#414. Przerwa
Kolejna przerwa w tym roku, ale cóż… Też bywam zmęczony (dzięki, studia :P). Do zobaczenia za tydzień!
Mefisto
Kolejna przerwa w tym roku, ale cóż… Też bywam zmęczony (dzięki, studia :P). Do zobaczenia za tydzień!
Mefisto
Staxel to wydana w kwietniu 2019 przez studio Plukit gra pozwalająca nam na zbudowanie swojej farmy. Właściwie to “przywracamy jej dawną chwałę”, bo farma już jest tylko trochę się rozpadła, a teraz nasza w tym głowa, aby dziury załatać i wyruszyć na niezwykłą przygodę w tym relaksującym tytule.
Standardowo zaczynamy od stworzenia mapy, na której będziemy grać oraz naszej postaci. W przypadku mapy mamy możliwość nazwania naszej wyspu, wybrania typu rozgrywki (standardowy oznacza, że musimy płacić za zakupy w sklepie, kreatywny pozwala nam latać i budować wszystko bez ograniczeń). Możemy też wybrać ilość domów, aby umożliwość naszym znajomym zagranie z nami. W przypadku tworzenia postaci mamy do wyboru trzy rasy: ludzi, elfów oraz jakieś kotowate stworzenia. Gra pozwala nam zmodyfikować wiele apsektów wyglądu naszego ludka, przez co możemy stworzyć samego siebie… lub jakiegoś różowego cudaka, jak w moim przypadku.
Sama część fabularna nie jest mocno rozbudowana, a z początku wydaje się niczym innym jak samouczkiem. Spotykamy pierwszą postać o imieniu Farm Fan, która daje nam pierwsze zadania, aby oswoić się z mechaniką gry oraz sprezentować nam potrzebne do pracy narzędzia. Im dalej jednak brniemy, tym mniej mamy zadań, a coraz więcej wolnej ręki w sposobie, w jaki chcemy grać.
Zadania polegają nie tylko na wyhodowaniu warzyw, czy owoców dla wymagającej postaci. Możemy też piec ciasta, tworzyć różnorakie przedmioty, a nawet budować nowe budynki. Niektóre z zadań wymagają od nas rozbudowy obecnych budowli.
Misje przychodzą do nas pocztą, którą roznoszą listonosze. Pojawiają się oni w określonych dniach, więc ciężko ich zauważyć. Jeśli jednak uda się Wam ich spotkać, można z nimi porozmawiać, a w przypadku jednego konkretnego zadania można ich nawet sterroryzować do pomocy nam. Przydatna jest w tym mapa pokazująca lokalizację wszystkich osób przebywających w miasteczku.
Oczywiście, aby mieć surowce na budowanie, czy tworzenie rzeczy, musimy je skądś pozyskać. Możemy ścinać drewno, wydobywać kamień, itd., jednakże nasza wyspa ma ograniczoną ilość miejsca, przez co łatwo można ją wygolić do zera (spokojnie: można też ją zazielenić, ale trwa to sporo dłużej). Na szczęście co jakiś czas pojawiają się portale do innych wymiarów, gdzie możemy zbierać wszystkiego do woli, bo i tak to miejsce zresetuje się do domyślnych ustawień (czyt. przed naszą ogołacającą eskapadą).
Możemy też kupić te surowce. Pieniądze można zarobić wykonując misję albo sprzedając co się da (a da się wiele rzeczy). Najbardziej opłacalny biznes to bieganie i zbieranie różnej maści robaczków, a potem sprzedanie ich. Tak dorobiłem się w tej grze fortuny.
Jak to w przypadku gier bywa, ten tytuł nie jest wolny od błędów gry. Są one (na szczęście) bardziej zabawne niż irytujące, chociaż ganianie za zwierzętami po całej mapie, bo jakimś cudem krowa potrafi przefrunąć nad ogrodzeniem bywa drażniący.
Nagminnie zdarzającą się rzeczą było wchodzenie innych postaci w kadr, kiedy rozmawiałem z kimś innym.
Nie ma też jak burmistrz miasteczka na spacerze na dachu! On akurat szedł w linii prostej, a że po drodze był budynek to przecież można przejść po nim, nie?
