Interpersonalnie

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka

Smokowi nie zajęło zbyt dużo szukanie Japesia. Wędrowiec wraz z Siyą udali się do pobliskiego parku. Dziewczyna robiła sobie przerwy siadając na każdej ławace, która znalazła się na ich trasie. A że były one oddzielone od siebie co pięć metrów, to daleko nie udało się im zajść. Pradawny pobiegł do swojego podopiecznego i telepatycznie przekazał mu informację o niebezpieczeństwie.

– Jake ma kłopoty. – powiedział do swojej towarzyszki, a ona spojrzała na niego bardziej wystraszona tym, skąd to wie, niż tym, że ich przyjaciel znalazł się w nieciekawej sytuacji.

– Skąd to wiesz? – zapytała zdziwiona. Japeś spojrzał na Smoka, a ten kiwnął jedynie głową.

– Obiecuję, że wszystko ci później wyjaśnię. Na razie musimy wracać. – chłopak wręczył jej swój telefon i spojrzał prosto w oczy. – Zadzwoń po policję, a ja pójdę przodem. Nie wchodź na górę tylko poczekaj na nich przed budynkiem. Tam jest ojciec Jake’a. Z bronią.

Dziewczyna na te słowa kiwnęła głową i zajęła się dzwonieniem na policję. Wędrowiec kazał Smokowi zostać z jego przyjaciółką, bo chociaż ona sama była bardzo waleczna, tak teraz musiała już uważać nie tylko na siebie.

Japeś pobiegł do budynku i wbiegł na swoje piętro schodami. Szybko jednak dotarło do niego, że z uzbrojonym mężczyzną nie będzie mieć najmniejszych szans. Zszedł więc piętro niżej i zapukał do upierdliwej sąsiadki.

– Potrzebuję mopa. Czy mogę go pożyczyć? – zapytał z wielkim przejęciem malującym się na twarzy. Był tak zdeterminowany, że kobieta poszła razem z nim pytać o tą śmiercionośną broń innych sąsiadów. Kiedy chłopak położył swoje dłonie na starym, solidnym, drewnianym kiju, zwrócił się do sąsiadów, aby poszli do siebie i nie wychodzili. Nikt nawet nie odważył się kwestionować słów wariata z mopem.

Japeś udał się pod drzwi swojego mieszkania i starał się nasłuchiwać, co się tam dzieje. Niestety jedyne, co docierało do jego uszu to przerażająca cisza. Nie chciał tam wpaść z impetem i sprawić, że ojciec Jake’a w przypływie złości zastrzeli kogokolwiek. Musiał się tam zakraść tak, aby ten nie wiedział, że Wędrowiec stoi tuż za nim.

Mógł użyć do tego magii, ale złamałby podstawową zasadę i jego ludzkie życie skończyłoby się praktycznie natychmiast. Natomiast gdyby użył drzwi, te na pewno zaskrzypiałyby i napastnik wiedziałby o jego nadejściu. Straciłby element zaskoczenia.

Japeś nie miał większego wyboru. Skupił się uważnie i wykrzesał z siebie nieco magii, aby wraz z mopem stać się magiczną mgłą i przejść przez szczelinę w drzwiach. Usłyszał kroki w kuchni, więc wciąż będąc niewidzialnym, zakradł się do pomieszczenia, aby zobaczyć Jake’a i jego matkę siedzących w rogu pokoju. Nad nimi stał agresor z bronią wycelowaną w ich stronę.

Wędrowiec zbliżył się do niego najbliżej jak się dało i zmaterializował się, aby bez chwili zwłoki przyłożyć mężczyźnie mopem tak mocno, aż ten pękł w jego dłoniach (a był zrobiony z solidnego drewna). Broń poleciała na drugą stronę kuchni, a Japeś rzucił się na napastnika.

– Jak śmiesz panoszyć mi się po domu z bronią i grozić moim bliskim! – krzyknął rozłoszczony. Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silne uderzenie i momentalnie znalazł się na podłodze. Nie mógł złapać oddechu. Po chwili dotarło do niego, że ojciec Jake’a siedział mu na brzuchu i go dusił. Ten uścisk był tak silny, jakby mężczyźnie zależało tylko, aby zmiażdzyć mu krtań.

Japeś nagle poczuł na sobie szarpnięcie, a potem z niesamowitą ulgą złapał oddech. Minęła chwila nim zobaczył Cień stojący nad swoim ojcem z bronią wycelowaną w jego głowę…

Mefisto

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka Read More »

#356. Gamingowe podsumowanie roku 2020

Rok 2020 ani trochę spełnił moje oczekiwania. Oczekiwałem widowiskowego wejścia w nową dekadę, a, bądźmy szczerzy, zdrowo przydzwoniliśmy w ścianę i wciąż leżymy połamani pośród gruzu. Nikt z nas się tego nie spodziewał, ale życie toczy się dalej, bo nikt nie wymyślił do niego przycisku “pauzy”.

W tym całym chaosie cieszę się, że istnieją gry. To jak portal to innego świata, gdzie ludzie potrafią się zjednoczyć i wspólnie pokonać zło. Niemal jak lustrzane odbicie tego, co się dzieje w rzeczywistości.

