ryba

#476. Wesołe i smutne wieści

Dzień dobry wieczór!

Ostatnio miałem trochę nieplanowej przerwy, ale czasem ciężko wrócić do normalności. W tej notcę wyjaśnię (jak zresztą obiecałem w tej notce), co też spowodowało moją nieobecność. Pozwólcie, że Wam kogoś przedstawię.

Oto Fosia. Fosia była uroczym szczurkiem, którego adoptowaliśmy. Pochodziła z pseudohodowli, więc bardziej był to ratunek niż adopcja. Jednakże, pomimo ciężkiego początku, Fosia zaprzyjaźniła się z nami i stała się częścią naszej rodzinki. Jej imię wzięło się z tego, iż potrafiła się fochnąć o wszystko (jak już tylko poczuła, że u nas jest bezpiecznie), przez co wydawała się mieć swój charakterek. Aczkolwiek było to dosyć urocze. Fosię adoptowaliśmy w marcu i była naszym szczurkiem podróżnikiem. Chodziła z nami do sklepów, na działkę, zajadała się z nami smakołykami i warzywami z naszych działek. Niestety Fosia odeszła pod koniec czerwca z powodu guzów przysadki mózgowej. Jej stan drastycznie pogorszył się z dnia na dzień i nie dało się tego, ani załagodzić, ani zatrzymać. Musieliśmy podjąć trudną decyzję, ale jej śmierć była kwestią czasu – mogliśmy tylko skrócić jej cierpienia.

Bardzo mocno to przeżyliśmy. Nikt nie spodziewał się takiego obrotu sprawy. Wydawała się wesoła, pełna życia, a chwilę potem nie mogła się już ruszać i potrzebowała pomocy ze wszystkim. Przyznam, że załamałem się, bo jak już uwierzyłem, że nic złego się nie stanie (jednak poprzednie straty zwierzęcych przyjaciół zostawiły na mnie swój ślad), to nagle to wszystko się skończyło. Nagle, niespodziewanie. Potrzebowałem trochę czasu, aby się po tym podnieść, bo jednak mimo wszystko jestem człowiekiem i mam swoje limity.

Mam też dobrą wieść, jeśli chodzi o inne zwierzęta, a dokładniej rybki. Mamy trzy bystrzyki neonowe, którym nic się nie stało, żyją, nie chorują, a nawet mają swoje charakterki i idzie je rozróżnić. Z reguły trzyma się je w większych grupach, ale te są tak ze sobą zżyte, że nie chciałem tego psuć. Pomiędzy nimi mamy też krewetkę karłowatą (cherry shrimp) – były dwie, ale samczyk umarł kilka dni po wsadzeniu go do akwarium. Niestety. Mam też masę ślimaków – rozdętek zaostrzonych oraz jeden okaz nerity. Ponadto mamy jeszcze ślimaki z gatunku zatoczkowatych. Żyjątka mają się wyjątkowo dobrze i wesoło rozrabiają w swoim małym, ale chyba dosyć odpowiednim dla nim akwarium. Rybki to typowe, ciekawskie zaczepiaki. Jeśli są głodne to już w ogóle odstawiają cyrki, aby zwrócić na siebie uwagę. Dbam o nie i upewniam się, że mają dobre warunki do życia. Póki co jest z nimi wszystko w porządku, chociaż raz padło napowietrzenie i myślałem, że dwie umarły. Jak na takie małe rybki są dosyć bystre, ale jednak do takiego Nemiaka to im wciąż daleko. Mimo tego są dla mnie terapią po tych wszystkich zgonach. Razem z nimi mieszka krewetka, która z reguły zajęta jest sprzątaniem, jedzeniem i wrzucaniem małych ślimaczków między kamienie (taka krewetka-psychopatka). Miałem z nią trochę przebojów, bo nie polubiła się z jednym glonem i po prostu go usunęła z akwarium, ale póki co zakopaliśmy topór wojenny i udajemy, że nic się nie stało.

Poprawiłem się nieco z wynikami na studiach. Wciąż jeszcze czeka mnie zdanie finalnej pracy, więc dopiero wtedy będę w stanie powiedzieć jak mi poszło. Aczkolwiek nie jest źle, jest całkiem przyzwoicie, patrząc na to ile rzeczy wydarza się w naszym życiu, przez co nie mam niekiedy czasu przysiąść do projektu na porządnie. Został jednak trochę ponad miesiąc i myślę, że to (póki co) będzie mój priorytet. Skoro mam szansę na dobry wynik to warto by było tą szansę wykorzystać.

Powoli wracam do planowania w co chciałbym pograć. Wiecie, w tej chwili rzucam się na wszystko, co jest w miarę spokojne, wyluzowane, aby odprężyć się po natłoku obowiązków. Nie powiem, że jest to zła opcja, bo relaksacyjne gry też są całkiem przyjemne, ale czasem chciałbym oddać się w ręce fabuły dobrego RPG i przeżyć jakąś ciekawą historię (nie mówię, że moje życie jest nieciekawe, ale czasem chciałbym pomachać mieczem i powkurzać jakieś elfy, czy krasnoludy).

W dużym skrócie tyle się u nas ostatnio działo (pomijając oczywiście rzeczy związane z działką, bo to dłuższa opowieść, na którą nie mam zwyczajnie, ani sił, ani czasu). Liczę, że uwinę się ze studiami i na jakiś czas będę mieć spokój (chociaż znając mnie to pewnie nie :P). No cóż, trzymajcie się ciepło (lub chłodno – zależy jaka pogoda teraz u Was) i do następnej notki!