Staxel to całkie miła i relaksująca gra (poza momentami, kiedy biegasz za zwierzętami po całej mapie). Nie ma w niej żadnych elementów przemocowych (poza sterroryzowaniem listonoszy – przemoc słowna to jednak przemoc). Ilekroć czułem się przeciążony nadmiarem codzienności, chwila w gry w ten niewymagający tytuł pozwoliła mi się odprężyć i nabrać sił na dalszą walkę z rzeczywistością.
Polecam tą grę każdemu, kto lubi proste, niewymagające i niezbyt zajmujące tytuły. Staxel jest dokładnie taką grą. 😉
Mefisto
Ostatnie dwa pandemiczne lata mocno zweryfikowały podejście urzędu do sposobu w jaki my, urzędnicy, pracujemy. Wszak okazało się, że nie tylko to jest możliwe, aby prawie wszyscy pracowali zdalnie (poza niewielkimi grupami, które fizycznie muszą być na miejscu, aby np. odebrać pocztę, czy coś wysłać, czy spotkać się z petentami). Ba – nawet się okazało, że może się to dziać na tyle sprawnie, aby zacząć zastanawiać się nad wprowadzeniem tego na dłuższą metę. Oczywiście dla chcących, a na szczęście mój dział jest jak najbardziej chcący.
Urzędowi spodobała się jednak inna rzecz, która idzie w parze z tym, że jego pracownicy pracują z własnych domów. Oszczędności. Wszak nie trzeba tyle płacić za prąd, nie trzeba tyle miejsc wynajmować (a można nawet nieużywaną przestrzeń w naszych biurach wynająć i mieć z tego zysk). No i urzędowi się nie dziwię, że szukają oszczędności, gdzie się da, skoro pandemia (oraz rząd ucinający fundusze) dały mu finansowo popalić.
Sam widzę też ekologiczny plus: mniej ludzi musi wędrować do pracy, więc zostawiamy po sobie mniejszy ślad węglowy. Łączy się z tym psychologiczny zysk: podróże do pracy męczą, bo swój wolny czas poświęcasz na niepotrzebną wędrówkę i emocjonalnie męczysz się z każdym palantem tudzież palantką, którzy mają gdzieś twoją potrzebę bezpiecznego dotarcia do pracy.
Pozostaje mi tylko liczyć na to, że nikt nie stwierdzi, aby wracać do przedpandemicznej normalności, skoro ten okres nauczył nas wielu przydatnych rzeczy.
Mefisto
#412. Z życia urzędnika cz.13 Read More »
The Procession to Calvary (Google Play) to nietypowy tytuł, którym zacznę rok 2022. Stworzony został przez Joe Richardsona i wydany przez Superhot Presents w kwietniu 2020. Ten tytuł opowiada historię dziejącą się na dobrze znanych nam obrazach z okresu renesansu. Zapomnijcie pasy, bo to nie będzie poważny tytuł.
Nadszedł koniec świętej wojny, a wraz z nim koniec możliwości mordowania kogo popodanie dla naszej bohaterki. Niepocieszona udaje się do Nieśmiertelnego Jana (Immortal John) – obecnego lidera, aby wyrazić swoje niezadowolenie. Niestety Nieśmiertelny nijak chce nam pozwolić ciąć na kawałki kogo popadnie, ale podsuwa nam myśl, że tyran, przez którego trwała ta cała wojna, Niebiański Piotr (Heavenly Peter) uciekł i możemy pójść go zgładzić (oczywiście nie mówi nam tego bezpośrednio, bo on nie z tych, co to popierają morderstwa).
Wyruszamy więc w najdziwniejszą przygodę naszego życia, podczas której musimy wykonywać przeróżne zadania, aby dotrzeć do miejsca, gdzie ukrywa się nasz Już-Wkrótce-Bezgłowy Piotrek. Na każdym kroku czeka na nas inna przeszkoda lub problem do rozwiązania. Możemy też iść i siekać wszystkich, jak leci, ale to może się na nas zemścić. Dlatego też wybrałem opcję rozwiązania wszystkich zagadek za pomocą głowy (swojej tudzież cudzej – w tej kwestii nie ma ograniczeń).