Zgodnie z blogową tradycją oto moja lista trzech perełek, które sprawiły, że uciekłem do innego wymiaru, aby mierzyć się z problemami, które da się rozwiązać… Tutaj możecie znaleźć wszystkie gry w jakie przyszło mi grać w minionym roku.


STAR WARS JEDI: FALLEN ORDER


Uwielbiam gry z serii Star Wars, więc na mojej liście nie mogło zabraknąć tej pozycji.

W tej grze wczuwamy się w postać Cala Kestisa, młodego ledwie-Jedi, który uniknął rzezi dokonanej podczas Rozkazu 66. Przeznaczenie w końcu go dopada, a on staje przed największym wyzwaniem w swoim życiu.

Gra nie tylko urzekła mnie fabułą, ale też niesamowicie realistyczną grafiką i animacją postaci. Momentami czułem się, jakbym sterował postacią w filmie, a nie w grze, co dodawało dreszczyka emocji. Żałuję tylko, że fabuła mnie była trochę obszerniejsza, bo w tą grę po prostu chciało się grać.

No i dalej uważam, że Jedi lepiej jak siedzą na tyłkach i nic nie robią, bo więcej z tego pożytku. 😉

Zdecydowanie 10/10!


GRAVEYARD KEEPER


To jedna z moich ulubionych gier. Wizja twórców o tym, aby przydzwonił w ciebie samochód tak mocno, że budzisz się w średniwiecznej wsi jako grabaż naprawdę mnie urzekła. A wiadomo, że to nie były jedyne atrakcje.

Grę urozmaicały dziwaczne zadania, handlowanie ludzkim mięsem, wycinanie grzesznych części ciała trupom, aby nasz cmentarz dobrze wyglądał, ożywianie martwych, aby odwalali za nas robotę. No i jest jeszcze komunistyczny osioł i czaszka-alkoholik. Ta gra na stwierdzenie “nic mnie już w życiu nie zdziwi” odpowiada “przypilnuj mi programistę”.

To był tytuł 10/10!


DETROIT: BECOME HUMAN


Na mojej liście nie mogło zabraknąć tej gry.

Historia trzech naszych bohaterów jest naprawdę niezwykła, a jednocześnie (co jest w symie smutne) przekłada się na dzisiejsze czasy. Tutaj poznajemy trzy maszyny, z którymi zżywamy się i zauważamy w nich coś więcej niż tylko maszyny. Niezależne jednostki szukające swojego własnego sposobu na życie, na swoją wolność.

Bardzo mocno podobała mi się ilość wyborów i związanych z tym zakończeń. Nasz najmniejszy błąd potrafił pociągnąć za sobą inne postacie, więc każda decyzja musiała być przemyślana. A gra, dla dreszczyka emocji, niekiedy nie dawała ci czasu na przemyślenia.

Z tej gry naprawdę cieszyłem się w tym roku. 10+/10!


Na sam koniec dodam, że rok 2020 był rokiem Gwiezdnych Wojen na blogu, bo dominowały właśnie te gry. Postanowienie z zeszłego roku spełnione. 😉

A jak Wam minął 2020?

Mefisto

#356. Gamingowe podsumowanie roku 2020 Read More »

#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii

Jake wpadł czym prędzej do domu, czym poruszył śpiącego na kanapie Smoka. Prastary rzucił mu tylko nienawistne spojrzenie i popełzł do kuchni, aby napić się wody. Cień przez chwilę nasłuchiwał ciszy w mieszkaniu (co było ewenementem, jeśli chodzi o życie z Japesiem) i ruszył w ślad za pradwną istotą.

– Gdzie są wszyscy? – zapytał patrząc na mocarną bestię połykającą niesamowite ilości wody. Jak gdyby chciał zapić kaca.

– Siya uparła się na spacer. – odparł, kiedy tylko nawilżył gardło na tyle, aby móc coś powiedzieć.

– O tej porze? – zdziwił się Jake, ale Smok momentalnie posłał mu spojrzenie, które samo za siebie mówiło “a pamiętasz jak uparła się na pizzę z ananasem i śledziem, i ile czasu po niej wymiotowała”. Ciąża wszak rządziła się swoimi prawami. Cień kiwnął jedynie głową i poszedł wziąć szybki prysznic, aby zmyć z siebie trud całego dnia. Wrócił potem do Prastarego, aby znaleźć odpowiedzi na męczące go pytanie: kim był tajemniczy pies, który ocalił mu życie.

Smok zamyślił się na długą chwilę i spojrzał uważnie na swojego kolejnego podopiecznego.

– Nie wiem, co ty bierzesz, ale nie ma gadających psów. – odparł zadziornie.

– Wiesz o co mi chodzi. To była istota z Krańca Czasu. – westchnął, a jego upierdliwy mentor znowu się zamyślił.

– Cóż. Na pewno nie jest to opiekun żadnego Wędrowca, bo innego Wędrowca, poza naszą pierdołą, tu nie ma. Jedyna szansa na to, że trafiłeś na Poszukiwacza albo Obserwatora. – mruknął, a potem ziewnął przeciągle. Otworzył pysk najszerzej jak się dało i został w takiej pozycji. Jake, znając bestię na tyle dobrze, wyciągnął z lodówki babeczkę truskawkową i wcisnął pradawnej istocie w pysk. Wiedza w końcu miała swoją cenę, a ten byt wybrał bardzo dziwną walutę.

