matka

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa

Siya doczłapała do łóżka i przysiadła na nim obserwując skrępowanego Wędrowca, który stał przy drzwiach, jak gdyby chciał przez nie przepłynąć i uciec jak najdalej stąd. Faktycznie: miał ochotę uciec, ale skoro zaczął temat to wypadałoby go zakończyć. Już brał głębszy oddech, aby wydusić z siebie tajemnicę tkwiącą mu w gardle niczym ość, lecz nagle poczuł silne pchnięcie i wpadł w głąb pokoju. Kiedy się obrócił, zobaczył Smoka wesoło dreptającego do pomieszczenia i zamykającego za sobą drzwi.

– No co? – zapytał, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy i pokazała na Prastarego.

– On mówi! – niemalże krzyknęła, po czym sama zatkała sobie usta, aby nie wydrzeć się po raz kolejny.

– Tak, gadam, nawijam i bełkoczę. Pełen zestaw. Jakbym miał kciuki to bym jeszcze kawę robił. – odparł nieco zgryźliwie, a potem usiadł na swym szacownym zadzie. – Wszakże Japeś miał ci wszystko wyjaśnić, ale myślę, że lepiej będzie, kiedy ja to zrobię.

Po tych słowach psie ciało upadło na ziemię, a tym razem miniaturowy Smok zbliżył się do Siyi. Była ona poniekąd przerażona, ale też i zachwycona. Prastary przybrał smoczą formę znaną ludziom z opowiadań, jednak jego postać wciąż była przezroczysta i miejscami błyszczała, jak gdyby ktoś obsypał ją brokatem. Otulił dziewczynę skrzydłami i pokazał jej jak wygląda Kraniec Czasu. Chociaż trwało to tylko chwilę, Smok był w stanie opowiedzieć jej spory fragment historii magicznych istot (który oczywiście uważał za adekwatny dla ludzkiego rozumowania). Po skończonym seansie wrócił do swojej ziemskiej formy.

– Jesteście magicznymi istotami? – zapytała dla potwierdzenia, a Japeś ze swym mentorem kiwnęli głowami. – I Jake też?

– Tak. – odparł Wędrowiec. Siya westchnęła ciężko. Zupełnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi, a jednak nie wydawała się ona taka straszna. Być może dlatego, że Smok przedstawił ją dosyć realistycznie i chociaż próbowała to wszystko sensownie wytłumaczyć, to powoli docierało do niej, że logika ludzkiego świata nie była w stanie pojąć Krańca Czasu.

– Potrzebuję czasu, aby to przetrawić. Mogłabym zostać sama? – Japeś tylko kiwnął głową i wyszedł, a Prastary poczłapał za nim. Bez słowa poszedł do kuchni, aby odpocząć. Wędrowiec za to wszedł do swojego pokoju i spojrzał na leżącego na łóżku Jake’a. Po jego nerwowym oddechu domyślił się, że Cień nie spał. Powoli położył się obok niego i objął go w pasie.

Przez dłuższy moment trwali w nieprzyjemnej dla uszu ciszy. Żaden jednak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby tę paraliżującą ciszę przerwać. Wszakże co można by było powiedzieć w takiej sytuacji? Ledwie co wyszli z koszmaru, aby dotarło do nich, że ten koszmar tak prędko nie minie.

– Japeś… – Jake w końcu przełamał się i wydusił z siebie pierwsze słowo. Za nim poszły kolejne. – Przepraszam. Cały czas przynoszę nieszczęścia do twojego życia.

– Przestań. – burknął Wędrowiec urażony. – To nie twoja wina, że twój ojciec jest taki. Nie myśl o tym. Cieszmy się tym, że nikomu nic się nie stało.

– To nie takie proste. Gdyby nie ja, to nigdy by się to nie wydarzyło. – westchnął poirytowany na siebie i na swój los. Japeś wtulił się w jego plecy i mruknął niezadowolony. – Jestem jak czarny kot, co przynosi pecha.

– No to masz problem, bo ja lubię czarne koty i lubię twojego pecha. – odparł. Jake zaśmiał się pod nosem. Odwrócił się twarzą do Wędrowca i oparł swoje czoło o jego.

– Boję się, że kiedyś naprawdę stanie ci się krzywda przeze mnie. – pogłaskał go po policzku. Chociaż w tej chwili czuł się ciężarem dla całego świata to mimo wszystko dziękował w duchu za Japesia, który był dla niego niesamowitą podporą.

– Wiem, że się martwisz o mnie i doceniam to. Ale pamiętaj o tym, że wziąłem cię takiego, jaki jesteś: z całym bagażem nieszczęść, czy bez. Nie żałuję niczego. I cieszę się, że tobie nic się nie stało. – odparł. Jake uśmiechnął się łagodnie. Taki Wędrowiec to skarb. Wtulił się w niego i chłonął jego spokój, dziękując losowi, że ich drogi miały okazję się skrzyżować.

– Jesteś prawdziwym skarbem. – mruknął Cień, a potem odpłynął do krainy snów.

Nad ranem obudził ich Smok z dosyć pochmurną miną. Oboje zerwali się jak oparzeni i spojrzeli na Prastarą bestię.

– Właśnie miałem “telefon” od Merlina. Masz się zaraz pojawić na Krańcu Czasu. – burknął do Wędrowca. Jake patrzył na nich oboje w kompoletnym zdziwieniu.

– Dlaczego? – Cień zapytał wkurzony i jednocześnie przerażony.

– Nasz kochany Wędrowiec złamał zasadę i użył magii. Teraz musi się z tego wyspowiadać, a Rada zobaczy, czy może przymknąć na to oko. – odparł. Chłopak spojrzał na Japesia będąc w kompletnym szoku.

– Wiem, co sobie myślisz, ale w ten sposób mogłem go zaskoczyć. – mruknął do Jake’a. – Wiesz, że jestem gotów poświęcić nawet siebie, aby ci pomóc.

Cień kiwnął głową. Czuł się w środku jeszcze bardziej winny, bo gdyby nie on to przecież nie doszłoby do tego, prawda?

