spellforce

#379. Spellforce: Heroes & Magic

Spellforce: Heroes & Magic to gra na urządzenia mobilne, którą opublikowało studio HandyGames w 2019. Znalazłem ją przypadkiem i od razu zakupiłem, bo czuję wielką sympatię do serii gier Spellforce. Ku mojemu zdziwieniu, tytuł ten łączy świat opisany w serii gier Spellforce z mechaniką gry znaną z serii gier Heroes of Might and Magic.

Gra nie posiada żadnej fabuły. Mamy za to dostępne różne mapy z rosnącym poziomem trudności, gdzie naszym zadaniem jest pokonać naszych przeciwników. Do wyboru mamy trzy frakcje: Mroczne Elfy, Ludzie i Orkowie. Jako, że jestem wielkim fanem Mrocznych Elfów to grałem właśnie nimi.

Dostajemy jednego bohatera i nie możemy go stracić, bo inaczej kończy to naszą rozrgrywkę. Nie jest to oczywiście jedyna postać, która może poruszać się po mapie: nasze jednostki mogą biegać w obrębie bram granicznych dzielących nas od naszych wrogów. Do dyspozycji mamy też zamek i dostępne w nim ulepszenia (np. kuźnię, gdzie można ulepszać broń naszej armii) oraz punkty umiejętności zdobywane wraz z poziomem doświadczenia. Zdobywają je zarówno nasz bohater jak i jednostki z jego armii, więc nasze siły zbrojne można całkiem nieźle ulepszać.

Po mapie poruszamy się określoną ilość ruchów na każdą turę. Jest to rzecz wzięta ewidentnie z Heroes of Might and Magic, ale w sumie ta gra zdaje się być połączeniem dwóch odmiennych rodzajów gier.

Ponadto mamy też tryb walki, gdzie nasz bohater może mierzyć swoje siły z wylosowanymi wrogami. W tym trybie również możemy ulepszać naszą postać, ale tyczy się to tylko umiejętności i broni posiadanej przez naszą armię.

Chociaż gra nie wydaje się zajmująca, to jednak spędziłem nad nią sporo czasu przemierzając coraz to trudniejsze mapy. Nie jest to może najciekawszy tytuł, bo brak fabuły jednak robi swoje, ale można się przy tym nieźle odprężyć bez nadmiernego skupiania się nad grą.

Mój werdykt jest taki: dobra gra do zabicia czasu w chwilach okropnej nudy i brak chęchi do robienia czegokolwiek. 😉

Mefisto

#379. Spellforce: Heroes & Magic Read More »

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa)

Spellforce: Shadow of the Phoenix to już ostatni z dodatków do gry Spellforce, który wyszedł w listopadzie 2004. Jest to kontunuacja naszej przygody nawiązująca zarówno do Spellforce: The Order of Dawn i Spellforce: The Breath of Winter. Kolejny raz twórcy są zdania, że potrzeba około 40 godzin na grę (mi wyszło 29 przy pominięciu kilku rzeczy).

Jak w każdej z poprzednich części, zaczynami od wyboru postaci. Tym razem jednak możemy zaimportować uprzednio stworzonych wojowników: tego, który posiadł Kamień Feniksa w The Order of Dawn (Zakon Świtu) albo wojownika cienia z The Breath of Winter (Oddech Zimy). Ma to jedynie lekki wpływ na dialogi, aczkolwiek reszta fabuły pozostaje taka sama. Ja zdecydowałem, że będę grał postacią posiadającą kamień.

Na samym wstępie dowiadujemy się, że przyzywa nas nasz stary znajomy Darius. Odkrył on bowiem zło, które swym mrokiem powoli okala świat. Na miejscu nie zastajemy naszego przyjaciela, a jedynie resztki Zakonu Świtu wraz z naszym przyjacielem Uriasem, z którym przedzieramy się przez hordy nieumarłych w poszukiwaniu Dariusa. Szybko zostajemy skierowani do miasta Empyria, gdzie mieści się portal prowadzący do Driady gotowej pomóc nam w naszym zadaniu.

Oczywiście nie możemy tak po prostu tam wejść, bo imperator jest po stronie tego złego. Dlatego wchodzimy w spisek z lokalnym złodziejaszkiem (złodziejaszką?) i komendatem straży. Oboje są dziećmi władcy i chętnie pomagają nam przeciwko swemu oszalałemu ojcu.

W międzyczasie dowiadujemy się też, że zło, które czyha nad nami, to nikt inny jak Hokan Ashir ożywiony przez nas w pierwszej części gry. Przy użyciu boskiej krwi wskrzesza on krąg jako swoich niewolników, aby ostatecznie przywołać Beliala do krain Fiary.