– Jest szansa, że dałoby się go znaleźć? Chciałbym podziękować. W końcu, jakby nie patrzeć, prawdopodobnie uratował mi życie. – Smok na te słowa kiwnął potakująco głową i obiecał się popytać wśród magicznych stworzeń, aby dowiedzieć się, które z nich ocaliło Cień przed ludzkimi problemami.

Nim jednak zagłębili się w dalszą dyskusję, rozległ się dzwonek do drzwi. Jake stwierdził, że to pewnie Japeś i Siya wrócili ze spaceru, a widząc światła w mieszkaniu domyślili się, że chłopak zdążył wrócić do domu przed nimi. Ruszył do drzwi i już zaczął je otwierać, kiedy te zostały nagle pchnięte z impetem. Na Cień wpadła jego matka, a zaraz za nią zauważył sylwetkę jego ojca celującą do nich z pistoletu.

Oboje z rodzicielką wpadli na ścianę. Jake patrzył się prosto w lufę broni i czerwone ze złości oczy swojego prześladowcy. Kątem oka zobaczył jak Smok przybiera postać mgły i przeciska się między agresorem a drzwiami.

– Biegnę po Japesia. Postaraj się grać na zwłokę. – poinformował Cień telepatycznie nim zniknął na korytarzu. Jake modlił się w duchu, aby był w stanie zatrzymać bieg wydarzeń na tyle długo, aby zdążyła dotrzeć pomoc…

Mefisto

#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii Read More »

#354. Przedświątecznie

Dzień dobry wieczór!

Czuję się, jakby mnie tu wieki nie było. Chyba głównie dlatego, że bardzo zakłóciłem mój blogowy rytuał zarówno pisania notek, jak i ich czytania.

Studia przygniotły mnie w ostatnim czasie i ledwo dyszę. Fakt, moja najgorsza ocena w tej chwili to 75%, ale ile mnie to kosztuje i sił, i czasu, i zdrowia psychicznego… Jeszcze się okazało, że znowu będą egzaminy zdalne i czuję się, jakby uszło ze mnie powietrze. Bo tyle się teraz staram, a potem i tak zaniżą mi oceny…

Staram się nie poddawać, ale pewnie się domyślacie, że to nie jest takie proste.

Pozytywnym akcentem moich studiów jest to, że natrafiłem (dzięki innym studentom) na reklamę reMarkable 2. Jest to tablet, który ma zastąpić notes. Dostałem go na urodziny (z lekkim opóźnieniem, ale zamawialiśmy go w przedpremierze w lipcu i trochę trzeba było poczekać) i jestem w nim na zabój zakochany. Nie marnuję już tyle papieru na moje notatki. Nie muszę ich skanować tylko przegrywam na komputer. Tablet ma bardzo dobry i czuły wyświetlacz (e-papier), więc pisania po nim niewiele się różni od pisania po kartce (jedyna różnica jest taka, że jeszcze nie przytrafiła mi się tak zimna kartka :P), a w przeciwieństwie do kartki mogę poprawić, edytować, przenieść, wykasować dowolne elementy. Genialna rzecz!

No i jeszcze Całość wyczaiła, że można się na niego logować przez konsolę przez ssh, bo na pokładzie jest zmodyfikowany Linux. 😀

Jeśli chodzi o świat grier to, jak się łatwo można domyśleć, jaram się obecnie Cyberpunkiem. 😀 Gram od dnia premiery i chociaż było trochę problemów to bawię się przednio. Gra ma bardzo dużo detali, które po prostu cieszą i oko, i serce. No i jeszcze jest Keanu Reeves <3. Jaram się jak zapalniczka. 🙂

9-tego grudnia wyszła kolejna część fabuły w Star Wars: The Old Republic. Jeszcze się za nią nie zabrałem (no bo Cyberpunk), ale zamierzam się zapoznać z wątkiem, bo czekałem na niego już od wakacji, ale covid trochę wszystko przedłużył.

Smoczyński robi postępy w nauce obsługi komputera. Opanował już mysz i sam sobie gry włącza (i usilnie dodaje mi Chroma do paska zadań 😂). Bardzo spodobała mu się gra gcompris (dostępna na różne systemy). Tam są różne gierki edukacyjne (m.in. takie, przy których dziecko może nauczyć się obsługi myszy i klawiatury).

Nasz maluch bardzo mocno się stara, aby pomimo wszystko iść do przodu. Jesteśmy z niego bardzo dumni, bo coraz lepiej się dogadujemy i działamy razem jak takie trzy trybiki, które idealnie siebie uzupełniają. 🙂

Myślę, że póki co to tyle. Nie będę dzisiaj przynudzał na długo, bo jestem już wypruty.

