anglia

#480. Ja tak tylko na chwilkę

Witajcie!

To będzie dosyć krótka notka, bowiem dzisiaj jest ostatni dzień na przygotowanie mojej pracy na studia. Cała moja uwaga skupiona jest tylko na tym, bo chcę mieć to już z głowy, ale nie chcę zrobić tego kompletnie byle jak, bo jednak skoro mam szansę na dobrą ocenę to czemu by nie spróbować?

Najgorsze w tym wszystkim jest to, że na ostatni tydzień pisania mojej pracy, Anglię nawiedziły straszne upały, a ja i ciepło to straszna kombinacja. Generalnie jednak jestem przyzwyczajony, bo co roku trafia się jakiś większy lub mniejszy kataklizm, który wpływa na moje samopoczucie. Trzymam się jednak dzielnie i walczę o jak najlepszą ocenę. Trzymajcie ze mnie kciuki!

Mefisto

#480. Ja tak tylko na chwilkę Read More »

#271. CAŁOŚĆ™

Dzień dobry wieczór!

Ostatnio zauważyłem, że moim prywatnym synonimem do “podsumowanie ostatnich czterech tygodni” to “no pacz jak ten czas leci”. 😀

Zacznę od tego, że byliśmy chorzy. Nie wiem, co to było, ale siekło nas porządnie. Przez to wyjazd do Walii na Animecon się nie udał. 🙁 Chociaż podejrzewam, że i tak by się nie udał, bo huragan Ciara uderzył właśnie wtedy. 😮 Z huraganem nie polubiłem się też za to, że ukradł nam śmietnik na odpady recyklingowe i musiałem zamówić nowy. 😠

Poza tym to jednak oba huragany były dla nas litościwe w porównaniu do innych części UK.

W kwietniu za to jest Animecon w Bristolu, więc jeśli nas nie dorwie jakaś dżuma, ani też nie porwie nas huragan, to myślę, że na niego pójdziemy. 😀

Na liście kolejnych kataklizmów są również moje studia. Mam do zrobienia trzy TMA (tutor-marked assignment) z terminami oddania od pół tygodnia do prawie dwóch tygodni od teraz. Pewnie nie byłoby w tej kwestii tak źle, ale że byłem chory i kilkakrotnie po prostu odpadłem ze zmęczenia, to dorobiłem się kolejnych zaległości w tej kwestii. Ostatnie dwa tygodnie nadrabiałem intensywnie. Na tyle intensywnie, że aż przyśniło mi się jak rozwiązuję jedno z zadań z matmy. I nie wiem co gorsze: to, że mi się to przyśniło, czy to, że przyśnił mi się prawidłowy wynik. 😂

Dzięki pomocy Połówki CAŁOŚCI 😂, która zajęła się Smoczyńskim na tyle, abym mógł sobie liczyć w ciągu dnia (normalnie to studiuję jak nam dzieciorośl pójdzie spać) oraz faktem, że Smoczyński kilkakrotnie siedział mi grzecznie na kolanach i patrzył, jak rozwiązuję matmę, udało mi się nadrobić. 😀

Jeszcze praktycznie jedynie, co teraz przerabiam, to całki i jak na początku to mi się wydawało strasznie trudne, tak teraz liczę je w pamięci. Trochę mnie to przeraża. 😂

Kończę też pierwszy semestr z informatyki, więc zależy mi, aby mój ostatni z TMA dał mi minimalnie 85% (a najlepiej 87%), aby skończyć semestr z wyróżnieniem. Właściwie to semestry są oznaczone jako osobne moduły, więc jeśli się uda to skończę ten moduł z wyróżnieniem. 😀

Workspace 1_2020_02_19___01

Jeszcze załapałem jedno 82%, a miało być 85% i mnie to podłamało. 🙁 Chociaż CAŁOŚĆ 😀 zauważyła, że robiłem te zadania podczas świąt, a wtedy sąsiedzi nam strasznie dokuczali i właściwie to 82% to całkiem niezły wynik patrząc na okoliczności. 🙂

Jeśli chodzi o świat gier to kupiłem Max Gentlemen Sexy Business, bo potrzebowałem trochę psychicznego odpoczynku i podejrzewam teraz, że przez to to raczej pewne, że skończę z jakąś chorobą psychiczną. Gra jest genialnie powalona i nie sposób jej skończyć (drugi raz ją przechodzę, bo na końcu zawsze pojawia się większy złodupiec, który wszystko komplikuje). A, tak. To symulator randek z elementami cholera-wie-czego. 😂

