November 2020

#348. Dragon Age II

14610667932804448256_20190911231611_1

Dragon Age II to kontynuacja przygód w świecie Thedas, stworzona przez BioWare i wydana przez EA. Premiera miała miejsce w marcu 2011 i już wtedy zawładnęła moim sercem. Od tamtej pory przeszedłem ją już kilkanaście razy!

Gra wzbudziła nieco kontrowersji i niezadowolenia wśród graczy, bowiem pomimo iż seria Dragon Age stara się ciągnąć fabułę według naszych postanowień z poprzednich części (lub z wybranych opcji dostępnych przy tworzeniu postaci), tak tutaj niektóre z tych elementów zostają zignorowane (np. mój uśmiercony Szary Strażnik okazał się jednak żyć – pewnie dopadł go nekromanta). Nie jest to coś, co jednak mocno przeszkadza w fabule, aczkolwiek szkoda, że twórcy nie byli tak słowni w tej kwestii.

14610667932804448256_20190911231536_1

Zaczynamy jednak nową grę i spotykamy Varrica: przeuroczego krasnoluda, który swoim urokiem skradł mi serce. Jego po prostu nie da się nie lubić! Nasz krasnolud z “brodą co mu uciekła na klatkę piersiową” jest przetrzymywany przez Poszukiwaczkę Prawdy (Seeker of Truth) Kasandrę Pentaghast (Cassandra Pentaghast). Domaga się ona prawdy na temat Bohatera Kirkwall (Champion of Kirkwall). Znany nam dotąd świat Thedas stoi na skraju załamania, Kręgi Magi upadają przy rosnącej rebelii magów, a winą za wszystko obarczają naszą postać. Czyli nabroiliśmy tylko jeszcze nie wiemy co.

Varric zaczyna swoją opowieść o mężczyźnie noszącym nazwisko rodowe Hawke, który wraz z matką, bratem i siostrą uciekał z Lothering podczas Plagi (Blight). Po drodze spotykamy jedną z naszych późniejszych towarzyszek Avelinę (Aveline) wraz z jej mężem-templariuszem Wesleyem. Razem udaje im się dotrzeć na nieco bardziej otwartą przestrzeń, gdzie zostają zaatakowani przez Mroczne Pomioty (Darkspawn). W tym momencie ginie też albo brat, albo siostra naszego bohatera – wszystko zależy od tego, czy nasza postać jest magiem, czy nie. Jako że wybrałem maga, więc ginie nasza siostra.

Cała drużyna jest w beznadziejnej sytuacji, jednak ratuje ich z tej sytuacji Flemeth – tajemnicza postać, którą poznaliśmy w Dragon Age: Origins. W zamian za obietnicę dostarczenia amuletu do dalijskich elfów (Dalish Elves), zabiera nas ona do portu skąd płyniemy do Kirkwall, gdzie znajduje się nasza jedyna rodzina.

Dotarwszy do celu dowiadujemy się, że tam wcale nie jest lepiej. Miasto jest przepełnione i nikogo nie chcą już wpuszczać. Udaje się nam jednak skontaktować z naszym wujem Gamlenem, a ten rozmawia ze swoimi kontaktami na temat pracy dla nas. Dostajemy szansę, ale kosztuje nas ona rok pracy. W ten sposób przechodzimy z Prologu do Aktu 1.

14610667932804448256_20190912223614_1

Akt 1 pomija naszą pracę dla najemników lub przemytników (w zależności od tego, co wybraliśmy) i przechodzi od razu do głównego problemu Hawke’a i jego brata Cavera: jak wyrwać się z Dolnego Miasta (Lowtown). Ich jedyną nadzieją na to jest ekspedycja krasnoluda Bartranda do Głębokich Ścieżek (Deep Roads). Oczywiście pojawia się tutaj problem: Bartrand nie zamierza już nikogo rekrutować.

14610667932804448256_20190912223838_1

Z pomocą pojawia się jego brat Varric sugerując, że jeśli zbierzemy odpowiednią ilość pieniędzy, będziemy mogli zostać wspólnikiem krasnoluda. Zaczynamy więc szalony bieg w poszukiwaniu zadań, które pomogą zebrać nam odpowiednią kwotę. Poznajemy też naszych towarzyszy: Andersa – Szarego Strażnika mającego nam pomóc podczas wyprawy, elfa Fenrisa – byłego niewolnika uciekającego przed szponami swojego byłego pana, Merrill – elfkę starającą się odzyskać kawałek historii swego ludu (poznajemy ją podczas dostarczania amuletu do dalijskich elfów), Izabelę (Isabela) – tajemniczą byłą panią kapitan, która ma bardzo ważne znaczenie przy późniejszych naszych przygodach. Jest jeszcze Sebastian Vael, mściwy książę, ale jego możemy zrekrutować tylko jeśli kupiliśmy stosowny dodatek…

Zebrawszy odpowiednią ilość pieniędzy, wyruszamy pod ziemię, gdzie odkrywamy cenny, ale i niebezpieczny skarb. Jest nim idol wykonany z czerwonego lyrium (a jego znaczenie rozwijane jest w Dragon Age: Inquisition). Bartrand pada jego ofiarą i zamyka nas w thaigu (określenie na krasnoludzką osadę). Udaje się nam stamtąd wydostać i nawet zebrać nieco skarbów, co pozwala Hawke’owi wykupić sobie drogę do utraconego przez jego wuja szlachectwa i posiadłości w Górnym Mieście (Hightown).

Nim jednak wejdziemy w Akt 2, pozostaje jeszcze kwestia Carvera (lub Bethany jeśli mamy postać inną niż mag). Jego historia toczy się w zależności od naszych wyborów. Jako że nie wziąłem go ze sobą do Głębokich Ścieżek, postanowił on dołączyć do Templariuszy.

Akt 2 przenosi nas do nowej posiadłości i otwiera wrota do nowych zadań, które między innymi zbliżą nas do naszych towarzyszy. Możemy nawet wejść z nimi w bliższą relację, a każda z nich jest powalona na swój sposób. Przy Avelinie mamy opcję filtru, ale ona ma to gdzieś. To jedyna postać, z którą nie da się romansować. Anders stał się mieszkaniem dla Ducha Sprawiedliwości (Spirit of Justice), przez co relacja z nim jest mimowolnym trójkątem. Fenris jest nieco załamaną postacią, która od nas ucieka, a potem wraca. Dodajcie sobie jeszcze jego nienawiść do magów i romans z magiem: polecam! Merrill jest uroczą i niezbyt obeznaną w świecie osóbką. Jedna z opcji romansowania pozwala ją pogonić od siebie “po wszystkim”. Jeśli ciekawi was jak czuła się wtedy Merrill to możecie poromansować z Izabelą, która na koniec pogoni nas… To tak w jednym wielkim i ogólnym skrócie, bo każdy romans jest ciekawy na swój sposób. 🙂

14610667932804448256_20190915225732_1

Nasze misje wypełnia też rosnący konflikt między rezydującymi w dokach Qunari i fanatykami Zakonu. Ostatecznie przebiera się miarka i rogaci najeźdzcy atakują miasto, co kończy się krwawą rzezią. Wszystko przez artefakt, który niegdyś ukradła Izabela. Jedną z misji przed atakiem jest właśnie odzyskanie tego przedmiotu. Niestety nasza przyjaciółka ucieka z nim i jeśli nie jesteśmy z nią w dobrych relacjach to już nie wróci. Ale jeśli wróci to możemy walczyć o nią, bo Qunari chcą ją zabrać ze sobą…

14610667932804448256_20190919020143_1

Jakikolwiek nie byłby udział Izabeli w tym, nasza postać wychodzi zwycięsko z pojedynku z liderem – Arishokiem – naszych rogatych wrogów, przez co stajemy się teraz Bohaterem Kirkwall.