Smok kazał Japesiowi zebrać się czym prędzej. Wędrowiec pobiegł poinformować Siyę, że przez jakiś czas go nie będzie. Prastary został w ich pokoju i spojrzał na Jake’a, który znów zaczął siebie obwiniać o wszystko.

– Spokojnie. Wróci. Już zdążyłęm się za niego wstawić. Ale on tego jeszcze nie wie. – zaśmiał się zadziornie, a potem wyszedł z pokoju zostawiając Cień w kompletnym szoku.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Mefisto

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa Read More »

#359. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.52 – Wewnętrzne demony

Japeś pośpiesznie podniósł się z podłogi i spojrzał na Jake’a mierzącego do swojego ojca z jego pistoletu. W oczach Cienia malowała się ogromna złość i nienawiść do swojego rodziciela. Dłoń drżała mu, jak gdyby resztki jego woli walczyły z silną potrzebą naciśnięcia na spust. Wędrowiec podniósł się z podłogi i zbliżył do chłopaka.

– Jake, odłóż broń. – powiedział stanowczo, jednak jego partner zdawał się utknąć w swoim świecie i skupiał się jedynie na swoim ojcu. Japeś powtórzył kilkakrotnie prośbę, za każdym razem zwiększając stanowczość w swoim głosie i zmniejszając dystans między nimi. Cień zauważył Wędrowca dopiero wtedy, kiedy ten ostrożnie położył dłoń na jego przedramieniu i delikatnie skierował pistolet w stronę podłogi. W duchu cieszył się, że Jake mimo wszystko potrafił zachować zimną krew i nie działać pod wpływem emocji. Japeś zapewne ostrzegawczo strzeliłby agresorowi w twarz.

Skupieni na sobie nie zauważyli, że mężczyzna podniósł się z ziemi rzucając się na Cień. Chłopak został pchnięty na ścianę i zacisnął palec na spuście, a broń wystrzeliła prosto w sufit. Do szamotaniny dołączył Japeś próbując odciągnąć napastnika, jednak szybko dotarło do niego, że nie miał najmniejszych szans. Powoli zaczął tracić nadzieję, ale nagle przypomniała mu się scena z serialu, gdzie bohaterka była w podobnej sytuacji. Nie mając nic do stracenia, a wiele do zyskania zrobił dokładnie to, co ona: ugryzł ojca Jake’a w kark najmocniej jak się da.

Mężczyzna zawył z bólu i puścił Cień, aby skupić się na zrzuceniu magicznej pijawki z siebie. Jake skorzystał z sytuacji i przyłożył swojemu ojcu z kolby pistoletu, a potem jeszcze raz, aż ten padł nieprzytomny na ziemię. Oboje spojrzeli na siebie zdyszani.

– Co to miało być? – zapytał Cień, a Wędrowiec wzruszył ramionami.

– Widziałem kiedyś podobną sytuację w serialu o wampirach… – odparł i uśmiechnął się głupawo. Usiadł na podłodze, podczas gdy Jake złapał za firanę, naderwał ją i związał swojego ojca, aby nie kusiło go zaatakować ich ponownie. Pomógł potem wstać swojej matce, jednak nie zdążył się nawet zapytać, czy wszystko w porządku, bo kobieta wtuliła się w swojego syna i zamarła tak na dłuższą chwilę.

Trwali w tym uścisku, aż na miejsce dotarła policja. Wszyscy troje złożyli zeznania, a ojca Jake’a zabrali funkcjonariusze.

Pomimo iż wszystko zdawało się wrócić do normy, to nikt nie czuł się tak jak dawniej. Każdy na swój sposób przeżywał tą sytuację w swojej głowie i nie mógł pogodzić się z faktem, że do tego wszystkiego doszło. Matka Jake’a została na noc, Cień leżał na łóżku kompletnie pozbawiony chęci do życia. Japeś chciał do niego dołączyć, ale zatrzymała go Siya.

– Wiem, że to może nie jest najlepszy moment, ale obiecałeś mi to wszystko wyjaśnić. – Wędrowiec wziął głęboki oddech i poszedł z nią do jej pokoju. Mentalnie przygotowywał się na wdrożenie człowieka w sprawy Krańca Czasu i konsekwencje, jakie z tego tytułu będzie musiał ponieść…

Mefisto

#359. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.52 – Wewnętrzne demony Read More »

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka

Smokowi nie zajęło zbyt dużo szukanie Japesia. Wędrowiec wraz z Siyą udali się do pobliskiego parku. Dziewczyna robiła sobie przerwy siadając na każdej ławace, która znalazła się na ich trasie. A że były one oddzielone od siebie co pięć metrów, to daleko nie udało się im zajść. Pradawny pobiegł do swojego podopiecznego i telepatycznie przekazał mu informację o niebezpieczeństwie.

– Jake ma kłopoty. – powiedział do swojej towarzyszki, a ona spojrzała na niego bardziej wystraszona tym, skąd to wie, niż tym, że ich przyjaciel znalazł się w nieciekawej sytuacji.

– Skąd to wiesz? – zapytała zdziwiona. Japeś spojrzał na Smoka, a ten kiwnął jedynie głową.

– Obiecuję, że wszystko ci później wyjaśnię. Na razie musimy wracać. – chłopak wręczył jej swój telefon i spojrzał prosto w oczy. – Zadzwoń po policję, a ja pójdę przodem. Nie wchodź na górę tylko poczekaj na nich przed budynkiem. Tam jest ojciec Jake’a. Z bronią.

Dziewczyna na te słowa kiwnęła głową i zajęła się dzwonieniem na policję. Wędrowiec kazał Smokowi zostać z jego przyjaciółką, bo chociaż ona sama była bardzo waleczna, tak teraz musiała już uważać nie tylko na siebie.

Japeś pobiegł do budynku i wbiegł na swoje piętro schodami. Szybko jednak dotarło do niego, że z uzbrojonym mężczyzną nie będzie mieć najmniejszych szans. Zszedł więc piętro niżej i zapukał do upierdliwej sąsiadki.

