie, iż jest to czysty sadyzm skierowany w stronę przede wszystkim tych nienarodzonych dzieci i kobiet, a potem ich rodzin. Ale już to w historii nie raz przerabialiśmy, że ludzie tłumacząc się dobrymi intencjami dokonywali mordów i szerzyli zło w najczystszej postaci, za które potem musieli przepraszać ich potomkowie.

To, co oni robią to nie jest ochrona życia. To jest zabawa w boga tak długo, jak problem ich nie dotyczy. A jeśli nagle będzie ich dotyczył, to nagle jest to “wyjątkowa sytuacja”.

Chciałbym, aby każde życie było ważne, ale nie osiągnie się tego zakazami tylko rozwojem medycyny, wdrażaniem edukacji seksualnej i rozszerzaniem świadomości społecznej. To jest może i czasochłonne, ale przynajmniej nikogo nie obdziera z godności i prawa do wyboru…

Mefisto

#342. Dlaczemu cz.5 – Tu trzeba krzyczeć… Read More »

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość

Zarówno Jake jak i Smok wpatrywali się w ciszy na Wędrowca. Jego plan był nawet poprawny, ale mimo wszystko brzmiał bardziej jak pomysł jakiegoś psychopaty, a nie pierwszy krok w stronę rewolucji uczuciowej na Krańcu Czasu.

Cień w ciszy podszedł do skaczącego w kącie Marzenia i wziął je do rąk. Szybko zakrył je drugą dłonią, aby nie uciekło, ale też jednocześnie uciszyć nieco błagalne piski. Japeś z początku nie rozumiał, o co chodziło jego współtowarzyszowi, ale szybko dotarło do niego, że oto mieli istotę z Krańca Czasu, na której można by było wypróbować teorię Wędrowca.

– Masz jakiś pomysł jak to sprawdzić? – zapytał Prastary, a chłopak kiwnął głową zaprzeczająco. Jake westchnął tylko z niecierpliwością i spojrzał na biedne, malutkie stworzenie patrzące na niego ze strachem.

– Ono się mnie boi. – burknął cicho obserwując ten kłębek strachu w swoich dłoniach. Nawet jeśli nie miał wrogich intencji, istoty z Krańca Czasu trzęsły się na jego widok.

– No tak! – krzyknął Japeś tak głośno, że nawet Cień podskoczył z zaskoczenia. – Strach to też uczucie! Skoro Marzenie może się bać to znaczy, że czuje?

– A co jeśli to jest odruch związany z przetrwaniem? Jestem ogólnie rzecz biorąc predatorem dla takich stworzeń. Strach to naturalna reakcja, aby trzymały się z dala ode mnie, by przeżyć. – mruknął Jake licząc w duchu na to, że kolejny genialny pomysł Wędrowca nie zostanie ogłoszony tak głośno jak poprzedni. Japeś jednak (po raz kolejny) poczuł się przytłoczony faktem, że jego z pozoru genialna myśl została tak szybko obalona.

27.07.2019_23-42-57

Wszystkie byty skupiły swoje siły na wymyśleniu kolejnego sposobu, aby udowodnić, że istoty z Krańca Czasu potrafiły czuć. Pomimo szczerych chęci, żaden z nich nie był w stanie choć trochę zbliżyć się do jakiegoś sensownego rozwiązania ich problemów. Jake w końcu poddał się i włożył Marzenie do słoika stawiając go w kuchni na blacie. Japeś i Smok odebrali to jako informację, aby na chwilę przerwać gonitwę myśli i odpocząć.

Wędrowiec z Cieniem udali się do sypialni i powoli przygotowywali do spania. Właściwie to Jake się przygotowywał, a jego współtowarzysz wciąż szukał idealnego sposobu na rozwiązanie ich problemu. Japeś półprzytomnie przygotował sobie piżamę wyrzucając kilka innych ubrań na podłogę, kilka razy strącił poduszki na podłogę, które Cień co chwilę poprawiał w ciszy.

– Myślę, że już wystarczy na dzisiaj. Odpocznij. – łagodny głos jego współlokatora wyrwał Wędrowca z przemyśleń. – Nie wymyślisz nic nowego, jeśli będziesz się tym zadręczał. Odpocznij, a jutro znowu będziemy mogli się tym zająć.

– Tak, wiem, ale czuję się strasznie niecierpliwy. Chciałbym już mieć gotowe rozwiązanie. – burknął nieco smutny. – Nie czujesz się niecierpliwy? W końcu to ty zyskasz wolność.

– Nie. – odparł krótko kładąc się na łóżku. – Nawet jeśli jutro znajdziemy rozwiązanie, Kraniec będzie potrzebował jeszcze sporo czasu, aby to przetrawić. Kładź się już. Znowu kogoś wrzucisz do pralki, jeśli się nie wyśpisz.

Japeś przytaknął mu skinieniem głowy i ułożył się tuż obok niego. Przez chwilę w ciszy patrzył jak Cień ustawia budzik na telefonie, aby wstać rano i zawieźć Wędrowca do pracy.

– Tak właściwie czemu przyszedłeś wcześniej? Spodziewałem się, że nie będzie cię cały wieczór. – mruknął, a Jake podsunął mu pod nos telefon z wiadomością od Japesia o tym, że młody adept ludzkiego życia naprawdę kiepsko się czuje i potrzebuje pilnie opieki.

– Zgaduję, że to nie ty to napisałeś. – odparł na wpół rozbawiony. Od razu wydało się to oczywiste, że Prastary musiał swoje namieszać, bo przecież nie byłby sobą, gdyby pozwolił Wędrowcowi na dyskrecję. Wszak miała być to niespodzianka dla Jake’a!

