dates

#265. Dream Daddy

654880_20190311210447_1

Problemem gier typu symulator randek jest to, że jak raz zagrasz w jedną to potem nie jesteś w stanie już przestać. Dzisiaj zaprezentuję wam niebywały tytuł o nazwie Dream Daddy autorstwa Game Grumps.

Jak łatwo można się po tytule domyśleć, naszym zadaniem jest wybrać tego jedynego tatusia, randkować z nim, a ostatecznie podbić jego serce. Aby było ciekawej: my też jesteśmy tatą!

Zacznijmy jednak od początku.

(moja postać wygląda bardziej jak nastolatek niż dorosły :D)

Zostajemy obudzeni przez Amandę (zwaną też Manda Panda), która delikatnie sugeruje, aby ruszyć nasze cztery litery, zapakować vana i jechać do nowego domu mieszczącego się w Maple Bay. Przy okazji wspominamy stare czasy, gdzie spokojnie można wybrać, czy Amanda miała matkę, czy ojca (w sensie dwóch ojców) i czy została adoptowana, czy urodzona w szpitalu. Kogokolwiek jednak wybierzemy i tak będzie jedynie wspomniany w grze, bo po drodze niestety umrze.

Docieramy do naszego nowego gniazdka i postanawiamy zwiedzić okolicę. Tzn. to jest jedna z dostępnych opcji, którą nagmiennie wybierałem. Od razu mamy szansę poznać kilku z siedmiu dostępnych tatuśków. Są oni kompletnie różni, z różnymi problemami i różnymi profesjami (jest nawet pastor!) i różnymi dziećmi wchodzącymi nam od czasu do czasu na głowę.

Pastor zaprasza nas na grilla, gdzie mamy poznać tych sąsiadów do romansu, których jakimś sposobem ominęliśmy (a można to zrobić olewając wszystko i robiąc sobie tatusiową drzemkę). Oczywiście nasz blondwłosy towarzysz przynosi ciastka, a te bezlitośnie pożera Amanda (i nawet się z nami nie dzieli).

654880_20190311213359_1

Podczas grilla dowiadujemy się, że naszą interakcję z tatuśkami może ułatwić Dadbook. To coś takiego jak Facebook tylko, że dla ojców. “Dadmanda” nam to wyjaśnił(a). 😉

Każdego tatuśka możemy zaprosić na trzy randki (pamiętajcie, że ta trzecia jest tą najważniejszą), a ich wynik wpływa na zakończenie gry. Chociaż i tak mimo najszczerszych starań najfajniejsze postacie (łamane na: postacie z najdziwniejszymi problemami) dadzą nam kosza, bo “muszą sobie wszystko poukładać”. To ja z tobą udaję specjalistę od spraw paranornalnych, aby dostać cholerną koszulkę, a ty “musisz sobie wszystko poukładać”. No trzymajcie mnie!

Niektóre romanse są jednak urocze, inne takie trochę bardziej na zasadzie rywalizacji (i jeszcze ta radość naszej postaci, kiedy wygra, WYGRA!), niektóre są po prostu dziwne (z pozdrowieniami dla gotyckiego wampira wstydzącego się faktu, że jest informatykiem – tak, to jest powód do wstydu). No i jest jeszcze możliwość zginięcia w trakcie gry. W symulatorze randek. Nawet w takich grach muszą mi przypomnieć, że ja mam w tyłku magnez na umieranie! (tak, zginąłem na wszystkie możliwe sposoby – brawo ja! steam mi dał nawet osiągnięcie za to – chyba wydrukuję i oprawię w ramkę)

Oczywiście u boku mamy naszą wierną Amandę pomagającą nam z naszymi uczuciowymi podbojami, a w zamian my dzielimy się z nią naszą tatusiową mądrością przy mierzeniu się z jej nastoletnimi problemami. Taki miły element odciągania uwagi od głównego wątku gry.

Gra jest dosyć przyjemnym odciągnięciem uwagi od codzienności i jednocześnie skokiem prosto w codzienne życie samotnego ojca próbującego ułożyć sobie życie jednocześnie kibicującego córce w pierwszych krokach w dorosłość. To jest taki tytuł, który włożyłbym między “miłe” a “powalone”. Przyjemnie się grało i w sumie nie miałbym nic przeciwko jakiejś kontynuacji historii, rozwinięcia niektórych wątków (czy oni jednak będą razem!?), dalszych losów i relacji Amandy z jej ojcem… Cóż, może kiedyś twórcy coś stworzą. 😉 Tymczasem ja zachęcam fanów symulatorów randek do zmierzenia się z tą pozycją!