Dowiedziałem się też, że Ark: Survival Evolved doczekało się swojego wątku fabularnego, co mnie w sumie zdziwiło, ale i ucieszyło, więc przyjrzę się tej kwestii. 😀 Jakby ktoś był ciekawy to trochę zagłębiłem się w tę grę i tutaj można poczytać o moich przygodach. 😉

Niestety nie udało mi się nagrać Minecrafta. Choroba, studia i kiepsko śpiący Smoczyński mi to pokrzyżowali. Ale będę próbował. Nie zamierzam się w tej kwestii poddawać, ale nie chciałbym też zajechać próbując robić więcej niż moje zdrowie psychiczne pozwala mi zrobić w danej chwili. 😉

Instruktor od nauki jazdy jest przekonany, że w ciągu około 3 miesięcy powinienem być gotowy na zdanie prawka. Podziwiam jego entuzjazm! Naprawdę! 😂 Ale pewnie w tej kwestii jestem dosyć krytyczny wobec siebie, bo nawet CAŁOŚĆ ❤️ uważa, że coraz pewniej wyjeżdżam z parkingu, więc może coś jeszcze ze mnie będzie. 😀

No, myślę, że to wszystko, o czym chciałem (pamiętałem) napisać. Zmykam się uczyć. Nauka niby nie zając, ale uciec potrafi! 😉

Mefisto

#271. CAŁOŚĆ™ Read More »

#223. Kącik Podróżniczy cz.12

WE THE CURIOUS

map

Po opuszczeniu Bristol Aquarium stwierdziliśmy, że mało nam było wrażeń na tamten dzień, więc udaliśmy się do znajdującego się nieopodal miejsca o nazwie We The Curious.

Opisać to miejsce można krótko: wow. Jest tam bowiem od groma i ciut ciut ciekawostek o świecie, naukowych eksperymentów do wykonania samemu oraz planetarium, które zapewnia rozrywkę o określonych godzinach. Znajduje się tam też sporo obiektów związanych ze studiem Aardman (ci od Gromita) oraz mały zakątek kosmiczny, gdzie Połówka mało co nie zeszła na zawał. 😛

Smoczyński czuł się jak w raju. Wpierw wrzuciliśmy go do wielkiego kołowrotka, gdzie mógł pobiegać sobie jak chomik, potem bawił się pompami wodnymi, aż dotarł do ciekawej konstrukcji z rurek, która zasysała wrzucane do niej piłeczki. Jeszcze przytrafili się mili ludzie, którzy podzielili się z nim piłeczkami, bo widzieli ile mu to radości sprawia. Smoczyński wszak bardzo lubi się z wszelkimi odkurzaczami: daje sobie nawet odkurzać skarpetki!

Na sam koniec dotarliśmy do planetarium i kącika kosmicznego, gdzie podziwialiśmy jak ciśnienie działa na misia i dźwięk w postaci dzwoniącego dzwonka. Tam też weszliśmy na statek kosmiczny, a dokładniej na zewnątrz statku kosmicznego i Połówkę zaskoczył dźwięk otwieranej śluzy, przez co stanęła w pozycji bojowej. Planetarium sobie odpuściliśmy, bo nie nie mieliśmy pewności, czy Smoczyński będzie w stanie usiedzieć tyle czasu w jednym miejscu, a następny pokaz miał być dopiero za pół godziny.

Udaliśmy się do wyjścia, bo byliśmy zmęczeni naszym małym odkrywcą, który spróbować musiał wszystkiego (jeśli nie w formie eksperymentu to w formie posiłku – chrzańcie się wyżynające się zęby). Bawiliśmy się jednak przednio!

Nie udało mi się jednak nagrać wszystkich ciekawych atrakcji – zrobienie zdjęcia często nie oddaje tego, jak działa mechanizm. Niestety, ale było nas za mało: jedno musiało kręcić czymś, drugie filmować, a trzecie pilnować małego stworka, bo próby filmowania podczas trzymania stworka za rękę kończyły się sprowadzeniem do parteru.

Mimo to zapraszam Was serdecznie do odwiedzenia tego miejsca, jeśli znajdziecie się kiedyś w Bristolu. Tutaj można miło spędzić czas, pogłówkować i pobawić się jak małe dziecko. Zdecydowanie warto!

IMG_20190726_130008

Mefisto

#223. Kącik Podróżniczy cz.12 Read More »

#216. Kącik Podróżniczy nr 11

BRISTOL AQUARIUM

map

Obiecaliśmy Smoczyńskiemu wizytę w oceanarium i słowa dotrzymaliśmy. Chociaż napotkaliśmy się z przeciwnościami losu, udało się jednak zawitać do Bristol Aquarium, czyli niezwykłego miejsca pełnego morskich żyjątek i nie tylko!