Mefisto

#476. Wesołe i smutne wieści Read More »

#415. Ślepa rybka

Dzień dobry wieczór!

Wracam do blogowania, chociaż czuję się, jakbym miał paść na twarzy i wyzionąć ducha. Znowu trafiło mi się combo w postaci choroby (i to całe nasze trio się pochorowało), na studiach multum rzeczy do zrobienia, a ja ledwo rozumujący (bo ledwo żywy to jeszcze do nauki mogę być – i tak przy matmie się tak czuję), w pracy mamy od groma raportów odkąd rząd postanowił zdjąć obostrzenia (dla wielu koniec pandemii oznacza powrót do wczesnopandemicznej walki o papier toaletowy z tą małą różnicą, że nie biją się o papier tylko o cholera wie co). No i są jeszcze problemy życia codziennego, które nam się piętrzą pod sufit i nie wiem, czy kiedykolwiek się z tym wszystkim wyrobię.

Ostatnie dni były dla nas jednak niesamowicie intensywne. Całość chciała pobawić się z Nemiakiem i użyła do tego lasera. Nie takiego zwykłego wskaźnika, ale takiego, którego można użyć do wypalania rzeczy. Jak się można domyśleć, coś poszło nie tak i następnego dnia zastałem przerażonego ryba ze spuchniętymi oczyma. Był tak przerażony, że aż zrobił się biały (tak dodam, że jeśli ryba robi się biała, to może oznaczać, że umiera). Poczytałem szybko, co mu może być, użyłem lekarstw dla ryb, które mamy, a które można było użyć w przypadku takiej opuchlizny. Pogasiłem mu światła, aby nie podrażniało mu oczu i nasza ryba uspokoiła się oraz zaczęła odzyskiwać kolory.

Opowiedziałem Całości, co się stało, a ona opowiedziała mi o zabawie laserem. Generalnie taki zwykły, tani wskaźnik laserowy nie zrobi rybie krzywdy, kiedy się chwilę z nią pobawisz, ale im mocniejszy laser, tym gorsza krzywda może się stać. Tym bardziej, że Nemiak wpłynął w promień laseru, bo się bardzo nim zaciekawił, a Całość nie zdążyła go zgasić. Niestety efektów uszkodzenia wzroku nie widać od razu (Całość też gorzej widzi na jedno oko – zauważyła to dopiero po dwóch dniach), więc wszystko wydawało się w porządku.

Na szczęście Nemiak żyje, ma się w miarę dobrze, chociaż chwilowo jest ślepy. Musimy poczekać, aby zobaczyć, czy ta ślepota mu zostanie, czy też minie (ryby potrafią regenerować sobie wzrok, więc jest spora szansa, że będzie znowu widział – tym bardziej, że zaczyna reagować na światło). Nasz rybeł ma niesamowitą wolę życia, bo dalej próbuje się bawić i wygłupiać, chociaż nie widzi i często obija się o różne rzeczy. Bardzo stara się odnaleźć w nowej sytuacji, a my staramy się mu pomóc dojść do siebie. Musimy też go karmić ze strzykawki, bo biedaczek nie jest w stanie dorwać się do jedzenia, a on apetyt ma jak Smoczyński (czyt.: tylko by jadł i domagał się o więcej).

Całość czuje się bardzo winna temu, co się stało i spędza z rybą sporo czasu, aby czuł się bezpiecznie. Trzymajcie kciuki, aby Nemiak doszedł do siebie.

Jak też możecie się domyśleć, jestem kompletnie nieprzygotowany, jeśli chodzi o podzielenie się wieściami z życia, więc przełożę to na następny raz. Póki co jestem skupiony na naszej rybce i kilku ważnych sprawach, które mam do załatwienia w najbliższych dniach. Trzymajcie kciuki, aby wszystko poszło gładko! Mam nadzieję, że wszystko uda się bezproblemowo załatwić i nie będziemy mieć w życiu takiego zabiegania.

Mefisto

#415. Ślepa rybka Read More »

#406. Życie

Dzień dobry wieczór!

Czuję się, jakbym z pół wieku w internecie nie był, a zaglądam tutaj prawie codziennie. Z drugiej strony czasami wolałbym, aby minęło już pół wieku, bo może za te pół wieku trochę się ludzkość ogarnie. Takie moje małe marzenie na chwilę obecną…

Podsumujmy, co działo się u mnie i mojej rodzinki w ostatnim czasie (a zapewniam Was, że działo się sporo). Zaliczyliśmy wyjazd do Londynu. Trochę spadło to na nas jak grom z jasnego nieba, chociaż się tego spodziewaliśmy, ba, nawet to planowaliśmy. Powód wizyty w stolicy: skan smoczego łba. Okazało się, że skan ten, a dokładniej rezonans magnetyczny, był bardzo potrzebny. Są w smoczej głowie niepokojące zmiany, które pediatra zalecił sprawdzić w trybie pilnym. Chociaż patrząc na obecną sytuację z nową odmianą covida to wątpię, że to się wydarzy w najbliższej przyszłości.

Sama podróż była i dobra, i zła. Jadąc do Londynu nie było najgorzej. Nawet Smoczyński dawał radę, chociaż to była jego pierwsza tak długa podróż pociągiem (1 godzina 40 minut około). W samym Londynie trochę się zgubiliśmy w metrze, ale daliśmy radę dotrzeć na czas do szpitala. Powrót za to był istną masakrą. Najpierw czekaliśmy na informację, skąd odjeżdża nasz pociąg. Czekaliśmy tak długo, aż nasz pociąg zniknął z tablicy informacyjnej. W punkcie informacyjnym nikogo nie było, aby zapytać się, co się dzieje. W końcu pojawiła się informacja, skąd odjeżdża nasz pociąg, jak już był trochę spóźniony. Nikomu nie polecam takiego stresu – w szczególności, kiedy musicie targać dziecko po narkozie na rękach.

