Koronawirus okazał się być niesamowicie męczący pod tym względem, iż coraz więcej ludzi w niego wątpi. Jeszcze jakby to byli jacyś obcy ludzie to nie byłby tak do końca mój problem, ale kiedy z takimi rewelacjami przychodzą bliscy, czy znajomi to człowiek tylko zagryza zęby i pyta się w duchu “dlaczemu ja”.
Nie mam nic przeciwko dyskusji, kiedy ktoś podaje mi jakieś argumenty, ale teksty w stylu “bo żona męża dziadka koleżanki powiedziała” działają na mnie jak płachta na byka. Siedzę w pracy i zamykam rekordy ludzi, którzy najwyraźniej nie usłyszeli, że koronawirus to zwykła grypa. Pewnie jakby usłyszeli to miałbym teraz mniej roboty.
Jest mi po prostu i ciężko z tym wszystkim, i przykro.
Mefisto
Czekaj, bo nie zrozumiałam – zamykasz rekordy w sensie prowadzisz coś w rodzaju rejestru zgonów czy kończysz robotę za obłożnie chorych współpracowników?
Zamykam profile w naszych systemach, aby za n-lat zostały zarchiwizowane, bo nie są nam już do niczego potrzebne, a prawo w UK wymaga usuwania danych po jakimś czasie, jeśli nie są już potrzebne.
A. Czyli zamykasz rekordy obywateli, którym się zeszło?
Dokładnie.
Auć. Nie zazdroszczę.
Ktoś musi to robić niestety.
Antycovidowcy to zło! Trzymaj się!
Staram się!
Taaaa, też się ostatnio na każdym kroku przekonuję, że ludzie, których miałam za myślących i inteligentnych są w sumie kryptofoliarzami. To jest frustrujace…Plus ten skrajny brak odpowiedzialności i solidarności społecznej…ech…
Dlatego podoba mi się Japonia i ich szacunek do siebie nawzajem. Tam ludzie od lat nosili maseczki, aby nie zarażać innych i jakoś korony głów im nie spadały…