gry RPG

#471. Valheim – pierwsze wrażenie

Valheim to gra surwiwalowa dla jednego lub aż do dziesięciu graczy. Została ona wydana w lutym 2021, jednakże miałem okazję pograć w betę jeszcze w 2018 i zmierzyć się z tym tytułem poraz pierwszy. Opiera się ona na nordyjskiej mitologii, dzięki czemu mamy możliwość poczuć się jak prawdziwy wiking, chociaż ze mnie słaby wiking w takim razie, bo zamiast podbijać i grabić to biłem się z górką, aby farmę zrobić… Jednakże nie wyprzedzajmy faktów!

Nasza przygoda zaczyna się od stworzenia postaci, a potem od stworzenia świata (tudzież dołączeniu do tego, który stworzył któryś z naszych znajomych). Następnie możemy przeczytać krótkie wprowadzenie, które przybliża nam naszą historię, a dokładniej to, jak znaleźliśmy się na tym świecie. Szczerze mówiąc Odin wysyła Walkirie, aby zebrały najlepszych wojowników Midgardu i zaniosły nas na dziesiąty świat, aby walczyć z wrogami Wszechojca. Czyli jakby nie patrząc zostaliśmy porwani i musimy uczestniczyć w nienaszym konflikcie.

Następnie spotykamy Hugina, który będzie pojawiał się od czasu do czasu, aby prowadzić nas poprzez grę, czyli przypominać nam, że aby dostać się do Valhalli, musimy pokonać wrogów Odyna i nasze starania muszą iść w tym kierunku. Oczywiście Hugin musiał mnie wkurzać, bo wyskakiwał mi w najgorszych miejscach, przez co potrafił mnie nawet zablokować.

Najpierw postanowiłem zbudować sobie lokum, aby mieć, gdzie mieszkać. Niestety do tego potrzebne są surowce, a do sprawnego zbierania surowców. Dlatego zamiast robić po swojemu, zrobiłem to, co zasugerował Hugin, czyli stół rzemieślniczy. Dzięki niemu mogłem stworzyć proste bronie i narzędzia, aby wyruszyć w świat. Ledwie ściałęm kilka pierwszych drzew i dostałem od nich w dziub. Świat dziesiąty jest okrutny i trzeba się z tym pogodzić. Na ścinanie drzew chodziłem z bronią, ale przynajmniej to drzewa ginęły, a nie ja.

W końcu miałem wystarczająco materiałów, aby zbudować sobie chatynkę, więc wziąłem się za to. Może i wydaje się to banalnie proste oraz szybkie do wykonania, mi jakoś szybko to nie szło. Jednakże jak wspomniałem: ze mnie wiking raczej jest marny (a niekiedy nawet i martwy). Po zbudowaniu domku i postawieniu podstawowych rzeczy takich jak łóżko i skrzynie (oraz przypadkowym zablokowaniu się dzięki Huginowi przez co musiałem przearanżować ustawienie mebli), wziąłem się za robienie farmy. I generalnie w tym miejscu skończyłem, bo równanie terenu zajęło mi sporo czasu, a przy okazji latałem po drewno i biłem się z wkurzonymi drzewami.

Dlatego też ta recenzja nie jest jeszcze skończona, bo doświadczyłem minimalny element gry, a moim zamiarem jest pokonać ją całą (albo jak najwięcej, jeśli okaże się, że aż tak kiepskim wikingiem jestem). Gra mi się bardzo podoba, bo poza zwykłym zbieraniem surowców, musimy zbroić się przed przypadkowymi atakami środowiska. Nie dotarłem za daleko ani z fabułą, ani z rozwojem postaci, ale jednak zauważyłem, ile w tym tytule można osiągnąć. Dlatego kontynuacja nastąpi (mam nadzieję) wkrótce. 🙂

Mefisto

 

 

#471. Valheim – pierwsze wrażenie Read More »

#469. Star Wars The Old Republic

W tej notce przybliżę Wam dynamiczną wojnę pomiędzy klanami Mandalorian, która (jak się okazało pod koniec rozdziału) jest bardziej skomplikowana niż mogłoby się nam śnić. Kontaktuje się z nami Shae Vizla – obecna Mandalore – z informacjami odnośnie Hety Kol. Heta jest samozwańczą Mandalore i ciągnie za sobą wiele klanów pragnących wrócić do starych czasów, gdzie Mandalorianie atakowali, łupili i bogacili się na tym. Nasza nemesis ukryła się na pustynnej planecie Ruhnuk i Shae prosi nas, aby się z nią tam udać.