– Smok! Mogłem się domyślić…! – warknął zły, a Cień tylko się zaśmiał. Chwilę jeszcze porozmawiali o domowych obowiązkach i poszli spać.

Nad ranem Japeś wybrał się do pracy, gdzie oczywiście wrzucił kogoś do pralki, bo pomimo iż był wyspany, wciąż intensywnie myślał o rewolucji uczuciowej. Wędrowiec nie byłby sobą, gdyby tak po prostu na chwilę odpuścił. Nie należał do cierpliwych istot, przez co niemal zadręczał się szukaniem odpowiedzi. Przynajmniej do momentu, aż dźgnął się strzykawką z lekiem uspokajającym i, chcąc nie chcąc, musiał trochę zwolnić tempo. Personel szpitala odetchnął z ulgą z wrzucił go do schowka na miotły, gdzie miał przeczekać swoją zmianę.

Jake, zaraz po powrocie do domu po odwiezieniu Japesia do pracy, wziął się za sprzątanie mieszkania, które powoli zamieniało się w pobojowisko. Krzątając się po pomieszczeniu, zauważył, że Marzenie w ciszy go obserwuje. Cień w całym porannym zamieszaniu kompletnie zapomniał o żyjątku. Podszedł do słoika i wziął go do rąk. Istota od razu skuliła się i starała trzymać jak najdalej od chłopaka.

– Nie chcę zrobić ci krzywdy, okej? – mruknął i otworzył słoik.

Marzenie przez dłuższy moment siedziało przytulone do szkła i czekało na reakcję Cienia. Ten jednak pozwolił stworzeniu na samodzielne podjęcie decyzji, czy chce wyjść ze swojego tymczasowego domu, czy jednak woli tam zostać. Ostatecznie (chociaż trwało to dłuższą chwilę) żyjątkowo wspięło się po ścianie słoika i spojrzało uważnie w błyszczące oczy Jake’a. Pisnęło do niego pytającym tonem.

– Gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to w momencie, kiedy cię złapałem. – odparł spokonie chłopak rozumiejąc język Marzeń. Istota burknęła cicho i zaskrzeczała dwa razy. – Nie mam nawet ochoty ciebie pożerać. Nie jesteś moim celem, więc nie mogę cię skrzywidzć.

Stworzonko zatrąbiło nieco odważniej i coraz więcej piszczało do swojego rozmówcy. Cień spokojnie słuchał nietypowego nawet dla Krańca Czasu języka i cierpliwie czekał na swoją kolej, aby objaśnić fundamentalne zasady działania jego gatunku. Nie mógł tak po prostu zjeść Marzenia. Musiałoby wpierw stać się banitą albo przestępcą, za którym Kraniec wydałby coś w swego rodzaju listu gończego.

Żyjątko trąbiło niepewnie do niego, a Jake tylko odpowiadał “na pewno”. Japeś zdecydowanie poszerzył granice jego cierpliwości, bo normalnie pewnie zaczynałby mieć dość ciągłych pytań. Wędrowiec jednak zadał ich tyle, że istota nawet się nie zbliżała do zadania procenta tego, o co zapytał jego współlokator.

– Widzisz, Kraniec ma to do siebie, że uważa nas za jakieś potwory, ale w przeciwieństwie do was my mamy tyle zasad i reguł, że złamanie jakiejkolwiek powoduje natychmiastowe wymierzenie kary. – tłumaczył a Marzenie kiwało małą, nie do końca kształtną głową. – Dlatego nie mogę cię skrzywdzić bez szansy na to, że sam zginę.

Stworzenie pisnęło potakująco i wyskoczyło ze słoika do ręki Jake’a. Przez chwilę stało tam niespokojnie sprawdzając, co się mogło stać. Ostrożnie rozglądało się na boki, jak gdyby szukało jakiegoś zagrożenia, ale kiedy zorientowało się, że nic się nie działo, zagwizdało radośnie i zamerdało ogonem przypominającym lisią kitę. Cień był za to pod wrażeniem tej przyjemnej, ciepłej energii, jaka wręcz biła od tego maleństwa.

– Schlebia mi to, że postanowiłeś mi zaufać. – uśmiechnął się lekko. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy na zdziwiony, bowiem oto Marzenie stało się niespodziewanie większe i zajmowało teraz połowę jego dłoni. – Mam rozumieć, że kiedy jesteś szczęśliwy to rośniesz?

Stworzenie zapiszczało potakująco i znów zaczęło merdać ogonem. W mgnieniu oka powiększyło się po raz kolejny i zajmowało teraz całą powierzchnię dłoni Jake’a.

– Jak duży ty możesz urosnąć? – spytał obawiając się, że to maleństwo mogło w chwilę zapełnić całe pomieszczenie swoim puchatym ciałkiem. Cień zauważył, że istota nabierała równiecześnie coraz to dziwniejszego kształtu: miała lisi ogon, kurze stopy, kocie ciało i głowę jaszczurki. Chłopak pierwszy raz spotkał się z czymś takim, aczkolwiek do tej pory znał Marzenia jedynie z książek, bo w końcu kto pozwoliłby Cieniom mieć własne Marzenie.

Jake odstawił żyjątko na ziemię i wrócił do sprzątania. Istota tupała za nim wesoło uczestnicząc niemo w procesie porządkowania domu i przy okazji rosła jak na drożdżach. Po około godzinie sięgała chłopakowi powyżej kolana.