Dotarwszy do skąpo odzianej driady, dowiadujemy się kilku istotnych rzeczy, a nasza podróż zmierza w stronę ludu Kathai i kobiety o imieniu Uru. Nie może być za łatwo. Okazuje się, że Kathai są pod oblężeniem nieumarłych. Chociaż nasza podróż zajęła nam chwilę, docieramy do naszego celu i tam dowiadujemy się, że musimy uwolnić runicznego wojownika posiadającego ostrze nie z tego świata. Miecz ten może uwolnić Feniksa – stworzenie pałające nienawiścią do Kręgu – i zapobiec kataklizmowi.

Chociaż było to ciężkie, udało mi się uwolnić wojownika cienia i wyruszyć na spotkanie Hokanowi. Chociaż było to jeszcze cięższe, wygrałem, zniszczyłem ostatecznie Krąg, a wraz z nim całą jego magię (a w tym i runicznych wojowników). Rozdarty świat Fiary stał się na nowo jednym, ale o tym opowiem wam w drugiej części gry Spellforce… 😉

Gra bardzo przypadła mi do gustu – nie tylko dlatego, że grałem w nią już za czasów mojego dzieciństwa. Chociaż jest to tytuł sprzed ponad dekady, wciąż zachwycałem się grafiką (np. przy Arynie, gdzie jego wykonanie było wręcz bajkowe jak na tamte czasy). Fabuła, mimo tylu lat przerwy, wciąż była niesamowicie dobra, zostawiając daleko w tyle współczesne tytuły, które też miały w sobie wyjątkową opowieść.

Chociaż ograniczyłem ilość rozgrywki do głównej fabuły, to jednak pod względem godzin spędzonych na rozgrywce przegoniłem taki tytuł, jak Skyrim, gdzie starałem się zrobić dosłownie wszystko. Dlatego bardzo mocno i z całego serca polecam ten tytuł!

Mefisto

#226. Spellforce: Shadow of the Phoenix (Cień Feniksa) Read More »

#212. Spellforce: The Breath of Winter (Oddech Zimy)

Postanowiłem wrócić do mojej przygody ze Spellforce i tym razem zająłem się dodatkiem o nazwie The Breath of Winter wydanym w czerwcu 2004. Aczkolwiek ciężko mi nazwać ten tytuł tylko dodatkiem, bowiem sami twórcy sugerują, że przejście go zajmuje około 40 godzin (mi zajęło to skromne 31, bo w grę już grałem i wiedziałem którędy mogę ją sobie skrócić).

Nasza przygoda skupi się wokół legendy o Arynie i Cenwen. Aryn jest smokiem (może nawet i najstarszym), którego lodowy oddech jest wstanie zamrozić cały świat. Jego moc była tak potężna, że nikt nie był w stanie go pokonać. Nikt, poza Cenwen – królową pierwszych elfów z Tirganach. Jej śpiew ukoił lodowego tytana, dzięki czemu ustała wieczna zima i w krainach Eo zapanowały pory roku, a życie mogło rozkwitać.

Nasza postać, która również jest Runicznym Wojownikiem, zostaje przyzwana przez Lenę i Grima. Z początku cel naszej wyprawy to odnaleźć dwóch bohaterów związanych z runami tak samo jak my. Kiedy osiągamy cel dowiadujemy się, że lodowe elfy porwały Cenwen i nad światem wisi mrok wiecznej zimy. Udajemy się więc na ratunek, aby, ku naszemu zdziwieniu, uwolnić nie królową, a księcia ciemności – Fial Darga.

Grim okazuje się być zdrajcą (o czym wcale nie swiadczyło jego podejrzanie mroczne imię). Cenwen została uprowadzona nie po to, aby Aryn zamroził cały świat, ale po to, aby przy użyciu jej krwi (będącej najbliżej bogom z racji faktu bycia jedną z pierwszych elfów) wskrzesić mrocznych bogów.

Nasza przygoda zmierza ku Shal’Dul, gdzie będziemy walczyć ze Szkarłatnym Imperium (Crimson Empire). Nim jednak się tam udamy, otwiedzamy krasnoludów, by odkryć sekretne zaklęcie, które ochroni nas przed ogniem. Wymaga to zmierzenia się z nieumarłymi powołanymi do życia przez ryk Aryna.

Przybywamy w końcu do Shal’Dun, gdzie wita nas Craig Un’Shallach (który to pojawił się na chwilkę w Zakonie Świtu). Mroczny elf jest zaniepokojony planami swego pana – Fial Darga – bowiem wieczną zimę przetrwają tylko bogowie. Pomaga nam więc dostać się do miasta – zapewnia garść żołnierzy i wiedzę o tym, jak sforsować bramy. Chociaż nie było to łatwe to w końcu docieramy do portalu mającego zaprowadzić nas do Otchłani (The Abyss). Pojawia się jednak kolejny problem.