Planeta to stara kula piachu (cytując naszą Mandalore), pełna burz piaskowych i zakłóceń dla wszelkich urządzeń. Naszym pierwszy zadaniem, aby odnaleźć bazę Hety, jest montowanie naszych nadajników, aby ustalić, gdzie nasza przeciwniczka może się podziewać. Podczas naszych eskapad w jej bazie spotyamy samą Hetę i kończy się to potyczką. Nas powalają cztery dziwne urządzenia, podczas gdy Shae dobrowolnie się poddaje, aby stawić czoła Hecie w rytualnej walce.

Udaje się nam uciec i naszą kolejną misją jest pilnowanie, aby rytualna walka przebiegała zgodnie z zasadami, czyli bez oszukiwania. Bowiem, jak wiadomo, Heta chce być za wszelką cenę Mandalore, nawet za cenę własnego honoru. Heta używa na Shae tego samego urządzenia, co wcześniej na nas, ale nie na długo, bo nasz dzileny Sith przybywa na miejsce, aby to urządzenie pokroić na plasterki.

Wtedy też szala przechyla się na stronę Shae (bo jest lepszą wojowniczką), jednak nasza towarzyszka nie jest w stanie udowodnić wszystkim, że to ona zasługuje na tytuł Mandalore, bowiem wybucha walka pomiędzy wszystkimi i Heta ostatecznie ucieka. Nam pozostaje czekać na jej kolejny ruch, aby dowiedzieć się, jak potoczy się nasza historia.

Przyznam szczerze, że wszystkie trzy historie były ciekawe, może i krótkie, ale w takiej ilości, w jakiej je dostałem (czyli wszystkie trzy na raz) byłem zadowolony. Gdyby twórcy SWTOR wypuszczali na raz więcej opowieści, myślę, że dałoby się przeżyć oczekiwanie. No cóż – pozostaje mi tylko czekać, aż uzbiera się znowu misji do pokonania. 😉

Mefisto

#469. Star Wars The Old Republic Read More »

#466. Plague Tale: Innocence

 

Plague Tale: Innocence to wydana w 2019 roku gra, która zabiera nas w mroczne czasy plagi nękające XIV-wieczną Francję. Plagę, która z rodziną naszych bohaterów – Hugo i Amicii – ma wiele wspólnego. Tytuł ten stworzyło studio Asobo oraz Focus Entertainment i zdecydowanie podbił on moje serce.

Chociaż nasza przygoda jest pełna mroku, bólu i ciągłego strachu, początek gry wydaje się wręcz przytulny. Amicia de Rune (nasza główna bohaterka) wraz ze swoim ojcem udaje się pod drzewo, gdzie ma udowodnić swoje zdolności w posługiwaniu się procą. Dosłownie chwilę po tym zauważamy dzika, więc Amicia rzuca się w pogoń za zwierzyną. Towarzyszy nam pies myśliwski, jednakże podczas naszych łowów coś idzie nie tak i nasz psi towarzysz zostaje wciągnięty do wielkiej dziury w ziemi.

Amicia wraz z ojcem wracają czym prędzej do posiadłości, gdzie przez moment możemy pocieszyć się spokojem i spędzić chwilę z młodszym bratem Hugo. Nasi bohaterowie nie znają się za dobrze, bowiem Hugo cierpi na dziwną chorobę i matka, alchemiczka, spędza dnie i noce na szukaniu lekarstwa. Niestety błoga chwila dobiega końca, bowiem do posiadłości przybywa inkwizycja i domaga się wydania chłopca.

Dochodzi do potyczki między inkwizycją a mieszkańcami naszej posiadłości. Nasz ojciec ginie już na samym początku (bowiem od tego zaczyna się cała ta masakra). Matka naszych bohaterów zamyka ich w pokoju Hugo, a sama biegnie robić dywersję. Amicia wraz ze swoim bratem powoli i ukradkiem wymykają się do kuchni. Tam spotykają się ze swoją rodzicielką, po tym jak ogłusza ona najemnika, który nas nakrył.

Stamtąd uciekamy razem przez ogrody, jednak nie dane jest nam uciec całą rodziną. Matka postanawia się poświęcić, aby Amicia i Hugo mieli realną szansę na ucieczkę. Chociaż jest ciężko, nasi bohaterowie ostatniecznie umykają inkwizycji. Dzieje się to z pomocą strumienia rzeki, do której wpadli, ale grunt, że udało im się ujść z życiem.

Nasi bohaterowie trafią do niedalekiej wsi, która mierzy się w tej chwili z plagą. Ludzie giną albo są zagryzani przez szczury i jakimś dziwnym cudem my kończymy obwinieni za tę sytuację. Oczywiście nie jest to dalekie od prawdy, ale wciąż jest to bardziej skomplikowane niż przedstawiają to wieśniacy.