Jako że przy oceanarium nie ma parkingu, zatrzymaliśmy się przy College Green i podreptaliśmy na piechotę mijając autobusy oraz ciężarówki. Właściwie to zatrzymywaliśmy się co chwilę, bo Smoczyński musiał się za każdym wielkim pojazdem obejrzeć.

Udało się nam jednak sprawnie dotrzeć do oceanarium, zakupić bilety i wyruszyć w podwodną podróż.

Smoczyńskiemu nie spodobał się fakt, że od tych wszystkich żyjątek dzieli go grube szkło. Wiadomo: tyle wody, tyle rybek, a on po drugiej stronie zmuszony jedynie do patrzenia. Szybko jednak pogodził się ze swoim losem i wpatrywał się w wodne żyjątka. Momentami zdawał się niezainteresowany, ale to tylko dlatego, że niektóre okazy bardzo mocno zlewały się z otoczeniem lub odpoczywały ukryte pośród roślinek.

W oceanarium znalazły się też okazy trujących żab, pająki, a nawet roślinność przywieziona z różnych zakątków świata. Były też rafy koralowe i podwodny tunel, gdzie rybki spokojnie pływały nam nad głowami. Warto też zerknąć na “wklęsłe akwarium”, gdzie możemy usiąść na szybie i poczuć się jak byśmy byli w środku oraz na “żłobek”, gdzie pływają malutkie okazy rybek, a w tym młode koniki morskie.

I tak: była Dory i był Nemo. 😀 Dory pływała jakby miała motorek pod płetwami!

O różnych porach dnia można natrafić na różne atrakcje, a w tym karmienie rybek pod czujnym okiem pracowników. Smoczyńskiemu przypadła do gustu płaszczka, która domagała się przysmaków. Myśmy przybili z nią tylko piątkę przez szybę i poszliśmy obserwować żółwia, który stał pod miniwodospadem i moczył sobie głowę. 😀

Oceanarium nie jest duże – da się je przejść w godzinę. Bilet jest ważny przez cały dzień (aż do ostatniego wejścia czyli do 17), więc można wyjść i wrócić jeszcze raz, np. na atrakcję zaczynającą się o konkretnej godzinie, a w międzyczasie pokręcić się po innych ciekawych miejscach znajdujących się w okolicy.

Wypad nam się bardzo podobał. Smoczyńskiemu chyba najbardziej – w końcu tyle nowych, rybich kumpli spotkał! Żałuję jedynie, że nie spojrzałem jakie tam są atrakcje to może załapalibyśmy się na więcej niż jedną. Dlatego też będziemy musieli wybrać się jeszcze raz, co na pewno naszemu wodnemu Smokowi przypadnie do gustu. 🙂

Mefisto

 

#216. Kącik Podróżniczy nr 11 Read More »

#208. Kącik Podróżniczy nr 10

PORTISHEAD – FISHERMAN’S STEP

map

Jest takie miejsce, które ciężko dostrzec na mapach, o nazwie Fisherman’s Step, chociaż żadnego zapalonego wędkarza tam nie widziałem. Nieco wyżej przebiega ścieżka o nazwie Gordano Round ciągnąca się przez spory kawałek… Skupmy się jednak na uroczym, kamiennym zakątku.

Jest to idealne miejsce, gdzie można przyjść z krzesełkiem i patrzeć. A patrzeć jest na co! Po naszej prawej znajduje się Severn Bridge łączący Anglię z Walią, latarnię kuszącą mnie swoim urokiem od dawien dawna. Widać nawet Portisheadowy basen. Na lewo za to, jednak poza zasięgiem naszego wzroku, znajduje się kolejna latarnia.

Jest jednak jedna wyjątkowa rzecz, za którą lubię to miejsce. Statki. Duże, transportowe olbrzymy, które suną powoli przed siebie, jak gdyby czas zatrzymał się, aby poparzeć na te mijające ich kolosy.

Raz nawet goniliśmy uliczkami, aby dorwać takiego wielkoluda i zrobić mu zdjęcie, ale uciekł, bo chociaż zdają się one powoli płynąć przed siebie to jednak są dosyć szybkie.

