podróże

#478. Mała przerwa

Witajcie!

Postanowiłem zrobić sobie przerwę od tematycznych notek (czyli wszystkich tych z zakładki PAMIĘTNIKI). Przerwa obejmie trzy notki. W tym czasie uporam się ze studiami i spiszę nasze przygody podróżnicze z tego i zeszłego roku. Pozostałe notki (czyli pamiętnikowa notka i recenzje gier) będą pojawiać się tak, jak zawsze z tą różnicą, że w przyszłym tygodniu robię sobie przerwę zdrowotną.

Zatem do zobaczenia za dwa tygodnie!

Mefisto

#478. Mała przerwa Read More »

#291. Kącik Podróżniczy nr 20

ROYAL FORT GARDENS

map

Są takie miejsca, do których lubię wracać, bo zawsze miło mi się kojarzą. Ilekroć w moim życiu pojawiał się problem, potrzebowałem miejsca, drugiego domu, aby móc usiąć, przemyśleć całą sytuację, a niekiedy po prostu uciec od tego wszystkiego i zrobić sobie przerwę.

Był taki moment w moim życiu, że często odwiedzałem Royal Fort Gardens, czyli przecudny park znajdujący się przy budynkach Uniwersytetu Bristolijskiego (University of Bristol).

Jego historia sięga czasów Angielskiej Wojny Domowej (English Civil War), kiedy park służył jako fortyfikacja w celu obrony miasta. Fort został zdobyty i ostatecznie zburzony, a po nim został jedynie kawałek murów pomiędzy uniwersyteckimi budynkami a parkiem.

Royal Fort Gardens jest obiektem prywatnym, ale dostępnym dla ludzi przez większość roku. To, co odróżnia ten park od innych to różnorodność roślinna, której nie spotkasz w innych miejscach. Można tam również spotkać wszelkiej maści zwierzęta: od bardzo towarzyskich i fotogenicznych wiewiórek, przez mewy i wrony, aż do lisów. Niekiedy da się spotkać nawet i kaczki.

W 2016 postawiono tam rzeźbę/konstrukcję o nazwie Pusty (Hollow). Została ona skonstruowana z drewna około 10000 gatunków drzew zebranych przez twórczynie z prawie każdego zakątka świata.

Park ten uwielbiam i odwiedzam go ilekroć pozwala na to czas i zdrowie. Zawsze da się tam znaleźć kawałek miejsca dla siebie i usiąść w osamotnieniu, z dala od wszelkich problemów, i po prostu podziwiać widoki.

Mefisto

#291. Kącik Podróżniczy nr 20 Read More »

#282. Kącik Podróżniczy nr 19

ST NICHOLAS CHURCH

map

Siedząc zamkniętym w domu podróżować można jedynie palcem po mapie lub wzrokiem po zdjęciach. Zabrałem się ostatnio za to drugie i dzisiaj zabiorę Was w odwiedziny do pewnego kościoła, który jakiś czas temu odwiedziliśmy.

Niewiele o historii tego kościoła można znaleźć w internecie, ale udało mi się porozmawiać z jedną z opiekunek/wolontariuszek i dowiedzieć się czegoś więcej o tym niepozornym miejscu.

Budynek powstał w 1911 roku i pierwotnie służył jako kaplica dla Narodowej Szkoły Morskiej (National Nautical School) w Portishead. Ołtarz składa się z części należącego do szkoły drewnianego statku HMS Formidable. Statek ten był w latach 1869 do 1906 poprawczakiem dla około 300 zaniedbanych chłopców (najczęściej z różnymi upośledzeniami), gdzie szkolono ich na marynarzy. Potem zbudowano im porządny budynek, a uszkodzony podczas burzy okręt odszedł na długo wyczekiwany urlop.