Nasze pierwsze zadania są dosyć proste, ale nie mniej zakręcone: musimy przekonać kalekę do oddania nam swoich kul, abyśmy dzięki nimi mogli dopłynąć do bazyliki, w której kryje się Piotrek. Dalej mamy kolejną przeszkodę: musimy dostać się do miasta, co generalnie okazuje się jednym wielkim prankiem (pomagamy komuś, kto zostawia nas pokazując nam środkowy palec na odchodne). Na szczęście udaje się nam dostać do miasta!
Niestety szybko okazuje się, że natrafiamy na kolejny mur: aby dostać się do bazyliki musimy przepłynąć rzekę, a aby przepłynąć rzekę musimy mieć przepustkę. Pomaga nam z tym uliczny magik. Oczywiście, aby dostać się do Piotrka musimy pokonać oddanych mu biskupów/księży/kapłanów, a ci chętnie usuną się na bok w zamian za różne podarki. Nasze kolejne zadanie polega na zebraniu wymaganych dóbr, co jest trochę czasochłonne, ponieważ za każdym “dobrem” kryje się inna, zwariowana historia. Aczkolwiek w to nie będę się już zagłębiał: zostawię to Wam. 😉
Ta gra jest bardzo dziwna, ma strasznie pokręcony humor, a do tego te wszystkie pokręcone, renesansowe obrazy tworzące świat, po którym się poruszamy. Ten tytuł mnie zaskoczył, zdziwił, zniesmaczył i ucieszył, co potwierdza, że The Procession to Calvary zasługuje na miano bardzo dziwnej opowieści, pozwalającej na ten dziwny (i lekko spaczony) sposób relaksu. Polecam!
Więcej zdjęć z gry znajdziecie tutaj. A mnie czeka jeszcze jedna gra od tego twórcy, o której właśnie się dowiedziałem. Będzie się działo! 😉
Mefisto
#411. The Procession to Calvary Read More »
Dzień dobry wieczór!
Witam Was wszystkich w roku 2022, który ani trochę nie zamierza nam odpuścić i dorównać swoim poprzednikom: 2020 i 2021. Może nie pod tymi samymi względami, ale w końcu, ale ileż można mieć przerąbane w ten sam sposób? Jeszcze się człowiek przyzwyczai i przestanie to odbierać w negatywny sposób. 😛 Tak mnie złapało na przemyślenia, skoro jeszcze 2022 nie rozpędził się na tyle, aby dać nam w kość.
Chociaż głęboko w serduszku czuję, że nie będzie tak lekko, jakbym chciał, aby było. W lutym mamy wizytę u neurologa, znaczy Smoczyński ma, i dowiemy się, co się tam u niego w głowie porobiło. Bo coś wyszło na skanie i teraz nasza w tym głowa (oraz specjalistów), aby dowiedzieć się dokładnie co to za problem męczy naszego małego Smoka. Mam tylko nadzieję, że to, czego się dowiemy, ułatwi nam zrozumienie naszej Dzieciorośli.
Chociaż pomimo wiadomych przeszkód, staramy się iść przed siebie z uśmiechem na ustach. Wiadomo: z nas jest dosyć masochistyczna rodzina. 😂 Porobiliśmy sobie już plany, co chcemy w najbliższym czasie (czytaj: w przeciągu następnych kilkunastu lat) zrobić i oczywiście wiąże się to z naszymi pasjami. Całość zaproponowała wypad do muzeum lotnictwa oraz wypad na punkt widokowy przy lotnisku. To drugie już odwiedziliśmy, ale na pewno jeszcze tam pójdziemy. Ja mam w planach sporo spacerów. Jeszcze nie wiem gdzie, ale na pewno coś się wymyśli. Grunt, aby w końcu rozprostować kości. Mały Smoczyński za to pójdzie wszędzie, byleby było jedzenie. Wiadomo: rośnie, to ma inne priorytety niż my. 😂
Oczywiście we wszystkie plany uwzględniamy trzymanie się od ludzi jak najdalej, co może być ciężkie w muzeach i tego typu miejscach (tym bardziej jak w sklepach ludzie mają wywalone i używają mojego dziecka jako chusteczki). Szczerze: im dłużej trwa pandemia, tym coraz bardziej mam dosyć ludzi, w szczególności starszych, za ten cholerny brak szacunku dla drugiego człowieka.
