Interpersonalnie

#378. Pięć lat bloga!

Przecieram oczy ze zdumienia, bo oto minął kolejny rok. Wiem, podejrzewam, że nie tylko ja zastanawiam się, co się stało z poprzednim rokiem i nie tylko ja chcę składać reklamację o oddanie tego całego czasu, bo nijak przyszło nam z niego skorzystać. Z drugiej strony byłem trochę na to gotowy, bo rok 2020 całkiem sprawnie wprowadził nas do tego całego zamętu.

Ale nie o tym chciałem dzisiaj napisać! 😛

Zgodnie z blogową tradycją odsyłam Was do pierwszej notki, którą napisałem na blogu oraz do pierwszych, drugich, trzecich i czwartych urodzin bloga.

To już pięć lat, kiedy moje wpisy pojawiają się (w miarę) regularnie. Jestem z siebie w pewien sposób dumny, że trwam przy tym blogu już tyle lat (bo nie raz wspominałem, że dwa lata to u mnie absolutne maksimum). Jestem też niesamowicie zaskoczony, że wciąż znajduję na to i czas, i siłę, bo, nie będę ukrywał, w ostatnich miesiącach miałem wątpliwości. Brak czasu, brak weny, brak motywacji, brak generalnie wszystkiego, czego potrzeba do “zarządzania” takim małym blogiem. Miałem wiele chwil zwątpienia, kilka razy byłem o krok od poddania się. Z drugiej strony staram się myśleć o tym, że szkoda byłoby zostawić coś, co przetrwało u mnie tak długo i, co najważniejsze, sprawia mi tyle radości. Nie będę ukrywał: lubię opisywać moje realcje z gry, bo to tak, jakby przeżył ją drugi raz pośród własnych wspomnień.

Chciałbym podziękować Wam, moi drodzy czyletnicy, którzy wciąż przychodzicie tutaj tak – o dziwo – tłumnie, pomimo iż w ostatnim czasie prawie w ogóle mnie tutaj nie ma. Naprawdę dziękuję, że tutaj jesteście. Mam nadzieję, że zostaniecie ze mną jeszcze trochę. 😉

Mam nadzieję, że kolejny rok będzie dla nas wszystkich lepszy i da nam trochę odpocząć od tego całego zamętu.

Mefisto

#378. Pięć lat bloga! Read More »

#377. Coś pozytywnego

Chciałem napisać coś pozytywnego, ale w tej materii mam istną blokadę twórczą. Mógłbym napisać o tych wszystkich idiotyzmach, jakie dzieją się na świecie, ale obiecałem sobie, że nie będę się niepotrzebnie nakręcał. O tych złych rzeczach można pisać co chwilę, bo zawsze znajdzie się jakiś dureń, który musi udowadniać nam wszystkim, że granice absurdu leżą dalej niż nam by się zdawało.

Przeczesuję więc własne myśli, aby znaleźć coś pozytywnego, o czym można by było napisać. Coś, co pozwoliłoby się oderwać na chwilę od rzeczywistości, zapomnieć o całym świecie i po prostu się uśmiechnąć. I chociaż mam sporo takich rzeczy na myśli, to mam niesamowitą blokadę, aby o czymkolwiek napisać.

Dlatego postanowiłem napisać cokolwiek o pierwszych kilku rzeczach, które przyjdą mi na myśl.

Strony ze zniżkami studenckimi mają to do siebie, że poza zaoszczędzeniem paru groszy, potrafią człowieka zagnać w różne ciekawe miejsca. Dlatego ostatnio wpadliśmy na stronę TheBubblePanda, gdzie złożyliśmy pierwsze testowe zamówienie. Bo w sumie czemu nie? Pieniądze szczęścia nie dają, ale można za nie kupić bubble tea, a to już bardzo blisko szczęścia. 😉 Werdykt, czy było warto, podam jak paczka dojdzie.

Smoczyński ma fioła na punkcie kolejek, więc ogląda na YT masę filmów z pociągami. Głównie z Japonii, bo tam mają tego pod dostatkiem. Stwierdziliśmy, że skoro mu się to podoba to zrobimy mu mały prezent i kupimy mu jakąś z kolejek, które podziwia na filmikach (oczywiście chodzi o zabawki – na większą mnie jeszcze nie stać :P). Tym sposobem znaleźliśmy stronę PlazaJapan. Paczka z kolejką dotarła, strona ma dobre recenzje. Polecam! Tym bardziej, że asortyment mają spory. 🙂 Mają nawet Cyberpunka! 😍

I udało się napisać coś pozytywnego.

Trzymajcie się ciepło. 😉

Mefisto

#377. Coś pozytywnego Read More »

#376. Assassin’s Creed: Brotherhood

Assassin’s Creed: Brotherhood to kolejna z wielu części w tej serii gier. Została ona wydana w listopadzie 2010 przez Ubisoft i kontynuuje naszą przygodę jako współczesny bohater Desmond Miles oraz jako jego przodek Ezio Auditore.