Postanowiłem zrobić sobie wolne do nowego roku. Wracam z wpisami od 6-tego stycznia (Wędrowiec, a potem gamingowe podsumowanie roku 2020). Trzymajcie się ciepło! Udanych Świąt i normalnego Nowego Roku! 🙂

Mefisto

#354. Przedświątecznie Read More »

#353. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.49 – Cisza przed burzą

Czas zdawał się zwolnić i leniwie sunął się przed siebie. Jedyną oznaką jego upływu był powiększający się brzuch Siyi i jej rosnąca ekscytacja, ale też i strach na myśl o zostaniu matką. Od tego momentu dzieliło ją naprawdę niewiele, a ona spędzała wolne chwile, aby upewnić się, że ten rozdział w życiu zacznie (w miarę) przygotowana. Odkąd zaczął się jej urlop macierzyński, starała się uporządkować wszystkie swoje sprawy tak, aby dziecko stało się najważniejszym aspektem jej życia.

Japeś ochoczo pomagał jej w tej kwestii i wypytywał położne w szpitalu o wszelkie rzeczy, które mogłyby pomóc jego przyjaciółce w wejście w nową rolę. Raz nawet zabrał ją do pracy, aby sama mogła wypytać się o nurtujące ją rzeczy, a przy okazji rozkleić się na widok noworodków. Siya po raz pierwszy czuła się, jak gdyby wszystko w końcu zaczęło iść we właściwą stronę, a ona wreszcie czuła się spokojna.

Jake natomiast wydawał się dosyć wymęczony wszystkim, co go otaczało. Jego rodzice rozwodzili się, a proces ten nijak przebiegł pokojowo. W pracy zmienił mu się przełożony, który szczerze go nienawidził i dawał mu najgorsze zmiany. Często wracał w nocy, aby kilka godzin później wrócić do pracy i spędzić dwanaście godzin na nogach. Jakby tego było mało to ktoś wybił mu wszystkie okna w aucie i pociął opony.

Cień wiedział, że to wszystko nie było zbiegiem okoliczności. Odkąd opowiedział się w sądzie po stronie matki, zaczęły mu się przytrafiać tego typu rzeczy. Wiedział, że za wszystkim stoi ojciec, który obwiniał go o rozwód i tysiące innych rzeczy. Nie miał jednak na to dowodów, więc nijak mógł cokolwiek z tym zrobić. Mógł jedynie zacisnąc zęby i czekać, aż nadarzy się okazja, aby się odgryźć.

Tamtego wieczoru wracał na piechotę do domu. Auto wciąż stało w warsztacie, a on potrzebował chwilę odpocząć i pozbierać myśli. Wsłuchał się w swój wewnętrzny głos i wyciszył dźwięki otaczającego go świata. Uwielbiał magię za to, że pozwalała mu słyszeć tylko to, co chciał, a bicie własnego serca i szum krwi w uszach miał na niego uspokajający wpływ. Odprężył się i wszedł w boczną uliczkę, aby dojść szybciej do domu.

Zamyślony nie zauważył, że ktoś go śledził. Grupka mężczyzn zbliżała się do niego korzystając z jego nieuwagi. Jeden z nieznajomuch trzymał w dłoni metalową rurkę, którą już miał uderzyć Jake’a, jednak nagle rozległo się głośne szczekanie i szczęk metalu o chodnik. Cień momentalnie odwrócił się, aby ujrzeć lężącego na ziemi napastnika i stojącego na nim psa.

– Uciekaj! – warknął pies do chłopaka, a potem skoczył na kolejnego z mężczyzn, aby następnie zwinnie wyminąć pozostałych i rzucić się do ucieczki. Jake bez chwili namysłu zaczął bieg przed siebie. Skoro gadający pies mu to doradził, to musiała być to poważna sprawa.

Słyszał pościg za sobą, który ciągnął się za nim, aż dotarł do głównej ulicy, gdzie wciąż kręciło się sporo osób. Wpadł do stojącego na przystanku autobusu i dłuższą chwilę próbował złapać oddech.

Przez moment nie mógł zrozumieć tego, co się stało. Pies – a raczej istota z Krańca Czasu – uratowała go. Być może nawet przed śmiercią. Jedno było pewne: jego ojciec nie zamierzał mu odpuścić. To był dopiero początek jego problemów…

Mefisto

#353. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.49 – Cisza przed burzą Read More »

#352. Max Gentlemen Sexy Business

Ktoś kiedyś rzekł: “tylko dwie rzeczy są nieskończone: wszechświat i ilość dziwnych symulatorów randek”. I jak za każdym razem zaczynam wierzyć, że jednak widziałem już wszystko, co najgorsze, to pojawia się taka “niewinna” gra, która udowadnia mi, że jeszcze mało w życiu widziałem.

Max Gentlemen Sexy Business to tytuł na tyle niezwykły, że ciężko go na pierwszy rzut oka nazwać symulatorem randek. Opublikowany w lutym 2020 przez studio The Men Who Wear Many Hats, wprowadza nas w nowe, całkiem nieznane dotychczas dziedziny absurdu. Naszym celem jest odzyskanie naszego biznesu i powrót do świata elit.

Nie wyprzedzajmy jednak fabuły!

Wpierw, jak to w grach bywa, możemy sobie stworzyć postać. Zwykła rzecz, nie? Max Gentlemen Sexy Business (w skrócie MGSB) pozwala nam jeszcze stworzyć naszego wroga! Puściłem wodze fantazji i wyszło, co wyszło, ale ani trochę nie czuję się z tym źle. 😀 To jest, panie i panowie, nemesis na miarę moich możliwości!