– Potrzebuję mopa. Czy mogę go pożyczyć? – zapytał z wielkim przejęciem malującym się na twarzy. Był tak zdeterminowany, że kobieta poszła razem z nim pytać o tą śmiercionośną broń innych sąsiadów. Kiedy chłopak położył swoje dłonie na starym, solidnym, drewnianym kiju, zwrócił się do sąsiadów, aby poszli do siebie i nie wychodzili. Nikt nawet nie odważył się kwestionować słów wariata z mopem.

Japeś udał się pod drzwi swojego mieszkania i starał się nasłuchiwać, co się tam dzieje. Niestety jedyne, co docierało do jego uszu to przerażająca cisza. Nie chciał tam wpaść z impetem i sprawić, że ojciec Jake’a w przypływie złości zastrzeli kogokolwiek. Musiał się tam zakraść tak, aby ten nie wiedział, że Wędrowiec stoi tuż za nim.

Mógł użyć do tego magii, ale złamałby podstawową zasadę i jego ludzkie życie skończyłoby się praktycznie natychmiast. Natomiast gdyby użył drzwi, te na pewno zaskrzypiałyby i napastnik wiedziałby o jego nadejściu. Straciłby element zaskoczenia.

Japeś nie miał większego wyboru. Skupił się uważnie i wykrzesał z siebie nieco magii, aby wraz z mopem stać się magiczną mgłą i przejść przez szczelinę w drzwiach. Usłyszał kroki w kuchni, więc wciąż będąc niewidzialnym, zakradł się do pomieszczenia, aby zobaczyć Jake’a i jego matkę siedzących w rogu pokoju. Nad nimi stał agresor z bronią wycelowaną w ich stronę.

Wędrowiec zbliżył się do niego najbliżej jak się dało i zmaterializował się, aby bez chwili zwłoki przyłożyć mężczyźnie mopem tak mocno, aż ten pękł w jego dłoniach (a był zrobiony z solidnego drewna). Broń poleciała na drugą stronę kuchni, a Japeś rzucił się na napastnika.

– Jak śmiesz panoszyć mi się po domu z bronią i grozić moim bliskim! – krzyknął rozłoszczony. Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silne uderzenie i momentalnie znalazł się na podłodze. Nie mógł złapać oddechu. Po chwili dotarło do niego, że ojciec Jake’a siedział mu na brzuchu i go dusił. Ten uścisk był tak silny, jakby mężczyźnie zależało tylko, aby zmiażdzyć mu krtań.

Japeś nagle poczuł na sobie szarpnięcie, a potem z niesamowitą ulgą złapał oddech. Minęła chwila nim zobaczył Cień stojący nad swoim ojcem z bronią wycelowaną w jego głowę…

Mefisto

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka Read More »

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem

Japeś powoli przyzwyczajał się do obecności Jake’a w domu. Mieszkajac razem, Wędrowiec szybko zauważył jak mało wie o Cieniu. Wiedział o nim praktycznie tylko to, co zdążył sam zauważyć albo jego tajemniczy współlokator sam mu powiedział. Dlatego też stwierdził, że Jake nie przepadał za trzymaniem porządku, bo w końcu widział jego mieszkanie w stanie pohuraganowym. Zdziwił się jednak widząc zawsze posprzątane mieszkanie i wyniesione śmieci.

Tak samo było z gotowaniem. Cień był bardzo zdolny w tej kwestii. Japeś wiedział, że jego współlokator pracował w knajpie, ale teraz dotarło do niego, że musiał się tam zajmować przygotowywaniem posiłków. Jake również respektował Wędrowca w kwestii tego, aby nie pić alkoholu. Chłopak jednak wprowadził ten zakaz bardziej z troski o wątrobę Cienia niż z faktu, że mogłoby mu to przeszkadzać.

Jake szybko zapełniał aspekty życia Japesia, w których ten sobie zwyczajnie nie radził. Walka z wiecznie popsutym zsypem do śmieci nie była już jego problemem. Tak samo czepliwa sąsiadka przestała się zbliżać do Wędrowca odkąd Cień zmierzył ją surowym wzrokiem i poinstruował, aby natychmiast wracała do swojego mieszkania. Nawet podróż do pracy zdawała się przyjemniejsza: miał w końcu podwózkę aż pod sam szpital.

Były też negatywne strony mieszkania razem z istotą z Krańca Czasu. Cień musiał polować, wypełniać powierzone jemu zadanie i karać grzeszników za swoje przewinienia. Normalnie nie wpływało to na ich relacje, ale zdarzały się dni, kiedy Jake’a wyraźnie coś trapiło i potrzebował przestrzeni. Wydawał się wtedy strasznie nieobecny i niezorganizowany. Japeś po prostu nie wchodził mu wtedy w drogę.

Jedyne spięcie między nimi dotyczyło dokładania się do rachunków. Jake nalegał, Japeś nie chciał, Jake zagroził, że wepchnie mu banknoty do gardła, aż wyjdą drugą stroną, Japeś się w końcu zgodził. Później mieli okazję jeszcze raz o tym porozmawiać i Cień wyznał, że czułby się jak pasożyt żerujący na dobrotliwym sercu Wędrowca, gdyby nie zwrócił mu chociaż za rachunki.

Dlatego też Japeś doskonale wiedział, że coś było nie tak, kiedy zobaczył Jake’a na kanapie z założonymi rękoma i swoją bojową miną, której nie widział od czasu wygnania Ducha. Zbyt dobrze znali się nawzajem, aby teraz Wędrowiec po prostu nie wiedział, co się działo. Właściwie to nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że cokolwiek to było, dotyczyło to właśnie niego.

– Witaj. – Cień podniósł się na widok swojego współlokatora i zbliżył się do niego. – Słuchaj. Ciekawa sytuacja: moja matka zadała sobie sporo trudu, aby mnie znaleźć i ze mną porozmawiać. Chcesz wiedzieć dlaczego?

Japeś skamieniał i od razu przypomniał sobie wizytę w rezydencji rodziców Jake’a. Nie było to ani mądre, ale w jego miemaniu bardzo potrzebne. Domyślał się jednak, że Cień mógł być z tego faktu niezadowolony, skoro jego matce udało się go odnaleźć.

