August 2018

#133. Na wesoło!

Kolejne cztery tygodnie minęły jak z bicza strzelił, ale ilekroć mam coś do zrobienia to czas pędzi jak nienormalny.

Zacznę od wesołej wieści: zdaliśmy mieszkanie. Wysprzątane, wyczyszczone, dziury w ścianach po półkach zaklejone i zamalowane. Nasz były wynajmujący spotkał się z nami na dosłownie dwie minuty, zabrał klucze i zostawił nas z facetem z agencji, który miał sprawdzić mieszkanie. Ten zauważył kilka otarć (część udało się doczyścić), ale generalnie powiedział, że jesteśmy dobrymi najemcami, bo mieszkanie jest lepiej wyczyszczone niż było na początku. Nawet sobie pogawędziliśmy o byłym wynajmującym, bowiem ten przywitał nas czerwonymi ślepiami – wiadomo od czego… Aż nam się przypomniało jak innym razem, również z czerwonymi oczyma, naprawiał klamki w drzwiach i zamontował je na odwrót.

Na szczęście były właściciel zgodził się oddać cały depozyt. Pierwszy raz miałem okazję skorzystać z jednej z rządowych firm/agencji, które ubezpieczają depozyt. Dostaliśmy link, gdzie w formularzu, który częściowo wypełnił były właściciel, podaliśmy swoje dane do przelewu i po kilku dniach otrzymaliśmy przelew. Nawet wygodna usługa. No i Połówka ma teraz spory zapas gotówki na wyjazd do Polski na kolejną turę leczenia (a ja wybieram już dodatki do Simsów – to już taka nasza tradycja :P). Znowu zostanę na dwa tygodnie ze Smoczyńskim! Biegającym Smoczyńskim! Coś czuję, że żywy z tego nie wyjdę!

Stan mojego zdrowia się nie poprawia. Co gorsza nie wiadomo co to jest, a podejrzenie zaczyna padać na chorobę autoimmunologiczną, która ujawniła się jeszcze nim Smoczyński się urodził (właścicie to pierwsze objawy miałem prawie 5 lat temu, ale wtedy “byłem za młody, aby chorować”). Jak już zrobią senty test krwi to może będę coś wiedział. Mam tak poharatane ręce od pobrań krwi, że wyglądam jak po ataku wściekłej pielęgniarki…

Smoczyński niedawno miał szczepienie z okazji ukończonego roku. Było trochę gorączkowania, ale odbyło się to bez większych ekscesów i na ogół był wesoły jak zawsze. W te gorsze dni siedział przytulony do nas, bo w końcu przytulenie się do rodzica to najlepsze lekarstwo. Dosłownie i w przenośni. 🙂 W te lepsze dni taranował wszystko na swojej drodze trenując nową umiejętność: bieganie niczym pocisk. Obecnie próbuje połączyć tą umiejętność z wskakiwaniem (nie wchodzeniem) na meble. Od czasu do czasu czaruje też przy użyciu kolan Połówki… 😛

Mając trochę więcej czasu, staramy się lepiej gotować, dzięki czemu i Smoczyński podżera domowej roboty sosy, zupy i co tam nam do głowy wpadnie. A że żarłok (po Połówce :P) to zasysa wszystko z prędkością światła. Albo i szybciej. Swoją drogą kupiliśmy mu smoczek (link), do którego można wkładać owoce i teraz wesoło sobie ciumka ulubione jabłka i winogrona. Raz udało mu się otworzyć smoczek i wytarzać w przeciumkanej zawartości. Wyglądał, jakby kogoś zamordował z uroczym uśmiechem na twarzy… 😉

Swoją drogą dostałem takie zapytanie: co nie zmieniło się w Smoczyńskim od czasu jego narodzin. Bez zmian jest wciąż jego krótki, kaczy puszek na głowie (o, i zdradziłem część nazwy Buntu Kaczek ;)).