14610667932804448256_20190919020248_1

W Akcie 3, jeśli jesteśmy magiem, stajemy się symbolem nadziei dla magów z Kręgu, bowiem otwarcie jesteśmy apostatą (czyli osobą pałającą się magią poza kręgiem), a mimo to Templariusze nie chcą zakuć nas w kajdany i zaciągnąć do wieży. Akt 3 jest też opowieścią o rosnącym konflikcie między magami i templariuszami oraz kolejnymi etapami problemów naszych towarzyszy, z którymi pomagamy im się uporać.

14610667932804448256_20190920232922_1

Akt 3 kończy się zdradą Andersa, bowiem wykorzystuje on nas do zebrania rzeczy potrzebnych do wysadzenia zakonu w powietrze. Komtur Meredith (Knight-Commander Meredith) powołuje Prawo Likwidacji (Right of Annulment) i nakazuje templariuszom wymordowanie magów za zbrodnię naszego maga-rebelianta. Dochodzi do buntu, gdzie możemy wesprzeć którąkolwiek ze stron. Cała historia kończy się, kiedy Varric kończy opowiadać historię. Ta jednak toczy się dalej w Dragon Age: Inquisition, ale o tym opowiem innym razem. 😉

Czy mi się podobało? TAK. Moim zdaniem jest to jedna z lepszych części serii Dragon Age, która pięknie nawiązuje, a jednocześnie odcina się od fabuły z pierwszej części gry. To osobna, pełna wrażeń opowieść, zawierająca w sobie powolny rozwój naszego bohatera i jego towarzyszy, ich wspólną drogę przez przeciwności losu i podjęte przez nas decyzje.

Jeśli chodzi o mechanikę gry to nie różni się ona nazbyt od innych gier RPG. Jedyne co mogę dodać od siebie, że granie magiem jest bardzo efektywne i nawet ostatnia dupa wołowa da sobie radę. Lubię łączyć leczenie z magią żywiołów, bo to daje mi świetny balans między atakiem, spowolnieniem wroga i trzymaniem towarzyszy przy życiu.

Jeśli graliście w pierwszą część gry to tą również polubicie. Fabuła wciąga i pozwala przez siebie płynąć aż do samego końca. Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#348. Dragon Age II Read More »

#347. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.46 – Anioł stróż

Następne dni spędzili na planowaniu całego przedsięwzięcia. Jake sprowadził do domu swojego znajomego, z którym zaczął mierzyć mieszkanie. Japeś z początku próbował im pomagać, ale udało mi się jedynie zawinąć w miarkę i nie móc się z niej wyplątać, więc Siya zabrała go na zakupy dla jego własnego bezpieczeństwa.

Dziewczyna udała się do sklepu z ubraniami i chociaż wpierw udała się na sekcję dla dorosłych, jej wzrok szybko przykuły dziecięce ubranka i nie było takiej mocy we wszechświecie, która powstrzymałaby ją przed przekopaniem się przez noworodkowe zestawy śpioszków.

– Wszystkie są takie śliczne. – westchnęła z zadowoleniem. – Ale nie wiem, czy będę miała chłopca, czy dziewczynkę. Nie wiem, jaki kolor wybrać…

– A czy to ma jakieś znaczenie? – zapytał zaniepokojony Japeś. Właśnie do niego dotarło, że mógł sobie kupować ubrania w złym kolorze i dlatego był taki niezdarny – zakłócał ludzki porządek świata!

– Masz rację! – stwierdziła głośno Siya. – Dziecku i tak będzie obojętne, co nosi, w szczególności tak małemu. Nie będę mojego dziecka wychowywać w poczuciu standardów, z którymi sama się nie zgadzam.

Po czym rzuciła się na sklepowe półki i wybrała śpioszki w każdym kolorze, jaki był dostępny. Wędrowiec w ciszy przyglądał się, jak jego towarzyszka wpada w szał macierzyństwa. Nie raz w szpitalu przekonał się do czego zdolne są kobiety w ciąży, więc ani śmiał jej przerywać i tylko grzecznie potakiwał, kiedy pytała, czy ubranka były ładne.

Po udanych zakupach udali się w stronę domu. W trakcie spaceru Siya nieśmiało zwróciła się do Japesia.

– Dziękuję. – zaczęła uśmiechając się łagodnie. – Nie wiem, jak ci się odwdzięczę za to, co dla nas zrobiłeś.

– Nie musisz się odwdzięczać. – odparł łagodnie Wędrowiec. – Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele sobie pomagają.

– Nie znam nikogo, kto tak beztrosko zgodziłby się przebudować własne mieszkanie, aby zrobić miejsce dla czyjegoś dziecka. – odparła nieco zmieszana.

– Jak to nie znasz? – zaśmiał się Japeś. – A ja?

Dziewczyna odpowiedziała na ten żart śmiechem. Wędrowiec miał rację pod tym względem: jego sylwetka zawsze pojawiała się, ilekroć Siya myślała o rzeczach niemożliwych, o największych poświęceniach, o najdziwniejszych przypadkach i największej niewinności. Dziękowała losowi, że go poznała, bo był dla niej niczym anioł stróż.

Ruszyli dalej przed siebie, aż dotarli do domu. Tam czekał na nich Jake ze świeżo przygotowanym planem przebudowy mieszkania…

Mefisto

#347. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.46 – Anioł stróż Read More »

#346. Aktualizacja życia do wersji 2.7

Ostatni rok zleciał tak szybko, że tak szczerze to nie wiem kiedy licznik lat przesunął się o jeden do przodu. Wiadomo, że pandemia i tysiące innych katastrof, które wydarzyły się w roku 2020 przyśpieszyły czas do zawrotnych prędkości, a my wciąz sunęliśmy się w starym rytmie i nie potrafiliśmy się dopasować. Ja dalej tkwię mentalnie w marcu.