– Okazało się, że pewien ktoś wtargnął na teren posesji, wszedł do biura mojego starego, pokonał ochroniarza i strzelił mojego ojca w twarz. – Wędrowiec przypomniał sobie całą sytuację i trochę zaczynał się obawiać tego, co miał za chwilę usłyszeć od Jake’a. – Nie wiem naprawdę, co ty masz w głowie, ale tylko ty jesteś w stanie odpieprzać takie numery.

Japeś kiwnął jedynie głową na znak potwierdzenia, że tylko on byłby zdolny do takich rzeczy, a Cień – ku jego zdziwieniu – zaśmiał się lekko.

26.07.2020_22-23-25

– Wiesz, doceniam gest. Naprawdę. Ale nie rób takich rzeczy. Mój ojciec bez problemu narobi ci kłopotów. – Wędrowiec poczuł, że mimowlnie się relaksuje na widok rozbawionej twarzy Jake’a. – W tym całym zamieszaniu pojawił się nowy problem.

Japeś na powrót skamieniał widząc poważną twarz Cienia. Nie miał pojęcia co to był za problem, ale spodziewał się, że to mógł być efekt jego działań.

– Moja matka bardzo mocno chce się spotkać ze mną. – Jake zrobił pauzę, aby zmierzyć swojego współlokatora dziwnym, nieco rozbawionym, a nieco rozdrażnionym wzrokiem. – I z tobą.

– Ze mną? Ale co ja zrobiłem? – wypalił zdziwiony, ale po chwili przypomniał sobie, że to przecież on poszedł wygarnąć ojcu Cienia i przy okazji go uderzył. Obawiał się tylko, że ona mogła chcieć mu oddać, a on miał dosyć przypadkowego okładania się, kiedy szedł tylko porozmawiać.

– Wyjawiła mi tylko tyle, że chciałaby sobie wszystko poukładać w głowie, bo dałeś jej do myślenia. – odparł i znów się zaśmiał. – Nie mówiła mi, co powiedziałeś, ale skoro dało jej to do myślenia… Dzięki. Naprawdę, dzięki.

Uśmiechnął się przy tym na swój, jake’owy sposób, a Japeś znowu poczuł dziwne kołatanie w sercu. Pośpiesznie zgodził się spotkać z matką Cienia i poszedł paść na łóżko, aby nie zemdleć od emocji. Czy to znaczyło, że jego monolog przyniósł jakiś skutek? Chociaż zdawało mu się to całkowicie nierealne, wręcz niemożliwe, pierwszy raz był dumny ze swojej upartości i robienia wszystkiego w swoim wyjątkowym, japesiowym stylu.

Mefisto

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem Read More »

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa

Mężczyzna zajęty był papierami, jednak jego żona wyraźnim szturchnięciem oderwała jego wzrok od setek kartek. Jego wzrok od razu spochmurniał, aż przerodził się w czystą złość. Widok Japesia ani trochę go nie cieszył.

– To ty! – krzyknął opętany gniewem. Spojrzał na ochroniarza i gestem ręki kazał mu podejść. – Wyrzuć go stąd! Natychmiast!

Wielkolud od razu zabrał się do wykonania zadania, ale Wędrowiec był i szybki, i sprytny, a przy niewielkiej i lekko odczuwalnej pomocy magii zwalił goryla z nóg. Nie pozwolił mu wstać – jego noga spoczęła na jego klatce piersiowej i sprowadzała go na ziemię ilekroć starał się podnieść. Wyglądało to dosyć zabawnie, że taka kruszyna jak Japeś trzymała nogę na ochroniarzu wielkości olbrzymiej szafy niczym łowca nad świeżo upolowaną zwierzyną.

– Sam stąd wyjdę, kiedy uznam, że skończyliśmy. – rzekł surowym głosem. To tylko rozsierdziło mężczyznę, który wstał, ale nie podszedł bliżej Wędrowca. Chyba czuł respekt. Skoro taki goryl nie dał rady, to co on miałby mu zrobić?

– Czego chcesz? – warknął i zmierzył jadowitym spojrzeniem swojego rozmówcę.

– Chcę porozmawiać o Jake’u. O tym jak pan go traktuje, a jak pan nie powinien go traktować! – niemal krzyknął. Trochę jednak spuścił pary z tonu, kiedy ochroniarz słabym głosem powiedział do niego “dusisz”.

– To mój syn! Mam prawo go wychowywać jak mi się podoba! – warknął do niego. Zbliżył się na kilka kroków. Złość zaczęła zasłaniać mu zdrowy rozsądek.

– Maltretowanie pan nazywa wychowaniem? Tłuczenie go, bo nie urodził się taki jak pan oczekiwał? – krzyknął do niego zirytowany.

– Mógł być normalny. Jak mu się zachciało dziwactw to niech ma! Że też mi się trafił wybrakowany syn! – zbliżył się jeszcze bardziej, a Japeś powoli zaczął liczyć na to, że podejdzie.

– Wybrakowany? On wybrakowany? – wkurzył się. – I mówi to ktoś, kto jedyne co potrafi to podnieść rękę na słabszego od siebie, bo myśli, że w ten sposób będzie tym lepszym? To pan jest wybrakowany!

– Jak śmiesz ty szczeniaku! – ojciec Jake’a nie wytrzymał i rzucił się na niego z rękoma. Wędrowiec uchylił się przed ciosem, a potem przed kolejnym. Odepchnął napastnika od siebie i dziękował w duchu za tych wszystkich bojowych staruszków, którzy trafili do szpitala. Dzięki nim był w stanie zręcznie wykonywać uniki, a nie kiedy nawet i odpowiadać na atak.

– I czym pan wytłumaczy to, co zrobił pan Jake’owi? Będzie się pan zasłaniał wymówkami? Kłamał sobie w sam oczy, że to pan jest normalny, a on nie, bo wymyślił pan sobie swój porządek świata? – dalej wkręcał śrubę jednocześnie uciekając przed jego ciosami. Do pogoni dołączył nawet ochroniarz uwolniony spod buta Japesia, ale i on nie był złapać ten naładowanej magią piłeczki kauczukowej.

