przygody japesia

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa

Siya doczłapała do łóżka i przysiadła na nim obserwując skrępowanego Wędrowca, który stał przy drzwiach, jak gdyby chciał przez nie przepłynąć i uciec jak najdalej stąd. Faktycznie: miał ochotę uciec, ale skoro zaczął temat to wypadałoby go zakończyć. Już brał głębszy oddech, aby wydusić z siebie tajemnicę tkwiącą mu w gardle niczym ość, lecz nagle poczuł silne pchnięcie i wpadł w głąb pokoju. Kiedy się obrócił, zobaczył Smoka wesoło dreptającego do pomieszczenia i zamykającego za sobą drzwi.

– No co? – zapytał, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy i pokazała na Prastarego.

– On mówi! – niemalże krzyknęła, po czym sama zatkała sobie usta, aby nie wydrzeć się po raz kolejny.

– Tak, gadam, nawijam i bełkoczę. Pełen zestaw. Jakbym miał kciuki to bym jeszcze kawę robił. – odparł nieco zgryźliwie, a potem usiadł na swym szacownym zadzie. – Wszakże Japeś miał ci wszystko wyjaśnić, ale myślę, że lepiej będzie, kiedy ja to zrobię.

Po tych słowach psie ciało upadło na ziemię, a tym razem miniaturowy Smok zbliżył się do Siyi. Była ona poniekąd przerażona, ale też i zachwycona. Prastary przybrał smoczą formę znaną ludziom z opowiadań, jednak jego postać wciąż była przezroczysta i miejscami błyszczała, jak gdyby ktoś obsypał ją brokatem. Otulił dziewczynę skrzydłami i pokazał jej jak wygląda Kraniec Czasu. Chociaż trwało to tylko chwilę, Smok był w stanie opowiedzieć jej spory fragment historii magicznych istot (który oczywiście uważał za adekwatny dla ludzkiego rozumowania). Po skończonym seansie wrócił do swojej ziemskiej formy.

– Jesteście magicznymi istotami? – zapytała dla potwierdzenia, a Japeś ze swym mentorem kiwnęli głowami. – I Jake też?

– Tak. – odparł Wędrowiec. Siya westchnęła ciężko. Zupełnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi, a jednak nie wydawała się ona taka straszna. Być może dlatego, że Smok przedstawił ją dosyć realistycznie i chociaż próbowała to wszystko sensownie wytłumaczyć, to powoli docierało do niej, że logika ludzkiego świata nie była w stanie pojąć Krańca Czasu.

– Potrzebuję czasu, aby to przetrawić. Mogłabym zostać sama? – Japeś tylko kiwnął głową i wyszedł, a Prastary poczłapał za nim. Bez słowa poszedł do kuchni, aby odpocząć. Wędrowiec za to wszedł do swojego pokoju i spojrzał na leżącego na łóżku Jake’a. Po jego nerwowym oddechu domyślił się, że Cień nie spał. Powoli położył się obok niego i objął go w pasie.

Przez dłuższy moment trwali w nieprzyjemnej dla uszu ciszy. Żaden jednak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby tę paraliżującą ciszę przerwać. Wszakże co można by było powiedzieć w takiej sytuacji? Ledwie co wyszli z koszmaru, aby dotarło do nich, że ten koszmar tak prędko nie minie.

– Japeś… – Jake w końcu przełamał się i wydusił z siebie pierwsze słowo. Za nim poszły kolejne. – Przepraszam. Cały czas przynoszę nieszczęścia do twojego życia.

– Przestań. – burknął Wędrowiec urażony. – To nie twoja wina, że twój ojciec jest taki. Nie myśl o tym. Cieszmy się tym, że nikomu nic się nie stało.

– To nie takie proste. Gdyby nie ja, to nigdy by się to nie wydarzyło. – westchnął poirytowany na siebie i na swój los. Japeś wtulił się w jego plecy i mruknął niezadowolony. – Jestem jak czarny kot, co przynosi pecha.

– No to masz problem, bo ja lubię czarne koty i lubię twojego pecha. – odparł. Jake zaśmiał się pod nosem. Odwrócił się twarzą do Wędrowca i oparł swoje czoło o jego.

– Boję się, że kiedyś naprawdę stanie ci się krzywda przeze mnie. – pogłaskał go po policzku. Chociaż w tej chwili czuł się ciężarem dla całego świata to mimo wszystko dziękował w duchu za Japesia, który był dla niego niesamowitą podporą.

– Wiem, że się martwisz o mnie i doceniam to. Ale pamiętaj o tym, że wziąłem cię takiego, jaki jesteś: z całym bagażem nieszczęść, czy bez. Nie żałuję niczego. I cieszę się, że tobie nic się nie stało. – odparł. Jake uśmiechnął się łagodnie. Taki Wędrowiec to skarb. Wtulił się w niego i chłonął jego spokój, dziękując losowi, że ich drogi miały okazję się skrzyżować.

– Jesteś prawdziwym skarbem. – mruknął Cień, a potem odpłynął do krainy snów.

Nad ranem obudził ich Smok z dosyć pochmurną miną. Oboje zerwali się jak oparzeni i spojrzeli na Prastarą bestię.

– Właśnie miałem “telefon” od Merlina. Masz się zaraz pojawić na Krańcu Czasu. – burknął do Wędrowca. Jake patrzył na nich oboje w kompoletnym zdziwieniu.

– Dlaczego? – Cień zapytał wkurzony i jednocześnie przerażony.

– Nasz kochany Wędrowiec złamał zasadę i użył magii. Teraz musi się z tego wyspowiadać, a Rada zobaczy, czy może przymknąć na to oko. – odparł. Chłopak spojrzał na Japesia będąc w kompletnym szoku.

– Wiem, co sobie myślisz, ale w ten sposób mogłem go zaskoczyć. – mruknął do Jake’a. – Wiesz, że jestem gotów poświęcić nawet siebie, aby ci pomóc.

Cień kiwnął głową. Czuł się w środku jeszcze bardziej winny, bo gdyby nie on to przecież nie doszłoby do tego, prawda?

Smok kazał Japesiowi zebrać się czym prędzej. Wędrowiec pobiegł poinformować Siyę, że przez jakiś czas go nie będzie. Prastary został w ich pokoju i spojrzał na Jake’a, który znów zaczął siebie obwiniać o wszystko.

– Spokojnie. Wróci. Już zdążyłęm się za niego wstawić. Ale on tego jeszcze nie wie. – zaśmiał się zadziornie, a potem wyszedł z pokoju zostawiając Cień w kompletnym szoku.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Mefisto

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa Read More »

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą

Japeś po powrocie do domu mało nie umarł na zawał, kiedy wielgachna, niepodoba do niczego klucha szczęścia skoczyła do niego z utęsknieniem. W życiu nie spodziewał się, że Marzenie mogłoby wyglądać tak dziwacznie i jednocześnie być tak wesołe. Kiedy jednak odsapnął, Cień wraz ze Smokiem wdrożyli Wędrowca w szczegóły ich odkrycia.

Następne dni spędzili razem na łapaniu niewinnych istot z Krańca Czasu i testowaniu ich sposobu. W niektórych przypadkach rezultat pojawiał się równie szybko, co w przypadku Marzenia. U innych trwało to zdecydowanie dłużej. U niewielkiej grupy “badanych” nie udało się wykrzesać nic innego poza strachem, co było zrozumiałe – w końcu zostali, jakby nie patrzeć, porwani.

Mając jednak wyniki ich małego eksperymentu, wezwali Merlina, aby podzielić się z nim wiedzą, która miała zmienić całkowicie Kraniec Czasu. Mag był pod wrażeniem, ale potrzebował czasu, aby samemu przetestować odkrycie jego podopiecznych nim przedstawi je Radzie Najwyższych. W końcu była to zbyt ważna sprawa, aby tak po prostu na słowo zaufać dwóm sceptykom i niepoprawnemu optymiście.

Merlin zostawił ich z przykazaniem, aby czekali na dalsze wieści od niego. Japeś wraz z Jakiem wrócili do codziennego życia, a Smok z Chochlikiem studiowali książki kucharskie męcząc Cień, aby przygotowywał coraz to dziwniejsze potrawy.

Wędrowiec spodziewał się, że ich życie zwolni tempa i da im chwilę odsapnąć, ale przynajmniej ich egzystencja jako istot z Krańca Czasu została (na jakiś czas) uporządkowana. Jednak jak tylko ten aspekt został odłożony na bok, u drzwi ich mieszkania zjawiła się matka Jake’a z niespodziewaną wizytą i kolejną kłodą, z którą nasi bohaterowie mieliby się zmierzyć.