Nasza dalsza droga przez wieś wiedzie przez klasztor, gdzie znajduje się rój szczurów gotowych pożreć nas w chwilę, jeśli tylko znajdziemy się poza blaskiem światła. Jest to trudne zadanie, bowiem musimy zapalać pochodnie, bujać lampy, aby móc przebiec z jednej strony na drugą, wspinać się na meble, aby uciec przed tymi małymi żarłokami…

Chociaż pokonujemy sporo przeszkód na naszej drodze, nasza przygoda dopiero co się zaczyna. Udajemy się do alchemika, z którym współpracowała matka Amicii i Hugo w celu stworzenia lekarstwa na problem małego bohatera. Pomimo wielu przeszkód, docieramy na farmę Laurentiusa, jednak ten leży przykuty do łóżka, bowiem dopadła go plaga. Jego uczeń, Lucas, pomaga zebrać nam nieco potrzebnych rzeczy i uczy nas nieco alchemii – na przykład jak stworzyć Ignifer, czyli zapalnik, dzięki któremu możemy zapalać pochodnie czy lampy na odległość, ciskając w nie rozpalony kamień z procy.

Chociaż wydaje się, że ma chwilę możemy odetchnąć ze spokojem, farma naszego alchemika zostaje pochłonięta przez olbrzymi rój szczurów. Wraz z Lucasem udaje się nam jednak uciec i odpłynąć łódką w stronę Chateau. Podczas podróży dowiadujemy się od Lucasa, iż Hugo jest nosicielem Prima Maculi – czegoś w rodzaju klątwy, ani dobrej, ani złej, jednakże ściśle powiązaną z plagami.

Docieramy do Chateau, które spowite jest mrokiem niedawnej angielsko-francuskiej walki. Setki ciał powoli pożerają nadcierające szczury, a my, poza unikaniem krwiożerczych gryzoni, musimy jeszcze uważać na angielskich żołnierzy. W trakcie naszej eskapady pomagamy uciec dwójce złodziejaszków, jednakże sami zostajemy złapani.

W następnym rozdziale poznajemy Melie i Arthura – dwoje złodziejaszków, którym wcześniej pomogliśmy. Czują się winni naszej sytuacji, a jednocześnie dowiedziawszy się, że pochodzimy z rody szlacheckiego, chcą bardzo nam pomóc. Dzięki nim udaje się nam zbiec zanim na miejsce dotarła inkwizycja, bowiem żołnierze planowali wydać im nas. Niestety Arthur zostaje schwytany. Po drodze udaje się nam jeszcze uratować Lucasa, który bym potraktowany dosyć łaskawie ze względu na swoją wiedzę o alchemii.

Odnajdujemy opuszczony zamek pełen dziwnych mechanizmów, które pozwalają nam zagonić szczury do dołów i trzymać je w uwięzi. Tam możemy się w końcu poczuć bezpiecznie i zaplanować nasze kolejne kroki: jak pomóc małemu Hugo z jego pogarszającym się stanem zdrowia. Melie martwi się o swojego brata, więc wraz z Amicią udają się do pobliskiego miasta, przepełnionego inkwizycją, gdzie znajdują się pojmani złodziejaszkowie i inni przestępcy, a także ważna księga, Sanguinis Itinera, która może zawierać wiele odpowiedzi na temat Prima Maculi.

Amicia udaje się więc do uniwersytetu po księgę, a Melie do bastylii po Arthura. Nasza przygoda pełna jest przedzierania się przez bilbioteki, gabinety i pomieszczenia pełne inkwizytorów i kościelnych/uczonych. Nie jest to jednak bezowocona podróż, bowiem udaje się nam odnaleźć księgę dzięki pomocy współtwórcy drzwi chroniących ją, Rodrica. Wraz z nim udaje się nam uciec z Uniwerstytetu, chociaż przypadkiem rozpętujemy pożar i wszystko stoi teraz w ogniu. Ułatwia nam to sprawę ze szczurami, jednak wciąż musimy mierzyć się z ogniem i inkwizycją.

Pomimo przeciwności losu, udaje się nam powrócić do zamku, a tam zjednoczyć ze wszystkimi – wliczając w to Melie i Arthura. Arthur zdradza nam, iż nasza matka żyje i jest przetrzymywana w bastylii. Hugo chce od razu biec ją ratować, jednak piorytetem dla Amici jest stworzenie eliksiru, aby spowolnić, a może nawet i zatrzymać Prima Maculę.

W tym momencie muszę jednak przerwać tę opowieść, bo zdradzę Wam całą fabułę, a nie o to mi chodzi. 😉 Gra jest niesamowita pod wielowa względami, a wątek rodziny de Rune jest po prostu wciągający i ciężko jest przerwać grę – chce się ją przejść do samego końca, aby poznać historię naszych bohaterów i dowiedzieć się, czy ich opowieść zakończy się szczęśliwie.

