Interpersonalnie

#338. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.42 – Rewolucja

Wędrowiec jeszcze raz opisał swoje spostrzeżenia odnośnie Krańca Czasu. Chociaż nie miał jeszcze dokładnych informacji, wierzył, że istoty magiczne posiadały uczucia, jednak z jakiegoś nieznanego powodu tłumiły je w sobie i potrzebowały impulsu – takiego jak przeżycie jednego ludzkiego życia – aby je uwolnić.

Merlin był niesamowicie zafascynowany tą teorią; jak gdyby dla niego samego oznaczała nową nadzieję. Starzec w końcu, jako jeden z kilku najpotężniejszych magów, rządził królestwem magii i widział ten straszny brak w sercach swoich pobratymców.

– Teoria Japesia ma sporo sensu. – mruknął Smok machając potulnie ogonem. Nie było to jednak jego zamierzenie, a typowy psi odruch oświadczający zadowolenie. – Ilekroć spotykałem istoty z Krańca, które chciały przeżyć ludzkie życie, one robiły to, bo czuły, że czegoś im brakuje i w ludzkim świecie znajdą odpowiedź. Ten impuls powodował potrzebę szukania wiedzy na temat kompletnie im nieznany, ale niezwykle bliski ludziom. Myślę, że to mógł być zalążek uczuć.

Merlin kiwnął potakująco głową i podrapał się po brodzie. Tym razem jednak powstałe Marzenia z krzykiem uciekały, gdzie pieprz rośnie, widząc Cień mierzący je swoim surowym wzrokiem. Jake nie wydawał się tym ani trochę poruszony. Po prostu w ciszy patrzył na te małe, bezbronne istoty, wijące się ze strachu po kątach.

– Jeśli to prawda to cała nasza społeczność może na tym skorzystać. – rzekł mag.

– Albo stracić. – rzucił obojętnie Cień, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – To jest spora zmiana dla Krańca. Nie obejdzie się bez konsekwencji. Na pewno znajdą się tacy, którzy nie będą chcieli iść za zmianą i gotów będą umrzeć, aby tylko utrzymać stary porządek.

– To prawda. – przytaknął mu Merlin. Wędrowiec zupełnie nie wziął tego pod uwagę widząc same plusy sytuacji. W końcu magiczne istoty niewiele różniły się od ludzi i fakt posiadania uczuć mógłby tylko zaostrzyć ich poglądy. Przez moment czuł się, jakby przegrał wszystko, bo znów dał się ponieść nadziei, że mógłby uwolnić Cień od jego okrutnego losu.

Japeś kompletnie nie wiedział, co począć dalej. Chociaż jego teoria byłaby najlepszym rozwiązaniem, to rezultat takich zmian mógłby doprowadzić do podziału pośród magicznych istot, a może nawet i wojny między nimi, a nie o to w tym wszystkim chodziło. Wędrowiec chciał jedynie sprawiedliwości dla Cieni, ale wydawała się ona trudna do osiągnięcia.

– Czasem jednak zmiany muszą nastąpić, aby naprawić to, czego nie przewidzieli nasi poprzednicy. – Merlin uśmiechnął się do Japesia widząc, że tracił on grunt pod nogami. Mag doskonale rozumiał intencje chłopaka pragnącego jedynie stworzyć świat, gdzie każdy miałby swój kąt. Świat bez uprzedzeń. Raj dla każdej magicznej istoty. – Chociaż może to przynieść nieoczkiwane skutki, czasem zmiany są nieuniknione. Jedyne, co możemy zrobić, to spróbować się zaadaptować do nowej rzeczywistości, aby móc się w niej odnaleźć, a nawet ją ulepszać.

– Nie boisz się konsekwencji? – mruknął Cień z wielką dozą nieufności w stronę starca.

– Przeżyłem wystarczająco wiele, aby rozumieć, że świat nieustannie się zmienia, a to, co nie potrafi dostosować się do nowych zmian, bardzo szybko ginie. Kraniec powoli umiera, bo uparcie siedzi w starej wizji i możemy spróbować to zmienić i przetrwać albo przyśpieszyć naszą nieuchronną śmierć. – Merlin odparł spokojnie.

– Co trzeba zrobić, aby zacząć te zmiany? – zapytał Japeś niepewnie, wciąż targany wewnętrznymi przymyśleniami.

– Najpierw musisz udowodnić, że one są możliwe. – rzekł starzec. – Potem przedstaw je Radzie Najwyższych. Wrócę za tydzień, aby sprawdzić, jak ci idzie.

Merlin po tych słowach dosłownie rozpłynął się w powietrzu, a wraz z nim zniknął każdy dowód na jego obecność w mieszkaniu Japesia. Wędrowiec od razu pogrążył się w przemyśleniach, z których momentalnie wyrwał go Jake. Dosłownie go wyrwał, bo chłopak został dosłownie złapany za fraki i musiał się zmierzyć z niezadowolonym spojrzeniem Cienia.

– Jesteś naprawdę pieprznięty. – Japeś tylko kiwnął głową na słowa swojego współlokatora. Doskonale zdawał sobie sprawę, że miał nierówno pod sufitem, bo kto gotów byłby poświęcić tyle dla innej osoby. Tym bardziej, że wciąż do końca nie rozumiał konsekwencji tego, co mogłoby się wydarzyć, gdyby nie ten niewielki przebłysk pośród jego skołtunionych myśli.

Jake jednak nie kontynuował swojej tyrady. Zamiast tego objął Wędrowca i przycisnął go do siebie tak mocno i tak długo, aż ten zaczął mdleć z braku tlenu. Myśl o tym, że Japeś mógłby stać się Cieniem paraliżowała go. Ten niewinny, naiwny głupek nie zdzierżyłby potworności, jakie czekałyby wraz z jego nową rolą. I chociaż był na niego wściekły, że coś tak głupiego mogło mu przejść przez umysł, to czuł respekt do Wędrowca, bo kto byłby gotów do takiego poświęcenia? Jake wiedział, że pod tym względem był prawdziwym szczęściarzem.

28.10.2020_17-50-20

– Jeśli masz już robić coś głupiego, to rób to tylko i wyłącznie ze mną, abym wiedział, co knujesz i zdążył cię przed tym powstrzymać. – mruknął do Japesia, a ten w odpowiedzi kiwnął potakująco głową. – Ech… Za każdym razem, kiedy myślę o tym wszystkim, zadziwia mnie fakt, że taki Wędrowiec jak ty chce i może tyle osiągnąć. W życiu nie sądziłem, że członek Rady Najwyższych może być taki przychylny zmianom w społeczeństwie Krańca…

– Ależ oni są otwarci na zmianę. Zawsze byli. Niestety ogranicza ich wola istot magicznych, a ta póki co jest niezmienna. – burknął Smok obserwując uważnie już nie jednego, a dwójkę swoich podopiecznych. Prastary, choć niechętnie, zaczynał odnajdywać w Cieniu kolejną istotę, z którą mógłby się podzielić częścią swojej wiedzy. Tym bardziej, że pierwszy osobnik talentu do słuchania nie miał w ogóle i co krok kończył z nową traumą z tego powodu.

– Tylko w jaki sposób zacząć te zmiany? – zapytał Jake. Smok milczał zastanawiając się nad pytaniem. To samo robił również Japeś, jednak on dotarł już do pierwszego możliwego rozwiązania. Mimo tego, że czuł w sercu radość i nowe pokłady nadziei, ostrożnie badał i rozważał możliwe przeszkody. W końcu kłody potrafiły spadać mu z nieba na głowę i bezlitnośnie niweczyć wszystkie jego plany.

– Myślę, że wiem od czego możemy zacząć. – rzekł w końcu, a oczy Prastarego i Cienia skupiły się na nim. Chłopak głosem pełnym determinacji oświadczył. – Musimy znaleźć jakąś istotę z Krańca i zmusić ją do czucia!

Mefisto

#338. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.42 – Rewolucja Read More »

#337. Smokowo

Dzień dobry wieczór!

Pora wrócić do codzienności! Ostatnie tygodnie (a właściwie to nawet i miesiące) nie były dla nas ani trochę litościwe. Postaram się wszystko streścić jak najbardziej się da, aby nie zamęczyć Was na śmierć szczegółami (wystarczy, że to nas zamęcza ta sytuacja – więcej ofiar nie jest potrzebne).