Nasz nowożytni bohater uciekł zbirom z Abstergo i dotarł do willi Monteriggioni, gdzie swego czasu przebywał oraz planował swoje akcje jego przodek. Drużyna asasynów dotarła do podziemi posiadłości i stworzyła tam swoją bazę. Oczywiście prąd do zasilenia sprzętu “pożyczyli” od mieszkańców.

Desmond coraz mocniej wykazuje efekty uboczne przebywania w Animusie: widzi Ezio niczym ducha pośród chwil jego życia. Wraz ze wspomnieniami, nasz bohater przejmuje też zdolności asasyna, które pomagają mu w eksplorowaniu posiadłości.

Przejdźmy jednak do głównego wątku: wciąż przeszukujemy wspomnienia naszego przodka, aby odnaleźć Fragment Edenu. Oczywiście, aby dostać się do potrzebych nam wspomnień, musimy poznać spory kawałek życia Ezio, aż osiągniemy pełną sychronizację.

Desmond zostaje (znów) podłączony do Animusa i wracamy do historii naszego asasyna w momencie, w którym (mniej więcej) zostawiliśmy go w poprzedniej części gry. Do Ezio dołącza jego wuj Mario i oboje wracają do willi Monteriggioni, gdzie celebrowanie zwycięstwa nad Templariuszami okrywa się płaszczem zaniepokojenia, kiedy nasz protagonista zdradza, że pozostawił swojego nemesis przy życiu. Mści się to na nim niemal od razu, bowiem niedługo po naszym powrocie, willa zostaje zaatakowana przez Cesare – syna naszego wroga.

Atak na Monteriggioni to była rzeź: nasz wuj Mario ginie, wielu naszych współbratymców zostaje pojmanych. Ezio wraz ze swoją matką i siostrą oraz grupą ocalałych uciekają podziemnymi tunelami, a nasz asasyn kontynuuje swoją przygodę dalej… wprost do Rzymu!

Po drodze zostajemy ranni, ale czuwa nad nami nasz anioł stróż Machiavelli, który prezentuje nam nowy strój asasyna (bowiem – jak się łatwo można domyślić – nasza poprzednia zbroja dostała z działa nim nasz protagonista zdążył ją na siebie założyć). W Rzymie naszym celem staje się nie tylko pozbycie się naszego wroga i jego szalonej rodzinki, ale też zbudowanie bractwa. Cesare nam to ułatwia, bo zgnębieni mieszkańcy z miłą chęcią dadzą w pysk swojemu oprawcy.

Naszych rekrutów możemy wysyłać na misje, aby ich ulepszać i rozwijać ich zdolności, możemy przyzywać ich w trakcie walki, aby pomogli nam pokonać przeciwników, wyeliminować ich po cichu lub też odwrócili ich uwagę, abyśmy mogli spokojnie wtopić się w tłum. Jeśli mamy wystarczająco pomagierów, możemy aktywować deszcz strzał, który niesamowicie szybko i efektywnie rozwiązuje nasze problemy z uporczywymi żołnierzami.

Poza nimi mamy też trzy frakcje: kurtyzany, najemników oraz złodziei. Gra daje nam możliwość wykupywania budowli, a w tym budynków dla tychże frakcji, które następnie możemy ulepszać. Połowa mojej rozrgywki polegała na zbieraniu funduszy we wszelki sposób, aby wykupić wszystkie dostępne budowle. Nie zliczę, ile razy okradałem przechodniów, bo brakowało mi dosłownie kilku groszy, a nie chciałem czekać, aż w banku pojawi się gotówka. 😂

Mamy też podziemne tunele, którymi możemy szybko i bezpiecznie podróżować po mieście. To jest mój taki ulubiony motyw tej gry: nie trzeba się tarabanić po całych mapach, można trochę skrócić sobie drogę!

Nasze misje są dosyć standardowe i typowe dla serii Assassin’s Creeds: mamy masę celi, których eliminacja doprowadza nas do starcia z naszym głównym wrogiem: w tym wypadku z Cesare. Tutaj dodatkowo budujemy swoją własną armię asasynów, mamy masę misji dodatkowych odkrywających przed nami sekrety Fragmentu Edenu, wiele podziemnych lokacji ze wskazówkami, jak odkryć Zbroję Romulusa, wspomnienia Ezio o tym, co stało się między nim a Cristiną, sporo misji pobocznych z Leonardem da Vinci i jego maszynami, zadania dotyczące kurtyzan, złodziei i najemników oraz masę Wież Borgia, które niszczymy, aby przejąć kompletną kontrolę nad dzielnicą. Jest nawet wątek z Mikołajem Kopernikiem!

Gra jest naprawdę zajmująca, a przejście jej w 100% to zajęcie na kilkadziesiąt godzin niesamowitej akcji. Muzyka do gry jest arcydziełem i przyśpiesza bicie serca, ilekroć wplątujemy się w wir wydarzeń albo po prostu skądś uciekamy. Jest to, moim zdaniem, jedna z najlepszych części z tej serii gier i zawsze wracam do niej z przyjemnością.