Dlatego kiedy nadszedł mój dzień urodzin to byłem trochę w szoku, bo czułem się niezręcznie, jak gdyby wszyscy zmówili się i postanowili obchodzić moje urodziny w zupełnie innym czasie. Jedynie Całość stwierdziła, że żartuję o tym, że mam urodziny. 😂

Nie chcę jednak skupiać się na negatywnych rzeczach, bo chociaż było ciężko to jednak były i wciąż są piękne chwile roku 2020, które może nie dzieją się na skalę globalną, ale dla naszego małego świata (tzn. mojej rodzinki) są w tej chwili wszystkim.

Zgodnie z tradycją przyjrzę się mojej liście postanowień z ostatniego roku i zaktualizuję ją na przyszły rok. 😉

Nauka prowadzenia samochodu. Niestety koronawirus to przerwał, ale byłem już od krok od egzaminu. Ostatnio skontaktowałem się z moim instruktorem jazdy i kiedy sytuacja z pandemią trochę się uspokoi to ruszymy znowu z lekcjami. 🙂

Ukończenie studiów. Ten punkt jeszcze przez jakiś czas tu zostanie, ale myślę, że może mi się to udać. Drugi moduł informatyki zdany z wyróżnieniem, a teraz walczę z drugim rokiem. 😉

Dodawanie regularnie filmików. Ten punkt zaniedbałem całkowicie. Trochę pomaga mi w tym chroniczny brak czasu z powodu studiów, ale na razie nic na to nie poradzę. Aczkolwiek zostawiam ten punkt tutaj, bo może za jakiś czas uda mi się do niego wrócić. 😉

Regularnie pisać na blogu. No to jeszcze mi jakoś wychodzi, chociaż zdarzyły się momenty, kiedy musiałem zrobić sobie krótką przerwę.

Zabrać Smoczyńskiego do Polski, aby zobaczył polską jesień i zimę. Z tym zdecydowanie poczekamy na koniec pandemii (i pewnie na koniec władania pewnej partii w Polsce, trochę strach mimo wszystko…).

Zachomikować trochę zdrowia dla rodzinki. Staram się jak mogę, ale często jest to zależne od innych. Z nie-pozdrowieniami dla wszystkich bezmaseczkowych cepów, które łażą po sklepach i kaszlą.

Postanowiłem dodać nowy punkt – ważny dla mnie, Całości i Smoczyńskiego. Wspierać swoją rodzinkę, być dla siebie najlepszymi przyjaciółmi. To nie jest coś, co chciałbym zacząć robić, bo już to robimy, ale chciałbym co roku podkreślać, jakie to ważne być w jednej drużynie, a nie przeciwko sobie. Bo razem jesteśmy niepokonani. 😉

Na sam koniec chciałbym podziękować wszystkim za życzenia. Dziękuję za pamięć (macie ją zdecydowanie lepszą ode mnie). Widzimy się w grach. 😉

Trzymajcie się ciepło. 🙂

Mefisto

#346. Aktualizacja życia do wersji 2.7 Read More »

#345. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.45 – Kolejna strona  życia

– Że co? – Jake wydarł się do telefonu, a Japeś mało co nie wczepił się w sufit słysząc jego uniesiony głos. – Jak to w ogóle możliwe?! Za chwilę tam będziemy, nie ruszaj się nigdzie.

Cień spojrzał na wystraszonego Wędrowca. Nie odezwał się ani słowem tylko zebrał Japesia pośpiesznie i zaciągnął do auta. Chwilę później byli już w drodze, ale nasz bohater kompletnie nie wiedział dokąd. Wiedział jedynie, że do ich życia wpadł właśnie kolejny problem, który zbliżał się do nich tym szybciej, im szybciej Jake jechał.

Japeś dosyć szybko poznał okolicę: zbliżali się do miejsca, gdzie mieszkała Siya. W ciągu kilku minut dotarli na parking i bez chwili zwłoki Cień zaciągnął Wędrowca do mieszkania ich przyjaciółki. Chłopak bezpardonowo wpadł do jej mieszkania i od razu udał się do sypialni skąd dochodziły odgłosy łkania. Siya na widok starego znajomego wtuliła się w niego i rozpłakała jeszcze bardziej.

Kiedy tylko trochę się uspokoiła, Jake odsunął ją delikatnie od siebie i spojrzał jej prosto w oczy.

– Możesz mi powiedzieć, jak to się stało? – powiedział spokojnie. – Jakim cudem jesteś w ciąży?

Siya znów załkała, ale starała się opanować.

– Zerwałam z Werą. – zaczęła, ale od razu musiała zrobić sobie przerwę. – Byłam na nią zła za to, że mnie zdradzała.

Tutaj znów zaczęła płakać, a Cień przytulił ją po raz kolejny głaszcząc uspokajająco po głowie.

– Byłam strasznie na nią zła, potwornie. – kontynuowała wtulona w Jake’a. – Poszłam do klubu i upiłam się. Wypiłam naprawdę dużo, a potem napatoczył się ten koleś…

Znowu wybuchła płaczem. Japeś w ciszy obserwował to wszystko nie bardzo wiedzieć, co ma czuć w tej sytuacji. Myślał, że wiedział już sporo o ludzkim życiu, a ono znów go zaskoczyło.

– Pamiętam, że pomyślałam sobie, że prześpię się z nim na złość Weronice. Boże, jaka ja jestem głupia. – jęknęła szlochając Cieniowi w ramię.

– No już, byłaś zła. Każdy potrafi zrobić coś głupiego pod wpływem emocji. – mruknął do niej. – Pytanie tylko, co chcesz zrobić z tym wszystkim?

Tutaj Siya znów zaczęła płakać.

– Wiesz, że zawsze chciałam mieć dziecko… Ale nie mam warunków, ani oszczędności, ani nic. Ledwie spłaciłam pożyczkę rodziców. – zalała się po raz kolejny łzami. – Chciałabym, aby się urodziło, ale nie chcę by żyło tak, jak ja żyłam przez ostatnie lata!

Jake zamilkł nie wiedząc co powiedzieć. Znał Siyę na tyle dobrze, aby wiedzieć, że zawsze marzyła o normalnej, kochającej rodzinie (nawet, jeśli byłaby niepełna), ale rozumiał, że jej obecna sytuacja była ciężka dla niej, a co dopiero, gdyby miał się tutaj pojawić jeszcze jakiś maluch.

Spoglądający na nich w ciszy Japeś zbliżył się powoli i kucnął obok Jake’a patrząc się na zapłakaną dziewczynę. Cień od razu domyślił się, że w głowie Wędrowca zrodził się jakiś szalony plan, który zamierzał zrealizować.

-Może zamieszkaj z nami? – zaproponował. Siya wraz z Jakiem spojrzeli na niego zdziwieni.

– Nie sądzisz, że mamy na to za mało pokoi? – zapytał Cień, a Japeś uśmiechnął się podejrzanie mając jakiegoś asa w rękawie.