Nasza rozgrywka zaczyna się od delikatnego wprowadzenia nas w absurd życia naszej postaci. Jesteśmy bogatym lordem, który właśnie co wrócił z kolejnej ekscytującej wyprawy. Niestety nasz rywal/przeciwnik/najgorsze zło podprowadził nam nasze bogatcwo i akty własności, więc jesteśmy biedni jak myszy kościelne. Musimy odbudować nasze imperium finansowe i spuścić łomot naszemu nemesis.

Aby cokolwiek osiągnąć, potrzebujemy wspólników, a gra oferuje ich od groma. Możemy ich wysyłać w różne miejsca, aby zarabiali pieniądze, zachęcali ludzi do pracy dla nas, poprawiali swoje umiejętności i nawalali się z wspólnikami naszego przeciwnika, aby podbić daną dzielnicę. Mamy możliwość wysłania ich na wyprawy skąd mogą przywieźć nam kosztowności lub przedmioty poprawiające ich statystki.

Dobra, tą normalną część gry mamy za sobą. Pora na elementy symulatora randek.

Z naszymi wspólnikami można romansować. Możemy rozwijać poziom naszej zażyłości z nimi poprzez dawanie im kwiatów, chodzenie na lunche z nimi (podczas których możemy uczestniczyć w różnych, dziwnych mini-grach). Kiedy zrobimy na nich wystarczające wrażenie, możemy z nimi udać się na randkę. A randki z nimi to jak choroba psychiczna – im dalej, tym gorzej.

Bo przecież każdy chłopak marzy o tym, by jego randka próbowała go zabić (niestety zaszczepiono mnie w dzieciństwie przeciwko pistoletom :D). Albo aby nagle wstała od stołu i nawalała się z niedźwiedziem. Już o przyzywaniu ducha dziadka nie wspomnę. No i jest jeszcze ten facet, który obdarowuje wszystkich prezentami, wygląda jak Święty Mikołaj i dosyć podobnie się nazywa…

Jeśli myślicie, że element randkowania można pominąć to pragnę zaznaczyć, że aby ukończyć (pod względem fabularnym) grę, musimy przechodzić ją tak długo, aż rozkochamy w sobie wszystkich wspólników, pokonamy naszego nemesis (który, aby nam dokopać, wszedł w sojusz z siłami piekielnymi). Tak, gra będzie się powtarzać, aż zapalimy wszystkie świeczki. I, standardowo, za każdym razem będzie trochę trudniej. Bo czemu nie?

Ta gra zostawiła mnie z stanie totalnego rozbawienia, rozłożenia na łopatki i bólu brzucha od ciągłęgo śmiania. Gdybym miał opisać wszystkie dziwne/zabawne teksty, musiałbym przepisać większość dialogów. Jednakże chylę czoła przed twórcami, bo obiecali zabawne podejście do spraw seksualnych i takie mi podarowali. Może momentami było lekko perwersyjnie, ale nigdy nie przekroczyli granicy obleśności. Duży plus za to!

Gra mi się bardzo podobała. Gorąco polecam! 😉

Mefisto

#352. Max Gentlemen Sexy Business Read More »

#351. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.48 – Witaj w domu

Prace budowlane nie szły ani trochę w oczekiwanym tempie. Japeś starał się pomagać, jak mógł, ale wszyscy zgodnie stwierdzili, że jego talent do psucia wszystkiego nijak nadaje się do przebudowy mieszkania. Wędrowiec szybko został oddelegowany do funkcji “przynieś, zostaw na ziemi, odsuń się na bezpieczną odległość”. Był tym faktem niezwykle załamany, ale nie mógł nic poradzić na swoją niezdarność.

Adam z Jakiem szybko uwinęli się ze zdjęciem podłogi i przearanżowaniem rur, aby mieć możliwość zrobienia drugiej łazienki (bo wszak jedna nie wystarczyłaby dla tak dużej “rodziny”). Niedługo po tym zaczęli stawiać drewniany szkielet, na którym zawiesili płyty gipsowo-kartonowe, a środek wypchali wełną skalną, aby nieco wygłuszyć pomieszczenia.

W końcu dotarli do momentu, kiedy zostały im do zrobienia jedynie prace dekoracyjne. Cień przywiózł wybrane wcześniej farby i postawił je przed siedzącym w kącie Japesiem.

– Chodź, pomożesz nam. – na te słowa oczy Wędrowca zaświeciły się niczym lampki choinkowe, a chłopak pośpiesznie zerwał się z ziemi i wziął jeden z wałków. Jake pokazał mu gdzie i jak ma malować, więc Japeś skupił całe swoje siły na tym zadaniu. Adam skorzystał na ich pomocy i zajął się kafelkowaniem łazienki oraz kuchni.

Wędrowiec z początku miał z malowaniem trudności (bo przecież nie byłby sobą, gdyby raz coś zrobił dobrze). Momentami mazał po ścianie, jakby specjalnie chciał zrobić komuś na złość. Cień jednak cierpliwie tłumaczył mu, co robił źle i pomagał poprawić wszelkie wpadki oraz niedociągnięcia. Stopniowo Japeś zaczął zyskiwać wprawę i małymi krokami usamodzielniał się w kwestii malowania ścian.