W 1980 kościół został odkupiony od szkoły i jest miejscem modlitw dla anglikanów i protestantów. Nie pamiętam teraz, czy organizują msze w soboty jedna po drugiej, czy jedni w sobotę, a drudzy w niedzielę, ale dają radę współdzielić kościół! 😉

Muszę przyznać, że to miejsce zrobiło na mnie wrażenie. Wpierw gościnnością wiernych, którzy z ochotą oprowadzili nas po swojej świątyni, Smoczyńskiego poczęstowali ciasteczkami, a potem zaprezentowali piękne organy stojące obok ołtarza. Chociaż są sporych rozmiarów, na pierwszy rzut oka można ich nie zauważyć.

Obok kościoła znajduje się niewielki, skryty i bardzo przytulny park/ogród, który nie raz pozwalał nam schować się przed ludźmi. Nawet teraz zdarza nam się uciec tam od całego zgiełku, który wkradł się w nasze codzienne życie i dreptać za Smoczyńskim biegającym od ławki do ławki zanim wszyscy razem wrócimy zabunkrować się w naszych czterech ścianach.

W sumie w ostatnim czasie to miejsce stało się takim kątem, do którego możemy na chwilę uciec i dać trochę wytchnienia sobie, ale najbardziej naszemu małemu Smokowi, który najgorzej z nas wszystkich znosi cały ten chaos. I myślę, że w ten sposób chciałbym zapamiętać to miejsce. Jako chwilę spokoju.

Mefisto

#282. Kącik Podróżniczy nr 19 Read More »

#266. Kącik Podróżniczy nr 17

BRISTOL

map

Tyle razy byłem w Bristolu, ale ani razu nie zagłębiłem się w jego historię. Pora to zmienić!

Bristol to miasto liczące niemal pół miliona mieszkańców, gdzie prawie 1/4 mieszkańców to osoby pochodzenia etnicznego innego niż biały Anglik. Odkąd pamiętam to miasto kojarzyło mi się z dziesiątkami języków przeplatanych każdego dnia, kiedy wracałem przepełnionymi autobusami z pracy, wszelkiej maści knajpkami z jedzeniem z różnych zakątków świata i nietypową, wielokulturową społecznością, która potrafiła ze sobą koegzystować.

Historia tego miasta sięga czasów paleolitu (ze znaleziskami mającymi nawet i 60tys. lat), gdzie pojawiły się pierwsze osady. Oczywiście są znaleziska sugerujące, że kiedyś mogli mieszkać tutaj neandertalczycy (nawet i 300tys. lat p.n.e.). Nie będę się jednak skupiał na tak odległych czasach.

W roku 1000 powstał Bristol. Nazywał się wtedy Brycgstow (co oznaczało: miejsce przy moście) lub Brastuile. Ewolucja tej nazwy przechodziła przez Bricstow, Brigstowe, aż dotarła do Bristolu. W muzeum w Bristolu jest wystawiony gobelin opisujący historię imienia tego miasta.

Najstarsze zapiski sugerują, że pierwszą nazwą Bristolu mogło być Caer Odor (z archaicznego walijskiego: fort nad przepaścią).

Bristol rozwijał się prężnie, a jego atutem stał się port. Dzięki niemu kwitł handel z Irlandią, Islandią i Gaskonią, a w późniejszych czasach z amerykańskimi koloniami. W 1542 powstała Diecezja Bristolu, kiedy opactwo św. Augustyna zyskało status katedry. W tym samym roku Bristol zyskał też status miasta.

XIX wiek zapisał się pod nazwiskiem Isambarda Brunela, który zaprojektował połączenie kolejowe między Londynem a Bristolem, dwa statki parowe (SS Great Britain i SS Great Western) oraz wiszący most Clifton Suspension Bridge (do którego również Was niedługo zabiorę ;)).

Podczas Drugiej Wojny Światowej Bristol był celem nalotów Luftwaffe, które uszkodziły blisko 100 tys. budowli, a 3 tys. zostały całkowicie zniszczone. Odbudowa miasta przypadła na lata 60-te i 70-te, kiedy postanowiono na wieżowce i nowoczesną (na dany okres) architekturę. W latach 80-tych zrekonstruowano Queen Square i Portland Square nadając im ich oryginalny, gregoriański wygląd.

