#434. Kill It With Fire

Zanim zacznę opisywać grę, czuję się zobowiązany, aby poinformować o fakcie, iż ten tytuł jest o pająkach, dlatego nie nadaje się on dla osób z arachnofobią. Jeśli cierpisz na tą fobię lub po prostu nie lubisz pająków to polecam pominąć ten wpis, a całą resztę zapraszam do czytania.

Kill It With Fire to bardzo nietypowy tytuł, który zagościł w mojej kolekcji dzięki hojności Humble Bundle. Ściągnąłem go, ponieważ chciałem przetestować Steam Decka. Przyznam, że nie miałem zbyt wielu oczekiwań co to tej gry, ale pozytywnie mnie ona zaskoczyła – chyba z racji swojej nietypowości.

Kill It With Fire to tytuł, gdzie wcielamy się w rolę eksterminatora. Pajęczego eksterminatora. Naszym zadaniem jest ganianie za przerażającymi stworkami (wydającymi urocze dźwięki) i mordowanie ich za pomocą dostępnych bronii lub przedmiotów, które akurat znajdowały się pod ręką. Do wyboru mamy, między innymi, pistolet, miotacz ognia (zrobiony z zapalniczki i lakieru do włosów), shurikeny, miecz świetlny, a także listę naszych zadań do wykonania (i to była moja ulubiona broń, bo zawsze była pod ręką i cele gry były zawsze na wierzchu ;)).

Generalnie to na tym polega cała gra: mamy mapkę przedstawiającą jakiś dom/biuro/itd., gdzie poukrywane są pająki. Naszym zadaniem jest, przy użyciu specjalnego, pajęczego detekora, je znaleźć i wyeliminować za pomocą dowolnej broni, jaką mamy pod ręką. Nie musimy przejmować się zniszczeniami domu, ani przedmiotów. Naszym celem jest pozbycie się nieproszonych gości, choćby wszystko miało stanąć w płomieniach.

Kill It With Fire to ciekawa, aczkolwiek nieco dziwna gra. Spodziewałem się, że będę miał po niej mieszane uczucia, bo jednak za pająkami średnio przepadam, ale w tym wypadku bawiłem się przednio. Wiem, brzmi to trochę strasznie, bo jednak pająki też ludzie i można było je eksmitować mniej brutalnie, ale z drugiej strony po to są gry, aby spróbować czasem zrobić coś inaczej. 😉

Także polecam każdemu, kto nie ma oporu ganiać i zabijać pająki.

Mefisto

#434. Kill It With Fire Read More »

#433. Chaos czyli u nas normalnie

Dzień dobry wieczór!

Czuję się, jakby coś intensywnie turlało się po mnie przez ostatnie tygodnie. Najpierw Smoczyński rozwalił sobie wargę, potem Ferbik ucho, następnie Smoczyński dostał zapalenia uszu i skończył w szpitalu, Ferbik za to drapał swoje ucho i co chwilę kończył z krwotokiem, a w trakcie tamowania jednego krwotoku spanikował i przypadkiem urwaliśmy mu ogonek… Teraz Całość jest chora i nijak nie widać poprawy. Mnie też coś powoli łapie, ale staram się trzymać, bo jak wszyscy się rozłożymy to będzie kiepsko.

Mój wrześniowy urlop zaczął się po prostu świetnie! 😂

Jak zapewne już słyszeliście, odeszła Elżbieta II – królowa Zjednoczonego Królestwa. Dla mnie i Całości był to niemały szok, bo żadne z nas nie spodziewało się tego. Aczkolwiek patrząc na to, że dosyć niedawno odszedł jej małżonek, to zrozumiałe, że nie miała siły już dalej walczyć. Szkoda tylko, że jej śmierć przypada na tak niestabilny okres na świecie. Zobaczymy, jak to wszystko dalej się potoczy.