Sam rezonans przebiegł dosyć gładko. Lekarze i pielęgniarki pomogli nam zapanować nad Smoczyńskim, który w swoim krótkim życiu zdążył znienawidzić szpitale. Dostał leki na uspokojenie, dostał klocki duplo, co chwilę przychodziła do nas kobieta z głosem iście z kreskówek dla dzieci, aby upewnić się, że mały ma wszystko, czego potrzebuje, aby cierpliwie czekać, aż przygotują dla niego sale. Po skanie trafiliśmy do osobnej sali, aby móc być razem we troje. W trakcie czekania podano nam posiłek (podany jak w drogiej restauracji). Generalnie to szpital wspominam bardzo dobrze. Byliśmy jednak prywatnie i było bardzo drogo, więc nie dziwi mnie, że byliśmy traktowani tak dobrze.

Najlepszy moment w szpitalu był, kiedy Smoczyński spał jeszcze po narkozie i nie chciał się obudzić. Przyjechało jedzenie, więc Całość postanowiła sprawdzić, jak bardzo łakomy jest nasz mały Smok. Złapała za frytkę i pomachała nią małemu przed nosem. Wstał od razu. 😂 Myślałem, że się popłaczę ze śmiechu. 😂 No to wyglądało jak z kreskówki!

Przejdźmy jednak dalej, bo mam jeszcze sporo wieści do przekazania.

Nasze akwarium przeszło sztorm. Dwa bezimienne ślimaki odeszły. Były jednak od samego początku tak niemrawe, że spodziewaliśmy się tego. Wraz z nimi odszedł Pan Robak. 😔 Krewetka Modnisia i rozgwiazda też odeszły. Odparowująca woda sprawiła, że sól zebrała się na oświetleniu i po jakimś czasie wpadła z powrotem do wody, przez co drastycznie zmieniło się zasolenie wody. I krewetki, i rozgwiazdy są wrażliwe na najmniejsze zmiany w zasoleniu, więc wiadomo było, co się stanie. 😔 Na dniach odszedł też Zoidberg. Jakaś infekcja zaatakowała jego ogonek, którym trzymał muszlę. Szybko to nastąpiło, bo kilka dni wcześniej zrobiłem mu poniższe zdjęcie, gdzie widać ten ogonek i wygląda on normalnie. Ech… 😔

Nemiak za to przeszedł jakieś załamanie, bo totalnie zdziczał. Nie mieliśmy dla niego czasu, kiedy byliśmy chorzy, więc dostawał od nas tyle uwagi, ile zajmowało nakarmienie go. Widać ryba tak nas pokochała, że potrzebuje naszego towarzystwa każdego dnia. Na szczęście udało się go ucywilizować i już jest dobrze. Staramy się bawić z nim codziennie albo chociaż posiedzieć przy akwarium, aby mógł się popisywać przed nami. Całość stwierdziła, że Nemo musi czuć się bardziej człowiekiem niż rybą, dlatego potrzebuje nas tak bardzo. No cóż, u nas w domu wszyscy są dziwni – nawet rybki. 🤷‍♂️

Jeden ze ślimaków, a dokładniej to Ślimoń, robi sobie wycieczki na powietrze. Nie wiem, o co mu chodzi, ale jak sama jego nazwa wskazuje (przypominam: połączenie Ślimaka i Gamonia), to nawet się nie zdziwię, jeśli zapomina, że on jest wodnym ślimakiem. No chyba, że one tak mogą? 🤔 Będę musiał poczytać.

Ze studiami idzie mi jako tako. Nie mam czasu się uczyć. Wieczory przesypiam, a w ciągu dnia ciężko się uczyć, kiedy trzeba jeszcze zajmować się dzieckiem, ogarnąć mieszkanie i załatwić milion innych spraw. Mały ma znowu trudności z zasypianiem, więc po prostu padam ze zmęczenia. Pewnie nie byłoby tak najgorzej, gdybym rano wstawał wypoczęty… No, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego. 🤷‍♂️

Mały Smoczyński postanowił nas zaskoczyć i zaczął liczyć. Tak znienacka liczy do 10 po angielsku i do 5 po japońsku. Zważając na fakt, że on ostatni raz oglądał jakikolwiek japoński filmik ponad pół roku temu to wow. Brawo! Cieszy mnie każda próba komunikacji z jego strony, każde słowo, które stara się wypowiedzieć. Moje ulubione słowo wypowiedziane przez niego to “jedzonko”. 😂

W mojej pracy trochę się zmieniło: postanowiłem zmniejszyć ilość godzin, aby mieć więcej czasu dla Mordodrzejki. Trzydniowy tydzień pracy jest całkiem fajnym rozwiązaniem, mały Smok jest szczęśliwy, że spędzam z nim więcej czasu, no i mamy też więcej czasu na załatwienie piętrzących się spraw w naszym życiu. Cieszę się, że dostałem taką możliwość, bo zdjęło to trochę ciężaru z moich barków.