Plague Tale: Innocence to niesamowita gra z naprawdę świetnie przygotowaną i przedstawioną fabułą, od której ciężko się oderwać. Przypadłość Hugo jest ciekawym aspektem nurtującym nas od samego początku, gdzie chociaż mogłoby się wydawać, iż jest to przekleństwo, z czasem okazuje się dosyć pomocne i bardziej zawiłe niż mogłoby się nam wydawać, a jednocześnie zostawia nas z takim poczuciem “wow, tego się nie spodziewałem”. Pomimo iż już trochę czasu minęło od przejścia tej gry, dalej czuję ekscytację na myśl o niej, bowiem zapewniła mi niesamowitą rozrywkę. Dlatego też niebawem rzucę się na kolejną część, aby poznać dalsze losy naszych bohaterów. 😉

Mefisto

#466. Plague Tale: Innocence Read More »

#463. Star Wars the Old Republic: Manaan

W tej notce opiszę krótki, ale całkiem ciekawy wątek, jaki rozwinął się na Manaan. Mianowicie, jak to już w tego typu gier bywa (a mowa tu o serii The Old Republic), jeśli Republika nie będzie próbowała zdobyć kolto w nie do końca legalny sposób, to zrobi to Imperium. Dzisiaj pomagamy Sithom w uporaniu się z Selkathami (a przynajmniej tymi, którzy nie chcą naszej dominacji).

Naszym towarzyszem jest major Anri, którą ratujemy z opresji, a dokładniej od zabójczych dział przeciwlotniczych Republiki. Wraz z nią stawiamy czoła pierwszym oddziałom oporu Selkathów i ostatecznie ratujemy pułkownika Korrda. Ten daje nam zadania, które podobnież pochodzą od Darth Noroka, aby umocnić naszą pozycję na Manaan i skutecznie móc odpierać ataki Selkathów oraz Republiki.

Jednak w trakcie naszej eskapady spotykamy Noroka uwięzionego przez Republikę. Okazuje się być on kompletnym kretynem, dla którego ważniejsze jest szerzenie zniszczenia niż dobro Imperium. Dlatego też postanowiłem go zrecyklingować (jak na dobrego Sitha zresztą przystało). Po tym konfrontujemy Korrda, bowiem podrabiał on rozkazy swojego przełożonego, ale ciężko było mu się dziwić, że to robił, więc kryjemy go przed Darth Krovos.

Na tym kończy się ten epizod naszych Star Warsowych przygód. Kolejny zabiera nas już w wojnę pomiędzy klanami Mandalorian. O tym jednak napiszę innym razem. 😉

Mefisto

#463. Star Wars the Old Republic: Manaan Read More »

#458. Star Wars The Old Republic

Miałem trochę więcej wolnego czasu, więc nadrobiłem starego, dobrego SWTORa. Wpis będę musiał podzielić, bo jednak trochę za dużo szczegółów zebrało się, a nie chciałbym niczego pogubić.

Nasza przygoda zaczyna się od spotkania z Darth Rivixem odnośnie zbiegłego niedawno Malgusa. Imperator wysłał go do nas z prośbą o pomoc, aby złapać zbutowanego Sitha zanim narobi więcej bałaganu niż do tej pory narobił. W tym celu wyruszamy na Dantooine, aby dorwać go w trakcie odbierania Jedi reliktu, który onegdaj należał do Sithów. Oczywiście po drodze musimy walczyć z różnymi potworami, jak i wkurzonymi Jedi.

Niestety Malgusowi udaje się uciec, a my jedyne, co możemy robić, to deptać mu po piętach, aż do planety Elom, gdzie dowiadujemy się o istnieniu Darth Nul – potężnej Sith, której istnienie zostało kompletnie wymazane z kart historii, a to z powodu jej wynalazku pozwalającego tworzyć Dzieci Imperatora (Children of Emperor).

Rytuał ten, w dużym skrócie, polegał na złamaniu woli potencjalnego “dziecka”, wywarciu presji, aby bezwględnie służyły imperatorowi, a ostatecznie naznaczenie ich mocą imperatora, aby ten mógł nimi sterować. Cały proces odbywał się tak, aby ofiara nie wiedziała, co się jej przytrafiło. Jak widać: jest to całkiem niebezpieczna rzecz, a Malgus zdradził tylko, że to, co zaczął, nie może już być zatrzymane.

