telefon

#397. Water Connect Puzzle

Jestem miłośnikiem wszelkich niezbyt zajmujących gier (w szczególności teraz, kiedy ilość mojego wolnego czasu drastycznie maleje). Lubię czasem odskoczyć od rzeczywistości i chociaż chwilkę zatopić się w czymś, co zajmie mój umysł, ale nie sponiewiera go tak bardzo jak moja typowa codzienność. Do tego zadania sprawdzają się gry na telefon, jednak często bywa tak, że gra ostatecznie robi się upierdliwa, przepełniona milionem mikrotransakcji oraz reklam wyskakujących w każdym momencie i na tyle intensywnie, że po chwili nie pamiętasz, jak się w ogóle grało.

Water Connect Puzzle należy (niestety) do tego drugiego rodzaju gier, jednak na szczęście twórcy pozwalają za niewielką opłatą usunąć reklamy. Kiedy to zrobimy, mamy naprawdę fajną i relaksującą grę, w której naszym celem jest połączyć rury i doprowadzić wodę do drzew. Oczywiście to brzmi za prosto jak na zajmującą grę.

Water Connect Puzzle oferuje stopniowo zwiększający się stopień trudności dodając różne kolory wody i drzew, możliwość mieszania różnych kolorów wody, aby uzyskać jeszcze inny kolor (np. żółty i niebieski, aby uzyskać zielony). Niektóre mapy wymagają od nas zmieszania wody tak, aby tylko jedno drzewo danego koloru otrzymało tą wodę, podczas gdy reszta ma dostać ten podstawowy kolor. I chociaż wbrew temu, co powyżej napisałem, gra nie jest taka trudna, jakby mogło się wydawać. Często najprostsze rozwiązania bywają tymi właściwymi, ale na nie czasem ciężko wpaść, bo oczekujemy mentalnego łomotu od twórców gier.

To jest ten rodzaj gry, który polecam z prawie czystym sercem (z powodu reklam). Water Connect Puzzle jest naprawdę świetnie, kiedy pozbędziemy się reklam. Jeśli nie mamy czasu kontynuować danego poziomu, gra zapisze dla nas nasz postęp i następnym razem pozwoli nam zacząć od tego momentu, co jest naprawdę świetnie, kiedy jest się zabieganym. Poziomy nie są trudne, ale potrafią dać do myślenia. Jedna z moich ulubionych odskoczni, kiedy nie mam na nic czasu, a potrzebuję chociaż gram przerwy. Polecam!

Mefisto

#397. Water Connect Puzzle Read More »

#366. Udało się!

Dzień dobry wieczór!

Nie wiem czemu, ale za każdym razem, kiedy piszę tą notkę, to czuję się jakby mnie tutaj miesiąc nie było, a publikuję posty co niedzielę. 😂

Ostatnie cztery tygodnie były dla nas bardzo zabiegane, ale dosyć owocne. Wybraliśmy się do prywatnego pediatry, który przyjrzał się problemom Smoczyńskiego i wystawił diagnozę: autyzm. Oczywiście nie wyklucza, że dzieciorośl może mieć też inne problemy (ADHD na przykład), ale póki co eliminujemy wszystkie czynniki, które mogą powodować nadpobudliwość u naszego bąbla.

Dostaliśmy dokładny raport ze wskazówkami, co robić dalej, aby Smoczyński rozwijał się prawidłowo i będziemy się starać o każdą możliwą pomoc (którą można uzyskać w dobie pandemii). Jest postęp, dostaliśmy nadzieję, której nam brakowało i mamy więcej sił przeć do przodu. Mały bardzo szybko łapie co i jak, więc różnice widać już nie tylko z tygodnia na tydzień, ale też i z dnia na dzień. Jestem z niego naprawdę dumny, bo wkłada dużo pracy w naukę mówienia i idzie mu coraz lepiej. 🙂

Strasznie jednak zły jestem na publiczną służbę zdrowia, bo to, co robili (a raczej czego nie robili) przez ostatni rok, to jest cyrk na kółkach, jeśli nie gorzej. Lekarz wystawił diagnozę nie widząc Smoczyńskiego ani razu. Według jego diagnozy mały jest kompletnie odcięty od świata i nie ma z nami (rodzicami) żadnego kontaktu. I piszę to w momencie, kiedy mały przybiega dać mi całusa i ciągnie mnie na kanapę, gdzie ułożył karty, bo chce się pochwalić, że mu się udało…

No zdiagnozował, ale chyba nie moje dziecko…

Zawiodłem się i to po całości. A co “najzabawniejsze”: jak powiedzieliśmy, że mamy dość i pójdziemy prywatnie, to nagle wszyscy się nami interesują, nagle można sobie z tyłka diagnozę wystawić i udawać, że wszystko jest w porządku. Chyba bardzo łatwo można domyśleć się, jak bardzo jesteśmy tym wszystkim zmęczeni…

Jakby tego było mało: moja matka okazała się antyszczepionkowcem. Już wcześniej widziałem, że jest sceptycznie nastawiona do szczepionki do koronawirusa, ale myślałem, że tylko kwestia tej jednej szczepionki, wobec której miała obawy. A teraz się wyjaśniło, czemu to ojciec i dziadkowie brali mnie na szczepienia (za co im bardzo mocno dziękuję). Ponadto uważa, że Smoczyński ma autyzm przez szczepionki… Moja matka zawsze była dzbanem i tak już chyba zostanie. Przynajmniej ułatwia mi to ograniczanie kontaktu z nią do koniecznego minimum.

