Wędrowiec jeszcze raz opisał swoje spostrzeżenia odnośnie Krańca Czasu. Chociaż nie miał jeszcze dokładnych informacji, wierzył, że istoty magiczne posiadały uczucia, jednak z jakiegoś nieznanego powodu tłumiły je w sobie i potrzebowały impulsu – takiego jak przeżycie jednego ludzkiego życia – aby je uwolnić.
Merlin był niesamowicie zafascynowany tą teorią; jak gdyby dla niego samego oznaczała nową nadzieję. Starzec w końcu, jako jeden z kilku najpotężniejszych magów, rządził królestwem magii i widział ten straszny brak w sercach swoich pobratymców.
– Teoria Japesia ma sporo sensu. – mruknął Smok machając potulnie ogonem. Nie było to jednak jego zamierzenie, a typowy psi odruch oświadczający zadowolenie. – Ilekroć spotykałem istoty z Krańca, które chciały przeżyć ludzkie życie, one robiły to, bo czuły, że czegoś im brakuje i w ludzkim świecie znajdą odpowiedź. Ten impuls powodował potrzebę szukania wiedzy na temat kompletnie im nieznany, ale niezwykle bliski ludziom. Myślę, że to mógł być zalążek uczuć.
Merlin kiwnął potakująco głową i podrapał się po brodzie. Tym razem jednak powstałe Marzenia z krzykiem uciekały, gdzie pieprz rośnie, widząc Cień mierzący je swoim surowym wzrokiem. Jake nie wydawał się tym ani trochę poruszony. Po prostu w ciszy patrzył na te małe, bezbronne istoty, wijące się ze strachu po kątach.
– Jeśli to prawda to cała nasza społeczność może na tym skorzystać. – rzekł mag.
– Albo stracić. – rzucił obojętnie Cień, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – To jest spora zmiana dla Krańca. Nie obejdzie się bez konsekwencji. Na pewno znajdą się tacy, którzy nie będą chcieli iść za zmianą i gotów będą umrzeć, aby tylko utrzymać stary porządek.
– To prawda. – przytaknął mu Merlin. Wędrowiec zupełnie nie wziął tego pod uwagę widząc same plusy sytuacji. W końcu magiczne istoty niewiele różniły się od ludzi i fakt posiadania uczuć mógłby tylko zaostrzyć ich poglądy. Przez moment czuł się, jakby przegrał wszystko, bo znów dał się ponieść nadziei, że mógłby uwolnić Cień od jego okrutnego losu.
Japeś kompletnie nie wiedział, co począć dalej. Chociaż jego teoria byłaby najlepszym rozwiązaniem, to rezultat takich zmian mógłby doprowadzić do podziału pośród magicznych istot, a może nawet i wojny między nimi, a nie o to w tym wszystkim chodziło. Wędrowiec chciał jedynie sprawiedliwości dla Cieni, ale wydawała się ona trudna do osiągnięcia.
– Czasem jednak zmiany muszą nastąpić, aby naprawić to, czego nie przewidzieli nasi poprzednicy. – Merlin uśmiechnął się do Japesia widząc, że tracił on grunt pod nogami. Mag doskonale rozumiał intencje chłopaka pragnącego jedynie stworzyć świat, gdzie każdy miałby swój kąt. Świat bez uprzedzeń. Raj dla każdej magicznej istoty. – Chociaż może to przynieść nieoczkiwane skutki, czasem zmiany są nieuniknione. Jedyne, co możemy zrobić, to spróbować się zaadaptować do nowej rzeczywistości, aby móc się w niej odnaleźć, a nawet ją ulepszać.
– Nie boisz się konsekwencji? – mruknął Cień z wielką dozą nieufności w stronę starca.
– Przeżyłem wystarczająco wiele, aby rozumieć, że świat nieustannie się zmienia, a to, co nie potrafi dostosować się do nowych zmian, bardzo szybko ginie. Kraniec powoli umiera, bo uparcie siedzi w starej wizji i możemy spróbować to zmienić i przetrwać albo przyśpieszyć naszą nieuchronną śmierć. – Merlin odparł spokojnie.
