Po opuszczeniu Bristol Aquarium stwierdziliśmy, że mało nam było wrażeń na tamten dzień, więc udaliśmy się do znajdującego się nieopodal miejsca o nazwie We The Curious.
Opisać to miejsce można krótko: wow. Jest tam bowiem od groma i ciut ciut ciekawostek o świecie, naukowych eksperymentów do wykonania samemu oraz planetarium, które zapewnia rozrywkę o określonych godzinach. Znajduje się tam też sporo obiektów związanych ze studiem Aardman (ci od Gromita) oraz mały zakątek kosmiczny, gdzie Połówka mało co nie zeszła na zawał. 😛
Smoczyński czuł się jak w raju. Wpierw wrzuciliśmy go do wielkiego kołowrotka, gdzie mógł pobiegać sobie jak chomik, potem bawił się pompami wodnymi, aż dotarł do ciekawej konstrukcji z rurek, która zasysała wrzucane do niej piłeczki. Jeszcze przytrafili się mili ludzie, którzy podzielili się z nim piłeczkami, bo widzieli ile mu to radości sprawia. Smoczyński wszak bardzo lubi się z wszelkimi odkurzaczami: daje sobie nawet odkurzać skarpetki!
Na sam koniec dotarliśmy do planetarium i kącika kosmicznego, gdzie podziwialiśmy jak ciśnienie działa na misia i dźwięk w postaci dzwoniącego dzwonka. Tam też weszliśmy na statek kosmiczny, a dokładniej na zewnątrz statku kosmicznego i Połówkę zaskoczył dźwięk otwieranej śluzy, przez co stanęła w pozycji bojowej. Planetarium sobie odpuściliśmy, bo nie nie mieliśmy pewności, czy Smoczyński będzie w stanie usiedzieć tyle czasu w jednym miejscu, a następny pokaz miał być dopiero za pół godziny.
Udaliśmy się do wyjścia, bo byliśmy zmęczeni naszym małym odkrywcą, który spróbować musiał wszystkiego (jeśli nie w formie eksperymentu to w formie posiłku – chrzańcie się wyżynające się zęby). Bawiliśmy się jednak przednio!
Nie udało mi się jednak nagrać wszystkich ciekawych atrakcji – zrobienie zdjęcia często nie oddaje tego, jak działa mechanizm. Niestety, ale było nas za mało: jedno musiało kręcić czymś, drugie filmować, a trzecie pilnować małego stworka, bo próby filmowania podczas trzymania stworka za rękę kończyły się sprowadzeniem do parteru.
Mimo to zapraszam Was serdecznie do odwiedzenia tego miejsca, jeśli znajdziecie się kiedyś w Bristolu. Tutaj można miło spędzić czas, pogłówkować i pobawić się jak małe dziecko. Zdecydowanie warto!
Mefisto
Biedny misiu… Ciekawe, czy ma dopłatę za szkodliwe warunki pracy. Ps to sprowadzanie do parteru mija, szybciej niż się spodziewasz, więc spokojnie.
Staram się w to wierzyć, bo póki co nie wygląda, aby miało mu się to znudzić 😉
Rzeczywiście miejsce wprost wymarzone dla takich szkrabów jak Smoczyński😊
I nie tylko! 😉 Sporo dorosłych też tam było, którzy okupowali studio animacji. 🙂
Idealne miejsce dla mnie, bo ja też jestem ciekawska!😉 No i szanuję to subtelne nawiązanie do „We the people” w nazwie!😀❤️
Uwielbiam takie miejsca, a już odkrywanie ich z takim nienasycenie ciekawskim maluchem to jest zupełnie inny poziom zwiedzania!😀Sama, czytając Twoją relację, dosłownie czułam tę ekscytację Smoczyńskiego, próbującego zasiać tam zniszczenie i pożogę😂
Takie małe dziecko pokazuje nowe sposoby na podchodzenie do takich eksperymentów, bo ma swoją unikatową ciekawość i niebanalne podejście do tematu.
Jeszcze tam wrócimy, bo chciałbym się pokręcić po studiu animacji. 😀 (za dużo ludzi było 🙁 )
Też bym wróciła na Waszym miejscu!😀
🙂
przy drugim zestawie zdjęć najpierw mi zamarło serce, bo pomyślałam, że Smoczyński wkłada rączkę do maszynki do mielenia mięsa, potem do mnie dotarło, że z tej strony, to mięso już wychodzi, więc spoko, a na koniec, że to jednak nie maszynka…. 😀 😀 😀
a zaraz potem przypomniał mi się “dowcip” – prawda życiowa: dobra matka da dziecku oblizać łopatki od miksera po ubijaniu kremu, najlepsza – najpierw wyłączy mikser…. 😀
Spokojnie – maszynka nie przeżyłaby Smoczyńskiego 😀