gra pc

#403. Donut County

Donut County (Google Play) to jedna z dziwniejszych pozycji, w jakie grałem. Stworzyło ją Annapurna Interactive i cóż mogę rzec… Nawet nie wiem, jaki to jest rodzaj gry. Dlatego po prostu opiszę moje wrażenia, chociaż są one dosyć zmieszane. Jednakże czuję głęboko w sercu, że o to właśnie twórcom chodziło.

Donut County ma fabułę, która opiera się na opowieściach związanych z pewnym szopem o imieniu BK i jego sklepie z pączkami. Jego przyjaciółka i jednocześnie pracowniczka Mira narzeka na hałaśliwego dostawcę, więc nasz dzielny szop wysyła dziurę (taką po prostu poruszającą się dziurę w ziemi), aby wciągała wszystko na swojej drodze, aż stanie się wystarczająco duża, by wciągnąc ptaka na rowerze. I generalnie to jest cały sens naszej rozgrywki: tworzymy dziury, powiększamy je i połykamy mieszkańców miasteczka. Ogólnie rzecz biorąc BK nazywa to “dostarczeniem pączka” (chociaż dla mnie wygląda to na dostarczenie samej dziury z pączka).

Oczywiście im dalej, tym zabawniej, dziwniej i dziurawiej. Poziom trudności nam wzrasta, nasza dziura zostaje wyposażona w katapultę, więc niektóre rzeczy możemy wyrzucić z powrotem. Robimy to jednak tylko po to, aby zepnąć inne przedmioty i powiększyć nasz żarłoczny otwór (wiem, jak to brzmi).

Wszystko ma jednak swój sens: za tym wszystkim stoją szopy, które pozbywszy się mieszkańców Donut County, zajęły miasteczko dla siebie i zaczęły delektować się ich śmieciami. Nasi bohaterowie postanawiają jednak uciec (tworząc nowe dziury) i zmierzyć się ze Śmieciowym Królem (Trash King – w skrócie TK), aby cały ten sajgon odwrócić. Oczywiście królewski szop nie ma zamiaru poddawać się bez walki, więc wypuszczamy kolejne dziury, aby zniszczyć jego królestwo.

Gra jest bardzo nietypowa. Powiedziałbym nawet, że zostawia cię z poczuciem stratowania przez los. Jest naprawdę dziwnie, ale to sprawia, że grasz dalej, aż do samego końca. Przyznam, że jest to całkiem fajna i przyjemna pozycja, chociaż naprawdę dziwna. Tak, jej dziwność trzeba zdecydowanie podkreślić. 😉

Donut County bardzo mi się podobało. Do tego stopnia, że przeszedłem cała grę przy pierwszym podejściu. Tutaj chyba mogę napisać o jedynej wadzie, jaką zauważyłem: gra jest niestety krótka. Ale może to i lepiej? Mniejszy uszczerbek na zdrowiu psychicznym.

Zdecydowanie polecam! 😉

Mefisto

#403. Donut County Read More »

#400. Cook, serve, delicious! 3?!

Grając w poprzednią część nie sądziłem nigdy, że do tej gry wrócę. Nie dlatego, że gra jest nieciekawa. Po prostu nie spodziewałem się kolejnej części. A ona spadła na mnie jak grom z jasnego nieba i po prostu nie mogłem sobie odmówić kolejnej próby połamania palców.

Cook, serve, delicious! 3!! to niezwykły symulator restauracji stworzony przez Vertigo Gaming Inc. i wydany w październiku 2020. Tak jak w poprzedniej części naszym zadaniem jest, naciskając odpowiednie przyciski na klawiaturze lub klikając w odpowiednie okienka, przygotować wymagane posiłki. Oczywiście im dalej uda nam się dojść, tym bardziej palcołamliwe jest to zadanie.

W trzeciej części mamy jednak ciekawe tło do naszej szalonej rozgrywki. Jest rok 2041, trwa wojna, a restauracje i fastfoody przeżywają prawdziwy rozkwit. Najpopularniejsza restauracja Cook, serve, delicious zostaje zrównana z ziemią w chwili wprowadzenia nas do gry. Na to całe gruzowisko przyjeżdżają dwa roboty, a dokładniej robotki Whisk i Cleaver, które odnajdują szefa kuchni wyżej wymienionej restauracji, czyli mówić prościej: znajdują nas!

Oczywiście jedna z robotek to nasza wielka fanka, przekonuje drugą robotkę do przerobienia ich ciężarówki na mobilną restaurację i oddania jej naszej skromnej osobie, aby we trójkę ruszyć podbijać serca oraz żołądki ludzi. Dla mnie oznacza to jedynie łamanie sobie palców, aby wyrobić się z zawrotnym tempem gry!

Jak już wyżej wspomniałem, dania przygotowuje się naciskając na przyciski na klawiaturze odpowiadające danym składnikom posiłku lub klikając na nie myszą. Wydaje się proste, ale pod presją czasu nawet przy oddychaniu można się pomylić. Każdego dnia możemy stworzyć własne menu dzięki multum pięknie narysowanych i opisanych posiłków. Jedynym warunkiem jest to, aby punktacja naszego menu zgadzała się z wymaganiami danego poziomu. Dania cieszą się wszak innym zainteresowaniem i otrzymują inną ilość punktów na różnych przystankach naszej szalonej, restauracyjnej przygody.

Poziomy składają się z 3-4 przystanków, podczas których mamy 2-3 spokojne poziomy i jeden pośpieszny. Póki co różnicę odczułem jedynie w tym, że zmienia się muzyczka ze spokojnej na mniej spokojną, a wielki czerwononiebieski napis oznaja mi, że powinienem się przygotować na Mordor. Podejrzewam, że nie narzekam na ten pośpieszny poziom tylko dlatego, że wciąż jestem stosunkowo na samym początku gry i jeszcze nie dotarłem do tego “piekła właściwego”. 😉

Poza tym gra oferuje możliwość ulepszania naszej ciężarówki, aby grało nam się łatwiej (a odkryłem to pisząc tą recenzję!). Możemy też upiększyć nasz pojazd różnymi nalepkami i odzobami.