Polecam ten tytuł z całego serca. Jest to niesamowita opowieść przeplatana działaniem na nerwy Templariuszom! 😉

Mefisto

#376. Assassin’s Creed: Brotherhood Read More »

#374. Nowości!

Dzień dobry wieczór!

Czuję się, jakbym był tutaj tylko wizytorem. Ostatnie miesiące zaniedbałem i bloga, i czytelników, i samego siebie. Chciałbym z czystym sumieniem napisać, że pora z tym skończyć, ale za chwilę mam egzaminy, więc możecie się domyślać, jak bardzo u mnie kiepsko z czasem. 😅 Jeszcze sobie dokładam, bo skoro skończyły się obostrzenia to można wrócić do nauki jazdy…

Powtarzam sobie, że dam radę. Byle do czerwca i będzie po wszystkim (na jakiś czas). 😛 Staram się reorganizować życie, aby trochę bardziej się nim cieszyć i do końca wakacji (jeśli nie dłużej) będę miał czterodniowy weekend. Wiem, że nawet przed pandemią pracowałem z domu i byłem bliżej rodziny, ale ten czas zawsze przeważnie pochłaniała praca. Myślę, że pora to zmienić – chociaż na jakiś czas. 😉

Tak dodam jeszcze (jeśli chodzi o studia), że udało mi się podciągnąć z ocenami i wciąż mam szansę na wyróżnienie. Zobaczymy, co z tego wyjdzie. 😀 Czuję, że znowu mnie rzeczywistość zasmuci, bo egzaminy są zdalne. 😛

Przyznam, że ten brak czasu na gry dał mi w kość do tego stopnia, że wyszukuję ciekawych gier na telefon, bo tylko w ten sposób jestem w stanie oddać się swojej pasji (tudzież uzależnieniu :P). Znalazłem kilka fajnych aplikacji (głównie jakieś porty gier z wersji PC na mobilną) z ciekawymi fabułami i powoli będę je tutaj opisywał. Muszę jednak przyznać, że znalezienie gry na telefon, która nie jest obładowana różnymi mikropłatnościami, jest bardzo trudnym zadaniem. Ale skoro już zacząłem… 🤷‍♂️

Muszę wziąć się też za gry VR. Korci mnie Skyrim VR, ale trochę się bugów boję. 😂 Co jak co, ale nie wiem jeszcze jak bardzo będzie mi niedobrze, kiedy wpadnę pod tekstury albo zacznie mną coś majtać na boki. 😛 Chociaż jak zobaczyłem, jak Całość walnęła w znak skacząc na nartach w VR, to mnie i takie rzeczy zaczęły ciekawić… 😂

Ostatnimi czasami sporo oglądaliśmy kanał Adama Savage’a (tego z Pogromców Mitów) i jego przygody ze Spotem. Spot to produkt Boston Dynamics: niesamowicie precyzyjny robot. Adam dostał go do różnych testów i całą naszą trójkę zainteresował tematem robotów. Do tego stopnia, że sprawiliśmy sobie Bittle – małego psa-robota wzorowanego na Spocie (bo Spot kosztuje na chwilę obecną zdecydowanie za dużo :P). I chociaż było z tym sporo problemów (bo trzeba było go złożyć samemu), to w gruncie rzeczy jest to niesamowita rzecz. No i jeszcze można go programować, więc nasza przygoda z nim dopiero się zaczyna. Właściwie to z nimi, bo zamówiliśmy już drugiego. Będziemy robić wyścigi Bittle’ów. 😂

Bittle’a można też programować, więc w wolnej chwili (w następnym życiu najpewniej :P) się za to wezmę. No i postaram się zaprezentować możliwości naszego robopieska. 😉

Prace nad moją tablicą na razie stoją, bo kabel do mojej lampki gdzieś się zawieruszył na poczcie i chyba trzeba będzie zamówić drugi. 🤷‍♂️ Mam też na oku kilka ręcznie robionych przypinek z motywami z gier, ale dosyć sporo kosztują, więc na razie się wstrzymuję. Tym bardziej, że niektóre jechałyby do mnie z zagranicy, a postbrexitowa Anglia ma problem z przyjmowaniem paczek… Szkoda by było, jakby i one zaginęły.

Mieliśmy też starcie z publiczną służbą zdrowia. Staram się znaleźć w sobie pokłady zrozumienia, ale dla dzbanów i dzbanic mam już tylko środkowy palec. Generalnie do specjalisty może pójść jeden rodzic i dziecko, chyba że dziecko wymaga opieki dwóch rodziców np. z powodu niepełnosprawności. Chcieliśmy z tego przywileju skorzystać, bo dla Smoczyńskiego takie wizyty są straszne i z reguły jedna osoba musi go trzymać, a druga asekuruje i próbuje prowadzić dyskusję z lekarzem.