W wolnej chwili (lub też w akcie desperacji po ostatnich miesiącach w zabieganiu) udaliśmy się do naszego Cichego Zakątka, a ten z radością przywitał nas przepysznymi jeżynami! Wykopałem z plecaka siatkę i uzbieraliśmy ich nawet sporo. Smoczyński miał wyjątkowo smaczny mus z owoców oraz kompot, a my z Połówką mieliśmy bardzo dobre ciasto! 🙂

Ze świata komputerów: niedawno 25-te urodziny obchodził Debian (jedna z dystrybucji systemu Linux). To więcej niż ja mam! Niesamowite, że dzięki oddaniu ludzi dokładających swoją cegiełkę do linuksowej społeczności ten system wciąż istnieje, rozwija się i osiąga rzeczy, o których twórcy nie myśleli 25 lat temu (jak na przykład fakt, ile gier wychodzi co miesiąc na różne dystrybucje Linuksa).

Dowiedziałem się też o istnieniu strony internetowej, która ma za zadanie uświadamiać, czymś są DRM (Digital Rights Management) i dlaczego są one złe w świecie gier. Już sama nazwa strony – FCK DRM – powala. Jestem jak najbardziej za takimi akcjami. Tutaj macie link do strony.

Przygotowuję Kącik Techniczny na swój wielki debiut we wrześniu. Będzie się pojawiać (mam nadzieję) w każdą pierwszą środę miesiąca. Co do notek o lokalnych podróżach to musimy nadrobić nasze krótkie wypady. Niestety, ale ostatnio nie ruszamy się z domu, bo mieliśmy za dużo na głowie. Aczkolwiek Kącik Podróżniczy (bo tak nieoryginalnie będzie się nazywał) też będzie mieć premierę we wrześniu – w drugą środę miesiąca. Mam tylko nadzieję, że nie zapomnę dodać tych notek…

Pracuję też w tej chwili nad gamebookiem. Potem zrobię kontynuację gamebooka za pomocą RPG Makera. Na razie odstawiłem rysowanie, bo jestem trochę przemęczony, ale już mam plan, która seria z Pamiętników będzie na pewno ozdobiona rysunkami. :>

Ostatnio miałem trochę wolnego od gier. Tzn. nie tak, że nie grałem. Do tego musiałbym być jeszcze poważnie chory, a najpewniej martwy. 😛 Powodem tego jest fakt, że mam 12 gier do opisania. To daje mi notek na pół roku przy średniej ilości 2 notek z gier na miesiąc. Moim celem jest teraz chociaż opisać je, aby były gotowe na swój wielki dzień. Za szybko gram w gry, nie nadążam z opisywaniem! 😀

W tym czasie razem ze Smokiem naparzaliśmy w Saints Row: The Third. Nagrałem kilka migawek z różnych błędów, które się wydarzyły, ale to tyle z mojej strony. Wpisu o tej wybitnej grze nie będzie póki co. 🙂 Oto najciekawszy bug gry, pozostałe są na moim kanale na Youtube.

Zamierzam na dniach przetestować nagrywanie i zabrać się za Yooka-Laylee. Najpewniej będzie to raptem kilka, kilkanaście minut, bo pewnie zje mnie trema, czy coś… 😉

Swoją drogą piszę o tym, bo dzięki temu pamiętam, co mam zrobić! Te notki to taka lista rzeczy do zrobienia dla mnie. 😀 Bo zwyczajne listy na mnie nie działają…

Przyznam się też, że zrobiłem listę pomysłów na bloga, które mniej lub bardziej będę realizował. Pierwszym z nich będzie po raz kolejny posprzątanie na podstronce Gry, aby posegregować niektóre tytuły (jak np. Castlevania) na serie, a pod nimi będą wymienione pozycje, które przeszedłem. No i uzupełnienie ikonek gier, bo trochę ostatnio zjadło mnie lenistwo i po prostu mi się nie chciało. 😛

Połówka zakupiła ostatnio trzy używane dyski talerzowe i jeden o wielkości 1 TB trafił do mnie. Pozostałe dwa są praktycznie nowe, a mój trafił się uszkodzony. Dysk idzie do reklamacji, ale ja w ramach pocieszenia dostanę dysk SSD 1 TB! W końcu! Jakby tego było mało to do dysku dołączona jest gra także jestem bardzo szczęśliwy i zmotywowany do dalszych działań. 🙂

Jeszcze Połówka ostatnio potwierdziła, że zgadza się na Playstation 4, bo znalazłem grę, którą współtworzyło Studio Ghibli… 🙂 Także mam tak przeogromny zaciesz na twarzy, że chyba mi kąciki ust pękną. 😀