– Sam mówiłeś, że mieszkanie jest na tyle duże, że można by było przerobić je na kilkupokojowe. – odparł, a Jake w duchu już wiedział, że Wędrowiec postanowił znowu dokonać cudu. – Moglibyśmy je wyremontować zanim dziecko się urodzi. Mówiłeś, że pracowałeś kiedyś na budowie i znasz kogoś, kto mógłby pomóc.

– W sumie racja. – zamyślił się Jake’a. – Chyba nawet wiem do kogo z tym uderzyć.

– Chwileczkę, chłopaki. Naprawdę chcecie przerobić dla mnie mieszkanie. – Siya wtrąciła się w ich dyskusję. – Przecież nie jesteśmy nawet rodziną…

– Si, jesteś moją przyjaciółką, a wiadomo, że przyjaciele to rodzina, którą się wybiera. Poza tym to mieszkanie Japesia, on jest pewien, że się uda, a ja mu wierzę. – odparł Cień, a Wędrowiec przytaknął mu szczęśliwie.

– Naprawdę… Nie musicie… – zaczęła, ale Japeś jej przerwał.

– Oczywiście, że musimy. Jesteśmy przyjaciółmi, a przyjaciele o siebie dbają. – uśmiechnął się, a Siya znów zalała się łzami – tym razem łzami szczęścia – i objęła ich oboje.

– Dziękuję…

Mefisto

#345. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.45 – Kolejna strona  życia Read More »

#344. Portal Knights

374040_20190506004507_1

Portal Knights to tytuł stworzony przez Keen Games i 505 Games, który światło dzienne ujrzał w maju 2017. Jest to ciekawa gra polegająca chyba na wszystkim, co do takiej małej pozycji można było wpakować. Pozwólcie, że zabiorę Was w podróż po krainach nazwanych Elysia.

Niegdyś jeden świat uległ uszkodzeniu i podzielił się na wiele małych wysp czekających na ponowne połączenie poprzez porozstawiane wszędzie portale. Nasza postać jest właśnie tą osobą, Rycerzem Portalu (Portal Knight), gotową zmierzyć się z przeciwnościami losu i uruchamiać tajemnicze wrota do nowych krain.

Zacznijmy jednak od samego procesu tworzenia naszego bohatera. Jest ono proste i banalne – polega na wybraniu klasy postaci (rycerz, łucznik lub mag), ustaleniem wyglądu, a wieńczy się nadaniem imienia. Następnie możemy ustalić nazwę i wielkość świata, aby wylądować naszym ubranym w pidżamę ludkiem na pierwszej milutkiej lokacji.

Skierowałem się w stronę stojącej nieopodal postaci, aby z nim porozmawiać, a on (głosem Minionka!) obwieścił mi, co mu potrzeba. Moje pierwsze zadanie! Hura! Tu w ogóle są zadania! Dowiedzieliśmy się, że musimy uruchomić portal przy użyciu specjalnych kamieni odpowiadających kolorowi portalu (jest ich aż 4). Kawałki tychże kamyczków wypadają z zabitych przez nas potworków, więc nie pozostało mi nic innego jak lecieć i tłuc się z czym popadnie.

374040_20190503014619_1

Na szczęście walka nie jest trudna – ba, nawet można zrobić uniki (ciastko dla tego kto zgadnie, ile zajęło mi dowiedzenie się tego). Wrogowie mają swoje specjalne ataki, których używają w określonej kolejności, więc dosyć szybko można się dostosować i wygrywać bez nadmiernego obrywania po kuprze. W zamian dostajemy losowe przedmioty (zjadliwe bądź nie), punkty doświadczenia oraz kawałki kamieni potrzebnych do odblokowania portali.

Jako ciekawostkę dodam, że potworki mają przypisany swój żywioł, przez co są odporne na niektóre ataki zadane tym samym żywiołem, a dostają solidny łomot od przeciwnych elementów. Dlatego nie zdziwcie się, kiedy stwierdzicie, że trzy różne różdżki to jest absolutne minimum. 😉

Kolejną rzeczą zaprezentowaną nam przez kolejnego Minionka jest stół warsztatowy (workbench). Na nim możemy tworzyć przeróżne przedmioty, ale także i rzeczy takie jak kowadło, czy piec pozwalające nam na produkcję jeszcze bardziej zaawansowanych przedmiotów. Oczywiście do tworzenia czegokolwiek potrzebujemy materiałów, a te możemy pozyskać z każdego krańca świata przy użyciu narzędzi (niekoniecznie odpowiednich – zbierałem drewno kilofem przez prawie połowę rozrgrywki).

Światy dzielą się na różne biomy, a na nich znajdują się różne surowce. Oczywiście im dalej posuwamy się z rozwojem postaci, tym ciężej zdobyć odpowiednie materiały, bo potrzeba ich więcej, a przeciwncy są silniejsi z każdym nowo otwartym portalem.

W międzyczasie można też, odwiedząc lokacje zamieszkane przez tych śmiesznych ludków, “pożyczać” elementy ich domów (zabrałem im łóżko, obrazy, szafy, a nawet ścianę). I nikt, absolutnie nikt, nie będzie miał do Was o to pretensji (osobiście nie kłóciłbym się z uzbrojonym świrem wynoszącym mi ścianę z domu).

Portal Knights ma też miminum swojej fabuły łączącej nas z innymi, poległymi Rycerzami Portalu oraz trzema głównymi i trzeba pobocznymi bossami. Wszystko po to, aby przywrócić balans we wszechświecie! Od razu zaznaczam, że to jest lekka pozycja, a opiewająca ją opowieść jest tylko po to, aby poprowadzić nas od jednego monstrum do kolejnego, aż dojdziemy do końca naszej krótkiej historii.

Wypełniaczami wolnego czasu są też czasowe wydarzenia, gdzie możemy zdobyć dodatkowe punkty doświadzcenia, przedmioty albo dostać się do dziwnych krain, aby nazbierać ciężko dostępnych dóbr.

Tytuł ten posiada też kilka udogodnień, które nijak sprawdzają się podczas rozgrywki, ale dają sporo radości. Mamy zwierzaki łążące za nami krok w krok oraz ludki z radością pozwalające wsadzić się do ekwipunku i wypakować w dowolnym miejscu. Jak jeszcze motyw bezużytecznych zwierzątek rozumiem, tak pakowania człowieka do plecaka nie mogę pojąć i staram się to tłumaczyć, że po prostu komuś się to może przydać przy budowaniu zamku i umieszczania poddanych w odpowiednich częściach swoich włości…

Podsumowując: jest to zabawna, niewymagająca wielkich nakładów energii gra pozwalająca ekspolorować, bawić się, walczyć, wyżywać na otoczeniu… Cokolwiek dusza zapragnie. Jest to idealna pozycja dla osób zmęczonych codziennością (albo nazbyt trudną grą), którzy przy minimalnym wysiłku chcą mieć sporo dobrej zabawy. Portal Knights nie jest wymagający, ale potrafi zapewnić zajęcie na kilka-kilkanaście godzin.