Kobieta na recepcji nie chciała nas wpuścić, a kiedy poinformowaliśmy ją, że mały ma, jak to oni ładnie określają, “dodatkowe potrzeby”, wywróciła oczyma i zaczęła domagać się dowodu, że Smoczyński ma jakąś niepełnosprawność. Skrócę Wam w tym momencie: pokazaliśmy dokumenty (bo nie raz już byliśmy tak potraktowani, więc zawsze mamy je ze sobą), babka dalej kręciła nosem, aż ją opieprzyliśmi tak, że w kolejnej recepcji (już konkretnie do specjalisty) nikt nawet słowem nie pisnął. A chcecie wiedzieć, co nas wkurzyło najbardziej? Że na górze było kilka nastolatków z obojgiem rodziców. Zdecydowanie za miło wyglądamy.

Oczywiście po tym stresie Smoczyński był rozłoszczony przez resztę dnia. Teraz jeszcze nie rozumie, o co dokładnie chodziło, ale wyobraźcie sobie moment, kiedy zrozumie, że został gorzej potraktowany, bo urodził się taki, a nie inny. Nie daruję jej tego.

Za każdym razem obiecuję sobie, że nie będę pisał o negatywnych rzeczach, ale musiałbym siedzieć w jakimś bunkrze, aby nie spotykać takich ludzi…

Dlatego zakończę miłym akcentem: kiedy ja miałem lekcję jazdy, Całość zabrała małego na plac zabaw, a tam zajął się nim jego rówieśnik. Smoczyński miał taką “smyczkę” na rękę i chłopca to bardzo intrygowało. Całość wyjaśniła, że to z powodu problemów małego, aby sobie krzywdy nie zrobił, nie uciekł, itd., zaraz przyłączył się ojciec chłopca, który też zaczął mu wyjaśniać, a chłopiec po prostu zaczął się bawić ze Smoczyńskim i zachowywał się dosyć opiekuńczo w stosunku do niego. Uczmy się od dzieci bycia dobrymi, a stworzymy naprawdę wspaniały świat. ❤️

Mefisto

#374. Nowości! Read More »

#373. Crossroads Inn

Crossroads Inn to bardzo ciekawa gra wydana przez studia Kraken Unleashed i Klabater w październiku 2019, w której stajemy się gospodarzami w karczmie i gościmy przybywających tłumnie przedstawicieli różnych klas. To jest oczywiście duży skrót tego, co będziemy robić. Pośród tego wszystkiego przeplata się jednak ciekawa opowieść!

Nasza gra zaczyna się od samouczka ukrytego pod płaszczem fabuły. Nasz wuj Martyn oświadcza nam, że jesteśmy już na tyle duzi, aby w końcu przejąć rodzinny biznes i zostać gospodarzem karczmy. Naszym zadaniem jest urządzenie jej na przyjęcie weselne, w czym oczywiście pomagają nam wsykakujące znienacka podpowiedzi.

Zarządzanie gospodą jest dosyć proste: mamy tryb budowy do powiększania lub budowy nowych pomieszczeń oraz tryb meblowy skąd możemy czerpać wszelkiej maści meble, przedmioty, dekoracje… Oczywiście wiele rzeczy jest zablokowanych, więc aby je odblokować musimy wysłać naszego pracownika na drugi koniec świata, aby móc później kupić jakiś obraz, czy stół.

Tryb budowy okazał się dla mnie potworem bez serca, bo nim nauczyłem się go obsługiwać to każda rozbudowa wiązała się z tym, że jeśli za pierwszym razem nie zbuduję tego dobrze to nie dam rady tego poprawić. Oczywiście gra oferuje taką opcję, ale nie jest ona tak widoczna, jakby byłoby to potrzebne komuś takiemu, jak ja. Jednakże był to główny powód, przez który grę zaczynałem trzy razy, bo za pierwszym razem zbudowałem za małą salę główną i przypadkiem zbudowałem latający pokój (jakimś cudem schody nie chciały przylegać), za drugim razem nie miałem miejsca na pokoje, a za trzecim udało mi się opanować budowanie i kontynuować rozgrywkę do momentu, aż zbankrutowałem. 😀

Na szczęście zapisuję grę co chwilę niczym psychopata, więc nie musiałem zaczynać tak całkiem od nowa!

Wróćmy jednak do naszego zadania: ślub wyprawiłem, przyjęcie pewnie liczyłoby się do udanych, gdyby nie to, że gospoda sobie spłonęła… Oczywiście pomógł jej w tym upeirdliwy szlachcić Rockburry, którego zabolał fakt, iż sprzedawałem alkohol dostarczony przez złodziei, a nie kupiony za niesamowite kwoty u niego. Razem z Martynem udaje się nam ucieć do miejsca zwanego “Crossroads”, gdzie budujemy kolejną karczmę. Wróć, lecimy do banku, zapożyczamy się i dopiero wtedy zaczynamy budowę.