Na koniec zostawiam Wam to wwiercające się w mózg intro.

Mefisto

#265. Dream Daddy Read More »

#238. I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator

1121910_20191005233521_1

I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator to gra, która udowodniła mi, że jeszcze wiele dziwnych rzeczy przede mną. Jest to tytuł stworzony przez studio Psyop i wydany przez KFC we wrześniu 2019.

Gotowi?

Ta gra to symulator randki. Bardzo ubogi w opcje, bardzo dziwny, ale niesamowicie zajmujący ze względu na tematykę!

Pierwsze co musimy zrobić to nadać naszej postaci imię. Na tym kończy się proces tworzenia naszego bohatera. Twórcy stwierdzili, że całą resztę odwali nasza wyobraźnia, a oni jedynie postarali się, aby wszyscy zwracali się do nas bezpłciowo, abyśmy my mogli dopowiedzieć sobie resztę.

1121910_20191005233555_1

Skoro ten męczący krok mamy za sobą, zaczynamy powoli wdrażać się w fabułę. To nasz pierwszy dzień w prestiżowej szkole gotowania (gdzie nasz nauczyciel to pies rasy Corgi). Oczywiście od razu spotykamy naszą najlepszą przyjaciółkę Miriam i naszą największą nemesis Aeshleigh (ktoś zdrowo przywalił twarzą w klawiaturę, aby wymyślić tak złowieszczy sposób pisania imienia “Ashley”) wraz z jej przydupasem Van Vanem.

Po krótkiej wymianie zdań udajemy się do klasy, gdzie zjawia się ON. Pułkownik Sanders (Colonel Sanders). Naszej postaci od razu topnieje mózg (i pewnie wszystko inne) od tego blasku jaki bije od jedynej dostępnej opcji romansu. Pewnie już się domyślacie, że cała nasza historia skupia się wokół prób zaimponowania naszej sympatii oraz powstrzymaniu Aeshleigh przed podbiciem serca Sandersa.

W zależności od tego jak dobrze nam idzie z naszym podbojem, powoli zbliżamy się do Pułkownika Sandersa lub kończymy grę, bo dostaliśmy kosza. Jeśli jednak idzie nam dobrze to możemy nawet pójść do niego do domu! A to już jest po prostu przeżycie, które wypala się w umyśle na stałe. Twórcy sprawili, że zgnił mi mózg do reszty, pomimo iż powoli zaczął się regenerować po innych grach tego typu…

1121910_20191006002810_1

Naszym celem jest jednak ostateczny egzamin i następujący po nim bal, gdzie Pułkownik Sanders podsumuje naszą relację z nim na podstawie tego, jak bardzo schrzaniliśmy wszystko wcześniej.

Nie jest to długa gra. Aby ją przejść wystarczy maksymalnie godzina czasu. Jest to jednak dobrze zmarnowana godzina czasu, bo chociaż kończymy z mózgiem w sokowirówce, to jednak mamy ten uśmiech na twarzy i nawet bardzo poprawiony humor. Bo w końcu nie ma tu prawie w ogóle fabuły, a wszystko jest jakimś kosmicznym nonsensem, ale ostatecznie składa się to w jedną powaloną całość.

Gra jest dostępna na Steamie za darmo, więc zachęcam do zmarnowania godziny ze swojego życia. Mi się spodobało to może spodoba się i Wam? 😉

Mefisto

#238. I Love You, Colonel Sanders! A Finger Lickin’ Good Dating Simulator Read More »

#184. Monster Prom: Second Term

743450_20190301210117_1

Twórcy Monster Prom nie odpoczywają. Dokładnie w Walentynki miała premiera dodatku o nazwie Second Term, co można przetłumaczyć na drugi semestr. Mam nadzieję, że jesteście gotowi!

Zacznijmy od przedstawienia wam dwóch nowych postaci: Zoe i Calculestera. Chociaż znamy ich z podstawowej wersji gry, gdzie pojawiali się w specjalnych zakończeniach, to teraz mamy możliwość poznania ich lepiej.