Ze świata gier: Całość odleciała. I to dosłownie. Zakochała się w lataniu, ma kilka symulatorów lotu (Microsoft Flight Simulator, X-Plane 11 i Aerofly FS 2), dokupiła sobie cały osprzęt i lata po różnych mapach. Całości marzy się prawdziwy samolot i licencja pilota. A wszystko przez to, co się dzieje na drogach! Tak ma dość, że woli latać. 😂

Ale generalnie to jest całkiem fajne uczucie, jak grasz na okularach VR. Do momentu, aż ktoś ci “pomoże” zrobić beczkę. 😛 To naprawdę ciekawe zjawisko, kiedy siedzisz tak jak siedziałeś, a żołądek sam wędruje ci do gardła. 😂

Ja za to wpadłem w objęcia Stadii. Była promocja na pada, więc zakupiłem, zacząłem grać i jestem naprawdę zadowolony. Cloud gaming działa u mnie na prędkościach prehistorycznych wręcz (chociaż wydaje mi się, że i dinozaury miały szybszego neta niż ja mam w tej chwili). Gram obecnie w Assassin’s Creed Valhalla, więc (o ile nie wpadnę znowu w studencką depresję) będzie to pierwsza gra na tej platformie, którą zrecenzuję. 😀

Myślę, że streściłem Wam najważniejsze wydarzenia z ostatnich dwóch miesięcy. Jakbym próbował streścić wszystko to wciąż bym to pisał. 🤷‍♂️ Tak to bywa kiedy ciężko jest być normalnym. 😂

Mam nadzieję, że miło spędzicie najbliższe święta (czy to z powodów religijnych, tradycyjnych, czy po prostu dla samego wypoczynku). Przyda się kilka dni przerwy, aby naładować baterie. Trzymajcie się ciepło! 😉

Mefisto

#406. Życie Read More »

#396. Pan(k) Smok

Dzień dobry wieczór!

Na sam początek chciałbym zaprosić Was do naszego drogiego Celta, który postanowił przeprowadzić ze mną wywiad. 😀 Dziękuję bardzo mocno! Czuję się niesamowicie zaszczycony! 🙂

Zdecydowanie za szybko czas leci. A mówię to, bo czuję się, jakby wciąż był sierpień, a mamy już październik i od tygodnia muszę się uczyć. Nie to, że nie chcę, ale nie jestem jeszcze na to gotowy. Przydałyby mi się jeszcze te dwa miesiące wakacji. 😂

Oczywiście studia zacząłem z jakimś bliżej niezindetyfikowanym przeziębieniem, grypą, czy inną infekcją. Prawdopodobnie coś postcovidowego. Z tego, co udało mi się zauważyć, wszyscy, którzy w mniejszym bądź większym stopniu mieli kontakt z covidem, skarżą się na gorsze zdrowie. No i już nie wspomnę, że coraz gorszą mam kondycję płuc…

Z tego też tytułu mam strasznie mało sił na cokolwiek i przeznaczam je przede wszystkim na studia i sprawy rodzinne. To oznacza, że jeśli nic się nie poprawi z moim zdrowiem to będę musiał znowu zawiesić bloga. Rok 2021 nie jest zdecydowanie moim rokiem. 🤷‍♂️

Z pozytywnych wieści mam takie, że Smoczyńskiego wciągnął Minecraft i coraz lepiej idzie mu samodzielne granie. Opanował podstawowe rzeczy takie jak kopanie, stawianie bloków, nawalanie się z otoczeniem (potocznie zwane smoczek versus enviroment – sve), włażenie i schodzenie z koni, łódek, łóżek, itd. Jestem pod wrażeniem, bo opanował to w ledwie kilka dni (i to tak dosłownie znienacka – włączyłem mu Minecrafta, aby go zająć, a on ogarnął sterowanie 😂). Całość gra razem z nim i jedno drugiemu notorycznie dokucza. Przyznam, że to insporujące patrzeć jak mały Smok zręcznie jak na czterolatka unika pułapek większej gadziny. 😂 A daj mu mieczyk to nie pożyjesz za długo. 😂

Mały Smoczyński zaiteresował się również liczeniem i idzie mu całkiem nieźle. Też nas tym zaskoczył tak znienacka, ale u niego to chyba norma. 😂 Bardzo mnie cieszy fakt, że nasz mały Smok ma wiele zainteresowań i sam potrafi się czegoś nauczyć. 🙂

Mały Smok ma też irokeza (stąd tytuł notki). Całość raz goliła mu głowę i zrobiła go dla żartu. Wyszło świetnie. 😀 Mamy więc małego punka w domu. 😛 I z wyglądu, i z charakteru!

Nasza trzoda morska się powiększyła. Mamy nową krewetkę, sześć ślimaków morskich, rozgwiazdę oraz kolejnego kraba. Nie mam zdjęć ich wszystkich, ale dam to, co mam. Resztę dodam następnym razem. 😉

Herkules – przestawiacz wszystkiego

Kraba nazwaliśmy Herkules, ponieważ jest okropnie silny. Poprzestawiał nam dekoracje i kamienie w akwarium. A zdejmij go z czegokolwiek to weźmie to ze sobą. No dzięki. 😂

Modnisia – bardzo elegancka krewetka

Krewetka za to została nazwana Modnisia, bo śmiesznie zarzuca czułkami, jak gdyby zarzucała bujną grzywą. Na swoje sposoby jest i urocza, i durna jak każda inna krewetka. Non stop poluje na Nemiaka, aby go wyczyścić albo siada na ślimakach i sobie jeździ na nich. 😂