Smoczyński także lubi to miejsce. Bo są chrzeszczące pod nogami kamyczki, bo są wielkie kamienie, na które można się wdrapać, bo jest woda, do której można wpaść… A wejścia do tego pilnuje najgorszy możliwy potwór, jaki może być dla rodzica: schody. I jeśli myślicie w tym miejscu o tym, że on może sobie zrobić krzywdę, czy coś… to nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że on godzinami wchodzi i schodzi (za rączkę z nami!) po tych schodach. Ale to w końcu część naszej wyprawy, czyż nie?

Jak już pokonamy stalowego potwora to otwiera się przed nami ta chwila wolna od trosk. Czas chyba naprawdę zwalnia w tym miejscu: może nie na zegarku, ale gdzieś w głębi naszych umysłów i pozwala nam zapomnieć o pędzie dla codziennego, gdzie każda minuta ma swoje miejsce.

Lubię to miejsce. W szczególności, że dotarcie tam zajmuje nam ledwie kilka minut. 😉

Mefisto

#208. Kącik Podróżniczy nr 10 Read More »

#207. Z życia urzędnika cz.8

Są takie elementy pracy urzędnika, które ciężko gdziekolwiek indziej spotkać. Nie twierdzę jednak, że są niemożliwe – po prostu ten typ zawodu przyciąga niektóre rzeczy jak magnez. Zdaję sobie sprawę, że wiele z tych rzeczy to efekt niskiej jakości usług świadczonych przez niektórych urzędników, ale postanowiłem opisać kilka z nich wraz z ich oddziaływaniem na przeciętnego pracownika urzędu.

Protesty. Każdy o nich słyszał, niektórzy nawet w nich uczestniczyli. Urzędnik cieszy się, kiedy wydarzają się z dala od urzędu z racji tego, że protestujący lubią wyłapywać szeregowych pracowników kierujących się w stronę domu i maltretować ich o spełnienie ich żądań. A taki pracownik może tylko odpowiedzieć “ja tu tylko sprzątam”, bo cózże może taki mały nikt bez uprawnień do czegokolwiek? Od tego są ci na górze, zasłonięci ochroną i zamkniętymi, mocarnymi drzwiami.

Razem z protestami, problemem są dla nas dziennikarze. Od udzielania odpowiedzi są ludzie na odpowiednich stanowiskach. Nam, szaraczkom, zabrania tego nawet umowa o pracę, a nie chciałbym dostać dyscyplinarki za wypowiadanie się w temacie, o którym słyszę dopiero z ust dziennikarza.

Budynek urzędu otwarty jest dla wszystkich, więc zdarzy się, że ktoś “zapomni” plecaczka. Wiadomo, wtedy jest ewakuacja, ludzie stoją na zewnątrz i czekają, aż pakunek okaże się uzbrojony w 300-stronnicową skargę, o której zapomniał znudzony życiem dziadek. Rozumiem, że są procedury i cieszę się, że one są, bo nie chciałbym uczestniczyć w ruletce pod tytułem “dzisiaj Ty sprawdzasz, czy to ładunek – najwyżej zdrapiemy Cię ze ściany”. Aczkolwiek męczące jest to, że ludzie potrafią to zrobić w ramach żartu albo dla propagandy “bo urząd się z czymśtam nie wyrabia”. No nie wyrabia się, bo stoimy na zewnątrz budynku, kiedy “rozbrajany” jest niebezpieczny plecack z kanapką w środku lub karteczką “it’s a prank, bro”.

Kolejną rzeczą jest to, że pracę mojego działu definiuje specjalna ustawa (bo w końcu są to zasiłki i to nie te podstawowe tylko bardziej skomplikowane). Streszona ustawa dostarczana jest przy pierwszym kontakcie, więc te “paskudne człowieki” powinny wiedzieć, o co chodzi. No i niestety tak to nie działa. Bo jeszcze zrozumiem, jak zadzwoni pan/i i zapyta, bo nie rozumie. Gorzej jak zadzwoni ktoś, który czytał, wie, rozumie i żąda… Albo dzwoni, pyta, ja mówię, wyjaśniam i wspominam, że powinien był dostać kopię, a on uroczo mi oświadcza, że owszem dostał i wyrzucił, bo nie chciało mu się czytać.