Nie odbiegajmy jednak od głównego tematu. Mam w planach kontynuowanie dekerowania mojej tablicy niekorkowej z motywami z gier. Udało mi się zebrać kilka dodatkowych elementów, ale z braku czasu to wszystko leży sobie w bliżej nieokreślonym chaosie… 😛 Jeśli dobrze pójdzie to w następnej notce pochwalę się zdjęciem. 😛
Kolejnym moim planem jest uaktywnić się nieco na instagramie i poćwiczyć robienie zdjęć. “Małą” pomocą i zachętą będzie w tej kwestii nowy aparat – Nikon D5600. Mieliśmy okazję już trochę się nim pobawić i zdjęcia wychodzą niesamowite (póki co wstawiłem dwa na instagram). A czekamy jeszcze na nowe obiektywy. 😛
Stary aparat – Nikon D60 – nie pójdzie w odstawkę. Obiektyw do niego (całkiem dobry) oddaliśmy do naprawy (bo ma uszkodzone mocowanie i zawsze była obawa, że może się przesunąć i uszkodzić aparat), zamówiliśmy dodatkowo jeden z Japonii (bo generalnie był w lepszym stanie oraz był sporo tańszy niż te dostępne w Anglii).
Plany mamy ambitne – byleby chęci wystarczyło. 😉
Studia idą mi w miarę dobrze. Fakt, odczuwam potężny przeskok pomiędzy drugim a trzecim rokiem, co nawet widać po moich ocenach (najgorsza 53%, najlepsza 71%). W tym roku pomagam sobie oglądając wykłady. Matematykę łatwiej czasem zrozumieć, kiedy obejrzy się, jak ktoś robi podobny przykład, niż próbując wyczytać to z teorii. Na szczęście nie mam (już) żadnych zaległości, więc nauka idzie w miarę gładko. 😀
Z naszym akwarium wszystko wydaje się w porządku. Całość martwi się o Herklulesa, bo siedzi w jednym miejscu, ale w tym miejscu zbierają się resztki jedzenia i on nie musi latać po całym akwarium. No nie dziwię mu się, że tam siedzi. Też bym siedział przy stole, gdyby co chwilę ktoś przynosił mi jedzenie. 😂
Nemiak za to zrobił się bardzo atencyjny (w pozytywnym sensie). Uwielbia się z nami bawić, wygłupiać, cały czas się popisuje, aby tylko mieć naszą uwagę. Jak się włoży ręce to akwarium to już w ogóle prywatny plac zabaw dla niego. Widać na poniższym nagraniu. Od razu zaznaczam, że nie jest tutaj ani pchany, ani ciągnięty w żaden sposób. 😂
Nagranie można obejrzeć tutaj.
Całość nauczyła go wpływać do ręki, co tak mu się spodobało, że czasem to nawet aż wskakuje. To też będziemy musieli nagrać. 😉 Ale cieszę się, że nasz rybeł jest tak towarzyski i otwarty na nas. 😀 Następny cel: nauczyć go wpływać do kubeczka, aby zabrać go na spacer po domu. Jak się uda to będziemy mogli pochwalić się rybką, którą można wyprowadzić na spacer. 😂
Nasz domowy ogródek też się jakoś trzyma. Ba: nawet się trochę powiększył. Poza hodowlą cytryny, grejpfrutów, agrestu, malin, pożeczek, poziomek, truskawek i winogron, postanowiliśmy wyhodować sobie figę, ogórki, koperek i słonecznik. Póki co wszystko rośnie nawet ładnie. Nawet w domowych warunkach. Szczerze przyznam, że jestem zaskoczony. 😀 Mam tylko nadzieję, że “nie chwalę dnia przed zachodem słońca” i nie wydarzy się jakaś ogrodowa apokalipsa. 😛
Jeśli chodzi o gry to znowu mam okres, że nie gram za dużo. Bardziej w tej chwili przeglądam moją kolekcję gier i szukam takich, przy których będę mógł się rozerwać, a jednocześnie nie wciągną mnie na tyle, abym miał jednak więcej czasu na naukę niż przyjemności (chociaż są momenty, kiedy wolałbym, aby było na odwrót). Mam nadzieję, że dojdę do momentu, kiedy będę mógł po prostu usiąść i sobie pograć. Nawet (a nawet w szczególności) w te dziwne gry. 😂
Ostatnia wiadomość na dziś: siedzę i piszę kolejne przygody Japesia. Także zacznojcie przygotowywać się na japesiowy powrót. 😂
Myślę, że to by było na tyle z “nowości”. Trzymajcie się ciepło!
