Interpersonalnie

#388. Jestem zarybiony

Dzień dobry wieczór!

Witam wszystkich po kolejnej przerwie na blogu. Ten rok chyba nie będzie moim najlepszym rokiem, jeśli chodzi o blogowanie, ale na pewno nie brakuje w nim wrażeń. 😉

Pozwolę sobie rozpisać się na temat ostatniej notki. Ponieważ Smoczyński bardzo lubi podwodne klimaty, nasza rodzinka powiększyła się (i jeszcze się powiększy, ale to jest jeszcze do ustalenia) o kilka morskich stworzonek. Mamy błazenka Nemo (no bo czemu by być oryginalnym w nazywaniu rybki, nie? 😂), stadnika żółtoogonowego o nazwie Stadia, dwie krewetki czyścicielki Fish i Chips (tak jak popularny posiłek w Anglii 😂) oraz czerwononogiego kraba pustelnika o imieniu Zoidberg.

Nasza rybia rodzinka jest słonowodna, więc do naszego napiętego grafiku dorzuciliśmy sobie dbanie o parametry wody. Mieliśmy też kilka śmierci i jedno zaginięcie. Pierwszy stadnik żółtoogonowy zablokował się za grzałką i umarł ze strachu. Pierwsza krewetka chciała zrzucić skórę, zablokowała się i umarła (nie wiedzieliśmy wtedy jak jej pomóc – zaczęła takie numery pierwszego dnia). Pierwszy krab nam albo umarł, albo zaginął. Ciała nie odnaleźliśmy, więc do końca nie wiemy, co się z nim stało. 🤷‍♂️

Stadia (czyli drugi stadnik) miała jakiś uraz i pokłóciła się z resztą towarzystwa, więc trafiła do akwarium poprawczego i tam już zostanie. Jej to pasuje, wydaje się zadowolona, chociaż na początku wyglądała na naburmuszoną. Jest niesamowicie ładna i porusza się z niezwykłą gracją. Do towarzystwa dostała Fisha i jakoś się dogadują.

Nemo jako jedyny trzyma się całkiem dzielnie i jest niesamowitą rybą. Jest bardzo towarzyski i inteligentny, lubi się z nami bawić i czasem daje się dotknąć, czasem sam skubnie. Jakiekolwiek zmiany w akwarium musi dokładnie obejrzeć, cokolwiek próbujemy zrobić, on musi nam towarzyszyć (co bywa czasem upierdliwe, bo przy wymianie wody nie raz o mało co go nie złapaliśmy 😂). Ma też dziwne odchyły, jeśli chodzi o spanie. Lubi spać owinięty wokół filtra, ale trochę to ciężkie, bo się zsuwa i porywa go prąd wody. 😂

Chips, czyli pierwsza z dwóch nowych krewetek, też jest bardzo urokliwa. Wzięliśmy ją taką totalnie malutką i od razu się polubiliśmy. Jest ona z gatunku krewetek, które czyszczą akwarium z odpadów. Lubią też czyścić ryby i dłonie. Ilekroć któreś z nas wsadzi łapę do wody, ona wybiega niczym wierny piesek, wskakuje na rękę i zaczyna czyszczenie. I też bywa w tym upierdliwa (Całość coś o tym wie: jej łapy uwielbia czyścić na błysk). 😂

Chips zrzuciła już pancerzyk krewetki robią to, kiedy rosną, a także kiedy zmieniają akwarium. Potem, lekko oszołomiona, polazła czyścić filtr i urwało jej antenki. Całość tak się wystraszyła, że aż mnie w nocy obudziła. Na szczęście to często się zdarza tym małym typom i antenki odrastają. 😂

O Zoidbergu dużo nie jestem w stanie powiedzieć, bo on głównie porusza się i zjada to, czego nie zjadła reszta rybiej rodziny. Taki chodzący odkurzacz. 😉

A tutaj zdjęcia naszej morskiej ferajny (bez Zoidberga, bo tego ciężko dorwać póki co ;)):

Chips
Fish
Stadia

Nemo

Egzaminy też mi poszły – o dziwo – dobrze. Chociaż nie mam takich wyników, jakich bym chciał, to jednak zdałem! Z matmy mam 57%, co załapało mnie na Grade 3, a z pozostałych Grade 2 (z czego z web designingu byłem bardzo blisko wyróżnienia). Cieszę się, bo grunt, że mogę dalej studiować. 😀 Najbardziej cieszy mnie, że z egzaminu z matmy miałem 50%, co jest naprawdę super, bo spodziewalem się poniżej 30%, a w związku z tym oblania. 😂

Wczoraj miałem też drugie szczepienie i czuję się nieco przymulony. Dlatego też ten wpis nie będzie długi (ale przynajmniej jest!).