Cook, serve, delicious! 3?! to ten rodzaj gry, który jest fajny, ale jednocześnie potrafi wkurzyć. Nie świadczy to jedak źle o tym tytulu – wręcz przeciwnie – pokazuje to, że tutaj trzeba się postarać. Chociaż chyba twórcy wzięli pod uwagę takich biednych graczy o słabych nerwach jak ja i dodali tryb “chill”, gdzie (podobno) jest trochę łatwiej. Ściąga to z nas presję czasu, ale zablokowuje niektóre poziomy, bo nie jesteśmy w stanie zdobywać złotych medali.

Moja ocena jest prosta: jeśli lubicie ten rodzaj gier to zapraszam do spróbowania! Miłego łamania palców! 😉

A po więcej screenshotów z gry zapraszam tutaj. 🙂

Mefisto

#400. Cook, serve, delicious! 3?! Read More »

#395. FRAMED

FRAMED to ciekawa i intrygująca gra, wydana przez Loveshack Entertainment i Fellow Traveller (wersja na Steam) oraz przez Noodlecake Studio Inc (wersja na Androida). W tym tytule wędrujemy pośród komiksowymi blokami wypełnionymi fabułą dwójki naszych bohaterów: nieznanymi nam kobietą i mężczyzną. Naszym celem jest bezpiecznie przeprowadzić ich przez czające się na nich niebezpieczeństwa. Jak? Zaraz Wam o tym opowiem.

Ten tytuł nie jest wymagający, ale bywa zajmujący i czasem czasochłonny. Mamy do dyspozycji różną ilość komiksowych okienek, którą musimy ułożyć w odpowiedniej kolejności, aby dotrzeć do kolejnej części naszej fabularnej układanki. Z reguły mamy dwa stałe okienka: na początku i na końcu, których nie możemy zmienić. Czasem gra trochę utrudni nam zadanie i takie stałe okienko wciśnie gdzieś pośrodku.

Na naszych bohaterów czają się policjanci, depczący im po nogach detektyw oraz oni sami, bo notorycznie podwędzają sobie tajemniczą teczkę. Następuje wtedy też zmiana postaci. Tak, jakby twórcy chcieli pokazać nam, jak istotna jest ta teczka.

Im dalej gramy tym bardziej gra staje się dynamiczna. W pewnym momencie okienka można wykorzystać więcej niż raz, przez co można nieźle się namachać, aby skierować naszych bohaterów do wyjścia, a nie na czającego się policjanta albo inne zagrożenie. Gra ma na szczęście autozapis, więc jeśli po setnym razie, kiedy coś Wam nie wyszło, wyłączycie ją w złości, możecie wrócić do tego miejsca, w których skończyliście. Dzięki Wam twórcy!

Zdecydowanie polecam FRAMED. Całkiem fajna odskocznia od codzienności, a jednocześnie daje nam możliwość skończenia w każdym momencie i wrócenia do niej za jakiś czas. Nie powiem, że gra jest całkowicie relaksująca, bo im dalej, tym bardziej musimy się skupić i planować nasze ruchy, ale zabawy jest przy tym sporo (zakładając, że uda się nam przejść dany poziom ;)). Zachęcam gorąco do zagrania!

A mnie czeka jeszcze druga część do przejścia. 😀

Mefisto

#395. FRAMED Read More »

#391. Two Point Hospital

Two Point Hospital to gra wydana w 2018 przez studia Two Point Studios oraz SEGA. Jest to następca Theme Hospital, w którym naszym zadaniem jest zarządzanie szpitalem tak, aby wszyscy byli zadowoleni. Oczywiście to bardzo spore uogólnienie tego, co w tym tytule się wydarza, bowiem czym byłby symulator szpitala bez odrobiny porkęconego humoru?

Naszym zadaniem, jak już wyżej napisałem, jest zarządzanie szpitalem. W to wlicza się również budowanie pomieszczeń dla naszych medycznych specjalistów, zatrudnianie personelu, dekorowanie korytarzy/poczekalni, szkolenie pracowników, ustalanie ceny usług medycznych oraz wynagrodzeń naszych lekarzy… Czyli mówiąc w skrócie: robimy praktycznie wszystko.

Spojrzenie na grę zmienia się w momencie, kiedy pojawiają się pacjenci. Z początku choroby wydają się “normalne”, ale im dalej, tym coraz ciekawiej. No bo przecież żarówka zamiast głowy lub też pandemia Freddiech Mercurych to dosyć osobliwe przypadłości. Mamy też atak klaunów, rondle na głowach oraz okazjonalne empidemie wirusów zamieniających naszych pacjentów w zombie. A to tylko wisieńka na torcie naszych zmagań!

Jako odpowiedzialni włodarze szpitala musimy budować odpowiednie pomieszczenia, gdzie nasze osobliwe przypadki mogą być wyleczone przez specjalistów. Oczywiście czasem zdarzają się pomyłki (w moich szpitalach “czasem” trzeba zamienić na “bardzo często”) i pacjent zejdzie z tego świata. Gorzej jak jego duch, niezadowolony z naszych usług, pozostanie z nami, aby nawiedzać szpital. Aczkolwiek nasi wyszkoleni woźni mogą go sprawnie pokonać… zasysając odkurzaczem.