Prastary, który dopiero co obudził się ze swojej dziennej drzemki (trwającej cały ranek), wyszedł z sypialni Japesia i zaniemiał widząc wielgachne Marzenie biegające za Cieniem jak małe kaczątko za swoją mama. Przez moment miał wrażenie, że wciąż śnił, ale czująć ból po przydeptaniu sobie ogona stwierdził, że w życiu jeszcze wiele rzeczy mogło go zaskoczyć.

– Co tu się właściwie stało? – zapytał nie kryjąc zdziwienia, a Jake zwrócił się w jego stronę. – Dlaczego to jest takie wielkie? Coś ty temu zrobił?

– Zaprzyjaźniliśmy się. – chłopak wzruszył ramionami. – Ucieszył się i urósł.

– Cóż… – mruknął Smok. Żałował, że nie mógł z zakłopotaniem podrapać się po głowie. – Takiego opisu sytuacji spodziewałbym się po Japesiu, a nie po tobie.

– Kiedy właśnie to się stało. Wypuściłem go ze słoika, wyjaśniłem, że nie zrobię mu krzywdy, wyskoczył mi na rękę i kiedy zrozumiał, że mówię prawdę, zaczął się cieszyć i rosnąć. – Cień wzruszył ramionami po raz drugi. Marzenie zamerdało lisiem ogonem i znów stało się nieco większe. Smok zamrugał ze zdziwieniem nie wierząc własnym oczom.

– I ono robi się większe, bo się cieszy? – burknął. Istota zwróciła się do niego i szczeknęła radośnie, a potem znów urosła. – Dobra, rozumiem. Rośnie, bo się cieszy. Jakkolwiek byś tego nie zrobił, nauczyłeś je cieszyć się. A to znaczy, że teoria Japesia ma szansę zadziałać…

Mefisto

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość Read More »

#340. Dragon Age: Origins – Awakening

Dragon Age: Origins – Awakening zostało wydane w marcu 2010 i jest kontynuacją naszych przygód z podstawowej wersji gry. Od naszych wyborów w podstawowie zależy jednak, czy historię pociagnięmy naszą poprzednią postacią, czy też będziemy musieli stworzyć nową postać.

W moim przypadku była to nowa postać, którą w przypływie lenistwa wybrałem spośród gotowych postaci.

Intro wprowadza nas w nową fabułę: jesteśmy komendantem Szarych Strażników w Fereldenie. Naszym zadaniem jest odbudować zakon w tym rejonie, jako że uległ on zniszczeniu podczas plagi. Król Alistair podarował Strażnikom posiadłość jednego ze zdradzieckich lordów, mieszczącą się w Amarancie (Amaranthine), zwaną Twierdzą Czuwania (Vigil’s Keep).

16560808029805608960_20190909202545_1

Oczywiście zaczynamy od zmasowanego ataku pomiotów na naszą twierdzę, więc idziemy przed siebie jak taran i pozbywamy się wrogów z naszych ziemi. Wybrałem sobie wojownika (aby urozmaicić rozgrywkę) i stwierdzam oficjalnie, że nienawidzę grać wojami, bo jeśli przeciwnik zaczyna biegać dookoła to moja postać gania go jak pies za kością, a jeśli po drodze są pułapki to już w ogóle jest i wesoło, i wybuchowo…

W trakcie rzezi pomiotów poznajemy naszych doradców, którzy będą z nami współpracować oraz nowych członków naszej ekipy. Wszystkich rekrutujemy na Strażników, ale nie wszyscy z nich przeżywają. Według tego, co udało mi się zauważyć, największą szansę na bezproblemowe przejście inicjacji mają alkoholicy…

Naszymi towarzyszami stają się: Oghren – krasnolud poznany przez nas w podstawie, Anders – mag rebeliant opierający się zniewoleniu magów, Nathaniell – syn byłego właściciela Twierdzy Czuwania pragnący oczyścić swoje imię z grzechów ojca, a przy kolejnych misjach rekrutujemy Sigrun – krasnoludkę mająca zatarg z pomiotami, Velannę – elfkę oszukanę przez pomioty i szukająca na nich zemsty i duch Justyniana (w angielskiej wersji nazywa się on Spirit of Justice co można przetłumaczyć na Duch Sprawiedliwości) sprowadzony do tego świata przez dziwny przypadek. Pozwolę sobie zdradzić, zę wątek Justyniana i Andersa jest kontynuowany w kolejnych częściach gry.

Nasze zadania w dużej mierze polegają na prowadzeniu śledztwa: Mroczne Pomioty zaczęły mówić, zyskały inteligencję, o którą nikt by ich nie posądzał. W trakcie naszych podróży zaczynamy rozróżniać dwie grupy: popleczników Matki stojących przeciwko nam i popleczników Architekta starających się stać po naszej stronie.

Architekt był jednym z magów, którzy weszli do Złotego Miasta i spowodowali jego spaczenie. Utracił on swoje wspomnienia, ale zachował wolną wolę, którą starał dzielić się z innymi pomiotami. Niestety niektóre ze stworzeń były bardzo nieszczęśliwe z tego powodu i traciły rozum. Architekt jest również odpowiedzialny za plagę, która była podstawą opowieści w Dragon Age: Origins. Planował zabić wszystkich Starych Bogów nim staną się Arcydemonami, jednak przypadkiem skaził jednego z nich.

Matka za to jest jedną z matek lęgu (Broodmothers) zdolnych do produkowania nowych Mrocznych Pomiotów. Danie jej wolnej woli ogłuszyło ją na wołania Starych Bogów przez co oszalała. Zebrała popierające ją pomioty i niszczyła wszystko, co stworzył Architekt nazywany przez nią “ojcem”.

Naszym ostatecznym celem jest właśnie ona, chociaż gra daje nam możliwość zmierzenia się i z Architektem, jeśli uznamy, że on również jest niebezpieczny dla świata.