Nasi cudowni sąsiedzi też starają się nam umilać życie, ale z nich to już można się tylko śmiać (i to w sumie robimy 😂). Nie pisałem o nich za bardzo, bo nie chciałem się na nich skupiać, ale myślę, że pora podsumować ich pomysły z ostatniego roku.

Zacznę od tego, że mieliśmy okazję porozmawiać z właścicielką mieszkań po drugiej stronie budynku i ona określiła ich jako taki typ ludzi, co mają spinę ze wszystkimi. I właściwie to po nich to widać… 😂

Przez cały rok próbowali różnych sposobów, aby wyprowadzić nas z równowagi. Wracali późno w nocy i naparzali się z mebali w mieszkaniu (ale tylko w pomieszczeniu pod sypialnią). Próbowali zablokowywać nas autami (bo mają dwa), ale kończyło się na tym, że o ile nie stawali nam pod same zderzaki, to Całość dawała radę wyjechać (jak to mój wujek ujął: “jak ktoś umie prowadzić, to i z dupy wyjedzie”). Skończyło się dla nich to tym, że inni sąsiedzi zaczęli ich blokować. Nie wojuj chujowym parkowaniem, bo od chujowego parkowania zginiesz. 😂

Potem zasypywali nam śmietnik swoimi śmieciami, ale co to za problem pojechać je wywieźć skoro wysypisko aż 5 minut drogi od nas. Następnie zaczęli wracać późno do domu (chyba z pubu) i tłuki się niemiłosiernie, ale to też na nas nie robiło większego wrażenia, a potem zamknięto puby. Przez jakiś czas był spokój, aż jednego dnia wrócili z… akordeonem. Zaczęli wyć nim na całą okolicę, więc Całość poszła, nagrała ich z zewnątrz, powymieniała porozumiewawcze spojrzenia z sąsiadami (na zasadzie: no niezłych czubków mamy w okolicy), a ja potem rozesłaliśmy nagrania do odpowiednich istustucji. Efekt był taki, że sąsiad zapakował się z akordeonem i wrócił już bez niego. Jeszcze w życiu nikt tak bardzo nie chciał nam dowalić, że aż kupił akordeon. 😂

Od tamtej pory próbują wymyślić coś nowego, ale kompletnie im nie idzie, więc, jakby nie spojrzeć, mamy spokój (i okazjonalnie darmową rozrywkę 😂). Są z nich jednak straszni cholerycy: wystarczy, że na dworze wieje albo pada deszcz, a oni budzą się w nocy i napierdzielają z otoczeniem (player vs enviroment nabiera przy nich nowego znaczenia). Jak ktoś zaparkuje na ich miejscu (tzn. to miejsce nie jest ich, ale oni lubią tam stawać) to też mają niemiłosierny ból tyłka. Szkoda mi ich z jednej strony, bo jakby nie patrząc to ich zachowanie wskazuje na jakiś poważny problem z psychiką…

Studia idą mi całkiem dobrze: dostałem właśnie najgorszą ocenę na tem rok (74%)! 😂 Wiąże się to z tym, że odpuściłem sobie z powodu naszego wyjazdu do pediatry (a jechaliśmy prawie do Londynu) i wolałem się przygotować na rozmowę z lekarzem. Znowu mam jednak trzy dwie prace do oddania na raz i czuję się zmaltretowany, bo mi ten fakt umknął i nie jestem na to psychicznie przygotowany. 😂 Jestem za to zadowolony z programowania w javie i z projektowania stron internetowych, bo to jest coś, co lubię i jeszcze w miarę mi wychodzi, a przy okazji uzupełniam braki w wiedzy, których zawsze chciałem się pozbyć, ale szukanie odpowiedzi na, szczerze mówiąc, nieznane sobie pytanie, nie jest proste. 😀

Powoli siadam do pisania kolejnej części przygód Wędrowca. Mam już całą fabułę ułożoną w głowie, więc teraz zostaje przelać pomysł do komputera. Nie mam pojęcia ile mi to zajmie (patrząc na ilość zajęć najpewniej sporo czasu 😂), ale zbliżam się do momentu, w którym powinienem wcielić pomysł w życie. 😀

Co do mojej tablicy korkowej, ale nie korkowej (o której to wspomniałem w tej notce) to zbieram powoli przypinki, dorobiłem się półeczki (w sumie to nawet kilku, tak jakoś wyszło 🤷‍♂️) oraz całkiem fajnej lampki. Czekam jeszcze na kabel, aby ją podłączyć. Szukam też jakiś fajnych naklejek inspirowanych grami, aby ozdobić półeczkę naprzeciwko mnie. Jeśli dobrze pójdzie to przy następnej notce wstawię zdjęcia z postępem prac. 😀