Pracowników tego całego chaosu możemy szkolić wynajmując instruktorów albo wysyłając innego pracownika z daną umiejętnością, aby szkolił innych. Możecie sobie wyobrazić, że notorycznie urządzałem szkolenia z łapania duchów dla woźnych. Aspirowałem na kontrakt z publiczną służbą zdrowia. 😉

Pośród całego zgiełku mamy też możliwość rozbudowy szpitala. Jego ogólny kształt mamy z reguły ustalony, ale to, co dzieje się w środku, jest już naszym zadaniem. Musimy odpowiednio gospodarować miejscem, aby stworzyć pomieszczenia dla specjalistów, pokoje socjalne, toalety, a także recepcję i poczekalnie dla pacjentów, bo mogą się nieco wkurzyć, kiedy czekają cały czas na stojąco… A im więcej rondlów na głowie, tym dłuższe przerwy robił sobie lekarz! I wcale mu się nie dziwię…

Gra jest miła i przyjemna, niekiedy mocno pokręcona, a czasem i bardzo stresująca (na przykład wtedy, kiedy przez dłuższy czas nie mogłem spełnić wymagań misji i przenieść się do kolejnego szpitala). Spędziłem nad nią wiele godzin i bawiłem się przednio (chociaż momentami miałem dosyć, bo w szpitalu miałem więcej duchów niż pacjentów, a woźni zajmowali się przede wszystkim łapaniem zjaw ;)). Bardzo spodobał mi się panel budowy pomieszczeń, gdzie można wybrać typ pomieszczenia (na przykład: gabinet lekarza) oraz rzeczy potrzebne naszemu specjaliście do wykonywania jego fachu. Im więcej przedmiotów wciśniemy do gabinetu, tym większy jego prestiż, co przydaje się do niektórych zadań. Dlatego też “tapetowałem” pomieszczenia jakimiś wysoko ocenianymi plakatami i certyfikatami. 😉

Cóż mogę rzec: polecam! Tak mnie wciągnęła ta gra, że zobaczę, jak bardzo podobna jest do Theme Hospital. 🙂

Mefisto

#391. Two Point Hospital Read More »

#386. Vampire’s Fall: Origins

Vampire’s Fall: Origins to niesamowita, stylizowana na oldschoolowe klimaty gra opowiadająca nam o powstaniu wampirów według pomysłu twórców. Stworzona została przez Early Morning Studio i opublikowana we wrześniu 2018.

Trafiłem na ten tytuł całkiem przypadkiem, ale, jak często w takich wypadkach bywa, zatopiłem się w nim bez reszty. Tytuł ten dostępny jest na różnych platformach, ale w moim przypadku zagrałem w nią na telefonie. I wiecie co? Nie było najgorzej!

Zacznijmy jednak od fabuły. Nasza historia rozpoczyna się od krótkiego wprowadzenia na temat tego, co dzieje się na świecie, a mianowicie od tego, że zły Czarnoksiężnik (Witchmaster) sieje terror na świecie. Nasza postać jest rekrutem do straży przeciwko zbliżającemu się wojsku naszego głównego nemesis.

Pierwsze zadania są dosyć proste: zabij szczura, dostań ochrzan za to, że cię ugryzł, idź do medyka/zielarza Sava, aby wyleczył ranę… Kiedy mamy to już za sobą, do wioski Vamp’Ire przybywa Czarnoksiężnik i domaga się pojedynku z najpotężniejszym wojownikiem. Po krótkiej spychologii, kto jest tym najpotężniejszym, zostajemy oddelegowani na zewnątrz. Oczywiście przegrywamy, ale nie giniemy. To znaczy i tak, i nie. Giniemy, ale wracamy do życia jako coś nowego i nieznanego dla tego świata.

Czujemy pragnienie, więc pijemy najpierw wodę ze studni, a potem posilamy się krwią (do wyboru mamy krew szczura lub ludzką; wybrałem szczura i odpłaciłem mu się za ugryzienie). Opuszczamy wioskę, a na zewnątrz czeka na nas Sava, który wydaje się zaintrygowany tym, co nam się przydarzyło. Możemy dobrowolnie go przemienić albo on sam się rzuci nam na kły, aby zmusić nas do ugryzienia go. Będzie to miało wpływ na dalsze nasze losy, ale nie rozpędzajmy się nazbyt daleko.

Nasze dalsze kroki kierujemy ku wiosce Avan. Tam wpadamy w ciąg misji, podczas których poszukujemy syna wodza tejże lokacji. Ostatecznie dowiadujemy się, że wódz oddał swojego syna Czarnoksiężnikowi, aby ocalić pozostałych mieszkańców. Oczywiście nikt o tym nie wie, dlatego latamy wokół Avan i zabijamy wszystkich, których wódz wysłał do zabicia nas, abyśmy tego faktu nie odkryli.

Koniec końców sam wódz fatyguje się, aby nas zabić i… ginie. Jego ostatnim życzeniem jest odnaleźć jego syna. Przy okazji łowcy z wioski mają nam za złe zabicie ich ukochanego przywódcy i przez resztę gry będziemy mieć do czynienia z łowcami wampirów…

Ruszamy dalej w podróż, która widzie nas śladami naszego nemesis: Czarnoksiężnika. W końcu chcemy się zemścić za to, co nam zrobił. Gdziekolwiek jednak się pojawiamy, ktoś próbuje nas zabić, przez co robimy sobie wrogów praktycznie wszędzie.

Mamy też szansę pomóc innym wampirom uporać się z Kultem… Czosnku. Generalnie fakt, że stali się oni Kultem Czosnku to zasługa naszej niecnej intrygi, wcześniej byli po prostu łowcami wampirów. Aczkolwiek polecam zrobić tą misję: przynajmniej wiadomo, czemu nasi łowcy rzucają w nas czosnkiem na przywitanie. 😉

Gra składa się z dwóch części fabularnych: pogonią za Czarnoksiężnikiem oraz (kiedy go już dorwiemy) pogonią za Savą siejącym terror jako wampir. Oznacza to udanie się do nowych lokacji i rozwiązywanie masy nowych i niekiedy absurdalnych problemów. Fabularnie ten tytuł naprawdę wciąga! Do tego stopnia, że przeszedłem go kilka razy i ani trochę nie czułem się znudzony.