Poza Mrocznymi Pomiotami mamy na głowie masę politycznych i militarnych spraw. Nasi doradcy zwracają naszą uwagę na wiele problemów z jakimi mierzy się Amarantyn. Mamy problemy w brakach żołnierzy – musimy rozdzielić ich tak, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo, mamy problemy mieszczan kłócących się o wszystko, jest szlachta gotowa skrócić nas o głowę tylko za to, że jesteśmy z Orlais (Ferelden był niegdyś pod ichniejszym władaniem, ale się wyzwolił), dbamy o rozbudowę i zabezpieczenia Twierdzy Czuwania… Gra nie daje się nam w tym miejscu nudzić.

Jak zawsze mamy też możliwość obdarowywania naszych towarzyszy prezentami (co przekłada się jedynie na zwiększone statystki, bo opcji romansu niestety brak). Najlepszy, moim zdaniem, prezent to kot podarowany Andersowi, którego nasz mag nazwał Pan Skoczysław (Ser Pounce-a-lot).

Czy polecam grę? Zdecydowanie tak. Jest to świetna kontynuacja naszych przygód w Dragon Age: Origins i wyjaśnienie faktów, na jakich bazuje świat przedstawiony w Dragon Age II i Dragon Age: Inquisition. Gra pozwala nam na podejmowanie decyzji i mierzenie się z konsekwencjami, mamy możliwość latania tam i z powrotem po nowej lokacji oraz spotykanie starych towarzyszy z podstawy gry. Jedyne na co mogę ponarzekać to to, że jest to tylko dodatek i jego przejście nie zajmuje tyle czasu, ile chciałoby się spędzić przy tej grze!

Mefisto

#340. Dragon Age: Origins – Awakening Read More »

#338. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.42 – Rewolucja

Wędrowiec jeszcze raz opisał swoje spostrzeżenia odnośnie Krańca Czasu. Chociaż nie miał jeszcze dokładnych informacji, wierzył, że istoty magiczne posiadały uczucia, jednak z jakiegoś nieznanego powodu tłumiły je w sobie i potrzebowały impulsu – takiego jak przeżycie jednego ludzkiego życia – aby je uwolnić.

Merlin był niesamowicie zafascynowany tą teorią; jak gdyby dla niego samego oznaczała nową nadzieję. Starzec w końcu, jako jeden z kilku najpotężniejszych magów, rządził królestwem magii i widział ten straszny brak w sercach swoich pobratymców.

– Teoria Japesia ma sporo sensu. – mruknął Smok machając potulnie ogonem. Nie było to jednak jego zamierzenie, a typowy psi odruch oświadczający zadowolenie. – Ilekroć spotykałem istoty z Krańca, które chciały przeżyć ludzkie życie, one robiły to, bo czuły, że czegoś im brakuje i w ludzkim świecie znajdą odpowiedź. Ten impuls powodował potrzebę szukania wiedzy na temat kompletnie im nieznany, ale niezwykle bliski ludziom. Myślę, że to mógł być zalążek uczuć.

Merlin kiwnął potakująco głową i podrapał się po brodzie. Tym razem jednak powstałe Marzenia z krzykiem uciekały, gdzie pieprz rośnie, widząc Cień mierzący je swoim surowym wzrokiem. Jake nie wydawał się tym ani trochę poruszony. Po prostu w ciszy patrzył na te małe, bezbronne istoty, wijące się ze strachu po kątach.

– Jeśli to prawda to cała nasza społeczność może na tym skorzystać. – rzekł mag.

– Albo stracić. – rzucił obojętnie Cień, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – To jest spora zmiana dla Krańca. Nie obejdzie się bez konsekwencji. Na pewno znajdą się tacy, którzy nie będą chcieli iść za zmianą i gotów będą umrzeć, aby tylko utrzymać stary porządek.

– To prawda. – przytaknął mu Merlin. Wędrowiec zupełnie nie wziął tego pod uwagę widząc same plusy sytuacji. W końcu magiczne istoty niewiele różniły się od ludzi i fakt posiadania uczuć mógłby tylko zaostrzyć ich poglądy. Przez moment czuł się, jakby przegrał wszystko, bo znów dał się ponieść nadziei, że mógłby uwolnić Cień od jego okrutnego losu.

Japeś kompletnie nie wiedział, co począć dalej. Chociaż jego teoria byłaby najlepszym rozwiązaniem, to rezultat takich zmian mógłby doprowadzić do podziału pośród magicznych istot, a może nawet i wojny między nimi, a nie o to w tym wszystkim chodziło. Wędrowiec chciał jedynie sprawiedliwości dla Cieni, ale wydawała się ona trudna do osiągnięcia.

– Czasem jednak zmiany muszą nastąpić, aby naprawić to, czego nie przewidzieli nasi poprzednicy. – Merlin uśmiechnął się do Japesia widząc, że tracił on grunt pod nogami. Mag doskonale rozumiał intencje chłopaka pragnącego jedynie stworzyć świat, gdzie każdy miałby swój kąt. Świat bez uprzedzeń. Raj dla każdej magicznej istoty. – Chociaż może to przynieść nieoczkiwane skutki, czasem zmiany są nieuniknione. Jedyne, co możemy zrobić, to spróbować się zaadaptować do nowej rzeczywistości, aby móc się w niej odnaleźć, a nawet ją ulepszać.

– Nie boisz się konsekwencji? – mruknął Cień z wielką dozą nieufności w stronę starca.