– Co trzeba zrobić, aby zacząć te zmiany? – zapytał Japeś niepewnie, wciąż targany wewnętrznymi przymyśleniami.
– Najpierw musisz udowodnić, że one są możliwe. – rzekł starzec. – Potem przedstaw je Radzie Najwyższych. Wrócę za tydzień, aby sprawdzić, jak ci idzie.
Merlin po tych słowach dosłownie rozpłynął się w powietrzu, a wraz z nim zniknął każdy dowód na jego obecność w mieszkaniu Japesia. Wędrowiec od razu pogrążył się w przemyśleniach, z których momentalnie wyrwał go Jake. Dosłownie go wyrwał, bo chłopak został dosłownie złapany za fraki i musiał się zmierzyć z niezadowolonym spojrzeniem Cienia.
– Jesteś naprawdę pieprznięty. – Japeś tylko kiwnął głową na słowa swojego współlokatora. Doskonale zdawał sobie sprawę, że miał nierówno pod sufitem, bo kto gotów byłby poświęcić tyle dla innej osoby. Tym bardziej, że wciąż do końca nie rozumiał konsekwencji tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie ten niewielki przebłysk pośród jego skołtunionych myśli.
Jake jednak nie kontynuował swojej tyrady. Zamiast tego objął Wędrowca i przycisnął go do siebie tak mocno i tak długo, aż ten zaczął mdleć z braku tlenu. Myśl o tym, że Japeś mógłby stać się Cieniem paraliżowała go. Ten niewinny, naiwny głupek nie zdzierżyłby potworności, jakie czekałyby wraz z jego nową rolą. I chociaż był na niego wściekły, że coś tak głupiego mogło mu przejść przez umysł, to czuł respekt do Wędrowca, bo kto byłby gotów do takiego poświęcenia? Jake wiedział, że pod tym względem był prawdziwym szczęściarzem.
– Jeśli masz już robić coś głupiego, to rób to tylko i wyłącznie ze mną, abym wiedział, co knujesz i zdążył cię przed tym powstrzymać. – mruknął do Japesia, a ten w odpowiedzi kiwnął potakująco głową. – Ech… Za każdym razem, kiedy myślę o tym wszystkim, zadziwia mnie fakt, że taki Wędrowiec jak ty chce i może tyle osiągnąć. W życiu nie sądziłem, że członek Rady Najwyższych może być taki przychylny zmianom w społeczeństwie Krańca…
– Ależ oni są otwarci na zmianę. Zawsze byli. Niestety ogranicza ich wola istot magicznych, a ta póki co jest niezmienna. – burknął Smok obserwując uważnie już nie jednego, a dwójkę swoich podopiecznych. Prastary, choć niechętnie, zaczynał odnajdywać w Cieniu kolejną istotę, z którą mógłby się podzielić częścią swojej wiedzy. Tym bardziej, że pierwszy osobnik talentu do słuchania nie miał w ogóle i co krok kończył z nową traumą z tego powodu.
– Tylko w jaki sposób zacząć te zmiany? – zapytał Jake. Smok milczał zastanawiając się nad pytaniem. To samo robił również Japeś, jednak on dotarł już do pierwszego możliwego rozwiązania. Mimo tego, że czuł w sercu radość i nowe pokłady nadziei, ostrożnie badał i rozważał możliwe przeszkody. W końcu kłody potrafiły spadać mu z nieba na głowę i bezlitnośnie niweczyć wszystkie jego plany.
– Myślę, że wiem od czego możemy zacząć. – rzekł w końcu, a oczy Prastarego i Cienia skupiły się na nim. Chłopak głosem pełnym determinacji oświadczył. – Musimy znaleźć jakąś istotę z Krańca i zmusić ją do czucia!
Mefisto
No nie wiem, w obecnej rzeczywistości ja bym wolała wynieść się do Krańca Czasu!😫
Ja też…