Zoe (wcześniej Z’Gord) to taka urocza kluska z mackami i obsesują na punkcie pisania fanficów/opowiadań. Nawet wspomina o Archive of Our Own (skupisko wszelkiej maści opowiadań)! Oczywiście dziewczyna nie ma lekko – ma na głowie swoich popleczników non stop składających jej w ofierze martwe kozy (jeśli schrzanimy pewną kwestię dialogową, kultyści zasypią ją własnymi trzustkami i umrą :D) oraz Leonarda, który jest kappą i męczy ją chyba o wszystko – o bycie pozerką, o pisanie lepszych opowiadań, o isnietnie, o zmianę imienia (tak, Zoe nie była kiedyś dziewczyną tylko wielką kluchą z mackami, co to rozwalała światy, zwaną też Mrocznym Lordem). I tak można by ciągnąć listę. Na jej szczęście jesteśmy my i możemy spokojnie spuszczać Leonardowi słowny łomot. :>

Calculester (Hewlett-Packard) jest za to miłym, trochę zbzikowanym komputerem (ożywionym przez nas!) z obsesją na punkcie bycia żywym. Opiekuje się roślinami i tworzy wirtualne rzeczywistości, aby zrozumieć sens istnienia. Jest to chyba jedna z milszych postaci, bo nie rozumie zasad na jakich opiera się ten świat. Swoje emocje wyświetla na ekranie monitora i są one… dosłowne. Bardzo dosłowne.

Poza nimi są jeszcze poboczne postacie, czyli Dahlia – demonica myśląca o tym, aby skopać tyłek Damienowi i jego ojcom, a następnie wygryźć ich z roli przywódców ósmego kręgu piekieł. Jeśli do tej dwójki dodamy Zoe to będzie się ona upierała, że są oni idealną parą do jej opowiadania, bo “kto się lubi, ten się czubi”, a ci dwoje będą się przed tym bronili, jakby coś rzeczywiście było na rzeczy.

743450_20190301222552_1

Mamy też Violet i Tate. Właście to Tate ma Violet, bo Violet jest grzybem. Swoją drogą, co skłoniło twórców do wymyślenia postaci Yeti z grzybicą, gdzie ta grzybica zasiedla mu układ nerwowy i zmusza go do związku? I to piękne zdanie wypowiedziane przez Violet, że “Tate poznał już jej rodzinę, bo zasiedla mu około 40% ciała”!

Są też takie postacie jak wampir Dimitri – wielki złodupiec, wróg naszej trójki wiedźm, bo “puste łóżko rano bolało tak bardzo”, Zabójczyni pojawiająca się okazjonalnie, aby pozabijać parę potworów i przejść kryzys emocjonalny przy pomocy wróżki-psychologa, czy policjant udający 40-letniego studenta-Polaka.

Jednakże wisieńką na torsie jest możliwość spotkania się z samym Narratorem. Ta postać po prostu przeszła moje wszelkie oczekiwania. Ale żeby móc się z nim zobaczyć, trzeba zobaczyć odpowiednią ilość wydarzeń w grze! Chyba ze 100 razy przeszedłem grę, aby dorobić się stanów depresyjnych i ostatecznie ujrzeć to:

743450_20190327212348_1

A potem to:

743450_20190327214336_1

A na koniec to:

743450_20190327215531_1

Musiało mi nieźle dymić z uszu, bo za plecami słyszałem “Sancte Michael Archangele,
defende nos in praelio…”, ale to jest po prostu 100% normy Monster Prom. Nie spodziewałem się tego, nie dziwi mnie to, ale jakoś nie mogę pozbierać szczęki z podłogi. Z radości i ze zdziwienia. Już nie mówiąc o tym, jak zabawnie było grać w grę BEZ NARRATORA! Bo on w końcu jarał się nami, jak dom podlany benzyną, a ja nie byłem w stanie odmówić, bo z doświadczenia wiem, że lepiej nie odmawiać ludziom w samej bieliźnie…

Ale jest jeszcze jedno takie zakończenie, które uradowało moją duszę. To był ten moment, kiedy nasi potworzaści odkryli, że są w grze! Wtedy też dotarliśmy do granicy gry, która wygląda tak:

743450_20190322115023_1

Widzicie to? Bezczelna reklama kolejnej części! Oni po prostu nie potrafią przestać! 🙂 I chwała im za to, bo robią to bardzo dobrze!