Już miał się chwalić Jake’owi, że udało mu się całe 15 minut malować i nie popełnić żadnej gafy, jednakże odwracając się tak machnął wałkiem, że poleciał on wprost na twarz jego współlokatora. Przez moment zamarł w bezruchu obserwując jak Cień podniósł wałek i wolnym krokiem zbliżał się w jego stronę. Wędrowiec nie wiedział, czy powinien się tylko bać, czy powinien był już dawno uciekać. Niczym bohater horroru stał i czekał w niepewności na rozwój wydarzeń.

– Zgubiłeś to. – mruknął Jake i zanim Japeś zdążył cokolwiek powiedzieć, maznął go wałkiem po twarzy. Wędrowiec przez chwilę nie wiedział nawet, co ma o tym myśleć. Tego się w końcu nie spodziewał.

Bez większego zawahania rzucił się na Jake’a i powalił go na ziemię próbując odebrać mu wałek. Cień bronił się dzielnie przed Wędrowcem nie pozwalając odebrać sobie narzędzia tortur, więc zaraz potem turlali się po podłodze, aż wpadli na puszkę z farbą, w którą uderzyli z taki impetem, że oblała i ich, i kawałek jeszcze nie pomalowanej ściany, i folię na oknie.

Adam wpadł do pokoju, aby upewnić się, że jego pomagierom nic się nie stało. Widząc ich w takiej sytuacji tylko mlasnął z udawanym niezadowoleniem i skrzyżował ręce na piersi.

– Zostawić was, chłopcy, samych. Mieliście malować pokój, a nie siebie nawzajem. – zaśmiał się. Japeś zszedł z Jake’a i pomógł mu wstać, ale zamiast “dziękuję” dostał (znowu) wałkiem po twarzy. Wojna rozpętała się na nowo i Cień po raz kolejny gruchnął na ziemię. Adam próbował interweniować i rozdzielić towarzystwo, ale ostatecznie dał się wciągnąć w bitwę o wałek i łącząc siły z Japesiem, umazał Jake’a jak tylko się dało.

Resztę dnia spędzili na intensywnym sprzątaniu całego bałaganu, a Cień na zmywaniu z siebie farby.

W ciągu następnych tygodni prace dobiegły końca, mieszkanie zostało porządnie wywietrzone i z powrotem zaczęli zwozić meble. Chociaż zostało jeszcze trochę pracy, zaprosili Siyę, aby oceniła wygląd ich nowego, wspólnego domu.

Dziewczyna zwiedziła wszystkie pomieszczenia w ciszy obserwując ciężką pracę jej przyjaciół i była pod wielkim wrażeniem ich poświęcenia. Chociaż każdy z nich miał swoje życie, prace i problemy, to jednak sukcesywnie poświęcali swój wolny czas, aby móc zrobić miejsce dla niej i dla jej dziecka. Siya w pewnym momencie zaczęła płakać i wtuliła się w Japesia.

– Dziękuję. Naprawdę dziękuję. – wyłkała mu w ramię. – Jesteście naprawdę moimi aniołami. To, co dla mnie zrobiliście… Ja nie wiem jak ja się wam odwdzięczę.

– Bądź dla dziecka dobrą mamą. Tyle mi wystarczy. – odparł Wędrowiec, a potem zaczął sinieć, bo Siya, chociaż zdawała się być wątła, to jednak miała sporo siły w rękach i przytuliła go zdecydowanie za mocno. Na jego szczęście Jake wyzwolił go z morderczego uścisku zanim skończyło mu się powietrze.

– Oczywiście! – odparła uśmiechnięta, mimo iż wciąż płakała. Były to jednak łzy szczęścia, które pomagały jej oswoić się z myślą, że jej życie wciąż mogło stać się w jakimś stopniu piękne.

Następne dni spędzili na ustawianiu starych mebli oraz zamawianiu nowych mebli do nowopowstałych pomieszczeń. Kiedy wszystko stało już na swoim miejscu, Siya zaczęła znosić różnego rodzaju ozdoby i rośliny, aby, jak to sama ujęła, “dodać mieszkaniu trochę duszy”. W końcu nadszedł ten wymarzony dzień, kiedy wszystko było gotowe. Dziewczyna pożegnała się ze starym mieszkaniem i razem z Japesiem i Jake’iem wkroczyła w kolejny rozdział swojego życia…

Mefisto

#351. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.48 – Witaj w domu Read More »

#350. Dlaczemu cz.6

W ostatnim czasie mam strasznie mało pomysłów na cokolwiek, a chęci jeszcze mniej. O czasie nie wspomnę nawet – czas stał się dla mnie dobrym luksusowym, którego zwyczajnie nie posiadam. Brakuje mi sił, a jednak wciąż skądś je biorę. Takie moje osobiste perpetum mobile – “ja nie dam rady?”. No bo kto, jak nie ja?

