Zarówno Jake jak i Smok wpatrywali się w ciszy na Wędrowca. Jego plan był nawet poprawny, ale mimo wszystko brzmiał bardziej jak pomysł jakiegoś psychopaty, a nie pierwszy krok w stronę rewolucji uczuciowej na Krańcu Czasu.
Cień w ciszy podszedł do skaczącego w kącie Marzenia i wziął je do rąk. Szybko zakrył je drugą dłonią, aby nie uciekło, ale też jednocześnie uciszyć nieco błagalne piski. Japeś z początku nie rozumiał, o co chodziło jego współtowarzyszowi, ale szybko dotarło do niego, że oto mieli istotę z Krańca Czasu, na której można by było wypróbować teorię Wędrowca.
– Masz jakiś pomysł jak to sprawdzić? – zapytał Prastary, a chłopak kiwnął głową zaprzeczająco. Jake westchnął tylko z niecierpliwością i spojrzał na biedne, malutkie stworzenie patrzące na niego ze strachem.
– Ono się mnie boi. – burknął cicho obserwując ten kłębek strachu w swoich dłoniach. Nawet jeśli nie miał wrogich intencji, istoty z Krańca Czasu trzęsły się na jego widok.
– No tak! – krzyknął Japeś tak głośno, że nawet Cień podskoczył z zaskoczenia. – Strach to też uczucie! Skoro Marzenie może się bać to znaczy, że czuje?
– A co jeśli to jest odruch związany z przetrwaniem? Jestem ogólnie rzecz biorąc predatorem dla takich stworzeń. Strach to naturalna reakcja, aby trzymały się z dala ode mnie, by przeżyć. – mruknął Jake licząc w duchu na to, że kolejny genialny pomysł Wędrowca nie zostanie ogłoszony tak głośno jak poprzedni. Japeś jednak (po raz kolejny) poczuł się przytłoczony faktem, że jego z pozoru genialna myśl została tak szybko obalona.
Wszystkie byty skupiły swoje siły na wymyśleniu kolejnego sposobu, aby udowodnić, że istoty z Krańca Czasu potrafiły czuć. Pomimo szczerych chęci, żaden z nich nie był w stanie choć trochę zbliżyć się do jakiegoś sensownego rozwiązania ich problemów. Jake w końcu poddał się i włożył Marzenie do słoika stawiając go w kuchni na blacie. Japeś i Smok odebrali to jako informację, aby na chwilę przerwać gonitwę myśli i odpocząć.
Wędrowiec z Cieniem udali się do sypialni i powoli przygotowywali do spania. Właściwie to Jake się przygotowywał, a jego współtowarzysz wciąż szukał idealnego sposobu na rozwiązanie ich problemu. Japeś półprzytomnie przygotował sobie piżamę wyrzucając kilka innych ubrań na podłogę, kilka razy strącił poduszki na podłogę, które Cień co chwilę poprawiał w ciszy.
– Myślę, że już wystarczy na dzisiaj. Odpocznij. – łagodny głos jego współlokatora wyrwał Wędrowca z przemyśleń. – Nie wymyślisz nic nowego, jeśli będziesz się tym zadręczał. Odpocznij, a jutro znowu będziemy mogli się tym zająć.
– Tak, wiem, ale czuję się strasznie niecierpliwy. Chciałbym już mieć gotowe rozwiązanie. – burknął nieco smutny. – Nie czujesz się niecierpliwy? W końcu to ty zyskasz wolność.
– Nie. – odparł krótko kładąc się na łóżku. – Nawet jeśli jutro znajdziemy rozwiązanie, Kraniec będzie potrzebował jeszcze sporo czasu, aby to przetrawić. Kładź się już. Znowu kogoś wrzucisz do pralki, jeśli się nie wyśpisz.
Japeś przytaknął mu skinieniem głowy i ułożył się tuż obok niego. Przez chwilę w ciszy patrzył jak Cień ustawia budzik na telefonie, aby wstać rano i zawieźć Wędrowca do pracy.