W naszym życiu codziennym trochę się pozmieniało, a trochę pozmienia się w najbliższym czasie. Ze wzlędów zdrowotnych trochę się nam przesunęło w czasie przerabianie salonu, aczkolwiek aktywnie planujemy i powoli zbieramy materiały. Byliśmy w IKEI obejrzeć wymarzoną szafkę i będzie w sam raz na aparaty i akwaria. Tak, będą dwa akwaria (Całość nie ma nic w tej kwestii do gadania :P): jedno słodkowodne, a drugie słonowodne. Oczywiście to drugie pojawi się później. Całość za to chce mieć małe krewecie. Tak, byliśmy w zoologicznym i Całość zobaczyła, pokochała i dała mi pozwolenie na krewecie. 😀

W ostatnich miesiącach złożyłem aplikację o działkę i ostatnio mieliśmy szansę obejrzeć wolny slot. Niestety okazał się za duży i zbyt zapuszczony, ale niedaleko pokazano nam mniejszy, również zaniedbany slot, który wydaje się w sam raz dla nas. Musimy tylko poczekać do połowy października, ponieważ osoba, która wynajmuje tą działkę dostała ostatnie ostrzeżenie na uprzątnięcie. Jeśli tego nie zrobi to będziemy mieć szansę na wynajem. Postanowiliśmy poczekać, bo i tak czekaliśmy trochę czasu, a ten slot jest naprawdę świetny pod względem wielkości i jako nieliczny ma ogrodzenie, co będzie świetne w trzymaniu Smoczyńskiego pod kontrolą. 😀 Także trzymajcie kciuki, aby nam się udało! 🙂

Działka ma spełnić dwa główne wymogi: pomóc nam poprawić trochę nasze zdrowie i zapewnić smaczne warzywa i owoce. Mamy już plany, co i jak chcemy zasadzić, zostaje nam tylko poczekać. Chociaż Smoczyński już się cieszy – tym bardziej, że kupiliśmy mu dziecięce rękawiczki ogrodowe i czuje się częścią działkowej drużyny. 😉

Po ponad roku czekania dotarł do mnie nareszcie Steam Deck. Yay! Naprawdę się z niego cieszę, bo jest dosyć wygodny, solidny i da się na nim pograć w sporą ilość gier (w tym w Cyberpunka). Jestem naprawdę pod wrażeniem. Smoczyński zresztą też, bo póki co grał na nim więcej niż ja. 😛

Udało mi się przejść jedną grę na nim i chociaż moje zdolności grania na padzie są okropne, to na Steam Decku gra się dosyć przyjemnie. Do tego można otworzyć zwykły pulpit i używać jako zwykłego komputera. Trochę to niekomfortowe, ale możliwe. 😀 Z oceną urządzenia wstrzymam się jednak póki nie przejdę innej gry na nim, aby móc oprzeć opinię na czymś więcej niż jednej prostej grze. 😉

Mieliśmy w planach adopcję kolejnego ptaszka, jako towarzystwo dla Ferbika, ale niestety kobieta od ptaszków się nie odezwała, więc nastąpiła mała zmiana planów, o której napiszę w październiku. 😉

Myślę, że to wszystkie wiadomości, jakie wydarzyły się w ostatnim czasie. Większość naszego czasu poszła na chorowanie (jak zawsze), więc dużo się nie działo, aczkolwiek najważniejsze rzeczy (dla nas) powoli zaczynają wchodzić w życie. 🙂

Trzymajcie się ciepło i do następnej notki!

Mefisto

#433. Chaos czyli u nas normalnie Read More »

#432. No Place Like Home

No Place Like Home to gra, która nie wydawała mi się z początku aż tak ciekawa, ale ostatecznie wciągnęła mnie w swój nietypowy świat. W tym tytule zajmujemy się farmą naszego dziadka, a zarazem sprzątamy świat po tym jak ludzkość zagraciła go do granic możliwości i uciekła mieszkać na stacji kosmicznej. To w sumie brzmi jak prawdopodobny scenariusz (pod warunkiem, że wynaleziemy sposób, aby tyle osób trzymać na raz w kosmosie). Została wydawa w marcu 2022, jednakże w nieukończoną wersję można było grać już wcześniej.

Naszą główną bohaterką jest Ellen. Czekała ona na swoją kolej na przyjęcie na stację kosmiczną, jednakże brak komunikacji ze strony ukochanego dziadka skłonił ją do powrotu na Ziemię. Na miejscu zaczynamy naszą pełną przygód akcję poszukiwawczą. Oczywiście wszystko jest przepełnione śmieciami, więc nasze zadanie jest utrudnione o tyle, że aby gdzieś dotrzeć, musimy posprzątać tonę odpadków.