Chciałbym móc choć trochę zwolnić, ale rzeczywistość nijak ma zamiar spełnić moje prośby. Ba, sprawdza, ile jeszcze wytrzymam. Napina mnie jak gumkę i czeka, aż pęknę. Trochę się czuję jakbym na siłę dorastał i wychodził z tej naiwności, że świat jest piękny i dobry. Ale z drugiej strony nigdy nie wierzyłem, że świat jest piękny i dobry, więc co się właściwie dzieje w mojej głowie? Trochę jakbym oszalał, ale dalej trzeźwo trzymał się wszystkiego, w co do tej pory wierzyłem. Zabawne, ale czuję się trochę jakbym był pijany.

Postawiłem sobie diagnozę: za dużo myślę. Dręczy mnie to wszystko dookoła, te rzeczy, które mógłbym zmienić, ale… Zawsze jakieś “ale”, prawda? Chciałbym wiele zmienić, ale nie mam już siły. Jaki sens ma walka o coś, kiedy to coś w końcu i tak podzieli się na dwie części, a potem zacznie kopać ciebie, bo ty nie pójdziesz w żadną stronę tylko stoisz jak kompletny debil na środku i nie wiesz, nie rozumiesz tego, co się dzieje.

Twoi bliscy, przyjaciele nagle podzieleni na dwa obozy, na dwie osobe frakcje wymachujące pięściami przed swoimi twarzami. Jeśli staniesz pomiędzy nimi próbując ich uspokoić, to nagle staniesz się wrogiem obu stron. “Jeśli nie jesteś z nami, to jesteś przeciwko nam”. Ile razy w życiu już to usłyszałem. A ja nie chcę stać po niczyjej innej stronie niż swojej własnej: po tej stronie, po której walczy się za słuszne rzeczy, za wspieranie się nawzajem bez względu na wszystko, za to lepsze jutro bez podziałów, bez kłótni, za równość, za odpowiedzialność, za ten piękniejszy świat, który sam nie stanie się piękny, jeśli nie ruszymy tyłków i czegoś z nim nie zrobimy.

I mówię sobie, że jestem zmęczony, że chciałbym już przestać, a i tak staram się coś robić. Rozmiawiać. Naprawiać. Czuję się jak człowiek-taśma, bo sklejam to, co przedwcześnie się rozłączyło. Docieram do końca mojej wyrozumiałości i zamiast się wkurzyć, po prostu biorę łopatę i poszerzam własne granice coraz dalej. Tłumaczę innych przed samym sobą, bo jeśli nie będę mostem, który łączy, to zacznę być ścianą, która dzieli. Biorę czasem tak głęboki oddech, że przez chwilę nie oddycham, ale nie chcę już więcej krzyczeć. Chcę żyć w świecie, gdzie będę mógł mówić i tyle wystarczy, aby być wysłuchanym.

Chciałbym odpocząć, rzucić wszystko w kąt, ale nie mogę. To lepsze jutro nigdy się nie zacznie, jeśli dzisiaj się poddam.

Mefisto

#350. Dlaczemu cz.6 Read More »

#349. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.47 – Burzenie ścian

Chociaż Japeś bardzo mocno starał się (a jeszcze mocniej wierzył), że obecna sytuacja powinna ich wszystkich jeszcze bardziej do siebie zbliżyć, tak nagle znalazł się pomiędzy kolejną kłótnią Jake’a i Siyi. Cień wkurzał się o to, że dziewczyna próbowała pomagać im wynosić sprzęty z domu, a ona irytowała się, że traktował jej ciążę jak inwalidztwo. Wędrowiec wiedział, że jeśli nie wkroczy między tych dwoje to rzucą się w końcu sobie do gardeł, a przecież byli najlepszymi przyjaciółmi, a nie najgorszymi wrogami. Chłopak wziął głęboki oddech i wskoczył między rozgrzane do czerwoności młot i kowadło, aby przyjąć na siebie impakt uderzenia.

– Z medycznego punktu widzenia ciąża to nie choroba, ale organizm traktuje ją bardziej jak pasożyta. – zaczął, a jego towarzysze spojrzęli na niego niczym na kosmitę, który przybył nauczyć ich żyć w miłości i pokoju, podczas gdy oni chcieli zacząć kolejną wojnę. – Chcę przez to powiedzieć, że Siya może się czuć gorzej, ale nie musi.

Wszyscy troje zamilkli na chwilę do momentu, aż Jake westchnął ciężko.

– Japeś ma rację. Wybacz, że tak panikuję, ale martwię się i o ciebie, i o dziecko. – zwrócił się do swojej przyjaciółki.

– Ja też przepraszam. Znam cię na tyle długo, aby wiedzieć, że robisz to z troski, a nie ze złośliwości. – uśmiechnęła się. – Na szczęście mamy Japesia, który panuje nad sytuacją.

– Fakt. – Cień zaśmiał się nie wierząc, że Wędrowiec po raz pierwszy ugasił emocjonalny pożar zamiast doprawić go benzyną. – Zróbmy to tak: ja i Japeś będziemy znosić rzeczy na dół, a ty spakujesz wszystko, co będziesz w stanie spakować. A jeśli poczujesz się gorzej to od razu dasz nam znać.

– Okej. – kiwnęła głową i wszyscy udali się do swoich zajęć.

Mieszkanie Japesia szybko zostało opróżnione z mniejszych dóbr, które zawiezione zostały do mieszkania Siyi. W ciągu następnych dni Jake wraz ze swoim znajomym usunęli większe meble i zawieźli je do wynajętego na ten cel garażu. Zaraz potem zaczęli jeździć od jednego sklepu budowlanego do kolejnego i stopniowo zapełniali pustą przestrzeń materiałami budowlanymi.