– Przeżyłem wystarczająco wiele, aby rozumieć, że świat nieustannie się zmienia, a to, co nie potrafi dostosować się do nowych zmian, bardzo szybko ginie. Kraniec powoli umiera, bo uparcie siedzi w starej wizji i możemy spróbować to zmienić i przetrwać albo przyśpieszyć naszą nieuchronną śmierć. – Merlin odparł spokojnie.

– Co trzeba zrobić, aby zacząć te zmiany? – zapytał Japeś niepewnie, wciąż targany wewnętrznymi przymyśleniami.

– Najpierw musisz udowodnić, że one są możliwe. – rzekł starzec. – Potem przedstaw je Radzie Najwyższych. Wrócę za tydzień, aby sprawdzić, jak ci idzie.

Merlin po tych słowach dosłownie rozpłynął się w powietrzu, a wraz z nim zniknął każdy dowód na jego obecność w mieszkaniu Japesia. Wędrowiec od razu pogrążył się w przemyśleniach, z których momentalnie wyrwał go Jake. Dosłownie go wyrwał, bo chłopak został dosłownie złapany za fraki i musiał się zmierzyć z niezadowolonym spojrzeniem Cienia.

– Jesteś naprawdę pieprznięty. – Japeś tylko kiwnął głową na słowa swojego współlokatora. Doskonale zdawał sobie sprawę, że miał nierówno pod sufitem, bo kto gotów byłby poświęcić tyle dla innej osoby. Tym bardziej, że wciąż do końca nie rozumiał konsekwencji tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie ten niewielki przebłysk pośród jego skołtunionych myśli.

Jake jednak nie kontynuował swojej tyrady. Zamiast tego objął Wędrowca i przycisnął go do siebie tak mocno i tak długo, aż ten zaczął mdleć z braku tlenu. Myśl o tym, że Japeś mógłby stać się Cieniem paraliżowała go. Ten niewinny, naiwny głupek nie zdzierżyłby potworności, jakie czekałyby wraz z jego nową rolą. I chociaż był na niego wściekły, że coś tak głupiego mogło mu przejść przez umysł, to czuł respekt do Wędrowca, bo kto byłby gotów do takiego poświęcenia? Jake wiedział, że pod tym względem był prawdziwym szczęściarzem.

28.10.2020_17-50-20

– Jeśli masz już robić coś głupiego, to rób to tylko i wyłącznie ze mną, abym wiedział, co knujesz i zdążył cię przed tym powstrzymać. – mruknął do Japesia, a ten w odpowiedzi kiwnął potakująco głową. – Ech… Za każdym razem, kiedy myślę o tym wszystkim, zadziwia mnie fakt, że taki Wędrowiec jak ty chce i może tyle osiągnąć. W życiu nie sądziłem, że członek Rady Najwyższych może być taki przychylny zmianom w społeczeństwie Krańca…

– Ależ oni są otwarci na zmianę. Zawsze byli. Niestety ogranicza ich wola istot magicznych, a ta póki co jest niezmienna. – burknął Smok obserwując uważnie już nie jednego, a dwójkę swoich podopiecznych. Prastary, choć niechętnie, zaczynał odnajdywać w Cieniu kolejną istotę, z którą mógłby się podzielić częścią swojej wiedzy. Tym bardziej, że pierwszy osobnik talentu do słuchania nie miał w ogóle i co krok kończył z nową traumą z tego powodu.

– Tylko w jaki sposób zacząć te zmiany? – zapytał Jake. Smok milczał zastanawiając się nad pytaniem. To samo robił również Japeś, jednak on dotarł już do pierwszego możliwego rozwiązania. Mimo tego, że czuł w sercu radość i nowe pokłady nadziei, ostrożnie badał i rozważał możliwe przeszkody. W końcu kłody potrafiły spadać mu z nieba na głowę i bezlitnośnie niweczyć wszystkie jego plany.

– Myślę, że wiem od czego możemy zacząć. – rzekł w końcu, a oczy Prastarego i Cienia skupiły się na nim. Chłopak głosem pełnym determinacji oświadczył. – Musimy znaleźć jakąś istotę z Krańca i zmusić ją do czucia!

Mefisto

#338. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.42 – Rewolucja Read More »

#337. Smokowo

Dzień dobry wieczór!

Pora wrócić do codzienności! Ostatnie tygodnie (a właściwie to nawet i miesiące) nie były dla nas ani trochę litościwe. Postaram się wszystko streścić jak najbardziej się da, aby nie zamęczyć Was na śmierć szczegółami (wystarczy, że to nas zamęcza ta sytuacja – więcej ofiar nie jest potrzebne).

Pisałem jakiś (spory) czas temu o problemach Smoczyńskiego w związku z jego rozwojem. Podejrzewano głównie autyzm. Pchaliśmy się przez szpony publicznej służby zdrowia, aby małego zdiagnozować i pomóc mu uporać się z zaburzeniami. Jak się możecie domyśleć: do dupy z taką pomocą.

Całość swoim spostrzegawczym okiem zaczęła zauważać podobieństwa w zachowaniu Smoczyńskiego i w moim. Ja mam diagnozę ADHD (początkową, bo matka nie chciała w to wierzyć i nie wyraziła zgodę na terapię i dalszą diagnozę). W mojej rodzinie (jak się ostatnio okazało) ADHD występuje dosyć często, a to zaburzenie jest w jakimś stopniu dziedziczne.

Jak się połączy kropki to można się domyśleć, że Smoczyński najprawdopodobniej odziedziczył ADHD po mnie (synu, trzeba było brać lepsze geny :P).