Pojedynki z przeciwnikami odbywają się w formie turowej. Co trzecia tura wypada nam jako combo, gdzie możemy użyć więcej niż jeden atak (tak długo, jeśli mamy wystarczająco punktów skupienia – focus). Ataki mamy wszelakie: od fizycznych po magiczne. Mamy też zaklęcia wzmocnienia, aby otrzymywać mniej obrażeń lub też zadawać ich więcej.

Nasza postać, wraz z każdym zdobytym poziomem, dostaje punkt umiejętności oraz punkty blood lines. Te pierwsze pozwalają nam ulepszać nasze zaklęcia i ataki wykorzystywane podczas walki, a te drugie pozwalają nam zwiększać ilość punktów zdrowia, zadawane obrażenia danym typem broni, wytrzymałość, itd. czyli tzw. umiejętności pasywne.

Gra oferuje też wiele innych wydarzeń, którymi można się zająć między misjami. Możemy polować na Brutali, czyli swego rodzaju bossy. Dzielą się oni na Dzikich (Wild) i Obrońców (Guardian). Kiedy pokonamy wszystkich z danej grupy, możemy zmierzyć się z ich bogami. Mamy też Brutali Dziennych: codziennie pojawia się nowy, a zabicie ich 7 dni pod rząd daje nam ciekawe nagrody.

Mamy też polowania na Alfy: dziwnych stworzeń ciągnących do Brutali. Jest to czasowe wydarzenie i mamy szansę zebrać trochę fantów, aby ulepszyć naszą postać.

Gra pozwala też zacząć wszystko od nowa na większym poziomie trudności. Postęp naszej postaci nie ulega resetowi.

Vampire’s Fall: Origins to gra, która mnie uwiodła, urzekła i spełniła moje wszystkie oczekiwania. Miałem niesamowitą fabułę, miałem zajmujący tryb walki, miałem sporo do robienia między zadaniami, były też dziwne misje i pokręcony humor. Bawiłem się przednio i będę bawił się dalej, bo wciąż mam nowe, trudniejsze poziomy do przejścia.

Gorąco polecam grę każdemu fanowi wampirów, oldschoolowych gier i… czosnku. 😛

Mefisto

#386. Vampire’s Fall: Origins Read More »

#382. Assassin’s Creed: Revelations

Assassin’s Creed: Revelation to następna część tej serii gier, a jednocześnie ostatnia, w której naszym protagonistą jest Ezio Auditore. Tytuł ten wydał Ubisoft w 2011, ale z wielu powodów udało mu się przysiąść do niego dopiero niedawno.

Nasz nowożytni bohater – Desmon Miles – ze względu na wydarzenia pod koniec gry Assassin’s Creed Brotherhood, wpadł w śpiączkę i został umieszczony w Animusie. Jego psychika była w strzępkach, a jemu groziło wymazanie. Na nasze szczęście w urządzeniu “zachował się” poprzedni bywalec Animusa, który postanowił nam pomóc. Jak? Wepchnąć nas we wspomnienia Ezio, aby dokończyć jego opowieść i odseparować ich od siebie raz, a na dobre.

Wracamy więc do historii Ezio.

Spotykamy naszego asasyna w drodze do Masjafu, aby odkryć cenną wiedzę ukrytą w Twierdzy Asasynów (dokładnie w tej, wokół której toczył się wątek w pierwszej części gry). Tam jednak spotkał batalion templariuszy, a potyczka z nimi skończyła się dla Ezio pojmaniem i niemal egzakucją. Nasz bohater nie zasługiwałby jednak na tytuł mentora, gdyby w ostatnim momencie im nie uciekł.

Udaje nam się odnaleźć bibliotekę, jednak jest ona zamknięta na cztery spusty i to dosłownie: potrzebujemy czterech nietypowych kluczy.

Od pracownika najętego przez templariuszy dowiadujemy się, że wiedzą już, gdzie znajduje się jeden klucz, a także posiadają księgę “Tajemna Krucjata” zawierającą wskazówki, jak dotrzeć do następnych. Zdobywamy więc księgę i wyruszamy do Konstantynopola.

Tam poznajemy Yusufa Tazima – lidera lokalnej gildii asasynów. Wprowadza on nas w sytuację naszych braci na Bliskim Wschodzie oraz podarowuje nam ostrze z hakiem: zmodyfikowane ostrze pozwalająca nam skakać na budynki z dalszych odległości i nieco szybciej się wspinać. My w zamian pomagamy w rekrutacji nowych członków i rozwiązujemy kilka problemów trapiących gildię (np. likwidujemy templariuszy).

W poszukiwaniu kluczy poznajemy Sofię Sartor. Jest ona właścicielką księgarni, gdzie skrywa się wejście do podziemi Konstantynopolu. Tam odnajdujemy pierwszy klucz, zabytkowy tom oraz zaszyfrowaną mapę. Umawiamy się z Sofią, że w zamian za możliwość skopiowania odnalezionych tomów, będzie ona rozszyfrowywać dla nas mapy.

W poszukiwaniu kolejnych kluczy, ratujemy księcia osmańskiego Sulejmana przed skrytobójstwem. Otwiera to przed nami wiele misji związanych z księciem (szukaniem odpowiedzialnego za zamach na jego życie).

Cała nasza przygoda ma jednak jeden najważniejszy cel: zdobyć wszystkie klucze i zobaczyć, co kryje się w bibliotece w Twierdzy Asasynów. Klucze są jednak nie tylko kluczami, ale też nośnikami wspomnień Altaira, gdzie poznajemy momenty z jego życia i drogę, jaką przeszedł jako Mistrz Asasynów.

