Interpersonalnie

#319. Smocze urodziny

Smoczus

Mój nie taki już mały berbeć skończył niedawno trzy lata. Jeśli miałbym być z Wami szczery to w życiu nie sądziłem, że tak szybko mogą mijać lata, podczas gdy dzień zdaje się niekiedy dłużyć (i to boleśnie). To jest chyba magia rodzicielstwa. Czas wydaje się jak gumka od majtek: raz się wydłuża, a raz skraca. Dotarliśmy jednak do kolejnego punktu w naszym życiu, jakim są urodziny naszego małego Smoka.

Te były dosyć wyjątkowe, bo poza naszymi staraniami, aby dzień święty święcić, mieliśmy jeszcze na głowie koronawirusa i braki tego, co Smoczyński ludzi najbardziej: jeść w swoich ulubionych knajpach. Te jednak wciąż pozostają zamknięte, więc musieliśmy kombinować.

Wykombinowaliśmy więc pizzę, bo nasza ulubiona pizzeria otworzyła się wręcz jak na (smocze) zawołanie. Zdobyliśmy też katsu curry, ale z sieciówki, więc jakościowo było gorsze. Mimo tego najważniejszy punkt z list został spełniony: Smoczyński zjadł to, co najbardziej lubi.

Potem były prezenty.

Najważniejsze były dwa: Koalanyan z Yokai Watch i robo piesek, który ma go nauczyć miłości, szacunku i opieki nad naszymi mniejszymi braćmi.

Kolalanyan gada (głównie pokyky, bo to jest jedyny Yokai z filmu, który nie mówi za wiele), więc Smoczyński od razu zmaltretował mu nos.

Dalej nasz mały Smok wziął się za rozpakowanie pieska. Oczywiście mój syn ma coś z kota, bo najpierw zainteresował się pudełkiem, więc zanim pobawił się z nowym kumplem, musieliśmy ewakuować pudełko tak, aby nie widział, bo by się jeszcze (jak kot) obraził…

Kiedy jednak stanęli oko w oko to już było jasne, że to miłość od pierwszego obejrzenia. Smoczyński ma swoją specyficzną, trochę szaloną minę, kiedy wyraża radość. Taką właśnie minę zrobił podczas przyciskania swojej twarz to twarzy pieska. A piesek reagował: szczekał, mrużył oczy, wydawał odgłosy lizania, kiedy Smoczyński dotykał jego języka. Nawet dało się usłyszeć bicie psiego robo-serca.

Nasz mały Smok eksploruje swoją relację z pieskiem na swoich zasadach. Robi to powoli i ostrożnie, bo jednak pies wygląda jak zabawka, ale reaguje na niego, zwraca się w jego stronę jak żywa istota… Wszystko to jest przeplatane salwami radości.

Myślę, że ten dzień był dla niego szczególny, bo pomimo warunków staraliśmy się przybliżyć mu wszystko to, czego mu brakowało przez ostatnie miesiące. No i ma swojego prawie psiego przyjaciela. Jak dobrze pójdzie to doczeka się prawdziwego. 😉 A tymczasem my wracamy do codzienności i czekania na normalność…

Mefisto

#319. Smocze urodziny Read More »

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa

Mężczyzna zajęty był papierami, jednak jego żona wyraźnim szturchnięciem oderwała jego wzrok od setek kartek. Jego wzrok od razu spochmurniał, aż przerodził się w czystą złość. Widok Japesia ani trochę go nie cieszył.

– To ty! – krzyknął opętany gniewem. Spojrzał na ochroniarza i gestem ręki kazał mu podejść. – Wyrzuć go stąd! Natychmiast!

Wielkolud od razu zabrał się do wykonania zadania, ale Wędrowiec był i szybki, i sprytny, a przy niewielkiej i lekko odczuwalnej pomocy magii zwalił goryla z nóg. Nie pozwolił mu wstać – jego noga spoczęła na jego klatce piersiowej i sprowadzała go na ziemię ilekroć starał się podnieść. Wyglądało to dosyć zabawnie, że taka kruszyna jak Japeś trzymała nogę na ochroniarzu wielkości olbrzymiej szafy niczym łowca nad świeżo upolowaną zwierzyną.

– Sam stąd wyjdę, kiedy uznam, że skończyliśmy. – rzekł surowym głosem. To tylko rozsierdziło mężczyznę, który wstał, ale nie podszedł bliżej Wędrowca. Chyba czuł respekt. Skoro taki goryl nie dał rady, to co on miałby mu zrobić?

– Czego chcesz? – warknął i zmierzył jadowitym spojrzeniem swojego rozmówcę.

– Chcę porozmawiać o Jake’u. O tym jak pan go traktuje, a jak pan nie powinien go traktować! – niemal krzyknął. Trochę jednak spuścił pary z tonu, kiedy ochroniarz słabym głosem powiedział do niego “dusisz”.

– To mój syn! Mam prawo go wychowywać jak mi się podoba! – warknął do niego. Zbliżył się na kilka kroków. Złość zaczęła zasłaniać mu zdrowy rozsądek.

– Maltretowanie pan nazywa wychowaniem? Tłuczenie go, bo nie urodził się taki jak pan oczekiwał? – krzyknął do niego zirytowany.

– Mógł być normalny. Jak mu się zachciało dziwactw to niech ma! Że też mi się trafił wybrakowany syn! – zbliżył się jeszcze bardziej, a Japeś powoli zaczął liczyć na to, że podejdzie.

– Wybrakowany? On wybrakowany? – wkurzył się. – I mówi to ktoś, kto jedyne co potrafi to podnieść rękę na słabszego od siebie, bo myśli, że w ten sposób będzie tym lepszym? To pan jest wybrakowany!

– Jak śmiesz ty szczeniaku! – ojciec Jake’a nie wytrzymał i rzucił się na niego z rękoma. Wędrowiec uchylił się przed ciosem, a potem przed kolejnym. Odepchnął napastnika od siebie i dziękował w duchu za tych wszystkich bojowych staruszków, którzy trafili do szpitala. Dzięki nim był w stanie zręcznie wykonywać uniki, a nie kiedy nawet i odpowiadać na atak.

– I czym pan wytłumaczy to, co zrobił pan Jake’owi? Będzie się pan zasłaniał wymówkami? Kłamał sobie w sam oczy, że to pan jest normalny, a on nie, bo wymyślił pan sobie swój porządek świata? – dalej wkręcał śrubę jednocześnie uciekając przed jego ciosami. Do pogoni dołączył nawet ochroniarz uwolniony spod buta Japesia, ale i on nie był złapać ten naładowanej magią piłeczki kauczukowej.

– Jak taka dewiacja może być normalna? – krzyknął do niego machając rękoma na oślep. Wędrowiec zmęczył go i jego goryla, który stał już w miejscu i czasem od niechcenia próbował go złapać.

– Nie wiem, proszę pana. Nie wiem, jak można tolerować bicie własnego dziecka za to, że jest sobą. Tylko potwornie wybrakowani ludzie tak robią. – odparł. Ojciec Jake’a nakręcał się coraz mocniej, a Japeś dźgał go dalej widząc, że odwracanie ról i uświadamianie mu, że on też mógł być dewiantem działało na niego niczym płachta na byka.

Przepychanki trwały jeszcze dłuższą chwilę, aż w końcu rozjuszony do granic możliwości ojciec Jake’a dopadł Wędrowca. Ten jednak, mając dużo więcej energii niż on, przyłożył mu z całą magiczną mocą, aż ten upadł na pośladki. Chłopak spojrzał z pogardą na siedzącego na ziemi mężczyznę.