W 2012 Bristol wprowadził Bristol Pound (funt bristolijski), który jest niczym innym jak lokalną walutą akceptowalną w wielu miejscach. Ma ona na celu zachęcenie mieszkańców do kupowania lokalnie (albowiem waluta nie jest oficjalna i obowiązuje tylko w Bristolu), aby kapitał zostawał w mieście i zasilał lokalną ekonomię. Jest to też druga lokalna waluta w UK, którą można płacić online.

Mam nadzieję, że to krótkie streszczenie długiej i zawiłej historii Bristolu Wam się spodobało. Dalej będą już tylko opisy atrakcji, które można znaleźć w tym ciekawym mieście. 😉

Mefisto

#266. Kącik Podróżniczy nr 17 Read More »

#241. Kącik Podróżniczy nr 14

NOAH’S ARK ZOO FARM

map

Mały Smoczyński coraz chętniej poznaje świat! Dlatego też zabraliśmy go do zoo. Zrobiliśmy to trochę spontanicznie, bo stało się to zaraz po tym jak kupiliśmy mrożone pierogi w sklepie i na obiad były pierogi tego dnia… I to cudem, bo auto nagrzało się solidnie tego dnia. :>

Wróćmy jednak do tematu naszej wycieczki: w naszej okolicy są aż dwa zoo. Do jednego nie chcieliśmy się pchać, bo podobno jest piątym największym zoo na świecie i zawsze są tam całe masy ludzi. Wybraliśmy zatem Noah’s Ark Zoo Farm, które mamy po drodze do domu i wydawało się przytulne.

IMG_20190910_144528

Szczerze mówiąc byłem bardzo podjarany tym zoo, bo podobnież miało być w stylu farmy, a w rzeczywistości jedynie kilka wybiegów takowe przypominało… Jeszcze natrafiliśmy na porę karmienia, więc zwierzątka ucinały sobie drzemkę (i np. taka surykatka zleciała ze swojego słupka, bo tak mocno jej się przysnęło).

Zwierzęta w większości spały, więc po poinstruowaniu Smoczyńskiego, aby był w miarę cicho, oglądaliśmy małpki, żółwie, orły, jastrzębie… Małpki zrobiły największe wrażenie, bo jak tylko zobaczyły naszego małego, zaczęły skakać i figlować, a dzieciorośli aż się oczka zaświeciły i już chciał do nich wejść, już chciał z nimi brykać… Tylko kraty przeszkadzały.

Potem dotarliśmy do zagrody z konikami. Jako, że Smoczyński miał fioła na punkcie koników w tamtym czasie, równie dobrze moglibyśmy tam zostać. On był jak zaczarowany majestatem końskiego zada (a zad był przodem do nas, bo koń akurat jadł). Czasem tylko odwrócił się na wołania naszego bąbla i wracał do konsumowania posiłku. Wybacz, dziecko, żarcie ważniejsze!

IMG_20190910_131043

W dalszych częściach naszego zwiedzania przybyliśmy do kózek, które sobie ucięły pogawędkę ze Smoczyńskim. Na każde jego “ba” koza odpowiadała swoim “mee”. Chyba był troszeczkę zdziwiony taką reakcją, ale grzecznie i kultularnie odpowiadał koleżance. 😉

IMG_20190910_134141

Do niektórych zagród można sobie było wejść. Dotarliśmy więc w ten sposób do kurnika skąd przegonił nas wyraźnie rozsierdzony kogut. Niektóre zwierzątka biegały sobie luzem (jak np. jakieś dziwne ptaki, których spotkanie skończyło się tym, że Smoczyński zagulgotał jak one próbując od nich uciec – nie, nie były agresywne). Do innych zwierzątek (np. kózek) można było sobie wejść i pobawić się z nimi. Przy każdym takim punkcie znajdowały się krany z informacją, aby myć ręce po tym, jak dotykało się zwierząt.