Na sam koniec zdradzę wam mój niecny plan: mamy zamiar z Połówką (chociaż Połówka jeszcze o tym nie wie) zabrać Smoczyńskiego do lasu, założyć mu butki i wypuścić na wolność… No dobra, za rączkę się z nim tam przejść. 😉 Byłby to pierwszy raz samodzielnego chodzenia poza domem. Napiszę wam, czy mu się podobało… 😉

Mefisto

#133. Na wesoło! Read More »

#132. Beholder 2 Beta

881000_20180809072253_1

Szukając przecen na gry, natrafiłem przypadkiem na ciekawą wiadomość jaką jest fakt, że Warm Lamp Games przygotowuje kolejną i – jak się okazuje – ciekawą opowieść, w której my, wcielając się w Evana Redgrova, dostajemy się do ministerstwa i sprytem lub podstępem pniemy się po stopniach władzy.

Obecnie dostępna jest wersja beta gry – dodana automatycznie do konta Steam, jeśli posiadasz pierwszą część Beholdera lub do ściągnięcia z ich strony (link do strony, bezpośredni link do gry).

Spotykamy naszą postać w jego pierwszym dniu w pracy w mieście Helmer. Zostaliśmy przeniesieni. Spotykamy tam bardzo miłego i uczynnego George’a Hemnitza – naszego przełożonego. Przeprowadza on nas przez tutorial i pomaga nam stawiać pierwsze kroki w Ministerstwie.

Przy okazji dowiadujemy się również, że nasz ojciec, wielka szycha w Ministerstwie, został zabity. Powody jego śmierci pozostaną nieznane do momentu wyjścia pełnej gry.

Wracając jednak do naszej pracy. Musimy kierować ludzi do odpowiednich oddziałów, w których mogą wnieść prośbę, skargę, poprosić o informację albo donieść na kogoś. Za poprawne wskazanie oddziału, powodu wizyty i pokoju, w którym przyjmują otrzymuje się niewielką nagrodę pieniężną, a przy każdych 5 pomyślnych skierowaniach dostajemy także 100 punktów reputacji.

Pierwszy dzień mija spokojnie – zapoznajemy się z pracą i współpracownikami. Kiedy jednak znajdziemy się w domu po ciężkim dniu pracy, odwiedza nas stary znajomy ojca, który przyznaje się, że załatwił nam przeniesienie i oczekuje od nas, abyśmy byli tam jego uszami. Od tego momentu wpadamy w sieć intryg: publiczna egzekucja George’a niosąca za sobą możliwość awansu, o który mamy walczyć z innymi pracownikami. Możemy pracować ciężko, ale możemy też pozbyć się pretendentów do stanowiska podrzucając im różnorakie, nielegalne przedmioty.

Chociaż udostępniony jest jedynie kawałek gry to już wiem, że na pewno ją kupię. Beholder wciągnął mnie na tyle, że przeszedłem go przynajmniej dziesięć razy i czuję, że będzie tak samo będzie w przypadku kolejnej części opowieści w tym dziwnym, totalitarnym świecie. W szczególności, jeśli ma takie wymagania systemowe:

Screenshot at 2018-08-09 18-02-57

Premiera wypada na koniec 2018. Czekam z niecierpliwością!

Mefisto

#132. Beholder 2 Beta Read More »

#131. Z życia urzędnika cz.5

Pora ponarzekać, a to dlatego, że powodów jest sporo. W ramach oszczędności przenieśli nas do głównego budynku, jaki zajmuje Urząd Miasta. Niby można czuć się dumny, bo pracuję w zabytkowym budynku, który odznacza się na tle miasta. Niestety nie może być za pięknie.

Poprzednie biuro było wynajmowane, a koszt opiewał na sumę z sześcioma zerami. Zamiast wywalić nas w trybie natychmiastowym do głównego budynku, trzymano nas do początku lutego. Pomimo iż przeniesienie nas było im na rękę, to przerzucano ludzi zajmujących budynki, które są w posiadaniu Urzędu Miasta. Doszło do tego, że kontrakt z tamtym biurem mieliśmy do 2020 i gdyby nie kilka losowych przypadków, pewnie musielibyśmy siedzieć tam jeszcze przez dwa lata, ale zrządzeniem losu udało się zakończyć umowę przed czasem. Przez ostatnie miesiące siedzieliśmy tam jako jedyny departament (około 30 osób) w budynku, który może pomieścić setki, jeśli nie tysiące osób.