Niestety ten wątek na razie dla nas się skończył, ale twórcy rzucili nam przed nos kolejne wyzwania: konflikt klanów Mandalorianów oraz kłopoty Sithów na Manaan, gdzie nie do końca legalnie wydobywają kolto. Tymi wydarzeniami zajmę się jednak w następnych wpisach.

Mefisto

#458. Star Wars The Old Republic Read More »

#451. Gamingowe podsumowanie roku 2022

Kolejny zwariowany rok za nami. Pora więc zatem przyjrzeć się, co działo się w świecie gier w 2022. A trochę się działo, i chociaż było wyboiście, świat gamingu nie zawiódł.

Jak co roku: oto moje trzy perełki, które szczególnie przykuły moją uwagę. Pod tym linkiem znajdziecie wszystkie inne gry z roku 2022.


PINE


Pine zdecydowanie zasługuje na wyróżnienie, bowiem gra urzekła mnie od samego początku na kilka możliwych spososób: niesamowicie ciekawą fabułą, uroczą grafiką i złożonością samej mechaniki gry. Twórcy wpakowali w nią tyle detali, a jednocześnie wyważyli je na tyle dobrze, iż tytuł ten wydaje się wręcz idealny.

Nasz bohater, Hue, musiał zmierzyć się ze stratą, znaleźć w sobie odwagę, aby wyruszyć na nieznany ludziom ląd i odnaleźć kawałek ziemi dla swojego ludu. Wszystko wokół skomplikowanej mechaniki świata Albamare i setki tych niewielkich detali, które potrafiły odciągnąć mnie od głównego wątku historii naszego bohatera tylko po to, aby się nimi pozachwycać.

To jest zdecydowanie gra 10/10!


STRAY


Stray to bardzo wyjątkowa i niesamowita pozycja, w którą miałem przyjemność zagrać w 2022 roku. Był to długo wyczekiwany powiew świeżości wśród nowowydanych gier, przepełnioną mroczną, ale jednocześnie i uroczą grafiką.

Historia naszego bohatera – kota – powalała na kolana do tego stopnia, że grę musiałem przejść dwa razy. Chociaż gra nie pozwala nam na wybór, jak potoczą się losy naszego czworonoga, to jednak fabuła była niesamowicie dopracowana, trzymająca w napięciu do samego końca i zmuszająca do refleksji. Cała ta droga, którą pokonaliśmy była emocjonującą przygodą i strasznie czułem się zawiedziony, kiedy się skończyła, bo chciałbym, aby trwała wiecznie. Bardzo mocno liczę na kontynuację tej gry!

Zdecydowanie 10/10!


THE PROCESSION TO CALVARY


Na tej liście nie mogło zabraknąć czegoś zwariowanego, a nie ma nic bardziej zwariowanego niż The Procession to Calvary. W tym tytule powala przede wszystkim pomysłowość twórców. Wszak wręcz zszyli ze sobą wiele słynnych obrazów, aby na ich podstawie stworzyć niesamowitą grafikę do gry. Jednakże to fabuła jest majstersztykiem w kwestii kompletnego absurdu, bowiem rzadko kiedy zdarza się gra tak dobra w robieniu durnia ze wszystkiego.

Naszym celem w tym tytule kończy się święta wojna, więc nie możemy już mordować wszystkich jak leci. Nasza niepocieszona bohaterka musi więc wyruszyć w podróż, aby zgładzić tyrana, przez którego rozpoczęła się ta cała wojna. Oczywiście w trakcie naszej wyprawy musimy pokonać wiele niesamowitych trudności: często tak dziwnych, że nie mieści się to w żadnej skali.

10/10 – polecam!


A Wam jaka gra przypadła do gustu w 2022?

Mefisto

#451. Gamingowe podsumowanie roku 2022 Read More »

#449. Star Wars the Old Republic

Trochę czasu zajęło mi, aby w końcu przysiąść do starego, dobrego SWTORa. W tej części kontynuujemy wątek zaczęty w poprzedniej notce. Oczywiście, twórcy gry postanowili wprowadzić trochę urozmaicenia i poza kontynuacją jednego wątku, dostajemy zalążek kolejnego. Także teraz dowiadujemy się o problemie, z jakim mierzą się Mandalorianie, aczkolwiek w tej chwili są to szczątkowe informacje, które za wiele (poza robieniem smaka na kolejne aktualizacje) nic nie wnoszą.

Następnie, wraz ze Scourgem i Kirą wyruszamy w stronę zaginionego statku. W tym przypadku ścigamy się nie tylko z czasem, aby jak najszybciej odnaleźć zaginioną załogę statku, a w tym Satele Shan, ale też i z sługami Imperatora. Tak, cały ten wątek tyczy się cząstki Imperatora, którego dosyć niedawno pokonaliśmy i wygnaliśmy z naszego ciała, a który znalazł sobie inne lokum (dokładniej mistrzynię Satele Shan), gdzie przygotowywał się na swój własny powrót.