Tej gry nie da się nie polecić. Nie jest ona najwyższych lotów, jej humor jest perfidny, aż do bólu, ale to jest arcydzieło szydzenia z naszej rzeczywistości. To jest po prostu Monster Prom!

Moja ocena tej gry oczywiście jest taka:

743450_20190303200805_1

No to wracam do czekania na kolejną część. 😀

Mefisto

#184. Monster Prom: Second Term Read More »

#130. Monster Prom

743450_20180629000027_1

Monster Prom to gra z gatunku dating sim (symulator randek), którą stworzyło studio Beautiful Glitch, a wydało Those Awesome Guys. Prom z języka angielskiego oznacza bal studencki, na którym my – jako jedna z czterech dostępnych postaci – chcemy przeżyć niesamowity, niezapomniany wieczór. Naszym marzeniem jest pójść na bal z jednym z sześciu najpopularniejszych potworów w szkole. Ach, tak. Jak sama nazwa wskazuje, postaciami są wszelkiej maści potwory.

 

Zaczynamy od wypełnienia absurdalnego quizu, aby ustalić początkowe statystyki (czyli Wiedzę, Zuchwałość, Kreatywność, Urok, Zabawę i Pieniądze) oraz wybrać potencjalną parterkę lub partnera na bal. Statystyki rozwija się poprzez odwiedzanie poszczególnych lokacji, a z kolei stosunki z wybranym potworem rozwija się poprzez podejmowanie decyzji na korzyść wybranka/wybranki lub (jeżeli spotykamy się tylko z naszą przyszłą randką) wybieramy odpowiedź przypisaną do statystyki, którą mamy lepiej rozwiniętą. Jeżeli pomyliliśmy się i chemy starać się o względy kogoś innego, można to zmienić (np. siadając z tą osobą przy stole w stołówce).

 

I to by było chyba wszystko, co ma jakiś sens w tej grze. Dalej to jest już po prostu rzeź.

Wiedziałem, że to będzie ciężki tytuł i pomimo tego postanowiłem go zakupić. Sam quiz daje poczucie tego, że coś się będzie dziać. W szczególności, jeśli odpowiedzią na idealny prezent na rocznicę jest płonąca broń!

743450_20180629020525_1

Dzięki temu wyborowi trafił mi się Damien LaVey (swoją drogą nazwisko ma po twórcy kościoła satanistycznego). Jest to bardzo wybuchowy demon, który uwielbia wszystko podpalać, tłuc, ale w głębi duszy jest romantykiem i pragnie być fryzjerem. Pochodzi z ósmego kręgu piekieł i ma dwóch ojców, którzy tymże kręgiem władają. Jeśli nie masz rozwiniętej statystyki Zabawy nie próbuj rozmawiać z nim o kozach!

Początkowo grałem wybierając losowe odpowiedzi i chyba z trzy razy zostałem przez niego odrzucony. Dopiero potem doczytałem, że każda odpowiedź jest przypisana do danej statystyki. Za czwartym razem też nie poszedł ze mną na bal. Poszedł strzelić słońce w twarz. Przy tym odkryłem, że są sekretne zakończenia poza tymi standardowymi i obiecałem sobie poznać je wszystkie. Innym razem poszliśmy na bal tylko po to, aby się pobić (no dobra, nie tylko po to). Generalnie to tak się przy nim wymęczyłem, że modlę się o aktualizację, gdzie będę go mógł wrzucić do betoniarki!

743450_20180629133503_1

Kolejną postacią był Liam de Lioncurt (ten z kolei nazwisko ma jak mój ulubiony wampir Lestat z Kronik Wampirów) – ponad czterystoletni wampir, który jest hipsterem. Z nim było prosto: im mniej rozumiałem odpowiedź, tym bardziej była to właściwa odpowiedź. Liam żywi się krwią z ludzi z wolnego wybiegu (tłumaczył to tym, że ludzi jest za dużo i trzeba ich zjeść, ale nie będzie przyczyniał się do dodatkowego cierpienia). Stołówkowe jedzenie fotografuje i wrzuca na swojego instagrama, gdzie ma – jeśli pamięć mnie nie myli – całych 6 śledzących. Zaproszenie go na bal nie było takie trudne, mimo iż uważał bal za zbyt mainstreamowy. Zrobienie go królem balu ma jednak przekonujące działanie…