Na nasze szczęście mamy specjalny plecak działający niczym bezdenny odkurzacz. Możemy nim zasysać wszystkie śmieci. Niektóre te bardziej oporne trzeba wpierw rozłupać naszym wiertłem. I w tej kwestii bywa różnie, bowiem do niektórych gór śmieci potrzebujemy silniejszych wierteł. Z tym problemem udajemy się do Rudy’ego – młodego wynalazcy, który w zamian za przetwory i płody rolne z naszej farmy zapenia nam potrzebne ulepszenia.

Oczywiście warto też wspomnieć, że pieniądze nie mają już znaczenia i nową walutą są głównie przetwory oraz produkty żywnościowe.

Generalnie celem gry jest spotkanie dawnych przyjaciół naszego dziadka, którzy powoli będą nas kierować we właściwym kierunku. Oczywiście w zamian za pomoc z ratowaniem danych lokacji przed kompletnym zniszczeniem lub skażeniem. Nie ma nic za darmo. Aczkolwiek nasze nowe znajomości pomagają nam brnąć dalej, poznajemy nowe ulepszenia dla naszej farmy, nowe sposoby na wykorzystanie naszych płodów rolnych (na przykład zamienienie go w pożywny posiłek pozwalający nam biegać szybciej) i sposoby na hodowanie bezpańsko kręcących się po okolicy zwierząt: kurczaków, kaczek krów, świń oraz owiec. Mamy też możliwość adopcji bezpańskich psów, kotów, szopów oraz robotów.

Każde z powyższych stworzeń i urządzeń ma możliwość “produkowania” dla nas jedzenia lub przedmiotów. Są one głównie potrzebne do kupowania ulepszeń albo produkcji przedmiotów/żywności, dzięki której możemy to ulepszenie kupić.

Gra posiada też wiele innych walorów takich jak możliwość hodowli roślin, powiększania i dekorowania domu naszego dziadka, zadanie poboczne jakim jest szukanie gadającego kurczaka Sir Corneliusa. Ponadto możemy recyklingować zebrane śmieci, a płody rolne przerabiać na przetwory. Możemy też organizować imprezy dla naszych zwierzaków, a nawet zakładać im wszelakie czapki.

Czy polecam tę grę? Oczywiście! Chociaż nie wydawałoby się, wciąganie śmieci odkurzaczem na plecach Ellen to niesamowicie wciągająca rzecz i przyznam się bez bicia, że jednym z moich celów w No Place Like Home było sprzątnięcie jak największej ilości śmieci. I chyba mi się to udało, bo zebrałem zdecydowaną większość (chociaż wydaje mi się, że zebrałem wszystko, co się dało). Bawiłem się przy tym tytule świetnie i nie żałuję ani chwili spędzonej pośród tego bałaganu. Cieszę się nawet, że mogłem przywrócić tym krainom trochę ich dawnej świetności.

Mefisto

#432. No Place Like Home Read More »

#431. Bez różnicy

Coraz mocniej rozumiem ludzi, którzy swoje zwierzęta nazywają swoimi dziećmi. Nie to, że tego nie rozumiałem, ale po prostu coraz mocniej się w to wczuwam i przestaję widzieć różnicę między Ferbikiem a Smoczyńskim. Przynajmniej w kwestii uszkadzania swojego ciała.

Tydzień 1: Smoczyński wybiegł z pokoju, ja za nim. Zabrakło mi dosłownie pół sekundy, aby go złapać. Potknął się i rypnął o szafkę na przedpokoju. Efekt? Rozgryziona warga i wizyta w szpitalu. Swoją drogą ciekawe, że zamiast zakładania szwów używa się teraz specjalnego kleju.

Tydzień 2: Ferbik latał jak opętany i walnął się (chyba) o moje biurko. Efekt? Rozwalona mikroskopijna małżowina uszna. Rozwalona dwa razy, bo później rypnął jeszcze o drzwi. Za dużo czasu spędza ze Smoczyńskim najwyraźniej.

Także stwierdzam oficjalnie, że dzieci to zwierzęta, a zwierzęta to dzieci.

Mefisto

#431. Bez różnicy Read More »

#429. Stray

Stray to nietypowa opowieść, jaką zaserwowało nam studio BlueTwelve, gdzie wcielamy się w postać kotka i ze wszystkich sił staramy się opuścić tajemnicze miasto. Gra miała premierę 19 lipca i od tego momentu skradła ludziom serca (a grze God of War pozycję najwyżej ocenianej gry na platformie Steam). Miałem okazję zapoznać się z tym tytułem i przyznam bez bicia: gra jest fenomenalna. Pozwólcie więc, abym wam o niej opowiedział.