– I jak się pan czuje? Uderzyłem pana. Może nie tak mocno jak powinienem, ale mimo wszystko: uderzyłem. Czy to zmieniło pańskie poglądy? Zapewne nie. Tak samo jest z Jake’iem. Nie zmieni go pan tłukąc go bez opamiętania. Jake będzie panu kłamał, że się zmienił, ale nie zmieni go pan z czegoś, co nie jest jego wyborem. To jakby bić go za to, że oddycha! Jedno panu powiem… Zmienił pan za to mnie. – warknął do niego groźnie. Podszedł do niego i butem docisnął go do podłogi. – Dlatego ostrzegam: jeśli podniesie pan jeszcze raz rękę na Jake’a, ja podniosę moją rękę na pana, a wtedy nie będę się powstrzymywał. Nie pozwolę go panu krzywdzić.

Kiedy skończył swój monolog podszedł do drzwi. Zanim jednak wyszedł, zwrócił się do ojca Cienia.

– Współczuję Jake’owi, że ma takiego ojca. W tej kwestii na szczęście ma jednak wybór, aby się od pana odciąć. – i powiedziawszy to opuścił budynek.

Nikt nie stawał mu na drodze. Skoro Japeś postanowił wyjść to po co mu to utrudniać? Spowodował i tak wystarczająco problemów.

Na zewnątrz zamówił taksówkę, która odwiozła go na dworzec, a stamtąd wrócił pociągiem do domu. Był nawet zadowolony, chociaż rozmowa nie potoczyła się do końca tak, jak planował. Mimo tego liczył, że był wystarczająco dosadny. Nie zależało mu na tym, aby ojciec Jake’a zrozumiał, ale na tym, aby dał mu wreszcie spokój. Nie wierzył w to, że taka osoba mogłaby się zmienić, więc lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknął z ich życia raz a na dobre.

W dobrym nastroju dotarł do domu, a tam spotkał się ze zdziwionym pytaniem o swoje wyjątkowo wesołe zachowanie.

– Miałem dziś wyjątkowo dobry dzień! – odparł z nieukrywaną radością.

Mefisto

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa Read More »

#317. Cardlings

Workspace 1_2019_06_29_02

Kolejna gra strategiczna zagościła w mojej kolekcji! Cardlings to gra stworzona przez Clockwork Chilli z premierą w czerwcu 2019. Wyczekiwałem na ten dzień z zapartym tchem, aż w końcu ten dzień nastał i mogłem oddać się rozgrywce.

Moje pierwsze wrażenie to był lekki szok, ponieważ oczekiwałem czegoś nieco innego, a przede wszystkim liczyłem na jakąś fabułę. Tutaj takowej brak – mamy jedynie rozgrywki z innym przeciwnikami (żywymi lub komputerowymi). Szybko jednak otrząsnąłem się z szoku i stworzyłem pierwszą mapę, aby zobaczyć, co da się z tego tytułu wycisnąć.

Cardlings (jak się łatwo można domyślić) to gra karciana. Nasza rozgrywka odbywa się podczas dwóch rodzajów tur: walki i budowania. Otrzymujemy wtedy różne zestawy kart. Pozwalają one na budowę różnych budowli i rekrutowania nowych postaci. Aby budować musimy mieć aktywną postać lub budynek niedaleko miejsca, gdzie chcemy ten przybytek postawić z racji tego, że wszystko ma swój określony zasięg. Budowle służą jedynie do tego, aby automatycznie zbierać (i podwajać) surowce. Oczywiście możemy zbierać je ręcznie, ale jest to trochę męczące.

Workspace 1_2019_07_05_01

Naszym celem jest pokonanie przeciwnika, więc jak tylko stworzymy sobie podstawę królestwa, gdzie surowców jest w sam raz, to tworzymy armię i ruszamy na wroga. Każda postać może przejść określoną ilość pól i wykonać jeden atak podczas jednej tury. Dlatego dobrze jest mieć jak najwięcej jednostek, aby szybko pokonać przeciwnika zanim on rozpocznie kontratak.

Workspace 1_2020_08_08___01

Poza tym mamy jeszcze ulepszenia i postaci, i budowli dające większą wytrzymałość, atak, itd.

I generalnie na tym kończy się cała gra (no chyba, że coś przegapiłem). Nie jest to może jakiś ambitny tytuł, ale trochę czasu potrafi zająć. Jeśli ktoś lubi niezobowiązujące strategie to gorąco polecam Cardlings. 🙂

Mefisto

 

#317. Cardlings Read More »

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu

Pierwszy dzień zleciał im dosyć szybko. Japeś dał Jake’owi klucze do mieszkania, bo ten musiał pójść do pracy. Wrócił wczesnym rankiem i ulokował swoje wykończone ciało obok Wędrowca. Smok jasno i wyraźnie podkreślił, że kanapa była jego miejscem do spania i biada temu, kto próbowałby ją bezprawnie zająć.

Japeś obudził się niedługo po tym jak Cień wrócił i zaskoczeniem, ale i dziwną radością patrzył na chłopaka śpiącego obok niego. W pewnym sensie ucieszyło go to, że Jake wrócił, a nie wykorzystał okazję i uciekł…

Ostrożnie zebrał się z łóżka, aby go nie obudzić, wziął szybki prysznic i dotarł do lodówki, gdzie zaczął planować coś dobrego na śniadanie. Stwierdził jednak, że jajecznica będzie najlepszym rozwiązaniem, a jednocześnie najmniej niebezpiecznym dla Japesia do przygotowania.

Przygotowanie śniadania przerwał jednak dzwonek do drzwi, za którymi kryła się Siya. Wędrowiec wpuścił ją do środka. Oboje zajęli się rozmową, a Japeś dodatkowo przygotowywał posiłek powiększony o porcję dla niespodziewanego gościa. Dziewczyna w między czasie zdradziła mu cel swojej wizyty: miała w planach wyciągnięcie Japesia na zakupy.

Niedługo po przyjściu Siyi, Jake wyłonił się z pokoju i zajął miejsce obok niej. Był wyraźnie niewyspany, ale musiały go obudzić ich śmiechy i chichy, więc po prostu się poddał i dołączył do drużyny śmieszków. Siya wpierw była zaskoczona, potem niesamowicie uradowana, ale na koniec zobaczyła twarz Jake’a i od razu domyśliła się co się mogło stać.

– Twoi rodzice? – zapytała krótko, a Cień kiwnął głową w odpowiedzi. Japesia zaskoczyło to, jak ta dwójka dobrze siebie znała, że potrafili bez problemu odczytywać swoje myśli. Z drugiej strony, gdyby Wędrowiec wiedział jacy byli rodzice Jake’a, też pewnie by się domyślił.

Wszyscy troje powoli zaczęli pochłaniać śniadanie jednocześnie dyskutując o całej tej sytuacji. Siya uśmiechnęła do Japesia na wieść o tym, że przyjął on Jake’a pod swój dach. Wędrowiec za to, pod wpływem tego spojrzenia, mało co nie udławił się jajkiem. Potem uśmiechnęła się zwycięsko do Cienia, który w odpowiedzi pokazał jej jedynie język.

Po skończonym posiłku zebrali się i udali na zakupy. Jake wręczył Siyi kluczyki do auta, a sam rozłożył się na tylnym siedzeniu i korzystał z okazji, aby się zdrzemnąć. Jak zawsze na drodze musiały być korki z powodu robót, więc podróż im się dłużyła. Japeś podziwiał wolno przesuwający się widok za oknem, a jego towarzyszka skupiała się na prowadzeniu. W duchu jednak wyklinała Jake’a, bo on musiał wiedzieć o korkach. Inaczej nie dałby jej prowadzić!

Ostatecznie dotarli na miejsce i zaczęli ustalać plan działania.