Trzymajcie się ciepło i do następnego razu!

Mefisto

#388. Jestem zarybiony Read More »

#387. Przerwa z powodu… rybek

Dzień dobry wieczór!

Wczorajsza notka nie pojawiła się z powodu dwóch takich małych, co to ogony mają i żyją pod wodą. Wczoraj się wprowadziły i póki co mają naszą całkowitą uwagę (w szczególności taki jeden osobik, co to cuda na kiju wyczynia ;)).

Ilość pracy, jaką trzeba włożyć w zadomowienie rybek nas wczoraj przerosła. 🤷‍♂️

Dorobiliśmy się akwarium, o którym napiszę więcej za jakiś czas (i wyjaśnię, skąd taki pomysł). Póki co pilnujemy, aby rybki się zadomowiły i nie stresowały nazbyt, bo wciąż mogą nam zejść. Generalnie to jestem mega szczęśliwy, bo uwielbiam, kiedy w domu są zwierzęta, a te są przeurocze. 🙂

Trzymajcie się ciepło i do następnej notki! 🙂

Mefisto

#387. Przerwa z powodu… rybek Read More »

#386. Vampire’s Fall: Origins

Vampire’s Fall: Origins to niesamowita, stylizowana na oldschoolowe klimaty gra opowiadająca nam o powstaniu wampirów według pomysłu twórców. Stworzona została przez Early Morning Studio i opublikowana we wrześniu 2018.

Trafiłem na ten tytuł całkiem przypadkiem, ale, jak często w takich wypadkach bywa, zatopiłem się w nim bez reszty. Tytuł ten dostępny jest na różnych platformach, ale w moim przypadku zagrałem w nią na telefonie. I wiecie co? Nie było najgorzej!

Zacznijmy jednak od fabuły. Nasza historia rozpoczyna się od krótkiego wprowadzenia na temat tego, co dzieje się na świecie, a mianowicie od tego, że zły Czarnoksiężnik (Witchmaster) sieje terror na świecie. Nasza postać jest rekrutem do straży przeciwko zbliżającemu się wojsku naszego głównego nemesis.

Pierwsze zadania są dosyć proste: zabij szczura, dostań ochrzan za to, że cię ugryzł, idź do medyka/zielarza Sava, aby wyleczył ranę… Kiedy mamy to już za sobą, do wioski Vamp’Ire przybywa Czarnoksiężnik i domaga się pojedynku z najpotężniejszym wojownikiem. Po krótkiej spychologii, kto jest tym najpotężniejszym, zostajemy oddelegowani na zewnątrz. Oczywiście przegrywamy, ale nie giniemy. To znaczy i tak, i nie. Giniemy, ale wracamy do życia jako coś nowego i nieznanego dla tego świata.

Czujemy pragnienie, więc pijemy najpierw wodę ze studni, a potem posilamy się krwią (do wyboru mamy krew szczura lub ludzką; wybrałem szczura i odpłaciłem mu się za ugryzienie). Opuszczamy wioskę, a na zewnątrz czeka na nas Sava, który wydaje się zaintrygowany tym, co nam się przydarzyło. Możemy dobrowolnie go przemienić albo on sam się rzuci nam na kły, aby zmusić nas do ugryzienia go. Będzie to miało wpływ na dalsze nasze losy, ale nie rozpędzajmy się nazbyt daleko.

Nasze dalsze kroki kierujemy ku wiosce Avan. Tam wpadamy w ciąg misji, podczas których poszukujemy syna wodza tejże lokacji. Ostatecznie dowiadujemy się, że wódz oddał swojego syna Czarnoksiężnikowi, aby ocalić pozostałych mieszkańców. Oczywiście nikt o tym nie wie, dlatego latamy wokół Avan i zabijamy wszystkich, których wódz wysłał do zabicia nas, abyśmy tego faktu nie odkryli.