Naszą przygodę zaczynamy od zaznajomienia się z naszą kocią rodziną lub przyjaciółmi. Chwilę potem gra zabiera nas na spacer, gdzie poznajemy podstawowe sterowanie. Świat do okoła wydaje się iście sielankowy, pełen zieleni i braku niebezpieczeństw. Jednakże Stray ma dla nas przygotowany inny klimat.

Podczas spaceru z naszą kocią bandą, nasz futrzak wskakuje na niestabilnie wyglądającą rurę, z której spada i wpada do czegoś, co przypomina ściek. Znajdujemy się w tajemniczym mieście, gdzie życie wydaje się wymarłe. Jedynym znakiem, że nie jesteśmy tu sami, są podążąjące za nami kamery, a z czasem zapalające się ekrany i migoczące światła, aby podążać w stronę tajemniczego bytu. Możemy też miauczeć do kamer (jeśli są wystarczająco blisko), co powoduje… nie wiem, jak to określić: zakłopotanie kamery?

Szybko przekonujemy się, że w mieście jest jeszcze jedna forma życia: zurk. W późniejszych etapach gry dowiadujemy się, że jest to bakteria stworzona do jedzenia śmieci, która ewoluowała do formy wszystkożernych, niebezpiecznych, ale uroczo wyglądających kulek. Roboczo nazwałem ich żurkami. 😉

Mamy szansę spotkać żurków i przekonać się o ich agresywności w stosunku do nas. Na szczęście nasz kociak jest wystarczająco zwinny i szybki, aby im ucieć, a w ostateczności dotrzeć do bytu, który od momentu wpadnięcia do ścieku prowadził nas do siebie.

Tym bytem okazuje się uwięzione w komputerze AI. Zostajemy poproszeni o znalezienie mu nowego ciała, aby, po wykonaniu zadania, zyskać nowego przyjeciela gotowego opowiedzieć nam historię tego dziwnego i opuszczonego miasta. Wraz z tym małym robocikiem, który roboczo nazwał siebie B12 (od nazwy studia ;)) wędrujemy dalej.

Docieramy do wioski, gdzie mieszkają Towarzysze (Companions) – stworzone przez ludzi roboty do bycia, jak sama nazwa wskazuje, towarzyszami. W tym momencie wiemy, że ludzkość w tajemniczy sposób wyginęła (przynajmniej w tym mieście), a Towarzysze przejęli zachowania ludzi i żyli dzień po dniu obawiając się jedynie nadejścia żurków, które mogły ich zjeść.

W wiosce poznajemy Momo – Obcego (Outsider), z pomocą którego udaje się nam dostać do dalszych części miasta. Naszym celem wszak jest opuszczenie go. Dzięki niemu udaje się nam skontaktować z innymi Obcymi oraz uratować doktora i otrzymać broń mogącą zniszczyć żurków. Od razu zaznaczę, że ta broń działa tylko w jednej lokacji i ulega zniszczeniu, kiedy ją opuszczamy.

Docieramy do Baltazzara, który kieruje nas do Śródmieścia (Midtown), gdzie mamy poszukać Clementine. Wraz z nią otrzymujemy realną szansę na ucieczkę z miasta, jednak tutaj zakończę moją opowieść, bowiem uważam, że aby poznać dalsze losy kotka, musicie sami zagrać w tą grę. 😉

Stray jest naprawdę niesamowitym tytułem i ciężko mi znaleźć jeden powód dlaczego. Grafika, chociaż utrzymuje się w mrocznym klimacie, wydaje się urocza. Nasza postać jest kotem, więc możemy rozrabiać w typowy koci sposób: zrzucać rzeczy na ziemię, bawić się zabawkami, drapać meble i ściany, ocierać się o roboty, miauczeć i wskakiwać wszędzie, gdzie się tylko da.

Fabuła trzyma nas w napięciu od samego początku do końca, a w momencie zakończenia gry mamy wrażenie, że to jeszcze nie koniec. Że ta historia jeszcze się nie skończyła. Mam taką nadzieję, że to jeszcze nie koniec i że usłyszymy jeszcze o historii tego kota, tego miasta… Jestem naprawdę ciekawy, ale Stray dopiero co zostało wydane, więc nawet jeśli twórcy planują kolejną część, za prędko się o niej nie dowiemy.