– Tak właściwie czemu przyszedłeś wcześniej? Spodziewałem się, że nie będzie cię cały wieczór. – mruknął, a Jake podsunął mu pod nos telefon z wiadomością od Japesia o tym, że młody adept ludzkiego życia naprawdę kiepsko się czuje i potrzebuje pilnie opieki.
– Zgaduję, że to nie ty to napisałeś. – odparł na wpół rozbawiony. Od razu wydało się to oczywiste, że Prastary musiał swoje namieszać, bo przecież nie byłby sobą, gdyby pozwolił Wędrowcowi na dyskrecję. Wszak miała być to niespodzianka dla Jake’a!
– Smok! Mogłem się domyślić…! – warknął zły, a Cień tylko się zaśmiał. Chwilę jeszcze porozmawiali o domowych obowiązkach i poszli spać.
Nad ranem Japeś wybrał się do pracy, gdzie oczywiście wrzucił kogoś do pralki, bo pomimo iż był wyspany, wciąż intensywnie myślał o rewolucji uczuciowej. Wędrowiec nie byłby sobą, gdyby tak po prostu na chwilę odpuścił. Nie należał do cierpliwych istot, przez co niemal zadręczał się szukaniem odpowiedzi. Przynajmniej do momentu, aż dźgnął się strzykawką z lekiem uspokajającym i, chcąc nie chcąc, musiał trochę zwolnić tempo. Personel szpitala odetchnął z ulgą z wrzucił go do schowka na miotły, gdzie miał przeczekać swoją zmianę.
Jake, zaraz po powrocie do domu po odwiezieniu Japesia do pracy, wziął się za sprzątanie mieszkania, które powoli zamieniało się w pobojowisko. Krzątając się po pomieszczeniu, zauważył, że Marzenie w ciszy go obserwuje. Cień w całym porannym zamieszaniu kompletnie zapomniał o żyjątku. Podszedł do słoika i wziął go do rąk. Istota od razu skuliła się i starała trzymać jak najdalej od chłopaka.
– Nie chcę zrobić ci krzywdy, okej? – mruknął i otworzył słoik.
Marzenie przez dłuższy moment siedziało przytulone do szkła i czekało na reakcję Cienia. Ten jednak pozwolił stworzeniu na samodzielne podjęcie decyzji, czy chce wyjść ze swojego tymczasowego domu, czy jednak woli tam zostać. Ostatecznie (chociaż trwało to dłuższą chwilę) żyjątkowo wspięło się po ścianie słoika i spojrzało uważnie w błyszczące oczy Jake’a. Pisnęło do niego pytającym tonem.
– Gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to w momencie, kiedy cię złapałem. – odparł spokonie chłopak rozumiejąc język Marzeń. Istota burknęła cicho i zaskrzeczała dwa razy. – Nie mam nawet ochoty ciebie pożerać. Nie jesteś moim celem, więc nie mogę cię skrzywidzć.
Stworzonko zatrąbiło nieco odważniej i coraz więcej piszczało do swojego rozmówcy. Cień spokojnie słuchał nietypowego nawet dla Krańca Czasu języka i cierpliwie czekał na swoją kolej, aby objaśnić fundamentalne zasady działania jego gatunku. Nie mógł tak po prostu zjeść Marzenia. Musiałoby wpierw stać się banitą albo przestępcą, za którym Kraniec wydałby coś w swego rodzaju listu gończego.
Żyjątko trąbiło niepewnie do niego, a Jake tylko odpowiadał “na pewno”. Japeś zdecydowanie poszerzył granice jego cierpliwości, bo normalnie pewnie zaczynałby mieć dość ciągłych pytań. Wędrowiec jednak zadał ich tyle, że istota nawet się nie zbliżała do zadania procenta tego, o co zapytał jego współlokator.