– Jak taka dewiacja może być normalna? – krzyknął do niego machając rękoma na oślep. Wędrowiec zmęczył go i jego goryla, który stał już w miejscu i czasem od niechcenia próbował go złapać.

– Nie wiem, proszę pana. Nie wiem, jak można tolerować bicie własnego dziecka za to, że jest sobą. Tylko potwornie wybrakowani ludzie tak robią. – odparł. Ojciec Jake’a nakręcał się coraz mocniej, a Japeś dźgał go dalej widząc, że odwracanie ról i uświadamianie mu, że on też mógł być dewiantem działało na niego niczym płachta na byka.

Przepychanki trwały jeszcze dłuższą chwilę, aż w końcu rozjuszony do granic możliwości ojciec Jake’a dopadł Wędrowca. Ten jednak, mając dużo więcej energii niż on, przyłożył mu z całą magiczną mocą, aż ten upadł na pośladki. Chłopak spojrzał z pogardą na siedzącego na ziemi mężczyznę.

– I jak się pan czuje? Uderzyłem pana. Może nie tak mocno jak powinienem, ale mimo wszystko: uderzyłem. Czy to zmieniło pańskie poglądy? Zapewne nie. Tak samo jest z Jake’iem. Nie zmieni go pan tłukąc go bez opamiętania. Jake będzie panu kłamał, że się zmienił, ale nie zmieni go pan z czegoś, co nie jest jego wyborem. To jakby bić go za to, że oddycha! Jedno panu powiem… Zmienił pan za to mnie. – warknął do niego groźnie. Podszedł do niego i butem docisnął go do podłogi. – Dlatego ostrzegam: jeśli podniesie pan jeszcze raz rękę na Jake’a, ja podniosę moją rękę na pana, a wtedy nie będę się powstrzymywał. Nie pozwolę go panu krzywdzić.

Kiedy skończył swój monolog podszedł do drzwi. Zanim jednak wyszedł, zwrócił się do ojca Cienia.

– Współczuję Jake’owi, że ma takiego ojca. W tej kwestii na szczęście ma jednak wybór, aby się od pana odciąć. – i powiedziawszy to opuścił budynek.

Nikt nie stawał mu na drodze. Skoro Japeś postanowił wyjść to po co mu to utrudniać? Spowodował i tak wystarczająco problemów.

Na zewnątrz zamówił taksówkę, która odwiozła go na dworzec, a stamtąd wrócił pociągiem do domu. Był nawet zadowolony, chociaż rozmowa nie potoczyła się do końca tak, jak planował. Mimo tego liczył, że był wystarczająco dosadny. Nie zależało mu na tym, aby ojciec Jake’a zrozumiał, ale na tym, aby dał mu wreszcie spokój. Nie wierzył w to, że taka osoba mogłaby się zmienić, więc lepiej byłoby, gdyby po prostu zniknął z ich życia raz a na dobre.

W dobrym nastroju dotarł do domu, a tam spotkał się ze zdziwionym pytaniem o swoje wyjątkowo wesołe zachowanie.

– Miałem dziś wyjątkowo dobry dzień! – odparł z nieukrywaną radością.

Mefisto

#318. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.33 – Bojowa rozmowa Read More »

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu

Pierwszy dzień zleciał im dosyć szybko. Japeś dał Jake’owi klucze do mieszkania, bo ten musiał pójść do pracy. Wrócił wczesnym rankiem i ulokował swoje wykończone ciało obok Wędrowca. Smok jasno i wyraźnie podkreślił, że kanapa była jego miejscem do spania i biada temu, kto próbowałby ją bezprawnie zająć.

Japeś obudził się niedługo po tym jak Cień wrócił i zaskoczeniem, ale i dziwną radością patrzył na chłopaka śpiącego obok niego. W pewnym sensie ucieszyło go to, że Jake wrócił, a nie wykorzystał okazję i uciekł…

Ostrożnie zebrał się z łóżka, aby go nie obudzić, wziął szybki prysznic i dotarł do lodówki, gdzie zaczął planować coś dobrego na śniadanie. Stwierdził jednak, że jajecznica będzie najlepszym rozwiązaniem, a jednocześnie najmniej niebezpiecznym dla Japesia do przygotowania.

Przygotowanie śniadania przerwał jednak dzwonek do drzwi, za którymi kryła się Siya. Wędrowiec wpuścił ją do środka. Oboje zajęli się rozmową, a Japeś dodatkowo przygotowywał posiłek powiększony o porcję dla niespodziewanego gościa. Dziewczyna w między czasie zdradziła mu cel swojej wizyty: miała w planach wyciągnięcie Japesia na zakupy.

Niedługo po przyjściu Siyi, Jake wyłonił się z pokoju i zajął miejsce obok niej. Był wyraźnie niewyspany, ale musiały go obudzić ich śmiechy i chichy, więc po prostu się poddał i dołączył do drużyny śmieszków. Siya wpierw była zaskoczona, potem niesamowicie uradowana, ale na koniec zobaczyła twarz Jake’a i od razu domyśliła się co się mogło stać.

– Twoi rodzice? – zapytała krótko, a Cień kiwnął głową w odpowiedzi. Japesia zaskoczyło to, jak ta dwójka dobrze siebie znała, że potrafili bez problemu odczytywać swoje myśli. Z drugiej strony, gdyby Wędrowiec wiedział jacy byli rodzice Jake’a, też pewnie by się domyślił.

Wszyscy troje powoli zaczęli pochłaniać śniadanie jednocześnie dyskutując o całej tej sytuacji. Siya uśmiechnęła do Japesia na wieść o tym, że przyjął on Jake’a pod swój dach. Wędrowiec za to, pod wpływem tego spojrzenia, mało co nie udławił się jajkiem. Potem uśmiechnęła się zwycięsko do Cienia, który w odpowiedzi pokazał jej jedynie język.

