szczescie

#047. Trochę o tym, jak kochać

Mam ostatnio gorsze chwile, chwile zwątpienia i słabości. Znowu od życia dostałem po tyłku no i to boleśnie morduje mi każdą myśl o beznadziejności sytuacji. Wiadomo: typowy dół, bo życie to nie bajka tylko jakaś sinusoida przypadków, raz dobrych, raz nie.

To tak słowe wstępu, bo notka będzie o czymś innym. Notka będzie o tym, jak kochać.

Mając tego paskudnego doła przekonałem się jak wiele mam. Mam osobę, która mnie kocha, przytulając mnie każdej bezsennej nocy, abym poczuł się lepiej. Mam kogoś, kto pomimo zmęczenia będzie mnie rozśmieszać i wygłupiać ze mną, jakbyśmy zapomnieli dorosnąć.

Miłość najbardziej czuje się wtedy, kiedy świat wali się na głowę, a Ty biegasz niczym przerażony kurczak i nie wiesz, dokąd uciec. Słowa “kocham Cię” są zwieńczeniem, ale niczym w porównaniu do czynów wykonywanych z miłości, do najprostszych gestów przesyconych tym uczuciem, do bliskości, która daje mi zasypiać wiedząc, że mam kogoś ważnego obok siebie.

To wspaniałe myśleć o kimś, jak o swoim skarbie, kto rozumie Cię bez słów, chociaż słowa są potokiem myśli. Chociaż miewam gorsze dni, wciąż zaliczam ich do tych wesołych, bo mam przy sobie najwspanialszą osobę na świecie, która udowadnia mi, że każdy smutek można zamienić w radość. Da się w końcu śmiać przez łzy.

Takiej miłości się nie znajduje. Ją trzeba wyhodować sobie w sercu i nauczyć się, jak obdarzyć nią drugą osobę.

Mefisto

#047. Trochę o tym, jak kochać Read More »

#027. Nie. Po prostu nie.

Od jakiegoś czasu żyję w urzeczywistnieniu słów “zły dzień”. I to nie jest mój “zły dzień”. Wszyscy wokół mają taki “zły dzień” i chyba chcą, aby i mi się on udzielił.

Mimo tego staram się być pozytywny, chociaż jest to trudne. Im bardziej jestem szczęśliwy, tym mocniej dostaję po tyłku. Wiem, że tym, którzy nie potrafią się z niczego cieszyć, najbardziej przeszkadza szczęście innych i próbują je za wszelką cenę zniszczyć. Wiadomość do tego typu ludzi: bawcie się dobrze, ale tę wojnę to ja wygrałem.

Chociaż się czasem załamuję, padam twarzą na piach, a los sypie mi sól na rany to wstaję, zagryzam wargi, aż do krwi i drę się do mojego życia: “runda druga, cholero”. Po tym wstaję i siłuję się ze wszystkim, co stanie mi na drodze. Nie poddaję się. To moje dziedzictwo zapisane we krwi: walczyć do ostatniego tchu, walczyć do końca o to, co się kocha. Będą mnie tłuc, a ja będę się śmiał, bo rany się zagoją, a ja pójdę dalej, podczas gdy oni będą tylko zazdrościć, nie robiąc nic ze swoim życiem, aby stało się wartościowe. Zostaną tam, gdzie byli, patrząc jak ja odpływam na łodzi w stronę swoich marzeń.

Jestem szczęśliwy, nawet przez łzy, cierpienie i ból. Jestem szczęśliwy nawet wtedy, kiedy ktoś próbuje podważyć moją opinię o mojej śmieszniejszej połowie. Przekonuje mnie to tylko o tym, że dobrze wybrałem. Chociaż smuci mnie to, że ludzie tak usilnie próbują zburzyć to, co się między nami zbudowało. Tym bardziej mnie przekonuje to, aby być owcą. One żyją w stadzie, bo czują się ze sobą bezpiecznie. Owca o owcę dba, a nie robi za wilka. A niekoniecznie muszą być swoją rodziną.

Dlatego nie. Po prostu nie. Nie zamierzam i nie będę robić tego, co wszyscy ode mnie oczekują. Będę szczęśliwy, będę kochał, wygram walkę o moje życie i zdrowie. Będę chronił moją rodzinę, będę najlepszy dla moich bliskich i najgorszy dla tych, którzy będą chcieli ich skrzywdzić. Będę robił to, co uważam za słuszne. Będę się buntował przeciwko światu, który zapomniał, aby swoją siłę wykorzystywać do chronienia słabszych. Przede wszystkim będę sobą i będę uważać, że wierzę w słuszne rzeczy.

Moje “nie” jest buntem przeciwko zazdrości, która niszczy ludzi. Weźcie się za siebie. Na szczęście trzeba sobie ciężko zapracować, nic nie przychodzi samo z siebie.