– Idę po kawę. Możemy się spotkać za 15 minut przy poczcie. – ziewnął Jake. Spał raptem jakieś cztery godziny, co dla niego było nieakceptowalne.

– Skoczę do drogerii i za *pół* godziny możemy się tam spotkać. – poprawiła go Siya. – Może weźmiesz Japesia ze sobą? Raczej wątpię, by przetrwał mój sklepowy maraton.

– Mało kto przetrwałby twój maraton. – na te słowa dziewczyna pokazała Cieniowi język i ruszyła w stronę drogerii. Cień i Wędrowiec udali się wpierw do sklepu komputerowego, gdzie Jake wybrał sobie w miarę taniego laptopa, potem udali się do sklepu z ubraniami, gdzie oboje znaleźli coś dla siebie, a na sam koniec dotarli do kawiarni, gdzie zamówili kawę na wynos. Stamtąd wyruszyli pod pocztę i czekali cierpliwie na Siyę.

Dziewczyna w typowym dla niej zwyczaju spóźniała się. Jake nie wydawał się tym przejęty. Rozsiadł się wygodnie na nieopodal stojącej ławce i delektował się kawą. Japeś za to pił tą płynną gorycz jakby za karę. W życiu tak mocnej kawy nie pił…

– Skąd się znacie? Z Siyą? – zapytał nagle, a Cień spojrzał na niego i zamyślił się.

– Cóż… Mieszkała tuż obok, nasi rodzice się znali. Trochę taka sąsiedzka znajomość. Potem chodziliśmy razem do szkoły, więc poznaliśmy się lepiej. – westchnął i upił spory łyk z papierowego kubka. – W liceum udawaliśmy, że chodzimy ze sobą.

– Udawaliście? – zdziwił się, a Jake zaśmiał się.

– Taa… Moi starzy przyłapali mnie w niekomfortowej sytuacji, zrobili burdę stulecia, wysłali do psychologa. Niewiele brakowało, a posłaliby mnie na jakiś obóz naprostowujący… Siya zgodziła się ze mną chodzić na niby, aby się odwalili. – rzekł dosyć spokojnie. – Od czasu do czasu wysłałem im zdjęcie jak się przytulamy czy coś i był spokój. Przynajmniej do wczoraj.

26.07.2020_22-17-31

– Ojciec cię wtedy… pobił? – Japeś znał odpowiedź na to pytanie. Widział je w lekko zaskoczonych, ale i zirytowanych oczach Jake’a.

– Pobił… Złamał mi dwa żebra i rękę. Jak Siya mnie zobaczyła, sama to zaproponowała. Najlepsza przyjaciółka jaką można mieć. – jednym łykiem dopił resztę kawy.

– To miłe z jej strony. – uśmiechnął się. W duchu jednak czuł coraz większą potrzebę zrobienia coś z tą beznadziejną sytuacją. Im więcej znał szczegółów, tym bardziej chciał działać.

– Ty i ona to chyba jedyne osoby na tym świecie, które o mnie dbają. – uśmiechnął się do niego, a Japeś na chwilę oderwał się od kipienia nienawiścią do ojca Jake’a. Znowu poczuł to śmieszne łaskotanie w klatce piersiowej, a serce zaczęło mu łomotać z ekscytacji. To uczucie przerwało jednak pojawienie się Siyi obładowanej zakupami.

Cień zajął się rozmową z dziewczyną, a dokładniej wskazywanie na zegarek i podkreślanie, że się spóźniła. Siya za to pokazywała mu język w szczerym rozbawieniu. Japeś skorzystał z okazji i szybko napisał wiadomość do Dominika z prośbą o pomoc w znalezieniu adresu rodziców Jake’a.

Resztę dnia spędził pomiędzy oczekiwaniem na odpowiedź a spędzaniem czasu z pozostałą dwójką. Pod wieczór otrzymał odpowiedź, która nieco go zaskoczyła. Zawierała adres wraz z dopiskiem “to nie było trudne – wystarczyło wpisać jego imię w wyszukiwarkę”.

Japeś był gotowy do realizacji swojego planu…

Przeczekał kilka dni i udając, że szedł do pracy, w rzeczywistości udał się na pociąg, a potem na taksówkę, aby dojechać do posiadłości rodziców Jake’a. W głowie układał sobie swój monolog i starał się odsunąć myśli o tym, aby wysadzić ojca Cienia przy użyciu magii. Mimo iż było to bardzo uzasadnione, Kraniec Czasu wciąż byłby z tego faktu niezadowolony.

26.07.2020_22-21-26

W końcu dotarł do celu swojej podróży i zamarł z wrażenia. Willa rodziców Jake’a była ogromna, prawie największa w okolicy. Do środka dostał się istnym cudem: odbywał się właśnie jakiś casting i wzięto go za jednego z zainteresowanych posadą. Wykorzystując zamieszanie przemknął się między korytarzami, aż odnalazł biuro, w którym znajdował się cel jego wizyty: oto stanął przed ojcem Cienia, jego matką siedzącą u jego boku i jakimś wielkim kolesiem, który patrzył groźnie na chłopaka.

Wiedział, że nie było już dla niego odwrotu!

Mefisto

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu Read More »

#315. Dlaczemu? cz.3

Ostatnio zdarza mi się wejść między internetowe kłótnie. Wiem, wiem. To jak świadome wchodzenie na minę – wręcz proszę się o kilka lat życia mniej myśląc o tym, że ludzi już całkowicie popieprzyło. Robię to jednak półświadomie, bo czytając jakikolwiek news z polskich stron, spotykam się z kilkoma motywami przewodnimi wśród komentarzy: najczęściej politycznymi i odnoszącymi się do osób LGBT. Dzisiaj pogadamy sobie o tych drugich, a dokładniej o tym, dlaczego ludzie czasem mają potrzebę powiedzieć o tym, jakiej są orientacji.

Zawsze, ale to zawsze, kiedy jakiś artykuł wymienia mniejszności seksualne, znajdzie się jakiś obrońca tudzież obrończyni godności oburzającymi się na wieść, że jakiś aktor/jakaś aktorka wyznaje światu swoje preferencje. “No bo po co nam wiedzieć, kto z kim sypia”. Niby prawda – twoje łóżko, twoje sprawa, ale spora część ludzi żyje jednak w trochę bardziej rozbudowanej rzeczywistości, gdzie sprawa czyjejś orientacji przenika w inne, zupełnie zwyczajne tematy.

Pomyślmy o takiej scence: mamy biuro i trzech pracowników. Panią Krysię, pana Adasia i pana Krzysia. Cała trójka wesoło rozmawia sobie o tym, co robili podczas weekendu. Pani Krysia dzieli się informacją, że w końcu wyciągnęła męża na zakupy. Pan Adaś wspomina, że on i jego partner też spędzili weekend na odchudzaniu portfela w sklepach. Pewnie zakładaliście, że pan Krzyś zacznie krzyczeć “a po co nam to wiedzieć z kim sypiasz”, ale pan Krzyś jest normalny i weekend spędził na grze w szachy ze swoim ojcem i pomocy mamie w przydomowym ogródku.

A teraz kolejna scenka: przychodzi elegancko ubrana Alicja do jubilera i wybiera biżuterię. Ekspedientka Ala próbuje być pomocna i wypytuje o najdrobniejsze szczegóły. W trakcie rozmowy okazuje się, że kobieta wybiera prezent dla swojej parterki z okazji dziesiątej rocznicy ich związku. Wiadomo – tak okrągłą rocznicę trzeba uczcić i zależy jej na czymś wyjątkowym, co będzie partnerce naszej bohaterki przypominać o ich uczuciu przez – miejmy nadzieję – resztę ich życia. Ala od razu kieruje potencjalną klientkę do gabloty, gdzie jest wystawiona na pokaz biżuteria na specjalne okazje.