Mefisto
#410. Plany wieloletnie Read More »
Czas pandemii ma to do siebie, że zdecydowanie za szybko mija czas i człowiek wciąż żyje początkiem roku 2020, a po drodze zdążyła się cyferka dwa razy zmienić. Dobrze jednak, że mamy gry i możemy z codziennego szaleństwa wskoczyć w ten rodzaj szaleństwa, który mają dla nas do zaoferowania deweloperzy.
Jak co roku: oto lista trzech gier, która pozwoliła mi się oderwać od szarej codzienności i naładować wewnętrzne baterie. Tutaj znajdziecie listę wszystkich gier, w jakie przyszło mi zagrać w roku 2021.
Nie mogło tutaj zabraknąć tego tytułu. Po prostu nie mogło. Grę przeszedłem kilka razy, za każdym razem całkowicie oddając się przygodzie, jaką oferowała, gdzie w tej chwili wydaje mi się to naprawdę niesamowite, że jeden tytuł zajął tyle mojego czasu, chociaż wciąż mam go bardzo mało.
W tym tytule stajemy się pierwszym z rodzaju wampirów, przepełnionym żądzą zemsty na naszym “twórcy” – Czarnoksiężniku. Po drodze wykonujemy szereg misji, które bardziej przysparzają nam wrogów niż przyjaciół, odkrywamy wiele tajemnic oraz zatapiamy się w mrocznym humorze twórców gry.
Ten tytuł to moje zdecodowanie 10/10 za fabułę, oldschollowy klimat i łowców wampirów rzucających w nas czosnkiem. Polecam!
Two Point Hospital to bardzo fajny symulator zarządzania szpitalem. Oczywiście wszystko jest zrobione na wesoło, z jajem i sporą dawką zwariowanego humoru. I na całe szczęście jest to tylko gra, bo byłbym teraz sądzony za ludobójstwo! Tak, żywotność pacjentów w moich szpitalach to temat na opowieść. Grunt, że płacili zanim umarli!
Bawiłem się przy tej grze przednio, nawet jeśli w moich rękach był to symulator masowych mordów. Zdecydowanie polecam (w sensie grę, a nie masowe mordy).
10/10 za te wszystkie dziwaczne choroby i jeszcze dziwniejsze sposoby ich leczenia!
Oczywiście na tej liście nie mogło zabraknąć takiej perełki, jaką jest Untitled Goose Game. Nie ma przecież nic przyjemniejszego niż wcielenie się w przeuroczą gęś w celu terroryzowania okolicy. Wszystko po to, aby ukraść kolejny złoty dzwonek. Albo biegać po okolicy z nożem w dziobie. To też jest fajne!
Nie mam pojecia, czym kierowali się twórcy tworząc tą dziwną, ale zajmującą i (o dziwo) relaksującą grę. Mam nadzieję, że nie przestaną i stworzą jeszcze wiele niesamowicie pokręconych pozycji, przy których będzie można odetchnąć od natłoku dnia codziennego.
Kolejne 10/10! Polecam gorąco!
Rok 2021 postanowił kontynuować szaleństwo z 2020. Na szczęście to już za nami! Tylko co nam przyniesie 2022?
A Wam jak minął rok 2021?
Mefisto
#409. Gamingowe podsumowanie roku 2021 Read More »
Ostatnia wizyta w supermarkecie z azjatyckim jedzeniem sprawiła, że zostałem fanem nugatów. Wybór jest przeogromny: o smaku czarnej herbaty, zielonej herbaty, z żurawiną, mleczne… (i piszę tylko o tych, które miałem okazję dorwać – podejrzewam, że mogą być i inne rodzaje).
Wszystkie są niesamowicie dobre, rozpływają się w ustach i oferują smak przepysznych, prażonych orzechów. Tak bardzo w nich zasmakowałem, że mam ochotę jeść je bez przerwy. Pondato świetnie pasują do kawy i herbaty.
Na zdjęciach jest wersja z zielonej herbaty, ale generalnie to różnią się one tylko kolorem (no i smakiem).
Jeśli natraficie gdzieś na tego typu słodycz to bardzo polecam spróbować. Zdecydowanie warto!