Grim, po przegranej z nami walce, zdradza nam, że Fial Darga może zranić tylko jedna broń – Ostrze Cienia (Shadow Blade). Demon wykradł je i ukrył przed światem. Wyruszamy więc w pogoni za mieczem strzeżonego przez Płonącego Anioła (Fireangel). Na miejscu okazuje się, że cienie uciekły z ostrza i zalewają wymiar, więc udając sługę Fial Darga zamykamy istoty z powrotem w ostrzu, a potem odbieramy je aniołowi (niekoniecznie w przyjaznej atmosferze).

Pomimo wielu przeszkód i przeciwników jakich przyszło nam pokonać, ratujemy Cenwen. Niestety Lena pada ofiarą Fial Darga. Elfka dziękuje nam za pomoc i prosi o pomoc z ujarzmieniem Aryna. Niestety demon rzucił zaklęcie, przez które smok nie poznaje swojej przyjaciółki. Cenwen może zerwać urok tylko jeśli osłabimy Aryna.

Udajemy się więc w zamarznięty wymiar, gdzie rezyduje rozjuszony smok. Po kolejnych równie ciężkich walkach stajemy twarzą w twarz z Arynem i walczymy z nim tak długo, aż Cenwen łamie urok i uspokaja smoczą duszę swoją piosenką.

Chociaż momentami było ciężko to jednak bawiłem się przednio nie tylko dlatego, że lubię i RPG, i strategię, ale też dlatego, że jest to mimo wszystko jedna z lepszych gier w jakie można zagrać. Fabuła trzyma w swoim objęciu do samego końca, więc nie idzie odpuścić sobie tej pozycji choćby nie wiadomo jak ciężko było.

The Breath of Winter oraz The Order of Dawn to dwie opowieści, które pozwalają nam zrozumieć, co dzieje się w kolejnym dodatku o nazwie Shadow of the Phoenix. Ale o tym w następnej notce!

Mefisto

#212. Spellforce: The Breath of Winter (Oddech Zimy) Read More »

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu)

MV5BZDU3OWViMGUtMzAxNC00YmEyLWIwNGMtMGE4N2JjM2M0Yjk0XkEyXkFqcGdeQXVyOTIwNDI1ODM@._V1_

Spellforce: The Order of Dawn to łącząca w sobie elementy strategii i RPG gra, która została stworzona przez Phenomic i wydawa w listopadzie 2013 przez JoWooD i Encore Software. Jest to jeden z pierwszych tytułów w jakie przyszło mi grać za młodu i przyznam, że miło mi się zrobiło mogąc zagrać w ten zacny tytuł.

Na samym wstępie zaznaczę, że przeklinam do piątego pokolenia wszystkich, którzy brali udział w tworzeniu najnowszej aktualizacji gry. Nie wiem jakim cudem udało im się zebrać tyle błędów gry w jednej aktualizacji, ale do momentu, w którym cofnąłem grę do wersji 1.5.4 (co było niełatwe, bo trzeba było zmieniać numer wersji gry w zapisie przy użyciu specjalnego programu i wbić kod do gry) nie szło po prostu nic zrobić. Na niektórych mapach przeciwnicy pojawiali się z prędkością kota, który usłyszał, że sypiesz mu jedzenie do miski, przez co gra zawieszała się co chwilę. A jak przypadkiem gra się nie wywaliła to kończyło się to na tym, że po całej mapie ganiało cię pół stadionu narodowego, a Ty zastanawiałeś się, co w poprzednim życiu nabroiłeś, że w tym istnieniu pokarano Cię takimi błędami w grze!

39540_20180916010525_1

To tyle ze złych aspektów gry. Teraz czas na te dobre. 🙂

Naszą postacią (którą możemy sami stworzyć lub wybrać spośród gotowych bohaterów) jest runiczny wojownik (Rune Warrior). Runiczny wojownik charakteryzuje się tym, że jest chociaż można go zabić to odradza się dzięki swojej runie. Chociaż jest to całkiem duża zaleta, runa jest jednocześnie słabością naszego bohatera, bowiem pozwala ona nami sterować – niekiedy wbrew naszej woli. Do dyspozycji mamy w sumie naszego bohatera i pięć innych postaci.

Do dyspozycji mamy też runy różnych ras: ludzi, elfów, krasnoludów, mrocznych elfów, orków i trolli, które można przyzywać w odpowiednich monumentach. Jest to element RTS (real time strategy – strategia czasu rzeczywistego), który przydaje się, kiedy forsujemy sobie drogę przez liczne zastępy przeciwników. Nie bez powodu runiczni wojownicy byli tacy efektywni w służbie swoim twórcom – Magów Kręgu (Mages of the Circle).