Koniec końców sam wódz fatyguje się, aby nas zabić i… ginie. Jego ostatnim życzeniem jest odnaleźć jego syna. Przy okazji łowcy z wioski mają nam za złe zabicie ich ukochanego przywódcy i przez resztę gry będziemy mieć do czynienia z łowcami wampirów…

Ruszamy dalej w podróż, która widzie nas śladami naszego nemesis: Czarnoksiężnika. W końcu chcemy się zemścić za to, co nam zrobił. Gdziekolwiek jednak się pojawiamy, ktoś próbuje nas zabić, przez co robimy sobie wrogów praktycznie wszędzie.

Mamy też szansę pomóc innym wampirom uporać się z Kultem… Czosnku. Generalnie fakt, że stali się oni Kultem Czosnku to zasługa naszej niecnej intrygi, wcześniej byli po prostu łowcami wampirów. Aczkolwiek polecam zrobić tą misję: przynajmniej wiadomo, czemu nasi łowcy rzucają w nas czosnkiem na przywitanie. 😉

Gra składa się z dwóch części fabularnych: pogonią za Czarnoksiężnikiem oraz (kiedy go już dorwiemy) pogonią za Savą siejącym terror jako wampir. Oznacza to udanie się do nowych lokacji i rozwiązywanie masy nowych i niekiedy absurdalnych problemów. Fabularnie ten tytuł naprawdę wciąga! Do tego stopnia, że przeszedłem go kilka razy i ani trochę nie czułem się znudzony.

Pojedynki z przeciwnikami odbywają się w formie turowej. Co trzecia tura wypada nam jako combo, gdzie możemy użyć więcej niż jeden atak (tak długo, jeśli mamy wystarczająco punktów skupienia – focus). Ataki mamy wszelakie: od fizycznych po magiczne. Mamy też zaklęcia wzmocnienia, aby otrzymywać mniej obrażeń lub też zadawać ich więcej.

Nasza postać, wraz z każdym zdobytym poziomem, dostaje punkt umiejętności oraz punkty blood lines. Te pierwsze pozwalają nam ulepszać nasze zaklęcia i ataki wykorzystywane podczas walki, a te drugie pozwalają nam zwiększać ilość punktów zdrowia, zadawane obrażenia danym typem broni, wytrzymałość, itd. czyli tzw. umiejętności pasywne.

Gra oferuje też wiele innych wydarzeń, którymi można się zająć między misjami. Możemy polować na Brutali, czyli swego rodzaju bossy. Dzielą się oni na Dzikich (Wild) i Obrońców (Guardian). Kiedy pokonamy wszystkich z danej grupy, możemy zmierzyć się z ich bogami. Mamy też Brutali Dziennych: codziennie pojawia się nowy, a zabicie ich 7 dni pod rząd daje nam ciekawe nagrody.

Mamy też polowania na Alfy: dziwnych stworzeń ciągnących do Brutali. Jest to czasowe wydarzenie i mamy szansę zebrać trochę fantów, aby ulepszyć naszą postać.

Gra pozwala też zacząć wszystko od nowa na większym poziomie trudności. Postęp naszej postaci nie ulega resetowi.

Vampire’s Fall: Origins to gra, która mnie uwiodła, urzekła i spełniła moje wszystkie oczekiwania. Miałem niesamowitą fabułę, miałem zajmujący tryb walki, miałem sporo do robienia między zadaniami, były też dziwne misje i pokręcony humor. Bawiłem się przednio i będę bawił się dalej, bo wciąż mam nowe, trudniejsze poziomy do przejścia.

Gorąco polecam grę każdemu fanowi wampirów, oldschoolowych gier i… czosnku. 😛

Mefisto

#386. Vampire’s Fall: Origins Read More »

#385. Po długiej przerwie…

Dzień dobry wieczór!

Powrót na bloga po takim sajgonie, jaki zgotował się nam w ostatnich tygodniach, wydaje się jak podróż na inną planetę. Zdecydowanie jednak wolę mieszkać na tej szacownej innej planecie niż na Ziemii.