Co mnie zaskoczyło to wybieg dla dzikich kotów. Z czasów dzieciństwa pamiętam ciasne klatki i kilka rzędów ogrodzeń, a tutaj był wysoki na 3-4 metry płot i drugi płotek w odległości trochę ponad pół metra od pierwszego. Lwy i tygrysy wydawały się jednak nazbyt leniwe, aby wykonać jeden skok w stronę wolności. A może wiedziały, że po drugiej stronie płota są ludzie i bezpieczne są tam, gdzie są?

Jeśli mam być szczery to nie wiem, co o tym miejscu mam myśleć. Z jednej strony widać było jakieś starania, ale z drugiej strony umarły one jakieś dwadzieścia – trzydzieści lat temu. Niektóre wybiegi były dosyć fajne, przemyślane i zapeniały zwierzętom trochę przestrzeni, ale z drugiej strony niektóre były niczym innym niż małą, ciasną klatką.

Jestem tak trochę na tak, bo fajny pomysł, ale jestem też na nie, bo komuś się momentami po prostu nie chciało. Z jednej strony były fajne atrakcje (np. mini koparka, którą można przerzucać piasek), a z drugiej była też bardzo niepokojąca ślizgawka (zdjęcie poniżej).

Może jak pójdę do tego drugiego zoo to będę w stanie powiedzieć, czy to Noah’s Ark Zoo Farm miało lepsze lub gorsze warunki?

Może to zdjęcie odda jak bardzo jestem rozdarty:

IMG_20190910_134332

Mefisto

#241. Kącik Podróżniczy nr 14 Read More »

#230. Kącik Podróżniczy nr 13

BRISTOL MUSEUM – NATURAL SELECTION DISPLAY

map

Udało nam się cudem, bo ledwo przed 12 września, obejrzeć wystawę o nazwie Natural Selection, w której mogliśmy zanurkować między ciekawą kolekcję jaką jest zbiór ptasich gniazd i nie tylko. 😉 Ogólnie jest to ciekawe połączenie kilku projektów (opis w link powyżej).

Przyznam bez bicia, że spodziewałem się większego zbioru i trochę się zawiodłem, kiedy odkryłem, że coś, co bardzo chciałem zobaczyć, mieści się głównie w jednym większym pomieszczeniu.

Żałuję, że nie udało mi się tej wystawy odwiedzić wcześniej i niestety nie jest już ona dostępna. Sami załapaliśmy się całkiem przypadkiem, bo pod koniec naszej muzealnej wyprawy zauważyłem drzwi prowadzące do tej kolekcji.

IMG_20190823_115805

Projekt mi się podobał – liczę, że w przyszłości zrobią coś dużo większego, co zawiśnie w muzeum na dłużej. 😉

Mefisto

#230. Kącik Podróżniczy nr 13 Read More »

#216. Kącik Podróżniczy nr 11

BRISTOL AQUARIUM

map

Obiecaliśmy Smoczyńskiemu wizytę w oceanarium i słowa dotrzymaliśmy. Chociaż napotkaliśmy się z przeciwnościami losu, udało się jednak zawitać do Bristol Aquarium, czyli niezwykłego miejsca pełnego morskich żyjątek i nie tylko!

Jako że przy oceanarium nie ma parkingu, zatrzymaliśmy się przy College Green i podreptaliśmy na piechotę mijając autobusy oraz ciężarówki. Właściwie to zatrzymywaliśmy się co chwilę, bo Smoczyński musiał się za każdym wielkim pojazdem obejrzeć.

Udało się nam jednak sprawnie dotrzeć do oceanarium, zakupić bilety i wyruszyć w podwodną podróż.