Pisałem jakiś (spory) czas temu o problemach Smoczyńskiego w związku z jego rozwojem. Podejrzewano głównie autyzm. Pchaliśmy się przez szpony publicznej służby zdrowia, aby małego zdiagnozować i pomóc mu uporać się z zaburzeniami. Jak się możecie domyśleć: do dupy z taką pomocą.

Całość swoim spostrzegawczym okiem zaczęła zauważać podobieństwa w zachowaniu Smoczyńskiego i w moim. Ja mam diagnozę ADHD (początkową, bo matka nie chciała w to wierzyć i nie wyraziła zgodę na terapię i dalszą diagnozę). W mojej rodzinie (jak się ostatnio okazało) ADHD występuje dosyć często, a to zaburzenie jest w jakimś stopniu dziedziczne.

Jak się połączy kropki to można się domyśleć, że Smoczyński najprawdopodobniej odziedziczył ADHD po mnie (synu, trzeba było brać lepsze geny :P).

Próba podzielenia się tym ze służbą zdrowia dała nam tylko informację, że nic z tym nie zrobią aż do 6 roku życia. Przy okazji dowiedzieliśmy się, że Smoczyński miał mieć wizytę już w lipcu, ale się im zapomniało. Wkurzyłem się do tego stopnia, że pomimo iż od dłuższego czasu nie byliśmy się w stanie skontaktować z lekarzem to 5 minut później już z nim rozmawiałem. Obiecał ruszyć niebo i ziemię, ale ja w to już nie wierzę.

Rozmówiliśmy się też z przedszkolem Smoczyńskiego, które rozumie to, iż na razie nie chcemy go tam wysyłać. Faktu tego nie może zrozumieć kobieta, która miała nam organizować ćwiczenia w domu, ale “niestety jest koronawirus, więc nie może”. Ta kobieta męczy nas, aby Smoczyński koniecznie tam przychodził, bo “ON SIĘ MUSI SOCJALIZOWAĆ”. Dziecko, które ma wyrąbane na swoich rówieśników, bo są dla niego nudni. Smoczyński socjalizuje się z dziećmi, ale nieco starszymi i bardziej ogarniętymi. Niestety ten maluch nie bawi się duplo tylko podpina kabelki do breadboarda, aby podłączyć zasilanie do diody, więc potrzebuje towarzystwa z podobnymi zainteresowaniami.

Już nie mówię o tym, że powód dla którego Smoczyński nie chodzi do przedszkola jest taki, iż Całość jest w grupie podwyższonego ryzyka. Również powodem jest to, że Smoczyński ma non stop zapalenie pęcherza i kończy z antybiotykiem (nie będę pisał, jak bardzo nas olano w tej sprawie, bo się zeźlę bardziej niż planuję).

Jesteśmy tym wszystkim psychicznie wypruci. Od miesięcy walczymy ze wszystkim i wszystkimi, aby osiągnąć cokolwiek dla Smoczyńskiego i jedyne, co dostaliśmy to rozczarowanie. Te wszystkie nieskuteczne terpie, bo próbowano dopasować Smoczyńskiego do leczenia, a nie na odwrót… Coś w nas końcu pękło.

Olaliśmy specjalistów, którzy w sumie nie są w stanie nic wiedzieć o naszej dzieciorośli, bo spędzają z nią od 30 do 60 minut w ciągu tygodnia, a to jest praktycznie nic, a nie opierają się na tym, co mówimy tylko na tym, co oni uważają.

Zamiast odsuwać go od technologii (jak nam doradzano) to wykorzystaliśmy jej zalety, aby zacząć budować mu uwagę. Smoczyński, tak jak ja, najlepiej skupia się przy grach, więc nauczyłem go grać w Super Tux Carta. To pomogło mu skupić się i coś w grze osiągać. Jak na początku jeździł głównie do przodu i czasem skręcił w prawo, tak teraz sprawnie manewruje samochodzikiem, wykręca, wynajduje jakieś skróty, zbiera bonusy (typu przyśpieszenie, wybuchowe babeczki, itd.) i ich używa oraz przechodzi mapę pod prąd. Ma bardzo dobrą sprawność manualną jak na trzylatka.

Skoro udało nam się nauczyć go trochę skupiać, wzięliśmy go do zabawy LEGO. Kolejny strzał w dziesiątkę! Małe klocki są dla niego świetne, bo on lubi być precyzyjny, pomaga mi budować zestawy klocków i razem z Całością bawi się ludzikami oraz pojazdami. Raz nawet przerobili rekina na rekina-betoniarkę (“no bo skoro jest ryba-piła to czemu nie może być rekin-betoniarka”). 😂

Mały tak bardzo polubił LEGO, że kiedy jesteśmy na zakupach zawsze zahaczamy w półkę z klockami i wybieramy mu jakiś zestaw, który wręczamy mu w jego małe dłonie, aby chwilę potem uczyć go cierpliwości przy kasie, bo za zakupy trzeba zapłacić. Możecie mówić, że go rozpieszczamy, ale to ma na niego bardzo edukacyjny wpływ, a cała nasza trójka dogaduje się coraz lepiej. 😉

Smoczyński zaczyna też rozwijać mowę i zaczyna posługiwać się trzema językami. Jak się nam to udało to nie wiem, ale jestem dumny. 😂 Ponadto potrafi rozróżniać, kto w jakim języku mówi i odpowiedzieć w tym języku, co też jest dosyć przydatne. Do nas za to mówi mieszanką języków, bo wie, że my rozumiemy (bo nie mamy wyjścia 😂).

Kolejną rzeczą, którą Smoczyński odziedziczył po nas jest pindrzenie się przed lustrem. Bardzo podoba mu się przymierzanie czapek, ubrań, akcesorii, lubi też pozować do zdjęć i oglądać potem jak na nich wyszedł. To jest bardzo urocze, kiedy zakłada czapkę i poprawia ją, aby dobrze w niej wyglądać. 😀

Nasz mały ma też potrzebę robienia tego, co my. Dlatego na zakupy zakłada swoją maseczkę i pilnuje, aby mieć ją porządnie założoną. Po powrocie do auta dezynfekuje ręce, a po powrocie do domu pierwsze, co robi, to myje łapy. Sprawia mu to sporo radości, bo czuje się dzięki temu odpowiedzialny. 🙂 A ja mam wrażenie, że łatwiej pod tym względem ogarnąć dziecko z problemami niż dorosłą osobę z…

I w tym wszystkim wkurza mnie to, że Smoczyński jest zdolnym dzieckiem, któremu marnuje się szanse na normalny rozwój. Mamy tego dość i zaczynamy ostrą walkę o naszego bąbla, bo widzimy ile on potrafi, pomimo swoich niedoskonałości, osiągnąć. Czeka nas sporo pracy, ale nie zamierzamy się poddawać.

Wiem, że to, co napisałem, nie jest ani trochę krótkie, ale to jest skrót tego, co chciałem napisać. Przejdźmy teraz do weselszych rzeczy.

Wszyscy troje uwielbiamy LEGO. 😀 Całość ostatnio znalazła starą gazetkę (z lat 90-tych) z klockami z dzieciństwa Całości. Dzięki temu udało nam się namierzyć i kupić kilka zabytkowych zestawów, które mają przyjść w tym tygodniu. Dorwaliśmy też kolekcję kosmicznych klocków (statków, stacji kosmicznych, itd.), więc czeka nas składania. 🙂 Rozpiszę się o tym w następnej notce, kiedy klocki do nas dotrą. 😉

Smoczyński dostanie swój pierwszy komputer. Głównie dlatego, że potrzebuję swój do nauki. 😂 Nie no, żartuję. Uznaliśmy, że jest na tyle mądry i odpowiedzialny, aby móc rozwijać swoje umiejętności komputerowe w swoim własnym zakresie. Jego pierwszą maszyną będzie Raspberry Pi 4, bo na jego potrzeby jest wystarczające. Swoje stanowisko będzie miał obok mojego, bo pod względem komputerowym jesteśmy ze sobą zżyci. 🙂 Zobaczymy, czy spodoba mu się odrobina samodzielności. 😉

Chcę go też pouczyć prostego, blokowego programowania, a Raspberry Pi będzie do tego idealne. Co do tego mam też inne plany, ale na razie może to poczekać. 😉

Zaczął się dla mnie kolejny rok studiów. Matma na dzień dobry dała mi w kość tematami, których zwyczajnie nie lubię. 😀 Ale IT za to zapowiada się ciekawie. Czeka mnie sporo programowania i projektowania. 😉 Na dniach mają też przyjść wyniki za drugi moduł, więc będę wiedział jak ostatecznie poszło mi z tym wszystkim.