– Chcę rozwieść się z twoim ojcem. – matka chłopaka od razu przeszła do rzeczy. Cień jedynie kiwnął głową, a Japeś w ciszy przysłuchiwał się dyskusji obojga.

Między matką Jake’a a jej mężem doszło do dyskusji na temat ich syna. Jako że mężczyzna nie zamierzał zmienić swoich poglądów, kobieta rzuciła mu ultimatum, efektem którego miał być właśnie rozwód. Cień był zaskoczony postawą jego rodzicielki, ale w duchu dziękował za Wędrowca i jego niesamowicie dziwny sposób naprawiania świata.

– Rozumiem, że będziesz chciała, abym stanął po twojej stronie? – zapytał, a kobieta kiwnęła głową upijając łyk taniej herbaty, do której nie była przyzwyczajona. Jake również odpowiedział jej kiwnięciem. – Myślę, że nie będzie z tym problemu. Po stronie ojca na pewno nie zamierzam stawać.

Japeś w ciszy przysłuchiwał się ich rozmowie, a jednocześnie łapczywie pochłaniał ciasteczka owsiane wypychając swoje policzki aż do granic możliwości. W życiu nie jadł tak przepysznych słodyczy i chociaż bardzo się starał, nie potrafił ich sobie odmówić. Nie potrafił się przez nie skupić na rozmowie i docierały do niego jedynie fragmenty, które ani trochę nie układały się w jakąś sensowną całość.

Dopiero kiedy poczuł dłoń Jake’a szukającą jego dłoni pod stołem, wrócił na chwilę do rzeczywistości i wpadł pomiędzy ich konwersację.

– A jak się wam tu żyje? – zapytała kobieta uśmiechając się delikatnie, ale i z lekkim skrępowaniem. – Nikt tutaj nie ma problemu z… no wiecie.

– Cóż, na razie nie było żadnych atrakcji. Myślę, że nikt się nie domyśla. Póki co przynajmniej. – odparł spokojnie Cień. Na zewnątrz starali się unikać okazywania sobie uczuć, w domu za to pilnował ich Smok, więc ich związek był związkiem tylko w nazwie. Cała uczuciowa warstwa bycia razem zawierała się w spędzaniu razem czasu i ukradkowym uśmiechaniu się do siebie, ilekroć psi zazdrośnik nie widział.

– To dobrze. – kobieta uśmiechnęła się tym razem weselej. Niedługo potem pożegnała się i zostawiła ich samym sobie (i ich smoczej przyzwoitce). Japeś, jak tylko wyszła, pochłonął w mgnieniu oka resztę ciasteczek, a Jake z lekkim zdziwieniem patrzył na Wędrowca, którego twarz zupełnie przypominała mu jego świętej pamięci chomika.

– W życiu nie spodziewałbym się, że moja matka będzie chciała rozwieść się z moim ojcem, bo on nie chce pogodzić się z faktem, że jestem gejem. – westchnął Cień i oparł głowę o stół. – I to wszystko dzięki tobie. Dzięki. Naprawdę.

Japeś próbował powiedzieć mu “nie ma za co”, ale ilość ciastek w jego buzi skutecznie uniemożliwiła mu rozmowę. Jake zaśmiał się jedynie cicho, po czym zebrał się, aby posprzątać po wizycie swojej matki. Wędrowiec, jak tylko przemielił, co miał w ustach, dołączył do Cienia i w chwilę usprzątnęli cały bałagan.

Następne dni mijały im nadzwyczaj spokojnie. Czasem Marzeniu odbijało i biegało z Chochlikiem po domu (właściwie to Chochlik uciekał przed Marzeniem, bo bał się o swoje życie). Jake zauważył dziwny brak zleceń, jednak Smok pośpieszył mu z wyjaśenieniem przekazując jednocześnie wiadomość od Merlina: starzec postarał się, aby Cień dostał urlop.

Było to oczywiście potoczne określenie zawieszenia w magicznych obowiązkach, jednak oboje z Wędrowcem mało nie padli z wrażenia. Prastary, korzystając z okazji, zaczął wdrażać Jake’a w tajniki magii, a Japeś z uwagą im się przyglądał, zazdroszcząc możliwości korzystania z nadnaturalnych sił Krańca Czasu. Sam niekiedy miał ochotę pstryknięciem palców posprzątać cały dom albo wyleczyć ból pleców.

Ich spokojne, niemal sielankowe lenistwo nie mogło jednak trwać wiecznie. Wszak los nie znosił, kiedy nasz bohater zaczynał przyzwyczajać się do normalności i podsyłał mu kolejną kłodę, która rozrzucała na boki to, co udało mu się do tej pory ułożyć…

Mefisto

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą Read More »

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian

Japeś poczekał kilka dni, aż Jake pójdzie do pracy i da mu conajmniej kilka godzin czasu na realizację swojego nowego planu. Kiedy tylko jego współlokator opuścił bunek, od razu zabrał się za przyzwanie członka Rady Najwyższych. Na dywanie wysmarował imię Merlina, a Smok wypowiedział zaklęcie. Wtem w oparach magicznej mgły ukazała im się sylwetka starca, która uważnie rozejrzała się po pokoju.

– Ach, witaj Smoku! I ty, Japesiu! – przywitał się. Wędrowiec odpowiedział mu skinieniem głowy.

– Witam Merlinie! Ten tutaj był na tyle niecierpliwy, aby wezwać ciebie już teraz. – burknął Prastary i spojrzał na Japesia.

– Ach, zatem masz dla mnie odpowiedzi na moje pytanie? – zapytał starzec głaszcząc swoją brodę, z której co chwilę sypały się Marzenia i uciekały każdą szczeliną na zewnątrz.

– Nie. Mam za to kilka pytań. – odpowiedział spokojnie, ale stanowczo. – Dlaczego Cienie są traktowane w ten sposób. Co one takiego zrobiły, że wszyscy muszą ich nienawidzić? Czy Kraniec nie widzi, że to, co robi, jest złe?

– Odważny jesteś, mój chłopcze. Czy wiesz, co grozi za kwestionowanie zasad Krańca? – odparł Merlin swoim spokojnym, starczym głosem. Wędrowiec kiwnął głową potakująco, jednak dalej był na tyle zdeterminowany, aby uzyskać odpowiedzi na swoje pytania. – Cienie są specyficzną grupą Krańca. Oni wykonują wyroki naszych sądów. Są niczym innym jak katami, a nikt przecież nie lubi katów.

– To nie tłumaczy nienawiści do nich. – rzekł dalej spokojnie. W końcu rozmawiał z członkiem Rady, a ten mógł pstryknięciem placów sprawić, aby wyparował. – Wykonują ciężką pracę, są elementem naszej społeczności. Ludzie też kiedyś dzielili się na klasy, na kasty i kopali tych, którzy byli w gorszej pozycji od nich. Mimo ich wewnętrznego zepsucia, poszli o krok dalej i budują społeczność dążącą do wzajemnego szacunku. Powoli burzą dzielące ich mury. Dlaczego my tak nie możemy? Przecież jesteśmy wolni od pychy, która nimi rządzi…

– Czy aby na pewno jesteśmy wolni? – zapytał Merlin, a Japesia wręcz zaskoczyło to pytanie. – Kraniec ma to do siebie, że idealizujemy samych siebie, bo wciąż porównujemy siebie do ludzi, których znaliśmy przed tysiącami lat. My, członkowie Rady, widzimy to, jednak nasz świat nie potrafi się tak nagle zmieniać. Jesteśmy słabi pod tym względem. Dlatego wysyłamy was w pojedynkę do ludzi, abyśmy uczyli się współczuć sobie nawzajem. To monotonne i długotrwałe zajęcie, ale, patrząc na ciebie, mój chłopcze, widzę, że przynosi efekty.

– Wy wiedzieliście o tym? Dlaczego nie zrobiliście nic, aby im choć trochę ulżyć? – zapytał. Starzec znów podrapał się po głowie.

– Spotkałoby się to z dużym oporem Krańca Czasu. – odparł spokojnie. – Gdybyśmy zaczęli wymagać od Krańca, aby traktowali Cieniów jak każdego członka naszego społeczeństwa, podnieśliby bunt i mielibyśmy rewolucję, która nie skończyłaby się dobrze. Nie jesteśmy zdolni do empatii o ile nie nauczymy się jej żyjąc jako ludzie.