– Widzisz, Kraniec ma to do siebie, że uważa nas za jakieś potwory, ale w przeciwieństwie do was my mamy tyle zasad i reguł, że złamanie jakiejkolwiek powoduje natychmiastowe wymierzenie kary. – tłumaczył a Marzenie kiwało małą, nie do końca kształtną głową. – Dlatego nie mogę cię skrzywdzić bez szansy na to, że sam zginę.
Stworzenie pisnęło potakująco i wyskoczyło ze słoika do ręki Jake’a. Przez chwilę stało tam niespokojnie sprawdzając, co się mogło stać. Ostrożnie rozglądało się na boki, jak gdyby szukało jakiegoś zagrożenia, ale kiedy zorientowało się, że nic się nie działo, zagwizdało radośnie i zamerdało ogonem przypominającym lisią kitę. Cień był za to pod wrażeniem tej przyjemnej, ciepłej energii, jaka wręcz biła od tego maleństwa.
– Schlebia mi to, że postanowiłeś mi zaufać. – uśmiechnął się lekko. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy na zdziwiony, bowiem oto Marzenie stało się niespodziewanie większe i zajmowało teraz połowę jego dłoni. – Mam rozumieć, że kiedy jesteś szczęśliwy to rośniesz?
Stworzenie zapiszczało potakująco i znów zaczęło merdać ogonem. W mgnieniu oka powiększyło się po raz kolejny i zajmowało teraz całą powierzchnię dłoni Jake’a.
– Jak duży ty możesz urosnąć? – spytał obawiając się, że to maleństwo mogło w chwilę zapełnić całe pomieszczenie swoim puchatym ciałkiem. Cień zauważył, że istota nabierała równiecześnie coraz to dziwniejszego kształtu: miała lisi ogon, kurze stopy, kocie ciało i głowę jaszczurki. Chłopak pierwszy raz spotkał się z czymś takim, aczkolwiek do tej pory znał Marzenia jedynie z książek, bo w końcu kto pozwoliłby Cieniom mieć własne Marzenie.
Jake odstawił żyjątko na ziemię i wrócił do sprzątania. Istota tupała za nim wesoło uczestnicząc niemo w procesie porządkowania domu i przy okazji rosła jak na drożdżach. Po około godzinie sięgała chłopakowi powyżej kolana.
Prastary, który dopiero co obudził się ze swojej dziennej drzemki (trwającej cały ranek), wyszedł z sypialni Japesia i zaniemiał widząc wielgachne Marzenie biegające za Cieniem jak małe kaczątko za swoją mama. Przez moment miał wrażenie, że wciąż śnił, ale czująć ból po przydeptaniu sobie ogona stwierdził, że w życiu jeszcze wiele rzeczy mogło go zaskoczyć.
– Co tu się właściwie stało? – zapytał nie kryjąc zdziwienia, a Jake zwrócił się w jego stronę. – Dlaczego to jest takie wielkie? Coś ty temu zrobił?
– Zaprzyjaźniliśmy się. – chłopak wzruszył ramionami. – Ucieszył się i urósł.
– Cóż… – mruknął Smok. Żałował, że nie mógł z zakłopotaniem podrapać się po głowie. – Takiego opisu sytuacji spodziewałbym się po Japesiu, a nie po tobie.
– Kiedy właśnie to się stało. Wypuściłem go ze słoika, wyjaśniłem, że nie zrobię mu krzywdy, wyskoczył mi na rękę i kiedy zrozumiał, że mówię prawdę, zaczął się cieszyć i rosnąć. – Cień wzruszył ramionami po raz drugi. Marzenie zamerdało lisiem ogonem i znów stało się nieco większe. Smok zamrugał ze zdziwieniem nie wierząc własnym oczom.
– I ono robi się większe, bo się cieszy? – burknął. Istota zwróciła się do niego i szczeknęła radośnie, a potem znów urosła. – Dobra, rozumiem. Rośnie, bo się cieszy. Jakkolwiek byś tego nie zrobił, nauczyłeś je cieszyć się. A to znaczy, że teoria Japesia ma szansę zadziałać…
Mefisto
To się chyba nazywa „dream big!” po prostu😁
Haha, dokładnie 😁