W grze mamy też “wspomnienia”. Jeśli je odnajdziemy, B12 opowie nam związaną z nimi historię związaną z miastem i mieszkającymi tu niegdyś ludźmi. Te wspomnienia w dużym stopniu wyjaśniają to, co wydarzyło się bardzo dawno temu. B12 jest też odpowiedzialny za hakowanie urządzeń oraz przechowywanie przedmiotów (poprzez “cyfryzajcę” tych rzeczy). Poza tym nasz towarzysz służy też jako latarka, a w kanałach służy jak broń na żurków.

Z czystym sumieniem polecam grę Stray, bo jest ona niesamowicie wciągająca: zagrałem w nią dwa razy zaraz po sobie, bo tak bardzo mnie wciągnęła, a jednocześnie miałem niedosyt. Fabuła, chociaż nie jest zbyt długa (grę można przejść w 4-8 godzin, im lepiej ją znamy, tym szybciej idzie nam ją ukończyć), wciąga niczym dobra książka, od której nie można się oderwać, a po przeczytaniu czeka się tylko, aż autor wyda kolejną część. Ponadto twórcy gry przeznaczają część dochodów na pomoc bezdomnym kotom. Oni sami adoptowali (jako studio) kota, co przyczyniło się do powstania tej gry.

Naprawdę mocno polecam zagrać. Gra jest tego warta!

Mefisto

#429. Stray Read More »

#428. Po przerwie

Dzień dobry wieczór!

Witam Was po tej nieszczęsnej, przymusowej i niechcianej przerwie. Dopadł nas nowy wariant covida i absolutnie go nie polecam. Cholerstwo zwaliło mnie z nóg na dwa tygodnie, Smoczyńskiego prawie ugotowało, a Całość wciąż dochodzi do siebie. Podziękuję za takie coś, a niestety okazuje się, że dziadostwo jest w stanie zarazić ponownie po niecałym miesiącu przechorowania. No po prostu super.

Żeby było zabawniej: wciąż unikamy skupisk ludzi i staramy się trzymać higienę, ale niestety, aby to działało, ludzie też powinni w tej kwestii współpracować. Zakładam kolejną, bolesną falę pandemii, bo szczepionki są mało skuteczne na ten wariant.

Mam też kilka złych wiadomości, więc zacznę od najmniej złych.

Egzaminy trochę zawaliłem, bo jeden moduł matmy (który uważałem za łatwy) ledwo zdałem z oceną Pass 4 (czyli najniższą możliwą do zdania). Drugi moduł matmy, który bardziej bałem się, że obleję, skończyłem z wynikiem Pass 3. Z programowania mam Pass 2, co w sumie mnie zadowala. Pomimo tych ocen, wciąż mam szansę na ocenę końcową 2.1 (czyli coś zaraz po wyróżnieniu). Muszę tylko mieć wyróżnienie z finalnego modułu. Generalnie to mój poziom motywacji jest tak niski, że mam ochotę wykopać sobie dziurkę i w niej już zostać do końca świata. Dlatego nie nastawiam się na to, że mi się to uda. Drugą opcją jest jeszcze wywalenie modułu, za który mam Pass 4 i wybranie innego, aby skończyć z lepszą oceną, ale to przedłuża moje studia, a ja chciałbym już je skończyć, zacząć magisterkę i też ją jak najszybciej skończyć. Brakuje mi czasu na te cholerne studia. 😂 O siłach już nie wspomnę…

Finczetkę musieliśmy oddać, bo odbiło jej po stracie Szczerbka. Mała potrzebowała stadka ptaków, a Fuzzy miał już dość, bo zrobiła się naprawdę upierdliwa i zaczęła go zamęczać (nie dawała mu spokoju – nawet podczas snu). Myślę, że tam, gdzie trafiła, jest jej teraz lepiej.