– Potężny Merlinie. – rzekł Wędrowiec poważnym głosem. – Życie jako człowiek nie sprawiło, że zyskałem zdolność do empatii. Ja ją zawsze w sobie miałem, potrzebowałem ją jedynie z siebie wydobyć. Wierzę, że nie potrzebujemy wysyłać cały Kraniec tutaj, aby przeżyli jedno ludzkie życie. Wierzę, że musimy zacząć mówić o naszych problemach, aby zmusić istoty do tego, by zaczęły czuć. Jesteśmy do tego zdolni tylko bronimy się przed tym zasłaniając oczy na zmartwienia innych.

– To bardzo odważne stwierdzenie, chłopcze. – rzekł starzec. – Gotów jestem poddać je próbie, aby sprawdzić jego prawdziwość.

Japeś poczuł swego rodzaju uglę mając po swojej stronie członka Rady Najwyższych. Chociaż nie oznaczało to jeszcze zwycięstwa, Merlin zdawał się wierzyć w to, co mówił Wędrowiec, bo jeśli byłaby to prawda, oznaczałaby przełom, którego pilnie potrzebował przestarzały kręgosłup moralny całego Krańca Czasu. A chłopak, chociaż nie do końca wiedział jeszcze jak, gotów był poruszyć niebo i ziemię, aby zacząć istotne zmiany.

Dyskusję między starcem a Japesiem przerwał dźwięk otwieranych drzwi. Do mieszkania wszedł Jake i oniemiał widząc tak istotną personę przed nim. Spojrzał pytająco na swojego współlokatora, ale nim ten zdążył się odezwać, głos zabrał milczący do tej pory Smok.

– Świetnie, że wpadłeś! Japeś właśnie zamierza zamienić się z tobą rolami, aby trochę ci ulżyć. – Cień na te słowa zaregował jak oparzony i momentalnie znalazł się przy Japesiu, który z jednej strony pragnął zamordować Prastarego, a z drugiej musiał zmierzyć się z błyszczącymi ślepiami Jake’a.

14.10.2020_22-22-44

– Czy ciebie do reszty popieprzyło? – warknął groźnie, a Wędrowiec chciał cofnąć się o kilka kroków, ale nie zdążył, bo Cień złapał go za ubranie i przysunął do siebie. – Czy ty w ogóle pojmujesz to, jaką krzywdę chcesz sobie zrobić?

– Opanuj się, chłopcze. – Merlin oparł dłoń na ramieniu Jake’a, a ten cofnął się i chwycił się za ramię. Wędrowiec od razu domyślił się, że Cień dostał właśnie ostrzeżenie. – Nasz drogi Smok lubi jak zawsze trochę namieszać, ale nie to jest tematem naszej dzisiejszej dyskusji. Prawda, Japesiu?

– I tak, i nie. – odparł Wędrowiec. – Z początku jedyne, co chciałem to zamienić się z tobą, abyś już nie cierpiał. Merlin jednak uświadomił mi, że nie tędy droga.

– Zabiłbym się myśląc o tym, że cierpisz w ten sposób. – mruknął Jake. Nie ruszał się jednak czując dłoń jednego z najpotężniejszych starców w każdym znanym im wymiarze. – Myśl o tym byłaby gorszą torturą niż każda moja chwila spędzona jako Cień!

– Japeś na szczęście to sobie uświadomił. – rzekł łagodnie Merlin i zabrał swoją dłoń z ramienia Jake’a. Na twarzy chłopaka namalowała się ulga, jednak wciąż pozostawał czujny. – Nasz drogi Wędrowiec ma odważną wizję odnośnie zmian naszego świata, a ja gotów jestem go wysłuchać.

Mefisto

#335. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.41 – Czas zmian Read More »

#333. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.40 – Wspomnienie o Duchu

Cień nie pierwszy raz w życiu usłyszał od kogoś magiczne słowo “kocham”. Przeżył tyle żyć, że wiele razy miał okazję zgłębić pojęcie miłości. Jednakże nigdy nie była ona tak wielowymiarowa jak teraz. Już na samym poziomie ludzkim zdawała się ona tak odmienna i nietypowa, a zaraz po tym przechodziła ona w strefę istot z Krańca Czasu, gdzie dwa kompletnie przeciwne sobie stworzenia stawały naprzeciw siebie i chwytały się za serca zamiast za gardła. Gdyby ktoś kiedyś Jake’owi powiedział, że taka sytuacja mogłaby mieć miejsce, nigdy by w to nie uwierzył.

A teraz jednak siedział przed Japesiem, który jeszcze przed chwilą nieomal trafił krzesłem swojego mentora, a potem wyznał Cieniowi swoje uczucia. Już wcześniejsza kombinacja była niesamowicie nieprawdopodobna, ale sposób w jaki Wędrowiec powiedział “kocham cię” był jedyny w swoim rodzaju. Perfekcyjnie podkreślał to jak wyjątkowy był ten byt.

Cień podniósł się z łóżka i podszedł kilka kroków w stronę chłopaka. Jednocześnie czuł słodkie uczucie ulgi, kiedy myślał o tym, że był przy nim ktoś, kto go akceptował i rozumiał, ale jednocześnie niewidzialna dłoń zaciskała się na jego gardle, ilekroć przypominał sobie kim był i co robił. Czy ktoś taki jak on zasługiwał na kogoś takiego jak Japeś? Już wystarczająco wniósł problemów w jego życie, a kolejne czekały drapiąc pazurami o okna.

Mimo rosnących wątpliwości nie przestawał się zbliżać do Wędrowca. Tak jakby jego własny rozsądek nie miał nad nim władzy w tej kwestii i kierowały nim już tylko uczucia. Ostrożnie ułożył ręce na ramionach Japesia i delikatnym, ale płynnym ruchem objął go przysuwając bliżej siebie. Jake nie wierzył w to, co robił, ale nie potrafił się od tego odpędzić. Nie potrafił zaprzeczać sam sobie, że było inaczej. O tym przecież zawsze marzył: o akceptacji, o miłości bez żadnych limitów.

– Ja ciebie też kocham. – wyszeptał. Momentalnie poczuł jednak zwątpienie i strach przed tym, że słowa, które wypowiedział, będą miały katastrofalny skutek na Wędrowcu. Nagle cała ta słodycz chwili zaczęła go dusić i przytłaczać. – Ja… przepraszam. Nie powinienem…

Chciał się cofnąć, ucieć, zapaść od ziemię, ale Japeś był szybszy. Nim Cień mógł się zorientować, chłopak złapał go za ręce i przyszpilił do drzwi. W pierwszym momencie był zdumiony zachowaniem Wędrowca, jednak chwilę po tym obdarzył go swoim typowym, zadziornym uśmiechem. Nie spodziewał się po nim takiej bezpośredniości!

– Nie przepraszaj. – mruknął cicho i uśmiechnął łagodnie.

– Wiesz, że to nie będzie takie proste? Życie ze mną będzie utrapieniem. Nie tylko z powodu mojego charakteru, ale też z powodu… – zaczął, ale Japeś mu przerwał.

– …Koszmarów. – dokończył za Cień, a Jake od razu domyślił się, że ta smocza papla się wygadała. – Wiem, że się o to martwisz, bo nie chcesz, aby stała mi się krzywda. Ale nawet najgorsze zło nie jest w stanie mnie od ciebie odstraszyć. Tym bardziej, że teraz dokładnie zdaję sobie sprawę z tego, co do ciebie czuję.

– Japeś… – już miał zacząć swój wywód o tym, że to nie mogło się udać, ale Wędrowiec położył mu palec na ustach.

– Jeśli nie spróbujemy to nie będziemy wiedzieli, czy było warto. – tym razem Japeś zbliżał się do Jake’a, a Cień zastanawiał się skąd nagle taki przypływ odwagi w tej niepoważnej istocie. Nie bronił się jednak przed tym, bo w głębi duszy sam chciał w to wierzyć, że ostatecznie wszystko mogło skończyć się dobrze.

Nim jednak zbliżyli się do siebie na wystarczającą odległość, usłyszeli i poczuli nagłe uderzenie o drzwi.

– Przepraszam, ale jeśli zaraz nie pójdę na spacer to zrobi się tu nieciekawie. – Smok poinformował ich o swojej potrzebie. Oboje zaczęli się śmiać i chcąc nie chcąc zabrali Prastary Byt na spacer. Jakby nie mógł pójść sam!

Udali się do lokalnego parku, gdzie Prastary dreptał sobie od krzaczka do krzaczka dając upust psiej naturze, podczasu gdy oni wędrowali za nim pośród własnych przemyśleń i ukradkowych spojrzeń. I Japeś, i Jake byli zarówno rozbawieni, jak i zakłopotani, ale ich relacja nie rozwijała się ani trochę na ziemskich zasadach, więc po prostu trwali w tym, co rzucił im los. Ich własna, osobista Kłoda, którą oboje rzeźbili na swoje potrzeby.