Następna rzecz to to, że ktoś wymyślił sobie “smart enviroment” w naszym biurze. Polega to na tym, że zamiast osobnych pomieszczeń jest jedna wielka sala na każde piętro, ludzie z różnych działów są rozrzuceni po piętrach, co utrudnia komunikację. Nasz akurat nie jest, bo wszyscy zgodnie zaprotestowali i pozwolono nam siedzieć w wydzielonej dla nas lokacji.

Chociaż i tak fakt, że mimo iż mamy wydzieloną przestrzeń, to i tak siedzimy przy różnych biurkach za każdym razem, kiedy przyjdziemy do pracy (odgórne polecenie). Ostatnio dzwoniąca do mnie kobieta wybuchła śmiechem, jak powiedziałem jej, że muszę poszukać między biurkami mojego współpracownika, bo siedzi w innym miejscu niż ostatnio.

Jeżeli działy chcą się ze sobą komunikować to mogą zadzwonić do siebie lub użyć programu o nazwie Lync. Jest to biurowy odpowiednik Skype od Microsoftu. Może nawet byłoby to skuteczne, ale lwia część pracowników tego nie używa, a spora część nie potrafi tego używać, bo po co zrobić jakiś kurs używania programu…

Skoro mamy migrację z biurka do biurka, mamy też niesamowitą migrację telefonów. W szczególności, jeśli są bezprzewodowe i odbierasz je ze specjalnych punktów… Miałem już wysypkę na twarzy, teraz czyszczę słuchawkę zanim ją użyję antybakteryjną chusteczką. Połowa ludzi w dziale ma tą samą wysypkę. Przypadek? Nie sądzę… Nie wspomnę już o tym, że telefony są po prostu uszkodzone na wszelkie sposoby.

Otwarta przestrzeń to idealny sposób na to, aby doprowadzić cię do bólu głowy. Pomieszczenia są wysokie, więc natężenie hałasu jest tak duże, że wracając do domu relaksuję się przy krzykach swojego dziecka. A Smoczyński ma parę w płucach… Dodatkowo choróbska szerzą się co niemiara, bo mają ku temu korzystne warunki.

Idąc dalej: poczta. Gdyby nie to, że wykombinowaliśmy sobie zamykane gabinety, to poczty nie byłoby gdzie trzymać. Zarząd wymyślił sobie, aby wszystkie listy i dokumenty były wysyłane do nas drogą elektroniczną. Większość naszej poczty to dane bankowe do przelewów, których – decyzją zarządu – możemy otrzymywać tylko w formie papierowej. Mózg się gotuje w takich warunkach…

Kolejną rzeczą są toalety. Koedukacyjne, sztuk trzy, w tym jedna dla niepełnosprawnych. Udało mi się z nich skorzystać kilka razy w ciągu kilku miesięcy użytkowania budynku. Najbardziej zabolało mnie to w momencie, gdy doznałem silnych rewolucji w brzuchu i musiałem odstać swoje w kolejce… Cóż. Podobnież są gdzieś inne, ale jestem w pracy i nie przejdzie jak zniknę na ponad 20 minut pod pretekstem szukania wolnej toalety…

Ostatni punkt z mojej listy dotyczyć będzie krzeseł. Każde biurko ma swoje krzesło. Krzesła te powinno łatwo się ustawiać, aby nie przeciązać kręgosłupa. Zważając na fakt, że każdego dnia na tym krześle siedzi ktoś inny, to jest ono cały czas przestawiane. Efekt? Nie działają i nie można ich dostosować pod siebie. Dlatego mam okropne bóle kręgosłupa i staram się o przydzielenie mi biurka z powodów medycznych. Chociaż i to nie gwarantuje, że ktoś przy moim biurku nie usiądzie i nie popsuje mi krzesła…

Lubię moją pracę, ale nie lubię pomysłów “góry” na temat tego, co może usprawnić nam pracę. Może łaskawie zapytaliby nas, co ułatwiłoby nam wykonywanie obowiązków, a nie rzucami się na każdy pomysł ze “smart” w nazwie. Staram się reagować, ale sił mi na to wszystko brakuje.