Nie zdradzę Wam jednak zakończenia, bo jest ono zbyt istotne dla dalszych części gry. 😉

Jestem wielkim fanem każdej części Assassin’s Creed związanej z postacią Ezio, chociaż ta wydawała się trochę wymuszona, bo stanowiła jedynie przerwynik, który miał łączyć poprzednią część z następną. Fabularnie jednak gra jest prawdziwym majstersztykiem i wciąga na długie godziny, chociaż zakończenie jest dosyć zaskakujące.

Na początku strasznie wkurzało mnie ostrze z hakiem, ale potem uznałem to za najlepszy pomysł modyfikacji ostrza. Fakt, że nie musiałem być aż tak precyzyjny z wymierzaniem odległości był bardzo pomocny, kiedy uciekało się przed wkurzonymi żołnierzami (a wkurzanie ich to moje osobiste hobby w serii gier AC ;)). Już nie wspominając jak efektywnie dało się też przeskakiwać nad wrogami albo atakować ich tym hakiem.

Gra oferuje wiele znanych nam aspektów z poprzednich części (np. kupowanie budynków, aby generować zysk, czy odbijanie dzielnic z rąk wrogów), ale też pozwala nam spróbować czegoś nowego (np. chronienie atakowanej dzielnicy w stylu “tower defence”). Jednym z ciekawszych (dla mnie) elementów rozgrywki jest trenowanie asasynów, gdzie uczestniczymy wraz z nimi w ich zadaniach. Można się poczuć jak prawdziwy mentor! Albo jak ostatnia pierdoła – zależy jak nam idzie rozgrywka…

Oczywiście tytuł ten gorąco polecam, bo mimo wszystko jest niesamowity! 🙂

Mefisto

#382. Assassin’s Creed: Revelations Read More »

#376. Assassin’s Creed: Brotherhood

Assassin’s Creed: Brotherhood to kolejna z wielu części w tej serii gier. Została ona wydana w listopadzie 2010 przez Ubisoft i kontynuuje naszą przygodę jako współczesny bohater Desmond Miles oraz jako jego przodek Ezio Auditore.

Nasz nowożytni bohater uciekł zbirom z Abstergo i dotarł do willi Monteriggioni, gdzie swego czasu przebywał oraz planował swoje akcje jego przodek. Drużyna asasynów dotarła do podziemi posiadłości i stworzyła tam swoją bazę. Oczywiście prąd do zasilenia sprzętu “pożyczyli” od mieszkańców.

Desmond coraz mocniej wykazuje efekty uboczne przebywania w Animusie: widzi Ezio niczym ducha pośród chwil jego życia. Wraz ze wspomnieniami, nasz bohater przejmuje też zdolności asasyna, które pomagają mu w eksplorowaniu posiadłości.

Przejdźmy jednak do głównego wątku: wciąż przeszukujemy wspomnienia naszego przodka, aby odnaleźć Fragment Edenu. Oczywiście, aby dostać się do potrzebych nam wspomnień, musimy poznać spory kawałek życia Ezio, aż osiągniemy pełną sychronizację.

Desmond zostaje (znów) podłączony do Animusa i wracamy do historii naszego asasyna w momencie, w którym (mniej więcej) zostawiliśmy go w poprzedniej części gry. Do Ezio dołącza jego wuj Mario i oboje wracają do willi Monteriggioni, gdzie celebrowanie zwycięstwa nad Templariuszami okrywa się płaszczem zaniepokojenia, kiedy nasz protagonista zdradza, że pozostawił swojego nemesis przy życiu. Mści się to na nim niemal od razu, bowiem niedługo po naszym powrocie, willa zostaje zaatakowana przez Cesare – syna naszego wroga.

Atak na Monteriggioni to była rzeź: nasz wuj Mario ginie, wielu naszych współbratymców zostaje pojmanych. Ezio wraz ze swoją matką i siostrą oraz grupą ocalałych uciekają podziemnymi tunelami, a nasz asasyn kontynuuje swoją przygodę dalej… wprost do Rzymu!

Po drodze zostajemy ranni, ale czuwa nad nami nasz anioł stróż Machiavelli, który prezentuje nam nowy strój asasyna (bowiem – jak się łatwo można domyślić – nasza poprzednia zbroja dostała z działa nim nasz protagonista zdążył ją na siebie założyć). W Rzymie naszym celem staje się nie tylko pozbycie się naszego wroga i jego szalonej rodzinki, ale też zbudowanie bractwa. Cesare nam to ułatwia, bo zgnębieni mieszkańcy z miłą chęcią dadzą w pysk swojemu oprawcy.

Naszych rekrutów możemy wysyłać na misje, aby ich ulepszać i rozwijać ich zdolności, możemy przyzywać ich w trakcie walki, aby pomogli nam pokonać przeciwników, wyeliminować ich po cichu lub też odwrócili ich uwagę, abyśmy mogli spokojnie wtopić się w tłum. Jeśli mamy wystarczająco pomagierów, możemy aktywować deszcz strzał, który niesamowicie szybko i efektywnie rozwiązuje nasze problemy z uporczywymi żołnierzami.

Poza nimi mamy też trzy frakcje: kurtyzany, najemników oraz złodziei. Gra daje nam możliwość wykupywania budowli, a w tym budynków dla tychże frakcji, które następnie możemy ulepszać. Połowa mojej rozrgywki polegała na zbieraniu funduszy we wszelki sposób, aby wykupić wszystkie dostępne budowle. Nie zliczę, ile razy okradałem przechodniów, bo brakowało mi dosłownie kilku groszy, a nie chciałem czekać, aż w banku pojawi się gotówka. 😂

Mamy też podziemne tunele, którymi możemy szybko i bezpiecznie podróżować po mieście. To jest mój taki ulubiony motyw tej gry: nie trzeba się tarabanić po całych mapach, można trochę skrócić sobie drogę!