Ktoś mógłby się kłócić, że przecież w każdej sytuacji można było podać kolegę/koleżankę zamiast partnera/partnerki. Oczywiście, że można, ale to rodzi więcej problemów niż może przynieść takiej osobie pożytku.

Po pierwsze: taka osoba mierzy się z wykluczeniem ze społeczeństwa. Nie spełnia norm, więc nie może, nawet przypadkiem, opowiedzieć o osobie, którą kocha, choćby ta osoba była najmilszą osobą na świecie. To wpędzanie człowieka w poczucie wstydu za to, jak kocha. Po drugie: w sytuacji pana Adasia współpracownicy mogą założyć, że jest on samotny (zawsze chodzi na zakupy z kolegą, a nie np. z żoną) i sugerować mu osoby, najpewniej kobiety, do związku. W sytuacji Alicji możemy doprowadzić do tego, że Ala zacznie sugerować jej produkty, które bardziej nadają się na urodziny koleżanki niż na celebrowanie dekady związku z drugą osobą, co tylko przełoży się na frustrację Alicji.

To nie tylko irytuje osoby ze środowisk LGBT, ale też ludzi postronnych, którzy tak jak oni chcą po prostu kochać, a widzą to, że skoro ktoś uważa, że miłość można sortować na lepszą i gorszą, to wiedzą, że kiedyś przyjdą posortować ich uczucie, bo nie pasują do ciasnych, niepraktycznych i niewygodnych pudełek heteroseksualizmu narzucanego przez lata przez różne instytucje. Bo bez ślubu, bo bez dzieci, bo bez stereotypów, bo za duża różnica wieku, bo, bo, bo…

My się naszych “bo” nasłuchaliśmy i wiemy, jak bardzo potrafią one upodlić życie. Dlatego o tym piszę, bo jeśli o pewnych rzeczach nie zacznie się mówić, to nigdy się nie zmienią. Jesteśmy już na tyle duzi, aby zaakceptować to, że ktoś może żyć i myśleć inaczej niż my i nie powodować tym samym końca świata. Pamiętajmy o tym.

Mefisto

#315. Dlaczemu? cz.3 Read More »

#314. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.31 – Nowy współlokator

Oboje weszli do mieszkania Japesia, gdzie spotkał ich zdumiony i dosyć przerażony Smok. Oczywiście leżał on pośród opakowania psich przysmaków, którymi się cały wieczór zajadał.

– Coś ty mu zrobił? – wrzasnął widząc poturbowanego Cienia. Prastary wiedział, że Wędrowiec był zły na niego, ale żeby aż tak?

– To nie on mi to zrobił. To… trudne sprawy rodzinne. – burknął Jake rozbawiony wizją, że Japeś mógłby go skrzywdzić. Z drugiej strony chłopak mógł go uszkodzić przypadkiem. Wtedy jednak pewnie potrzebny byłby lekarz. Zarówno do pomocy Wędrowcowi jak i do stwierdzenia zgonu Cienia…

Japeś pośpiesznie zabrał Cień do swojej sypialni i pożyczył mu swoje ubranie, aby miał się w co przebrać następnego dnia. Jake nie miał nic przy sobie i istniała bardzo mała szansa, by cokolwiek odzyskał skoro nijak czuł chęć do powrotu do tamtego mieszkania.

– Nie wiem naprawdę jak ci się za to wszystko odwdzięczę… – powiedział cicho do Wędrowca. W ciągu chwili stracił wszystko, w ciągu chwili uzyskał dużo więcej niż by się ktokolwiek mógł spodziewać. Japeś w tej swojej obezwładaniającej trosce o niego zapewnił mu poczucie bezpieczeństwa, a to było tym, czego w tamtym momencie potrzebował.

– Nie musisz się odwdzięczać. – odparł z uśmiechem, ale nim zdążył coś dodać, Jake objął go i wtulił się w niego. Wędrowiec był zaskoczony reakcją Cienia, ale ostatecznie przytulił go do siebie. Chociaż starał się panować nad sobą to serce biło mu jednak jak dzwon i miał lekką obawę, że jeszcze trochę i wyskoczy mu z klatki piersiowej. To było i dziwne, i miłe, ale chyba jednak najbardziej dziwne.

Chwilę potem zgodnie ustalili, że pora zająć się życiem codziennym. Japeś wysłał Jake’a do lokalnego sklepiku po zakupy, a sam przycupnął przy Prastarym, aby prosić go o największą ze wszystkich możliwych przysług.

– Mam zerwać kręgi uwiązania? – odparł zdziwiony, ale jednocześnie pożerał babeczkę truskawkową, którą perfidnie podsunął mu Wędrowiec. Co jak co, ale ich relacja stała się w pewnych kwestiach niemal przezroczysta i oboje potrafili przejrzeć się na wylot.

– To chyba nie jest trudne dla takiego wspaniałego Smoka jak ty? – słodził mu, a Prastary pożerał komplement równie chętnie, co babeczki.

– Nie, to nie jest trudne. Trzeba wziąć pod uwagę to, że miałbym uwolnić Cień, a to sprawiłoby, że stałby się on zbiegiem. Ostatecznie pewnie zostałby odnaleziony i pożarty. Nie wspomnę już o tym, że jeśli ktoś odkryje mój czy twój udział to i my za to bekniemy. – mruknął po chwili zastanowienia i połknął kolejny smakołyk.

– A dałoby się to zrobić tak, aby nikt się nie dowiedział? – Japeś drążył dalej licząc na magiczne “tak”, które w ramach konsekwencji przyniosłoby jedynie poprawę sytuacji. Wystarczająco już w życiu doświadczył problemów wynikających tylko i wyłącznie z dobrych chęci.

– To jest możliwe, ale nie jest proste. – burknął połykając ostatnią babeczkę. – Jeśli dasz mi trochę czasu to skonsultuję to z moimi księgami i zobaczę, co da się zrobić.

– Dziękuję! – krzyknął ucieszony, ale radość Japesia szybko uciekła. – Czekaj, a jaki jest w tym haczyk? Co byś chciał w zamian?

– Dużo babeczek truskawkowych. Bardzo dużo. – wyszczerzył swoje psie kły i zamerdał ogonem. Wędrowiec nie dowierzał, więc Smok dodał po chwili. – Powiedzmy, że twój plan nakłada się na mój plan i dlatego nie mam nic przeciwko jego realizacji.

Japeś z jednej strony chciał wiedzieć, co to za plan, z drugiej jednak wolał nie pytać i brać to, co mu dawał los. To pomogłoby uporządkować jego egzystencję jako istoty z Krańca Czasu. Pozostawała jeszcze kwestia jego ludzkiego życia, ale Wędrowiec miał w głowie kolejny genialny plan. Potrzebował do niego jedynie kilku brakujących elementów, aby móc zacząć go realizować…

Knowania Japesia przerwał Cień wracający ze sklepu. Wędrowiec zauważył, że na liście zakupów zabrakło kilku rzeczy, więc tym razem on się zebrał i zostawił Jake’a samego ze Smokiem i śpiącym gdzieś w kącie Chochlikiem.

Cień usiadł na kanapie i z braku lepszych zajęć zaczął przeglądać portale społecznościowe na telefonie. Prastary doczłapał do niego i wdrapał się na kanapę, aby usiąść obok niego. Przez dłuższą chwilę trwali w milczeniu, którą nagle i znienacka przerwał Smok.

– Słuchaj, nie chcę zabrzmieć jak przyzwoitka, ale jestem kompletnie przeciwny temu, co się między wami dzieje. – warknął swoim potężnym, aczkolwiek psim głosem. Jake zerknął na niego kątem oka i odłożył telefon czując się jak gdyby zaraz miał przejść przez rozmowę uświadamiającą mu o “pszczółkach i ptaszkach”. Cień pewnie by się do tego odniósł, ale jego relacja z Japesiem odbywała się równocześnie na tylu płaszczyznach, że równie dobrze Prastary mógłby mieć pretensje o to, że jedzą w tych samych knajpach.