(A na sam koniec mój nigdy nieukończony domek. Mieszkałem w domu, ale bez dachu nad głową 😛)

Zdecydowanie polecam!

Mefisto

#344. Portal Knights Read More »

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą

Japeś po powrocie do domu mało nie umarł na zawał, kiedy wielgachna, niepodoba do niczego klucha szczęścia skoczyła do niego z utęsknieniem. W życiu nie spodziewał się, że Marzenie mogłoby wyglądać tak dziwacznie i jednocześnie być tak wesołe. Kiedy jednak odsapnął, Cień wraz ze Smokiem wdrożyli Wędrowca w szczegóły ich odkrycia.

Następne dni spędzili razem na łapaniu niewinnych istot z Krańca Czasu i testowaniu ich sposobu. W niektórych przypadkach rezultat pojawiał się równie szybko, co w przypadku Marzenia. U innych trwało to zdecydowanie dłużej. U niewielkiej grupy “badanych” nie udało się wykrzesać nic innego poza strachem, co było zrozumiałe – w końcu zostali, jakby nie patrzeć, porwani.

Mając jednak wyniki ich małego eksperymentu, wezwali Merlina, aby podzielić się z nim wiedzą, która miała zmienić całkowicie Kraniec Czasu. Mag był pod wrażeniem, ale potrzebował czasu, aby samemu przetestować odkrycie jego podopiecznych nim przedstawi je Radzie Najwyższych. W końcu była to zbyt ważna sprawa, aby tak po prostu na słowo zaufać dwóm sceptykom i niepoprawnemu optymiście.

Merlin zostawił ich z przykazaniem, aby czekali na dalsze wieści od niego. Japeś wraz z Jakiem wrócili do codziennego życia, a Smok z Chochlikiem studiowali książki kucharskie męcząc Cień, aby przygotowywał coraz to dziwniejsze potrawy.

Wędrowiec spodziewał się, że ich życie zwolni tempa i da im chwilę odsapnąć, ale przynajmniej ich egzystencja jako istot z Krańca Czasu została (na jakiś czas) uporządkowana. Jednak jak tylko ten aspekt został odłożony na bok, u drzwi ich mieszkania zjawiła się matka Jake’a z niespodziewaną wizytą i kolejną kłodą, z którą nasi bohaterowie mieliby się zmierzyć.

– Chcę rozwieść się z twoim ojcem. – matka chłopaka od razu przeszła do rzeczy. Cień jedynie kiwnął głową, a Japeś w ciszy przysłuchiwał się dyskusji obojga.

Między matką Jake’a a jej mężem doszło do dyskusji na temat ich syna. Jako że mężczyzna nie zamierzał zmienić swoich poglądów, kobieta rzuciła mu ultimatum, efektem którego miał być właśnie rozwód. Cień był zaskoczony postawą jego rodzicielki, ale w duchu dziękował za Wędrowca i jego niesamowicie dziwny sposób naprawiania świata.

– Rozumiem, że będziesz chciała, abym stanął po twojej stronie? – zapytał, a kobieta kiwnęła głową upijając łyk taniej herbaty, do której nie była przyzwyczajona. Jake również odpowiedział jej kiwnięciem. – Myślę, że nie będzie z tym problemu. Po stronie ojca na pewno nie zamierzam stawać.

Japeś w ciszy przysłuchiwał się ich rozmowie, a jednocześnie łapczywie pochłaniał ciasteczka owsiane wypychając swoje policzki aż do granic możliwości. W życiu nie jadł tak przepysznych słodyczy i chociaż bardzo się starał, nie potrafił ich sobie odmówić. Nie potrafił się przez nie skupić na rozmowie i docierały do niego jedynie fragmenty, które ani trochę nie układały się w jakąś sensowną całość.

Dopiero kiedy poczuł dłoń Jake’a szukającą jego dłoni pod stołem, wrócił na chwilę do rzeczywistości i wpadł pomiędzy ich konwersację.

– A jak się wam tu żyje? – zapytała kobieta uśmiechając się delikatnie, ale i z lekkim skrępowaniem. – Nikt tutaj nie ma problemu z… no wiecie.

– Cóż, na razie nie było żadnych atrakcji. Myślę, że nikt się nie domyśla. Póki co przynajmniej. – odparł spokojnie Cień. Na zewnątrz starali się unikać okazywania sobie uczuć, w domu za to pilnował ich Smok, więc ich związek był związkiem tylko w nazwie. Cała uczuciowa warstwa bycia razem zawierała się w spędzaniu razem czasu i ukradkowym uśmiechaniu się do siebie, ilekroć psi zazdrośnik nie widział.

– To dobrze. – kobieta uśmiechnęła się tym razem weselej. Niedługo potem pożegnała się i zostawiła ich samym sobie (i ich smoczej przyzwoitce). Japeś, jak tylko wyszła, pochłonął w mgnieniu oka resztę ciasteczek, a Jake z lekkim zdziwieniem patrzył na Wędrowca, którego twarz zupełnie przypominała mu jego świętej pamięci chomika.

– W życiu nie spodziewałbym się, że moja matka będzie chciała rozwieść się z moim ojcem, bo on nie chce pogodzić się z faktem, że jestem gejem. – westchnął Cień i oparł głowę o stół. – I to wszystko dzięki tobie. Dzięki. Naprawdę.

Japeś próbował powiedzieć mu “nie ma za co”, ale ilość ciastek w jego buzi skutecznie uniemożliwiła mu rozmowę. Jake zaśmiał się jedynie cicho, po czym zebrał się, aby posprzątać po wizycie swojej matki. Wędrowiec, jak tylko przemielił, co miał w ustach, dołączył do Cienia i w chwilę usprzątnęli cały bałagan.

Następne dni mijały im nadzwyczaj spokojnie. Czasem Marzeniu odbijało i biegało z Chochlikiem po domu (właściwie to Chochlik uciekał przed Marzeniem, bo bał się o swoje życie). Jake zauważył dziwny brak zleceń, jednak Smok pośpieszył mu z wyjaśenieniem przekazując jednocześnie wiadomość od Merlina: starzec postarał się, aby Cień dostał urlop.

Było to oczywiście potoczne określenie zawieszenia w magicznych obowiązkach, jednak oboje z Wędrowcem mało nie padli z wrażenia. Prastary, korzystając z okazji, zaczął wdrażać Jake’a w tajniki magii, a Japeś z uwagą im się przyglądał, zazdroszcząc możliwości korzystania z nadnaturalnych sił Krańca Czasu. Sam niekiedy miał ochotę pstryknięciem palców posprzątać cały dom albo wyleczyć ból pleców.