Mefisto
#408. Azjatyckie łakocie cz. 16 Read More »
House Flipper to ciekawa i bardzo relaksująca gra, stworzona w 2018 przez Empyrean, Frozen Distric oraz PlayWay S.A. Naszym zadaniem jest remontowanie domów według zleceń, a także kupowanie zaniedbanych, rozpadających się ruder i zamienianie ich w przytulne gniazdka.
Skupmy się wpierw na misjach. W nich mamy określone cele, które musimy osiągnąć, aby ukończyć dane zadanie. Z reguły ogranicza się to na malowaniu ścian, łataniu dziur, generalnym remoncie, dekorowaniu i meblowaniu pomieszczeń. Oczywiście możemy też wyburzać ściany, co jest – o dziwo – bardzo wciągającym aspektem gry. Wciągającym do tego stopnia, że kilka razy nazbyt się rozpędziłem i rozwaliłem o kilka ścian za dużo.
Mamy też możliwość montowania armatury łazienkowej, kaloryferów, klimatyzacji… Przy tego typu rzeczach nie tylko musimy umieścić obiekt, ale też go zamontować: podłączyć kable, rury, poskręcać śrubki, itd. Z początku jest to ciekawe zajęcie, ale w moim przypadku szybko mi się to znudziło. Za dużo było z tym roboty! Na szczęście twórcy wprowadzili system umiejętności i takie składanie można sobie “przyśpieszyć”.
W przypadku remontu domów mamy wolną rękę. Możemy odnowić je tak, jak nam się podoba i wystawić na aukcję. Oczywiście, jeśli lubimy zbierać osiągnięcia (np. na platformie Steam), to można kierować się sugestiami potencjalnych kupujących, aby zrobić dom wedle ich upodobań i zwiększyć szansę na to, że to właśnie oni kupią ten budynek od nas. Muszę jednak przyznać, że to bywa czasem ciężkie, bo pod koniec remontu znaczenie mają już tylko niewielkie detale.
Gra nie posiada skomplikowanych opcji wyboru, dlatego nie musimy się martwić wyborem setki detergentów, aby wyczyścić brud. Wystarczy nam mop i każde zabrudzenie z podłogi, szafek, czy ścian nie jest nam straszne! Szczerze mówiąc to chciałbym mieć takiego mopa, którym pomacham w powietrzu i w domu nagle robi się czysto… Nie jest to jednak koniec “smaczków” z tego tytułu: nasza postać jest w stanie przenieść każdy przedmiot (nawet auto – i za to mamy osiągnięcie na Steamie!), a także odkurzyć rój karaluchów.
House Flipper jest, moim zdaniem, super relaksujący, chociaż bardzo powtarzalny. Zdecydowanie jednak sprawdza się jako odstresowacz, kiedy po prostu chcemy wyłączyć myśli i pomalować cały dom na jakieś fikuśne kolory (a potem przemalować, bo kłuje i w oczy, i w duszę). Albo “skosić” trawę miotaczem ognia. Lub też spalić nadmiar śmieci. Kto co lubi. 😉
Polecam!
Mefisto
#407. House Flipper Read More »
Dzień dobry wieczór!
Czuję się, jakbym z pół wieku w internecie nie był, a zaglądam tutaj prawie codziennie. Z drugiej strony czasami wolałbym, aby minęło już pół wieku, bo może za te pół wieku trochę się ludzkość ogarnie. Takie moje małe marzenie na chwilę obecną…
Podsumujmy, co działo się u mnie i mojej rodzinki w ostatnim czasie (a zapewniam Was, że działo się sporo). Zaliczyliśmy wyjazd do Londynu. Trochę spadło to na nas jak grom z jasnego nieba, chociaż się tego spodziewaliśmy, ba, nawet to planowaliśmy. Powód wizyty w stolicy: skan smoczego łba. Okazało się, że skan ten, a dokładniej rezonans magnetyczny, był bardzo potrzebny. Są w smoczej głowie niepokojące zmiany, które pediatra zalecił sprawdzić w trybie pilnym. Chociaż patrząc na obecną sytuację z nową odmianą covida to wątpię, że to się wydarzy w najbliższej przyszłości.
