#011. Pieniądze szczęścia nie dają

Pieniądze szczęścia nie dają. Słowa, które często padają z ust tych, co mają ich za dużo. Może i jest w tym trochę racji, bo pewnie mając ich zbyt wiele rodzina zamienia się w sępy czekające na spadek, bliscy się odsuwają, bo tworzy się między nimi wyimaigowany dystans, a cały świat postrzega cię przez pryzmat portfela, licząc, że za sztuczną miłość spadnie im trochę grosza.

Patrząc na to w ten sposób, pewnie byłbym nieszczęśliwy, mając za dużo pieniędzy. Pewnie bym sporo rozdał na fundacje, które wciąż czynią ten świat lepszym albo sam bym jakąś założył i stworzył sierociniec dla każdej przybłędy na czterech łapach, która zawitałaby w jego progi.

Będąc niesamowicie szczerym, nie wiedziałbym na co mam wydać pieniądze. Gdybym nagle został milionerem, kupiłbym sobie dom gdzieś dalej od miasta, może założyłbym firmę komputerową, rozwijając ją do momentu, aż przynosiła by stały zysk wystarczający na przeżycie, a ja zostałbym w swoim domu i starzał się powoli, aż nadszedłby dzień, kiedy bym tak po prostu umarł i może nawet zostawił komuś to, co zostało mi w banku. Albo podróżowałbym po ciekawych miejscach i jadł tamtejsze dania. Wysyłałbym znajomym mase pamiątek z miejsc, które odwiedziałem i tym razem ja spamowałbym matce na email zdjęciami z tego, co robiłem. Albo może jednak zostałbym przy opcji domu i dotował fundacje, które uważam za słuszne i żyłbym sobie w spokoju z oszczędności na koncie.

Nie umiałbym zagospodarować dużych sum, ale potrafiłbym robić to po mału. Nalać benzyny do pełna i pojechać na wycieczkę, zjeść obiad w gospodzie, a potem spać w domku w lesie, pając drewnem w kominku. Kupić lepszy aparat i robić lepsze zdjęcia, pójść na kursy programowania, opłacić sobie studia, zrobić sobie łóżko z pluszowych misiów…

Ale szybko skończyłyby mi się pomysły. Bo nie potrzebuję drogich aut. Mam najlepsze, moim zdaniem, auto na świecie, bo dowozi mnie tam, gdzie chcę i warczy na idiotów. Nie chcę willi z basenami, wolę dom w zacisznej okolicy z małym sadem owocowym. Niezbyt duży dom, żebym się w nim nie zgubił. Nie potrzebuję lepszego komputera, bo ten jeszcze się nie zestarzał na tyle, by go wymieniać (nie znoszę marnotrastwa, czy to jedzenia, czy sprzętu).

Jak tak pomyślę to jest to prawda, że pieniądze szczęścia nie dają. Ale umożliwają je pozyskać. Jak już napisałem: pełen bak benzyny to możliwość odwiedzenia wspaniałych miejsc. Bilety na pociąg, czy samolot za ładne oczy nie są. Wrażenia są za darmo, ale aby je mieć, trzeba wpierw się gdzieś dostać, za coś zapłacić. A nawet biorąc psa, czy kota ze schroniska, musisz uiścić opłatę administracyjną. Za miłość futrzanej kulki, która będzie cie kochać do końca swoich dni.

Miałem kiedyś psa ze schroniska. Był chory i był ze mną tylko 6 dni, bo choroba szybko postępowała. Ale to było jego najlepsze 6 dni w życiu, ponieważ umarł wśród ludzi, którzy pokochali zwierzaka całym sercem, bo mógł pójść na spacer i wrócić do domu, gdzie był jego własny kojec, miska jedzenia, wody oraz rodzina, która zobowiązała się opiekować futrzaną kluską, aż po kres jej dni. W cenie opłaty administracyjnej.

Pieniądze szczęścia nie dają, ale je umożliwiają. Czy to dlatego, że złożę dotację i poczuję, że podtrzymuję ważną dla mnie fundację, czy to dlatego, że kupię coś ukochanej osobie i widzę ten szczery, pełen życia uśmiech? Nie wiem. Ale wiem, że pieniądze są wymiernikiem poniekąd fizycznej wartości w tym świecie, a komfort psychiczny (spokojne miejsce zamieszkania, zdrowe, dobre jedzenie, hobby, relaks) potrafią kosztować. Myślę, że wymiernikiem szczęścia jest posiadać tyle pieniędzy, by móc żyć, a nie egzystować, czyli po prostu mieć trochę więcej niż samo przeżycie kosztuje i móc rozwijać pasje, dotować potrzebujących i oszczędzać na szczególne momenty.

Ważne jest to, aby wiedzieć, jak pieniędzy użyć, by zamienić je w szczęście.

20130717_095800

Mefisto

7 thoughts on “#011. Pieniądze szczęścia nie dają”

  1. Tak jak mówisz, pieniądze szczęścia nie dają, kiedy masz ich za dużo. Bo w takim wypadku myślę, że człowiek zaczyna wymyślać, co z nimi zrobić, żeby zdobyć nowe wrażenia. No i te wrażenia zaczynają być na porządku dziennym, stają się czymś regularnym i standardowym – zamiast jechać na wycieczkę raz na kilka miesięcy za pieniądze, w które trzeba włożyć było trochę pracy, możesz jechać gdzieś prawie codziennie i nie doceniasz tak naprawdę tego, co masz. Poziom adrenaliny czy endorfin jest wyższy niż normalnie i potrzebujesz ich więcej, żeby poczuć radość (inaczej jest, kiedy ma się problemy i jeszcze niedawno tej radości nie było w ogóle). Nie mówię, że pieniądze nie są potrzebne, bo jak jest ich za mało, to człowiek jest sfrustrowany. Ale to, że ma ich wystarczająco sprawia, że satysfakcja z tego, na co je wydaje, jest większa…

    Jak już będę mieć dom albo mieszkanie i trochę ziemi wokół to też zaproszę taką kulkę do siebie, żeby mogła spędzić trochę czasu przyjemnie. 🙂

Leave a Comment

Your email address will not be published. Required fields are marked *

Scroll to Top