#349. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.47 – Burzenie ścian
Chociaż Japeś bardzo mocno starał się (a jeszcze mocniej wierzył), że obecna sytuacja powinna ich wszystkich jeszcze bardziej do siebie zbliżyć, tak nagle znalazł się pomiędzy kolejną kłótnią Jake’a i Siyi. Cień wkurzał się o to, że dziewczyna próbowała pomagać im wynosić sprzęty z domu, a ona irytowała się, że traktował jej ciążę jak inwalidztwo. Wędrowiec wiedział, że jeśli nie wkroczy między tych dwoje to rzucą się w końcu sobie do gardeł, a przecież byli najlepszymi przyjaciółmi, a nie najgorszymi wrogami. Chłopak wziął głęboki oddech i wskoczył między rozgrzane do czerwoności młot i kowadło, aby przyjąć na siebie impakt uderzenia.
– Z medycznego punktu widzenia ciąża to nie choroba, ale organizm traktuje ją bardziej jak pasożyta. – zaczął, a jego towarzysze spojrzęli na niego niczym na kosmitę, który przybył nauczyć ich żyć w miłości i pokoju, podczas gdy oni chcieli zacząć kolejną wojnę. – Chcę przez to powiedzieć, że Siya może się czuć gorzej, ale nie musi.
Wszyscy troje zamilkli na chwilę do momentu, aż Jake westchnął ciężko.
– Japeś ma rację. Wybacz, że tak panikuję, ale martwię się i o ciebie, i o dziecko. – zwrócił się do swojej przyjaciółki.
– Ja też przepraszam. Znam cię na tyle długo, aby wiedzieć, że robisz to z troski, a nie ze złośliwości. – uśmiechnęła się. – Na szczęście mamy Japesia, który panuje nad sytuacją.
– Fakt. – Cień zaśmiał się nie wierząc, że Wędrowiec po raz pierwszy ugasił emocjonalny pożar zamiast doprawić go benzyną. – Zróbmy to tak: ja i Japeś będziemy znosić rzeczy na dół, a ty spakujesz wszystko, co będziesz w stanie spakować. A jeśli poczujesz się gorzej to od razu dasz nam znać.
– Okej. – kiwnęła głową i wszyscy udali się do swoich zajęć.
Mieszkanie Japesia szybko zostało opróżnione z mniejszych dóbr, które zawiezione zostały do mieszkania Siyi. W ciągu następnych dni Jake wraz ze swoim znajomym usunęli większe meble i zawieźli je do wynajętego na ten cel garażu. Zaraz potem zaczęli jeździć od jednego sklepu budowlanego do kolejnego i stopniowo zapełniali pustą przestrzeń materiałami budowlanymi.
W międzyczasie Cień ustalał kwestie finansowe tak, aby jego znajomy był usatysfakcjonowany, ale i on oraz Japeś nie zostali puszczeni z torbami. W końcu był to spory projekt, a tego typu rzeczy pochłaniały gotówkę jak szalone. Wędrowiec wiedział, że powinien porozmawiać o podwyżce ze swoim szefem: jakby nie patrząc to był jego pomysł i czuł się odpowiedzialny za dopięcie na ostatni guzik kwestii pieniężnych.
Następnego dnia udał się do swojego przełożonego i wyjawił mu cel swojej wizyty.
– Co się stało, że zamarzyła ci się podwyżka? – zapytał starzec zdziwiony nagłym zainteresowaniem Japesia kwestią jego wynagrodzenia.
Chłopak zawahał się przez chwilę, czy aby powinien był wdrażać obcą osobę w problemy swojego prywatnego życia, ale z drugiej strony nie wiedział nawet, jak miałby skłamać, więc na jednym oddechu wyrzucił z siebie:
– Potrzebujępieniędzynaprzebudowęmieszkaniabobędęmiećdziecko. – na słowa Wędrowca ordynator otworzył szufladę i wyciągnął z niej buteleczkę z wódką z napisem “otworzyć w przypadku Japesia”. Sprawnym ruchem opróżnił ją do dna, pomlaskał przez chwilę i spojrzał na swojego podwładnego.
– Będziesz mieć dziecko? Jak? – zapytał z wyczuwalną dozą upicia w głosie.
– To znaczy nie ja tylko koleżanka. I to nie moje dziecko tylko jej, a ja chcę jej pomóc je mieć. – Japeś w stresie zaczął wyrzucać z siebie słowa, a starzec westchnął ciężko, otworzył znów szufladę i wyciągnął kolejną butelkę. Powtórzył antyjapesiowy proces uspokojenia się i zmierzył wzrokiem Wędrowca.
– Więc masz dziecko, ale go nie masz? – zapytał ponownie upewniając się, że dobrze usłyszał.
– Tak, bo ma je koleżanka. – chłopak kiwnął potulnie głową, a ordynator wziął głęboki oddech.
– I to nie jest twoje dziecko? – spytał wiedząc, że od Japesia dostanie odpowiedź, która najpewniej zdzieli go po twarzy.
– Tak, bo jest koleżanki. – odparł. Starzec wiedział, że za cholerę nie pojmie rozumowania swojego podwładnego, więc wyciągnął z szuflady stosowne papiery, które podpisał i obiecał przekazać księgowości.
Uradowany Wędrowiec podziękował i wybiegł z biura ordynatora mało nie wpadając na lekarza (tak, tego lekarza). Za nim z pomieszczenia wyczłapał mocno już podchmielony starzec, który spojrzał na swojego współpracownika.
– On ma dziecko, ale go nie ma, bo ma je koleżanka. Uwierzyłbyś? – zaśmiał się pijackim głosem i ruszył powoli na obchód. Lekarz na te słowa wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer do swojego psychologa, aby przezornie umówić się na wizytę. Skoro ordynator był w takim stanie po rozmowie z Wędrowcem…
Japeś za to znów szedł jak tornado – tym razem niesamowicie szczęśliwe tornado. Wszakże czuł się dumny, że tak łatwo udało mu się osiągnąć zamierzony cel i nic przy tym nie schrzanił (przynajmniej w jego mniemaniu).
Zaraz po pracy udał się do swojego mieszkania, gdzie Jake i jego znajomy Artur przymierzali się do burzenia ścian. Wędrowiec podzielił się z nimi wesołą nowiną niemal podskakując jak piłeczka pod wpływem ekscytacji i euforii.
– Uczcijmy to. – zaśmiał się Artur wręczając mu młot do wyburzenia ścian. – Uderz jako pierwszy.
– To się źle skończy. – mruknął Cień.
Japeś złapał za ciężkie narzędzie i pociągnął je za sobą pod ścianę dzielającą mieszkanie na część kuchenną-dzienną i sypialnianą. Przez dłuższą chwilę męczył się z młotem i Jake powoli zaczął uspokając się na myśl, że Wędrowiec nie da rady go podnieść na tyle, aby uderzyć w ścianę. Niestety upartość jego chłopaka połączona z niesamowitą ilością euforii i adrenaliny sprawiły, że w końcu dźwignął narzędzie, wziął zamach, ale zamiast uderzyć w ścianę przed nim, cisnął młotem za siebie, który zatrzymał się dopiero na ścianie łazienki.
– To było świetne! – śmiał się Artur i klaskał w dłonie gratulując Japesiowi techniki. Jake za to dziękował magii, że przeżyli ten szalony pomysł jego znajomego. Ale jakby nie spojrzeć to mieli już pierwszą dziurę, aby zaczać burzyć ścianę i zrealizować pomysł Wędrowca…
Mefisto
#349. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.47 – Burzenie ścian Read More »