Ich spokojne, niemal sielankowe lenistwo nie mogło jednak trwać wiecznie. Wszak los nie znosił, kiedy nasz bohater zaczynał przyzwyczajać się do normalności i podsyłał mu kolejną kłodę, która rozrzucała na boki to, co udało mu się do tej pory ułożyć…

Mefisto

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą Read More »

#342. Dlaczemu cz.5 – Tu trzeba krzyczeć…

Nawet nie wiem jak zacząć ten wpis bez jakiegoś soczystego przekleństwa, bo w głowie mi się nie mieści to, co dzieje się w Polsce. Skończyła mi się cierpliwość i zagryzanie zębów – “tu trzeba krzyczeć, trzeba się drzeć”, jak to świetnie ujęto w tej piosence.

To jest dla mnie naprawdę trudny wpis, bo sprawa aborcji nie jest prostą sprawą mieszczączą się pomiędzy naszymi standardowymi “dobrze” a “źle”. Tutaj nie ma “dobra” i “zła”. Tutaj jest czyjś wybór – niejednokrotnie najcięższy w życiu.

Dlaczego zatem mamy stado starych dziadów i starych bab uważających siebie za alfy i omegi, by decydować za innych w sprawach tak bardzo trudnych? Dlaczego robią nam to stare dziady i baby, które ochoczo korzystały z rozszerzonego prawa aborcyjnego: “z powodu ciężkich warunków finansowych”, a nam odbierają ten nawet najcięższy wybór.

Moja babcia miała aborcję, bo zagrażała jej życiu. Osierociłaby dwójkę dzieci i zostawiłaby mojego dziadka na pastwę depresji, gdyby odebrano jej ten wybór. Zabrakłoby tej jednej z najważniejszych kobiet, które starały się chronić mnie przed złem tego świata i pewnie nie dożyłbym dzisiejszego dnia.

I to mnie w tym wszystkim zwyczajnie wkurza, że człowieka pozbawia się fundamentalnej rzeczy jaką jest wolność wyboru. Tym bardziej w tak trudnej sytuacji, gdzie człowiek nawet nie stoi między młotem a kowadłem, a czeka na spadający fortepian z nieba, który roztrzaska mu się o łeb.

Wiecie, co w tym wszystkim jest odrażające? Że robi się to pod pretekstem ratowania życia, podczas gdy każdy z nas wie, iż jest to czysty sadyzm skierowany w stronę przede wszystkim tych nienarodzonych dzieci i kobiet, a potem ich rodzin. Ale już to w historii nie raz przerabialiśmy, że ludzie tłumacząc się dobrymi intencjami dokonywali mordów i szerzyli zło w najczystszej postaci, za które potem musieli przepraszać ich potomkowie.

To, co oni robią to nie jest ochrona życia. To jest zabawa w boga tak długo, jak problem ich nie dotyczy. A jeśli nagle będzie ich dotyczył, to nagle jest to “wyjątkowa sytuacja”.

Chciałbym, aby każde życie było ważne, ale nie osiągnie się tego zakazami tylko rozwojem medycyny, wdrażaniem edukacji seksualnej i rozszerzaniem świadomości społecznej. To jest może i czasochłonne, ale przynajmniej nikogo nie obdziera z godności i prawa do wyboru…

Mefisto

#342. Dlaczemu cz.5 – Tu trzeba krzyczeć… Read More »

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość

Zarówno Jake jak i Smok wpatrywali się w ciszy na Wędrowca. Jego plan był nawet poprawny, ale mimo wszystko brzmiał bardziej jak pomysł jakiegoś psychopaty, a nie pierwszy krok w stronę rewolucji uczuciowej na Krańcu Czasu.

Cień w ciszy podszedł do skaczącego w kącie Marzenia i wziął je do rąk. Szybko zakrył je drugą dłonią, aby nie uciekło, ale też jednocześnie uciszyć nieco błagalne piski. Japeś z początku nie rozumiał, o co chodziło jego współtowarzyszowi, ale szybko dotarło do niego, że oto mieli istotę z Krańca Czasu, na której można by było wypróbować teorię Wędrowca.

– Masz jakiś pomysł jak to sprawdzić? – zapytał Prastary, a chłopak kiwnął głową zaprzeczająco. Jake westchnął tylko z niecierpliwością i spojrzał na biedne, malutkie stworzenie patrzące na niego ze strachem.

– Ono się mnie boi. – burknął cicho obserwując ten kłębek strachu w swoich dłoniach. Nawet jeśli nie miał wrogich intencji, istoty z Krańca Czasu trzęsły się na jego widok.

– No tak! – krzyknął Japeś tak głośno, że nawet Cień podskoczył z zaskoczenia. – Strach to też uczucie! Skoro Marzenie może się bać to znaczy, że czuje?

– A co jeśli to jest odruch związany z przetrwaniem? Jestem ogólnie rzecz biorąc predatorem dla takich stworzeń. Strach to naturalna reakcja, aby trzymały się z dala ode mnie, by przeżyć. – mruknął Jake licząc w duchu na to, że kolejny genialny pomysł Wędrowca nie zostanie ogłoszony tak głośno jak poprzedni. Japeś jednak (po raz kolejny) poczuł się przytłoczony faktem, że jego z pozoru genialna myśl została tak szybko obalona.

27.07.2019_23-42-57

Wszystkie byty skupiły swoje siły na wymyśleniu kolejnego sposobu, aby udowodnić, że istoty z Krańca Czasu potrafiły czuć. Pomimo szczerych chęci, żaden z nich nie był w stanie choć trochę zbliżyć się do jakiegoś sensownego rozwiązania ich problemów. Jake w końcu poddał się i włożył Marzenie do słoika stawiając go w kuchni na blacie. Japeś i Smok odebrali to jako informację, aby na chwilę przerwać gonitwę myśli i odpocząć.

Wędrowiec z Cieniem udali się do sypialni i powoli przygotowywali do spania. Właściwie to Jake się przygotowywał, a jego współtowarzysz wciąż szukał idealnego sposobu na rozwiązanie ich problemu. Japeś półprzytomnie przygotował sobie piżamę wyrzucając kilka innych ubrań na podłogę, kilka razy strącił poduszki na podłogę, które Cień co chwilę poprawiał w ciszy.

– Myślę, że już wystarczy na dzisiaj. Odpocznij. – łagodny głos jego współlokatora wyrwał Wędrowca z przemyśleń. – Nie wymyślisz nic nowego, jeśli będziesz się tym zadręczał. Odpocznij, a jutro znowu będziemy mogli się tym zająć.

– Tak, wiem, ale czuję się strasznie niecierpliwy. Chciałbym już mieć gotowe rozwiązanie. – burknął nieco smutny. – Nie czujesz się niecierpliwy? W końcu to ty zyskasz wolność.

– Nie. – odparł krótko kładąc się na łóżku. – Nawet jeśli jutro znajdziemy rozwiązanie, Kraniec będzie potrzebował jeszcze sporo czasu, aby to przetrawić. Kładź się już. Znowu kogoś wrzucisz do pralki, jeśli się nie wyśpisz.

Japeś przytaknął mu skinieniem głowy i ułożył się tuż obok niego. Przez chwilę w ciszy patrzył jak Cień ustawia budzik na telefonie, aby wstać rano i zawieźć Wędrowca do pracy.