Próba podzielenia się tym ze służbą zdrowia dała nam tylko informację, że nic z tym nie zrobią aż do 6 roku życia. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Smoczyński miał mieć wizytę już w lipcu, ale się im zapomniało. Wkurzyłem się do tego stopnia, że pomimo iż od dłuższego czasu nie byliśmy się w stanie skontaktować z lekarzem to 5 minut później już z nim rozmawiałem. Obiecał ruszyć niebo i ziemię, ale ja w to już nie wierzę.

Rozmówiliśmy się też z przedszkolem Smoczyńskiego, które rozumie to, iż na razie nie chcemy go tam wysyłać. Faktu tego nie może zrozumieć kobieta, która miała nam organizować ćwiczenia w domu, ale “niestety jest koronawirus, więc nie może”. Ta kobieta męczy nas, aby Smoczyński koniecznie tam przychodził, bo “ON SIĘ MUSI SOCJALIZOWAĆ”. Dziecko, które ma wyrąbane na swoich rówieśników, bo są dla niego nudni. Smoczyński socjalizuje się z dziećmi, ale nieco starszymi i bardziej ogarniętymi. Niestety ten maluch nie bawi się duplo tylko podpina kabelki do breadboarda, aby podłączyć zasilanie do diody, więc potrzebuje towarzystwa z podobnymi zainteresowaniami.

Już nie mówię o tym, że powód dla którego Smoczyński nie chodzi do przedszkola jest taki, iż Całość jest w grupie podwyższonego ryzyka. Również powodem jest to, że Smoczyński ma non stop zapalenie pęcherza i kończy z antybiotykiem (nie będę pisał, jak bardzo nas olano w tej sprawie, bo się zeźlę bardziej niż planuję).

Jesteśmy tym wszystkim psychicznie wypruci. Od miesięcy walczymy ze wszystkim i wszystkimi, aby osiągnąć cokolwiek dla Smoczyńskiego i jedyne, co dostaliśmy to rozczarowanie. Te wszystkie nieskuteczne terpie, bo próbowano dopasować Smoczyńskiego do leczenia, a nie na odwrót… Coś w nas końcu pękło.

Olaliśmy specjalistów, którzy w sumie nie są w stanie nic wiedzieć o naszej dzieciorośli, bo spędzają z nią od 30 do 60 minut w ciągu tygodnia, a to jest praktycznie nic, a nie opierają się na tym, co mówimy tylko na tym, co oni uważają.

Zamiast odsuwać go od technologii (jak nam doradzano) to wykorzystaliśmy jej zalety, aby zacząć budować mu uwagę. Smoczyński, tak jak ja, najlepiej skupia się przy grach, więc nauczyłem go grać w Super Tux Carta. To pomogło mu skupić się i coś w grze osiągać. Jak na początku jeździł głównie do przodu i czasem skręcił w prawo, tak teraz sprawnie manewruje samochodzikiem, wykręca, wynajduje jakieś skróty, zbiera bonusy (typu przyśpieszenie, wybuchowe babeczki, itd.) i ich używa oraz przechodzi mapę pod prąd. Ma bardzo dobrą sprawność manualną jak na trzylatka.

Skoro udało nam się nauczyć go trochę skupiać, wzięliśmy go do zabawy LEGO. Kolejny strzał w dziesiątkę! Małe klocki są dla niego świetne, bo on lubi być precyzyjny, pomaga mi budować zestawy klocków i razem z Całością bawi się ludzikami oraz pojazdami. Raz nawet przerobili rekina na rekina-betoniarkę (“no bo skoro jest ryba-piła to czemu nie może być rekin-betoniarka”). 😂

Mały tak bardzo polubił LEGO, że kiedy jesteśmy na zakupach zawsze zahaczamy w półkę z klockami i wybieramy mu jakiś zestaw, który wręczamy mu w jego małe dłonie, aby chwilę potem uczyć go cierpliwości przy kasie, bo za zakupy trzeba zapłacić. Możecie mówić, że go rozpieszczamy, ale to ma na niego bardzo edukacyjny wpływ, a cała nasza trójka dogaduje się coraz lepiej. 😉

Smoczyński zaczyna też rozwijać mowę i zaczyna posługiwać się trzema językami. Jak się nam to udało to nie wiem, ale jestem dumny. 😂 Ponadto potrafi rozróżniać, kto w jakim języku mówi i odpowiedzieć w tym języku, co też jest dosyć przydatne. Do nas za to mówi mieszanką języków, bo wie, że my rozumiemy (bo nie mamy wyjścia 😂).

Kolejną rzeczą, którą Smoczyński odziedziczył po nas jest pindrzenie się przed lustrem. Bardzo podoba mu się przymierzanie czapek, ubrań, akcesorii, lubi też pozować do zdjęć i oglądać potem jak na nich wyszedł. To jest bardzo urocze, kiedy zakłada czapkę i poprawia ją, aby dobrze w niej wyglądać. 😀

Nasz mały ma też potrzebę robienia tego, co my. Dlatego na zakupy zakłada swoją maseczkę i pilnuje, aby mieć ją porządnie założoną. Po powrocie do auta dezynfekuje ręce, a po powrocie do domu pierwsze, co robi, to myje łapy. Sprawia mu to sporo radości, bo czuje się dzięki temu odpowiedzialny. 🙂 A ja mam wrażenie, że łatwiej pod tym względem ogarnąć dziecko z problemami niż dorosłą osobę z…

I w tym wszystkim wkurza mnie to, że Smoczyński jest zdolnym dzieckiem, któremu marnuje się szanse na normalny rozwój. Mamy tego dość i zaczynamy ostrą walkę o naszego bąbla, bo widzimy ile on potrafi, pomimo swoich niedoskonałości, osiągnąć. Czeka nas sporo pracy, ale nie zamierzamy się poddawać.