Nasze misje są dosyć standardowe i typowe dla serii Assassin’s Creeds: mamy masę celi, których eliminacja doprowadza nas do starcia z naszym głównym wrogiem: w tym wypadku z Cesare. Tutaj dodatkowo budujemy swoją własną armię asasynów, mamy masę misji dodatkowych odkrywających przed nami sekrety Fragmentu Edenu, wiele podziemnych lokacji ze wskazówkami, jak odkryć Zbroję Romulusa, wspomnienia Ezio o tym, co stało się między nim a Cristiną, sporo misji pobocznych z Leonardem da Vinci i jego maszynami, zadania dotyczące kurtyzan, złodziei i najemników oraz masę Wież Borgia, które niszczymy, aby przejąć kompletną kontrolę nad dzielnicą. Jest nawet wątek z Mikołajem Kopernikiem!

Gra jest naprawdę zajmująca, a przejście jej w 100% to zajęcie na kilkadziesiąt godzin niesamowitej akcji. Muzyka do gry jest arcydziełem i przyśpiesza bicie serca, ilekroć wplątujemy się w wir wydarzeń albo po prostu skądś uciekamy. Jest to, moim zdaniem, jedna z najlepszych części z tej serii gier i zawsze wracam do niej z przyjemnością.

Polecam ten tytuł z całego serca. Jest to niesamowita opowieść przeplatana działaniem na nerwy Templariuszom! 😉

Mefisto

#376. Assassin’s Creed: Brotherhood Read More »

#373. Crossroads Inn

Crossroads Inn to bardzo ciekawa gra wydana przez studia Kraken Unleashed i Klabater w październiku 2019, w której stajemy się gospodarzami w karczmie i gościmy przybywających tłumnie przedstawicieli różnych klas. To jest oczywiście duży skrót tego, co będziemy robić. Pośród tego wszystkiego przeplata się jednak ciekawa opowieść!

Nasza gra zaczyna się od samouczka ukrytego pod płaszczem fabuły. Nasz wuj Martyn oświadcza nam, że jesteśmy już na tyle duzi, aby w końcu przejąć rodzinny biznes i zostać gospodarzem karczmy. Naszym zadaniem jest urządzenie jej na przyjęcie weselne, w czym oczywiście pomagają nam wsykakujące znienacka podpowiedzi.

Zarządzanie gospodą jest dosyć proste: mamy tryb budowy do powiększania lub budowy nowych pomieszczeń oraz tryb meblowy skąd możemy czerpać wszelkiej maści meble, przedmioty, dekoracje… Oczywiście wiele rzeczy jest zablokowanych, więc aby je odblokować musimy wysłać naszego pracownika na drugi koniec świata, aby móc później kupić jakiś obraz, czy stół.

Tryb budowy okazał się dla mnie potworem bez serca, bo nim nauczyłem się go obsługiwać to każda rozbudowa wiązała się z tym, że jeśli za pierwszym razem nie zbuduję tego dobrze to nie dam rady tego poprawić. Oczywiście gra oferuje taką opcję, ale nie jest ona tak widoczna, jakby byłoby to potrzebne komuś takiemu, jak ja. Jednakże był to główny powód, przez który grę zaczynałem trzy razy, bo za pierwszym razem zbudowałem za małą salę główną i przypadkiem zbudowałem latający pokój (jakimś cudem schody nie chciały przylegać), za drugim razem nie miałem miejsca na pokoje, a za trzecim udało mi się opanować budowanie i kontynuować rozgrywkę do momentu, aż zbankrutowałem. 😀

Na szczęście zapisuję grę co chwilę niczym psychopata, więc nie musiałem zaczynać tak całkiem od nowa!

Wróćmy jednak do naszego zadania: ślub wyprawiłem, przyjęcie pewnie liczyłoby się do udanych, gdyby nie to, że gospoda sobie spłonęła… Oczywiście pomógł jej w tym upeirdliwy szlachcić Rockburry, którego zabolał fakt, iż sprzedawałem alkohol dostarczony przez złodziei, a nie kupiony za niesamowite kwoty u niego. Razem z Martynem udaje się nam ucieć do miejsca zwanego “Crossroads”, gdzie budujemy kolejną karczmę. Wróć, lecimy do banku, zapożyczamy się i dopiero wtedy zaczynamy budowę.

Początki są dla nas trudne, bo musimy oddać pożyczoną kwotę, a jednocześnie wykonywać różne, dziwne zadania. Nasze starania zostają jednak nagrodzone, bo fabuła posuwa się do przodu i dowiadujemy się, że jesteśmy nieślubnym synem króla Owena. I tu sprawa się komplikuje, bo dowiadują się też o tym ludzie związani ze śmiercią naszego ojca, co oznacza kłopoty dla nas.

Kontynuując pracę karczmarza, zacząłem planować przejęcie tronu, a nasi dotychczasowi towarzysze pomagali mi pozyskiwać nowych popleczników gotowych wesprzeć mnie w walce o władzę. Droga do celu jest kręta, pełna strat i wyzwań, ale dosyć zajmująca. Na sam koniec musimy zdobyć poparcie którejś z grup społecznych (szlachta, wieśniacy, bandyci, podróżnicy i mieszczanie), co wiąże się ze skakaniem wokół gości karczmy z tejże właśnie grupy.

Gra zajęła mi trochę czasu, niekiedy wykrzaczyła się zostawiając mnie w lekkim osłupieniu (bo zapis gry robiłem dosyć dawno), ale bawiłem się przy niej przednio. Fabuła jest dobrym aspektem tego tytułu, bo nie raz potrafiła zrobić zwrot o 180 stopni i pobiec w zupełnie innym kierunku niż mógłbym przypuszczać. Wadą (i niekiedy zaletą) były zdecydowanie bugi, ale i one potrafiły rozbawić. Przykładowo zawiesił mi się bard i grał kilka dni zamiast kilka godzin, dzięki czemu zarobiłem masę pieniędzy i mogłem rozbudowywać karczmę. No to było dosyć pomocne, nie powiem. 😛 Ale aby nie straszyć błędami gry dodam tylko, że grałem sporo czasu temu i zdążyło od tamtej pory wyjść sporo poprawek.