– Tak właściwie czemu przyszedłeś wcześniej? Spodziewałem się, że nie będzie cię cały wieczór. – mruknął, a Jake podsunął mu pod nos telefon z wiadomością od Japesia o tym, że młody adept ludzkiego życia naprawdę kiepsko się czuje i potrzebuje pilnie opieki.

– Zgaduję, że to nie ty to napisałeś. – odparł na wpół rozbawiony. Od razu wydało się to oczywiste, że Prastary musiał swoje namieszać, bo przecież nie byłby sobą, gdyby pozwolił Wędrowcowi na dyskrecję. Wszak miała być to niespodzianka dla Jake’a!

– Smok! Mogłem się domyślić…! – warknął zły, a Cień tylko się zaśmiał. Chwilę jeszcze porozmawiali o domowych obowiązkach i poszli spać.

Nad ranem Japeś wybrał się do pracy, gdzie oczywiście wrzucił kogoś do pralki, bo pomimo iż był wyspany, wciąż intensywnie myślał o rewolucji uczuciowej. Wędrowiec nie byłby sobą, gdyby tak po prostu na chwilę odpuścił. Nie należał do cierpliwych istot, przez co niemal zadręczał się szukaniem odpowiedzi. Przynajmniej do momentu, aż dźgnął się strzykawką z lekiem uspokajającym i, chcąc nie chcąc, musiał trochę zwolnić tempo. Personel szpitala odetchnął z ulgą z wrzucił go do schowka na miotły, gdzie miał przeczekać swoją zmianę.

Jake, zaraz po powrocie do domu po odwiezieniu Japesia do pracy, wziął się za sprzątanie mieszkania, które powoli zamieniało się w pobojowisko. Krzątając się po pomieszczeniu, zauważył, że Marzenie w ciszy go obserwuje. Cień w całym porannym zamieszaniu kompletnie zapomniał o żyjątku. Podszedł do słoika i wziął go do rąk. Istota od razu skuliła się i starała trzymać jak najdalej od chłopaka.

– Nie chcę zrobić ci krzywdy, okej? – mruknął i otworzył słoik.

Marzenie przez dłuższy moment siedziało przytulone do szkła i czekało na reakcję Cienia. Ten jednak pozwolił stworzeniu na samodzielne podjęcie decyzji, czy chce wyjść ze swojego tymczasowego domu, czy jednak woli tam zostać. Ostatecznie (chociaż trwało to dłuższą chwilę) żyjątkowo wspięło się po ścianie słoika i spojrzało uważnie w błyszczące oczy Jake’a. Pisnęło do niego pytającym tonem.

– Gdybym chciał ci coś zrobić, zrobiłbym to w momencie, kiedy cię złapałem. – odparł spokonie chłopak rozumiejąc język Marzeń. Istota burknęła cicho i zaskrzeczała dwa razy. – Nie mam nawet ochoty ciebie pożerać. Nie jesteś moim celem, więc nie mogę cię skrzywidzć.

Stworzonko zatrąbiło nieco odważniej i coraz więcej piszczało do swojego rozmówcy. Cień spokojnie słuchał nietypowego nawet dla Krańca Czasu języka i cierpliwie czekał na swoją kolej, aby objaśnić fundamentalne zasady działania jego gatunku. Nie mógł tak po prostu zjeść Marzenia. Musiałoby wpierw stać się banitą albo przestępcą, za którym Kraniec wydałby coś w swego rodzaju listu gończego.

Żyjątko trąbiło niepewnie do niego, a Jake tylko odpowiadał “na pewno”. Japeś zdecydowanie poszerzył granice jego cierpliwości, bo normalnie pewnie zaczynałby mieć dość ciągłych pytań. Wędrowiec jednak zadał ich tyle, że istota nawet się nie zbliżała do zadania procenta tego, o co zapytał jego współlokator.

– Widzisz, Kraniec ma to do siebie, że uważa nas za jakieś potwory, ale w przeciwieństwie do was my mamy tyle zasad i reguł, że złamanie jakiejkolwiek powoduje natychmiastowe wymierzenie kary. – tłumaczył a Marzenie kiwało małą, nie do końca kształtną głową. – Dlatego nie mogę cię skrzywdzić bez szansy na to, że sam zginę.

Stworzenie pisnęło potakująco i wyskoczyło ze słoika do ręki Jake’a. Przez chwilę stało tam niespokojnie sprawdzając, co się mogło stać. Ostrożnie rozglądało się na boki, jak gdyby szukało jakiegoś zagrożenia, ale kiedy zorientowało się, że nic się nie działo, zagwizdało radośnie i zamerdało ogonem przypominającym lisią kitę. Cień był za to pod wrażeniem tej przyjemnej, ciepłej energii, jaka wręcz biła od tego maleństwa.

– Schlebia mi to, że postanowiłeś mi zaufać. – uśmiechnął się lekko. Szybko jednak zmienił wyraz twarzy na zdziwiony, bowiem oto Marzenie stało się niespodziewanie większe i zajmowało teraz połowę jego dłoni. – Mam rozumieć, że kiedy jesteś szczęśliwy to rośniesz?

Stworzenie zapiszczało potakująco i znów zaczęło merdać ogonem. W mgnieniu oka powiększyło się po raz kolejny i zajmowało teraz całą powierzchnię dłoni Jake’a.

– Jak duży ty możesz urosnąć? – spytał obawiając się, że to maleństwo mogło w chwilę zapełnić całe pomieszczenie swoim puchatym ciałkiem. Cień zauważył, że istota nabierała równiecześnie coraz to dziwniejszego kształtu: miała lisi ogon, kurze stopy, kocie ciało i głowę jaszczurki. Chłopak pierwszy raz spotkał się z czymś takim, aczkolwiek do tej pory znał Marzenia jedynie z książek, bo w końcu kto pozwoliłby Cieniom mieć własne Marzenie.

Jake odstawił żyjątko na ziemię i wrócił do sprzątania. Istota tupała za nim wesoło uczestnicząc niemo w procesie porządkowania domu i przy okazji rosła jak na drożdżach. Po około godzinie sięgała chłopakowi powyżej kolana.

Prastary, który dopiero co obudził się ze swojej dziennej drzemki (trwającej cały ranek), wyszedł z sypialni Japesia i zaniemiał widząc wielgachne Marzenie biegające za Cieniem jak małe kaczątko za swoją mama. Przez moment miał wrażenie, że wciąż śnił, ale czująć ból po przydeptaniu sobie ogona stwierdził, że w życiu jeszcze wiele rzeczy mogło go zaskoczyć.

– Co tu się właściwie stało? – zapytał nie kryjąc zdziwienia, a Jake zwrócił się w jego stronę. – Dlaczego to jest takie wielkie? Coś ty temu zrobił?

– Zaprzyjaźniliśmy się. – chłopak wzruszył ramionami. – Ucieszył się i urósł.