Kolejny zły news jest taki, iż jeden ze Srajtków nam uciekł. Rozdzieliliśmy je, bo myśleliśmy, że to rodzeństwo: brat i siostra, a wtedy może dojść do kazirodczego związku. Jeden ptaszek (samczyk) został u nas w pokoju komputerowym, a drugi (niby-samiczka) trafił do klatki obok Fuzzy’ego. Ogólnie rozdzielenie okazało się niepotrzebne, bo samiczka okazała się ostatecznie samcem, ale nie wiedzieliśmy tego, więc lepiej było nie ryzykować. Niestety Całość lubiła wieczorami miziać naszego niby-samiczkę, a jednego dnia zapomniała zamknąć klatkę. Ptaszek wyfrunął sobie i bawił się na stole, gdzie normalnie przesiadywał, kiedy wypuszczałem go na spacer. Ogólnie nic by się nie stało, bo mamy moskitierę na oknie, ale jako że było to po fali upałów w UK, ona po prostu odpadła (klej puścił). Nasz niby-samiczka poleciał zwiedzać świat.

Całość poszła go szukać i niestety go spłoszyła, bo siedział pod drzwiami klatki. Uciekł na sąsiedni budynek, skąd zaprzyjaźnił się z gatunkiem małych ptaszków i poleciał z nimi. Jakiś czas jeszcze go widywaliśmy, ale ostatnio już nie za bardzo. Nazwaliśmy go Happy, bo chyba mu się spodobało takie życie (ma znajomych ptaszków, ma gdzie mieszkać, ma co jeść i co pić, no i może latać, gdzie chce). Fuzzy był zawiedziony tą sytuacją, bo zakumplował się z Happy’m. Zaznajomiliśmy go jednak z drugim ptaszkiem i był szczęśliwy, bo wciąż był jakiś “baby bird” w domu.

Najgorsze, co jednak mogło się stać i co nas kompletnie zaskoczyło, to śmierć Fuzzy’ego. Mieliśmy już wtedy covida, Całość dopiero co zaczęła chorować. Fuzzy rano jeszcze wydawał się w porządku (nawet mnie ochrzanił, jak mu kawałek jabłka przyniosłem, bo szturchnąłem jegomościa niechcący, a on ptak nietykalski był). W ciągu dwóch godzin znalazłem go leżącego na dole klatki, dyszącego. Zdążyłem go wziąć na ręce i pokazać Całości. Fuzzy spojrzał mi w oczy i umarł. Nikt z nas się tego nie spodziewał, bo nasz papug był okazem zdrowia. Jego śmierć była czymś kompletnie nie do pomyślenia i bardzo mnie to załamało. Całość ujęła to tak, że umarło moje serce i chyba ma rację. Bardzo zżyłem się z Fazzuchem i wciąż nie mogę się po tym podnieść. Tym bardziej, że coraz lepiej się dogadywaliśmy i coraz piękniej mówił (nauczył się bipczeć jak zeberki, pięknie mówił “chodź”, “Fuzzy” oraz “baby bird”, świetnie imitował dawanie buziaków – w szczególności zeberkom). Bardzo ładnie nauczył się gwizdać. Żałuję, że go nie nagrałem, ale teraz jest już na to za późno.

Został nam jeden ptaszek: nazwaliśmy go Ferbik. Jako że teraz tylko jemu poświęcamy czas, zrobiła się z niego prawdziwa pieszczocha i uwielbia robić to, co my. Gram w grę? On też chce (i to dosłownie – skacze mi po klawiaturze i próbuje wciskać przyciski). Robię coś na telefonie? Nie ma sprawy – jego łapki działają na dotyk w telefonie, więc mi pomoże. Jedyny jego problem jest taki, że nie wyrósł ze srajtkowania i każdego jego wyjście oznacza obsraną koszulkę dla mnie lub dla Całości (widać traktuje nas jak toaletę). Bardzo też chce spędzać czas ze Smoczyńskim, ale nasza Dzieciorośl, chociaż lubi Ferbika, nie jest w stanie znieść dotyku jego łapek na sobie (trochę to łaskocze, więc zgaduję, że to jest to, czego Smoczyński nie potrafi znieść). Czasem nasz mały Smok sam weźmie ptaszka na rękę, co nas zaskakuje, a potem chwilę później strzepuje go, jakby jakiegoś gluta miał na ręce. 😂 W sumię dobrze, że mamy ptaka, a nie na przykład chomika, bo by się nie uratował. 😛