Sama podróż była i dobra, i zła. Jadąc do Londynu nie było najgorzej. Nawet Smoczyński dawał radę, chociaż to była jego pierwsza tak długa podróż pociągiem (1 godzina 40 minut około). W samym Londynie trochę się zgubiliśmy w metrze, ale daliśmy radę dotrzeć na czas do szpitala. Powrót za to był istną masakrą. Najpierw czekaliśmy na informację, skąd odjeżdża nasz pociąg. Czekaliśmy tak długo, aż nasz pociąg zniknął z tablicy informacyjnej. W punkcie informacyjnym nikogo nie było, aby zapytać się, co się dzieje. W końcu pojawiła się informacja, skąd odjeżdża nasz pociąg, jak już był trochę spóźniony. Nikomu nie polecam takiego stresu – w szczególności, kiedy musicie targać dziecko po narkozie na rękach.
Sam rezonans przebiegł dosyć gładko. Lekarze i pielęgniarki pomogli nam zapanować nad Smoczyńskim, który w swoim krótkim życiu zdążył znienawidzić szpitale. Dostał leki na uspokojenie, dostał klocki duplo, co chwilę przychodziła do nas kobieta z głosem iście z kreskówek dla dzieci, aby upewnić się, że mały ma wszystko, czego potrzebuje, aby cierpliwie czekać, aż przygotują dla niego sale. Po skanie trafiliśmy do osobnej sali, aby móc być razem we troje. W trakcie czekania podano nam posiłek (podany jak w drogiej restauracji). Generalnie to szpital wspominam bardzo dobrze. Byliśmy jednak prywatnie i było bardzo drogo, więc nie dziwi mnie, że byliśmy traktowani tak dobrze.
Najlepszy moment w szpitalu był, kiedy Smoczyński spał jeszcze po narkozie i nie chciał się obudzić. Przyjechało jedzenie, więc Całość postanowiła sprawdzić, jak bardzo łakomy jest nasz mały Smok. Złapała za frytkę i pomachała nią małemu przed nosem. Wstał od razu. 😂 Myślałem, że się popłaczę ze śmiechu. 😂 No to wyglądało jak z kreskówki!
Przejdźmy jednak dalej, bo mam jeszcze sporo wieści do przekazania.
Nasze akwarium przeszło sztorm. Dwa bezimienne ślimaki odeszły. Były jednak od samego początku tak niemrawe, że spodziewaliśmy się tego. Wraz z nimi odszedł Pan Robak. 😔 Krewetka Modnisia i rozgwiazda też odeszły. Odparowująca woda sprawiła, że sól zebrała się na oświetleniu i po jakimś czasie wpadła z powrotem do wody, przez co drastycznie zmieniło się zasolenie wody. I krewetki, i rozgwiazdy są wrażliwe na najmniejsze zmiany w zasoleniu, więc wiadomo było, co się stanie. 😔 Na dniach odszedł też Zoidberg. Jakaś infekcja zaatakowała jego ogonek, którym trzymał muszlę. Szybko to nastąpiło, bo kilka dni wcześniej zrobiłem mu poniższe zdjęcie, gdzie widać ten ogonek i wygląda on normalnie. Ech… 😔
Nemiak za to przeszedł jakieś załamanie, bo totalnie zdziczał. Nie mieliśmy dla niego czasu, kiedy byliśmy chorzy, więc dostawał od nas tyle uwagi, ile zajmowało nakarmienie go. Widać ryba tak nas pokochała, że potrzebuje naszego towarzystwa każdego dnia. Na szczęście udało się go ucywilizować i już jest dobrze. Staramy się bawić z nim codziennie albo chociaż posiedzieć przy akwarium, aby mógł się popisywać przed nami. Całość stwierdziła, że Nemo musi czuć się bardziej człowiekiem niż rybą, dlatego potrzebuje nas tak bardzo. No cóż, u nas w domu wszyscy są dziwni – nawet rybki. 🤷♂️
Jeden ze ślimaków, a dokładniej to Ślimoń, robi sobie wycieczki na powietrze. Nie wiem, o co mu chodzi, ale jak sama jego nazwa wskazuje (przypominam: połączenie Ślimaka i Gamonia), to nawet się nie zdziwię, jeśli zapomina, że on jest wodnym ślimakiem. No chyba, że one tak mogą? 🤔 Będę musiał poczytać.