Japeś jednak wiedział, że to był idealny moment, aby zaatakować i zdobyć odpowiedź na jedno z pytań zadane mu przez Merlina. Skoro uporządkował już swoje uczucia, mógł w końcu zacząć działać (zanim znowu ktoś lub coś namąci mu w głowie). Wiedział jednak, że musiał zrobić to podstępem.

– Więc… – Wędrowiec zaczął przeciągle, a Cień spojrzał z uwagą na twarz swojego towarzysza. – Powiesz mi, co miałeś na myśli, że prawie zginąłeś przez tego ducha?

– Próbowałem się wymigać od powierzonego mi zadania i dostałem ostateczne pouczenie. Po tym zostałbym pożarty. – odparł krótko. Japeś jednak nie był usatysfakcjonowany z odpowiedzi.

– Ale dlaczego się próbowałeś wymigać? – drążył, a Jake westchnął ciężko.

– Bo się zawahałem. – rzucił zirytowany. Wędrowiec domyślił się, że za tym kryje się inna historia.

– Przecież ty się nigdy nie wahasz. – mruknął zadziornie licząc, że złapie Cień na przynętę. Naiwnie wierzył, że jego intencje nie zostaną rozpoznane.

– Po co ci to wiedzieć? – zatrzymał się obserwując zdumionego chłopaka. Japeś domyślił się, że nacisnął na wrażliwy punkt i powoli zaczął tego żałować. Jake jednak jedynie westchnął. – Pewnie sam nie wiesz, co? Dobrze, powiem ci. I tak byś mi pewnie nie odpuścił.

Cień usiadł na pobliskiej ławce, a Wędrowiec poszedł w jego ślad. Przez dłuższy moment trwał w ciszy, aż w końcu zaczął mówić.

– Czy Siya mówiła ci o swoich rodzicach? – zapytał, a widząc potakujące kiwnięcie głową, kontynuował swoją opowieść. – Jej ojciec był uzależniony od hazardu. Wszystko przez to, że raz wygrał olbrzymią kasę i wierzył, że może to potwórzyć. Nie powtórzył, wpędził rodzinę w długi. Jej matka wpadła w alkoholizm i oboje naciągnęli Siyę na kredyt, aby mieć na swoje uzależnienia. Tak mi się na początku zdawało.

Na chwilę zrobił przerwę, aby pozbierać myśli.

– Przydzielono mi pożarcie ich oboje. Matka zapiła się na śmierć, więc został mi tylko ojciec. Wydawało mi się, że jest okrutnym draniem bez jakichkolwiek uczuć, ale tego dnia, kiedy polowałem na niego, on poszedł do Siyi. Na początku myślałem, że chce wyciągnąć od niej więcej pieniędzy. To wydawałoby się sensowne. W końcu był niczym innym niż pasożytem. – Jake wziął głęboki oddech i zwrócił się w stronę Japesia. – A on, ku mojemu zaskoczeniu, poszedł jej oddać część pieniędzy, które pożyczył.

W tym momencie zrobił jednak kolejną dużo dłuższą pauzę.

– Rozumiesz? Po śmierci matki zaczął siebie o to obwiniać i chciał wszystko naprawić. Niestety Siya miała wtedy dość i próbowała się zabić. – Wędrowiec spojrzał z przerażeniem na Cień. – Ogarnął Siyę na tyle, na ile mógł, wezwał pogotowie, zostawił otwarte drzwi i uciekł. Chyba nie mógł znieść tego widoku i myśli, że i córkę doprowadził na skraj rozpaczy. Zaatakowałem go, kiedy wrócił do swojego mieszkania. Wyrwałem jego duszę z ciała, ale nie potrafiłem go pożreć. Puściłem go, pomimo iż był skazany na śmierć. Byłem wtedy bardzo zmieszany. Z jednej strony był śmieciem, ale z drugiej… Z drugiej strony starał się to jakoś naprawić.

Po raz kolejny zawiesił się.

– A potem poczułem ból, który palił mnie po kawałku i miażdżył jak najgorsze zło. Dostałem ostrzeżenie od Krańca, że sprzeciwiłem się rozkazom. – mruknął chwytając się odruchowo za ramię. – Zacząłem go w panice szukać, aż na jednym spotkaniu z Siyą i innymi wyczułem jego obecność na tobie. Dalszą historię już znasz.

Japeś przez dłuższy moment wpatrywał się w swoje dłonie. Nie spodziewał się, że los ich wszystkich był połączony jedną cienką nitką, która ciągnęła się z duchowego płaszcza tamtej zjawy. Tak samo jak Cień czuł się zmieszany w swojej ocenie Ducha. Ciężko było go jednocześnie winić i uniewinnić.

Wędrowiec spojrzał na Jake’a i szczerze mu współczuł jego losu. Tym bardziej, kiedy własne sumienie gryzło cię od środka, ale nad sobą miało się tylko bat gotowy smagać się za to, że nie chciałeś uczestniczyć w bezmyślnym linczu.

– Przykro mi, że musiałeś przez to przejść. – mruknął do niego cicho, a Cień objął go ramieniem. – To jest po prostu straszne, że Kraniec traktuje wszystko w ten sposób. Albo jesteś zły, albo jesteś dobry. Tak, jakbyśmy nie mogli popełniać pomyłek. Jakby nie istniało nic pomiędzy.

Przez chwilę trwali w ciszy, jednak Japesia straszliwie gryzło sumienie w tej kwestii. Tak przecież nie powinno być!

– Może to zabrzmi dziwnie, ale myślę, że Kraniec powinien zmienić swoje podejście. Świat ludzi idzie do przodu. Może nie tak szybko, jakbyśmy chcieli, ale idzie. A co robi Kraniec? Dalej trzyma się przestarzałych zasad i kopie każdego, kto wyraża sprzeciw! – niemal krzyknął. Jake uśmiechnął się na wpół łagodnie, na wpół z politowaniem.

– Raczej wątpię, abyśmy znaleźli sympatyków takiej myśli. Kraniec ustalił zasady i raczej ich już nie zmieni. – odparł, a Wędrowiec burknął coś pod nosem ze złości. Cień był jednak pod wrażeniem, że ktokolwiek chciałby zmieniać utalony porządek, aby takim jak on było lepiej. Wtulili się w siebie, aby złagodzić uczucie złości.

Japeś powoli zaczynał rozumieć, że Kraniec musiał się zmienić. Ustalony od dawna porządek wymagał aktualizacji swoich zasad, a chłopak wiedział doskonale do kogo zwrócić się z taką prośbą.

Przez moment trwali w ciszy, podczas której błądzili wzrokiem po sobie, jakby każde z nich szukało niemego zaproszenia. Jake zabrał rękę z ramienia Japesia i powoli przysunął swoją twarz do jego. Wędrowiec nie protestował, ba, nawet w tym uczestniczył. Wolał czuć kołatanie serca z powodu rozsadzającego go podekscytowania niż z powodu złości.

07.10.2020_19-06-01

Po raz kolejny musieli się od siebie odsunąć, kiedy usłyszeli podejrzane szamotanie w krzakach. Szybko jednak okazało się, że to Smok ciągnący za sobą olbrzymią gałąź, którą położył obok młodych mężczyzn.

– Znalazłem patyk. – oświadczył z psią niewinnością i pobiegł przed siebie.

– Myślisz, że on robi to specjalnie? – zapytał Japeś. Cień westchnął ciężko.

– Teraz jestem pewien, że on to robi specjalnie.

Mefisto

#333. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.40 – Wspomnienie o Duchu Read More »

#328. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.38 – Przepis na magię

Japeś sam nie wiedział, kto był bardziej nienormalny: on czy Smok. Pięć kilo mąki, trzy kostki masła, dwa kilo cukru i czterdzieści dwie babeczki truskawkowe. Pół nocy zajęło mu objechanie wszystkich stacji benzynowych w okolicy, aby zebrać potrzebne materiały. Musiał wyglądać naprawdę ciekawie dla pracowników stacji, kiedy wchodził tam ciągnąc za sobą sportową torbę wypchaną głównie mąką, cukrem i babeczkami. Jakby szykował się na cukrowy koniec świata!

W międzyczasie wymieniał się wiadomościami z Jake’iem, który poinformował Wędrowca, że nie będzie go przez kilka dni w domu. Japeś wysłał mu chyba każdą załamaną emotkę, jaką jego telefon posiadał. W odpowiedzi dostał jedynie przerażoną buźkę, więc przestał. Wszak Cień miał wystarczająco na głowie – nie potrzebował jeszcze nawiedzonego Wędrowca do tego.