Początki są dla nas trudne, bo musimy oddać pożyczoną kwotę, a jednocześnie wykonywać różne, dziwne zadania. Nasze starania zostają jednak nagrodzone, bo fabuła posuwa się do przodu i dowiadujemy się, że jesteśmy nieślubnym synem króla Owena. I tu sprawa się komplikuje, bo dowiadują się też o tym ludzie związani ze śmiercią naszego ojca, co oznacza kłopoty dla nas.

Kontynuując pracę karczmarza, zacząłem planować przejęcie tronu, a nasi dotychczasowi towarzysze pomagali mi pozyskiwać nowych popleczników gotowych wesprzeć mnie w walce o władzę. Droga do celu jest kręta, pełna strat i wyzwań, ale dosyć zajmująca. Na sam koniec musimy zdobyć poparcie którejś z grup społecznych (szlachta, wieśniacy, bandyci, podróżnicy i mieszczanie), co wiąże się ze skakaniem wokół gości karczmy z tejże właśnie grupy.

Gra zajęła mi trochę czasu, niekiedy wykrzaczyła się zostawiając mnie w lekkim osłupieniu (bo zapis gry robiłem dosyć dawno), ale bawiłem się przy niej przednio. Fabuła jest dobrym aspektem tego tytułu, bo nie raz potrafiła zrobić zwrot o 180 stopni i pobiec w zupełnie innym kierunku niż mógłbym przypuszczać. Wadą (i niekiedy zaletą) były zdecydowanie bugi, ale i one potrafiły rozbawić. Przykładowo zawiesił mi się bard i grał kilka dni zamiast kilka godzin, dzięki czemu zarobiłem masę pieniędzy i mogłem rozbudowywać karczmę. No to było dosyć pomocne, nie powiem. 😛 Ale aby nie straszyć błędami gry dodam tylko, że grałem sporo czasu temu i zdążyło od tamtej pory wyjść sporo poprawek.

Crossroads Inn to tytuł, który mogę polecić każdemu, kto lubi wszelkie symulatory zarządzania. Ta gra jest po prostu definicją tego słowa. Mamy pracowników o różnych “urokach osobistych” (polecam alkoholików, nie będę zdradzał dlaczego :P), profesjach i zdolnościach. Jeśli pracują wytrwale to możemy ich awansować, czy zwiększa się ich wydajność. Karczmę możemy dekorować tematycznie, opierając się na preferencjach którejś z pięciu grup społecznych. Ba, nawet musimy to robić, aby nasi związani z fabułą goście raczyli zatrzymać się na jakiś czas w naszym przybytku (bo przecież w byle czym nie będą mieszkać).

Jeśli macie wolnę chwilę to zachęcam Was do zagrania w tej tytuł. Warto. 😉

Mefisto

#373. Crossroads Inn Read More »

#372. Dlaczemu cz.7

Czuję się czasem jak przybysz z obcej planety. No dobra… Ostatnio to nawet powiedziałbym, że ponad normę. Wszystko przez to, że jak ludzie dzielą się na A lub B to ja stoję sobie jako takie ab, ale zdecydowanie częściej jako aab, abb, baa… Zależy, co sensownego i normalnego można wynieść z każdej strony. No bo, będąc szczerym, tak właśnie chciałbym żyć. Sensownie, a nie skrajnie. A ludzie żyją przeważnie na zasadzie “jak nie z nami to przeciwko nam”. No właśnie nie. Ja chciałbym zostać na moim neutralnym gruncie, miejscu, które niczym Sanktuarium w Heroes of Might and Magic, powinno być nietykalne przez wszystkich, a non stop odpieram od siebie poglądowych fanatyków.

I wiecie, co mnie w tym wkurza? Nie to, że ludzie są skrajni nawet w takich prostych kwestiach jak ulubiony kolor. Wkurza mnie to, że ode mnie też oczekuje się takiej skrajności, wpychania się w jeden z kątów pokoju przekonań, aż mnie wszystko będzie uwierać i irytować. Tylko po co, skoro jest masa innych możliwości? Jest masa miejsca, aby stanąć swobodnie i czuć się komfortowo ze swoimi przekonaniami. Ile mniej byłoby na świecie frustracji, ile mniej tej frustracji przelewałoby się na innych. A tak mamy tylko ciągłą walkę i zamiast iść do przodu, osiągać coraz więcej, rozwijać nowe możliwości i budować lepszy świat, stoimy w miejscu i patrzymy na narastające konflikty, na szerzącą się nienawiść i nierzadko sami padamy ofiarą tej frustracji, szerząc ją dalej, bo każdy ma swój limit, tym bardziej jak każda ze stron próbuje cię zepchnąć na którąś stronę.

A ja nie chcę stać po żadnej innej stronie, tylko swojej własnej.

Mefisto

#372. Dlaczemu cz.7 Read More »

#371. Assassin’s Creed II

Assassin’s Creed II to druga z wielu części z serii gier Assassin’s Creed. Została stworzona przez Ubisoft Montréal i wydana w 2009 roku przez Ubisoft.