Przeszedłem Cyberpunka! Ale tak nie do końca, bo z kilku możliwych zakończeń udało mi się zrobić tylko jedno. Przy innych gra się wykrzacza. Chyba poczekam na patcha do gry (albo nawet na kilka) i zagram jeszcze raz, bo pod względem fabuły to gra jest naprawdę wciągająca, ale fakt, że co chwilę się wywala lub zacina zmęczyło nawet i mnie. Domyślam się, że wydawanie gier w dobie pandemii i pod presją emocjonalnie niestabilnych czubków (CD Projekt zaczęło nawet otrzymywać groźby śmierci, jeśli nie wypuszczą gry) jest ciężką sprawą, ale gra jest mega, grafika jest przecudowna. Trzeba ten diament tylko doszlifować. 😉

Całość sprawiła sobie nowy telefon – Samsung Galaxy S21. O dziwo obyło się bez jojczenia, które normalnie występuje przy przegrywaniu danych, bo telefon okazał się powyżej oczekiwań. 😀 Spodobał mi się, więc sobie też zamówiłem. 😀 Zbliża się wiosna (o ile już do nas nie przyszła), więc przydałoby się zacząć wychodzić fotografować kwiatki (bo wiadomo, jestem stereotypowy biseks i skaczę z kwiatka na kwiatek – instagram to potwierdza 😂).

To będzie chyba największy telefon w moim życiu, ale duży ekran mi się przyda: wygodniej będzie mi czytać podręczniki od matmy na nim. 😛 Właściwie to tablet miałem niewiele większy od niego… 😮 Trzeba będzie powiększyć kieszenie.

W ostatnim czasie reorganizujemy też przestrzeń w domu. Powodem tego jest głównie stos klocków LEGO, które trzeba gdzieś ulokować. 😂 Deski ze starego, połamanego łóżka przerobiliśmy na półki (całkiem solidne półki), Całość wymieniła biurko, bo potrzebuje więcej miejsca na swoją pracownię i przyznam, że w zaczyna się u nas robić całkiem przyjemnie. Żeby jeszcze tylko taki bałagan się nie robił to by było cudownie… 😛 To chyba znak, że nam już zdrowo odbiło od ciągłego siedzenia w domu, ale przynajmniej mamy zajęcie. 😂

Myślę, że to wszystko, czym chciałem się z Wami podzielić. Trochę tego było, ale cóż… Nasze życie będzi prawie tak samo szybko, jak Smoczyński, kiedy usłyszy, że pizza przyszła. 😀

Trzymajcie się ciepło i bądźcie zdrowi!

Mefisto

#366. Udało się! Read More »

#217. Bardzo długa notka

Nie wiem od czego zacząć notkę, więc zacznę ją od ostrzeżenia, że będzie długo. Raz, że ostatnia pamiętnikowa notka była dwa miesiące temu, dwa, że, jak zawsze, działo się więcej niż ustawa mogłaby przewidywać.

W życiu mamy strasznego pecha do ludzi. Pod nami mieszka para w wieku około 50 lat. Ona pracuje, on nie, ale to średnio istotne w tej historii. Ważne jest to, że przeszkadza im nasze dziecię, ale oczywiście nic nie powiedzą tylko nawalają muzyką, stukają, pukają i odwalają inne cuda na kiju – wiecie: dają nam znać jak na dorosłych i odpowiedzialnych ludzi przystało. Sam poszedłem, zapytałem i dostałem potwierdzenie, że przeszkadza, więc chcąc być dobrymi sąsiadami, wyciszyliśmy co się dało. Nawet zrezygnowaliśmy z korzystania z pokoju dziennego na jakiś czas, aby nie drażnić bojowych staruszków. I to tylko część rzeczy do naszych norm, których przestrzegaliśmy od początku, aby żyło się nam wszystkim miło.

Oczywiście sprawiło to tylko to, że jeszcze bardziej się zaczęli tłuc i wydłużyli swój repertuar do niemal 23. Wiadomo: jak ktoś stara się, aby było lepiej to musicie komuś zrobić na złość za to. Na szczęście Smoczyński ma mocny sen i szczerze wywalone na poczyniania naszych sąsiadów.

I żeby nie było – nie pozwalamy Smoczyńskiemu być głośno. Nie skacze po podłodze, nie tupie i nie robi wiele innych rzeczy, które dzieci normalnie mogłyby robić (za co dostaliśmy już ochrzan, że on ma do tego prawo i nie można mu nie pozwalać). Oni za to udowadniają mi, że najwięcej hałasu mają w głowach, bo najczęściej tłuką się, kiedy nasze dziecię siedzi na podłodze i składa kartonowe pudełka (ma nowe hobby) albo ogląda bajki, albo bawi się na łóżku, albo śpi, albo nawet go nie ma w domu.