Całość obchodziła jakiś czas temu urodziny, więc dostała ode mnie i Smoczyńskiego małego Smoczka. 😉 Prezent wykonała Aksinia i bardzo przypadł Całości do gustu. No muszę przyznać, że ten smok jest bardzo urodziwy. 😀

Jeśli chodzi o świat gier to mam sporo zaległości do nadrobienia. W chwili obecnej gram niezobowiązująco w Runes of Magic na serwerze Nawia. Mój nick to, jak łatwo można zgadnąć, Mefistowy. 😉 Jeśli ktoś chce ze mną pograć to zapraszam. Można mnie spotkać o różnych porach dnia, ale przeważnie wieczorami. 😉

Myślę, że póki co to tyle. Rozpisałem się na początku i mimo wszystko nie chcę Was zamęczać naszym zwariowanym życiem (chociaż i tak to robię :P). Spodziewam się, że najbliższe miesiące będą dla nas wyczerpujące i mogę jeszcze kilkukrotnie zniknąć z bloga, aby móc w spokoju walczyć o mojego małego bąbla. Ale taki już los rodzica: trzeba walczyć ze światem! 😉

Trzymajcie się ciepło! Ja wracam do nauki! 😉

Mefisto

#337. Smokowo Read More »

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian

Japeś poczekał kilka dni, aż Jake pójdzie do pracy i da mu conajmniej kilka godzin czasu na realizację swojego nowego planu. Kiedy tylko jego współlokator opuścił bunek, od razu zabrał się za przyzwanie członka Rady Najwyższych. Na dywanie wysmarował imię Merlina, a Smok wypowiedział zaklęcie. Wtem w oparach magicznej mgły ukazała im się sylwetka starca, która uważnie rozejrzała się po pokoju.

– Ach, witaj Smoku! I ty, Japesiu! – przywitał się. Wędrowiec odpowiedział mu skinieniem głowy.

– Witam Merlinie! Ten tutaj był na tyle niecierpliwy, aby wezwać ciebie już teraz. – burknął Prastary i spojrzał na Japesia.

– Ach, zatem masz dla mnie odpowiedzi na moje pytanie? – zapytał starzec głaszcząc swoją brodę, z której co chwilę sypały się Marzenia i uciekały każdą szczeliną na zewnątrz.

– Nie. Mam za to kilka pytań. – odpowiedział spokojnie, ale stanowczo. – Dlaczego Cienie są traktowane w ten sposób. Co one takiego zrobiły, że wszyscy muszą ich nienawidzić? Czy Kraniec nie widzi, że to, co robi, jest złe?

– Odważny jesteś, mój chłopcze. Czy wiesz, co grozi za kwestionowanie zasad Krańca? – odparł Merlin swoim spokojnym, starczym głosem. Wędrowiec kiwnął głową potakująco, jednak dalej był na tyle zdeterminowany, aby uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. – Cienie są specyficzną grupą Krańca. Oni wykonują wyroki naszych sądów. Są niczym innym jak katami, a nikt przecież nie lubi katów.

– To nie tłumaczy nienawiści do nich. – rzekł dalej spokojnie. W końcu rozmawiał z członkiem Rady, a ten mógł pstryknięciem placów sprawić, aby wyparował. – Wykonują ciężką pracę, są elementem naszej społeczności. Ludzie też kiedyś dzielili się na klasy, na kasty i kopali tych, którzy byli w gorszej pozycji od nich. Mimo ich wewnętrznego zepsucia, poszli o krok dalej i budują społeczność dążącą do wzajemnego szacunku. Powoli burzą dzielące ich mury. Dlaczego my tak nie możemy? Przecież jesteśmy wolni od pychy, która nimi rządzi…

– Czy aby na pewno jesteśmy wolni? – zapytał Merlin, a Japesia wręcz zaskoczyło to pytanie. – Kraniec ma to do siebie, że idealizujemy samych siebie, bo wciąż porównujemy siebie do ludzi, których znaliśmy przed tysiącami lat. My, członkowie Rady, widzimy to, jednak nasz świat nie potrafi się tak nagle zmieniać. Jesteśmy słabi pod tym względem. Dlatego wysyłamy was w pojedynkę do ludzi, abyśmy uczyli się współczuć sobie nawzajem. To monotonne i długotrwałe zajęcie, ale, patrząc na ciebie, mój chłopcze, widzę, że przynosi efekty.

– Wy wiedzieliście o tym? Dlaczego nie zrobiliście nic, aby im choć trochę ulżyć? – zapytał. Starzec znów podrapał się po głowie.

– Spotkałoby się to z dużym oporem Krańca Czasu. – odparł spokojnie. – Gdybyśmy zaczęli wymagać od Krańca, aby traktowali Cieniów jak każdego członka naszego społeczeństwa, podnieśliby bunt i mielibyśmy rewolucję, która nie skończyłaby się dobrze. Nie jesteśmy zdolni do empatii o ile nie nauczymy się jej żyjąc jako ludzie.

– Potężny Merlinie. – rzekł Wędrowiec poważnym głosem. – Życie jako człowiek nie sprawiło, że zyskałem zdolność do empatii. Ja ją zawsze w sobie miałem, potrzebowałem ją jedynie z siebie wydobyć. Wierzę, że nie potrzebujemy wysyłać cały Kraniec tutaj, aby przeżyli jedno ludzkie życie. Wierzę, że musimy zacząć mówić o naszych problemach, aby zmusić istoty do tego, by zaczęły czuć. Jesteśmy do tego zdolni tylko bronimy się przed tym zasłaniając oczy na zmartwienia innych.

– To bardzo odważne stwierdzenie, chłopcze. – rzekł starzec. – Gotów jestem poddać je próbie, aby sprawdzić jego prawdziwość.

Japeś poczuł swego rodzaju uglę mając po swojej stronie członka Rady Najwyższych. Chociaż nie oznaczało to jeszcze zwycięstwa, Merlin zdawał się wierzyć w to, co mówił Wędrowiec, bo jeśli byłaby to prawda, oznaczałaby przełom, którego pilnie potrzebował przestarzały kręgosłup moralny całego Krańca Czasu. A chłopak, chociaż nie do końca wiedział jeszcze jak, gotów był poruszyć niebo i ziemię, aby zacząć istotne zmiany.

Dyskusję między starcem a Japesiem przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do mieszkania wszedł Jake i oniemiał widząc tak istotną personę przed nim. Spojrzał pytająco na swojego współlokatora, ale nim ten zdążył się odezwać, głos zabrał milczący do tej pory Smok.

– Świetnie, że wpadłeś! Japeś właśnie zamierza zamienić się z tobą rolami, aby trochę ci ulżyć. – Cień na te słowa zaregował jak oparzony i momentalnie znalazł się przy Japesiu, który z jednej strony pragnął zamordować Prastarego, a z drugiej musiał zmierzyć się z błyszczącymi ślepiami Jake’a.

14.10.2020_22-22-44

– Czy ciebie do reszty popieprzyło? – warknął groźnie, a Wędrowiec chciał cofnąć się o kilka kroków, ale nie zdążył, bo Cień złapał go za ubranie i przysunął do siebie. – Czy ty w ogóle pojmujesz to, jaką krzywdę chcesz sobie zrobić?

– Opanuj się, chłopcze. – Merlin oparł dłoń na ramieniu Jake’a, a ten cofnął się i chwycił się za ramię. Wędrowiec od razu domyślił się, że Cień dostał właśnie ostrzeżenie. – Nasz drogi Smok lubi jak zawsze trochę namieszać, ale nie to jest tematem naszej dzisiejszej dyskusji. Prawda, Japesiu?

– I tak, i nie. – odparł Wędrowiec. – Z początku jedyne, co chciałem to zamienić się z tobą, abyś już nie cierpiał. Merlin jednak uświadomił mi, że nie tędy droga.

– Zabiłbym się myśląc o tym, że cierpisz w ten sposób. – mruknął Jake. Nie ruszał się jednak czując dłoń jednego z najpotężniejszych starców w każdym znanym im wymiarze. – Myśl o tym byłaby gorszą torturą niż każda moja chwila spędzona jako Cień!