Wrócmy jednak do grupy, która żąda. Tacy ludzi oczekują ode mnie łamania prawa i ryzykowanie utratą pracy. Nie, dziękuję. Jak sporo dobrego serca mam dla ludzi i potrafię naginać zasady, aby tylko pomóc jak najszybciej, ale nie zrobię nic niezgodnego z prawem. I jak wielu ludzi to rozumie, tak wielu ma do mnie o to pretensje. Co najgorsze: pretensje częściej słyszałem od osób postronnych…

Mój ulubiony temat, który łączy się z grupą żądającą to “ja ci płacę za to”. No tak, bo urząd jest finansowany z podatków, więc nagle każdy Smith, czy inny John będzie moim pracodawcą. A jak pytam o podwyżkę z powodu stresujących warunków pracy to nagle temat się zamyka, hmmmm… Sprawa jest w tym momencie prosta: zatrudnia mnie urząd, urząd działa na bazie ustawy, a ja tam działam jedynie jak trybik, którym poruszają odpowiednie legislacje. Jeśli się nie podoba to niestety trzeba pisać skargi w celu poprawy ustawy albo głosować na innych polityków, a nie krzyczeć na mnie “wyskakuj z kasy” przez telefon, bo ja nawet nie mam jak wepchnąć gotówki do słuchawki…

Jeśli kogoś to ciekawi to urząd miasta nie tylko funkcjonuje dzięki podatkom, ale też i z własnych inwestycji, bo – bądźmy szczerzy – jak widzę ile zachodu jest z egzekwowaniem płacenia tych podatków (tzw. Council Tax), ile osób jest z nich zwolnionych (i to jest główna grupa ludzi, którzy do mnie dzwonią!) to urząd byłby dawno martwy.

Na sam koniec wspomnę o przełożonych, ale nie tak bezpośrednich tylko takich, co są prawie na szczycie i wiszą nad nami, szaraczkami, jak chmurki. Oni uwielbiają tworzyć dla nas nowe reguły, które ani trochę nie są możliwe do wykonania. No dobra, są, ale można by było to zrobić w bardziej efektywny sposób, dzięki czemu urzędnicy byliby wydajniejsi, a petenci bardziej zadowoleni.

Przykładem takiego działania jest decyzja włodarzy o tym, abyśmy sami zapewniali konta bankowe dla naszych “klientów”. Ma to na celu eliminowanie oszustw. Pozwala to na natychmiastowy wgląd w ich wydatki, bo inaczej musimy prosić ich o ich wykazy bankowe, a tutaj nie zawsze je wysyłają. Początkowo wszyscy “klienci” mieli na tym wylądować, ale ostatecznie skończyło się na tym, że kto chce, ten może zostać na starym systemie. Dla nas, urzędników, oznaczało to operowanie na dwóch różnych systemach, co tylko dołożyło nam pracy. Efekt do przewidzenia: robią się nam zaległości.

Grunt jednak, że na tych na górze nikt nie nakrzyczy przez telefon!

Mefisto

 

#207. Z życia urzędnika cz.8 Read More »

#192. Kącik Podróżniczy nr 8

PORTISHEAD

map

Portishead to niewielkie, bo liczące jedynie 25 tys. osób, portowe miasteczko położone przy ujściu rzeki Severn (Severn Estuary; po walijsku: Môr Hafren). Miasteczko zostało wspomniane Doomsday Book (czyli XI wieku), gdzie pojawia się pod dodatkowymi nazwami Portschute i Portesheve, a lokalnie było też znane pod nazwą Posset i zostaje wycenione na około 70 szylingów (w 1270 było to warte około dzisiejsych 2700 funtów – to najdalszy przelicznik, jaki znalazłem – za tą kwotę można było zatrudnić wyszkolonego rzemieślnika na rok). Jego historia sięga dalej, bo aż do Epoki Żelaza z racji tego, że na terenie Portishead znalazło się kilka osad z tego okresu.

Chociaż akt przyznający miasteczku prawo do posiadania portu przeszedł dopiero w 1814, istnieją dokumenty potwierdzające, że już w 1331 miało połączenie z wodą. Jest to opisane w dokumentach zwanych Patent Rolls, które dokumentują historię Anglii od 1201 aż po dziś.

Około 1860 zbudowano port mogący przyjąć duże statki, które miały problem z zawinięciem do Bristolu. W 1867 rozbudowano połączenia kolejowe, co przyczyniło się do rozwoju miasteczka. W 1879 kolej dotarła do portu, a dzięki temu węgiel dostarczony z Newport i Ely mógł trafić do Bristolu. Ostatecznie rozwój został przystopowany, a port ostatecznie zamknięty w 1992 i zamieniony w Portishead Marina z miejscem dla mieszkań, sklepów, restauracji i prywatnych jachtów.

Z racji bliskości wody Portishead było niegdyś siedzibą British Telecoms (BT), które mając tu swoje centrum telefoniczne wykonywało połączenia ze statkami. Usługa ta została nazwana Portishead Radio. W 1936 60 pracowników pomagało w wykonywaniu blisko 3 milionów połączeń na rok. Stacja odgrywała ważną rolę podczas Drugiej Wojny Światowej. Rozwój komunikacji satelitarnej przyczynił się do zamknięcia, które nastąpiło w 2000 roku.