Crossroads Inn to tytuł, który mogę polecić każdemu, kto lubi wszelkie symulatory zarządzania. Ta gra jest po prostu definicją tego słowa. Mamy pracowników o różnych “urokach osobistych” (polecam alkoholików, nie będę zdradzał dlaczego :P), profesjach i zdolnościach. Jeśli pracują wytrwale to możemy ich awansować, czy zwiększa się ich wydajność. Karczmę możemy dekorować tematycznie, opierając się na preferencjach którejś z pięciu grup społecznych. Ba, nawet musimy to robić, aby nasi związani z fabułą goście raczyli zatrzymać się na jakiś czas w naszym przybytku (bo przecież w byle czym nie będą mieszkać).

Jeśli macie wolnę chwilę to zachęcam Was do zagrania w tej tytuł. Warto. 😉

Mefisto

#373. Crossroads Inn Read More »

#371. Assassin’s Creed II

Assassin’s Creed II to druga z wielu części z serii gier Assassin’s Creed. Została stworzona przez Ubisoft Montréal i wydana w 2009 roku przez Ubisoft.

W tej części powracamy do grania między dwoma postaciami: współczesnym Desmondem Milesem oraz jego przodkiem z okresu renesansu: Ezio Auditore da Firenze. Nasz nowożytni bohater ucieka z siedziby Abstergo i dołącza do niewielkiej grupy Asasynów, którzy walczą z Templariuszami planującymi ustanowić nowy ład na świecie według ich widzimisię. Wspomnienia naszego przodka są nam potrzebne, aby naprowadzić nas na lokalizację kolejnego artefaku i coraz bardziej wdrażać nas w zagmatwaną, ale jednocześnie niesamowitą fabułę tej serii gier. Dlatego też, zaraz po dotarciu do kryjówki Asasynów, Desmond zostaje podłączony do przerobionej wersji animusa.

Po drugiej stronie poznajemy Ezio – właściwie to uczestniczymy w jego porodzie (na szczęście jako kamera stojąca obok, a nie oczyma naszego małego boahatera). Już od tamtego momentu wiemy, że mamy do czynienia z małym wojownikiem. Następne nasze spotkanie z protagonistą ma miejsce, kiedy ma on mniej więcej 17 lat i właśnie wdał się w bójkę. Naszym pierwszym zadaniem jest opanowanie sterowania poprzez wtłuczenie kilku zbirom i oczyszczenie im kieszeni z pieniędzy.

Ezio, chociaż jest asasynem, nie ma o tym jeszcze świadomości. Odkrywa to w momencie, kiedy jego ojciec oraz dwóch jego braci zostaje aresztowanych z powodu intrygi przyjaciela rodziny. Jego ojciec wysyła go do posiadłości, aby odnaleźć ukryte pomieszczenie i zabrać stamtąd dokumenty, strój i ostrze asasyna. Papiery zanosimy do mężczyzny wskazanego przez swojego rodzica, jednak ten zdradza rodzinę Auditore. Ojciec i bracia naszego bohatera zostają powieszeni.

Ezio wraz z matką i siostrą uciekają z Florencji do Monteriggioni i odnajdują schronienie u wuja Mario. Stamtąd zaczyna się nasza przygoda: planowanie zemsty i dorywanie Templariuszy rozsianych pomiędzy Florencją, Wenecją, Folri, Tuskanią i ostatecznie Watykanem. Przez ten czas drepczemy po piętach mężczyzny odpowiedzialnego za śmierć naszych bliskich, a pościg ciągnie się między spiskami i intrygami, i trwa ponad dekadę. Oczywiście nie jesteśmy w tym sami: po drodze spotykamy innych Asasynów, którzy wspierają nas w naszej misji.

Ostatecznie decyzje podjęte przez naszego protagnositę znajdą rozwiązanie w kolejnej części gry.

Fabułę tej części przerywa atak Abstergo na kryjówkę Asasynów. Nasi nowożytni bohaterowie uciekają do willi w Monteriggioni skąd będą prowadzić dalsze poszukiwania.

W tej części mamy nie tylko aspekty specyficzne dla tego typu gier, czyli parkour, czy asasynację naszych celi. Pośród wielu misji pobocznych mamy też możliwość rozbudowy willi w Monteriggioni lub poszukiwanie Pieczęsci Asasynów, aby odblokować zbroję Altaira. Możemy też ulepszać ekwipunek naszego bohatera oraz współpracować z trzema pomagającymi nam frakcjami: Kurtyzanami, Złodziejami i Najemnikami. Mamy też Leonarda da Vinci, który wspiera nas w naszej misji dokuczania Templariuszom dzięki swoim niezwykłym pomysłom. To on naprawia nam zepsute ostrze i ulepsza je zamieniając je w pistolet.

Twórcy dodali też możliwość pływania i ukrywania się (przez chwilę) pod wodą. Była to naprawdę przyjemna rzecz po tym strachu z pierwszej części, kiedy wpadnięcie do wody oznaczało śmierć Altaira. No i można było wbiegać w przechodniów i wpadać z nimi do wody, aby patrzeć, jak umierali. Wiem, nie jestem normalny. 😉

Bardzo mocno polecam ten tytuł. Jest to gra z mojej młodości, która zachwyca fabułą pod względem jej jakości jak i ilości. W Assassin’s Creed II czujesz się naprawdę zajęty: wykonujesz misje główne, zadania poboczne, zbierasz znajdźki, wpadasz do Monteriggioni, aby sprawdzić przychody i ulepszać willę… Spędziłem wiele godzin w grze i nie żałuję ani minuty. Ten tytuł jest jak dobra książka: jak do niej przysiądziesz to siłą cię nie odkleją! 😉

Mefisto

#371. Assassin’s Creed II Read More »

#369. My Time At Portia

My Time At Portia to przeurocza gra wydana w styczniu 2019 przez Pathea Games i Team17 Digital Ltd. W tym tytule otwieramy się na przygody w świecie, który przeżył apokalipsę i powoli staje na nogi korzystając z dobrodziejstw naszych przodków. Mimo iż brzmi to bardzo mrocznie, to jednak cukierowa oprawa graficzna sprawia, że ciężko uwierzyć w te kilkaset lat ciemności…

Jednakże skupmy się na fabule!