– Japeś na szczęście to sobie uświadomił. – rzekł łagodnie Merlin i zabrał swoją dłoń z ramienia Jake’a. Na twarzy chłopaka namalowała się ulga, jednak wciąż pozostawał czujny. – Nasz drogi Wędrowiec ma odważną wizję odnośnie zmian naszego świata, a ja gotów jestem go wysłuchać.

Mefisto

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian Read More »

#334. Forager

Forager to ciekawa i nietypowa gra, która bardzo pobudza wyobraźnię. Światło dzienne ujrzała w kwietniu 2019 i wydał ją HopFrog za pośrednictwem Humble Bundle.

Naszą przygodę zaczynamy uzbrojeni jedynie w kilof na stosunkowo niewielkiej wyspie. Z początku nie za bardzo wiedziałem, co zrobić, ale z pomocą przyszedł mini samouczek lub też jakaś misja początkowa, która złapała mnie za rączkę i przeprowadziła przez wszystkie dostępne aspekty tej gry.

Przede wszystkim nie ma żadnej fabuły: to jak przejdziemy grę zależy od nas. Dlatego postawiłem sobie za cel zobaczyć wszystko, co można by było w Foragerze zobaczyć i nie zawiodłem się, bo chociaż się nie wydawało, to było tego całkiem sporo.

Gra jest nastawiona na to, abyśmy zbierali wszystko, co tylko się da. Możemy z tych rzeczy tworzyć inne rzeczy, tworzyć maszyny i produkować bardziej zaawansowane przedmioty. Zbieranie i produkcja daje nam doświadczenie i pozwala zdobywać poziomy. Z każdym zdobytym poziomem mamy możliwość odblokowania jednej umiejętności, która pozwala nam tworzyć bardziej zaawansowane maszyny, lepszy ekwipunek, jeść rudy surowców (tak, jest taka umiejętność!), dostawać doświadczenie za to, że jemy (to by się w sumie przydało w prawdziwym świecie – zamiast kalorii pochłaniasz expa ;)) produkować pieniądze…

Skoro doszliśmy do pieniędzy: za monety można kupować nowe wyspy, gdzie czekają na nas wesołe ludziki z masą dziwnych zadań (zebranie 500 sztuk odchodów zwierząt to jest to, o czym każdy gracz marzy), różne ciekawe lokacje pełne bossów do pokonania i skarbów do zebrania, nowe surowce do zebrania, aby produkować inne przedmioty (no bo na tym ta gra w sumie polega)…

Kiedy piszę o tej grze to wydaje mi się, jakby tam nic szczególnego nie było, ale jakimś cudem spędziłem w niej 26 godzin latając z wywieszonym językiem, aby skompletować wszystko, co można, zwiedzić każdą lokację, pomóc każdemu enpecowi z problemem i wyeksplorować każdy skrawek tego ciekawego świata. A na sam koniec dobiłem maksymalny poziom, ulepszyłem mój ekwipunek do maksimum i połączyłem wyspę w jeden kontynent.

Forager to świetna tytuł do odstresowania się. Nie ma nad tobą żadnego bata w postaci superzła, które musisz pokonać. Jesteś dosłownie swoim własnym szefem. Jeśli przypadkiem zginiesz to spokojnie – gra zapisuje się na chwilę przed śmiercią, więc nie tracisz praktycznie nic.

Moim ulubionym aspektem było ulepszanie ekwipunku. Zajmowało to sporo czasu, bo trzeba było zebrać multum rzeczy (albo je wytworzyć, a to za to był dosyć powolny proces), ale kiedy doszedłem do takiego momentu, że machając mieczem kosiłem i potworki, i surowce, byłem w pełni szczęścia. Czułem się jak kosiarka chaosu tnąc wszystko i wszystkich (i było to naprawdę przyjemne uczucie). 😉

Mój werdykt jest taki: ta gra jest po prostu świetna, aby się odstresować i porobić coś do czego można wrócić nawet i za dwa miesiące. Polecam!

Mefisto

#334. Forager Read More »

#333. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.40 – Wspomnienie o Duchu

Cień nie pierwszy raz w życiu usłyszał od kogoś magiczne słowo “kocham”. Przeżył tyle żyć, że wiele razy miał okazję zgłębić pojęcie miłości. Jednakże nigdy nie była ona tak wielowymiarowa jak teraz. Już na samym poziomie ludzkim zdawała się ona tak odmienna i nietypowa, a zaraz po tym przechodziła ona w strefę istot z Krańca Czasu, gdzie dwa kompletnie przeciwne sobie stworzenia stawały naprzeciw siebie i chwytały się za serca zamiast za gardła. Gdyby ktoś kiedyś Jake’owi powiedział, że taka sytuacja mogłaby mieć miejsce, nigdy by w to nie uwierzył.

A teraz jednak siedział przed Japesiem, który jeszcze przed chwilą nieomal trafił krzesłem swojego mentora, a potem wyznał Cieniowi swoje uczucia. Już wcześniejsza kombinacja była niesamowicie nieprawdopodobna, ale sposób w jaki Wędrowiec powiedział “kocham cię” był jedyny w swoim rodzaju. Perfekcyjnie podkreślał to jak wyjątkowy był ten byt.

Cień podniósł się z łóżka i podszedł kilka kroków w stronę chłopaka. Jednocześnie czuł słodkie uczucie ulgi, kiedy myślał o tym, że był przy nim ktoś, kto go akceptował i rozumiał, ale jednocześnie niewidzialna dłoń zaciskała się na jego gardle, ilekroć przypominał sobie kim był i co robił. Czy ktoś taki jak on zasługiwał na kogoś takiego jak Japeś? Już wystarczająco wniósł problemów w jego życie, a kolejne czekały drapiąc pazurami o okna.

Mimo rosnących wątpliwości nie przestawał się zbliżać do Wędrowca. Tak jakby jego własny rozsądek nie miał nad nim władzy w tej kwestii i kierowały nim już tylko uczucia. Ostrożnie ułożył ręce na ramionach Japesia i delikatnym, ale płynnym ruchem objął go przysuwając bliżej siebie. Jake nie wierzył w to, co robił, ale nie potrafił się od tego odpędzić. Nie potrafił zaprzeczać sam sobie, że było inaczej. O tym przecież zawsze marzył: o akceptacji, o miłości bez żadnych limitów.

– Ja ciebie też kocham. – wyszeptał. Momentalnie poczuł jednak zwątpienie i strach przed tym, że słowa, które wypowiedział, będą miały katastrofalny skutek na Wędrowcu. Nagle cała ta słodycz chwili zaczęła go dusić i przytłaczać. – Ja… przepraszam. Nie powinienem…

Chciał się cofnąć, ucieć, zapaść od ziemię, ale Japeś był szybszy. Nim Cień mógł się zorientować, chłopak złapał go za ręce i przyszpilił do drzwi. W pierwszym momencie był zdumiony zachowaniem Wędrowca, jednak chwilę po tym obdarzył go swoim typowym, zadziornym uśmiechem. Nie spodziewał się po nim takiej bezpośredniości!

– Nie przepraszaj. – mruknął cicho i uśmiechnął łagodnie.

– Wiesz, że to nie będzie takie proste? Życie ze mną będzie utrapieniem. Nie tylko z powodu mojego charakteru, ale też z powodu… – zaczął, ale Japeś mu przerwał.

– …Koszmarów. – dokończył za Cień, a Jake od razu domyślił się, że ta smocza papla się wygadała. – Wiem, że się o to martwisz, bo nie chcesz, aby stała mi się krzywda. Ale nawet najgorsze zło nie jest w stanie mnie od ciebie odstraszyć. Tym bardziej, że teraz dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, co do ciebie czuję.

– Japeś… – już miał zacząć swój wywód o tym, że to nie mogło się udać, ale Wędrowiec położył mu palec na ustach.

– Jeśli nie spróbujemy to nie będziemy wiedzieli, czy było warto. – tym razem Japeś zbliżał się do Jake’a, a Cień zastanawiał się skąd nagle taki przypływ odwagi w tej niepoważnej istocie. Nie bronił się jednak przed tym, bo w głębi duszy sam chciał w to wierzyć, że ostatecznie wszystko mogło skończyć się dobrze.

Nim jednak zbliżyli się do siebie na wystarczającą odległość, usłyszeli i poczuli nagłe uderzenie o drzwi.

– Przepraszam, ale jeśli zaraz nie pójdę na spacer to zrobi się tu nieciekawie. – Smok poinformował ich o swojej potrzebie. Oboje zaczęli się śmiać i chcąc nie chcąc zabrali Prastary Byt na spacer. Jakby nie mógł pójść sam!