Rozmawialiśmy o tej sytuacji z naszą family support worker (coś jak pracownik socjalny – wyjaśnię za moment dlaczego ją mamy) oraz health visitor (coś jak położna/pielęgniarka od dzieci, która wizytuje nas do 2 urodzin dziecka, a niekiedy dłużej). Health visitor była zdziwiona jak się dowiedziała, że my staramy się schodzić im z drogi, bo, cytując, “to jego dom i on ma prawo czuć się w nim dobrze, to oni muszą się dostosować”. Trochę tego nie popieram, bo chciałbym normalnie współżyć w ludźmi, ale jak widzę jak się oni zachowują mimo naszych starań to ciężko mi się z nią nie zgodzić…

Starałem się być miłym sąsiadem, ale skoro oni nie chcą to po prostu będę żył tak, abym się czuł dobrze. Szacunku się nie dostaje tylko się na niego zasługuje. Owszem – nie jestem bydlakiem i nie będę im teraz na złość robił, ale cytując family support worker: “zrobiliśmy więcej niż ktokolwiek by zrobił na naszym miejcu”, health visitor: “oni muszą się z tym pogodzić”, moja matka: “jak im się nie podoba to mogą wypie… wyprowadzić się”. 🙂 Oczywiście jeśli przyjdą ze mną porozmawiać to z miłą chęcią spróbuję rozwiązać ten problem, ale bądźmy szczerzy: raczej nie przyjdą…

Wróćmy jednak do tematu family support worker. Poprosiliśmy jakiś czas temu naszą health visitor o pomoc, bo Smoczyński ma swoje problemy (nie wiemy jakie, ale to może być i autyzm, i ADHD, i wszystko co ma podobne objawy – na razie czekamy na diagnozę), a wtedy też i my byliśmy przytłoczeni, bo tamten dom okazał się ruiną, agencja nas męczyła, nachodziła, zgubiła nasz jeden czynsz nawet, w pracy dręczyła mnie już-na-szczęście-eks-menadżerka, więc zaproponowano nam kogoś takiego, kto może pomóc nam wszystkim ze wszystkim.

Spotkaliśmy B., która była wielką pomocą, kiedy musieliśmy się przenieść. Potem przekazała nas do N., która ma nas pod skrzydłami cały czas. N. szybko zauważyła, że Smoczyński ma problem i my to widzimy, ale nikt nas za bardzo nie słucha. Przynosiła nam specjalne zabawki dla niego, zabierała nas na grupy zabaw i powoli potwierdzała przypuszczenia, że naszę dziecię ma jakiś problem. Posłuchaliśmy jej o poszliśmy do lekarki, a ta poobserwowała Smoczyńskiego i stwierdziła, że rzeczywiście trzeba nam pomocy specjalisty. Czekamy teraz na skierowanie do pediatry, aby kontynuować diagnozę. Czekamy też na wizytę u logopedy, aby pomóc małemu z mową, bo ja zdechnę jak się nie dowiem, co to jest ten “babałaj” (coś z japońskiej piosenki, ALE CO?).

Przy okazji wraz z health visitorką załatwiła nam miejsce w grupie, gdzie są “dzieci ze specjalnymi potrzebami”, bo tam mogą nam pokazać jak bawić się z dzieckiem, aby go rozwijać. Chociaż N. powiedziała, że jest pod wrażeniem naszych postępów, bo mimo wyraźnych trudności Smoczyński nie odstaje dużo od swoich rówieśników. Może tylko mało mówi, ale to jest ciężka rzecz, kiedy brakuje mu odpowiedniej ilości koncentracji. Staram się walczyć o jak najlepsze wsparcie dla niego, bo wiem, że brak odpowiedniej pomocy ma bardzo dużo konsekwencji w przyszłości…

Ostatnio jednak trochę nadrobił zaległości w mowie i powiedział swoje pierwsze zdanie: “daj jeść”. No dziecko Połówki po prostu – wiecznie głodne! 😂

Skoro wciąż jesteśmy w temacie mojego dziecka to wychowałem sobie posłusznego buntownika. 😀 Żeby to zobrazować: ostatnio ubzdurał sobie, aby nam uciekać z sypialni, kiedy śpimy. I oczywiście leci do pokoju dziennego, zamyka bramkę zamontowaną po to, aby nie uciekł z tegoż pokoju i się tam bawi. No człowieki kochane! On zwiewa nam do pokoju przygotowanego specjalnie dla niego, gdzie jest w miarę bezpiecznie. 😀 I oczywiście śmieje się swoim złowieszczym śmiechem, jakby conajmniej kota w tyłek ugryzł, jak gdyby złamał wszystkie pieczęci i uwolnił Krakena, jakby otworzył wrota piekieł, aby dokonać ostatecznego zniszczenia świata, a on tylko zwiał do pokoju bezpieczniejszego niż sama sypialnia. No mistrz po prostu! 😂 Ale przynajmniej złapany na gorącym uczynku nie protestuje tylko wraca do sypialni.

Smoczyński popsuł też swój telefon. Wciąż rosną mu zęby, więc okazjonalnie gryzie wszystko, co się da. Ostatnio dziabnął też telefon i poszedł ekran… A myśmy mu smarowali dziąsła paluchami – jakby ugryzł to by odgryzł. 😱

Kupiliśmy nowe mebelki… Jednym z nich jest nowe, duże biurko dla mnie. 🙂 I wygodne krzesło, na którym i tak siedzę jak jakaś konstrukcja klocków z tetrisa… Ale nowością biurka nie nacieszyłem się długo – moja podkłada pod mysz się stopiła i zostawiła ślad. 😱 Nawet nie wiem od czego to się stało!