Naszą postacią jest młody budowniczy, który otrzymał w prezencie od swego enigmatycznego ojca warsztat w miasteczku zwanym Portia. Budynek jest w opłakanym stanie, ale jak to ujął przyjaciel naszego tatka – “twój tato był dusigroszem”. Zaczynamy więc od lekkiej naprawy przybytku, a także od rejestracji naszego biznesu. Wymaga to stworzenia dwóch przedmiotów: kilofa i siekiery. Po tym dostajemy certyfikat, a stworzone przedmioty możemy sobie zachować – wszak będą nam bardzo potrzebne w wykonywaniu naszej profesji!

Jak tylko stajemy się oficjalnie budowniczymi, wpada Arlo – szef Civil Corps (coś w stylu lokalnej policji) z zadaniem dla nas: zbudować most na Bursztynową Wyspę (Amber Island). I – kompletnie nie wiedząc co robię – wziąłem się za budowę!

Przez długi czas biegałem bez większego celu, bo nie wiedziałem skąd i jak mam czerpać trochę bardziej zaawansowane surowce. Odkryłem jednak ruiny, gdzie można było znaleźć niektóre rudy oraz relikty (np. silniki), których ludzkość nie potrafiła już produkować. Fabuła wszak toczy się po jakiejś wielkiej wojnie i setkach lat ciemności spowodowanej nią. Dlatego też zaawansowanie naszej cywilizacji zależy od tego jak bardzo odzyskamy utracone w wojnie rozwiązania i od tego czy Kościół Światła (Church of Light) nie będzie się za bardzo czepiał. W końcu wszyscy obawiają się kolejnej wojny i konsekwencji, jakie mogłaby za sobą przynieść.

Wróćmy jednak do fabuły. Nasze zadania podzielone są między misjami głównymi, których nie ma sporo, ale zdobycie przedmiotów potrzebnych do ich ukończenia jest czasochłonne. Mamy też misje poboczne związane z fachem naszego budowniczego, aby najzwyczajniej w świecie zarobić pieniądze na niezbędne ulepszenia, a te są kosztowne. Poza tym możemy rozbudowywać nasz dom, aby móc wprowadzić tam żonę lub męża, mieć maksymalnie dwójkę dzieci oraz powiększać ogródek, aby postawić tam więcej naszych wymyślnych maszyn albo – moją ulubioną rzecz – fabrykę, gdzie wszystko praktycznie robi się samo.

Nasze główne zadania pomagają Portii się rozwijać: budujemy drogi, nowe połączenia z innym miastem, spada na nas satelita, a wraz z nim przedziwny robot o imieniu Ack. Niewiele brakuje, abyśmy stali się ofiarami oszustów, ale Civil Corps jak zawsze ratuje dzień (czytaj: złoją im tak skórę, że ci nie odważą się więcej nas męczyć).

Nasza opowieść jednak rozkręca się w momencie, kiedy natrafiamy na wzmiankę o czymś, co zwie się All Source Computer (co możemy przetłumaczyć na komputer z dostępem do wszystkich źródeł – w grze objawia się to jako komputer do zarządzania innymi komputerami). Wraz z nim pojawia się Zły Rycerz (Rogue Knight) – zbuntowany relikt przeszłości, który niegdyś miał na celu chronić słabych, a teraz po prostu działa nam na nerwy i próbuje zabrać nam zaawansowaną technologicznie zabawkę.

Stajemy się też (znowu) ofiarami oszustwa, bowiem źli i wredni piraci, podając się za członków rady, wpierw pomagają nam odnaleźć urządzenie, a potem chcą je ukraść. Udaje się nam jednak odkryć spisek i w porę stoczyć walkę z finalnym bossem.

Gra bardzo mi się spodobała, bo uwielbiam gry, które mają elementy RPG, rozwój postaci, możliwość zbierania i przetwarzania przedmiotów lub surowców oraz budowę/tworzenie maszyn. Tutaj spotkałem się z olbrzymią ilością wymaganych przedmiotów, aby stworzyć jedną głupią rzecz (z wartością zupełnie niewartą mojego zaangażowania) i przenieść się kawałek dalej w naszej opowieści.

Poza tym możemy mieć w grze wątek miłosny i rodzinny, który opiera się nie tylko na randkowaniu z potencjalną parterką lub potencjalnym partnerem, aby móc się do nich zbliżyć, ale też na uczestniczeniu w misjach pobocznych dotyczących naszego związku i rodziny. To była bardzo miła odskocznia od dosyć monotonnej profesji budowniczego. 🙂

Dodatkowym atutem są różne wydarzenia związane z porą roku (np. wyścigi konne albo bitwa na śnieżki) lub też obchodzenie swoich i cudzych urodzin. Możemy też gotować, grać w mini gry w restauracji, łowić ryby, a nawet założyć farmę w ogrodzie. Można też hodować zwierzęta w specjalnych zagrodach (albo, tak jak ja, trzymać je w skrzyniach :o).

Oczywiście tytuł bardzo mocno polecam z zaznaczeniem, że trzeba do niego podejść z dużą ilością czasu, aby być w staniem spróbować wszystkiego, co ta gra ma do zaoferowania. 😉

Mefisto

#369. My Time At Portia Read More »

Scroll to Top