Zacznijmy jednak opowieść!

Rohen Tahir – ostatni żyjący Mag Kręgu – przyzywa nas, abyśmy wspomogli go w jego misji przeciwko strasznemu złu, jakie czai się w rozdartych przez Rytuał Konwokacji (Convocation Ritual) krainach. Mag jest uczciwy i oddaje nam naszą runę, a my w pewnym sensie odzyskujemy wolność. Wyruszamy do Greyfell, aby spotkać się z Zakonem Świtu i kontynuować naszą misję. Po drodze spotykamy naszego nemesis – zamaskowanego człowieka, który okazuje się Magiem Kręgu. Zostawia on nas z posłańcem, planami ataku i rozkazem zabicia naszego runicznego bohatera, co się, oczywiście, nie udaje. Wyruszamy dalej i forsujemy sobie drogę przez wrogie tereny za pomocą własnych możliwości, ale też i z pomocą runicznych podwładnych.

39540_20180828025352_1

W Greyfell zostajemy odesłani z planami do Rohena, bowiem pudełko zamknięte jest na cztery spusty za pomocą magii na tyle potężnej, że potrzebny jest nam nie kto inny jak Mag Kręgu. Chociaż brzmi to prozaicznie prosto to jednak między moimi słowami kryje się conajmniej kilka map i setki przeciwników do pokonania. Mamy też do czynienia z nowymi, niesamowicie silnymi stworzeniami nazywającymi się Ostrzami (Blades).

39540_20180904183155_1

Ostatecznie docieramy do Rohena, a wraz z nami nasz zamaskowany nemesis, który zadaje magowi śmiertelny cios. Runiczny wojownik jest wściekły, bowiem po raz kolejny stał się marionetką kręgu. Udajemy się do Greyfell, a stamtąd do Dariusa, aby dowiedzieć się jak pokonać Maga Kręgu i otrzymać księgę zawierającą informacje o Rytuale Konwokacji. Ostatecznie wędrując od jednej do drugiej postaci, docieramy do martwego Maga Kręgu Hokana Ashira a ten, w zamian za maskę Beliala, opowiada nam o Kamieniu Feniksa (Pheonix Stone) – artefakcie stworzonym z czystej magii będącym jedyną szansą na pokonanie maga, a nawet odbudowanie zrujnowanego świata.

39540_20180909110019_1

Wyruszamy w pogoń za kamieniem, mierząc się z przeciwnościami losu. Musimy przedrzeć się przez ruiny Mulandir, które po wojnie magów zostało zrównane z ziemią, a w jego ruinach zaplęgły się demony. Nasze zadanie jest utrudnione, bowiem musimy przemknąć się między Przeklętymi Strażnikami (Cursed Guardians), aby nie zamieniły nas w kamień i zabiły wraz z pomocą gargulców.

Kiedy po raz kolejny zrobimy krok w przód i zdobędziemy Kamień Feniksa, pojawia się nas zamaskowany przeciwnik i tak po prostu zabiera nam artefakt. Nie poddajemy się, gonimy za nim, aż, po wielu bitwach, docieramy wręcz na skraj świata, by być świadkiem, jak Mag cofa się w czasie powodując tym samym, że krąg (czasu) się zamyka…

Gra jest zarówno bardzo dobrym RPG pozwalającym na wgryzienie się w kawałek smacznej i ciekawej fabuły, i strategią, dzięki której możemy praktykować nasze przywódcze zdolności. Bardzo podoba mi się możliwość rozwoju głównej postaci w dowolnie dogodny dla nas sposób, dzięki czemu miałem wojownika biegającego w ciężkiej zbroi i leczącego wszystkich na około (powiedzmy, że to był paladyn). Chociaż na większości map twórcy sugerowali nam korzystanie z monumentów i tworzenie armii, to jednak dobrze stworzona postać była wystarczająca, aby rozgramiać przeciwników. W końcu można umierać bez końca i wracać na pole bitwy, aby siać dalej terror.

Pomimo lekkich niedogodności na początku to i tak z całego serca polecam tą grę, a także wydane w nieco późniejszym czasie dodatki, o których także napiszę parę słów (a może nawet i więcej niż parę słów, bo w końcu zawierają one kolejną historię, godną miana pełnej wersji gry). Od czasów dzieciństwa uważam ten tytuł za jeden z najlepszych i po dziś dzień moje zdanie się nie zmieniło.

Mefisto

#202. Spellforce: The Order of Dawn (Zakon Świtu) Read More »

Scroll to Top