Złożyłem też aplikację o pożyczkę na studia. Było z tym sporo problemów, bo z jakiś powodów mogłem starać się tylko połowę kwoty. Zadzwoniłem na infolinię i tam mi powiedziano, że to normalne. 😮 Musiałem tylko zaznaczyć, aby automatycznie zwiększono kwotę pożyczki przy zmianach wprowadzonych przez uniwersytet i poinformować uniwersytet, aby zmiany te wprowadził. Zrobiłem to i dostałem info, że jak tylko moja pożyczka pojawi się w ich wspólnym systemie to to zrobią. Ostatnio mi wyskoczyło, abym potwierdził, że jestem Europejczykiem, więc muszę wysłać im moje dokumenty (ID i akt urodzenia). Po tym powinno być już wszystko! 🙂

Udało mi się też w końcu dogadać z instruktorem jazdy i od września będę się uczył jeździć. 🙂 Żałuję, że nie udało się tego załatwić wcześniej, ale na wakacje zawsze są tłumy chętnych. Mam tylko nadzieję, że będę lepiej jeździł niż w grach… 😛 Jeśli nie to bójcie się wszyscy wy, którzy znajdziecie się przede mną na drodze! 😂

Połówka przekonała mnie do założenia profilu na stronie mowned, gdzie można stworzyć listę swoich telefonów, które się miało. Zrobiłem listę i wspominaliśmy sobie tamte czasy, pogadaliśmy o telefonach i o ludziach. W sumie to głównie jaraliśmy się emo, ale to takie w naszym stylu. 😂

Jeśli chodzi o gry to jestem wkurzony. Gram sobie obecnie w Kingdom Come: Deliverance i jest to gra ciekawa, ale zbugowana aż po ostatnią linijkę kodu. Grałem sobie przez 53 godziny (nie pod rząd oczywiście 😂) i nagle zniknął mi zapis gry, a sama gra się nie włączała… Jak mi się udało ją odpalić to pograłem chwilę od początku, a potem coś znowu się wykrzaczyło i gra bez względu na ustawienia graficzne wisi mi na 14fpsach, a jest zbyt dynamiczna i podczas walki nic nie widzę. Nie było żadnej aktualizacji, czy czegokolwiek co mogłoby to popsuć. Z tego, co czytałem to sporo graczy tak ma i trzeba to po prostu przeczekać. To tak jakbym miał ciche dni z grą. 😯

No i chcąc nie chcąc muszę się z tą grą na razie pożegnać – przynajmniej aż jakaś aktualizacja wyjdzie…

Wróciłem do Dragon Age Inquisition, bo tak jakoś wyszło, że jej nie skończyłem i o niej zapomniałem. Gra się chyba na mnie mści, bo co chwilę wpadam w jakąś dziurę, z której nie mogę wyjść, wpadam w tekstury, przeciwnik zrzuca mnie z samej góry i większość czasu tarabanię się na górę… No człowieki kochane! Ja chcę tylko w spokoju pograć! 😂

Ze spraw blogowych: mam trochę bajzel w moich pomysłach, ale postanowiłem małymi kroczkami wziąć się za ich realizację. Pierwsza rzecz: chcę spróbować zrobić mapę lokalnych podróży i wstawić ją zamiast linków. Trochę tak smutno to wygląda, a ja chcę mieć wesołego bloga (skąpanego w ciemnych barwach, bo mnie oczy od jasnego koloru bolą). 😀 Mapa będzie nietypowa, więc mam nadzieję, że WordPress mi na to pozwoli, bo jak nie to będę musiał kombinować.

Druga rzecz: marzy mi się nowy wygląd bloga. 🙂 Oczywiście ciemny, bo oślepnę. 😂 Ale nad tym jeszcze pomyślę, bo muszę najpierw sam uzgodnić ze sobą, co bym chciał, a to dosyć trudne…

Powoli kończę też sprzątanie nowego biurka (nawet nie wiecie jaki ja tutaj mam chaos), więc niedługo skończą mi się wymówki do rysowania. I obiecuję sobie, że będę rysować pół godziny dziennie dla relaksu. Jeśli dobrze pójdzie to może nawet wezmę się za jakieś poważniejsze rysunki, skończę grę paragrafową albo zajmę się rysowaniem komiksów… Chciałbym mieć tyle motywacji to robienia czegoś, ile mam do obiecywania sobie, że to zrobię… 😛

Jako, że ta notka ma już z kilometr, zostawiam Was z wesołym Totoro! 😉

totoro

Mefisto

#217. Bardzo długa notka Read More »

#176. Wesoły wpis!

Nadszedł ten wyczekiwany przeze mnie moment, kiedy to mogę światu obwieścić, że zdaliśmy klucze od tamtego domu i wzięliśmy pierwszy głęboki oddech pełen wolności od przenoszenia i sprzątania. Zostało jeszcze rozpakowywanie, ale to idzie nam jakoś sprawniej. To ostatnia przeprowadzka w Anglii, więc z lekkością idzie nam rozpakowywanie kolejnych siatek i układanie rzeczy na “swoje miejsce”.