Udali się do lokalnego parku, gdzie Prastary dreptał sobie od krzaczka do krzaczka dając upust psiej naturze, podczasu gdy oni wędrowali za nim pośród własnych przemyśleń i ukradkowych spojrzeń. I Japeś, i Jake byli zarówno rozbawieni, jak i zakłopotani, ale ich relacja nie rozwijała się ani trochę na ziemskich zasadach, więc po prostu trwali w tym, co rzucił im los. Ich własna, osobista Kłoda, którą oboje rzeźbili na swoje potrzeby.

Japeś jednak wiedział, że to był idealny moment, aby zaatakować i zdobyć odpowiedź na jedno z pytań zadane mu przez Merlina. Skoro uporządkował już swoje uczucia, mógł w końcu zacząć działać (zanim znowu ktoś lub coś namąci mu w głowie). Wiedział jednak, że musiał zrobić to podstępem.

– Więc… – Wędrowiec zaczął przeciągle, a Cień spojrzał z uwagą na twarz swojego towarzysza. – Powiesz mi, co miałeś na myśli, że prawie zginąłeś przez tego ducha?

– Próbowałem się wymigać od powierzonego mi zadania i dostałem ostateczne pouczenie. Po tym zostałbym pożarty. – odparł krótko. Japeś jednak nie był usatysfakcjonowany z odpowiedzi.

– Ale dlaczego się próbowałeś wymigać? – drążył, a Jake westchnął ciężko.

– Bo się zawahałem. – rzucił zirytowany. Wędrowiec domyślił się, że za tym kryje się inna historia.

– Przecież ty się nigdy nie wahasz. – mruknął zadziornie licząc, że złapie Cień na przynętę. Naiwnie wierzył, że jego intencje nie zostaną rozpoznane.

– Po co ci to wiedzieć? – zatrzymał się obserwując zdumionego chłopaka. Japeś domyślił się, że nacisnął na wrażliwy punkt i powoli zaczął tego żałować. Jake jednak jedynie westchnął. – Pewnie sam nie wiesz, co? Dobrze, powiem ci. I tak byś mi pewnie nie odpuścił.

Cień usiadł na pobliskiej ławce, a Wędrowiec poszedł w jego ślad. Przez dłuższy moment trwał w ciszy, aż w końcu zaczął mówić.

– Czy Siya mówiła ci o swoich rodzicach? – zapytał, a widząc potakujące kiwnięcie głową, kontynuował swoją opowieść. – Jej ojciec był uzależniony od hazardu. Wszystko przez to, że raz wygrał olbrzymią kasę i wierzył, że może to potwórzyć. Nie powtórzył, wpędził rodzinę w długi. Jej matka wpadła w alkoholizm i oboje naciągnęli Siyę na kredyt, aby mieć na swoje uzależnienia. Tak mi się na początku zdawało.

Na chwilę zrobił przerwę, aby pozbierać myśli.

– Przydzielono mi pożarcie ich oboje. Matka zapiła się na śmierć, więc został mi tylko ojciec. Wydawało mi się, że jest okrutnym draniem bez jakichkolwiek uczuć, ale tego dnia, kiedy polowałem na niego, on poszedł do Siyi. Na początku myślałem, że chce wyciągnąć od niej więcej pieniędzy. To wydawałoby się sensowne. W końcu był niczym innym niż pasożytem. – Jake wziął głęboki oddech i zwrócił się w stronę Japesia. – A on, ku mojemu zaskoczeniu, poszedł jej oddać część pieniędzy, które pożyczył.

W tym momencie zrobił jednak kolejną dużo dłuższą pauzę.

– Rozumiesz? Po śmierci matki zaczął siebie o to obwiniać i chciał wszystko naprawić. Niestety Siya miała wtedy dość i próbowała się zabić. – Wędrowiec spojrzał z przerażeniem na Cień. – Ogarnął Siyę na tyle, na ile mógł, wezwał pogotowie, zostawił otwarte drzwi i uciekł. Chyba nie mógł znieść tego widoku i myśli, że i córkę doprowadził na skraj rozpaczy. Zaatakowałem go, kiedy wrócił do swojego mieszkania. Wyrwałem jego duszę z ciała, ale nie potrafiłem go pożreć. Puściłem go, pomimo iż był skazany na śmierć. Byłem wtedy bardzo zmieszany. Z jednej strony był śmieciem, ale z drugiej… Z drugiej strony starał się to jakoś naprawić.

Po raz kolejny zawiesił się.

– A potem poczułem ból, który palił mnie po kawałku i miażdżył jak najgorsze zło. Dostałem ostrzeżenie od Krańca, że sprzeciwiłem się rozkazom. – mruknął chwytając się odruchowo za ramię. – Zacząłem go w panice szukać, aż na jednym spotkaniu z Siyą i innymi wyczułem jego obecność na tobie. Dalszą historię już znasz.

Japeś przez dłuższy moment wpatrywał się w swoje dłonie. Nie spodziewał się, że los ich wszystkich był połączony jedną cienką nitką, która ciągnęła się z duchowego płaszcza tamtej zjawy. Tak samo jak Cień czuł się zmieszany w swojej ocenie Ducha. Ciężko było go jednocześnie winić i uniewinnić.

Wędrowiec spojrzał na Jake’a i szczerze mu współczuł jego losu. Tym bardziej, kiedy własne sumienie gryzło cię od środka, ale nad sobą miało się tylko bat gotowy smagać się za to, że nie chciałeś uczestniczyć w bezmyślnym linczu.

– Przykro mi, że musiałeś przez to przejść. – mruknął do niego cicho, a Cień objął go ramieniem. – To jest po prostu straszne, że Kraniec traktuje wszystko w ten sposób. Albo jesteś zły, albo jesteś dobry. Tak, jakbyśmy nie mogli popełniać pomyłek. Jakby nie istniało nic pomiędzy.

Przez chwilę trwali w ciszy, jednak Japesia straszliwie gryzło sumienie w tej kwestii. Tak przecież nie powinno być!

– Może to zabrzmi dziwnie, ale myślę, że Kraniec powinien zmienić swoje podejście. Świat ludzi idzie do przodu. Może nie tak szybko, jakbyśmy chcieli, ale idzie. A co robi Kraniec? Dalej trzyma się przestarzałych zasad i kopie każdego, kto wyraża sprzeciw! – niemal krzyknął. Jake uśmiechnął się na wpół łagodnie, na wpół z politowaniem.

– Raczej wątpię, abyśmy znaleźli sympatyków takiej myśli. Kraniec ustalił zasady i raczej ich już nie zmieni. – odparł, a Wędrowiec burknął coś pod nosem ze złości. Cień był jednak pod wrażeniem, że ktokolwiek chciałby zmieniać utalony porządek, aby takim jak on było lepiej. Wtulili się w siebie, aby złagodzić uczucie złości.

Japeś powoli zaczynał rozumieć, że Kraniec musiał się zmienić. Ustalony od dawna porządek wymagał aktualizacji swoich zasad, a chłopak wiedział doskonale do kogo zwrócić się z taką prośbą.

Przez moment trwali w ciszy, podczas której błądzili wzrokiem po sobie, jakby każde z nich szukało niemego zaproszenia. Jake zabrał rękę z ramienia Japesia i powoli przysunął swoją twarz do jego. Wędrowiec nie protestował, ba, nawet w tym uczestniczył. Wolał czuć kołatanie serca z powodu rozsadzającego go podekscytowania niż z powodu złości.

07.10.2020_19-06-01

Po raz kolejny musieli się od siebie odsunąć, kiedy usłyszeli podejrzane szamotanie w krzakach. Szybko jednak okazało się, że to Smok ciągnący za sobą olbrzymią gałąź, którą położył obok młodych mężczyzn.

– Znalazłem patyk. – oświadczył z psią niewinnością i pobiegł przed siebie.

– Myślisz, że on robi to specjalnie? – zapytał Japeś. Cień westchnął ciężko.

– Teraz jestem pewien, że on to robi specjalnie.

Mefisto

#333. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.40 – Wspomnienie o Duchu Read More »

#332. Dlaczemu? cz.4

Koronawirus okazał się być niesamowicie męczący pod tym względem, iż coraz więcej ludzi w niego wątpi. Jeszcze jakby to byli jacyś obcy ludzie to nie byłby tak do końca mój problem, ale kiedy z takimi rewelacjami przychodzą bliscy, czy znajomi to człowiek tylko zagryza zęby i pyta się w duchu “dlaczemu ja”.