Naszym zadaniem jest pokrzyżować mu te plany: wpierw na statku mierząc się z jego Sługami, a potem w świadomości Satele, mierząc się z różnymi wersjami Imperatora. Oczywiście nie jesteśmy sami: towarzyszą nam wszyscy Jedi i Sith, którzy chcą nam pomóc utrzymać balans pomiędzy jasną i ciemną stroną mocy. Nie zdradzę jednak większej ilości szczegółów, bo mimo wszystko te rozdziały są dosyć krótkie i po prostu mógłbym opowiedzieć wam wszystko, a nie o tym w tym chodzi. Aczkolwiek mogę wam z czystym strumieniem zdradzić, że zakończyliśmy jeden wątek w SWTORze, a powoli otwiera się przed nami nowy, bardziej pogmatwany. Czuję, że będzie ciekawie!

Cóż – do zobaczenia w grze! 😉

Mefisto

#449. Star Wars the Old Republic Read More »

#437. Pine

Pine to gra RPG, która wciągnęła mnie niedawno w swoje sidła, chociaż nie spodziewałem się, że aż tak wiele rzeczy jest do zrobienia w tym niepozornym tytule. Została początkowo stworzona jako projekt grupy studentów na zaliczenie, a potem doszlifowana i wydana przez studia Twirlbound i Kongregate. Premiera miała miejsce w październiku 2019.

Naszym bohaterem jest Hue – człowiek, który wraz z grupą innych ludzi żyje na Niestabilnym Klifie (ang. Unstable Cliff). Starają się żyć spokojne, hodować pożywienie i budować domki na drzewie, aczkolwiek trzęsienia klifu dosyć mocno im to utrudniają. Jedno z takich trzęsień zabija brata naszego bohatera, a jego samego zrzuca z klifu. Warto też dodać, że nasz brat był zainteresowany zewnętrznym światem i dzięki jego odkryciom będziemy mieli odwagę przemierzać nieznany ląd. Jednakże nie wybiegajmy za daleko w przyszłość.

Jak tylko Hue odzyska przytomność, spotyka Oth, jednego z Wambas – rasy określającej siebie jako obserwatorzy. Trzęsienie uwięziło go w dolinie u podnóża klifu, więc pomagamy mu się stamtąd wydostać. W zamian dostajemy cenną wiedzę, jak zacząć stawiać nasze pierwsze kroki w tym nowym i nieznanym dla nas świecie.

Po krótkiej przygodzie z Othem, wracamy do naszego plemienia i ogłaszamy im, iż klif jest niebezpieczny, dlatego wybieramy się w podróż po nieznanych lądach, aby znaleźć nam nowy, bezpieczny dom. Oczywiście starszyzna odradza nam to w obawie o nieznane niebezpieczeństwa czyhające na nowym lądzie. Hue jednak pozostaje nieustraszony i wyrusza na swoją wyprawę.

Naszym wsparciem w tej wyparwie okażą się Wambas, a jest ich aż czterech. Niestety ich wsparcie okaże się również problematyczne, bowiem im dalej będziemy brnąć w podrzucane przez nich zadania, tym bardziej będziemay odkopywać starą waśń, rozpoczętą przez ludzi, którzy zamieszkiwali Albamare przed nami.

Nasza droga do ukochanego, nowego domu wiedzie poprzez kolaborację z wieloma różnymi plemionami (Cariblin, Fexel, Gobbledew, Krocker, Litter). Nie ma tutaj za bardzo znaczenia z kim będziemy się bratać: nasza droga do celu jest w pewnym stopniu dowolna. Z plemionami można dogadać się poprzez zostawianie wystarczającej ilości dotacji w odpowiednich miejscach. Dotacją może być wszystko: przedmioty zdobyte z ubijania potworów lub innych plemion, zebrane dobra typu kamienie, drewno, jedzenie, metale lub też wytworzone przez nas przedmioty.

Oczywiście nasze dobre relacje z jednym plemieniem mogą skutkować wrogość innego plemienia. Generalnie ciężko było być lubianym przez wszystkich i trzeba było wybrać sobie przyjaciół. Nie ma zatem sensu wdawać się w większe relacje niż wymaga tego misja. 😉 Mamy też możliwość zbierania artefaktów, które po nitce do kłębka doprowadzą nas do zapomnianych kart historii i tego, co wydarzyło się na tym spokojnym lądzie.