Wiem, że to, co napisałem, nie jest ani trochę krótkie, ale to jest skrót tego, co chciałem napisać. Przejdźmy teraz do weselszych rzeczy.

Wszyscy troje uwielbiamy LEGO. 😀 Całość ostatnio znalazła starą gazetkę (z lat 90-tych) z klockami z dzieciństwa Całości. Dzięki temu udało nam się namierzyć i kupić kilka zabytkowych zestawów, które mają przyjść w tym tygodniu. Dorwaliśmy też kolekcję kosmicznych klocków (statków, stacji kosmicznych, itd.), więc czeka nas składania. 🙂 Rozpiszę się o tym w następnej notce, kiedy klocki do nas dotrą. 😉

Smoczyński dostanie swój pierwszy komputer. Głównie dlatego, że potrzebuję swój do nauki. 😂 Nie no, żartuję. Uznaliśmy, że jest na tyle mądry i odpowiedzialny, aby móc rozwijać swoje umiejętności komputerowe w swoim własnym zakresie. Jego pierwszą maszyną będzie Raspberry Pi 4, bo na jego potrzeby jest wystarczające. Swoje stanowisko będzie miał obok mojego, bo pod względem komputerowym jesteśmy ze sobą zżyci. 🙂 Zobaczymy, czy spodoba mu się odrobina samodzielności. 😉

Chcę go też pouczyć prostego, blokowego programowania, a Raspberry Pi będzie do tego idealne. Co do tego mam też inne plany, ale na razie może to poczekać. 😉

Zaczął się dla mnie kolejny rok studiów. Matma na dzień dobry dała mi w kość tematami, których zwyczajnie nie lubię. 😀 Ale IT za to zapowiada się ciekawie. Czeka mnie sporo programowania i projektowania. 😉 Na dniach mają też przyjść wyniki za drugi moduł, więc będę wiedział jak ostatecznie poszło mi z tym wszystkim.

Całość obchodziła jakiś czas temu urodziny, więc dostała ode mnie i Smoczyńskiego małego Smoczka. 😉 Prezent wykonała Aksinia i bardzo przypadł Całości do gustu. No muszę przyznać, że ten smok jest bardzo urodziwy. 😀

Jeśli chodzi o świat gier to mam sporo zaległości do nadrobienia. W chwili obecnej gram niezobowiązująco w Runes of Magic na serwerze Nawia. Mój nick to, jak łatwo można zgadnąć, Mefistowy. 😉 Jeśli ktoś chce ze mną pograć to zapraszam. Można mnie spotkać o różnych porach dnia, ale przeważnie wieczorami. 😉

Myślę, że póki co to tyle. Rozpisałem się na początku i mimo wszystko nie chcę Was zamęczać naszym zwariowanym życiem (chociaż i tak to robię :P). Spodziewam się, że najbliższe miesiące będą dla nas wyczerpujące i mogę jeszcze kilkukrotnie zniknąć z bloga, aby móc w spokoju walczyć o mojego małego bąbla. Ale taki już los rodzica: trzeba walczyć ze światem! 😉

Trzymajcie się ciepło! Ja wracam do nauki! 😉

Mefisto

#337. Smokowo Read More »

#336. Przerwa II

Postanowiłem zrobić sobie (kolejną) tygodniową przerwę od bloga. Sponsorami tej przerwy jest kompletny brak odpowiedniej opieki zdrowotnej dla Smoczyńskiego, moje studia (i trzy zbliżające się prace do oddania) oraz kilka innych prywatnych spraw, które mam nadzieję rozwiązać w tym tygodniu. Raport zdam Wam w kolejnej notce. 😉

Mam też cichą nadzieję nadrobić zaległości we wszystkim (i w czytaniu, i w odpowiadaniu na komentarze, i na emaile, i w grze)…

Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia za tydzień! 😉

Mefisto

#336. Przerwa II Read More »

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian

Japeś poczekał kilka dni, aż Jake pójdzie do pracy i da mu conajmniej kilka godzin czasu na realizację swojego nowego planu. Kiedy tylko jego współlokator opuścił bunek, od razu zabrał się za przyzwanie członka Rady Najwyższych. Na dywanie wysmarował imię Merlina, a Smok wypowiedział zaklęcie. Wtem w oparach magicznej mgły ukazała im się sylwetka starca, która uważnie rozejrzała się po pokoju.

– Ach, witaj Smoku! I ty, Japesiu! – przywitał się. Wędrowiec odpowiedział mu skinieniem głowy.

– Witam Merlinie! Ten tutaj był na tyle niecierpliwy, aby wezwać ciebie już teraz. – burknął Prastary i spojrzał na Japesia.

– Ach, zatem masz dla mnie odpowiedzi na moje pytanie? – zapytał starzec głaszcząc swoją brodę, z której co chwilę sypały się Marzenia i uciekały każdą szczeliną na zewnątrz.

– Nie. Mam za to kilka pytań. – odpowiedział spokojnie, ale stanowczo. – Dlaczego Cienie są traktowane w ten sposób. Co one takiego zrobiły, że wszyscy muszą ich nienawidzić? Czy Kraniec nie widzi, że to, co robi, jest złe?

– Odważny jesteś, mój chłopcze. Czy wiesz, co grozi za kwestionowanie zasad Krańca? – odparł Merlin swoim spokojnym, starczym głosem. Wędrowiec kiwnął głową potakująco, jednak dalej był na tyle zdeterminowany, aby uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. – Cienie są specyficzną grupą Krańca. Oni wykonują wyroki naszych sądów. Są niczym innym jak katami, a nikt przecież nie lubi katów.