W tej części powracamy do grania między dwoma postaciami: współczesnym Desmondem Milesem oraz jego przodkiem z okresu renesansu: Ezio Auditore da Firenze. Nasz nowożytni bohater ucieka z siedziby Abstergo i dołącza do niewielkiej grupy Asasynów, którzy walczą z Templariuszami planującymi ustanowić nowy ład na świecie według ich widzimisię. Wspomnienia naszego przodka są nam potrzebne, aby naprowadzić nas na lokalizację kolejnego artefaku i coraz bardziej wdrażać nas w zagmatwaną, ale jednocześnie niesamowitą fabułę tej serii gier. Dlatego też, zaraz po dotarciu do kryjówki Asasynów, Desmond zostaje podłączony do przerobionej wersji animusa.

Po drugiej stronie poznajemy Ezio – właściwie to uczestniczymy w jego porodzie (na szczęście jako kamera stojąca obok, a nie oczyma naszego małego boahatera). Już od tamtego momentu wiemy, że mamy do czynienia z małym wojownikiem. Następne nasze spotkanie z protagonistą ma miejsce, kiedy ma on mniej więcej 17 lat i właśnie wdał się w bójkę. Naszym pierwszym zadaniem jest opanowanie sterowania poprzez wtłuczenie kilku zbirom i oczyszczenie im kieszeni z pieniędzy.

Ezio, chociaż jest asasynem, nie ma o tym jeszcze świadomości. Odkrywa to w momencie, kiedy jego ojciec oraz dwóch jego braci zostaje aresztowanych z powodu intrygi przyjaciela rodziny. Jego ojciec wysyła go do posiadłości, aby odnaleźć ukryte pomieszczenie i zabrać stamtąd dokumenty, strój i ostrze asasyna. Papiery zanosimy do mężczyzny wskazanego przez swojego rodzica, jednak ten zdradza rodzinę Auditore. Ojciec i bracia naszego bohatera zostają powieszeni.

Ezio wraz z matką i siostrą uciekają z Florencji do Monteriggioni i odnajdują schronienie u wuja Mario. Stamtąd zaczyna się nasza przygoda: planowanie zemsty i dorywanie Templariuszy rozsianych pomiędzy Florencją, Wenecją, Folri, Tuskanią i ostatecznie Watykanem. Przez ten czas drepczemy po piętach mężczyzny odpowiedzialnego za śmierć naszych bliskich, a pościg ciągnie się między spiskami i intrygami, i trwa ponad dekadę. Oczywiście nie jesteśmy w tym sami: po drodze spotykamy innych Asasynów, którzy wspierają nas w naszej misji.

Ostatecznie decyzje podjęte przez naszego protagnositę znajdą rozwiązanie w kolejnej części gry.

Fabułę tej części przerywa atak Abstergo na kryjówkę Asasynów. Nasi nowożytni bohaterowie uciekają do willi w Monteriggioni skąd będą prowadzić dalsze poszukiwania.

W tej części mamy nie tylko aspekty specyficzne dla tego typu gier, czyli parkour, czy asasynację naszych celi. Pośród wielu misji pobocznych mamy też możliwość rozbudowy willi w Monteriggioni lub poszukiwanie Pieczęsci Asasynów, aby odblokować zbroję Altaira. Możemy też ulepszać ekwipunek naszego bohatera oraz współpracować z trzema pomagającymi nam frakcjami: Kurtyzanami, Złodziejami i Najemnikami. Mamy też Leonarda da Vinci, który wspiera nas w naszej misji dokuczania Templariuszom dzięki swoim niezwykłym pomysłom. To on naprawia nam zepsute ostrze i ulepsza je zamieniając je w pistolet.

Twórcy dodali też możliwość pływania i ukrywania się (przez chwilę) pod wodą. Była to naprawdę przyjemna rzecz po tym strachu z pierwszej części, kiedy wpadnięcie do wody oznaczało śmierć Altaira. No i można było wbiegać w przechodniów i wpadać z nimi do wody, aby patrzeć, jak umierali. Wiem, nie jestem normalny. 😉

Bardzo mocno polecam ten tytuł. Jest to gra z mojej młodości, która zachwyca fabułą pod względem jej jakości jak i ilości. W Assassin’s Creed II czujesz się naprawdę zajęty: wykonujesz misje główne, zadania poboczne, zbierasz znajdźki, wpadasz do Monteriggioni, aby sprawdzić przychody i ulepszać willę… Spędziłem wiele godzin w grze i nie żałuję ani minuty. Ten tytuł jest jak dobra książka: jak do niej przysiądziesz to siłą cię nie odkleją! 😉

Mefisto

#371. Assassin’s Creed II Read More »

#370. :D

Dzień dobry wieczór!

Po raz kolejny nie wiem od czego mam zacząć wpis, bo jak zawsze my nie potrafimy usiedzieć na tyłku spokojnie i chociaż przez 5 minut nic nie robić. 😂 Przydałaby się nam jakaś terapia! Z drugiej strony będzie co wnukom opowiadać (jeśli się jakiś kiedyś doczekamy – jak nie to będziemy cudzym wnukom opowiadać – a co! 😂).