Po skończonym posiłku zebrali się i udali na zakupy. Jake wręczył Siyi kluczyki do auta, a sam rozłożył się na tylnym siedzeniu i korzystał z okazji, aby się zdrzemnąć. Jak zawsze na drodze musiały być korki z powodu robót, więc podróż im się dłużyła. Japeś podziwiał wolno przesuwający się widok za oknem, a jego towarzyszka skupiała się na prowadzeniu. W duchu jednak wyklinała Jake’a, bo on musiał wiedzieć o korkach. Inaczej nie dałby jej prowadzić!

Ostatecznie dotarli na miejsce i zaczęli ustalać plan działania.

– Idę po kawę. Możemy się spotkać za 15 minut przy poczcie. – ziewnął Jake. Spał raptem jakieś cztery godziny, co dla niego było nieakceptowalne.

– Skoczę do drogerii i za *pół* godziny możemy się tam spotkać. – poprawiła go Siya. – Może weźmiesz Japesia ze sobą? Raczej wątpię, by przetrwał mój sklepowy maraton.

– Mało kto przetrwałby twój maraton. – na te słowa dziewczyna pokazała Cieniowi język i ruszyła w stronę drogerii. Cień i Wędrowiec udali się wpierw do sklepu komputerowego, gdzie Jake wybrał sobie w miarę taniego laptopa, potem udali się do sklepu z ubraniami, gdzie oboje znaleźli coś dla siebie, a na sam koniec dotarli do kawiarni, gdzie zamówili kawę na wynos. Stamtąd wyruszyli pod pocztę i czekali cierpliwie na Siyę.

Dziewczyna w typowym dla niej zwyczaju spóźniała się. Jake nie wydawał się tym przejęty. Rozsiadł się wygodnie na nieopodal stojącej ławce i delektował się kawą. Japeś za to pił tą płynną gorycz jakby za karę. W życiu tak mocnej kawy nie pił…

– Skąd się znacie? Z Siyą? – zapytał nagle, a Cień spojrzał na niego i zamyślił się.

– Cóż… Mieszkała tuż obok, nasi rodzice się znali. Trochę taka sąsiedzka znajomość. Potem chodziliśmy razem do szkoły, więc poznaliśmy się lepiej. – westchnął i upił spory łyk z papierowego kubka. – W liceum udawaliśmy, że chodzimy ze sobą.

– Udawaliście? – zdziwił się, a Jake zaśmiał się.

– Taa… Moi starzy przyłapali mnie w niekomfortowej sytuacji, zrobili burdę stulecia, wysłali do psychologa. Niewiele brakowało, a posłaliby mnie na jakiś obóz naprostowujący… Siya zgodziła się ze mną chodzić na niby, aby się odwalili. – rzekł dosyć spokojnie. – Od czasu do czasu wysłałem im zdjęcie jak się przytulamy czy coś i był spokój. Przynajmniej do wczoraj.

26.07.2020_22-17-31

– Ojciec cię wtedy… pobił? – Japeś znał odpowiedź na to pytanie. Widział je w lekko zaskoczonych, ale i zirytowanych oczach Jake’a.

– Pobił… Złamał mi dwa żebra i rękę. Jak Siya mnie zobaczyła, sama to zaproponowała. Najlepsza przyjaciółka jaką można mieć. – jednym łykiem dopił resztę kawy.

– To miłe z jej strony. – uśmiechnął się. W duchu jednak czuł coraz większą potrzebę zrobienia coś z tą beznadziejną sytuacją. Im więcej znał szczegółów, tym bardziej chciał działać.

– Ty i ona to chyba jedyne osoby na tym świecie, które o mnie dbają. – uśmiechnął się do niego, a Japeś na chwilę oderwał się od kipienia nienawiścią do ojca Jake’a. Znowu poczuł to śmieszne łaskotanie w klatce piersiowej, a serce zaczęło mu łomotać z ekscytacji. To uczucie przerwało jednak pojawienie się Siyi obładowanej zakupami.

Cień zajął się rozmową z dziewczyną, a dokładniej wskazywanie na zegarek i podkreślanie, że się spóźniła. Siya za to pokazywała mu język w szczerym rozbawieniu. Japeś skorzystał z okazji i szybko napisał wiadomość do Dominika z prośbą o pomoc w znalezieniu adresu rodziców Jake’a.

Resztę dnia spędził pomiędzy oczekiwaniem na odpowiedź a spędzaniem czasu z pozostałą dwójką. Pod wieczór otrzymał odpowiedź, która nieco go zaskoczyła. Zawierała adres wraz z dopiskiem “to nie było trudne – wystarczyło wpisać jego imię w wyszukiwarkę”.

Japeś był gotowy do realizacji swojego planu…

Przeczekał kilka dni i udając, że szedł do pracy, w rzeczywistości udał się na pociąg, a potem na taksówkę, aby dojechać do posiadłości rodziców Jake’a. W głowie układał sobie swój monolog i starał się odsunąć myśli o tym, aby wysadzić ojca Cienia przy użyciu magii. Mimo iż było to bardzo uzasadnione, Kraniec Czasu wciąż byłby z tego faktu niezadowolony.

26.07.2020_22-21-26

W końcu dotarł do celu swojej podróży i zamarł z wrażenia. Willa rodziców Jake’a była ogromna, prawie największa w okolicy. Do środka dostał się istnym cudem: odbywał się właśnie jakiś casting i wzięto go za jednego z zainteresowanych posadą. Wykorzystując zamieszanie przemknął się między korytarzami, aż odnalazł biuro, w którym znajdował się cel jego wizyty: oto stanął przed ojcem Cienia, jego matką siedzącą u jego boku i jakimś wielkim kolesiem, który patrzył groźnie na chłopaka.

Wiedział, że nie było już dla niego odwrotu!

Mefisto

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu Read More »

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne

Japeś po raz kolejny wprosił się na noc. Jake nie protestował. W końcu i tak Wędrowiec zrobiłby swoje, a Cień nie miał nawet ochoty się o to kłócić. Z drugiej strony towarzystwo chłopaka wydało się nawet kojące, bo był pierwszą istotą z Krańca Czasu, która go nie odtrąciła. Wręcz przeciwnie: jeszcze bardziej stanęła po jego stronie. Po raz pierwszy od dłuższego czasu zaczął czuć ulgę. Zawsze myślał, że był kompletnie sam, a teraz okazało się, że znalazł bratnią duszę, która ocenia go po tym, co robił, a nie po tym, kim był.