– To nie tłumaczy nienawiści do nich. – rzekł dalej spokojnie. W końcu rozmawiał z członkiem Rady, a ten mógł pstryknięciem placów sprawić, aby wyparował. – Wykonują ciężką pracę, są elementem naszej społeczności. Ludzie też kiedyś dzielili się na klasy, na kasty i kopali tych, którzy byli w gorszej pozycji od nich. Mimo ich wewnętrznego zepsucia, poszli o krok dalej i budują społeczność dążącą do wzajemnego szacunku. Powoli burzą dzielące ich mury. Dlaczego my tak nie możemy? Przecież jesteśmy wolni od pychy, która nimi rządzi…

– Czy aby na pewno jesteśmy wolni? – zapytał Merlin, a Japesia wręcz zaskoczyło to pytanie. – Kraniec ma to do siebie, że idealizujemy samych siebie, bo wciąż porównujemy siebie do ludzi, których znaliśmy przed tysiącami lat. My, członkowie Rady, widzimy to, jednak nasz świat nie potrafi się tak nagle zmieniać. Jesteśmy słabi pod tym względem. Dlatego wysyłamy was w pojedynkę do ludzi, abyśmy uczyli się współczuć sobie nawzajem. To monotonne i długotrwałe zajęcie, ale, patrząc na ciebie, mój chłopcze, widzę, że przynosi efekty.

– Wy wiedzieliście o tym? Dlaczego nie zrobiliście nic, aby im choć trochę ulżyć? – zapytał. Starzec znów podrapał się po głowie.

– Spotkałoby się to z dużym oporem Krańca Czasu. – odparł spokojnie. – Gdybyśmy zaczęli wymagać od Krańca, aby traktowali Cieniów jak każdego członka naszego społeczeństwa, podnieśliby bunt i mielibyśmy rewolucję, która nie skończyłaby się dobrze. Nie jesteśmy zdolni do empatii o ile nie nauczymy się jej żyjąc jako ludzie.

– Potężny Merlinie. – rzekł Wędrowiec poważnym głosem. – Życie jako człowiek nie sprawiło, że zyskałem zdolność do empatii. Ja ją zawsze w sobie miałem, potrzebowałem ją jedynie z siebie wydobyć. Wierzę, że nie potrzebujemy wysyłać cały Kraniec tutaj, aby przeżyli jedno ludzkie życie. Wierzę, że musimy zacząć mówić o naszych problemach, aby zmusić istoty do tego, by zaczęły czuć. Jesteśmy do tego zdolni tylko bronimy się przed tym zasłaniając oczy na zmartwienia innych.

– To bardzo odważne stwierdzenie, chłopcze. – rzekł starzec. – Gotów jestem poddać je próbie, aby sprawdzić jego prawdziwość.

Japeś poczuł swego rodzaju uglę mając po swojej stronie członka Rady Najwyższych. Chociaż nie oznaczało to jeszcze zwycięstwa, Merlin zdawał się wierzyć w to, co mówił Wędrowiec, bo jeśli byłaby to prawda, oznaczałaby przełom, którego pilnie potrzebował przestarzały kręgosłup moralny całego Krańca Czasu. A chłopak, chociaż nie do końca wiedział jeszcze jak, gotów był poruszyć niebo i ziemię, aby zacząć istotne zmiany.

Dyskusję między starcem a Japesiem przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do mieszkania wszedł Jake i oniemiał widząc tak istotną personę przed nim. Spojrzał pytająco na swojego współlokatora, ale nim ten zdążył się odezwać, głos zabrał milczący do tej pory Smok.

– Świetnie, że wpadłeś! Japeś właśnie zamierza zamienić się z tobą rolami, aby trochę ci ulżyć. – Cień na te słowa zaregował jak oparzony i momentalnie znalazł się przy Japesiu, który z jednej strony pragnął zamordować Prastarego, a z drugiej musiał zmierzyć się z błyszczącymi ślepiami Jake’a.

14.10.2020_22-22-44

– Czy ciebie do reszty popieprzyło? – warknął groźnie, a Wędrowiec chciał cofnąć się o kilka kroków, ale nie zdążył, bo Cień złapał go za ubranie i przysunął do siebie. – Czy ty w ogóle pojmujesz to, jaką krzywdę chcesz sobie zrobić?

– Opanuj się, chłopcze. – Merlin oparł dłoń na ramieniu Jake’a, a ten cofnął się i chwycił się za ramię. Wędrowiec od razu domyślił się, że Cień dostał właśnie ostrzeżenie. – Nasz drogi Smok lubi jak zawsze trochę namieszać, ale nie to jest tematem naszej dzisiejszej dyskusji. Prawda, Japesiu?

– I tak, i nie. – odparł Wędrowiec. – Z początku jedyne, co chciałem to zamienić się z tobą, abyś już nie cierpiał. Merlin jednak uświadomił mi, że nie tędy droga.

– Zabiłbym się myśląc o tym, że cierpisz w ten sposób. – mruknął Jake. Nie ruszał się jednak czując dłoń jednego z najpotężniejszych starców w każdym znanym im wymiarze. – Myśl o tym byłaby gorszą torturą niż każda moja chwila spędzona jako Cień!

– Japeś na szczęście to sobie uświadomił. – rzekł łagodnie Merlin i zabrał swoją dłoń z ramienia Jake’a. Na twarzy chłopaka namalowała się ulga, jednak wciąż pozostawał czujny. – Nasz drogi Wędrowiec ma odważną wizję odnośnie zmian naszego świata, a ja gotów jestem go wysłuchać.

Mefisto

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian Read More »

Scroll to Top