Ślimaki są za to upierdliwe. Dwa mamy z gatunku Bumble Bee Snail i wyglądają jak takie urocze trzmieliki. Często gdzieś się chowają, nie ma ich jakiś czas, a potem wyłażą oboje (z reguły jeden na drugim). Cztery pozostałe ślimaki są z gatunku Astrea Tecta zwane też turbo ślimakami i służą nam do czyszczenia szyb. Idzie im to całkiem nieźle. Mają tylko problem z respektowaniem przestrzeni i wciskają się wszędzie – nawet tam, gdzie się nie mieszczą. Często wysiedlają Nemiaka z jego miejsca przy filtrze, a wtedy mamy jedną okropnie wkurzoną rybę. 😂 (muszę go kiedyś nagrać, jak się pluje o swoje terytorium)

Ślimoń
Wycieraczka
Bezimienny Ślimak

Dwa ślimaki z gatunku Turbo dostały już imiona: Wycieraczka, bo zżerał algę poruszając się jak wycieraczka oraz Ślimoń, bo obżarł się, spadł z szyby i myśleliśmy, że trup, a on tak się najadł, że nie mógł się ruszyć. Potem wstał i zaczął dalej jeść. Stąd Ślimoń – połączenie Ślimaka i Gamonia. 😂

Bezimienna Rozgwiazda

Rozgwiazda jest tam najspokojniejsza z całego towarzystwa – czasem tylko yogę uprawia na szybie, ale tak to nie ma z nią większych problemów. Przynajmniej póki co. W tym akwarium dzieją się takie rzeczy, że czekam aż Rozgwiazda da nam popalić. 😛

Pan Robak

Jeden z nienazwanych ślimaków przyjechał do nas z pasażerem na gapę: ma na sobie uroczego robaczka, który po angielsku nazywa się Spionid (nie wiem, jak nazywają się po polsku). Są one niegroźne, żywią się tym, co złapią mackami, osadzają się na kamieniach albo muszlach ślimaków… Wychodzi na to, że mamy gratisowo jedno zwierzątko więcej. 😀

Przyznam, że morskie akwarium skłoniło mnie do czytania odnośnie morskich stworzeń. Nawet nie wiecie, ile artykułów przeczytałem, aby zidentyfikować Pana Robaka. 😂 Aczkolwiek całkiem ciekawie (i niekiedy przerażająco) można zagłębić się w podwodny świat. Chociaż z tego, co czytam wychodzi na to, że w akwarium mamy chyba jakiś dom poprawczy dla upierdliwych rybek. 😂

Jeśli chodzi o gry to jestem sporo do tyłu z czymkolwiek. Zacząłem Spellforce 2 i idzie mi to jak krew z nosa, a nawet gorzej, bo ciągnę to chyba już z pół roku i to nie dlatego, że idzie mi kiepsko, ale na każdy tydzień gry mam około miesiąca przerwy. Strasznie brakuje mi czasu i motywacji, aby grać, a naprawdę mam ochotę czasem oddać się w ręce jakiejś ciekawej gry i zobaczyć, gdzie mnie poniesie. Na to muszę jednak jeszcze trochę poczekać. 🙁

Staram się więcej grać na telefonie lub tablecie. Czasem nawet na obu jednocześnie, bo gry mobilne jednak nie wymagają takiego skupienia. 😛 Chociaż podoba mi się, że na androida jest sporo przeportowanych gier z PC. Mam Titan Quest, Gris, My Time at Portia, Stardew Valley i grę mojego dzieciństwa: Neighbours from Hell. Chyba tylko dlatego mam jeszcze o czym pisać. 😛 Pogrywam też w Albion Online i ta gra wymiata: można na tym samym koncie grać na kompie lub urządzeniach mobilnych. 😀 Chociaż mam w co grać, to jeszcze jednak żadnej gry nie ukończyłem…

Całość za to zakochała się w Microsoft Flight Simulator i mam pilnować, aż będzie w promocji. Ogólnie rzeczy biorąc to Całość zakochała się w lataniu i chce mieć licencję pilota, ba, żebyśmy wszyscy mieli licencje pilota. A ja nawet prawka na samochód jeszcze nie mam… 😂

A propos prawka: skończyłem już praktyczną naukę, teraz ćwiczę to, co mi nie wychodzi tak długo, aż instruktor stwierdzi, że jestem gotowy do egzaminu. Trochę to pewnie zajmie, ale zbliżam się do wielkiego finału tej prawojazdowej masakry! 😂

Nasz ogródek powiększył się o kilka okazów. Sporych okazów. 😛 Mamy mini drzewko grejpfrutowe, cytrynę, kilka rodzajów malin, agrest zielony i czerwony, czerwoną oraz czarną porzeczkę oraz winogrono. To stadko siedzi u nas w domu, mamy fajną lampę do naświetlania i wesoło sobie to wszystko – o dziwo – rośnie. Na balkonie dalej mamy truskawki, poziomki i całą resztę, bo cały czas mamy napady ciepła i po raz kolejny mamy poziomki (to już trzecia albo czwarta fala :P). Muszę przyznać, że za każdym razem coraz smaczniejsze poziomki nam rosną. 😀

Te wszystkie roślinki da się hodować w domu. Trzeba im tylko zapewnić oświetlenie i odpowiednią ilość wody, a one zrobią resztę. Na ten przykład winogrono rośnie tak świetnie, że musimy je gdzieś przyczepić, bo samo owinie się zaraz wokół stojaka na pranie. 😂

Pomimo choroby, przeprowadziliśmy zaplanowaną dużo wcześniej wymianę szafy w sypialni na taką praktycznie pod sufit. Mały Smoczyński ma teraz swobodny dostęp do swoich zabawek – przynajmniej tak długo, jak sprząta je i odkłada na miejsce, czego się póki co trzyma. Plus: mamy więcej miejsca, minus: robienie czegokolwiek w trakcie choroby to głupi pomysł, bo na pewno zostaniecie z burdelem na jakiś czas. 😛

Chociaż wydaje się, że sporo się u nas działo to jednak większość czasu leżeliśmy półmartwi w łóżkach i tylko dziwna, magiczna potrzeba ruszenia tyłka czasem nas z tego łóżka ściągała, aby coś trochę porobić. Dlatego mam nadzieję, że uda mi się trochę więcej czasu spędzić na blogu, bo czuję się czasem jakbym mimowolnie zapominał o jego istnietniu.