Na razie nie chcemy innych ptaszków. To znaczy: chcielibyśmy, ale mamy stracha, że znowu coś się stanie. Musimy zrobić sobie przerwę, zająć się tym, co mamy (czyli niezwykle lotnym Smoczyńskim i skaczącym jak piłeczka Ferbikiem) i po prostu odpocząć. Myślę, że kiedyś adoptujemy papużkę falistą, bo to są mądre ptaszki, chociaż mają swoje charakterki. Ale to chyba czyni je tak fajnymi. ❤️

W chwili obecnej staram się spędzić trochę czasu przy grach. Robię to tylko dlatego, że jest trochę chłodniej, za kilka dni znowu fala upałów. 😂 Ostatnio przeszedłem grę Stray i jej recenzja jest już w przygotowaniu. Gra jest naprawdę przyjemna. Pomimo iż grałem w nią, aby uciec od myśli o śmierci Fuzzy’ego, to Stray ma naprawdę terapeutyczne działanie. W chwili obecnej gram w Pine i Animal Shelter Simulator. O pierwszej nie jestem w stanie dużo napisać, bo dopiero zacząłem, ale zapowiada się ciekawie. Druga za to jest o tyle fajna, że można zaopiekować się wirtualnymi zwierzakami pod względem ich potrzeb fizycznych, zdrowotnych i emocjonalnych, a potem znaleźć im kochającego właściciela. 🙂

Zaplanowaliśmy sobie z Całością kilka zmian w pokoju dziennym. Pierwszą z nich będzie wywalenie małej szafki i wstawienie na jej miejsce tej wysokiej półki/szafki. Jak już uda się nam to załatwić (czyli wyzdrowieć, aby mieć siły na to wszystko, zamówić, zmontować i postawić), będziemy inwestować w niewielkie akwarium słodkowodne, w którym będziemy hodować sobie wodorosty. To będzie takie czysto dekoracyjne akwarium, które z czasem wypełnimy jakąś rybką. Nastawiam się na bojownika, bo miałem w dzieciństwie takie rybki. 😀

Myślę, że to na razie tyle, nie chcę Was zamęczać czytaniem tego, ani siebie przypominaniem na siłę, o czym jeszcze chciałem napisać. Muszę odpocząć!

Trzymajcie się ciepło! Albo w sumie chłodno, bo lato. 😉

Mefisto

#428. Po przerwie Read More »

#426. Human Resource Machine

Human Resource Machine (Android | iOS | Nintendo Switch) to gra wydana w 2015 przez Tomorrow Corporation. Jest to tytuł skierowany zarówno do dorosłych, jak i do dzieci, a jej cel ma (w zabawny sposób) przybliżyć ideę programowania. Chociaż tą grę posiadam już od jakiegoś czasu, dopiero teraz udało mi się o niej przypomnieć i spędzić przy niej trochę czasu.

Naszym pierwszym krokiem jest stworzenie swojego ID (dokumentu tożsamości), czyli mówiąc prościej: wybranie ludka, którego będziemy programować do wykonywania pracy. Potem wysyłani od razu jesteśmy do naszego pierwszego zadania, gdzie uczymy się podstaw gry.

Z każdym “pokonanym” poziomem mamy nowe zadania do wykonania, a im dalej tym więcej mamy dostępnych poleceń dla naszego pracownika. W pewnym momencie gra pozwala nam eksplorować różne aspekty pracowniczego programowania jednocześnie (oczywiście niektóre są opcjonalne, więc można je pominąć).

Gra jest bardzo ciekawa i wciągająca, przez co zastanawiam się, a jednocześnie żałuję, że nie zagrałem w nią wcześniej. Naprawdę świetna zabawa i pozytywnie spędzony czas. Jeśli ktoś chce zrozumieć zasady programowania, a jednocześnie nie zmęczyć się tematem, to polecam Human Resource Machine.

Mefisto

#426. Human Resource Machine Read More »

#425. Z życia urzędnika cz.14

Praca w urzędzie to nie tylko absurd goniący absurd, ale też i test naszej empatii. Czasem dzwoniący telefon to drący się debil, czasem po drugiej stronie jest niesamowicie samotny człowiek z historią swojego życia wplątąną w rozmowę.