Portishead jest też miastem partnerskim w takimi miastami jak Den Dungen (od 1989) oraz Schweich (od 1992). Informacja o tym widnieje na każdym znaku, który wita nas na wjeździe do miasta.

Miasto jest całkiem ciekawą lokacją, gdzie ciekawych miejsc do odwiedzenia jest sporo, biorąc pod uwagę jak niewielkie jest. Urokliwe są kamienne plaże z chrupiącymi pod nogami kamyczkami, które giną podczas przypływu, sąsiedztwo bażantów, historyczne budynki, a nawet rezerwaty natury otulające Portishead z każdej strony. Moim osobistym celem jest zwiedzenie dwóch latarnii morskich w obrębie miasta. Jest tutaj sporo zajęć dla młodych ludzi (a tych często brakuje w innych miejscach). Jak na tak niewielką lokację można tu znaleźć różne kluby (żeglarski, piłkarski, karate, strzelecki…).

Niedługo zabiorę Was na przygodę pośród ulic tego małego miasteczka. 🙂

Mefisto

#192. Kącik Podróżniczy nr 8 Read More »

#171. Żyjemy! cz.2

Tak, ta notka to znak, że wciąż przechodzimy armagedon i nie jestem w stanie wrócić do tak bardzo pożądanej przeze mnie “normalności”. Przede wszystkim nie mam normalnego dostępu do mojego komputera, więc notki wiszą sobie nieskończone, bo wszystkie zdjęcia, czy screenshoty utknęły poza moim zasięgiem. Mam pod ręką jedynie laptopa, a tam jedyne, co jest mojego, to konto na steamie i dostęp do bloga. 😀

Stwierdziłem sobie, że skoro nie mogę egzystować normalnie, to będę egzystować najlepiej jak umiem przy obecnej sytuacji. Czyli z notek informacyjnych zrobiła się mini seria odnośnie obecnej przeprowadzki, chorowania i typowej dawki gier. 😛

Zacznijmy od kwestii zdrowotnych: Smoczyński miał szkarlatynę, a nie ospę. Dlatego w szspitalu nie działały paracetamole, czy ibuprofeny, a dziecko odżyło po antybiotyku (w domu podobny efekt mieliśmy przy magicznym kebabie).

Niestety wciąż jest z nami kiepsko. Byliśmy u lekarza i werdykt: przyjść za tydzień, łykać paracetamol. Szkoda tylko, że ile lat tu mieszkam, tyle lat próbuję (nieskutecznie) poinformować ich, że paracetamol powoduje u mnie wymioty. I za każdym razem patrzy na mnie (ten sam lekarz), jakbym mu babcię obraził. Bo ich uniwersalny lek na wszystko nie działa w moim przypadku.

Do lekarza będziemy szli niedługo. Niestety…

Przeprowadzka przebiega nam świetnie. Połówka przewiozła taki materac w aucie, w którym bagażnik jest wielkości przeciętnej torby sportowej, a jedno siedzenie z tyłu jest zajęte przez dziecięcy fotelik, którego nie potrafimy zdjąć. 😀 Ja wiem, że materac był zwinięty, ale to i tak przednio wyglądało, kiedy rozwijał się już w momencie wyciągania i wyglądało to tak, jakby zmieścił się tam niezwinięty. 😀

Wszystko idzie nam jednak jak krew z nosa, ponieważ musimy pomalować ściany, a to jest masakra w wypadku dwóch chorych stworzeń. Póki co sypialnia jest gotowa i tam urzędujemy, ale mieliśmy trochę przebojów. Np. mieliśmy zrobić biały pasek na górze ściany, ale się nie da, bo wychodzi szlaczek – wspaniałe, równe ściany… Jakby tego było mało to Smoczyński już polizał ścianę. W końcu nowy dom, nowy smak… 😛 Dywan też w sumie spróbował, a mamy nowiutki, świeżo położony…

Chociaż jesteśmy skupieni na kwestiach zdrowotno-przeprowadzkowych to jednak udało mi się naciągnąć Połówkę na grę Watch Dogs 2 z dodatkami i dodatki do Watch Dogs. A Połówka za to naciągnęła mnie na wiertarkę. Zdecydowanie jesteśmy dziwni w kwestii robienia sobie prezentów. 😛

Liczę, że w przyszłym tygodniu skończymy malować i przenosić rzeczy, a potem pójdzie już z górki. Co jak co, ale zaczynam tęsknić za moim kartoflem z Dragon Age Inquisition… 😛

Trzymajcie kciuki, aby to wszystko poszło sprawnie, bo chciałbym jednak tą naszą “normalność”!