Nawet nie wiem, od czego mam zacząć. Egzamin z Javy poszedł mi dobrze. Egzamin z matmy… No cóż, myślę, że zdałem, ale to była prawdziwa katorga. Tym bardziej, że nam klima popsuła się akurat tego dnia i musiały być okropne upały, a ja puchnę od ciepła jak parówka i zdycham. 😛 No cóż, tak bywa! (i tak pewnie by nam zaniżyli wyniki, więc jest mi w tej kwestii wszystko jedno)

Egzamin teoretyczny oblałem z mojej winy. Nie wiedziałem, że tam będzie test z wykrywania niebezpieczeństw i byłem w lekkim szoku. Test z wiedzy o kodeksie ruchu zdałem, ale z testu niebezpieczeństw zabrakło mi 2 punktów. Czemu jak coś oblewam, to z reguły tak blisko zdania? 😂 Najlepsze jest to, że Całość wiedziała o tym i mi nie powiedziała, bo myślała, że wiem, a ja się nie pytałem, bo myślałem, że jeśli coś jeszcze było to Całość mi powie. 😂

Mam już kolejny termin, więc będę miał okazję się przygotować i zdać. Więcej razy nie chcemy tam jeździć – zdecydowanie za daleko. 😛

W ostatnich tygodniach mieliśmy wizytę sąsiadki z bloku obok, która będąc (prawdopodobnie) po jakiś środkach ograniczających pojmowanie pomyliła bloki i stwierdziła, że teraz mieszka w naszym. Oczywiście zrobiła bajzel, bo “ktoś jej schowek zajął” i zaczęła wywalać wszystko jak leci ze wspólnego dla naszego bloku schowka. Udało się ją przegonić, kiedy zaczęliśmy dzwonić na policję, ale sama policja nie raczyła się pojawić. Milutko. A nam zostało sprzątanie klatki, bo reszta z sąsiadów miała to gdzieś, a bajzel był tylko pod naszymi drzwiami (i trochę u nas w domu, bo baba zaczęła też rzucać we mnie).

Policja nas chyba polubiła, bo ostatnio byli też u nas. Podobno awantura była i musieli posiedzieć, aby upewnić się, że wszystko w porządku. Smoczyński się cieszył, bo lubi, kiedy przychodzą do nas goście, pokazał im wszystkie swoje zabawki i zaśpiewał pieśń radości w smoczym języku.

Policjanci raczej nie widzieli zagrożenia (no chyba jedynie zagrożenie zamęczeniem przez Smoczyńskiego) i dyskutowali z jakimś przełożonym/przełożoną, aby pozwolono im pójść, ale ten ktoś był dosyć nieugięty i chwilę czasu u nas posiedzieli, dręczeni przez ciekawską Dzieciorośl.

Podejrzewaliśmy o to zgłoszenie naszych kochanych sąsiadów z dołu, ale okazało się, że to sąsiedzi mieszkający naprzeciwko nas. Szczerze to byłem zdziwiony, ale Całość powiedziała mi, że odkąd wprowadziła się tam (chyba) dziewczyna sąsiada, to ilekroć sama gdzieś wychodzi, babka siedzi w oknie i gapi się na nią z nienawiścią. Taki nasz urok, że przyciągamy do siebie ludzi, co to potem mają do nas ból tyłka o cholera wie co. 🤷‍♂️

W ramach relaksu postanowiliśmy zainwestować w nasz pokój dzienny i wymieniliśmy projektor na Epson EB-FH06. Obraz jest dużo lepszy, a co najważniejsze, bardziej wyraźny w ciągu dnia. Zainwestowaliśmy też czas i chęci w hodowlę roślinek i nasz pseudobalkon (czytaj: kratę za drzwiami balkonowymi) przerobiliśmy na mini ogródek i hodujemy pomidory, truskawki, poziomki, czosnek, miętę oraz kilka kwiatów. Smoczyński dba i podlewa nasze roślinki. Oraz łapczywie poluje na poziomki. 😛

Nasz balkon odwiedziły zakochane w sobie gołąbki. Jeden wciąż nasz odwiedza, ale się z tym kryje. Nie wiedzielibyśmy, gdyby nie zostawił po sobie śladu w postaci piórka.

Swoją drogą na truskawce pojawiły nam się robaczki… zwłoki robaczków… Nie wiem, jak to nazwać. Chyba to drugie, bo nie rusza się w ogóle – nawet jak się szturchnie. Ktoś wie może, co to jest?