Chociaż cały czas się łapie na tym, że mówię “przy następnej przeprowadzce”. Następnej (w tym kraju) już nie będzie! 😀 W tej chwili brzmi to dla mnie conajmniej kosmicznie!

Na pomoc przybyła też moja matka, która narzuciła nam takie tempo, że to cud, że żyjemy. Chociaż jej pomoc była nieoceniona to jednak było parę momentów, gdzie byłem na skraju załamania. W życiu tak się nie nabiegałem z rzeczami, jak nabiegałem się za nią, żeby nie wyrzucała Smoczyńskiemu zabawek albo nie pakowała śmieci do auta. :<

W międzyczasie zmieniłem też pracę! Podoba mi się organizacja wszystkiego w nowym miejscu (tzn. nie muszę sam pisać stosów notatek tylko mam je gotowe i mogę robić rzeczy nie umiejąc ich robić!), wyluzowany sposób pracy (bo jest nas od groma i ciut ciut, i zawsze się zdąży), nowa pani menadżer zachęca nas do apprenticeshipów (opisałem je trochę tutaj), więc zaświeciły mi się oczka. Mam zielone światło, aby zacząć level 4, czyli idę na studia! 😀 Mój cel to level 6, czyli licencjat, a potem, jeśli się uda, level 7, czyli magisterka. Pod koniec miesiąca idę się popytać, co i jak, bo odkąd byłem apprenticem zmieniło się trochę rzeczy. 😀

To wszystko wpłynęło też bardzo dobrze na nasz budżet, co mnie cieszy, bo można kupić więcej gier! 😀 Ostatnio kupiłem Dragon Age: Origins z dodatkiem Awakening, bo te (w sensie płyty) zostały w Polsce i jak tylko skończę Dragon Age: Inquisition to zajmę się pierwszą częścią (zaraz po grze Cultist Simulator, bo i ta mi wpadła dzięki Humble Bundle). Będę się też brał za wszystkie gry z serii Assassin’s Creed i mam w sumie kilka innych serii gier, więc 2019 będzie rokiem produkcji AAA. Aczkolwiek nie zdziwcie się, jeśli ich opisy pojawią się w 2020. 😀

No i mam w końcu Heroes of Might & Magic III! Jedna z moich ulubionych gier z dzieciństwa trafiła w końcu do mojej kolekcji! Jestem tak tym faktem uradowany, że czuję się, jakbym miał znowu 10 lat i obrywał bęcki od komputera tak bardzo, aż w ruch szły kody do momentu, kiedy pół ekranu było zasypane komunikatem “oszust”. 😛

Nie muszę chyba też pisać, że do Monster Prom wyszedł dodatek, za który się właśnie zabrałem i jestem na etapie randkowania z komputerem z biblioteki. Jeśli tak często będę grał w tą grę to najpewniej zgnije mi mózg do reszty! 😀

Smoczyński za to gra w swoje gry edukacyjne, z których jest niesamowicie zadowolony. Poprawiła mu się motoryka palców, uwielbia wciskać wszelkie przyciski (także przypięcie go do fotelika, czy krzesła nie ma już trochę sensu :P), a najbardziej wsadzać palce do dziurek od klucza. Jedna już została zaszpachlowana, bo paluch mało co nie uktnął…

Szukaliśmy mu telefonu, aby miał więcej ciekawych gier (i nie rozładowywał mi mojego telefonu, bo jednak czasem się on przydaje, a te gry żrą prąd jak głupie). Wszystkie dziecioodporne modele są tak ciężkie, że gdyby nimi rzucić w kogoś to ten ktoś byłby martwy. Padła więc decyzja “Mefciu, kup sobie Samsunga S9, a jemu oddaj S7”. Zerkając na stronę Samsunga zauważyłem, że wychodzi S10 i z takim typowym dla mnie uśmiechem (zwanym też diabelskim) zapytałem się, czy nie chce. Połówkę ogarnęła radość, poczytała, potwierdziła, więc zamówiłem w przedsprzedaży. I pierwszy raz tak bardzo oboje czekamy na dzień kobiet, bo wtedy ma przyjść. 😛

Swoją drogą mogę oficjalnie powiedzieć: zaczęło się! Smoczyński wpadł w nasz zwyczaj dziedziczenia telefonów po sobie. 🙂 Na razie będzie go używał jedynie kilka razy w ciągu dnia po maksymalnie 10 minut na raz, bo w końcu to dziecko i się szybko nudzi. 😛

Na sam koniec powiem, że byliśmy też sprezentować naszemu rydwanowi grozy nowe opony (zwane też bucikami), bo stare się wytarły (bo jak się człowiek tyle przeprowadza to nawet auto mówi dość). Pokręciliśmy się po salonie, pooglądaliśmy nowe modele aut, pomierzyliśmy pojemność bagażnika Smoczyńskim i przede wszystkim miło spędziliśmy czas. 😛 Widzieliśmy nowszą wersję naszego pojazdu i jesteśmy nią zachwyceni. Nie powiem, że kusi, ale nie mamy potrzeby posiadania dwóch aut. Na razie. :>

IMG_20190302_205224

Mefisto

#176. Wesoły wpis! Read More »

#131. Z życia urzędnika cz.5

Pora ponarzekać, a to dlatego, że powodów jest sporo. W ramach oszczędności przenieśli nas do głównego budynku, jaki zajmuje Urząd Miasta. Niby można czuć się dumny, bo pracuję w zabytkowym budynku, który odznacza się na tle miasta. Niestety nie może być za pięknie.