– Ufam w decyzje Japesia na tyle, na ile wiem, że konsekwencje jego wyborów uderzą tylko w niego. – kontynuował, a Jake znów poczuł się jak niechciany insekt. Bycie Cieniem nie było proste. – Tym razem jednak twoja obecność tutaj może zaszkodzić i mnie.

– Chcesz żebym się wyniósł, tak? – zapytał od razu wiedząc do czego zmierza ta rozmowa. Nawet z tym nie walczył, bo koniec końców i tak Smok mówił prawdę. – Postaram się wynieść tak szybko, jak to będzie możliwe…

– Normalnie bym się ucieszył na taką odpowiedź. – Prastary odparł spokojnie, a to zdziwiło Jake’a. To w końcu on chciał, aby ten się wyniósł, czy nie? – Jednak właściciel tego mieszkania ma zupełnie inne zdanie na ten temat i wierzy, że twoja obecność tutaj jest potrzebna. Dlatego mam tylko jedno pytanie: co planujesz w stosunku do Japesia?

– Jeśli pytasz o sprawy Krańca to nic. Tamten rozdział został zamknięty. Jeśli chodzi o sprawy ludzkie… – tutaj zawiesił się na chwilkę. – W tej kwestii nie mogę nic zagwrantować.

– Czyli mógłbyś go skrzywdzić? – na w pół stwierdził, na w pół zapytał, a Cień uśmiechnął się rozdrażniony.

26.07.2020_22-05-39

– Gdybym chciał go skrzywdzić, zrobiłbym to już dawno. Wiesz o tym doskonale. Gdybym miał wrogie zamiary, tamtej nocy walczyłbym z tobą o ducha, a po Japesiu nie zostałby nawet ślad. – odparł uśmiechając się lekko, aczkolwiek z wyraźnym wkurzeniem na twarzy.

– Wiem. – rzekł krótko Smok. – Po prostu chciałem to usłyszeć.

Jake spojrzał na niego zdziwiony, a Prastary uśmiechnął się na swój dziwny, psi sposób.

– Póki tu mieszkasz postaram się ukrywać twoją obecność przed innymi istotami. Będę cię jednak obserwował. Zrobisz coś Japesiowi i nie znajdzie się taka moc we wszechświecie, która cię przede mną ocali. – powiedział poważnym tonem, a kiedy skończył, zamerdał ogonem. – Mam nadzieję, że będzie się nam miło ze sobą mieszkało!

Mefisto

#314. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.31 – Nowy współlokator Read More »

#313. Graveyard Keeper

599140_20190525012005_1

Graveyard Keeper to historia zwykłego grabaża, którego codziennością jest zakopywanie trupów pod ziemię. Tak chciałbym napisać o tej grze, ale to mijałoby się w jakimś sporym stopniu z prawdą. Tytuł ten ujrzał światło dzienne w sierpniu 2018 za sprawą Lazy Bear Games i tinybuild, i oczywiście zaskoczył mnie bardziej niż mogłem się spodziewać!

W pierwszym momencie myślałem, że będzie to gra w stylu: jesteś grabażem i masz pilnować, aby trupy nie pouciekały z cmentarza. Wiecie: taki rodzaj gry-zemsty na zombie. Jednak aspekt chowania umarłych jest bardzo klasyczny – przyjeżdża trup, my go przygotowujemy i pod ziemię. Oczywiście to działa, jeśli “przyjeżdża trup” będziemy rozumieć jako “komunistyczny osioł wydaje zwłoki tylko za marchewki”, “my go przygotowujemy” jako “powyciąganie z niego randomowych części ciała, aby zmyć grzechy i jego punktacja w grobie była dodatnia, a nie ujemna (a przy okazji można wykroić mięso i sprzedać mieszkańcom)”, a “pod ziemię” jako “albo zakopię, albo spalę, albo wrzucę do rzeki”.

Nie wyprzedzajmy jednak fabuły!

599140_20190525012055_1

Wszystko zaczyna się od krótkiego wprowadzenia, kiedy to nasza postać śpieszy się z pracy do swojej ukochanej. Zapatrzony w telefon włazi pod koła samochodu i bach – znajduje się w średniowiecznej wsi jako zarządca cmentarza/grabaż/późniejszy przeor. Tajemnicza postać obwieszcza nam, że w naszym zadaniu pomoże nam Gerry tylko musimy go sobie odkopać. Już w tym momencie czułem się lekko oszołomiony, ale trudno – łopata do rąk i odkopujemy naszego kolegę – jak się okazało, gadającą czaszkę i alkoholika w jednym. Służy on nam “dobrą radą” w zamian za piwo, czy inne wino…

Wtem rozlega się znajomy Gerry’emu dzwon i ruszamy do kostnicy, gdzie czeka na nas nasze pierwsze ciało. Gerry oczywiście służy “dobrą radą” i każde nam wyciąć mięso, aby można je było sprzedać. Że co?! No dobra, ale nie będę się kłócił z czaszką-alkoholikiem. Z truposza można powyjmować masę innych rzeczy (krew, tłuszcz, skórę, wnętrzności). Ma to dwa cele: pierwszy to produkcja przedmiotów (olej z ludzkiego tłuszczu, papier ze skóry, itd.), a drugi to wycięcie narządów, przez które nasz umarły ma kiepską ocenę. Ta gra bowiem ma system dobrych i złych uczynków. Złe uczynki zaniżają ocenę grobu, a dobre podwyższają. My potrzebujemy do jednej z serii zadań odpowiednio wysokiej oceny, więc jest to dla nas bardzo istotna kwestia.

599140_20190525012746_1

Oczywiście nie jest to takie proste: musimy odblokować masę technologii, aby ostatecznie widzieć czarno na białym, który narząd jest tym gorszącym. 😛

599140_20190525012944_1

Skoro jesteśmy w temacie technologii to warto wspomnieć, że jest ich od groma, pozwalają one na tworzenie coraz bardziej zaawansowanych przedmiotów (potrzebnych do naszego głównego celu gry). Odblokować je możemy za dziwne punkty (czerwone, zielone i niebieskie) otrzymywane za zbieranie surowców, tworzenie przedmiotów, czy badanie przedmiotów.

Cel gry jest prosty: wrócić do ukochanej. Dlatego tarabanimy się po lokacji nazwanej Wieś (The Village) i wykonujemy masę bardziej lub mniej skomplikowanych zadań dla mniej lub bardziej pokręconych postaci. Ma to nam pomóc z uzyskaniem przedmiotów potrzebnych do uruchomienia portalu na Wzgórzu Wiedźmy (The Witch Hill). Postacie te pojawiają się tylko w określony dzień tygodnia, co utrudnia wykonywanie dla nich zadań, ponieważ często trzeba coś zanieść komuś innemu, a ta osoba pojawiała się dzień wcześniej przed naszym zleceniodawcą.

Mamy też osiołka przywożącego nam zwłoki! Osiołka-komunistę uważającego nas za paskudnego kapitalistę bogacącego się na jego ciężkiej pracy (on chyba nie miał pojęcia ile ja się musiałem nabiegać z tymi cholernymi umarlakami zanim do czegokolwiek doszedłem). W końcu ogłasza bunt i nie przynosi nam ciał, aż nie zgodzimy się na jego warunki: jeden dzień wolnego i 5 marchewek za każde ciało. Wyjścia nie mamy, więc się zgadzamy.