Mefisto

#171. Żyjemy! cz.2 Read More »

#169. Kącik Podróżniczy nr 5

WESTON-SUPER-MARE

maps

Niektóre z niewielkich (lokalnych) wypraw po Anglii zawiodły nas do niedużego miasta zwanego Weston Super Mare.

Nazwa jego pochodzi od słowa west tun, co oznacza wschodnią osadę, a super mare oznacza z łaciny “nad morzem”. W dawnych czasach było dużo miejscowości o nazwie Weston w ówczesnej diecezji Bath i Wells, i to miała być forma wywyższenia dla tego miejsca. Wcześniej znane było jako Weston-juxta-Mare, co oznaczało Weston obok morza. Między XIV a XVII wiekiem końcówka “super mare” zniknęła w odmętach historii, aczkolwiek istnieje zapis z 1610 nazywający to miejsce “Weston on the More”, gdzie “môr” to z walijskiego “morze”.

Dzieje Weston sięgają aż do czasów epoki żelaza, gdzie na wzgórzu o nazwie Worlebury Hill znajdował się fort. Rozbudowa miasteczka, podobnie jak w przypadku Clevedon, przypada na XIX wiek, kiedy to powstały pierwsze wiktoriańskie hotele. Rozwój wspomogła również rozbudowa kolei między Bristolem a Exeter, która zahaczała o Weston, a następnie połączenie torami Clevedon wraz z Weston. Przed tymi wydarzeniami miasto liczyło ledwie 30 domostw.

Aby zachęcić podróżników do odwiedzin powstało molo o nazwie Grand Pier, w którym znajdował się teatr/opera mogący pomieścić aż do 2 tys. widzów jednocześnie. W 2008 wybuchł pożar i pawilony strawiły płomienie. Zostały jednak one odbudowane i otwarte ponownie w 2010 jako centrum rozrywki.

Poza tym miasto kryje kilka zakątków, muzeów i innych obiektów, o których postaram się napisać!

Tam właśnie skierowaliśmy swoje kroki, aby poznać historię tego miejsca. Następnym razem przybliżę miejsca, które odwiedziliśmy.

Mefisto

 

#169. Kącik Podróżniczy nr 5 Read More »

#159. Koczownik

Zacznę od tego, że trafia mnie już szlag z właścicielami mieszkań w Anglii. Postanowił sprzedać dom, więc dostaliśmy wypowiedzenie. Arghh! Nie powiem, co i gdzie mu życzę, bo jednak chciałbym, aby ten blog został kulturalnym miejscem.

Tyle dobrego, że nie chciało nam się rozpakowywać do końca, więc część rzeczy jest już spakowana. Ale tak szczerze to nie widzę sensu wydawać blisko trzy tysiące funtów (nie licząc kosztu przewozu rzeczy), aby za kilka miesięcy znowu wylecieć, bo ceny mieszkań lecą w górę, więc wszyscy sprzedają, bo widzą w tym czysty zysk. Dlatego poważnie zastanawiam się nad powrotem do Polski, bo mam już po prostu tego po dziurki w nosie i nowe życie mogę równie dobrze zacząć tam.

Jakby mało było nieszczęść to Smoczyński spadł z łóżka. Ze mną. Bo próbowałem go łapać. Przez sen. Jemu na szczęście nic nie jest, bo upadł na samą podłogę, a ja mam guza na udzie, bo po drodze wpadłem na szafkę. Już nie wspomnę, że następnego dnia wbiegł na moje kolano i jemu znowu nic, a ja mam kolejnego siniaka. Z czego on jest zrobiony?!