Głupota jest jak hydra – zetniesz jeden łeb, a na jego miejscu wyrastają dwa kolejne…

Mefisto

#131. Z życia urzędnika cz.5 Read More »

#130. Monster Prom

743450_20180629000027_1

Monster Prom to gra z gatunku dating sim (symulator randek), którą stworzyło studio Beautiful Glitch, a wydało Those Awesome Guys. Prom z języka angielskiego oznacza bal studencki, na którym my – jako jedna z czterech dostępnych postaci – chcemy przeżyć niesamowity, niezapomniany wieczór. Naszym marzeniem jest pójść na bal z jednym z sześciu najpopularniejszych potworów w szkole. Ach, tak. Jak sama nazwa wskazuje, postaciami są wszelkiej maści potwory.

 

Zaczynamy od wypełnienia absurdalnego quizu, aby ustalić początkowe statystyki (czyli Wiedzę, Zuchwałość, Kreatywność, Urok, Zabawę i Pieniądze) oraz wybrać potencjalną parterkę lub partnera na bal. Statystyki rozwija się poprzez odwiedzanie poszczególnych lokacji, a z kolei stosunki z wybranym potworem rozwija się poprzez podejmowanie decyzji na korzyść wybranka/wybranki lub (jeżeli spotykamy się tylko z naszą przyszłą randką) wybieramy odpowiedź przypisaną do statystyki, którą mamy lepiej rozwiniętą. Jeżeli pomyliliśmy się i chemy starać się o względy kogoś innego, można to zmienić (np. siadając z tą osobą przy stole w stołówce).

 

I to by było chyba wszystko, co ma jakiś sens w tej grze. Dalej to jest już po prostu rzeź.

Wiedziałem, że to będzie ciężki tytuł i pomimo tego postanowiłem go zakupić. Sam quiz daje poczucie tego, że coś się będzie dziać. W szczególności, jeśli odpowiedzią na idealny prezent na rocznicę jest płonąca broń!

743450_20180629020525_1

Dzięki temu wyborowi trafił mi się Damien LaVey (swoją drogą nazwisko ma po twórcy kościoła satanistycznego). Jest to bardzo wybuchowy demon, który uwielbia wszystko podpalać, tłuc, ale w głębi duszy jest romantykiem i pragnie być fryzjerem. Pochodzi z ósmego kręgu piekieł i ma dwóch ojców, którzy tymże kręgiem władają. Jeśli nie masz rozwiniętej statystyki Zabawy nie próbuj rozmawiać z nim o kozach!

Początkowo grałem wybierając losowe odpowiedzi i chyba z trzy razy zostałem przez niego odrzucony. Dopiero potem doczytałem, że każda odpowiedź jest przypisana do danej statystyki. Za czwartym razem też nie poszedł ze mną na bal. Poszedł strzelić słońce w twarz. Przy tym odkryłem, że są sekretne zakończenia poza tymi standardowymi i obiecałem sobie poznać je wszystkie. Innym razem poszliśmy na bal tylko po to, aby się pobić (no dobra, nie tylko po to). Generalnie to tak się przy nim wymęczyłem, że modlę się o aktualizację, gdzie będę go mógł wrzucić do betoniarki!

743450_20180629133503_1

Kolejną postacią był Liam de Lioncurt (ten z kolei nazwisko ma jak mój ulubiony wampir Lestat z Kronik Wampirów) – ponad czterystoletni wampir, który jest hipsterem. Z nim było prosto: im mniej rozumiałem odpowiedź, tym bardziej była to właściwa odpowiedź. Liam żywi się krwią z ludzi z wolnego wybiegu (tłumaczył to tym, że ludzi jest za dużo i trzeba ich zjeść, ale nie będzie przyczyniał się do dodatkowego cierpienia). Stołówkowe jedzenie fotografuje i wrzuca na swojego instagrama, gdzie ma – jeśli pamięć mnie nie myli – całych 6 śledzących. Zaproszenie go na bal nie było takie trudne, mimo iż uważał bal za zbyt mainstreamowy. Zrobienie go królem balu ma jednak przekonujące działanie…