Udało mu się jednak zebrać wszystko, co potrzebne i wrócił do domu przeklinając jednak każdy moment, kiedy musiał zawiesić torbę na ramię i nieść ją nad ziemią. Takim momentem była chwila powrotu do bloku, w którym mieszkał, kiedy okazało się, że winda nie działała. Kiedy wychodził była jeszcze sprawna…

Ostatecznie wdrapał się po schodach na swoje piętro i wręczył Smokowi potrzebne produkty. Prastary od razu pochłonął tuzin babeczek, a resztę ułożył w krąg. Mąką obsypał niemal całą podłogę, cukrem nakreślił kilka obręczy i wzorów, a kostki masła kazał Japesiowy rozgnieść i wypełnić nimi środek kręgu.

Smok od razu zaczął rytuał przyzwania. Mamrotał pod nosem inkantację, a silny podmuch magii stworzył zasłonę dymną z mąki. Kiedy opadła, ich oczom ukazał się wiekowy starzec, który otrzepywał się ze wszystkiego, co na nim wylądowało.

– Ojej… To nie było nazbyt komfortowe. – mruknął do siebie, a potem rozejrzał się uważnie po pomieszczeniu. Następnie przyjrzał się Japesiowi i jego mentorowi. – Ach, mój drogi Smok. Mogłem się domyśleć, że to ty za tym stoisz. Jak się miewasz, przyjacielu?

– Nienajgorzej, Merlinie. – odparł. Wędrowiec zaczął się zastanawiać, co się właśnie wydarzyło i jednocześnie zaczął żałować, że nie wpadł na pomysł zapytania się swojego mistrza, co właściwie będą robić. – Mam tutaj mojego ucznia, który przeżywa jedno ludzkie życie. Ma on prośbę do ciebie. Wiem, że nie spełniasz próśb, ale wysłuchaj go, bo ta, uwierz mi, zwali cię z nóg.

– Mówże, chłopcze, o co chcesz prosić Merlina z Rady Najwyższych. – Wzrok obojga bytów padł na Japesia, a ten dygotał chwilę niczym galaretka. Postanowił się jednak zebrać w sobie.

– Czy możesz, o wielki, sprawić, aby mój przyjaciel Cień stał się Wędrowcem? – zapytał grzecznie, a starzec podrapał się po brodzie, z której posypał się czas. Niewielkie żyjątka, zwane Marzeniami, od razu zaczęły latać po pokoju, aż znalazły szczelinę w oknie i uciekły w świat.

– To naprawdę nietypowa prośba. – Merlin zwrócił się do Smoka. – Hmmm… Nie wiem, czy mogę ją spełnić.

– Ale dlaczego? – Japeś od razu wyrwał się z pytaniem. Nie usiedziałby przecież (nawet, jeśli wtedy stał)!

– Aby coś dostać, trzeba coś dać. Aby ptak był rybą, ryba musi stać się ptakiem. – rzekł do niego, a Wędrowiec zaczął nad tym intensywnie mysleć; głównie dlatego, że nie zrozumiał, o co chodziło starcowi.

– Merlinie, on jest debilem. Mów prościej. – Japeś napuszył się na te bolesne, ale jednocześnie szczere słowa swojego mentora.

– Rozumiem. Aby Cień był Wędrowcem, inny Wędrowiec stać się musi Cieniem. – powiedział do i tak skołowanego już tym wszystkim bytu.

– Zgadzam się! – odparł ochoczo chłopak, chociaż kompletnie nie wiedział na co się pisał. Merlin pogładził się po brodzie i z uwagą przyjrzał młodemu narwańcowi z Krańca Czasu.

– A wiesz w jaki sposób działają Cienie? – zapytał, a Japeś, chociaż bardzo chciał odpowiedzieć na pytanie, musiał się jednak poddać. Nie miał bladego pojęcia jak wyglądała praca Cieniów. – Myślę, że możemy pójść układ. Zapytaj się swojego Cienia o to. Kiedy się dowiesz, wezwij mnie wypisując moje imię masłem orzechowym na podłodze.

– Masłem orzechowym? Przecież ja w życiu tego nie wypiorę! – burknął buntowniczo Wędrowiec, a Merlin tylko uniósł brew i zaśmiał się cicho. Smokowi trafił się niezwykły okaz! Podrapał się znów po brodzie, a resztki mąki zaczęły unosić się w powietrzu i nim oboje z Prastarym się obejrzeli, starzec został wręcz wessany do portalu w podłodze, który zabrał ze sobą cały bałagan.

– Wiesz na co się piszesz, prawda? Merlin jest gotów spełnić twoją prośbę, ale ona może mieć sporą cenę. – Japesiowy mentor odezwał się po raz pierwszy od dłuższej chwili. Chłopak w odpowiedzi kiwnął jedynie głową. To mogła być jedyna szansa, aby uwolnić Jake’a od jego losu. Wędrowiec był gotów poświęcić samego siebie.

– Jesteś pewien, że chcesz poświęcić się dla Cienia? Jesteś pewien swoich uczuć do niego? Może mu tylko współczujesz? – Chochlik odezwał się po raz pierwszy. Smokowi mało oczy nie wyleciały z orbit.

– On gada! – Prastary krzyknął z zadowoleniem. – Spotkałem Chochlika, który mówi! O losie, teraz mogę spaść z krawędzi i popłynąć brzegiem czasu! Co za ciekawy dzień!

Podczas gdy bestia ekscytowała się faktem spotkania jedynego w swoim rodzaju pomagiera, Japeś zaczął zastanawiać się, czy jego mały towarzysz nie mógł mieć racji. Właściwie to nigdy otwarcie nie zweryfikował tego, co czuł do Jake’a i co jeśli targały nim wyrzuty sumienia, że ten byt miał wyjątkowego pecha? A Siya i reszta znajomych tylko robili mu mętlik w głowie sugestiami, że pasują do siebie jak sznurówka do trampka.

Wędrowiec musiał się przekonać, czy jego uczucia są szczere, czy znów zgubił się pomiędzy wersami skomplikowanego, ludzkiego życia. Zerknął w stronę Chochlika, który uśmiechnął się zadziornie. Ten maluch miał plan…

Mefisto

#328. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.38 – Przepis na magię Read More »

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości

Japeś zebrał się nad ranem do pracy. Czuł się trochę nie w sosie, bo jego rozmowa z Jake’iem utknęła gdzieś w połowie zanim dotarła do najważniejszego, jego zdaniem, punktu. Niecierpliwie więc wykonywał swoje obowiązki i czekał na koniec dnia, aby spróbować pociągnąć los za nitkę i zobaczyć, co by mu też przyniósł.

Jako że jego umysł zajęty był intensywnym myśleniu o swoim prywatnym życiu, toteż jego destrukcyjny temperament dał się w kość wszystkim, którzy mieli pecha stanąć na jego drodze. Jedynie Dominik cieszył się na widok Wędrowca w formie i z ukrycia kręcił kolejny filmik, jak to Japeś tratuje wszystkich wózkiem na pranie albo szoruje mopem po dziecku mającym wybuch złości akurat wtedy, kiedy ten mył podłogę w pobliżu.

Pod koniec dnia pracownicy szpitala i pacjenci siedzili zabunkrowani w jednej sali, aby uniknąć tornada z Krańca Czasu depczącego wszystko w szaleńczym tańcu myśli. Japeś był tak pochłonięty rozmyśleniami, że nawet nie zauważył tej przedziwnej pustki. Po prostu robił swoje, a kiedy nadeszła właściwa godzina, zwyczajnie poszedł do domu. Cały szpital odetchnął wtedy z ulgą.

Chłopak wpadł do domu jak torpeda licząc, że złapie Jake’a zanim ten pójdzie do pracy. Poczuł jednak ogromny zawód, kiedy okazało się, że Cień wyszedł tym razem dużo wcześniej niż zazwyczaj. Wędrowiec w cichej rozpaczy zaczął pochłaniać obiad zostawiony przez swojego współlokatora. Smok od razu wyczuł problem, kiedy zauważył Japesia wciskającego do ust więcej jedzenia niż był w stanie pomieścić.

– Pękniesz jak balon, jeśli będziesz się tak zapychać. – mruknął podnosząc łeb. Przeciągnął się na kanapie, a potem podpreptał do swojego podopiecznego. – Czy coś cię trapi?

– Sam nie wiem. – odparł Wędrowiec jak tylko jedzenie przeszło mu przez gardło, a chwilę to trwało. – Wczoraj rozmawiałem z Jake’iem… Właściwie to tylko on mówił. To wyglądało trochę tak, jakby się przede mną otworzył, a ja to schrzaniłem po całości!