Nie mam nic przeciwko dyskusji, kiedy ktoś podaje mi jakieś argumenty, ale teksty w stylu “bo żona męża dziadka koleżanki powiedziała” działają na mnie jak płachta na byka. Siedzę w pracy i zamykam rekordy ludzi, którzy najwyraźniej nie usłyszeli, że koronawirus to zwykła grypa. Pewnie jakby usłyszeli to miałbym teraz mniej roboty.

Jest mi po prostu i ciężko z tym wszystkim, i przykro.

Mefisto

#332. Dlaczemu? cz.4 Read More »

#331. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.39 – Po omacku

Chochlik wdrożył Japesia w swój niezwykły i całkowicie absurdalny pomysł weryfikacji uczuć Wędrowca w stostunku do Cienia. Chłopak skupił się uważnie i wraz ze swym małym pomagierem uważnie prześledził wszystkie najważniejsze aspekty tego planu. Najgorzej było jednak z ustaleniem detali, bo mały Pomagier nie miał zupełnie doświadzcenia w czuciu i rozumowaniu jak człowiek, a Japeś miał mętlik w głowie, który próbował samodzielnie rozplątać.

Los jednak nie dał im szansy na długie debatowanie nad strategią ich planu. Jake wrócił do domu i nadeszła pora działania.

Japeś przybiegł do niego i stanął przed nim na baczność. I na tym skończyła się jego odwaga i pomysł na weryfikowanie uczuć. Stał tak przed Cieniem i z im dłużej to trwało, tym mniej miał kontroli nad własnym ciałem. Musiało to wyglądać naprawdę dziwnie, bo nawet Smok oderwał wzrok od książki i przyglądał się swojemu uczniowi z uwagą.

– Wszystko w porządku? – zapytał Jake, ale jako że nie dostał odpowiedzi, zwrócił się do Prastarego w celu rozwikłania tej japesiowej zagadki. – Czy stało się coś, o czym powinienem wiedzieć?

– Pewnie ma laga. – odparł Smok beznamiętnie. – Za chwilę nim porzuca po pokoju, a potem mu przejdzie.

Wędrowiec zebrał się jednak w sobie i na jednym oddechu wyrzucił z siebie “witajwdomujakminąłcidzień”, po czym uciekł do pokoju zatrzaskując za sobą drzwi.

– Widzisz, mówiłem! Miał laga. – burknął Prastary i wrócił do lektury. Cień wzruszył ramionami, rzucił swój plecak na podłogę i poszedł do łazienki.

Japeś w tym czasie przeżywał mentalne katusze, bo cokolwiek planował zrobić, nie wyszło mu po całości. Zaczęło też powoli do niego docierać, że zachował się nadzwyczajnie dziwnie, a w ten sposób mógł wystraszyć Jake’a zamiast zweryfikować swoje uczucia do niego.

Po raz kolejny zebrał się w sobie i wyszedł z pokoju, aby podjąć się kolejnej desperackiej próby rozwikłania swojej uczuciowej zagadki. Jake akurat brał prysznic, więc Wędrowiec miał chwilę na przemyślenie całej sytuacji i podjęcie decyzji. Tak mu się przynajmniej zdawało. Chochlik w tym czasie po cichu wypełzł zza lekko uchylonych drzwi do łazienki ciągnąc za sobą ręcznik. Ręcznik Cienia oczywiście. Pomagier zerknął w stronę Japesia i burknął niewyraźnie “będziesz mi za to dziękował, zobaczysz”.

Chwilę potem usłyszał Jake’a przeklinającego z łazienki. Przed oczyma miał tą straszną wizję, kiedy to jego współlokator prosi go o przyniesienie ręcznika, a on musi zmagać się z jego golizną. Miał ochotę udusić małego sierściucha za postawienie go w takiej sytuacji. Z drugiej strony domyślał się, że Chochlik próbował pomóc, aczkolwiek ta metoda niezbyt przypadała Japesiowi do gustu.

– Przyniósłbyś mi ręcznik? – Wędrowiec usłyszał prośbę, której się obawiał. Wziął głęboki oddech, złapał za ciągnięty po podłodze ręcznik i razem z Pomagieriem wrzucił go pośpiesznie do łazienki. Sam odwrócił się na pięcie i uciekł do pokoju, aby popaść znów w swoje zawiłe przemyślenia, które nie zbliżały go do odpowiedzi, a jedynie pogłębiały problem.

Kilka minut później dołączył do niego Jake.

– Dlaczego rzuciłeś we mnie Chochlikiem? – zapytał z wyraźnym zirytowaniem w głosie, a do Wędrowca dotarło, że Pomagier był wciąż doczepiony do ręcznika, kiedy nim rzucał. Z nieukrywanym przerażeniem spojrzał przed siebie, bo dotarło do niego to, co przed chwilą zrobił. – No to o co chodzi?

Jake usiadł obok niego na łóżku i spojrzał w jego straumatyzowaną twarz. Japeś nawet nie wiedział od czego zacząć. Kołtun w jego głowie urósł do takich rozmariów, że lada moment gotów był wychodzić uszami. Myśli nie były już w stanie swobodnie pływać po jego umyślnie tylko gnieździły się w wolnej przestrzeni, którą akurat nie zajęło myślenie o Cieniu i tym całym uczuciowym bajzlu, jaki się między nimi zrobił.

– Sam nie wiem. – zaczął przygnębiony. Miał ochotę wyrzucić to wszystko z siebie, ale taka ilość rzeczy nie chciała wyjść z niego jedna po drugiej, a gdyby miały wyjść wszystkie razem, nie zmieściłyby się mu w gardle. Postanowił jednak zacząć od początku jego udręki. – To jest dosyć skomplikowane, ale w sumie zaczęło się najbardziej od upadku z urwiska.

– Przecież mówiłem, że nic się nie stało. – odparł Jake rozbawiony. Wędrowiec nie wiedział, czy Cień teraz żartował, czy się z nim drażnił.

– Nie o to chodzi! – zaprotestował. – Chodzi o ten moment przed upadkiem.

– Który dokładniej? – Japeś był bardziej niż przekonany, że jego współlokator się z nim drażnił. Zdradzał go jego ten specyficzny uśmiech!

– Ten moment, kiedy skończyłeś mówić i zacząłeś się do mnie przysuwać! – mruknął zirytowany. Po chwili zrozumiał, że irytacja przesłoniła jego strach przed wypowiedzeniem tego na głos. Cień najwyraźniej wiedział, jak zmusić go do mówienia. – Co wtedy chciałeś zrobić?

Jake przysunął się bliżej niego kładąc dłoń na ramieniu Wędrowca. Chłopak od razu poczuł się, jakby miał zaraz rozpuścić się i wsiąknąć między deski. Z jednej strony żałował, że w ogóle pytał, ale jakaś część niego była ciekawa, a nawet – co go niezwykle dziwiło – skora do współpracy. Wszak zbliżyłoby go do rozwiązania zagadki, która kłębiła się w jego głowie.

30.09.2020_21-20-28

I pewnie udałoby mu się zrobić krok do przodu, gdyby nie dźwięk piskliwej, psiem zabawki turlającej się po podłodze. Za nią wpełzł do pokoju Smok i spojrzał się na to zaskoczone zbiorowisko na łóżku.

– Przeszkadzam wam? – zapytał i wziął zabawkę do pyska. Stał niercuhomo czekając na odpowiedź.

– Nie, skądże. Czekamy już tylko na ciebie! – mruknął Jake na wpół rozbawiony. Prastary pomielił chwilę przedmiot, aby powydawał z siebie piskliwe dźwięki, a potem jak gdyby nigdy nic wyszedł z pokoju.

Oboje wrócili do kontynuacji tego, co przerwała japesiowa lawina. Właściwie Jake wrócił, a Wędrowiec czekał w zawieszeniu próbując odczywać własne intencje. To był chyba jeden z najbardziej ludzkich momentów jego ludzkiego życia, kiedy to nie mógł polegać ani na wiedzy, którą zdobył o ludziach, ani na radach innych osób, czy stworzeń.