Resztę wieczoru udało im się spędzić w przyjemniejszej atmosferze pomiędzy oglądaniem filmów na laptopie a wybieraniem jedzenia z lokalnych knajp, które oferowały dostawę do domu. Koło północy poddali się i poszli spać.

Poranek jednak wcale nie zapowiadał się dobry. Oboje zerwali się do gniewnegu krzyku jakiegoś mężczyzny w garniturze, dzierżącego w dłoniach klucze do mieszkania. Obok niego stała elegancko ubrana kobieta ze zdziwieniem malującym się na twarzy. Jake przeklął pod nosem i momentalnie zebrał się z łóżka stając twarzą w twarz – jak się z rozwijającej między nimi dyskusji okazało – swoim ojcem. Dyskusja oczywiście szybko przemieniła się w kłótnię na temat tego jak bardzo mężczyzna zawiódł się na Jake’u i o tym jak Jake miał na to wywalone.

Im dłużej w tym trwali, tym głośniejsze stawały się ich wrzaski. W pewnym momencie Cień kazał Japesiowi wyjść. Eksortował go do drzwi jednocześnie osłaniając go przed swoim ojcem, który był o krok od wybuchnięcia. Kiedy tylko Wędrowiec znalazł się poza mieszkaniem, Jake kazał mu wracać do domu i obiecał, że się do niego odezwie.

Jeszcze przez chwilę wsłuchiwał się w toczącą między nimi kłótnię, do której – sądząc pod odgłosach – doszło do rzucania przedmiotami. Japeś jednak posłuchał się Cienia i udał pośpiesznie na autobus. Cały czas jednak martwił się o chłopaka, bo jego ojciec wydawał się całkowicie stracić nad sobą kontrolę. Ufał jednak, że jego towarzysz był w stanie zapanować nad sytuacją.

Jake nie tylko cierpiał z powodu swojej roli na Krańcu Czasu, ale też i z powodu swojej rodziny będącej nieodłącznym elementem jego ludzkiego życia.

14.07.2020_22-43-41

W połowie drogi do domu Japeś wysłał Cieniowi wiadomość w nadziei, że chłopak przetrwał kłótnię ze swoim ojcem. Jake odpisał mu dopiero w momencie, kiedy Wędrowiec był niemalże w domu. Wiadomość zawierała prośbę o spotkanie na parkingu niedaleko knajpy, w której spotykali się ze znajomymi od czasu do czasu. Japeś udał się tam czym prędzej i widząc stojący na parkingu samochód Jake’a, od razu do niego wsiadł.

Cień opierał głowę o kierownicę, jak gdyby zdążył przysnąć w międzyczasie. Kiedy usłyszał, że Wędrowiec bezceremonialnie ładuje mu się do auta, podniósł głowę i spojrzał w jego kierunku. Miał podbite oko i rozciętą wargę, ale nie wyglądał na przejętego tym. Japeś w swoim odruchu szpitalnym zajął się krwawiącą wargą, a Jake nawet nie zadawał pytań. Po prostu czekał, aż jego towarzysz skończy robić to, co robił.

– Wybacz… to taki odruch ze szpitala. Jak widzę krew to staram się opatrzyć. – mruknął Wędrowiec cicho. Nie za bardzo potrafił opanować chęć gapienia się na podbite oko i rozciętą wargę. W duchu czuł złość w stosunku do ojca Jake’a. Który rodzic byłby zdolny do czegoś takiego?

– To całkiem przydatny odruch. Dzięki. – odparł szybko uśmiechając się lekko, a przynajmniej na tyle, na ile pozwalała mu opuchnięta warga. – Wybacz za to zajście rano. Nie chciałem, abyś był świadkiem czegoś takiego…

– To nie twoja wina. To twój… ojciec… zaczął. – Japeś zawiesił się na słowie “ojciec”. Ciężko mu było go używać w stosunku do kogoś, kto tak traktował własne dziecko. Znów zerknął na rany Jake’a. – Bardzo boli?

– Przyzwyczaiłem się. – odparł Cień krótko, co tylko przeraziło Wędrowca. – To nie pierwszy raz.

– Dlaczego? – Japeś kompletnie tego nie rozumiał, a przez to sam miał ochotę pójść sprać tamtego faceta. W życiu nie podejrzewałby samego siebie o takie pokłady złości.

– Mój stary nienawidzi mnie za coś, co nie jest nawet moją winą. Ty, Japesiu, możesz sobie decydować, czy wolisz facetów, czy kobiety, czy cokolwiek, a ja żyję jak każdy człowiek. Rodzę się z wybranymi cechami i choćbym nie wiem jak się starał, pewnych rzeczy nie zmienię… – westchnął ciężko, a po chwili dodał. – Ponadto musiałem urodzić się w konserwatywnej rodzinie, której życiową misją jest przekazanie swoich genów dalej.

– To ich nie usprawiedliwia! Nikt nie widzi, co oni ci cały czas robią? – oburzył się, a Cień uśmiechnął się smutno na myśl o tym, że Japeś kompletnie nie rozumiał ludzkiego życia.

– Moi kochani rodzice są na tyle bogaci, że policja nie widzi, szpital udaje, że nie słyszy, a opieka społeczna odkąd pamiętam miała zawsze wywalone. – mruknął i oparł głowę o oparcie. – Jakby tego było mało to wywalili mnie z mieszkania, bo to oni są właścicielami…

Jake zaśmiał się, a potem oparł głowę o kierownicę. Japeś przez moment myślał, że Cień się śmieje, ale szybko dotarło do niego, że chłopak płakał. Wędrowiec przypomniał sobie, że Cienie pokroju jego towarzysza stają się nazbyt ludzkie i z każdym przeżytym dniem coraz mniej odporne na przytłaczającą rzeczywistość. A z każdym życiem było to coraz gorsze i gorsze, aż stawało się nie do zniesienia…

Ostrożnie oparł dłonie na ramionach chłopaka i przesunał go z kierownicy na siebie, przytulając go mocno. Jake nie protestował. Wręcz przeciwnie: utonął w ramionach Japesia i łkał cicho wprost na jego ramię. Wędrowiec nie raz pocieszał kogoś w szpitalu i zdawał sobie sprawę, jak ważną rzeczą była druga osoba gotowa po prostu być obok.