– Niech zgadnę: spadając z urwiska? – zapytał z przekąsem Smok. Oczyma wyobraźni widział tę dwójkę podczas spaceru, a wtem Japeś niczym głaz zaczyna się turlać w mrok nocy. Zdecydowanie tak musiało to wyglądać.

– Wystraszyłem się i spowodowałem małą lawinę z piachu. – na te słowa Prastary wybuchł śmiechem, ale szybko się opanował, chociaż wewnętrznie wciąż dygotał od rozbawienia. Takiego Wędrowca to jeszcze nie miał! – Najgorsze w tym wszystkim jest to, że boję się, że mógł to źle odebrać.

– Nie wiem jak inaczej można by było zinterpretować upadek z urwiska. – podroczył się z nim, a potem westchnął ciężko niczym ojciec do swojego głupowatego syna. – Nie jestem ekspertem w sprawach sercowych, nie popieram też twojej relacji z Cieniem, ani też tego, że wciąż tu mieszka. Ale nie zadręczałbym się tym tak bardzo. Myślę, że Cień dosyć dobrze rozumie twoje intencje. Nawet, jeśli są tak destrukcyjne.

– Dlaczego masz coś przeciwko Cieniom? – zapytał nieco rozdrażniony komentarzem swojego mistrza. Smok westchnął ciężko i wdrapał się na krzeszło, aby wygodnie wygłosić kazanie swojemu podpiecznemu.

– Nie mam w sumie dużo przeciwko Cieniom, ale podąża za nimi nieszczęście, które często krzywdzi innych i to mi się w nich nie podoba. Są naznaczeni nie tylko przez Radę, ale i przez Los. – odparł, a Japeś spojrzał na niego pytająco. – Cienie przyciągają Koszmary, wiesz, te potwory, które powstają, kiedy ludzie nienawidzą kogoś lub czegoś. Na ogół jest ich tylko kilka, ale kiedy Cień przebywa w otoczeniu magii, nagle tych Koszmarów robi się tysiące…

Wędrowiec zamarł w bezruchu. Nie zdawał sobie sprawy, że obecność Jake’a oznaczała tak poważne kłopoty. Zamiast jednak obwiniać go o cokolwiek, tym bardziej mu współczuł. Los był okrutnym bytem i nie ułatwiał życia Cieniom.

– Wątpię, aby twój Cień wrócił do domu w najbliższym czasie. Pewnie będzie chciał porozganiać Koszmary, aby nie stanowiły dla nas zagrożenia. – odparł spokojnie, pomimo iż wiedział jak samobójczy był to pomysł. Prastary sam miałby trudność rozgonić taką ilość potworów, a co dopiero Jake. Jednak to, co różniło ich od siebie, to fakt, że Cień gotów był do największych poświęceń.

– Nie można mu jakoś pomóc? – zapytał Wędrowiec z nutką nadziei w głosie. W końcu mógłby złapać za mopa i wyszorować drogę do wolności dla swojego towarzysza.

– Jest pewien sposób. Musimy sprawić, aby Cień przestał być Cieniem. – odparł spokojnie. Japeś usiadł jak na baczność.

– Czyli jest jakaś szansa? – niemal krzyknął i patrzył wyczekująco na swojego mistrza, który uśmiechnął się tajemniczo.

– Oczywiście, że jest. Weź teraz kartkę i notuj. Zdobędziesz dla mnie kilka rzeczy do rytuału…

Mefisto

#326. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.37 – Wątpliwości Read More »

#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia

Na ich szczęście urwisko wydawało się głębokie tylko w nocy. W rzeczywistości miało raptem kilka metrów, więc zjechali po pochyłej ścianie ciągnąc za sobą tumany kurzu. Jake dosyć szybko wstał na nogi i postawił do pionu wciąż przerażonego Japesia.

– Następnym razem uprzedź, że marzy ci się taka przejażdżka. – zaśmiał się do niego, a Wędrowiec kiwnął jedynie głową w odpowiedzi. Wciąż powoli docierało do niego, co się właśnie wydarzyło w ciągu ostatniej minuty. – Ech… Musimy to obejść i wejść na górę.

Cień zadecydował i pociągnął za sobą tą nieszczęsną galaretkę z Krańca Czasu. Dosyć szybko wrócili na górę i wsiedli do samochodu. Japeś cały czas tkwił w momencie, kiedy zaczęli spadać i nie mógł się z tego otrząsnąć, a co gorsza zaczęło do niego docierać, że to, co zrobił, mogło dla Jake’a oznaczać odtrącenie. Spróbował zebrać się w sobie, aby cokolwiek powiedzieć, wyjaśnić, czy nawet dowiedzieć się, co myśli o tym Cień, ale słowa utknęły mu w gardle i dusiły go tak bardzo, że zaczął się zastanawiać jakim cudem jeszcze oddycha.

– Wszystko w porządku? – zapytał Wędrowca, a ten, niemal odruchowo, kiwnął głową na tak. Japeś znów poczuł narastającą złość w stosunku do samego siebie, że nie potrafił zmusić siebie, aby powiedzieć, co czuł w danym momencie, a dodatkowo zaprzeczał temu, że cokolwiek go trapiło.

Zamiast tego siedział skulony na samochodowym fotelu i w milczeniu czekał, aż Jake zawiezie ich do domu. Każda minuta ciszy piekła jego sumienie, każdy pokonany kilometr palił go w serce, a on zwyczajnie nie potrafił pojąć dlaczego nie mógł się odezwać. Próbował, ale usta miał jakby zszyte, pomimo iż w lusterku wyglądały normalnie.

Japeś nie wiedział, czy dotarli do domu w chwilę, czy jechali tam pół wieku. Każda sekunda rozciągała się niczym ciągutka, a im dłużej to trwało, tym bardziej udręczał się i katował własnymi myślami. Nie zauważył, kiedy dojechali na miejsce. Nie zauważył nawet tego, że Jake gapił się na niego od kilku dobrych minut, a jego mina zdradzała to, że doskonale wiedział o wewnętrzym konflikcie Wędrowca.

– Na pewno wszystko w porządku? – zapytał znienacka, a Japeś niemal nie wyskoczył z auta. Powoli zaczynał podejrzewać, że pasy w samochodach służyły tylko po to, aby upewnić się, że tacy jak on nie wylecieli gdzieś w trakcie podróży. Wędrowiec znów kiwnął potakująco głową, ale Cień tylko zmierzył go swoim typowym, jake’owym wzrokiem. – Przecież widzę, że nie jest.

I jak na zawołanie przyciągnął chłopaka bliżej siebie i przytulił. Japeś wpierw zastygł w bezruchu, nawet przestał na chwilę oddychać. W głowie dudniło mu bicie jego własnego serca i przeszkadzało w analizie sytuacji, chociaż z drugiej strony cieszył się, że nie podejmował się próby zrozumienia tego, co się właśnie działo. Prawdopodobnie doprowadziłby się do zawału albo pękłby od narastającego ciśnienia wewnątrz siebie.

Im dłużej tak trwali, tym łatwiej było mu się z tym pogodzić i odnaleźć w tej sytuacji. W pewnym momencie całe to spięcie zaczęła zastępować dziwna ulga. Ostrożnie podniósł ręce i oparł je na plecach Jake’a.

– Wiesz, ciężko nie zauważyć, że coś jest nie tak… Widzę więcej niż możesz sobie wyobrazić. – zaczął, a Japeś spiął się znowu słysząc jego głos. – Wiem, że to, co teraz czujesz to efekt wewnętrznego konfliktu między tym, co chciałeś zrobić, a tym, co zrobiłeś. Sam to wiele razy przerabiałem. Coś po prostu się dzieje, a ty nie potrafisz nad tym zapanować. I wtedy czujesz strach, niepewność. Masz wrażenie, że przegrywasz. Uczucia to typowo ludzka rzecz. Istoty z Krańca Czasu przeżywają ludzkie życia po to, aby się ich nauczyć, ale błądzimy jak we mgle, bo nie ma jednej idealnej instrukcji do tego, jak czuć.

Wędrowiec poczuł się zakłopotany i jednocześnie chciał wtulić się jeszcze mocniej w Jake’a i uciec gdzieś jak najdalej. Powinien był się domyśleć, że Cień widział dokładnie, co on czuł! Po dłuższej chwili odsunęli się od siebie, głównie dlatego, że współlokator Japesia musiał wystosować środkowy palec w stronę staruszki grożącej im palcem. Dopiero kiedy odpuściła i poszła sobie, kontynuowali rozmowę.