Ostrożnie zaczął słuchać swoich myśli krzyczących o wszystkim i o niczym, o słowach, o czynach, o potrzebach i o uczuciach. Wśród tego wrzasku dotarł do niego jeden najbardziej przekonujący go dźwięk. Dźwięk mówiący o tym, aby zrobił krok do przodu, aby się nie bał, aby podążał za rytmem swego serca.

Delikatnie i dosyć niepewnie ruszył do przodu. Im bliżej znajdowały się ich twarze, tym mocniej biło jego serce. Japeś wiedział jednak, że nie było to nic złego. To ekscytacja wchodziła na nowe, ledwie poznane przez niego tereny i chociaż czuł się skory do działań, to czuł się nad wyraz niepewnie. Nie przestawał jednak i brnął w to coraz dalej, aż dzieliły jego i Jake’a jedynie milimetry.

I pewnie dotarliby jeszcze dalej, ale pisk cholernej, psiej zabawki wszystko przerwał. Wędrowiec od razu zauważył Smoka w twarz, który mięlił gumowy przedmiot i patrzył na nich z miną przyzwoitki. Japeś krzyknął rozjuszony, bo choć miał sporo szacunku do Prastarego, to w tym momencie zniweczył cały jego wysiłek.

Chłopak złapał za stojące przy biurku krzesło i z bojowym okrzykiem ruszył w stronę swego mentora.

– Ty myślisz, że to takie śmieszne! – warknął w ślad za uciekającym Smokiem. Kompletnie zirytowany cisnął krzesłem, a potem trzasnął drzwiami i z nadzieją, że już się więcej nie otworzą.

Przez dłuższą chwilę dochodził do siebie w ciszy opierając się czołem o chłodne drewno. Znów próbował układać sobie to wszystko w głowie, ale im dłużej nad tym myślał, tym bardziej wiedział, że to było coś, czego nie dało się pojąć rozumem. Do tego potrzebował użyć swoich uczuć.

Powoli odwrócił się w stronę Jake’a. Zdumienie na twarzy Cienia trochę go zakłopotało. Cóż, widok ucznia rzucającego krzesłem w stronę swojego nauczyciela nie należał raczej do częstych obrazków. Jednakże tym razem, pomimo dziwnego ścisku w gardle, potrzebował wyrzucić to z siebie raz, a na dobre.

– Przepraszam. Widzisz… To dla mnie bardzo ważne. – zaczął nieśmiało, po czym wziął głęboki oddech. – Chyba się w tobie zakochałem…

Mefisto

#331. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.39 – Po omacku Read More »

#330. Dragon Age: Origins – Ultimate Edition

16560808029805608960_20190901103514_1

Dragon Age: Origins (Dragon Age: Początek) to tytuł, który ukazał się w listopadzie 2009 roku, stworzony przez BioWare i wydany przez Electronic Arts (EA). Ta gra będąca połączeniem interaktywnej opowieści z elementami RPG zabiera nas do świata Thedas, gdzie mamy szansę zmierzyć się z mrocznym złem, które wynurza się spod ziemi.

Zaczynamy od tworzenia postaci. Poza standardowym wyglądem, rasą, klasą, płcią i punktami umiejętności, mamy jeszcze pochodzenie naszego protagonisty. Wybór odpowiedniej rasy i klasy skutkuje różnymi prologami. Ja wybrałem sobie maga, więc wylądowałem w Kręgu Magii i stamtąd rozpocząłem moją przygodę.

Początek mojej przygody opiewa wokół planu ucieczki naszego przyjaciela Jowana wspieranego przez swoją dziewczynę. Jako, że tym razem (bo gram nie pierwszy raz) wiedziałem jaka z niego kłamliwa gnida, wydałem go Pierwszemu Zaklinaczowi (First Enchanter), który pełni funkcję nadzorcy w Kręgu. Ten kazał mi podążać za planem mężczyzny, czyli odnalezieniem jego filakterii (phylactery) z krwią pozwalającą templariuszom wyśledzić każdego uciekiniera. Magowie bowiem są zamykani w Kręgach z racji plagii jaką niegdyś spowodowało kilku z nich – rozpiszę się o tym za chwilę.

Udaje się nam pomóc przyjacielowi, ale zostajemy złapani. Jowan ujawnia się wtedy jako mag krwi (czyli taki, co pertraktuje z demonami) i ucieka. Dziewczyna naszego kolegi zostaje wysłana do więzienia, a nas zaś werbuje Duncan – Szary Strażnik, ponieważ zbliża się Plaga (Blight).

Plaga miała swój początek wiele setek lat temu, kiedy grupa magów weszła do Pustki (Fade) i dotarła do Złotego Miasta (Golden City) – siedziby Stwórcy (Maker). Spowodowało to korupcję miasta, a magowie powrócili jako Mroczne Pomioty (Darkspawns). Ich powrót spowodował pierwszą plagę, która co jakiś czas wraca, kiedy Mroczne Pomioty docierają do Starych Bogów (Old Gods) i powodują ich spaczenie sprawiając, że stają się oni Arcydemonami (Archdemon). W ten sposób pomioty zyskują inteligentnego przywódcę gotowego do zorganizowania inwazji na świat Thedas.

Ich opozycją w niszczącym marszu są Szarzy Strażnicy, którzy, po wypiciu krwi pomiotów, są w stanie ich wyczuwać, a także zabić Starego Boga. Oczywiście ma to swoją cenę – zabijający go Strażnik ginie wraz z Arcydemonem, aby ostatecznie zatrzymać Plagę.

Po zwerbowaniu przez Duncana wyruszamy do Ostragaru, gdzie my i dwóch innych rekrutów przechodzimy inicjację. Wpierw odzyskujemy ważne dla Strażników dokumenty, a potem zdobywamy krew pomiotów, aby później wypić ją podczas rytuału. Jedynie nasza postać przeżywa, bowiem nie wszyscy są wystarczająco silni, aby stawić czoła truciźnie jaką jest krew Mrocznego Pomiotu.

Następnym punktem na naszej liście jest bitwa pod Ostragarem. Nasza postać wraz z przeuroczym prawie-templariuszem Alistairem zostaje odesłani do wieży, gdzie mamy dać sygnał wojskom Teyrna Loghaina. Nasze zadanie wypełniamy, ale generał wycofuje się przez co i Duncan, i król Fereldenu, i całe ich wojsko ginie w rzezi spowodowanej przez Mroczne Pomioty.

Nas ratuje Flemeth, którą poznaliśmy w ramach szukania dokumentów dla Duncana. Te przedwieczne papiery gwarantują nam pomoc od elfów, magów i krasnoludów w przypadku Plagi. Stara wiedźma zarysowała plan działania w głowach naszych Strażników i dała im do pomocy swoją córkę Morrigan. Była ona moim przekleństwem całą grę: raz byłem dla niej miły, a cały obóz włącznie z nią ubzdurał sobie, że ze sobą romansujemy! “W moim namiocie jest zimno”. A idź w cholerę…

16560808029805608960_20190830220404_1

Docieramy do Lothering, gdzie mamy szansę zwerbować nowych towarzyszy, ustalić plan działania i wyruszyć dalej. Alistair wspomina o Arlu Eamonie, który również może nam pomóc, więc stamtąd ruszamy do Redcliffe, aby odkryć kolejny problem do rozwiązania. Ten problem prowadzi nas do Wieży Magów, a tam niespodzianka: bunt magów, który wymordował większość z mieszkańców wieży i sprowadził tam demony. Generalnie jest to zasada dla każdej lokacji: wszędzie jest jakaś większa lub mniejsza masakra do opanowania nim tubylcy zgodzą się nam pomóc.

Całe nasze przygotowania zabrały nas do Denerim, gdzie musieliśmy stoczyć walkę z Loghainem, aby opanować wojnę domowę. Wszak zagrażająca wszystkim plaga jest mało istotną rzeczą… Kiedy jednak Ferelden w końcu się zjednoczył, nadciągnął Arcydemon i tylko my mogliśmy go pokonać!

16560808029805608960_20190908213835_1

Gra jest niesamowicie rozbudowaną opowieścią przedstawioną w tak świetny sposób, że nawet kiedy ci nie idzie to nie możesz przestać grać. Po prostu musisz dowiedzieć się, co dzieje się dalej. Ciekawym atutem jest możliwość rozwoju relacji z towarzyszami, romansowanie z nimi, rozwiązywanie dla nich personalnych problemów… Do tego jest cała masa misji pobocznych, w które można zatopić się bez końca. Musiałem im w końcu powiedzieć “dość”, bo inaczej nigdy bym tej gry nie skończył.