Kolejna smutna wiadomość to taka, że skończyłem grać w Assassin’s Creed Odyssey. Tak mi się dobrze grało, że przeciągałem ukończenie gry najdłużej jak się dało. Aczkolwiek zamierzam przejść wszystkie pozostałe części z Assassin’s Creed, bo dzięki przecenom na Black Friday dorobiłem się kilku pozycji, których mi brakowało (i dostałem Rayman Legends jako gratis :D). Pocieszające jest to, że zamierzają wydać kilka dodatków do gry, więc jeszcze do tego tytułu wrócę. 🙂

(proszę mi nie przypominać, że pisałem o fakcie, iż mam masę gier, w które nie zagrałem i chciałem zająć się wpierw nimi niż kupować coś nowego – jestem tego świadom, dlatego szybko zabieram się za inne gry, aby móc kupować więcej nowych 😀)

Co do przecen na Black Friday to zakupiliśmy Alexę trzeciej generacji. Nie jest najgorzej, bo nie wtrynia się co chwile, jak tylko wyczuje, że ktoś zamierza powiedzieć “Alexa”. Ale i tak doprowadza do szału. 😛 I ciężko ją uciszyć. Trzeba użyć komendy administratora “f**k you”, a i to czasem nie działa. 😛

Jeśli chodzi o kwestię pracy to jestem w trakcie zmiany na inną, ale wciąż w obrębie urzędu. Nie oznacza to jednak, że będę w stanie kontynuować serię z życia urzędnika, bo nowa praca ma mnie odciąć od większości ludzi (czyli źródła mojego stresu). No, ale to czas pokaże.

Chociaż według lekarzy powinienem wrzucić bardziej na luz i odpocząć (czytaj: zrezygnować na jakiś czas z pracy). Jestem tego świadom, ale realia mojego życia na to nie pozwalają (bo za co sfinansuję mój koczowniczy tryb życia?). Może i wrzucam spory ciężar na swoje barki, ale chcę mieć pewność, że moja rodzina ma wszystko zapewnione.

W życiu nie sądziłem, że cokolwiek może mnie bardziej przemielić niż to, co spotkało mnie, Smoczyńskiego i Połówkę w tym roku. Nie chciałbym przez to tracić motywacji, ale to jest naprawdę trudne. Momentami boję się, że nawet i bloga porzucę, bo mi braknie sił. A byłoby mi szkoda, bo to jeden z blogów, który przetrwał ponad 2 lata i dał mi sporo radości. Na razie – na szczęście – mam trochę zapasu notek i może uda się na tym przetrwać ten armagedon.

Chociaż ten strach napędza moją wenę, bo w miarę idzie mi pisanie notek. Mam tylko dwie zaległe gry do zrecenzowania i cztery nowe do opisania.

Żeby już nie smęcić to napiszę trochę o świecie gier. 🙂 Wyszedł Beholder 2! Miałem już okazję przekonać się o świetności tego tytułu w becie, więc bez chwili zawachania dokonałem zakupu (w szczególności, że miałem jeszcze kupon ze zniżką na 20% :D). Powiem wam, że twórcy stworzyli majstersztyk pod każdym względem. 🙂 I zmienili kilka rzeczy, więc nie ma co się sugerować do końca betą. 😀

Zacząłem też grać w pierwszą część Assassin’s Creed i pierwsze, co udało mi się zrobić to zepsuć samouczek. Wszystko przez to, że jest tam kompletnie inne sterowanie niż w Assassin’s Creed Odyssey. Akurat to udało mi się nagrać, więc filmik dodam do recenzji. 😀 Swoją drogą między pierwszą, a najnowszą częścią jest 11 lat różnicy? To znaczy, że byłem nastolatkiem, kiedy pierwszy raz w to grałem… Aż mi się tamte czasy przypomniały!

Zbliża się koniec roku, więc powoli przygotowuję listę trzech najlepszych gier na rok 2018. Podobną rzecz napisałem o 2017 i mam nadzieję, że to będzie taka blogowa tradycja. 😉 Notka pojawi się w styczniu – najpewniej zamiast jednej notki o grach. 😉

Intel znowu mnie zaskoczył, bowiem dostałem świąteczny prezent od nich w postaci kuponu na grę. Wybrałem Ashes of Singularity: Escalation i zacieszam z tego powodu. 🙂

Nagrywanie idzie w miarę dobrze – poza paroma problemami, które mam sam ze sobą. Nie wolno nagrywać filmików, jak jest się chorym. Dobrze, że to było coś lekkiego: inaczej odwaliłbym coś gorszego. 😉 Aczkolwiek mam szlaban na darcie się (wy tego nie słyszycie, bo wyciszyłem mój głos), bo prawie obudziłem Smoczyńskiego. Jak się nie będę pilnował to nie będę mógł nagrywać!

Tym razem tylko jeden, bo niestety dalej jestem chory, ale i Smoczyński jest chory, a także mam masę innych problemów, więc nie mam kiedy nagrywać. Jeśli się uda to nagram w nadchodzącym tygodniu.

Póki co musimy wszyscy wyzdrowieć i nabrać sił na walkę z rzeczywistością!

Mefisto

#159. Koczownik Read More »

Scroll to Top