#109. Bunt kaczek cz.2 – walka
Przekonałem się, że decyzja o posiadaniu dziecka to nie takie hop siup. Chcieć, a móc to dwa odległe światy, pomiędzy którymi balansują rodzice pragnący potomstwa. Bo nie zawsze ci, którym coś mogli łatwo osiągnąć, są tymi, którzy tego chcieli i na odwrót.
W naszym wypadku problemy zdrowotne nas obojga dosyć mocno przekreślały nasze szanse. Dodatkowo mieliśmy problemy środowiskowe w postaci sąsiada-świra, rozpędzającego się na kolejce absurdu. Już od jakiegoś czasu fizycznie i psychicznie potrzebowałem rodziny, ale wiedziałem, że to może być niemożliwe. Nie chcę się zagłębiać w ten temat – po prostu ustalmy, że były powody na tyle mocne, aby to uniemożliwić.
Pomimo przeciwności losu, udało się. Do końca życia zapamiętam dzień, kiedy dowiedzieliśmy się o kiełkującym życiu w (właściwie) nas obojgu . Oboje zaczęliśmy dojrzewać do roli (nie)odpowiedzialnych rodziców.
To wszystko było winą przeczucia i mojego dziwnego zachowania. Nie jadam normalnie mięsa – tylko w dziwnych, specjalnych okolicznościach. Tego właśnie dnia mieliśmy bażanta na obiad i postanowiłem spróbować malutki kawałek, aby wiedzieć, jak smakuje. Połówka wiedziała, że coś się święci. Zrobiliśmy test i wyszły dwie kreski. Byliśmy w takim szoku, że, po uprzednim wypiciu szklanki wody, zrobiliśmy drugi. Stało się. Ciąża jak nic! Chociaż planowaliśmy ją trochę później.
Pokonaliśmy przeszkody zdrowotne. Pozostała jednak przeszkoda środowiskowa w postaci sąsiada, utrudniająca nam życie (np. poprzez hałasowanie w nocy, w dzień, czy wtedy, kiedy byliśmy cicho i próbowaliśmy odespać cokolwiek). Ten typ nie dawał nam samym żyć, a co dopiero by było przy małym dziecku.
Nie chodziło tu tylko o hałas. Typ był po prostu niebezpieczny.
Policja nie robiła z tym facetem zupełnie nic, mimo nagranych gróźb i steków wyzwisk. Byliśmy pod dużą presją, spaliśmy łącznie po 3-4 godziny na dzień (z przerwami), zawalałem pracę, bo nie byłem w stanie trzeźwo myśleć…
Kiedy jednak zobaczyliśmy na skanie naszą smoczą fasolkę, jak uroczo wypina tyłek na ekranie, jak figluje i macha, choć nieporadnie, rączkami, to zrozumieliśmy, jaki skarb mamy. Smoczyński miał większe prawo do życia niż ta “osoba”, czepiająca się innych z pobudek rasistowskich. Musieliśmy walczyć – nasz syn był stawką. Zaczęliśmy wyścig z czasem, aby wynieść się jak najdalej od tego gnoja.
Sprężyliśmy się tym bardziej, kiedy zrzucił na nas walizkę jak wchodziliśmy po schodach. Na szczęście nie trafił.
Mieszkanie ostatecznie opuściliśmy w maju i, chociaż nowe mieszkanie luksusem nie było, to było pod tym względem bezpieczne. Chociaż i tak było to tymczasowe rozwiązanie, ponieważ dla nas obojga było już małe, a co dopiero dla małego dziecka.
Jak tak teraz to piszę, to wydaje się to nic. Można by rzec: było, minęło. Niestety zostawiło to ślady na naszej psychice. Nie opisałem wszystkich szczegółów, bo wciąż nie czuję się na siłach, aby do tego tak całkowicie wracać. Może kiedyś to zrobię, może odpuszczę sobie ten nieciekawy epizod i udam, że zaginął na półkach życia. To, co jest ważne, to to, że wytrwaliśmy, a wraz z nami wytrwał Smoczyński. To, że jest, to jest najważniejsze. To nasze zwycięstwo!
Dzięki przeprowadzce mogliśmy skupić się na uwiciu gniazda dla małego pisklaka i kontynuowaniu naszej przygody jako rodziców. 🙂
Mefisto
#109. Bunt kaczek cz.2 – walka Read More »