Poprzednie biuro było wynajmowane, a koszt opiewał na sumę z sześcioma zerami. Zamiast wywalić nas w trybie natychmiastowym do głównego budynku, trzymano nas do początku lutego. Pomimo iż przeniesienie nas było im na rękę, to przerzucano ludzi zajmujących budynki, które są w posiadaniu Urzędu Miasta. Doszło do tego, że kontrakt z tamtym biurem mieliśmy do 2020 i gdyby nie kilka losowych przypadków, pewnie musielibyśmy siedzieć tam jeszcze przez dwa lata, ale zrządzeniem losu udało się zakończyć umowę przed czasem. Przez ostatnie miesiące siedzieliśmy tam jako jedyny departament (około 30 osób) w budynku, który może pomieścić setki, jeśli nie tysiące osób.

Następna rzecz to to, że ktoś wymyślił sobie “smart enviroment” w naszym biurze. Polega to na tym, że zamiast osobnych pomieszczeń jest jedna wielka sala na każde piętro, ludzie z różnych działów są rozrzuceni po piętrach, co utrudnia komunikację. Nasz akurat nie jest, bo wszyscy zgodnie zaprotestowali i pozwolono nam siedzieć w wydzielonej dla nas lokacji.

Chociaż i tak fakt, że mimo iż mamy wydzieloną przestrzeń, to i tak siedzimy przy różnych biurkach za każdym razem, kiedy przyjdziemy do pracy (odgórne polecenie). Ostatnio dzwoniąca do mnie kobieta wybuchła śmiechem, jak powiedziałem jej, że muszę poszukać między biurkami mojego współpracownika, bo siedzi w innym miejscu niż ostatnio.

Jeżeli działy chcą się ze sobą komunikować to mogą zadzwonić do siebie lub użyć programu o nazwie Lync. Jest to biurowy odpowiednik Skype od Microsoftu. Może nawet byłoby to skuteczne, ale lwia część pracowników tego nie używa, a spora część nie potrafi tego używać, bo po co zrobić jakiś kurs używania programu…

Skoro mamy migrację z biurka do biurka, mamy też niesamowitą migrację telefonów. W szczególności, jeśli są bezprzewodowe i odbierasz je ze specjalnych punktów… Miałem już wysypkę na twarzy, teraz czyszczę słuchawkę zanim ją użyję antybakteryjną chusteczką. Połowa ludzi w dziale ma tą samą wysypkę. Przypadek? Nie sądzę… Nie wspomnę już o tym, że telefony są po prostu uszkodzone na wszelkie sposoby.

Otwarta przestrzeń to idealny sposób na to, aby doprowadzić cię do bólu głowy. Pomieszczenia są wysokie, więc natężenie hałasu jest tak duże, że wracając do domu relaksuję się przy krzykach swojego dziecka. A Smoczyński ma parę w płucach… Dodatkowo choróbska szerzą się co niemiara, bo mają ku temu korzystne warunki.

Idąc dalej: poczta. Gdyby nie to, że wykombinowaliśmy sobie zamykane gabinety, to poczty nie byłoby gdzie trzymać. Zarząd wymyślił sobie, aby wszystkie listy i dokumenty były wysyłane do nas drogą elektroniczną. Większość naszej poczty to dane bankowe do przelewów, których – decyzją zarządu – możemy otrzymywać tylko w formie papierowej. Mózg się gotuje w takich warunkach…

Kolejną rzeczą są toalety. Koedukacyjne, sztuk trzy, w tym jedna dla niepełnosprawnych. Udało mi się z nich skorzystać kilka razy w ciągu kilku miesięcy użytkowania budynku. Najbardziej zabolało mnie to w momencie, gdy doznałem silnych rewolucji w brzuchu i musiałem odstać swoje w kolejce… Cóż. Podobnież są gdzieś inne, ale jestem w pracy i nie przejdzie jak zniknę na ponad 20 minut pod pretekstem szukania wolnej toalety…

Ostatni punkt z mojej listy dotyczyć będzie krzeseł. Każde biurko ma swoje krzesło. Krzesła te powinno łatwo się ustawiać, aby nie przeciązać kręgosłupa. Zważając na fakt, że każdego dnia na tym krześle siedzi ktoś inny, to jest ono cały czas przestawiane. Efekt? Nie działają i nie można ich dostosować pod siebie. Dlatego mam okropne bóle kręgosłupa i staram się o przydzielenie mi biurka z powodów medycznych. Chociaż i to nie gwarantuje, że ktoś przy moim biurku nie usiądzie i nie popsuje mi krzesła…

Lubię moją pracę, ale nie lubię pomysłów “góry” na temat tego, co może usprawnić nam pracę. Może łaskawie zapytaliby nas, co ułatwiłoby nam wykonywanie obowiązków, a nie rzucami się na każdy pomysł ze “smart” w nazwie. Staram się reagować, ale sił mi na to wszystko brakuje.