Smoczyńskiemu nie spodobał się fakt, że od tych wszystkich żyjątek dzieli go grube szkło. Wiadomo: tyle wody, tyle rybek, a on po drugiej stronie zmuszony jedynie do patrzenia. Szybko jednak pogodził się ze swoim losem i wpatrywał się w wodne żyjątka. Momentami zdawał się niezainteresowany, ale to tylko dlatego, że niektóre okazy bardzo mocno zlewały się z otoczeniem lub odpoczywały ukryte pośród roślinek.

W oceanarium znalazły się też okazy trujących żab, pająki, a nawet roślinność przywieziona z różnych zakątków świata. Były też rafy koralowe i podwodny tunel, gdzie rybki spokojnie pływały nam nad głowami. Warto też zerknąć na “wklęsłe akwarium”, gdzie możemy usiąść na szybie i poczuć się jak byśmy byli w środku oraz na “żłobek”, gdzie pływają malutkie okazy rybek, a w tym młode koniki morskie.

I tak: była Dory i był Nemo. 😀 Dory pływała jakby miała motorek pod płetwami!

O różnych porach dnia można natrafić na różne atrakcje, a w tym karmienie rybek pod czujnym okiem pracowników. Smoczyńskiemu przypadła do gustu płaszczka, która domagała się przysmaków. Myśmy przybili z nią tylko piątkę przez szybę i poszliśmy obserwować żółwia, który stał pod miniwodospadem i moczył sobie głowę. 😀

Oceanarium nie jest duże – da się je przejść w godzinę. Bilet jest ważny przez cały dzień (aż do ostatniego wejścia czyli do 17), więc można wyjść i wrócić jeszcze raz, np. na atrakcję zaczynającą się o konkretnej godzinie, a w międzyczasie pokręcić się po innych ciekawych miejscach znajdujących się w okolicy.

Wypad nam się bardzo podobał. Smoczyńskiemu chyba najbardziej – w końcu tyle nowych, rybich kumpli spotkał! Żałuję jedynie, że nie spojrzałem jakie tam są atrakcje to może załapalibyśmy się na więcej niż jedną. Dlatego też będziemy musieli wybrać się jeszcze raz, co na pewno naszemu wodnemu Smokowi przypadnie do gustu. 🙂

Mefisto

 

#216. Kącik Podróżniczy nr 11 Read More »

#208. Kącik Podróżniczy nr 10

PORTISHEAD – FISHERMAN’S STEP

map

Jest takie miejsce, które ciężko dostrzec na mapach, o nazwie Fisherman’s Step, chociaż żadnego zapalonego wędkarza tam nie widziałem. Nieco wyżej przebiega ścieżka o nazwie Gordano Round ciągnąca się przez spory kawałek… Skupmy się jednak na uroczym, kamiennym zakątku.

Jest to idealne miejsce, gdzie można przyjść z krzesełkiem i patrzeć. A patrzeć jest na co! Po naszej prawej znajduje się Severn Bridge łączący Anglię z Walią, latarnię kuszącą mnie swoim urokiem od dawien dawna. Widać nawet Portisheadowy basen. Na lewo za to, jednak poza zasięgiem naszego wzroku, znajduje się kolejna latarnia.

Jest jednak jedna wyjątkowa rzecz, za którą lubię to miejsce. Statki. Duże, transportowe olbrzymy, które suną powoli przed siebie, jak gdyby czas zatrzymał się, aby poparzeć na te mijające ich kolosy.

Raz nawet goniliśmy uliczkami, aby dorwać takiego wielkoluda i zrobić mu zdjęcie, ale uciekł, bo chociaż zdają się one powoli płynąć przed siebie to jednak są dosyć szybkie.

Smoczyński także lubi to miejsce. Bo są chrzeszczące pod nogami kamyczki, bo są wielkie kamienie, na które można się wdrapać, bo jest woda, do której można wpaść… A wejścia do tego pilnuje najgorszy możliwy potwór, jaki może być dla rodzica: schody. I jeśli myślicie w tym miejscu o tym, że on może sobie zrobić krzywdę, czy coś… to nie, nie o to chodzi. Chodzi o to, że on godzinami wchodzi i schodzi (za rączkę z nami!) po tych schodach. Ale to w końcu część naszej wyprawy, czyż nie?