Wielkimi krokami zbliżają się czwarte urodziny małego Smoka. W tym roku postanowiliśmy wybrać się do Zoo w Clifton. Nasza Dzieciorośl ma fioła na punkcie zwierząt, więc myślę, że to będzie udany dzień. 😉

Będziemy też musieli wybrać się do Londynu, a że stolica jest kompletnie nieprzejezdna dla aut to zamierzamy pojechać pociągiem. Dlatego też powoli chcemy przyzwyczaić Smoczyńskiego do tego typu podróży i zaliczyliśmy już pierwszą przejażdżkę pociągiem. Smoczyński był bardzo przejęty podróżą i cierpliwie czekał na przyjazd kolejki. 🙂 W samej kolejce trochę pomarudził (w końcu to coś nowego dla niego), ale potem poszliśmy na małe zakupy i do sklepu z zabawkami, więc nie było najgorzej. W planach mamy jeszcze kilka przejażdżek, aby przyzwyczaić naszego małego lorda do publicznego transportu. 😉

Streściłem chyba wszystko, co chciałem streścić. Trzymajcie się chłodno i nawadniajce się regularnie! 😉

Mefisto

#385. Po długiej przerwie… Read More »

#384. Secret Cat Forest

Secret Cat Forest to gra na urządzenia mobilne, którą śmiało mogę określić jako przyjemną i odprężającą. Stworzyło ją studio IDEASAM i jak się łatwo można domyślić po tytule: gra dotyczy kotów.

Naszym prostym i niezajmującym zadaniem jest dbanie o koty, które odwiedzają naszą chatkę w lesie. Robimy to na dwa sposoby: łowimy ryby, aby nasze mini tygrysy miały co jeść i zbieramy drewno, aby móc budować dla nich różne, milutkie mebelki i dekoracje. Drewno można też wykorzystać jako walutę i kupić kotom jakieś śmieszne przebranka.

Gra pozwala wynając nam drwala na godzinę w zamian za obejrzenie reklamy, dzięki czemu nie musimy zbierać drewna sami. Pozwala nam to oderwać się na jakiś czas od naszej chatki i zająć innymi sprawami, a w czasie, kiedy nie używamy aplikacji, odwiedzają nas różne kociska. Tak, twórcy stwierdzili, że aby przyszli do nas futrzaści goście, musimy wyłączyć grę.

Odwiedzający nas kotek zawsze zostawia nam prezent, w którym na pewno znadziemy drewno, a czasem i coś, co nazywa się cat shard. Pozwalają nam one odkryć ciekawostki o odwiedzających nas mruczkach (typu: na czym lubią się bawić, gdzie lubią siedzieć, itd.). Cat shard można też złowić, więc nie jest ciężko je zdobyć.

Gra daje nam możliwość ulepszenia niektórych rzeczy: ekwipunku na ryby (aby więcej kotów mogło na raz przyleźć do nas), wędki (aby łowić więcej ryb na raz), warsztatu (aby budować kilka mebli na raz). Raz w tygodniu dostajemy kociego wąsa, którego możemy wymieć na specjalną dekorację z jakimś magicznym efektem. Mimo iż wydaje się, że nie ma tam nazbyt dużo atrakcji to jednak jest tam sporo do zrobienia.

To była jedna z milszych aplikacji na telefon. Przede wszystkim nie jest tak zajmująca, a pozwala trochę się oderwać od życia codziennego. Gra, chociaż jest na telefony mobilne, nie jest tak nachalna, jeśli chodzi o wymuszanie na użytkowniku, aby wydał pieniądze na różne dodatki, czy ułatwienia. Nie narzuca też oglądania reklam: jeśli chcesz możesz obejrzeć reklamę, ale nie musisz i kompletnie nic się nie stanie. Dlatego relaksuję się przy niej codziennie. 🙂

Polecam każdemu, kto lubi grać na telefonie, kto potrzebuje się odprężyć i każdemu, kto lubi koty (bo są fajowe). 😉

Mefisto

#384. Secret Cat Forest Read More »

#383. Azjatyckie łakocie cz. 15

Uwielbiam landrynki i wszelkiego rodzaju cukierki, więc kiedy znalazłem to w jednym ze sklepów z azjatyckimi produktami

to byłem w siódmym niebie.

Dostępne są w dwóch smakach: cytrynowo-miętowym, aby się ochłodzić oraz imbirowo-cytrynowym, aby się rozgrzać. Oczywiście zawierają też sól, co nadaje im ciekawego smaku i pomaga z nawodnieniem organizmu w ciepłe dni. I rzeczywiście działają: miętowe chłodzą, imbirowe dają poczucie wewnętrznego ciepła.