Głupota jest jak hydra – zetniesz jeden łeb, a na jego miejscu wyrastają dwa kolejne…

Mefisto

#131. Z życia urzędnika cz.5 Read More »

#078. Z życia urzędnika cz.3

Zważając na fakt, że poprzednie wpisy tego typu się podobały, postanowiłem napisać kolejny. Będzie on poświęcony o mojej pomyłce, która stałą się już prawdziwą legendą w moim dziale. Stało się to podczas moich, nazwijmy to, “praktyk”. Taka praktyka w Anglii wygląda w ten sposób, że ta osoba uczy się w szkole jeden dzień podstaw biznesowych/księgowych, angielskiego, matematyki oraz “informatyki z gatunku biurowej”… Oczywiście są jeszcze inne praktyki, ale mój dział oferuje tylko te biznesowe i księgowe. Przez resztę dni pracuje w biurze, a raz na około miesiąc ma wizytację ze szkoły, gdzie osoba wizytująca ocenia, czy dany praktykant spełnia kryteria szkolne do zaliczenia przedmiotów (przykładowo: rozmowa z klientami przez telefon, tworzenie raportów, pisanie listów – zależy od tego, jakie jest zagadnienie).

Dla zainteresowanych: takie coś nazywa się apprenticeship i pozwala zdobyć zarówno kwalifikacje, doświadczenie, jak i wykształcenie. Musisz mieć minimalnie 16 lat, aby się kwalifikować oraz musisz być w stanie pogodzić się, że w pierwszym roku będziesz zarabiać minimalną, która jest obecnie równa £3.50 za godzinę. W drugim roku z reguły dostaje się minimalną dla swojego wieku. Wyjątkiem jest, kiedy pracodawca zechce zapłacić Ci więcej lub kiedy jest to Twój kolejny apprenticeship. W pierwszym roku dostajemy mniej na godzinę, bowiem pracodawca z reguły opłaca naszą edukację.

Jako żółtodziub troszkę bardziej opierzony, co oznacza, że trochę doświadczenia miałem, odebrałem dwa telefony pod rząd. Pierwszy dotyczył restartu zasiłku, a drugi śmierci zasiłkobiorcy. Oba telefony dotyczyły osób, które nazywały się podobnie – przykładowo John Smith i John Smithies. Jeszcze mieli bardzo podobne adresy zaczynające się od tego samego numeru.

Generalnie moją pracę wykonałem dobrze poza jednym małym, ale istotnym szczegółem. List z kondolencjami wysłałem do złej osoby. Wszystkie dane się zgadzały, więc nie złamałem Data Protection Act (ustawa o ochronie danych osobowych), ale zło popełniłem – zakręciłem i – jak mi się wydawało – zestresowałem pana Johna Smitha.

Wziąłem odpowiedzialność za błąd – wystosowałem pismo z przeprosinami i pilnowałem się, jak mogłem, aby takiej gafy nie popełnić już nigdy więcej.

Kilka lat później miałem okazję porozmawiać z tym człowiekiem przez telefon – powód ten sam: restart zasiłku. Poznał mój głos i zapytał się o sytuację z listem. Ja, zestresowany, potwierdziłem i przeprosiłem za jego stres w związku z tą sytuacją. I wiecie co? On się zaśmiał i powiedział, że musi mi podziękować.

Pomimo iż siedziałem to wewnętrznie usiadłem jeszcze raz. Mózg mi się zatrzymał i zaczął przypiekać. Poważnie. Ja popełniam karygodną głupotę, a ten facet mi za to dziękuje? W głowie mi się to nie zmieściło do tego stopnia, że wypływało ze mnie każdym możliwym otworem w głowie. A pan Smith zaczął tłumaczyć.

Powiedział, że go to bardziej rozbawiło niż zestresowało. “Każdemu może się zdarzyć.” Wyznał mi jednak, że ten list dał mu do myślenia i skłonił go, aby się przebadać, bo zdrowie miał już nie takie, jak trzeba. Okazało się, że był chory – na szczęście diagnoza była postawiona szybko i leczenie rozwiązało problem w niedługim czasie. Spytał się, czy nie mam jakiś paranormalnych zdolności w związku z tym, że wiedziałem, jaka mogła czekać go przyszłość, a na to mogłem jedynie odpowiedzieć, zę paranornalne są moje wpadki.

Podziękował mi raz jeszcze, bo gdyby nie ten głupi list, jego życie byłoby teraz o wiele cięższe. Chociaż wciąż źle czuję się z powodu tej sytuacji, to trochę mi lżej myśląc, że moja pomyłka mogła mu pomóc.

Jakby nie patrzeć, niektóre błędy są przydatne.

Mefisto

#078. Z życia urzędnika cz.3 Read More »

Scroll to Top