Mefisto

#027. Nie. Po prostu nie. Read More »

#011. Pieniądze szczęścia nie dają

Pieniądze szczęścia nie dają. Słowa, które często padają z ust tych, co mają ich za dużo. Może i jest w tym trochę racji, bo pewnie mając ich zbyt wiele rodzina zamienia się w sępy czekające na spadek, bliscy się odsuwają, bo tworzy się między nimi wyimaigowany dystans, a cały świat postrzega cię przez pryzmat portfela, licząc, że za sztuczną miłość spadnie im trochę grosza.

Patrząc na to w ten sposób, pewnie byłbym nieszczęśliwy, mając za dużo pieniędzy. Pewnie bym sporo rozdał na fundacje, które wciąż czynią ten świat lepszym albo sam bym jakąś założył i stworzył sierociniec dla każdej przybłędy na czterech łapach, która zawitałaby w jego progi.

Będąc niesamowicie szczerym, nie wiedziałbym na co mam wydać pieniądze. Gdybym nagle został milionerem, kupiłbym sobie dom gdzieś dalej od miasta, może założyłbym firmę komputerową, rozwijając ją do momentu, aż przynosiła by stały zysk wystarczający na przeżycie, a ja zostałbym w swoim domu i starzał się powoli, aż nadszedłby dzień, kiedy bym tak po prostu umarł i może nawet zostawił komuś to, co zostało mi w banku. Albo podróżowałbym po ciekawych miejscach i jadł tamtejsze dania. Wysyłałbym znajomym mase pamiątek z miejsc, które odwiedziałem i tym razem ja spamowałbym matce na email zdjęciami z tego, co robiłem. Albo może jednak zostałbym przy opcji domu i dotował fundacje, które uważam za słuszne i żyłbym sobie w spokoju z oszczędności na koncie.

Nie umiałbym zagospodarować dużych sum, ale potrafiłbym robić to po mału. Nalać benzyny do pełna i pojechać na wycieczkę, zjeść obiad w gospodzie, a potem spać w domku w lesie, pając drewnem w kominku. Kupić lepszy aparat i robić lepsze zdjęcia, pójść na kursy programowania, opłacić sobie studia, zrobić sobie łóżko z pluszowych misiów…

Ale szybko skończyłyby mi się pomysły. Bo nie potrzebuję drogich aut. Mam najlepsze, moim zdaniem, auto na świecie, bo dowozi mnie tam, gdzie chcę i warczy na idiotów. Nie chcę willi z basenami, wolę dom w zacisznej okolicy z małym sadem owocowym. Niezbyt duży dom, żebym się w nim nie zgubił. Nie potrzebuję lepszego komputera, bo ten jeszcze się nie zestarzał na tyle, by go wymieniać (nie znoszę marnotrastwa, czy to jedzenia, czy sprzętu).

Jak tak pomyślę to jest to prawda, że pieniądze szczęścia nie dają. Ale umożliwają je pozyskać. Jak już napisałem: pełen bak benzyny to możliwość odwiedzenia wspaniałych miejsc. Bilety na pociąg, czy samolot za ładne oczy nie są. Wrażenia są za darmo, ale aby je mieć, trzeba wpierw się gdzieś dostać, za coś zapłacić. A nawet biorąc psa, czy kota ze schroniska, musisz uiścić opłatę administracyjną. Za miłość futrzanej kulki, która będzie cie kochać do końca swoich dni.

Miałem kiedyś psa ze schroniska. Był chory i był ze mną tylko 6 dni, bo choroba szybko postępowała. Ale to było jego najlepsze 6 dni w życiu, ponieważ umarł wśród ludzi, którzy pokochali zwierzaka całym sercem, bo mógł pójść na spacer i wrócić do domu, gdzie był jego własny kojec, miska jedzenia, wody oraz rodzina, która zobowiązała się opiekować futrzaną kluską, aż po kres jej dni. W cenie opłaty administracyjnej.

Pieniądze szczęścia nie dają, ale je umożliwiają. Czy to dlatego, że złożę dotację i poczuję, że podtrzymuję ważną dla mnie fundację, czy to dlatego, że kupię coś ukochanej osobie i widzę ten szczery, pełen życia uśmiech? Nie wiem. Ale wiem, że pieniądze są wymiernikiem poniekąd fizycznej wartości w tym świecie, a komfort psychiczny (spokojne miejsce zamieszkania, zdrowe, dobre jedzenie, hobby, relaks) potrafią kosztować. Myślę, że wymiernikiem szczęścia jest posiadać tyle pieniędzy, by móc żyć, a nie egzystować, czyli po prostu mieć trochę więcej niż samo przeżycie kosztuje i móc rozwijać pasje, dotować potrzebujących i oszczędzać na szczególne momenty.

Ważne jest to, aby wiedzieć, jak pieniędzy użyć, by zamienić je w szczęście.

20130717_095800

Mefisto

#011. Pieniądze szczęścia nie dają Read More »

Scroll to Top