Sporo się rozpisałem w tej notce. Myślę, że na razie wystarczy. Trzymajcie się ciepło i do następnego razu!

Mefisto

#396. Pan(k) Smok Read More »

#394. Dlaczemu cz.8

Czasem mam potrzebę napisania czegoś pozytywnego, ale bardzo szybko łapię się wtedy na tym, jak bardzo przytłacza mnie cała negatywna rzeczywistość. Trzeba to przyznać, że naprawdę łatwo można znaleźć negatywne treści w dowolnych mediach, ale znalezienie czegoś, co przyniesie trochę radości jest niekiedy niemal niemożliwe. Tym bardziej, kiedy masz podły nastrój i chcesz rozweselić się jakimś pozytywnym newsem, a wokół sam terror dnia codziennego.

Nie lubię mieć złego humoru, bo wtedy wpadam w ten wir negatywności i nakręcam siebie niczym pozytywkę. Tylko zamiast uroczej melodi wydaję z siebie jęki pełne cierpienia. Trochę podobne do tych, kiedy próbuję podnieść się z łóżka i grawitacja za mocno mnie przyciąga. Tak, czasem mi się to zdarza.

Dlatego nie będę już marudził, ani się niepotrzebnie rozpisywał. Znalazłem coś pozytywnego i zostawiam to tutaj, aby każdy mógł nacieszyć oczy. Bo warto się cieszyć!

Mefisto

#394. Dlaczemu cz.8 Read More »

#392. Za dużo

Dzień dobry wieczór!

Z góry przepraszam, ale notka będzie chaotyczna, bo zebrały się w niej wydarzenia z ostatnich miesięcy.

Smoczyński złapał koronawirusa, a my razem z nim. Zaszczepienie się pomaga na tyle, że nie przechodzi się tak ciężko, jak mogłoby się przejść (ja i Całość jesteśmy na chodzie – znajomy, który nie zdążył się zaszczepić ma w 60% uszkodzone płuca). Smoczyński jednak nie był jeszcze szczepiony i bardzo martwię się o to, jaki będzie ostateczny rezultat zachorowania na tego wirusa. Mam nadzieję, że jako dziecko przeszedł go łagodnie i nie będzie miał żadnych permanentnych zmian…

Jestem poirytowany faktem, że zdjęto nakaz noszenia maseczek w pomieszczeniach. Tyle czasu udało nam się uniknąć zachorowania, a teraz strach iść do sklepu, bo maseczek nie noszą przede wszystkim ci, którzy kaszlą na wszystkie strony.

Koronawirus odbił się na całym naszym życiu, a w tym i na życiu naszych rybek. Najprawdopodobniej Stadia i Fish byli czymś zarażeni (na pewno pasożytami, a wydaje się, że mieli też jakąś infekcję), a to rozeszło się po obu akwariach i zaraziło inne żyjątka. Po ciężkiej walce udało się uratować Nemo i Zoidberga, chociaż był moment, że traciliśmy nadzieję, bo Nemiak przestał jeść na jakiś czas i spodziewaliśmy się najgorszego. Umarł nam też nowy nabytek, którego nazwaliśmy Ryb i był z gatunku Koumansetta Rainfordi (nie znalazłem nigdzie polskiej nazwy). Poniżej macie zdjęcie.

Dlateczego skończyło się to tak drastycznie dla rybek? Bo siedzieliśmy na kwarantannie i nie mogliśmy od razu udać się po lekarstwo, a kupując online trzeba trochę poczekać. A w przypadku chorób u tak małych stworzeń to czasem kwestia godzin. Nam tego czasu, niestety, zabrakło.

Cieszę się, że Nemo i Zoidberg dali radę. Nasz rybek pochłania coraz więcej jedzenia i robi się coraz większy. Lubi się też bawić z nami i jest bardzo fotogeniczny. Oto dowód:

Zoidberg za to cały czas je, zrzuca skórę i wraca do jedzenia. Razem z Nemo został mianowy naszym akwaryjnym żołądkiem. 😂 Ale widać po nim, że ma coraz więcej siły, bo wspina się po dekoracjach i generalnie zwiedza akwarium (wiemy, gdzie Zoidberg poszedł, bo zawsze wygryza sobie ścieżkę w aldze, którą próbujemy rozrosnąć na piasku 😂).

