czlowiek

#425. Z życia urzędnika cz.14

Praca w urzędzie to nie tylko absurd goniący absurd, ale też i test naszej empatii. Czasem dzwoniący telefon to drący się debil, czasem po drugiej stronie jest niesamowicie samotny człowiek z historią swojego życia wplątąną w rozmowę.

Pani od notesika

Była taka miła, trochę roztargniona staruszka. Dzwoniła często, aby pytać się, kiedy otrzyma zasiłek. Za każdym razem odpowiadałem, ale raz wygadała się, że zapisała sobie w notesiku jak często płacimy, ale znów zapomniała. A potem to było jak lawina: problemy z pamięcią – na tyle duże, że nie pamięta, co robiła poprzedniego dnia, ale na tyle małe, aby jednak móc samodzielnie z tym żyć. Każdą swoją chwilę zapisywała w notesik i każdą cząstkę siebie skupiała na tym, aby pamiętać, że na każdej kartce spisane jest jej życie. Dzięki temu mogła normalnie funkcjonować, bo pustkę w głowie wypełniały jej słowa na papierze.

Dzwoniła często i pytała o to samo, a ja odpowiadałem tak samo, a potem słuchałem tej samej historii o notesiku. Chwilkę później “łapała” mnie na mojej małej zbrodnii, bo przeczytała w notesiku, że Mefistowemu powiedziała już o swojej przypadłości, i że nie muszę w kółko słuchać jej historii, ale zawsze odpowiadałem, że mi to nie przeszkadza, że lubię jej słuchać, a jeśli ona potrzebuje, to może mi ją opowiadać.

Przestała mi jednak opowiadać swoją historię, a zaczęła czytać notesik: wpierw wspominała ostatnią rozmowę, kiedy to złapała mnie na słuchaniu jej w kółko, następnie, że wspomniała o tej zabawnej sytuacji. Zawsze zapisywała dokładnie przebieg naszej rozmowy włącznie z tym, co mi wyczytała, a przy kolejnej rozmowie wspominała o tym.

Starałem się ją nakierowywać na to kiedy ostatnio rozmawialiśmy, bo brzmiała na weselszą, gdy mogła ze mną porozmawiać, poczytać mi swój notes z tamtego okresu. Jej głos zdradzał, że była samotna, a czasem też wspominała, że nasze rozmowy są dla niej ratunkiem w smutnych chwilach.

Jednego razu nie zadzwoniła i wiedziałem, że coś złego się stało. Kilka dni później ujrzałem w systemie informację o jej śmierci. Nigdy jej nie widziałem, nie spotkałem, ale poczułem się, jakbym stracił przyjaciela. Jak gdyby ktoś wyrwał kartkę z mojego notesu, ale zamiast amnezji spowodowało to wielki ból…

Pan ze specyficznym głosem

Domeną rozmów telefonicznych jest to, że ludzi z czasem zaczyna kojarzyć się po głosie. I był taki jeden mężczyzna, który dosyć specyficznie brzmiał. Nie dziwnie, nie zabawnie, ale tak okropnie smutno. Jego telefony dotyczyły skarg na inny, ale współpracujący z nami dział, przez który miał trudności w otrzymywaniu zasiłków.

Starałem się pomagać, jak mogłem, a kiedy moja pomoc zaczęła przynosić jakieś efekty, zaczęliśmy więcej rozmawiać. Kiedy usłyszałem lekką zmianę w jego głosie, ten cichy dzwięk nadziei, powiedział mi o swoim losie. Jedna chwila w jego życiu przekreśliła jego plany na wszystko. Stracił coś, co cenił i nie mógł się po tym podnieść. Wiele razy próbował odejść, wiele razy krzyczał o pomoc. Wiele razy urząd go ignorował, a on próbował się poddać… Nawet przyjaciele go ostatecznie zostawili i został więźniem swojego domu. Jego głos był tak smutny, taki pusty… Jakby ktoś wyssał z niego życie.

Nie powiem, jak bardzo wkurzyło mnie zachowanie urzędu, który miał go w czterech literach, a on załamywał się coraz bardziej. Wygrała jednak moja upartość, a nie urzędnicze lenistwo. Pan ze specyficznym głosem zaczął odczuwać zmianę, dostał pomoc, która należała mu się od lat. Jego głos zaczynał nabierać barwy, a on opowiadał mi niekiedy, że poszedł gdzieś i spędził miło czas.

Nasza ostatnia rozmowa zapadła mi szczególnie w pamięć. Zdradziłem mu, że niedługo idę na urlop rodzicielski, bo wkrótce urodzi mi się syn. Zapytałem się go, czy da sobie radę, jeśli będzie miał problem, a on zaśmiał się, a potem powiedział “teraz tak”. Ten śmiech był nagrodą, zwycięstwem nad urzędniczym molochem, który mieli takich ludzi jak on.

Mefisto

#372. Dlaczemu cz.7

Czuję się czasem jak przybysz z obcej planety. No dobra… Ostatnio to nawet powiedziałbym, że ponad normę. Wszystko przez to, że jak ludzie dzielą się na A lub B to ja stoję sobie jako takie ab, ale zdecydowanie częściej jako aab, abb, baa… Zależy, co sensownego i normalnego można wynieść z każdej strony. No bo, będąc szczerym, tak właśnie chciałbym żyć. Sensownie, a nie skrajnie. A ludzie żyją przeważnie na zasadzie “jak nie z nami to przeciwko nam”. No właśnie nie. Ja chciałbym zostać na moim neutralnym gruncie, miejscu, które niczym Sanktuarium w Heroes of Might and Magic, powinno być nietykalne przez wszystkich, a non stop odpieram od siebie poglądowych fanatyków.

I wiecie, co mnie w tym wkurza? Nie to, że ludzie są skrajni nawet w takich prostych kwestiach jak ulubiony kolor. Wkurza mnie to, że ode mnie też oczekuje się takiej skrajności, wpychania się w jeden z kątów pokoju przekonań, aż mnie wszystko będzie uwierać i irytować. Tylko po co, skoro jest masa innych możliwości? Jest masa miejsca, aby stanąć swobodnie i czuć się komfortowo ze swoimi przekonaniami. Ile mniej byłoby na świecie frustracji, ile mniej tej frustracji przelewałoby się na innych. A tak mamy tylko ciągłą walkę i zamiast iść do przodu, osiągać coraz więcej, rozwijać nowe możliwości i budować lepszy świat, stoimy w miejscu i patrzymy na narastające konflikty, na szerzącą się nienawiść i nierzadko sami padamy ofiarą tej frustracji, szerząc ją dalej, bo każdy ma swój limit, tym bardziej jak każda ze stron próbuje cię zepchnąć na którąś stronę.

A ja nie chcę stać po żadnej innej stronie, tylko swojej własnej.

Mefisto

Scroll to Top