Bardzo wciągającym elementen gry było oczywiście zbieranie i wytwarzanie przedmiotów. Niektóre przedmioty były dostępne tylko w odpowiednich rejonach Albamare, więc czasem trzeba sporo nastać się w jednym miejscu albo sporo trzeba się nabiegać. Wytworzone bronie i zbroje potrafiły bardzo ułatwić grę, aczkolwiek trzeba mieć na uwadze to, iż wpierw trzeba było znaleźć “przepis” albo znaleźć multum przedmiotów do zadania pobocznego.

Pine to bardzo ciekawy tytuł, posiadający naprawdę wiele do zaoferowania, chociaż z początku mogłoby się wydawać inaczej. Jak na projekt stworzony przez małe studio, oferuje on naprawdę spory świat, ogromną ilość detali i rozwiązania, które cieszą takiego starego gracza, jak ja. Z czystym sumieniem polecam ten tytuł, bo jest on naprawdę fenomenalny! Bawiłem się przy tej grze przednio i im dłużej grałem, tym bardziej czułem się nią zafascynowany. Dlatego też mam nadzieję, że będzie kiedyś kontynuacja. 😉

Mefisto

#437. Pine Read More »

#432. No Place Like Home

No Place Like Home to gra, która nie wydawała mi się z początku aż tak ciekawa, ale ostatecznie wciągnęła mnie w swój nietypowy świat. W tym tytule zajmujemy się farmą naszego dziadka, a zarazem sprzątamy świat po tym jak ludzkość zagraciła go do granic możliwości i uciekła mieszkać na stacji kosmicznej. To w sumie brzmi jak prawdopodobny scenariusz (pod warunkiem, że wynaleziemy sposób, aby tyle osób trzymać na raz w kosmosie). Została wydawa w marcu 2022, jednakże w nieukończoną wersję można było grać już wcześniej.

Naszą główną bohaterką jest Ellen. Czekała ona na swoją kolej na przyjęcie na stację kosmiczną, jednakże brak komunikacji ze strony ukochanego dziadka skłonił ją do powrotu na Ziemię. Na miejscu zaczynamy naszą pełną przygód akcję poszukiwawczą. Oczywiście wszystko jest przepełnione śmieciami, więc nasze zadanie jest utrudnione o tyle, że aby gdzieś dotrzeć, musimy posprzątać tonę odpadków.

Na nasze szczęście mamy specjalny plecak działający niczym bezdenny odkurzacz. Możemy nim zasysać wszystkie śmieci. Niektóre te bardziej oporne trzeba wpierw rozłupać naszym wiertłem. I w tej kwestii bywa różnie, bowiem do niektórych gór śmieci potrzebujemy silniejszych wierteł. Z tym problemem udajemy się do Rudy’ego – młodego wynalazcy, który w zamian za przetwory i płody rolne z naszej farmy zapenia nam potrzebne ulepszenia.

Oczywiście warto też wspomnieć, że pieniądze nie mają już znaczenia i nową walutą są głównie przetwory oraz produkty żywnościowe.

Generalnie celem gry jest spotkanie dawnych przyjaciół naszego dziadka, którzy powoli będą nas kierować we właściwym kierunku. Oczywiście w zamian za pomoc z ratowaniem danych lokacji przed kompletnym zniszczeniem lub skażeniem. Nie ma nic za darmo. Aczkolwiek nasze nowe znajomości pomagają nam brnąć dalej, poznajemy nowe ulepszenia dla naszej farmy, nowe sposoby na wykorzystanie naszych płodów rolnych (na przykład zamienienie go w pożywny posiłek pozwalający nam biegać szybciej) i sposoby na hodowanie bezpańsko kręcących się po okolicy zwierząt: kurczaków, kaczek krów, świń oraz owiec. Mamy też możliwość adopcji bezpańskich psów, kotów, szopów oraz robotów.

Każde z powyższych stworzeń i urządzeń ma możliwość “produkowania” dla nas jedzenia lub przedmiotów. Są one głównie potrzebne do kupowania ulepszeń albo produkcji przedmiotów/żywności, dzięki której możemy to ulepszenie kupić.

Gra posiada też wiele innych walorów takich jak możliwość hodowli roślin, powiększania i dekorowania domu naszego dziadka, zadanie poboczne jakim jest szukanie gadającego kurczaka Sir Corneliusa. Ponadto możemy recyklingować zebrane śmieci, a płody rolne przerabiać na przetwory. Możemy też organizować imprezy dla naszych zwierzaków, a nawet zakładać im wszelakie czapki.