Smoczyński bardzo mocno wziął sobie do serca, aby opiekować się rybkami. Pomimo iż był chory i kiepsko się czuł, rano wstawał i pierwsze, co robił, to karmił naszych żarłoków. Nasz mały Smok sam jest żarłokiem i zaimponowało mi to, iż potrafi czyjeś burczenie w brzuchu przełożyć nad swoje. 😂

Kwestie blogowe mi się trochę skomplikowały, ponieważ skończyło mi się miejsce na wordpressie i nie mam jak dodawać screenów z gier. Wrzucam je póki co na inny serwer i dodaję w html’u, ale to pochłania czas, którego nie mam i nie będę mieć. Póki co zastanawiam się, czy lepiej będzie przenieść bloga, czy wykupić jakiś plan, aby mieć dodatkowe miejsce. Pewnie ze sto lat minie zanim się zdecyduję i zostanę przy tym, co mam, bo przyzwyczaję do obecnej opcji… 😛

Z dobrych wieści to zdałem test teoretyczny na prawko! I to zaraz po szczepieniu na covida! Zauważam pewną prawidłowość, że im gorzej czuję się na testach/egzaminach, tym lepiej mi idzie. Chyba odkryłem swój kod do ułatwienia sobie życia. 😂 Tylko potem trzeba odchorować…

Przybyły do mnie książki ze studiów, więc powoli (i trochę niechętnie) przyzwyczajam się do faktu, że lada moment stracę resztki wolnego czasu i znowu wpadnę w wir nauki. Jeszcze nie zacząłem, a już czuję się zmęczony. 😛 Zweryfikowałem swoje cele studenckie i najbardziej zależy mi, aby zdać z jak najlepszym wynikiem, ale nie zajechać się tak, jak robiłem to do tej pory. Mam tylko jedno zdrowie i zdecydowanie bardziej wolę je poświęcić na życie z rodziną, a nie na jedną ocenę wyżej, która i tak nie da mi nic poza chwilową satysfakcją. Chyba dorastam? 🤷‍♂️

Przyzwyczajam się do używania tabletu Samsunga jako tabletu do rysowania. Postanowiłem się przenieść, ponieważ tablet Wacoma jest za duży, aby trzymać go cały czas na zewnątrz, ma kiepsko ogarnięte kable, aby go co chwilę chować, z reguły leży pod górką rzeczy do zrobienia, więc i tak nie mam go jak wyciągnąć. Tablet Samsungowy całkiem nieźle się do tego nadaje (ma dosyć dobry ekran, piórko z dużą czułością nacisku, a na androida są programy, których używam na komputerze, dodatkowo mam możliwość uwalenia się z tabletem, gdzie chcę, zamiast siedzieć przywiązany do biurka, gdzie z reguły jest mi niewygodnie, a latem zdecydowanie za gorąco). Pozostaje tylko kwestia moich własnych chęci i czasu, i może wezmę się poważniej za rysowanie. Przydałby mi się artystyczny relaks i wzięcie się za rysowanie przygód pewnego kota. 😉

Kolejna rzecz, która spodobała mi się w tablecie to Dex, czyli tryb, w którym tablet zaczyna przypominać laptopa (wygląd pulpitu przypomina bardzo mocno Chromebooka). Można otworzyć kilka okienek z aplikacjami (często piszę notki i gram w gry mobilne jednocześnie – chyba Was to nie dziwi 😂), czego zawsze brakowało mi w androidzie. Tablet okazał się całkiem niezłym zakupem. 😉 O dziwo przydaje się też do nauki. 😛

Nie napisałem nic o urodzinach Smoczyńskiego. Byliśmy w zoo, ale niestety były takie upały, że większość zwierząt siedziała schowana w cieniu. Nie dziwię im się – wtedy było tak ciepło, że sam miałem ochotę znaleźć sobie kawałek cienia i już się stamtąd nie ruszać. Małemu spodobały się flemingi, bo narobiły tyle jazgotu… prawie tyle, co on. 😉 W sklepie z pamiątkami wybrał sobie pluszowego fleminga. 😉 Oczywiście po zoo biegały sobie kaczki, a nasza Dzieciorośl za nimi. Jakby odfrunęły to on pewnie z nimi. 😂

Pomimo upałów udało się nam miło spędzić czas. Nie mam niestety za bardzo zdjęć, bo towarzystwo było pochowane, a mi i tak byliśmy zajęci lataniem za kaczkomaniakiem. 😛

Na razie to wszystko, co chciałem napisać (bardziej: to, co pamiętałem napisać). Trzymajcie się i do następnej notki!

Mefisto

#392. Za dużo Read More »

#388. Jestem zarybiony

Dzień dobry wieczór!

Witam wszystkich po kolejnej przerwie na blogu. Ten rok chyba nie będzie moim najlepszym rokiem, jeśli chodzi o blogowanie, ale na pewno nie brakuje w nim wrażeń. 😉

Pozwolę sobie rozpisać się na temat ostatniej notki. Ponieważ Smoczyński bardzo lubi podwodne klimaty, nasza rodzinka powiększyła się (i jeszcze się powiększy, ale to jest jeszcze do ustalenia) o kilka morskich stworzonek. Mamy błazenka Nemo (no bo czemu by być oryginalnym w nazywaniu rybki, nie? 😂), stadnika żółtoogonowego o nazwie Stadia, dwie krewetki czyścicielki Fish i Chips (tak jak popularny posiłek w Anglii 😂) oraz czerwononogiego kraba pustelnika o imieniu Zoidberg.

Nasza rybia rodzinka jest słonowodna, więc do naszego napiętego grafiku dorzuciliśmy sobie dbanie o parametry wody. Mieliśmy też kilka śmierci i jedno zaginięcie. Pierwszy stadnik żółtoogonowy zablokował się za grzałką i umarł ze strachu. Pierwsza krewetka chciała zrzucić skórę, zablokowała się i umarła (nie wiedzieliśmy wtedy jak jej pomóc – zaczęła takie numery pierwszego dnia). Pierwszy krab nam albo umarł, albo zaginął. Ciała nie odnaleźliśmy, więc do końca nie wiemy, co się z nim stało. 🤷‍♂️

Stadia (czyli drugi stadnik) miała jakiś uraz i pokłóciła się z resztą towarzystwa, więc trafiła do akwarium poprawczego i tam już zostanie. Jej to pasuje, wydaje się zadowolona, chociaż na początku wyglądała na naburmuszoną. Jest niesamowicie ładna i porusza się z niezwykłą gracją. Do towarzystwa dostała Fisha i jakoś się dogadują.