Pani od notesika

Była taka miła, trochę roztargniona staruszka. Dzwoniła często, aby pytać się, kiedy otrzyma zasiłek. Za każdym razem odpowiadałem, ale raz wygadała się, że zapisała sobie w notesiku jak często płacimy, ale znów zapomniała. A potem to było jak lawina: problemy z pamięcią – na tyle duże, że nie pamięta, co robiła poprzedniego dnia, ale na tyle małe, aby jednak móc samodzielnie z tym żyć. Każdą swoją chwilę zapisywała w notesik i każdą cząstkę siebie skupiała na tym, aby pamiętać, że na każdej kartce spisane jest jej życie. Dzięki temu mogła normalnie funkcjonować, bo pustkę w głowie wypełniały jej słowa na papierze.

Dzwoniła często i pytała o to samo, a ja odpowiadałem tak samo, a potem słuchałem tej samej historii o notesiku. Chwilkę później “łapała” mnie na mojej małej zbrodnii, bo przeczytała w notesiku, że Mefistowemu powiedziała już o swojej przypadłości, i że nie muszę w kółko słuchać jej historii, ale zawsze odpowiadałem, że mi to nie przeszkadza, że lubię jej słuchać, a jeśli ona potrzebuje, to może mi ją opowiadać.

Przestała mi jednak opowiadać swoją historię, a zaczęła czytać notesik: wpierw wspominała ostatnią rozmowę, kiedy to złapała mnie na słuchaniu jej w kółko, następnie, że wspomniała o tej zabawnej sytuacji. Zawsze zapisywała dokładnie przebieg naszej rozmowy włącznie z tym, co mi wyczytała, a przy kolejnej rozmowie wspominała o tym.

Starałem się ją nakierowywać na to kiedy ostatnio rozmawialiśmy, bo brzmiała na weselszą, gdy mogła ze mną porozmawiać, poczytać mi swój notes z tamtego okresu. Jej głos zdradzał, że była samotna, a czasem też wspominała, że nasze rozmowy są dla niej ratunkiem w smutnych chwilach.

Jednego razu nie zadzwoniła i wiedziałem, że coś złego się stało. Kilka dni później ujrzałem w systemie informację o jej śmierci. Nigdy jej nie widziałem, nie spotkałem, ale poczułem się, jakbym stracił przyjaciela. Jak gdyby ktoś wyrwał kartkę z mojego notesu, ale zamiast amnezji spowodowało to wielki ból…

Pan ze specyficznym głosem

Domeną rozmów telefonicznych jest to, że ludzi z czasem zaczyna kojarzyć się po głosie. I był taki jeden mężczyzna, który dosyć specyficznie brzmiał. Nie dziwnie, nie zabawnie, ale tak okropnie smutno. Jego telefony dotyczyły skarg na inny, ale współpracujący z nami dział, przez który miał trudności w otrzymywaniu zasiłków.

Starałem się pomagać, jak mogłem, a kiedy moja pomoc zaczęła przynosić jakieś efekty, zaczęliśmy więcej rozmawiać. Kiedy usłyszałem lekką zmianę w jego głosie, ten cichy dzwięk nadziei, powiedział mi o swoim losie. Jedna chwila w jego życiu przekreśliła jego plany na wszystko. Stracił coś, co cenił i nie mógł się po tym podnieść. Wiele razy próbował odejść, wiele razy krzyczał o pomoc. Wiele razy urząd go ignorował, a on próbował się poddać… Nawet przyjaciele go ostatecznie zostawili i został więźniem swojego domu. Jego głos był tak smutny, taki pusty… Jakby ktoś wyssał z niego życie.

Nie powiem, jak bardzo wkurzyło mnie zachowanie urzędu, który miał go w czterech literach, a on załamywał się coraz bardziej. Wygrała jednak moja upartość, a nie urzędnicze lenistwo. Pan ze specyficznym głosem zaczął odczuwać zmianę, dostał pomoc, która należała mu się od lat. Jego głos zaczynał nabierać barwy, a on opowiadał mi niekiedy, że poszedł gdzieś i spędził miło czas.

Nasza ostatnia rozmowa zapadła mi szczególnie w pamięć. Zdradziłem mu, że niedługo idę na urlop rodzicielski, bo wkrótce urodzi mi się syn. Zapytałem się go, czy da sobie radę, jeśli będzie miał problem, a on zaśmiał się, a potem powiedział “teraz tak”. Ten śmiech był nagrodą, zwycięstwem nad urzędniczym molochem, który mieli takich ludzi jak on.

Mefisto

#425. Z życia urzędnika cz.14 Read More »

Scroll to Top