743450_20180629215452_1

Dalej była Vera Oberlin – gorgona ze smykałką do biznesu. Imponowanie jej polegało na napadaniu na banki, podsuwaniu pomysłów na dochodowe przedsięwzięcia, a także pomóc w rozwoju aplikacji Murdr dotyczącej płatnych zabójstw. Niejednokrotnie mnie otruła, abym przyszedł do niej po odtrutkę i przy okazji przedyskutował z nią kolejny genialny plan. Jakby nie mogła wysłać sms, czy coś… Vera bardzo chce zostać królową balu, więc my, posłuszni niewolnicy, spełniamy jej życzenie i przygotowujemy krwawy rytuał (co wiąże się z kupieniem tamponu użytego przez byłą miss)! Oczywiście wszystko udaje się tylko dzięki pomocy wiedźm, które okłamujemy, że w ten sposób uratujemy świat…

743450_20180702020323_1

Kolejny trafił mi się Scott Howl – wilkołak i zapalony sportowiec. Każda rozmowa z nim uświadamiała mi, że w taki właśnie sposób rozmawiałyby psy, gdyby mogły mówić. Oczywiście Scott zawsze chce być dobrym Scottem, a my, aby pójść z nim na bal, musimy jedynie zadbać o jego stosunki z nami (czyli mówić mu, że jest dobrym Scottem). Przy nim warto pamiętać, że kokaina sprawia, że zamienia się w wilkołaka, a fidget spinner może ten proces odwrócić. Z początku zastanawiałem się, co twórcy brali, ale po tym wydarzeniu zacząłem się zastanawiać z czym to mieszają!

743450_20180701232035_1

Przedostatnią postacią jest Miranda Vanderbilt – syrenka, księżniczka, maszyna do zabijania. Uwielbia wszelkie i dziwne srebra stołowe oraz uważa ludobójstwo za normalną rzecz. W sumie przy niej albo mordowałem jej oponentów, albo gadaliśmy o łyżkach, więc można by stwierdzić, że to najspokojniejsza postać w grze…

743450_20180629015653_1

Ostatnią postacią na mojej liście jest Polly Geist – duch, który uwielbia imprezy i wszelkie używki. Zobaczyć ją trzeźwą to zobaczyć ją żywą – niemożliwe! Praktycznie każda interakcja z nią to pomysły na nowe pranki. Nie da się docieć w jaki sposób zginęła, bowiem każdy wymieniony sposób na śmierć jest kwitowany przez nią “ooo, tak zginęłam”! W jednych z sekretnych zakończeń jest inicjatorką wielkiej orgii, a my wykonawcą “wielkiej woli”…

743450_20180629013600_1

Wydawałoby się, że po zaproszeniu tych sześciu szczególnych przypadków na bal będę mógł wyłączyć grę z zadowoleniem. Wciąż miałem jednak sekretne zakończenia, wciąż były poboczne postacie, z którymi można było siać zamęt… Wszakże to Monster Prom i tam możesz zrobić sobie z trupa elegancką ozdobę na głowę! Albo umówić się z zawirusowanym komputerem na bal! Albo skopać tyłek Międzywymiarowego Księciu (Interdimensional Price) za to, że próbuje ci popsuć każdą randkę to swoją wcale nienachalną propozycją małżeństwa… A na sam koniec organizujesz wielką orgię, aby zakończyć grę z klasą godną Monster Prom!

 

Jeśli macie znajomych, to z nimi też możecie zagrać i rujnować im każdą szansę na podbój!

743450_20180629000054_1

Monster Prom to pozycja, którą trzeba po prostu mieć (od razu razem z umówioną wizytą u egzorcysty). To jest tak chore, spaczone i niemożliwe, że wciąż nie wierzę i jednocześnie żałuję, że przeszedłem już całość i zdobyłem wszystkie poza dwoma osiągnięciami! Szczerze i z nieukrywaną nadzieją liczę na kontynuację. I bardzo mocno polecam każdemu, kto nie ma nic przeciwku kompletnej degeneracji i rozpaczy!

 

Mefisto

#130. Monster Prom Read More »

Scroll to Top