W wyniku małego-dużego nieporozumienia kupiłem okulary wirtualnej rzeczywistość (HTC Vive Pro). Całość była średnio zadowolona (no, ale czego się można spodziewać, jak na pytanie czy mam kupić odpowiada się “tak nie” :P). Jednakże po chwili demolowania wszystkiego w wirtualnej rzeczywistości (no bo co innego mogłaby Całość zrobić 😂) stwierdziła, że musimy mieć drugie okulary, aby grać razem. I tak wyszło, że mamy dwie pary okularów. Zdecydowanie nie jesteśmy normalni, ale całkiem fajnie się gra w ten sposób. Odczucia są bardzo realistyczne (np. jak skoczyłem z budynku to miałem wrażenie, że naprawdę spadam). 😀

Wychodzi na to, że powoli będę recenzował gry na VR, czego się nie spodziewałem, ale się w sumie cieszę. 😛 I szczerze współczuję meblom w domu… Już mamy nawet pierwszą ofiarę: lampę. 😂

Dotarł do mnie w końcu telefon. Właściwie to zastanawiałem się, czy to kiedykolwiek nastąpi, bo Samsung wyjątkowo długo to przeciągał. Aczkolwiek jestem (póki co) zadowolony z tego telefonu, chociaż w porównaniu z moim poprzednim jest on wielgachny i sporo cięższy. Ale ten wielki ekran przydaje się do nauki (kiedy Smoczyński przejmuje mój komputer :P) oraz do… grania. Chyba nie spodziewaliście się niczego innego, co? 😛

Muszę jeszcze wypróbować aparat, ale na razie średnio gdziekolwiek wychodzimy, więc nie za bardzo mam okazję.

Jedyne, co mi się średnio podoba to wibracja. Zdecydowanie za mocna (całe biurko mi się trzęsie). Pozmieniałem w ustawieniach, ale prawie nic to nie dało, szukałem aplikacji, aby zmniejszyć wibrację, ale jedyne, co znalazłem to apki z wibracjami dla pań… No w sumie czego ja się spodziewałem? 🤷‍♂️

Całość dostała list z zaproszeniem na szczepienie przeciwko covidowi. Udaliśmy się do punktu szczepień. Miły pan na wjeździe poinformował nas, że tylko Całość może wejść do środka a “dzieci niech zostaną w aucie”. Znowu dostałem potwierdzenie, że gówniarsko wyglądam. 😂 Szczepienie dosyć szybko poszło – musieliśmy tylko chwilę odczekać. Przy okazji widzieliśmy efekt “jeśli się nie zaszczepicie to nie pójdziecie do pubów”. Ludziów jak mrówków! Zabrońcie ludziom pić to im się odechce bycie anty. 😂

Całość przeszła szczepionkę dosyć dobrze, ale moja matka panikowała, jakbyśmy conajmniej karmili Całość uranem. Naprawdę żałuję, że odnawiałem z nią kontakt, bo z każdym rokiem staje się to coraz cięższe. Tym bardziej, że ona z roku na rok wierzy w coraz gorsze debilizmy… Nie wiem, jak długo będę w stanie ją znosić – tym bardziej, że po tym, jak wyniosłem się z domu rodzinnego, nie chciałem mieć już więcej z nią kontaktu.

Aby nie kończyć takim ponurym akcentem, oto obiecane zdjęcie mojej tablicy korkowej-ale-nie-korkowej. 😛 Cały czas nad nią pracuję, bo wciąż czekam na kabel od lampki, aby podłączyć ją pod USB i zdecydować w końcu, gdzie dokładnie ją umieścić. Mam też kilka niezawieszonych przypinek (co zresztą widać na zdjęciu) – wszystkie czekają na Smoczyńskiego, bowiem on uczestniczy w tym całym procesie. No i każdy dodał jakiś akcent od siebie. 😉

Naprawdę fajnie zaczyna to wyglądać. 😉

Trzymajcie się ciepło!

Mefisto

#370. :D Read More »

#369. My Time At Portia

My Time At Portia to przeurocza gra wydana w styczniu 2019 przez Pathea Games i Team17 Digital Ltd. W tym tytule otwieramy się na przygody w świecie, który przeżył apokalipsę i powoli staje na nogi korzystając z dobrodziejstw naszych przodków. Mimo iż brzmi to bardzo mrocznie, to jednak cukierowa oprawa graficzna sprawia, że ciężko uwierzyć w te kilkaset lat ciemności…

Jednakże skupmy się na fabule!