743450_20180629215452_1

Dalej była Vera Oberlin – gorgona ze smykałką do biznesu. Imponowanie jej polegało na napadaniu na banki, podsuwaniu pomysłów na dochodowe przedsięwzięcia, a także pomóc w rozwoju aplikacji Murdr dotyczącej płatnych zabójstw. Niejednokrotnie mnie otruła, abym przyszedł do niej po odtrutkę i przy okazji przedyskutował z nią kolejny genialny plan. Jakby nie mogła wysłać sms, czy coś… Vera bardzo chce zostać królową balu, więc my, posłuszni niewolnicy, spełniamy jej życzenie i przygotowujemy krwawy rytuał (co wiąże się z kupieniem tamponu użytego przez byłą miss)! Oczywiście wszystko udaje się tylko dzięki pomocy wiedźm, które okłamujemy, że w ten sposób uratujemy świat…

743450_20180702020323_1

Kolejny trafił mi się Scott Howl – wilkołak i zapalony sportowiec. Każda rozmowa z nim uświadamiała mi, że w taki właśnie sposób rozmawiałyby psy, gdyby mogły mówić. Oczywiście Scott zawsze chce być dobrym Scottem, a my, aby pójść z nim na bal, musimy jedynie zadbać o jego stosunki z nami (czyli mówić mu, że jest dobrym Scottem). Przy nim warto pamiętać, że kokaina sprawia, że zamienia się w wilkołaka, a fidget spinner może ten proces odwrócić. Z początku zastanawiałem się, co twórcy brali, ale po tym wydarzeniu zacząłem się zastanawiać z czym to mieszają!

743450_20180701232035_1

Przedostatnią postacią jest Miranda Vanderbilt – syrenka, księżniczka, maszyna do zabijania. Uwielbia wszelkie i dziwne srebra stołowe oraz uważa ludobójstwo za normalną rzecz. W sumie przy niej albo mordowałem jej oponentów, albo gadaliśmy o łyżkach, więc można by stwierdzić, że to najspokojniejsza postać w grze…

743450_20180629015653_1

Ostatnią postacią na mojej liście jest Polly Geist – duch, który uwielbia imprezy i wszelkie używki. Zobaczyć ją trzeźwą to zobaczyć ją żywą – niemożliwe! Praktycznie każda interakcja z nią to pomysły na nowe pranki. Nie da się docieć w jaki sposób zginęła, bowiem każdy wymieniony sposób na śmierć jest kwitowany przez nią “ooo, tak zginęłam”! W jednych z sekretnych zakończeń jest inicjatorką wielkiej orgii, a my wykonawcą “wielkiej woli”…

743450_20180629013600_1

Wydawałoby się, że po zaproszeniu tych sześciu szczególnych przypadków na bal będę mógł wyłączyć grę z zadowoleniem. Wciąż miałem jednak sekretne zakończenia, wciąż były poboczne postacie, z którymi można było siać zamęt… Wszakże to Monster Prom i tam możesz zrobić sobie z trupa elegancką ozdobę na głowę! Albo umówić się z zawirusowanym komputerem na bal! Albo skopać tyłek Międzywymiarowego Księciu (Interdimensional Price) za to, że próbuje ci popsuć każdą randkę to swoją wcale nienachalną propozycją małżeństwa… A na sam koniec organizujesz wielką orgię, aby zakończyć grę z klasą godną Monster Prom!

 

Jeśli macie znajomych, to z nimi też możecie zagrać i rujnować im każdą szansę na podbój!

743450_20180629000054_1

Monster Prom to pozycja, którą trzeba po prostu mieć (od razu razem z umówioną wizytą u egzorcysty). To jest tak chore, spaczone i niemożliwe, że wciąż nie wierzę i jednocześnie żałuję, że przeszedłem już całość i zdobyłem wszystkie poza dwoma osiągnięciami! Szczerze i z nieukrywaną nadzieją liczę na kontynuację. I bardzo mocno polecam każdemu, kto nie ma nic przeciwku kompletnej degeneracji i rozpaczy!

 

Mefisto

#130. Monster Prom Read More »

Scroll to Top