Zdecydowanie mogę to nazwać moim ulubionym odkryciem ostatnich tygodni (tym bardziej, że ostatnio dopadły nas upały i z miętowych korzystałem dosyć często).

Polecam! 🙂

Mefisto

#383. Azjatyckie łakocie cz. 15 Read More »

#382. Assassin’s Creed: Revelations

Assassin’s Creed: Revelation to następna część tej serii gier, a jednocześnie ostatnia, w której naszym protagonistą jest Ezio Auditore. Tytuł ten wydał Ubisoft w 2011, ale z wielu powodów udało mu się przysiąść do niego dopiero niedawno.

Nasz nowożytni bohater – Desmon Miles – ze względu na wydarzenia pod koniec gry Assassin’s Creed Brotherhood, wpadł w śpiączkę i został umieszczony w Animusie. Jego psychika była w strzępkach, a jemu groziło wymazanie. Na nasze szczęście w urządzeniu “zachował się” poprzedni bywalec Animusa, który postanowił nam pomóc. Jak? Wepchnąć nas we wspomnienia Ezio, aby dokończyć jego opowieść i odseparować ich od siebie raz, a na dobre.

Wracamy więc do historii Ezio.

Spotykamy naszego asasyna w drodze do Masjafu, aby odkryć cenną wiedzę ukrytą w Twierdzy Asasynów (dokładnie w tej, wokół której toczył się wątek w pierwszej części gry). Tam jednak spotkał batalion templariuszy, a potyczka z nimi skończyła się dla Ezio pojmaniem i niemal egzakucją. Nasz bohater nie zasługiwałby jednak na tytuł mentora, gdyby w ostatnim momencie im nie uciekł.

Udaje nam się odnaleźć bibliotekę, jednak jest ona zamknięta na cztery spusty i to dosłownie: potrzebujemy czterech nietypowych kluczy.

Od pracownika najętego przez templariuszy dowiadujemy się, że wiedzą już, gdzie znajduje się jeden klucz, a także posiadają księgę “Tajemna Krucjata” zawierającą wskazówki, jak dotrzeć do następnych. Zdobywamy więc księgę i wyruszamy do Konstantynopola.

Tam poznajemy Yusufa Tazima – lidera lokalnej gildii asasynów. Wprowadza on nas w sytuację naszych braci na Bliskim Wschodzie oraz podarowuje nam ostrze z hakiem: zmodyfikowane ostrze pozwalająca nam skakać na budynki z dalszych odległości i nieco szybciej się wspinać. My w zamian pomagamy w rekrutacji nowych członków i rozwiązujemy kilka problemów trapiących gildię (np. likwidujemy templariuszy).

W poszukiwaniu kluczy poznajemy Sofię Sartor. Jest ona właścicielką księgarni, gdzie skrywa się wejście do podziemi Konstantynopolu. Tam odnajdujemy pierwszy klucz, zabytkowy tom oraz zaszyfrowaną mapę. Umawiamy się z Sofią, że w zamian za możliwość skopiowania odnalezionych tomów, będzie ona rozszyfrowywać dla nas mapy.

W poszukiwaniu kolejnych kluczy, ratujemy księcia osmańskiego Sulejmana przed skrytobójstwem. Otwiera to przed nami wiele misji związanych z księciem (szukaniem odpowiedzialnego za zamach na jego życie).

Cała nasza przygoda ma jednak jeden najważniejszy cel: zdobyć wszystkie klucze i zobaczyć, co kryje się w bibliotece w Twierdzy Asasynów. Klucze są jednak nie tylko kluczami, ale też nośnikami wspomnień Altaira, gdzie poznajemy momenty z jego życia i drogę, jaką przeszedł jako Mistrz Asasynów.

Nie zdradzę Wam jednak zakończenia, bo jest ono zbyt istotne dla dalszych części gry. 😉

Jestem wielkim fanem każdej części Assassin’s Creed związanej z postacią Ezio, chociaż ta wydawała się trochę wymuszona, bo stanowiła jedynie przerwynik, który miał łączyć poprzednią część z następną. Fabularnie jednak gra jest prawdziwym majstersztykiem i wciąga na długie godziny, chociaż zakończenie jest dosyć zaskakujące.