Długą chwilę trwali w bezruchu nim Jake odsunął się i otarł pośpiesznie twarz z łez.

– Przepraszam. Po prostu… – zaczął, ale Japeś mu przerwał.

– Nie przepraszaj. To nic złego, że płaczesz. To w sumie nawet dobrze, bo płacz pomaga się uspokoić. – uśmiechnął się łagodnie. – A co do mieszkania: możesz wprowadzić się do mnie. Skoro duch się tak jakby wyprowadził to myślę, że przydałby mi się współlokator.

– Dziękuję, ale… Nie wiem, czy to dobry pomysł… – mruknął Jake opuszczając wzrok. To była kusząca propozycja, ale ryzykowna dla Japesia. W końcu Cienie były nie tylko nielubiane, ale też i nagminnie atakowane przez istoty z Krańca Czasu. Wędrowiec tylko znalazłby się niepotrzebnie na celowniku.

– Rozumiem, jeśli nie będziesz chciał. Nie chcę tylko, aby ta cała sytuacja była dla ciebie taka przytłaczająca. Jeśli zmienisz zdanie, zawsze znajdzie się u mnie kąt dla ciebie. – odparł ze swoją rozbrająjącą niewinnością. Jake za to zaczął walczyć sam ze sobą, aby zgodzić się i być bliżej z jedyną istotą, która nie odtrącała go, a chronieniem tej osoby przed konsekwencjami tego, kim był. Cała jego egzystencja to wieczna kara za coś, o czym zadecydował ktoś inny.

– Wiesz, że jeśli się wprowadzę mogą cię zaatakować istoty z Krańca Czasu? Nie chcę, aby coś stało ci się z mojego powodu. – mruknął smutno. Wędrowiec położył mu rękę na ramieniu i czekał, aż ten podniesie wzrok, aby spojrzeć w te dwa iskrzące z radości ślepia.

– Mieszkam z Prastarym. Myślisz, że on pozwoliłby komukolwiek zrobić mi krzywdę? Zresztą bezpodstawny atak na moją osobę uprawniłby mnie do użycia magii, a trochę stęstkniłem się za możliwością korzystania z niej. – uśmiechnął się z nieukrywanym zadowoleniem.

– To fakt. – zaśmiał się na słowa Wędrowca. Poniekąd mu to schlebiało, ale w pewnym stopniu czuł się nieswojo. Od tak dawna nikt nie wykazał żadnej chęci, aby o niego zadbać, że takie coś wydawało się po prostu niemożliwe. A jednak siedział obok niego niemożliwy Japeś i wierzył w swoje własne słowa, a przez to i Jake wierzył w to, że ktokolwiek stanąłby im na drodze, prędko by tego pożałował.

– Dobrze, wprowadzę się. Na jakiś czas…

Mefisto

#312. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.30 – Więzy rodzinne Read More »

#172. Żyjemy! cz.3

To chyba ostatni wpis z tej mini-serii, która pozwala mi oderwać się czasem od wiru przeprowadzki i wrócić tutaj na bloga. Chyba, bo być może już jutro zaczną wracać normalne notki (o ile można je takimi nazwać :P). Komputer już poskładany – tylko prądu mi trzeba! (bo nie ma gniazdka i trzeba kabel ciągnąć)

Przeprowadzka idzie nam błyskawicznie dzięki pomocy mojej matki. Nie dlatego, że ona dużo robi, ale dlatego, że my biegamy jak mróweczki, aby ona czegoś NIE ZROBIŁA. Dosłownie taki mentalny bicz na nas. Moja matka, niestety, pcha się wszędzie tam, gdzie nie powinna (próbuje mi układać rzeczy w nowym mieszkaniu, próbuje wyrzucać niepotrzebne rzeczy w popednim, a niepotrzebne wg. niej są zabawki Smoczyńskiego). Na szczęście upchnęliśmy ją tam, gdzie nie zrobi szkód, a ona będzie się czuła potrzebna, więc na razie jest spokój. 🙂

Doceniam to, że mimo wszystko stara się nie włazić nam pod nogi i nawet zrezygnowała z perfum, bo wszyscy dzielimy alergię na tenże wynalazek – oczywiście w różnym stopniu. Razem z Połówką nie pokazujemy tego tak po sobie, ale jak Smoczyński zaczął ostentacyjnie kichać, kaszleć, prychać i uciekać od swojej babci to już nie było odwrotu. 😀

Co do przeprowadzki to mamy już sporo rzeczy przewiezione, trochę mebli kupionych, Smoczyński ma swój park rozrywki, po którym biega jak opętany (składa się póki co z ogrodzenia oraz tego i tego). Oczywiście nasz mały pędrak próbuje włazić do namiotu przez najmniejszą możliwą dziurę…

Swoją drogą to on dostał tyle zabawek ostatnio, że już sam nie wie, czym ma się bawić. Pfff, amator! 😀

Ostatnio też byliśmy po jedzenie na wynos w chińskiej knajpie i zamówiliśmy w sumie 6 porcji z czego 3 były bardzo duże. Kobieta z przerażeniem pytała, czy na pewno tyle chcemy, bo to porcja dla 5 osób (a nas 3 plus Smoczyński). Poczuliśmy się niedocenieni. 😛

Czeka nas jeszcze trochę pracy, ale zbliżamy się do końca. W końcu! Nie lubię przeprowadzek, a w szczególności takich wymuszonych. Ale to jest już raczej ostatnia przeprowadzka w tym kraju. 😉

Mam nadzieję, że wszystko pójdzie sprawnie i za około dwa tygodnie pożegnamy ten wyczerpujący etap życia na dobre!

Mefisto

 

#172. Żyjemy! cz.3 Read More »

Scroll to Top