– Nie wiem nawet, dlaczego wtedy się odsunąłem… – burknął naburmuszony Wędrowiec. Chyba jeszcze wiele rzeczy musiał się nauczyć w trakcie swojego ludzkiego życia.

– I nie musisz tego wiedzieć. – uciął krótko Cień. – Czasem robimy coś kompletnie przeciwnego do tego, co chcemy zrobić. To dziwne, ale zupełnie normalne. Nie przejmuj się tym. Dzięki temu mieliśmy trochę zabawy.

Japeś nie nazwałby tego zabawą, ale uśmiech Jake’a sprawił, że ostatecznie mógłby się z tym zgodzić. Oboje udali się do mieszkania Wędrowca, a tam Cień zajął od razu łazienkę, aby zmyć z siebie kurz i piasek.

Młody adept ludzkiego życia i emocji stał za to w miejscu intensywnie gapiąc się w podłogę. Wyglądał jak siedem nieszczęć, a jego twarz obrazowała straszliwy terror.

– O magio! Zabiliście ją? Tak? – wydarł się znienacka Smok, a do Wędrowca dopiero po chwili dotarło, co mówił. Spojrzał na swojego mentora pytająco. – Zabiliście matkę Cienia, tak?

-Nie. Skąd ten pomysł? – mruknął Japeś, ale obejrzał siebie i właściwie to wyglądał, jakby przed chwilą kogoś zakopał. Albo sam się z grobu wygrzebał. – Byliśmy w barze, potem poszliśmy z Jake’iem na spacer. Rozmawialiśmy i on chyba chciał mi coś powiedzieć… I tak wyszło jakoś, że spadliśmy z urwiska…

Smok zamrugał jedynie oczyma, które same z siebie nie wierzyły w słowa swojego ucznia. Z drugiej strony Wędrowiec był na tyle kreatywny, aby i takie rzeczy osiągnąć, więc Prastary jedynie pokiwał z niedowierzaniem głową i wrócił zalegać na kanapie przed telewizorem.

Japeś od razu zajął łazienkę, kiedy tylko Cień z niej wyszedł. Jake stanął naprzeciwko okna i obserwował poruszenie za szybą. W powietrzu unosiło się wiele stworzeń o przeróżnych, obrzydliwych kształtach, długich szponach i nienaturalnie wielkich kłach. Kręciły się nerwowo ewidentnie szukając czegoś lub kogoś. Łowca doskonale wiedział kogo.

31.08.2020_21-18-03

– Koszmary. Z dnia na dzień jest ich coraz więcej. – mruknął Smok udając, że śpi. Cień zerknął na niego kątem oka. – Póki co daję radę, ale uderzają o barierę coraz mocniej. Jeśli będzie ich więcej…

– Rozumiem. – odparł jedynie krótko obserwując zbiegowisko wijące się w mroku nocy.

Mefisto

#324. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.36 – Jedno się psuje, kiedy drugie się naprawia Read More »

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska

Jake umówił się ze swoją matką. Spotkanie miało odbyć się w jednej z mniejszych i spokojniejszych knajp. Cień nie ufał swojej rodzicielce na tyle, aby zaprosić ją do mieszkania Japesia. Nie chciał też ryzykować, że ojciec mógłby ją śledzić i zrobić komukolwiek krzywdę.

Kobieta zjawiła się o umówionej porze. Chociaż była ubrana bardziej zwyczajnie, wciąż emanował od niej blask osoby z wyższych sfer. Nie pasowała do tego miejsca i jej również nie przypadła do gustu knajpa, która nawet nie dostała najwyższej oceny za czystość.

Cała trójka usiadła przy stoliku i w ciszy czekała, aż ktoś odważyłby się powiedzieć cokolwiek. Ciszę w końcu przerwał Japeś siorbiąc sok kupiony nim matka Jake’a dotarła na spotkanie. Cień zaśmiał się z niego pod nosem i zwrócił do swojej rodzicielki.

– No to o czym chciałaś porozmawiać? – rzucił spokojnie i czekał, aż elegencka kobieta przyciągająca wzrok każdej osoby w knajpie odpowie mu na pytanie. Ona jednak wahała się. Ukradkiem przyglądała się Wędrowcowi i była święcie przekonana, że on wyglądał jak świętej pamięci chomik jej syna…

– Ostatnio rozmawiałam z twoim ojcem. Na temat… Wiesz czego. – odparła łagodnie, ale z lekkim skrępowaniem. Spojrzała na swoje dłonie i starannie układała swoją wypowiedź w głowie, aby nie urazić syna. – Twój… kolega… przyszedł do nas porozmawiać o tobie i chociaż z początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, to jednak w jakimś stopniu miał rację.

Na chwilę znów zapadła cisza. Matka Jake’a zbierała się w sobie, aby kontynuować, Cień był zdumiony tym co słyszał, a Japesiowi skończył się sok, więc nie mógł już siorbać.

– Tego nie da się zmienić, prawda? – zapytała z nutką nadziei w głosie, ale w duchu doskonale znała odpowiedź, z którą musiała się w końcu pogodzić.

– Nie. – Jake odpowiedział krótko i bez zbędnych emocji. Kobieta kiwnęła jedynie głową i znowu pogrążyła się w swoich rozmyśleniach.

– To nie jest dla mnie takie proste, ale jesteś dla mnie moim synem i nie potrafię cię odtrącać z tego powodu. Nie umiem też tego zrozumieć, ale chciałabym móc to zaakceptować. – spojrzała na niego, a Cień domyślał się o co mogło jej chodzić.

– Mogę poodpowiadać na twoje pytania, jeśli to da ci trochę wewnętrznego spokoju. – i jak powiedział, tak zrobił. Matka Jake’a zadawała mu sporo pytań, jednak daleko było jej do rekordu Japesia. Chłopak spokojnie odpowiadał, a wraz z każdym pytaniem, kobieta zdawała się być coraz spokojniejsza. Jej twarz wydała się Wędrowcowi dosyć zrelaksowana, wręcz odprężona. Tak, jakby nosiła na plecach kamień, który jej syn stopniowo rozkruszał rozmową.

– Daj telefon. – kobieta bez wahania podała mu smartfona, a Jake zapisał jej swój numer. – Masz mój numer. Jak będziesz się czuła, że coś jeszcze cię w tej kwestii męczy to napisz albo zadzwoń i możemy porozmawiać. Mam już w końcu trochę doświadczenia w rozmowie na takie tematy.

Cień spojrzał wymownie na Japesia, a ten speszony jedynie przeprosił, nie rozumiejąc kompletnie, o co mogło mu chodzić. Jake zareagował na to jedynie śmiechem. Kobieta obserwowała ich uważnie i sama lekko się uśmiechnęła widząc tą zabawną, zrelaksowaną relację, jaka stworzyła się między nimi.

– A co do ciebie… – zwróciła się teraz do Wędrowca, który siadł niemal na baczność i napuszył się, przez co jeszcze bardziej wyglądał jak chomik. Matka Cienia z trudem opanowała śmiech, bo chociaż potrafiła dobrze zagrać swoją rolę dystyngowanej damy, to jednak Japeś potrafił naruszyć jej stoicką postawę. – Chciałabym ci podziękować. Gdyby nie ty to nigdy nie byłabym w stanie zrobić tego pierwszego kroku, aby spróbować zrozumieć Jake’a. Dziękuję.

Japeś uśmiechnął się zakłopotany i kiwnął delikatnie głową. Nie za bardzo wiedział, co mógłby na to odpowiedź, ale z opresji uratował go Jake zajmując swoją matkę rozmową. Wędrowiec słuchał uważnie ich coraz bardziej zrelaksowanej dyskusji i powoli, trochę mimowolnie zaczął się uśmiechać, a niedługo po tym nieśmiało zaczął w tej wymianie zdań uczestniczyć.

Późnym wieczorem udało im się pożegnać i opuścić lokal. Jake i Japeś wsiedli do rydwanu grozy i ruszyli przed siebie. Cień był zadowolony do tego stopnia, że minął pierwszy zjazd, potem drugi, trzeci… Wędrowiec szybko zrozumiał, że jadą za miasto i mógł się tylko zastanawiać po co. Nie chciał przerywać tej ciszy, ani też wyrywać Jake’a z jego przemyśleń.