W międzyczasie Cień ustalał kwestie finansowe tak, aby jego znajomy był usatysfakcjonowany, ale i on oraz Japeś nie zostali puszczeni z torbami. W końcu był to spory projekt, a tego typu rzeczy pochłaniały gotówkę jak szalone. Wędrowiec wiedział, że powinien porozmawiać o podwyżce ze swoim szefem: jakby nie patrząc to był jego pomysł i czuł się odpowiedzialny za dopięcie na ostatni guzik kwestii pieniężnych.

Następnego dnia udał się do swojego przełożonego i wyjawił mu cel swojej wizyty.

– Co się stało, że zamarzyła ci się podwyżka? – zapytał starzec zdziwiony nagłym zainteresowaniem Japesia kwestią jego wynagrodzenia.

Chłopak zawahał się przez chwilę, czy aby powinien był wdrażać obcą osobę w problemy swojego prywatnego życia, ale z drugiej strony nie wiedział nawet, jak miałby skłamać, więc na jednym oddechu wyrzucił z siebie:

– Potrzebujępieniędzynaprzebudowęmieszkaniabobędęmiećdziecko. – na słowa Wędrowca ordynator otworzył szufladę i wyciągnął z niej buteleczkę z wódką z napisem “otworzyć w przypadku Japesia”. Sprawnym ruchem opróżnił ją do dna, pomlaskał przez chwilę i spojrzał na swojego podwładnego.

– Będziesz mieć dziecko? Jak? – zapytał z wyczuwalną dozą upicia w głosie.

– To znaczy nie ja tylko koleżanka. I to nie moje dziecko tylko jej, a ja chcę jej pomóc je mieć. – Japeś w stresie zaczął wyrzucać z siebie słowa, a starzec westchnął ciężko, otworzył znów szufladę i wyciągnął kolejną butelkę. Powtórzył antyjapesiowy proces uspokojenia się i zmierzył wzrokiem Wędrowca.

– Więc masz dziecko, ale go nie masz? – zapytał ponownie upewniając się, że dobrze usłyszał.

– Tak, bo ma je koleżanka. – chłopak kiwnął potulnie głową, a ordynator wziął głęboki oddech.

– I to nie jest twoje dziecko? – spytał wiedząc, że od Japesia dostanie odpowiedź, która najpewniej zdzieli go po twarzy.

– Tak, bo jest koleżanki. – odparł. Starzec wiedział, że za cholerę nie pojmie rozumowania swojego podwładnego, więc wyciągnął z szuflady stosowne papiery, które podpisał i obiecał przekazać księgowości.

Uradowany Wędrowiec podziękował i wybiegł z biura ordynatora mało nie wpadając na lekarza (tak, tego lekarza). Za nim z pomieszczenia wyczłapał mocno już podchmielony starzec, który spojrzał na swojego współpracownika.

– On ma dziecko, ale go nie ma, bo ma je koleżanka. Uwierzyłbyś? – zaśmiał się pijackim głosem i ruszył powoli na obchód. Lekarz na te słowa wyjął telefon z kieszeni i wybrał numer do swojego psychologa, aby przezornie umówić się na wizytę. Skoro ordynator był w takim stanie po rozmowie z Wędrowcem…

Japeś za to znów szedł jak tornado – tym razem niesamowicie szczęśliwe tornado. Wszakże czuł się dumny, że tak łatwo udało mu się osiągnąć zamierzony cel i nic przy tym nie schrzanił (przynajmniej w jego mniemaniu).

Zaraz po pracy udał się do swojego mieszkania, gdzie Jake i jego znajomy Artur przymierzali się do burzenia ścian. Wędrowiec podzielił się z nimi wesołą nowiną niemal podskakując jak piłeczka pod wpływem ekscytacji i euforii.

– Uczcijmy to. – zaśmiał się Artur wręczając mu młot do wyburzenia ścian. – Uderz jako pierwszy.

– To się źle skończy. – mruknął Cień.

Japeś złapał za ciężkie narzędzie i pociągnął je za sobą pod ścianę dzielającą mieszkanie na część kuchenną-dzienną i sypialnianą. Przez dłuższą chwilę męczył się z młotem i Jake powoli zaczął uspokając się na myśl, że Wędrowiec nie da rady go podnieść na tyle, aby uderzyć w ścianę. Niestety upartość jego chłopaka połączona z niesamowitą ilością euforii i adrenaliny sprawiły, że w końcu dźwignął narzędzie, wziął zamach, ale zamiast uderzyć w ścianę przed nim, cisnął młotem za siebie, który zatrzymał się dopiero na ścianie łazienki.

– To było świetne! – śmiał się Artur i klaskał w dłonie gratulując Japesiowi techniki. Jake za to dziękował magii, że przeżyli ten szalony pomysł jego znajomego. Ale jakby nie spojrzeć to mieli już pierwszą dziurę, aby zaczać burzyć ścianę i zrealizować pomysł Wędrowca…

Mefisto

#349. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.47 – Burzenie ścian Read More »

Scroll to Top