Świat podzielony jest na mapy, gdzie poruszamy się po ograniczonych lokacjach. Naszą podróż często umila niespodziewany atak pomiotów lub bandytów. Chociaż nie lubię zamkniętych światów to tu muszę przyznać, że ten jest dosyć sensownie zrobiony. No i te dodatkowe wyjścia z pomieszczeń, czy budynków, aby nie tarabanić się spowrotem przez gigantyczne korytarze. Twórcy – dziękuję Wam!

Szczerze i z całego serca polecam Dragon Age: Origins! Tylko nie róbcie tego, co ja – zagrałem w Dragon Age: Inquisition, gdzie można skakać postacią i zaraz po tym, w przypływie nostalgii, zagrałem w pierwszą część gry i przypomniałem sobie, że tutaj spacja pauzuje grę. Mentalnie biczowałem się tym przez kilka godzin! 😉

16560808029805608960_20190831215456_1

(Stroje magów w tej grze kojarzą mi się z prezerwatywami! Wyabczcie, musiałem! :P)

Ale – powiadam Wam – warto było!

Mefisto

#330. Dragon Age: Origins – Ultimate Edition Read More »

#328. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.38 – Przepis na magię

Japeś sam nie wiedział, kto był bardziej nienormalny: on czy Smok. Pięć kilo mąki, trzy kostki masła, dwa kilo cukru i czterdzieści dwie babeczki truskawkowe. Pół nocy zajęło mu objechanie wszystkich stacji benzynowych w okolicy, aby zebrać potrzebne materiały. Musiał wyglądać naprawdę ciekawie dla pracowników stacji, kiedy wchodził tam ciągnąc za sobą sportową torbę wypchaną głównie mąką, cukrem i babeczkami. Jakby szykował się na cukrowy koniec świata!

W międzyczasie wymieniał się wiadomościami z Jake’iem, który poinformował Wędrowca, że nie będzie go przez kilka dni w domu. Japeś wysłał mu chyba każdą załamaną emotkę, jaką jego telefon posiadał. W odpowiedzi dostał jedynie przerażoną buźkę, więc przestał. Wszak Cień miał wystarczająco na głowie – nie potrzebował jeszcze nawiedzonego Wędrowca do tego.

Udało mu się jednak zebrać wszystko, co potrzebne i wrócił do domu przeklinając jednak każdy moment, kiedy musiał zawiesić torbę na ramię i nieść ją nad ziemią. Takim momentem była chwila powrotu do bloku, w którym mieszkał, kiedy okazało się, że winda nie działała. Kiedy wychodził była jeszcze sprawna…

Ostatecznie wdrapał się po schodach na swoje piętro i wręczył Smokowi potrzebne produkty. Prastary od razu pochłonął tuzin babeczek, a resztę ułożył w krąg. Mąką obsypał niemal całą podłogę, cukrem nakreślił kilka obręczy i wzorów, a kostki masła kazał Japesiowy rozgnieść i wypełnić nimi środek kręgu.

Smok od razu zaczął rytuał przyzwania. Mamrotał pod nosem inkantację, a silny podmuch magii stworzył zasłonę dymną z mąki. Kiedy opadła, ich oczom ukazał się wiekowy starzec, który otrzepywał się ze wszystkiego, co na nim wylądowało.

– Ojej… To nie było nazbyt komfortowe. – mruknął do siebie, a potem rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Następnie przyjrzał się Japesiowi i jego mentorowi. – Ach, mój drogi Smok. Mogłem się domyśleć, że to ty za tym stoisz. Jak się miewasz, przyjacielu?

– Nienajgorzej, Merlinie. – odparł. Wędrowiec zaczął się zastanawiać, co się właśnie wydarzyło i jednocześnie zaczął żałować, że nie wpadł na pomysł zapytania się swojego mistrza, co właściwie będą robić. – Mam tutaj mojego ucznia, który przeżywa jedno ludzkie życie. Ma on prośbę do ciebie. Wiem, że nie spełniasz próśb, ale wysłuchaj go, bo ta, uwierz mi, zwali cię z nóg.

– Mówże, chłopcze, o co chcesz prosić Merlina z Rady Najwyższych. – Wzrok obojga bytów padł na Japesia, a ten dygotał chwilę niczym galaretka. Postanowił się jednak zebrać w sobie.

– Czy możesz, o wielki, sprawić, aby mój przyjaciel Cień stał się Wędrowcem? – zapytał grzecznie, a starzec podrapał się po brodzie, z której posypał się czas. Niewielkie żyjątka, zwane Marzeniami, od razu zaczęły latać po pokoju, aż znalazły szczelinę w oknie i uciekły w świat.

– To naprawdę nietypowa prośba. – Merlin zwrócił się do Smoka. – Hmmm… Nie wiem, czy mogę ją spełnić.

– Ale dlaczego? – Japeś od razu wyrwał się z pytaniem. Nie usiedziałby przecież (nawet, jeśli wtedy stał)!

– Aby coś dostać, trzeba coś dać. Aby ptak był rybą, ryba musi stać się ptakiem. – rzekł do niego, a Wędrowiec zaczął nad tym intensywnie mysleć; głównie dlatego, że nie zrozumiał, o co chodziło starcowi.

– Merlinie, on jest debilem. Mów prościej. – Japeś napuszył się na te bolesne, ale jednocześnie szczere słowa swojego mentora.

– Rozumiem. Aby Cień był Wędrowcem, inny Wędrowiec stać się musi Cieniem. – powiedział do i tak skołowanego już tym wszystkim bytu.

– Zgadzam się! – odparł ochoczo chłopak, chociaż kompletnie nie wiedział na co się pisał. Merlin pogładził się po brodzie i z uwagą przyjrzał młodemu narwańcowi z Krańca Czasu.

– A wiesz w jaki sposób działają Cienie? – zapytał, a Japeś, chociaż bardzo chciał odpowiedzieć na pytanie, musiał się jednak poddać. Nie miał bladego pojęcia jak wyglądała praca Cieniów. – Myślę, że możemy pójść układ. Zapytaj się swojego Cienia o to. Kiedy się dowiesz, wezwij mnie wypisując moje imię masłem orzechowym na podłodze.

– Masłem orzechowym? Przecież ja w życiu tego nie wypiorę! – burknął buntowniczo Wędrowiec, a Merlin tylko uniósł brew i zaśmiał się cicho. Smokowi trafił się niezwykły okaz! Podrapał się znów po brodzie, a resztki mąki zaczęły unosić się w powietrzu i nim oboje z Prastarym się obejrzeli, starzec został wręcz wessany do portalu w podłodze, który zabrał ze sobą cały bałagan.

– Wiesz na co się piszesz, prawda? Merlin jest gotów spełnić twoją prośbę, ale ona może mieć sporą cenę. – Japesiowy mentor odezwał się po raz pierwszy od dłuższej chwili. Chłopak w odpowiedzi kiwnął jedynie głową. To mogła być jedyna szansa, aby uwolnić Jake’a od jego losu. Wędrowiec był gotów poświęcić samego siebie.

– Jesteś pewien, że chcesz poświęcić się dla Cienia? Jesteś pewien swoich uczuć do niego? Może mu tylko współczujesz? – Chochlik odezwał się po raz pierwszy. Smokowi mało oczy nie wyleciały z orbit.

– On gada! – Prastary krzyknął z zadowoleniem. – Spotkałem Chochlika, który mówi! O losie, teraz mogę spaść z krawędzi i popłynąć brzegiem czasu! Co za ciekawy dzień!

Podczas gdy bestia ekscytowała się faktem spotkania jedynego w swoim rodzaju pomagiera, Japeś zaczął zastanawiać się, czy jego mały towarzysz nie mógł mieć racji. Właściwie to nigdy otwarcie nie zweryfikował tego, co czuł do Jake’a i co jeśli targały nim wyrzuty sumienia, że ten byt miał wyjątkowego pecha? A Siya i reszta znajomych tylko robili mu mętlik w głowie sugestiami, że pasują do siebie jak sznurówka do trampka.

Wędrowiec musiał się przekonać, czy jego uczucia są szczere, czy znów zgubił się pomiędzy wersami skomplikowanego, ludzkiego życia. Zerknął w stronę Chochlika, który uśmiechnął się zadziornie. Ten maluch miał plan…

Mefisto

#328. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.38 – Przepis na magię Read More »

Scroll to Top