Nemo jako jedyny trzyma się całkiem dzielnie i jest niesamowitą rybą. Jest bardzo towarzyski i inteligentny, lubi się z nami bawić i czasem daje się dotknąć, czasem sam skubnie. Jakiekolwiek zmiany w akwarium musi dokładnie obejrzeć, cokolwiek próbujemy zrobić, on musi nam towarzyszyć (co bywa czasem upierdliwe, bo przy wymianie wody nie raz o mało co go nie złapaliśmy 😂). Ma też dziwne odchyły, jeśli chodzi o spanie. Lubi spać owinięty wokół filtra, ale trochę to ciężkie, bo się zsuwa i porywa go prąd wody. 😂

Chips, czyli pierwsza z dwóch nowych krewetek, też jest bardzo urokliwa. Wzięliśmy ją taką totalnie malutką i od razu się polubiliśmy. Jest ona z gatunku krewetek, które czyszczą akwarium z odpadów. Lubią też czyścić ryby i dłonie. Ilekroć któreś z nas wsadzi łapę do wody, ona wybiega niczym wierny piesek, wskakuje na rękę i zaczyna czyszczenie. I też bywa w tym upierdliwa (Całość coś o tym wie: jej łapy uwielbia czyścić na błysk). 😂

Chips zrzuciła już pancerzyk krewetki robią to, kiedy rosną, a także kiedy zmieniają akwarium. Potem, lekko oszołomiona, polazła czyścić filtr i urwało jej antenki. Całość tak się wystraszyła, że aż mnie w nocy obudziła. Na szczęście to często się zdarza tym małym typom i antenki odrastają. 😂

O Zoidbergu dużo nie jestem w stanie powiedzieć, bo on głównie porusza się i zjada to, czego nie zjadła reszta rybiej rodziny. Taki chodzący odkurzacz. 😉

A tutaj zdjęcia naszej morskiej ferajny (bez Zoidberga, bo tego ciężko dorwać póki co ;)):

Chips
Fish
Stadia

Nemo

Egzaminy też mi poszły – o dziwo – dobrze. Chociaż nie mam takich wyników, jakich bym chciał, to jednak zdałem! Z matmy mam 57%, co załapało mnie na Grade 3, a z pozostałych Grade 2 (z czego z web designingu byłem bardzo blisko wyróżnienia). Cieszę się, bo grunt, że mogę dalej studiować. 😀 Najbardziej cieszy mnie, że z egzaminu z matmy miałem 50%, co jest naprawdę super, bo spodziewalem się poniżej 30%, a w związku z tym oblania. 😂

Wczoraj miałem też drugie szczepienie i czuję się nieco przymulony. Dlatego też ten wpis nie będzie długi (ale przynajmniej jest!).

Trzymajcie się ciepło i do następnego razu!

Mefisto

#388. Jestem zarybiony Read More »

#038. Azjatyckie łakocie cz.2

Nie byłbym sobą, gdybym nie odwiedził wspaniałego supermarketu ze smakołykami z innego krańca świata. Właściwie to już weekendowy rytuał, aby udać się tam i kupić jakaś znaną lub nieznaną pyszność i delektować się nią podczas oglądania japońskich dram.

Taro Fish Snack: Japanese Curry

Na pierwszy ogień pójdzą moje ulubione paski rybne, których niestety już nie sprzedają w supermarkecie. To znaczy: sprzedają, ale nie ten smak. Te, które wciągałem na potęgę były o smaku japońskiego curry. W życiu nie jadłem nic tak dobrego. Tego się nie da po prostu opisać: delikatne w smaku rybne paski pokryte przyprawą. Tak prosta rzecz, a praktycznie uzależnia. Dziękuję niebiosom za ebay i możliwość delektowania się taką przekąską po obiedzie. Zdecydowanie polecam!

Green Tea Crisp Pillow

Kolejnym produktem wartym spróbowania są kruche, poduszkowe ciasteczka o smaku zielonej herbaty. Wziąłem je tak od niechcenia, bo nie było nic ciekawego w sklepie (byłem akurat przed dostawą i półki świeciły nieco pustkami).

Pozytywnie mnie to zaskoczyło, bo o ile było ich mało, ich smak był nieziemski. Delikatny smak zielonej herbaty nadawał ciasteczkom wrażenie lekkich i kremowych. Ten od niechcenia produkt czasem gości u mnie po obiedzie i cieszy mnie swoim smakiem.

Każdego zachęcam do spróbowania, bo ja mogę Wam o tym pisać, ale to nie działa tak, że przytkniecie język to monitora i magicznie poczujecie smak tego (ale nie zabraniam Wam próbować). Tego typu smakołyki trzeba przetestować na własnym języku, do czego gorąco zachęcam i będzie mi bardzo miło, jeśli moje wpisy będą swego rodzaju drogowskazem do tego, od czego można by było zacząć.

Zainteresowanych zapraszam również do poprzedniego wpisu z innymi smakołykami.

Mefisto

#038. Azjatyckie łakocie cz.2 Read More »

Scroll to Top