Ze studiami idzie mi jako tako. Nie mam czasu się uczyć. Wieczory przesypiam, a w ciągu dnia ciężko się uczyć, kiedy trzeba jeszcze zajmować się dzieckiem, ogarnąć mieszkanie i załatwić milion innych spraw. Mały ma znowu trudności z zasypianiem, więc po prostu padam ze zmęczenia. Pewnie nie byłoby tak najgorzej, gdybym rano wstawał wypoczęty… No, ale cóż. Nie można mieć wszystkiego. 🤷♂️
Mały Smoczyński postanowił nas zaskoczyć i zaczął liczyć. Tak znienacka liczy do 10 po angielsku i do 5 po japońsku. Zważając na fakt, że on ostatni raz oglądał jakikolwiek japoński filmik ponad pół roku temu to wow. Brawo! Cieszy mnie każda próba komunikacji z jego strony, każde słowo, które stara się wypowiedzieć. Moje ulubione słowo wypowiedziane przez niego to “jedzonko”. 😂
W mojej pracy trochę się zmieniło: postanowiłem zmniejszyć ilość godzin, aby mieć więcej czasu dla Mordodrzejki. Trzydniowy tydzień pracy jest całkiem fajnym rozwiązaniem, mały Smok jest szczęśliwy, że spędzam z nim więcej czasu, no i mamy też więcej czasu na załatwienie piętrzących się spraw w naszym życiu. Cieszę się, że dostałem taką możliwość, bo zdjęło to trochę ciężaru z moich barków.
Ze świata gier: Całość odleciała. I to dosłownie. Zakochała się w lataniu, ma kilka symulatorów lotu (Microsoft Flight Simulator, X-Plane 11 i Aerofly FS 2), dokupiła sobie cały osprzęt i lata po różnych mapach. Całości marzy się prawdziwy samolot i licencja pilota. A wszystko przez to, co się dzieje na drogach! Tak ma dość, że woli latać. 😂
Ale generalnie to jest całkiem fajne uczucie, jak grasz na okularach VR. Do momentu, aż ktoś ci “pomoże” zrobić beczkę. 😛 To naprawdę ciekawe zjawisko, kiedy siedzisz tak jak siedziałeś, a żołądek sam wędruje ci do gardła. 😂
Ja za to wpadłem w objęcia Stadii. Była promocja na pada, więc zakupiłem, zacząłem grać i jestem naprawdę zadowolony. Cloud gaming działa u mnie na prędkościach prehistorycznych wręcz (chociaż wydaje mi się, że i dinozaury miały szybszego neta niż ja mam w tej chwili). Gram obecnie w Assassin’s Creed Valhalla, więc (o ile nie wpadnę znowu w studencką depresję) będzie to pierwsza gra na tej platformie, którą zrecenzuję. 😀
Myślę, że streściłem Wam najważniejsze wydarzenia z ostatnich dwóch miesięcy. Jakbym próbował streścić wszystko to wciąż bym to pisał. 🤷♂️ Tak to bywa kiedy ciężko jest być normalnym. 😂
Mam nadzieję, że miło spędzicie najbliższe święta (czy to z powodów religijnych, tradycyjnych, czy po prostu dla samego wypoczynku). Przyda się kilka dni przerwy, aby naładować baterie. Trzymajcie się ciepło! 😉
Mefisto
Hexologic to gra logiczna wydana przez studio MythicOwl na urządzenia mobilne. Naszym zadaniem jest wybranie odpowiedniej ilości “oczek” (od jednego do trzech), aby całkowita suma wynosiła tyle, ile znajduje się w konkretnym rogu heksagonu.
Oczywiście im dalej, tym więcej mamy heksagonów, więcej wymagań i coraz mniej możliwości rozwiązań. Nie oznacza to, że im dalej, tym większa szansa na utknięcie na jakimś poziomie. Twórcy zapewniają, że gra da się przejść, bo jej celem jest nas zrelaksować. I rzeczywiście Hexologic sprawia, że czujemy się odprężeni. Przynajmniej ja się tak czuję, ilekroć mój lekki wysiłek umysłowy zostaje nagrodzony kolejnym poziomem.
Cóż mogę rzecz: polecam każdemu, kto lubi lekkie i niezajmujące gry. Naprawdę przyjemny zabijacz czasu.
Mefisto