Czy polecam tę grę? Oczywiście! Chociaż nie wydawałoby się, wciąganie śmieci odkurzaczem na plecach Ellen to niesamowicie wciągająca rzecz i przyznam się bez bicia, że jednym z moich celów w No Place Like Home było sprzątnięcie jak największej ilości śmieci. I chyba mi się to udało, bo zebrałem zdecydowaną większość (chociaż wydaje mi się, że zebrałem wszystko, co się dało). Bawiłem się przy tym tytule świetnie i nie żałuję ani chwili spędzonej pośród tego bałaganu. Cieszę się nawet, że mogłem przywrócić tym krainom trochę ich dawnej świetności.

Mefisto

#432. No Place Like Home Read More »

#422. Ni no Kuni – Cross Worlds – pierwsze wrażenie

Ni no Kuni to seria gier, w którą od dawna chciałem zagrać, ale zawsze, przeważnie z braku czasu, odkładałem na później. Kiedy jednak pojawiła się zapowiedź Ni no Kuni – Cross Worlds, stwierdziłem, że warto dać szansę temu tytułowi i zacząć eksplorować tę serię gier.

Zaznaczam, że są to dopiero moje początki w tej grze, jako iż to jest multiplayer, więc trochę mi zajmie dotarcie do jakiegokolwiek końca. Dlatego też uznajmy, że jest to relacja z mojego pierwszego wrażenia zwiedzenia świata Ni no Kuni.

Ni no Kuni – Cross Worlds to gra stworzona przez netmarble i Level 5. Wydana została stostunkowo niedawno, bo 25 maja 2022 i jest dostępna na komputery oraz urządzenia mobilne (Android | iOS). Jak się można domyśleć, ten tytuł zdobią postacie przypominające dobrze znane nam charaktery z filmów Studia Ghibli.

Jak to w grach multiplayer bywa, musimy stworzyć sobie postać. Gra oferuje nam predefiniowane postaci, które możemy trochę pozmieniać (generalnie ogranicza się to do koloru włosów, oczu i fryzury). Jak tylko uporamy się z tym zadaniem, przechodzimy od razu do właściwej części gry, gdzie od razu pojawiamy się w środku jakiegoś dziwnego konfliktu, a latające Totoro-coś z liściem na głowie drze się na nas, abyśmy się ruszyli, bo Bezimienne Królestwo (Nameless Kingdom), w którym się znajdujemy, jest właśnie atakowane.

Wraz z Cluu (bo tak nazywa się nasz Totorowaty stwór) ruszamy na pomoc królowej, jednakże nasz ratunek nie idzie po naszej myśli. Królowa oddaje nam Kamień Strażnika (Guardian Stone) i odsyła nas w okolice Evermore zanim nasz tajemniczy wróg daje radę ją pojmać. Cluu zachęca nas, aby udać się do tego królestwa i poprosić ichniejszego króla o pomoc. Oczywiście nie względu na brak alternatyw, ruszamy w nasza niesamowitą przygodę, która z każdą chwilą wydłuża się, bo po drodze mamy masę misji do zrobienia, masę nieufnych nam NPC, którym trzeba udowodnić, że są w błędzie. Wszystko zdobione zirytowanym komentarzem Cluu.

Mamy też ciekawy motyw nawiązujący do nazwy Cross Worlds, a mianowicie fakt, iż niektóre NPC nazywają siebie graczami i latają siejąc chaos po tym spokojnym świecie. Bo o tym trzeba wspomnieć: my nie pochodzimy z tego świata tylko jesteśmy częścią projektu (o którym nie wiem jeszcze za wiele, ale mam nadzieję, że uda mi się dowiedzieć więcej, im więcej będę grał w tą niesamowitą grę ;)). Wiem tylko tyle, że świat Ni no Kuni jest zagrożony, a my musimy stać się silni, aby to powstrzymać.

Standardowo mamy też, co jest typowe dla tego typu gier, masę zadań pobocznych (np. zadania ze zdobywaniem reputacji, aby te głupie NPC dały nam możliwość ciągnięnia fabuły dalej), możliwość ulepszania broni, zdobywanie Chowańców (Familiars, choć ja je nazywam Znajomkami), aby pomagały nam w walce… I pewnie jest jeszcze wiele innych rzeczy, do których nie dotarłem, a o których napiszę za jakiś czas. 😉

Ni no Kuni – Cross Worlds to gra warta zagrania, tym bardziej, że jest darmowa. Mnie wciągnęła fabuła i urokliwość całego otoczenia oraz fakt, że jest bardzo dużo powiązań z filmami Studia Ghibli, co dodatkowo sprawia, że ma się ochotę eksplorować i szukać podobieństw. Jeśli macie czas to zdecydowanie polecam dać temu tytułowi szansę. 😉 Jest naprawdę wesoło! 😉

Mefisto

#422. Ni no Kuni – Cross Worlds – pierwsze wrażenie Read More »

Scroll to Top