Do dyspozycji mamy ogródek, gdzie możemy hodować zapłatę dla osła oraz warzywka do naszego biznesu prowadzonego wraz z lokalnym kupcem. Biznes ten zwie się “Cmentarne Warzywka” (Graveyard Veggies). I nawet nie dziwiło mnie to, że musiałem na rzęsach stanąć, aby to się zaczęło sprzedawać. Z taką nazwą… Chcemy jednak wrócić do ukochanej, a to oznacza wykonywanie misji dla postaci pobocznych – nawet tych awykonalnych.

599140_20190527010932_1

Najmilszym momentem była chwila, kiedy znalazłem Guntera – zombie – a ten podzielił się ze mną tajemnicą wszechświata – mogę wskrzesać truposze i gonić ich do pracy. Niech twórcom będą dzięki! Nieumarlaczki kopały dla mnie surowce, a ja biegałem jak mróweczka tworząc przedmioty potrzebne do misji. Oczywiście ożywienie zombie wymaga stworzenia pewnej mikstry i aż 10 wiary (a tą dostaje się za odprawienie mszy). Ale jest to bardzo uczciwa cena za pracownika, któremu nie trzeba płacić.

599140_20190525043005_1

Ostatecznie udało mi się uruchomić portal i wtedy dotarło do mnie drugie dno fabuły, o którym wcześniej nie myślałem. Bo, zdradzę Wam, gra kończy się trochę inaczej niż nam by się zdawało. Chociaż byłem zaskoczony to podobało mi się zakończenie i dało nadzieję na jakąś kontynuację.

599140_20190531221035_1

Graveyard Keeper to bardzo unikatowa gra z bardzo specyficznym rodzajem humoru, więc niekiedy można się pośmiać, a niekiedy zbiera się szczękę z podłogi. Mimo to grało mi się przyjemnie: podobało mi się zbieractwo, możliwość walki z potworami (są tam nawet 15-poziomowe lochy!), rozwój naszej postaci, masę technologii do odblokowania… Jest to zdecydowanie mój typ gry.

Zdecydowanie polecam każdemu, kto chciałby zostać grabażem! 😀

Mefisto

#313. Graveyard Keeper Read More »

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne

Japeś po raz kolejny wprosił się na noc. Jake nie protestował. W końcu i tak Wędrowiec zrobiłby swoje, a Cień nie miał nawet ochoty się o to kłócić. Z drugiej strony towarzystwo chłopaka wydało się nawet kojące, bo był pierwszą istotą z Krańca Czasu, która go nie odtrąciła. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej stanęła po jego stronie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczął czuć ulgę. Zawsze myślał, że był kompletnie sam, a teraz okazało się, że znalazł bratnią duszę, która ocenia go po tym, co robił, a nie po tym, kim był.

Resztę wieczoru udało im się spędzić w przyjemniejszej atmosferze pomiędzy oglądaniem filmów na laptopie a wybieraniem jedzenia z lokalnych knajp, które oferowały dostawę do domu. Koło północy poddali się i poszli spać.

Poranek jednak wcale nie zapowiadał się dobry. Oboje zerwali się do gniewnegu krzyku jakiegoś mężczyzny w garniturze, dzierżącego w dłoniach klucze do mieszkania. Obok niego stała elegancko ubrana kobieta ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Jake przeklął pod nosem i momentalnie zebrał się z łóżka stając twarzą w twarz – jak się z rozwijającej między nimi dyskusji okazało – swoim ojcem. Dyskusja oczywiście szybko przemieniła się w kłótnię na temat tego jak bardzo mężczyzna zawiódł się na Jake’u i o tym jak Jake miał na to wywalone.

Im dłużej w tym trwali, tym głośniejsze stawały się ich wrzaski. W pewnym momencie Cień kazał Japesiowi wyjść. Eksortował go do drzwi jednocześnie osłaniając go przed swoim ojcem, który był o krok od wybuchnięcia. Kiedy tylko Wędrowiec znalazł się poza mieszkaniem, Jake kazał mu wracać do domu i obiecał, że się do niego odezwie.

Jeszcze przez chwilę wsłuchiwał się w toczącą między nimi kłótnię, do której – sądząc pod odgłosach – doszło do rzucania przedmiotami. Japeś jednak posłuchał się Cienia i udał pośpiesznie na autobus. Cały czas jednak martwił się o chłopaka, bo jego ojciec wydawał się całkowicie stracić nad sobą kontrolę. Ufał jednak, że jego towarzysz był w stanie zapanować nad sytuacją.

Jake nie tylko cierpiał z powodu swojej roli na Krańcu Czasu, ale też i z powodu swojej rodziny będącej nieodłącznym elementem jego ludzkiego życia.

14.07.2020_22-43-41

W połowie drogi do domu Japeś wysłał Cieniowi wiadomość w nadziei, że chłopak przetrwał kłótnię ze swoim ojcem. Jake odpisał mu dopiero w momencie, kiedy Wędrowiec był niemalże w domu. Wiadomość zawierała prośbę o spotkanie na parkingu niedaleko knajpy, w której spotykali się ze znajomymi od czasu do czasu. Japeś udał się tam czym prędzej i widząc stojący na parkingu samochód Jake’a, od razu do niego wsiadł.

Cień opierał głowę o kierownicę, jak gdyby zdążył przysnąć w międzyczasie. Kiedy usłyszał, że Wędrowiec bezceremonialnie ładuje mu się do auta, podniósł głowę i spojrzał w jego kierunku. Miał podbite oko i rozciętą wargę, ale nie wyglądał na przejętego tym. Japeś w swoim odruchu szpitalnym zajął się krwawiącą wargą, a Jake nawet nie zadawał pytań. Po prostu czekał, aż jego towarzysz skończy robić to, co robił.

– Wybacz… to taki odruch ze szpitala. Jak widzę krew to staram się opatrzyć. – mruknął Wędrowiec cicho. Nie za bardzo potrafił opanować chęć gapienia się na podbite oko i rozciętą wargę. W duchu czuł złość w stosunku do ojca Jake’a. Który rodzic byłby zdolny do czegoś takiego?

– To całkiem przydatny odruch. Dzięki. – odparł szybko uśmiechając się lekko, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu opuchnięta warga. – Wybacz za to zajście rano. Nie chciałem, abyś był świadkiem czegoś takiego…

– To nie twoja wina. To twój… ojciec… zaczął. – Japeś zawiesił się na słowie “ojciec”. Ciężko mu było go używać w stosunku do kogoś, kto tak traktował własne dziecko. Znów zerknął na rany Jake’a. – Bardzo boli?

– Przyzwyczaiłem się. – odparł Cień krótko, co tylko przeraziło Wędrowca. – To nie pierwszy raz.

– Dlaczego? – Japeś kompletnie tego nie rozumiał, a przez to sam miał ochotę pójść sprać tamtego faceta. W życiu nie podejrzewałby samego siebie o takie pokłady złości.

– Mój stary nienawidzi mnie za coś, co nie jest nawet moją winą. Ty, Japesiu, możesz sobie decydować, czy wolisz facetów, czy kobiety, czy cokolwiek, a ja żyję jak każdy człowiek. Rodzę się z wybranymi cechami i choćbym nie wiem jak się starał, pewnych rzeczy nie zmienię… – westchnął ciężko, a po chwili dodał. – Ponadto musiałem urodzić się w konserwatywnej rodzinie, której życiową misją jest przekazanie swoich genów dalej.

– To ich nie usprawiedliwia! Nikt nie widzi, co oni ci cały czas robią? – oburzył się, a Cień uśmiechnął się smutno na myśl o tym, że Japeś kompletnie nie rozumiał ludzkiego życia.