Naszą postacią jest młody budowniczy, który otrzymał w prezencie od swego enigmatycznego ojca warsztat w miasteczku zwanym Portia. Budynek jest w opłakanym stanie, ale jak to ujął przyjaciel naszego tatka – “twój tato był dusigroszem”. Zaczynamy więc od lekkiej naprawy przybytku, a także od rejestracji naszego biznesu. Wymaga to stworzenia dwóch przedmiotów: kilofa i siekiery. Po tym dostajemy certyfikat, a stworzone przedmioty możemy sobie zachować – wszak będą nam bardzo potrzebne w wykonywaniu naszej profesji!

Jak tylko stajemy się oficjalnie budowniczymi, wpada Arlo – szef Civil Corps (coś w stylu lokalnej policji) z zadaniem dla nas: zbudować most na Bursztynową Wyspę (Amber Island). I – kompletnie nie wiedząc co robię – wziąłem się za budowę!

Przez długi czas biegałem bez większego celu, bo nie wiedziałem skąd i jak mam czerpać trochę bardziej zaawansowane surowce. Odkryłem jednak ruiny, gdzie można było znaleźć niektóre rudy oraz relikty (np. silniki), których ludzkość nie potrafiła już produkować. Fabuła wszak toczy się po jakiejś wielkiej wojnie i setkach lat ciemności spowodowanej nią. Dlatego też zaawansowanie naszej cywilizacji zależy od tego jak bardzo odzyskamy utracone w wojnie rozwiązania i od tego czy Kościół Światła (Church of Light) nie będzie się za bardzo czepiał. W końcu wszyscy obawiają się kolejnej wojny i konsekwencji, jakie mogłaby za sobą przynieść.

Wróćmy jednak do fabuły. Nasze zadania podzielone są między misjami głównymi, których nie ma sporo, ale zdobycie przedmiotów potrzebnych do ich ukończenia jest czasochłonne. Mamy też misje poboczne związane z fachem naszego budowniczego, aby najzwyczajniej w świecie zarobić pieniądze na niezbędne ulepszenia, a te są kosztowne. Poza tym możemy rozbudowywać nasz dom, aby móc wprowadzić tam żonę lub męża, mieć maksymalnie dwójkę dzieci oraz powiększać ogródek, aby postawić tam więcej naszych wymyślnych maszyn albo – moją ulubioną rzecz – fabrykę, gdzie wszystko praktycznie robi się samo.

Nasze główne zadania pomagają Portii się rozwijać: budujemy drogi, nowe połączenia z innym miastem, spada na nas satelita, a wraz z nim przedziwny robot o imieniu Ack. Niewiele brakuje, abyśmy stali się ofiarami oszustów, ale Civil Corps jak zawsze ratuje dzień (czytaj: złoją im tak skórę, że ci nie odważą się więcej nas męczyć).

Nasza opowieść jednak rozkręca się w momencie, kiedy natrafiamy na wzmiankę o czymś, co zwie się All Source Computer (co możemy przetłumaczyć na komputer z dostępem do wszystkich źródeł – w grze objawia się to jako komputer do zarządzania innymi komputerami). Wraz z nim pojawia się Zły Rycerz (Rogue Knight) – zbuntowany relikt przeszłości, który niegdyś miał na celu chronić słabych, a teraz po prostu działa nam na nerwy i próbuje zabrać nam zaawansowaną technologicznie zabawkę.

Stajemy się też (znowu) ofiarami oszustwa, bowiem źli i wredni piraci, podając się za członków rady, wpierw pomagają nam odnaleźć urządzenie, a potem chcą je ukraść. Udaje się nam jednak odkryć spisek i w porę stoczyć walkę z finalnym bossem.

Gra bardzo mi się spodobała, bo uwielbiam gry, które mają elementy RPG, rozwój postaci, możliwość zbierania i przetwarzania przedmiotów lub surowców oraz budowę/tworzenie maszyn. Tutaj spotkałem się z olbrzymią ilością wymaganych przedmiotów, aby stworzyć jedną głupią rzecz (z wartością zupełnie niewartą mojego zaangażowania) i przenieść się kawałek dalej w naszej opowieści.

Poza tym możemy mieć w grze wątek miłosny i rodzinny, który opiera się nie tylko na randkowaniu z potencjalną parterką lub potencjalnym partnerem, aby móc się do nich zbliżyć, ale też na uczestniczeniu w misjach pobocznych dotyczących naszego związku i rodziny. To była bardzo miła odskocznia od dosyć monotonnej profesji budowniczego. 🙂

Dodatkowym atutem są różne wydarzenia związane z porą roku (np. wyścigi konne albo bitwa na śnieżki) lub też obchodzenie swoich i cudzych urodzin. Możemy też gotować, grać w mini gry w restauracji, łowić ryby, a nawet założyć farmę w ogrodzie. Można też hodować zwierzęta w specjalnych zagrodach (albo, tak jak ja, trzymać je w skrzyniach :o).

Oczywiście tytuł bardzo mocno polecam z zaznaczeniem, że trzeba do niego podejść z dużą ilością czasu, aby być w staniem spróbować wszystkiego, co ta gra ma do zaoferowania. 😉

Mefisto

#369. My Time At Portia Read More »

Scroll to Top