Na początku strasznie wkurzało mnie ostrze z hakiem, ale potem uznałem to za najlepszy pomysł modyfikacji ostrza. Fakt, że nie musiałem być aż tak precyzyjny z wymierzaniem odległości był bardzo pomocny, kiedy uciekało się przed wkurzonymi żołnierzami (a wkurzanie ich to moje osobiste hobby w serii gier AC ;)). Już nie wspominając jak efektywnie dało się też przeskakiwać nad wrogami albo atakować ich tym hakiem.

Gra oferuje wiele znanych nam aspektów z poprzednich części (np. kupowanie budynków, aby generować zysk, czy odbijanie dzielnic z rąk wrogów), ale też pozwala nam spróbować czegoś nowego (np. chronienie atakowanej dzielnicy w stylu “tower defence”). Jednym z ciekawszych (dla mnie) elementów rozgrywki jest trenowanie asasynów, gdzie uczestniczymy wraz z nimi w ich zadaniach. Można się poczuć jak prawdziwy mentor! Albo jak ostatnia pierdoła – zależy jak nam idzie rozgrywka…

Oczywiście tytuł ten gorąco polecam, bo mimo wszystko jest niesamowity! 🙂

Mefisto

#382. Assassin’s Creed: Revelations Read More »

#380. Trochę zmian, ale w sumie to dalej tak samo

Dzień dobry wieczór!

Po raz kolejny siadam z pustką w głowie na temat tego, co chciałbym napisać, a jeszcze chwilę temu miałem cały plan notki w głowie. Zwalam winę na to, że wiało i wywiało mi wszystkie pomysły z głowy. 😂 (bo przecież się nie przyznam, że ja tam mam zawsze pusto)

Właściwie to jest sporo rzeczy, o których chciałbym napisać. Pierwszą z nich niech będzie to, że kupiłem sobie tablet, aby być bardziej mobilnym ze studiami i pisaniem notek. Póki co jestem zadowolony – wybrałem Samsung Galaxy Tab S7 razem z klawiaturą i muszę przyznać, że robi wrażenie. Jakość ekranu jest niesamowita (pod względem wyświetlania ekranu jak i dotyku), spisuje się na medal jako notebook i jako tablet do rysowania. Tak, zamierzam trochę sobie na nim porysować 😛 (tym bardziej, że program, którego używam, jest też na Androida – nazywa się Krita – polecam).

Znalazłem też LibreOffice (którego używam na komputerze), więc pisanie prac na studia, listów, czy czegokolwiek też mogę robić na tablecie (leżąc wygodnie na kanapie, przykryty kocem).

No i jest też SuperTuxKart na Androida, więc i Smoczyński jest zadowolony. Trochę też jest zdziwiony, bo gra wygląda trochę inaczej, ale najważniejsze, że jest. 😛 Zdążył nawet zainstalować aplikację LEGO Duplo i jest teraz przekonany, że tablet jest dla niego. Nawet mnie zdążył z radości wycałować. 😂

Mamy drugiego Bittle’a! Mamy też robocika o nazwie Boxer, w sierpniu/wrześniu przyjedzie do nas Cosmo 2.0. Mamy jeszcze kilka innych robotów na oku, więc będę miał o czym pisać. Póki co staramy się opanować sterowanie, bo nasze psiaki mają trudności z chodzeniem. Coś nam poszło nie tak. Ale to w sumie u nas normalne – dziwne by było, jakby wszystko tak po prostu działało. 😂

Udało mi się podciągnąć oceny i wciąż mam szansę na wyróżnienie (jeśli nie zawalę egzaminów oczywiście). Z drugiej strony czuję się, jakbym miał już wakacje i muszę się mentalnie biczować, aby siadać do nauki. Dam radę – jeszcze tylko kilka tygodni…!

A zaraz potem mam test z teorii na prawko. Jak szaleć, to szaleć. 😂

Dotarła do nas bubble tea ze strony The Bubble Panda (o której to napisałem w tej notce). Nie mieliśmy okazji jeszcze się jej napić, ale dostaliśmy fajne, metalowe słomki w ramach pierwszych urodzin strony. 😛

Nasz mały bąbel znowu zainteresował się Duplo z racji tego, że w aplikacji była (płatna :P) aktualizacja i pojawiły się tam zwierzątka z farmy. Tak się w nich zakochał, że kupiliśmy mu dwa zestawy: 10949 i 10952. On był w takim szoku, jak je zobaczył, a potem tak się cieszył, że mało co wszystkiego nie stratował z radości. Normalnie te klocki czcią otoczył. 😂 Ale muszę przyznać, że zwierzątka wyglądają naprawdę uroczo.