– Moi kochani rodzice są na tyle bogaci, że policja nie widzi, szpital udaje, że nie słyszy, a opieka społeczna odkąd pamiętam miała zawsze wywalone. – mruknął i oparł głowę o oparcie. – Jakby tego było mało to wywalili mnie z mieszkania, bo to oni są właścicielami…

Jake zaśmiał się, a potem oparł głowę o kierownicę. Japeś przez moment myślał, że Cień się śmieje, ale szybko dotarło do niego, że chłopak płakał. Wędrowiec przypomniał sobie, że Cienie pokroju jego towarzysza stają się nazbyt ludzkie i z każdym przeżytym dniem coraz mniej odporne na przytłaczającą rzeczywistość. A z każdym życiem było to coraz gorsze i gorsze, aż stawało się nie do zniesienia…

Ostrożnie oparł dłonie na ramionach chłopaka i przesunał go z kierownicy na siebie, przytulając go mocno. Jake nie protestował. Wręcz przeciwnie: utonął w ramionach Japesia i łkał cicho wprost na jego ramię. Wędrowiec nie raz pocieszał kogoś w szpitalu i zdawał sobie sprawę, jak ważną rzeczą była druga osoba gotowa po prostu być obok.

Długą chwilę trwali w bezruchu nim Jake odsunął się i otarł pośpiesznie twarz z łez.

– Przepraszam. Po prostu… – zaczął, ale Japeś mu przerwał.

– Nie przepraszaj. To nic złego, że płaczesz. To w sumie nawet dobrze, bo płacz pomaga się uspokoić. – uśmiechnął się łagodnie. – A co do mieszkania: możesz wprowadzić się do mnie. Skoro duch się tak jakby wyprowadził to myślę, że przydałby mi się współlokator.

– Dziękuję, ale… Nie wiem, czy to dobry pomysł… – mruknął Jake opuszczając wzrok. To była kusząca propozycja, ale ryzykowna dla Japesia. W końcu Cienie były nie tylko nielubiane, ale też i nagminnie atakowane przez istoty z Krańca Czasu. Wędrowiec tylko znalazłby się niepotrzebnie na celowniku.

– Rozumiem, jeśli nie będziesz chciał. Nie chcę tylko, aby ta cała sytuacja była dla ciebie taka przytłaczająca. Jeśli zmienisz zdanie, zawsze znajdzie się u mnie kąt dla ciebie. – odparł ze swoją rozbrająjącą niewinnością. Jake za to zaczął walczyć sam ze sobą, aby zgodzić się i być bliżej z jedyną istotą, która nie odtrącała go, a chronieniem tej osoby przed konsekwencjami tego, kim był. Cała jego egzystencja to wieczna kara za coś, o czym zadecydował ktoś inny.

– Wiesz, że jeśli się wprowadzę mogą cię zaatakować istoty z Krańca Czasu? Nie chcę, aby coś stało ci się z mojego powodu. – mruknął smutno. Wędrowiec położył mu rękę na ramieniu i czekał, aż ten podniesie wzrok, aby spojrzeć w te dwa iskrzące z radości ślepia.

– Mieszkam z Prastarym. Myślisz, że on pozwoliłby komukolwiek zrobić mi krzywdę? Zresztą bezpodstawny atak na moją osobę uprawniłby mnie do użycia magii, a trochę stęstkniłem się za możliwością korzystania z niej. – uśmiechnął się z nieukrywanym zadowoleniem.

– To fakt. – zaśmiał się na słowa Wędrowca. Poniekąd mu to schlebiało, ale w pewnym stopniu czuł się nieswojo. Od tak dawna nikt nie wykazał żadnej chęci, aby o niego zadbać, że takie coś wydawało się po prostu niemożliwe. A jednak siedział obok niego niemożliwy Japeś i wierzył w swoje własne słowa, a przez to i Jake wierzył w to, że ktokolwiek stanąłby im na drodze, prędko by tego pożałował.

– Dobrze, wprowadzę się. Na jakiś czas…

Mefisto

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne Read More »

#311. No pech :P

Dzień dobry wieczór!

Wesołe wieści ze studiów! 😛 Dzięki dobroci jednej z wykładowczyń mam już nieoficjalne wyniki egzaminu, który – jeśli dobrze sprawdziłem moją pracę – poszedł mi bardzo dobrze, więc i wynik końcowy jest bardzo dobry. 😀 Ale jako że oficjalnie wyniki będą za dosłownie kilka dni to wstrzymam się ze świętowaniem jeszcze trochę. 😉 Głównie dlatego, że nie wierzę sam sobie i wolę jak ktoś inny to sprawdzi. 😂

Zacząłem też przerabiać ostatnią książkę z drugiego modułu z IT i pierwszy rozdział był genialnie napisany. Dotyczył on struktury dysków, odzyskiwania i analizy danych, i babka opisała to w formie opowiadania o parze detektywów. Wciągnęło mnie po całości do tego stopnia, że dużo więcej zapamiętałem niż normalnie. Mam nadzieję, że cała książka jest napisana w ten sposób. Jeśli tak to myślę, że dość szybko ją skończę, bo przyjemnie się czyta. 😀

Swoją drogą zostały mi jeszcze niecałe dwa miesiące i skończę pierwszy rok. 😮 Jak to zleciało szybko! Będę mieć cały miesiąc wolnego, a potem znowu wróci mi depresyjny brak czasu na wszystko. 😂

Ludzie z mojego roku mówią, że drugi rok lepiej sobie rozłożyć na dwa lata (mam studia półetatowe, więc mogę je trochę rozciągnąć w czasie, aby mieć czas na pracę itd.), bo inaczej się nie da. Cóż. Challange accepted. 😂 (najwyżej później będę płakał)

Jeśli chodzi o gry to przeszedłem Detroit: Become Human i jestem z siebie dumny, bo przeszedłem ją bez zabicia jakiejkolwiek głównej postaci, a nawet te drugoplanowe dały radę do końca. Tym samym uzyskałem najlepsze/najszczęśliwsze zakończenie! 😀

1222140_20200624235052_1
Moja ulubiona część: Simon przeżył!

Miałem się po tym zabrać za Beyond: Two Souls, ale tak wyszło, że zacząłem grać w Assassin’s Creed II i wciągnąłem się na tyle, że teraz gram w kolejną część o nazwie Brotherhood. To są wspomnienia z mojego dzieciństwa! Także Jodie chyba sobie na mnie poczeka. 😉 Tym bardziej, że mam jeszcze sporo innych gier z tej serii do przejścia…

No i jeszcze ma wyjść w listopadzie Assassin’s Creed Valhalla! Wychodzi na to, że wiem już, co chcę na urodziny. 😀

Smoczyńskiemu też podoba się ta gra, bo wspina się na meble z gracją asasyna. 😂 (Całość mnie zabije za to!) Nie mówiąc już o tym, że dziecię me ma do mnie ból tyłka, kiedy nie jestem w stanie wspiąć się na budynek! (no przepraszam bardzo, ale on doskonale zdaje sobie sprawę, że ja jestem profesjonalny lamer w grach!)

Oczywiście mam też kilka screenshotów z Simsów, gdzie coś poszło nie tak podczas przygotowania scen do Wędrowca. 😂 Chyba za to kocham Simsy!