Z racji późnej godziny dotarli na miejsce w rekordowym czasie. Jake zatrzymał auto na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na sąsiednie miasto. Na tle czarnego jak atrament nieba błyskały światła latarni ulicznych, lamp w domach i żarówek w samochodach. Cień wysiadł z wozu i siadł na samym brzegu wpatrując się w widok naprzeciwko. Japeś, chociaż okropnie bał się wysokości, w końcu zrobił to samo. Od czasu do czasu nerwowo spoglądał w przepaść niknącą w ciemności nocy i wbijał palce w ziemię, jak gdyby miało go to uchronić przed upadkiem.

– Lubię tutaj przychodzić. – Jake zaczął znienacka, a Wędrowiec mało co nie spadł z wrażenia. – Ten widok pozwala się zatrzymać na moment i delektować chwilą.

Japeś kiwnął głową, a Cień uśmiechnął się łagodnie. W jego oczach zdawał się odbijać blask świateł z sąsiedniego miasta. A może to były iskry w oczach skaczące radośnie na myśl o tym, ile w jego życiu naprostowało się rzeczy dzięki Wędrowcowi?

– Chyba tylko ten widok trzymał mnie jeszcze w jednym kawałku. Każdy aspekt mojego ludzkiego życia i mojej egzystencji jako Cień komplikował się z dnia na dzień. Myślałem, że to koniec. – zamilkł na chwilę, a Japeś wyczekiwał dalszej części monologu. Jake musiał jednak nasycić oczy tym uspokajającym blaskiem. – A potem trafiłeś mi się ty.

Cień zaśmiał się i pokręcił głową. Spojrzał się w stronę Wędrowca, który cierpliwie czekał, aż jego rozmówca wyrzuci z siebie swoje myśli zanim będzie mógł pojąć ich sens.

– Nie wiem dlaczego, ale kiedy na ciebie patrzę widzę kogoś niezdarnego i nieporadnego. Ale gdy tylko odwrócę wzrok, ty idziesz jak taran i osiągasz rzeczy, o których mi się nawet nie śniło. I robisz to tak, jakbyś się urodził tylko po to. – Jake znów się zaśmiał, a potem spojrzał pod siebie. – Wszystko dotąd było męczące, pozbawione kolorów. Moja ostatnia wpadka z duchem-uciekinierem prawie kosztowała mnie życie…

Japeś wzdrygnął się na myśl o tym, że Jake mógłby zginąć przez takie coś. Właściwie to nawet nie byłaby śmierć tylko wymazanie go żywcem z nici czasu.

– Chciałem się poddać. Rzucić to wszystko i czekać, aż wyrzucą mnie do kosza jak zepsutą rzecz. Pewnie tak byłoby łatwiej. – westchnął ciężko. – Ale odkąd cię poznałem to łatwiej mierzyć mi się z tym wszystkim wiedząc, że jesteś po mojej stronie. To jest dosyć zabawne, ale nie czuję się już tak samotny we wszystkim. Jako człowiek i jako Cień.

Wędrowiec uśmiechnął się lekko pod nosem na te słowa. Znów czuł to przyjemne kołatanie w klatce piersiowej na myśl o tym, że Cień był w jakiś sposób szczęśliwy. Może Siya miała rację? Może to było zakochanie? Nie miał sił dłużej się temu opierać, nie chciał też wiecznie o to pytać. Chciał wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i zaczął podążać za jego wskazówkami, ale jego serce dudniło tak bardzo, że ledwie mógł usłyszeć słowa.

W tym samym momencie Jake lekko przesunął się w jego stronę, co wybiło Japesia z jego zamyśleń. Wędrowiec kompletnie się tego nie spodziewał i nagłym ruchem odsunął się od Cienia, co spodowowało, że ziemia pod nimi zaczęła się osuwać…

Mefisto

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska Read More »

#210. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.4 – Kiedy niezrozumienie rodzi problem

Z każdym mijającym dniem Japeś odkrywał nowe aspekty swojego ludzkiego życia. Bardzo pomagała mu w tym telewizja stając się niemal guru dla pozaziemskiej istoty. W wolnych chwilach oglądał różne programy i starał się ostrożnie kopiować wykonywane czynności, aby praktykować swoje zdolności manualne. Smok starał się nadzorować edukacyjne zapędy młodzieńca w obawie, że ten zobaczy coś, co niekoniecznie musi być dla niego bezpieczne.

Dźwięk bzdurnych programów dzień w dzień wypełniał mieszkanie Wędrowca. Z początku tkwił on przed mózgożernym pudłem, ale z czasem jedynie słuchał, oddając się w objęcia gotowania, sprzątania, a ostatecznie i malowania. Wszak pędzlem ciężko byłoby się zabić, a można było bezpiecznie praktykować ruchy tych zwodniczych palców.

10.07.2019_01-42-21

Japeś, praktykując pradawną sztukę rysunku, namalował Smoka i obwieścił mu ten fakt ciesząc się przy tym jak dziecko. Pradawny, chociaż uważał, że chłopak kompletnie się do tego nie dawał, pochwalił go szczerze. Był to jednak rykoszet skierowany w jego dobry gust, bo Wędrowiec zaczął malować jednego Smoka za drugim, aż cała ściana wypełniła się karykaturami poczętymi w dobrej wierze.

10.07.2019_01-45-20

Na szczęście jak szybko przyszło to hobby, tak szybko odeszło. I wcale nie miało to związku z tym, że Prastara istota pochowała wszystkie farby.

10.07.2019_01-40-07

Japeś znów wylądował przed telewizorem i tym razem przyglądał się programowi randkowemu. Pradawny szybko pojął aluzję: Wędrowiec dorósł w końcu do wejścia w związek. Och, gdyby wiedział, że to pilot się popsuł i chłopak nie miał po prostu niczego innego do oglądania!

Smokowi przychodziło gładko edukowanie tego młodego i niemal niczym niezmąconego umysłu. Natrafił jednak na mur, kiedy temat zszedł na bliższe, bardziej fizyczne relacje. Postanowił więc pójść na całość i włączył dowolną stronę pornograficzną, gdzie Japeś mógł na własne oczy ujrzeć “akt”. Niestety Smok nie zweryfikował tego, co znalazł i Wędrowiec skończył z ciężką traumą, a Pradawny musiał się nieźle natłumaczyć, aby wyjaśnić, że to tylko taki fetysz, a nie normalny stosunek.

Chłopak powoli dochodził do siebie, ale wyraźnie był nie w swoim żywiole. Jego typowe akrobacje osłabły, a on sam zdawał się wędrować myślami na odlęgłą planetę. Zainteresował się nim lekarz – tak, ten sam, który za każdym razem niemal umierał ze zdziwienia. Zaprosił go do gabinetu, posadził, poczęstował herbatą oraz ciastem i słowami naduszał młodzieńca, aby ten zdradził mu sekret swoich rozterek.

– Nawet nie wiem, jak zacząć… – westchnął opychając się ciastem. Oczywiście zamiast brać normalne kęsy, wpychał cały kawałek do ust i mielił go, aż ten się poddał i powędrował dalej.

– Postaraj się najpierw opowiedzieć mi co się stało. – zaproponował doktor patrząc jak połowa ciasta zrobionego przez jego żonę znika w tej czarnej dziurze beznajdziejności, która zapewniła większą renomę szpitalowi niż jego studia, kwalifikacje i doświadczenie.

– Mój pies puścił mi porno na komputerze… – wybełkotał, a potem ukrył twarz w dłoniach na myśl o tym okropnym filmie.

Lekarz, mimo iż przygotowywał się z całych sił na absurd, jakim mógł go obdarować Japeś, nie spodziewał się totalnego katalizmu. Zachowując powagę na twarzy, wyciągnął papiery i pospisał sobie zwolnienie zdrowotne. Wstał po tym, założył płaszcz i skierował się do recepcji zostawiając zwolnienie u kolejnego wybryku natury, który aktualnie witał nowych pacjentów.

Wędrowiec jedynie wzruszył ramionami i dojadł ciasto. Nie pierwszy raz doktor wyszedł bez słowa i nie pojawiał się przez tydzień w pracy, ale zawsze zostawiał za sobą fanty w postaci słodyczy.

Chłopak czuł wewnętrznie, że musi się uporać ze swoimi demonami i w spokojnej atmosferze zawędrował na tą samą stronę, aby przyjrzeć się dokładnie temu, co kręciło gatunek ludzki. Szybko odkrył, że gumowe kurczaki nie są domyślnym atrybutem “tych spraw”, co uspokoiło jego skołataną duszę. Było jednak wiele kwestii, które pozostawały niezrozumiałe dla Japesia, ale nie zamierzał zawracać sobie nimi głowy. Przynajmniej na razie.

Mefisto

#210. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.4 – Kiedy niezrozumienie rodzi problem Read More »

Scroll to Top