A niedawno byliśmy na prawdziwej farmie i kury karmił. Normalnie profesjonalny karmiciel kur. 😂 Całość próbowała nakarmić kaczki, ale wpierw rzuciła mamie kaczce jedzenie pod nogi, a potem trafiła samą mamę kaczkę, która wpadła w taką panikę, że całe towarzystwo pogoniła z dala od Całości. Myślę, że Całość ma odpowiednie kwalifikacje, aby pogonić pewną kaczkę z rządu… 😂

Mam kilka rzeczy, które mógłbym dodać do mojej tablicy (nie)korkowej, ale w chwili obecnej siedzę bardziej nad studiami niż nad czymkolwiek innym, więc pewnie zajmę się tym po egzaminach. A mam parę fajnych motywów do dodania. Półeczka w końcu się przyda. 😉

Czuję, że wszystko u mnie zwalnia z powodu egzaminów, dlatego nie zdziwcie się, jeśli za jakiś czas ogłoszę przerwę. Zależy mi na dobrej ocenie (nawet jeśli się boję, że znowu będą je zaniżać). Szkoda by było całego roku starań, stresowania i wyrzeczeń, aby teraz mieć to w czterech literach. 😛

Trzymajcie się ciepło! Albo chłodno, bo w sumie coraz cieplej na zewnątrz… 😉

Mefisto

#380. Trochę zmian, ale w sumie to dalej tak samo Read More »

#379. Spellforce: Heroes & Magic

Spellforce: Heroes & Magic to gra na urządzenia mobilne, którą opublikowało studio HandyGames w 2019. Znalazłem ją przypadkiem i od razu zakupiłem, bo czuję wielką sympatię do serii gier Spellforce. Ku mojemu zdziwieniu, tytuł ten łączy świat opisany w serii gier Spellforce z mechaniką gry znaną z serii gier Heroes of Might and Magic.

Gra nie posiada żadnej fabuły. Mamy za to dostępne różne mapy z rosnącym poziomem trudności, gdzie naszym zadaniem jest pokonać naszych przeciwników. Do wyboru mamy trzy frakcje: Mroczne Elfy, Ludzie i Orkowie. Jako, że jestem wielkim fanem Mrocznych Elfów to grałem właśnie nimi.

Dostajemy jednego bohatera i nie możemy go stracić, bo inaczej kończy to naszą rozrgrywkę. Nie jest to oczywiście jedyna postać, która może poruszać się po mapie: nasze jednostki mogą biegać w obrębie bram granicznych dzielących nas od naszych wrogów. Do dyspozycji mamy też zamek i dostępne w nim ulepszenia (np. kuźnię, gdzie można ulepszać broń naszej armii) oraz punkty umiejętności zdobywane wraz z poziomem doświadczenia. Zdobywają je zarówno nasz bohater jak i jednostki z jego armii, więc nasze siły zbrojne można całkiem nieźle ulepszać.

Po mapie poruszamy się określoną ilość ruchów na każdą turę. Jest to rzecz wzięta ewidentnie z Heroes of Might and Magic, ale w sumie ta gra zdaje się być połączeniem dwóch odmiennych rodzajów gier.

Ponadto mamy też tryb walki, gdzie nasz bohater może mierzyć swoje siły z wylosowanymi wrogami. W tym trybie również możemy ulepszać naszą postać, ale tyczy się to tylko umiejętności i broni posiadanej przez naszą armię.

Chociaż gra nie wydaje się zajmująca, to jednak spędziłem nad nią sporo czasu przemierzając coraz to trudniejsze mapy. Nie jest to może najciekawszy tytuł, bo brak fabuły jednak robi swoje, ale można się przy tym nieźle odprężyć bez nadmiernego skupiania się nad grą.

Mój werdykt jest taki: dobra gra do zabicia czasu w chwilach okropnej nudy i brak chęchi do robienia czegokolwiek. 😉

Mefisto

#379. Spellforce: Heroes & Magic Read More »

Scroll to Top