Całość zakupiła grawerkę laserową i na razie ją testuje na różnych przedmiotach. 😀 Całkiem ciekawa rzecz, chociaż wypalanie plastiku w domu to głupi pomysł, bo oddychać nie idzie. 😂

Ale efekty zwalają z nóg, bo jak na taką zabawkę to jest dosyć dokładna. 😀

20200718_172440

Zobaczymy, jakie cuda stworzy Całość przy użyciu tego… 😉

W Anglii kwarantanna powoli się kończy i zaczynają się otwierać lokale. Udaliśmy się do Ikei, aby kupić (w końcu) lustro i przy okazji wybiegać Smoczyńskiego, który uwielbia chodzić na zakupy, a w ostatnim czasie siedział głównie w domu lub – w lepszym przypadku – w aucie. Postaliśmy jedynie pół godziny, ale jakie myśmy atrakcje mieli podczas stania. 😀

Kawałek dalej stał jakiś chłopak, który ewidentnie zerkał na mnie, bo chyba myślał, że jestem dziewczyną (zaleta długich włosów). 😛 W pewnym momencie chyba się zorientował, że coś jest nie tak (a najbardziej uświadomiło go chyba to, że Całość się cały czas śmiała z tej sytuacji) i usilnie starał gapić się wszędzie indziej i… śpiewać (!). 😂 Kara za bezczelne gapienie się na innych!

Wypad do Ikei okazał się ostatecznie nieudany, bo lustra, które nam pasowałyby w miejscu, gdzie miałoby zawisnąć, okazały się połamane. Wszystkie co do jednego. No pech po prostu! (ale ile pecha będzie miał ten, co je zbił 😮)

Koniec końców wyszło też, że zapomnieliśmy kupić kilku innych rzeczy, więc będziemy musieli pójść tam jeszcze raz… 🤷‍♂️ Smoczyński się ucieszy!

Trzymajcie się ciepło! 😉

Mefisto

#311. No pech :P Read More »

#310. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.29 – Prawda o Cieniu

Cienie dzieliły się na kilka grup. Pierwszą, a zarazem najmniej obciążoną grupą były Cienie mobilne. Tak przynajmniej nazywał je Jake. Miały one określony cel, który efektywnie wyłapywały i wracały na Kraniec Czasu czekać na kolejne zadanie. Następną grupą były Cienie tymczasowe. Dostawały one ludzkie ciało na czas swojego zadania, aby dorwać tych sprytniejszych ludzi i znikali jak tylko dorwali swoją ofiarę. Ostatnią grupą były Cienie sieciowe. Działały one na zasadzie sieci rybackich pożerając złoczyńców na określonym obszarze. Były też skazane na powtarzanie ludzkich żyć jedno za drugim jednocześnie pracując dla Krańca Czasu. To miało zwiększać ich efektywność.

Oczywiście ostatnia grupa mierzyła się z efektami ubocznymi: zbyt długie życie jako człowiek sprawiało, że takie Cienie stawały się nazbyt ludzkie i popełniały sporo błędów, załamywały się mając podwójne życie praktycznie od dnia narodzin, odbijało im, kiedy wspomnienia z innych żyć mieszały się z obecnymi… Nie mówiąc już, że posiadali ludzkie rodziny, a te często dokładały się do ich nieszczęścia. Sieciowcy byli skazywani na taki los, kiedy coś przeskrobali, a kiedy przestawali być użyteczni, byli pożerani.

14.07.2020_22-38-47

Japeś szybko domyślił się, że Jake należał do ostatniej grupy. Domyślił się też, że jego gnuśny charakter to efekt frustracji spowodowanej nieustanną rolą łowcy. Wędrowiec zaczął się zastanawiać ile żyć przeżył Cień i jak duży miało to na niego wpływ.

– Czyli to, co robisz, to kara? – zapytał niepewnie. Jake westchnął ciężko i opadł na łóżko gapiąc się w sufit. Pierwszy raz jego twarz zdawała się pozbawiona kolorów. W rzeczywistości była po prostu smutna, ale dla Japesia wyglądało to tak, jakby stracił nagle swoją wyrazistą barwę.

Cień przez długi czas patrzył się tępo na biel sufitu. Dostał najtrudniejsze pytanie ze wszystkich możliwych, a jednocześnie tak bardzo prawdziwych i oddających naturę jego egzystencji. Użytecznej dla tych na górze… Przynajmniej póki co.

– Nigdy mi się nie podobało to, jak Kraniec nas traktuje. Nas, Cieniów… Zawsze byliśmy gorsi, zawsze robiliśmy najgorsze. Nikt jednak nie patrzył na to, że robimy to tylko najgorszym i to na polecenie tych, którzy nami gardzą. Zbuntowałem się. – zaczął, a potem zamilkł, jak gdyby chciał zebrać słowa, ale nie potrafił. Ogarniała go złość, wylewała się z niego i otaczała wszystko wokół. Japeś czuł rozlewającą się wokół magię i – musiał przyznać – czuł jej przytłaczającą potęgę. Cień musiał być dosyć potężną istotą lub też ta złość była w stanie dać mu tyle siły.

– Był taki ktoś, kto najpierw stanął po mojej stronie, a kiedy mu zaufałem to wykorzystał to przeciwko mnie. Ja zostałem wysłany na stracenie, a tamten ktoś dostał bilet do lepszego życia. – dokończył po chwili, a wylewająca się z niego złość wybuchła powodując silny podmuch, który prawie zrzucił Wędrowca z łóżka, a niektóre przedmioty postrącał ze swoich miejsc.

– Cień ci to zrobił? – zapytał, a w odpowiedzi dostał jedynie kiwnięcie głową na “tak”. – Dlaczego nie uciekniesz?

Na te słowa Jake podniósł się jak oparzony, przez co niewiele brakowało, aby Japeś sam zaczął uciekać. Cień jednak podwinął koszulkę i pokazał mu tatuaż na ramieniu.

– To są kręgi uwiązania. Złamię jedną zasadę Krańca Czasu i one mnie pochłoną. – mruknął. Złość w jego oczach ugasła i znów zastąpił je smutek. Wędrowiec czuł jego rozpacz. Rozumiał ją. Jake nie chciał być katem, a skazano go na to do końca jego egzystencji. Kraniec Czasu nie był jednak taki cudowny, kiedy poznało się jego tajemnice. W sumie nie byli specjalnie inni niż ludzie, a jednak często wywyższali się nad nimi…

Cień opadł z powrotem na łóżko i wrócił do gapienia się w sufit. Japeś tępo gapił się w podłogę i nie wiedział nawet, co powiedzieć. Całe swoje życie wierzył, że Cienie były złe i okrutne, a teraz zaczynało docierać do niego, że ktoś wykonywał najgorszą możliwą pracę i zamiast szacunku dostawał pogardę.

– Zawsze bałem się Cieniów… W szczególności po tych opowieściach, jak to pożeracie Wędrowców. – Jake uśmiechnął się lekko na te słowa. – Ale teraz widzę, że to wszystko było kłamstwo tylko po to, abyśmy się was bali… Przepraszam.

– To nie twoja wina, Japesiu. Taka jest najwidoczniej nasza rola w społeczeństwie Krańca. Nikt nie chce mieć z nami nic do czynienia. – mruknął. Wędrowiec obruszył się lekko na te słowa.

– Ja chcę mieć! – niemal krzyknął, a Cień znowu się uśmiechnął i podniósł z łóżka.

– Nikt nie będzie patrzył na to pozytywnie. Zdajesz sobie z tego sprawę? – zapytał spokojnie, ale z lekkim rozbawieniem w głosie. Nie było mu jednak do śmiechu. To był raczej grymas bólu, w którym tkwił od dawien dawna.

– Nie obchodzi mnie to. Mogą sobie patrzeć na to z pogardą. Mam to gdzieś. – odparł, a Jake się zaśmiał znów. – Nikt nie zasługuje na takie traktowanie. A już na pewno nie ty!

14.07.2020_22-38-58

– To miłe, co mówisz. Naprawdę… – rzekł zastanawiając się jak bardzo stuknięty musiał być ten Wędrowiec, aby szczerze i z własnego serca postawić się ustalonemu od dawna porządkowi.

Mefisto

#310. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.29 – Prawda o Cieniu Read More »

Scroll to Top