– Cóż… – mruknął Smok. Żałował, że nie mógł z zakłopotaniem podrapać się po głowie. – Takiego opisu sytuacji spodziewałbym się po Japesiu, a nie po tobie.

– Kiedy właśnie to się stało. Wypuściłem go ze słoika, wyjaśniłem, że nie zrobię mu krzywdy, wyskoczył mi na rękę i kiedy zrozumiał, że mówię prawdę, zaczął się cieszyć i rosnąć. – Cień wzruszył ramionami po raz drugi. Marzenie zamerdało lisiem ogonem i znów stało się nieco większe. Smok zamrugał ze zdziwieniem nie wierząc własnym oczom.

– I ono robi się większe, bo się cieszy? – burknął. Istota zwróciła się do niego i szczeknęła radośnie, a potem znów urosła. – Dobra, rozumiem. Rośnie, bo się cieszy. Jakkolwiek byś tego nie zrobił, nauczyłeś je cieszyć się. A to znaczy, że teoria Japesia ma szansę zadziałać…

Mefisto

#341. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.43 – Czysta radość Read More »

#340. Dragon Age: Origins – Awakening

Dragon Age: Origins – Awakening zostało wydane w marcu 2010 i jest kontynuacją naszych przygód z podstawowej wersji gry. Od naszych wyborów w podstawowie zależy jednak, czy historię pociagnięmy naszą poprzednią postacią, czy też będziemy musieli stworzyć nową postać.

W moim przypadku była to nowa postać, którą w przypływie lenistwa wybrałem spośród gotowych postaci.

Intro wprowadza nas w nową fabułę: jesteśmy komendantem Szarych Strażników w Fereldenie. Naszym zadaniem jest odbudować zakon w tym rejonie, jako że uległ on zniszczeniu podczas plagi. Król Alistair podarował Strażnikom posiadłość jednego ze zdradzieckich lordów, mieszczącą się w Amarancie (Amaranthine), zwaną Twierdzą Czuwania (Vigil’s Keep).

16560808029805608960_20190909202545_1

Oczywiście zaczynamy od zmasowanego ataku pomiotów na naszą twierdzę, więc idziemy przed siebie jak taran i pozbywamy się wrogów z naszych ziemi. Wybrałem sobie wojownika (aby urozmaicić rozgrywkę) i stwierdzam oficjalnie, że nienawidzę grać wojami, bo jeśli przeciwnik zaczyna biegać dookoła to moja postać gania go jak pies za kością, a jeśli po drodze są pułapki to już w ogóle jest i wesoło, i wybuchowo…

W trakcie rzezi pomiotów poznajemy naszych doradców, którzy będą z nami współpracować oraz nowych członków naszej ekipy. Wszystkich rekrutujemy na Strażników, ale nie wszyscy z nich przeżywają. Według tego, co udało mi się zauważyć, największą szansę na bezproblemowe przejście inicjacji mają alkoholicy…

Naszymi towarzyszami stają się: Oghren – krasnolud poznany przez nas w podstawie, Anders – mag rebeliant opierający się zniewoleniu magów, Nathaniell – syn byłego właściciela Twierdzy Czuwania pragnący oczyścić swoje imię z grzechów ojca, a przy kolejnych misjach rekrutujemy Sigrun – krasnoludkę mająca zatarg z pomiotami, Velannę – elfkę oszukanę przez pomioty i szukająca na nich zemsty i duch Justyniana (w angielskiej wersji nazywa się on Spirit of Justice co można przetłumaczyć na Duch Sprawiedliwości) sprowadzony do tego świata przez dziwny przypadek. Pozwolę sobie zdradzić, zę wątek Justyniana i Andersa jest kontynuowany w kolejnych częściach gry.

Nasze zadania w dużej mierze polegają na prowadzeniu śledztwa: Mroczne Pomioty zaczęły mówić, zyskały inteligencję, o którą nikt by ich nie posądzał. W trakcie naszych podróży zaczynamy rozróżniać dwie grupy: popleczników Matki stojących przeciwko nam i popleczników Architekta starających się stać po naszej stronie.

Architekt był jednym z magów, którzy weszli do Złotego Miasta i spowodowali jego spaczenie. Utracił on swoje wspomnienia, ale zachował wolną wolę, którą starał dzielić się z innymi pomiotami. Niestety niektóre ze stworzeń były bardzo nieszczęśliwe z tego powodu i traciły rozum. Architekt jest również odpowiedzialny za plagę, która była podstawą opowieści w Dragon Age: Origins. Planował zabić wszystkich Starych Bogów nim staną się Arcydemonami, jednak przypadkiem skaził jednego z nich.

Matka za to jest jedną z matek lęgu (Broodmothers) zdolnych do produkowania nowych Mrocznych Pomiotów. Danie jej wolnej woli ogłuszyło ją na wołania Starych Bogów przez co oszalała. Zebrała popierające ją pomioty i niszczyła wszystko, co stworzył Architekt nazywany przez nią “ojcem”.

Naszym ostatecznym celem jest właśnie ona, chociaż gra daje nam możliwość zmierzenia się i z Architektem, jeśli uznamy, że on również jest niebezpieczny dla świata.

Poza Mrocznymi Pomiotami mamy na głowie masę politycznych i militarnych spraw. Nasi doradcy zwracają naszą uwagę na wiele problemów z jakimi mierzy się Amarantyn. Mamy problemy w brakach żołnierzy – musimy rozdzielić ich tak, aby zapewnić wszystkim bezpieczeństwo, mamy problemy mieszczan kłócących się o wszystko, jest szlachta gotowa skrócić nas o głowę tylko za to, że jesteśmy z Orlais (Ferelden był niegdyś pod ichniejszym władaniem, ale się wyzwolił), dbamy o rozbudowę i zabezpieczenia Twierdzy Czuwania… Gra nie daje się nam w tym miejscu nudzić.

Jak zawsze mamy też możliwość obdarowywania naszych towarzyszy prezentami (co przekłada się jedynie na zwiększone statystki, bo opcji romansu niestety brak). Najlepszy, moim zdaniem, prezent to kot podarowany Andersowi, którego nasz mag nazwał Pan Skoczysław (Ser Pounce-a-lot).

Czy polecam grę? Zdecydowanie tak. Jest to świetna kontynuacja naszych przygód w Dragon Age: Origins i wyjaśnienie faktów, na jakich bazuje świat przedstawiony w Dragon Age II i Dragon Age: Inquisition. Gra pozwala nam na podejmowanie decyzji i mierzenie się z konsekwencjami, mamy możliwość latania tam i z powrotem po nowej lokacji oraz spotykanie starych towarzyszy z podstawy gry. Jedyne na co mogę ponarzekać to to, że jest to tylko dodatek i jego przejście nie zajmuje tyle czasu, ile chciałoby się spędzić przy tej grze!

Mefisto

#340. Dragon Age: Origins – Awakening Read More »

Scroll to Top