Jak już pokonamy stalowego potwora to otwiera się przed nami ta chwila wolna od trosk. Czas chyba naprawdę zwalnia w tym miejscu: może nie na zegarku, ale gdzieś w głębi naszych umysłów i pozwala nam zapomnieć o pędzie dla codziennego, gdzie każda minuta ma swoje miejsce.

Lubię to miejsce. W szczególności, że dotarcie tam zajmuje nam ledwie kilka minut. 😉

Mefisto

#208. Kącik Podróżniczy nr 10 Read More »

#185. Kącik Podróżniczy nr 7

WALTON COMMON NATURE RESERVE

map

Podróżowanie własnym pojazdem daje niesamowitą możliwość udania się do miejsc, które normalnie mogłyby nam umknąć. Wędrując do Clevedon z naszego nowego miejsca zamieszkania, przejeżdżamy przez urlokliwe (choć wąskie) uliczki biegnące między kilkoma wiejskimi domkami (a angielskie, wiejskie domki potrafią być bardzo ładne).

W tej właśnie okolicy widzieliśmy piękne bażanty – chociaż z początku myślałem, że to koguty, bo kątem oka widziałem tylko kolorowe pióra i tak jakoś połączyłem ten fakt z kogutami. Jednakże raz zauważyliśmy bażanty przy drodze, potem na polu golfowym, gdzie naprzeciwko znajduje się Walton Common Nature Reserve, czyli Rezerwat Przyrody Wspólnoty Walton.

Jest to teren prywatny, aczkolwiek właściciel “wynajął” teren Avon Wildlife Trust ze względu na skarby, które się tam kryją. Są to, między innymi, kamienne szczątki budowli z epoki Brązu i Żelaza, ciekawe gatunki zwierząt (w tym oczywiście bażanty, które słychać na każdym kroku, chociaż nie zawsze je widać) oraz roślinność.

Nie poszliśmy daleko (głównie dlatego, że Smoczyński latał swobodnie i próbował jeść trawę), ale udało się nam wdrapać na wzniesienie. Smoczyński wdrapał się tam o własnych siłach, chociaż momentami zawracał. Jednak kiedy dotarliśmy do celu, z radości mało co nie ściągnął mi spodni, a potem wrócił do prób zjedzenia wszystkiego.

Widok z górki był niesamowity! Zdjęcie nie jest w stanie tego oddać!

Poszliśmy dalej, aby odkryć, że między drzewami znajdował się poskrom (po angielsku: cattle crush), co było trochę dziwnym widokiem w rezerwacie, ale w Anglii dziwne rzeczy nie powinny dziwić…

Przy poskromie padła jednak decyzja, aby wracać, bo zebrał się wiatr i trochę nami rzucało.

Planujemy jeszcze się tam przejść: w pełni sił i zdrowia (no i może bez wiatru, który smagał po tyłku poganiając do domu). Teren jest rozległy, więc kto wie, czego jeszcze nie odkryliśmy. 😉

Mefisto

#185. Kącik Podróżniczy nr 7 Read More »

#182. Do trzech razy sztuka

Zacznijmy od tego, że zawaliłem po całości. Spaliłem zasilacz. 🙁 Niestety w wyniku przeprowadzki poluzował się jeden z kabli na zasilaczu. Dwa razy padł mi komputer i zamiast pójść po rozum do głowy, aby sprawdzić, czy w bebechach wszystko w porządku, to ja, nie mając sił ani czasu, zignorowałem to. Trzecie przepięcie było dla zasilacza śmiertelne.

Na szczęście zasilacz ochronił pozostałe komponenty, więc straty ograniczyły się tylko do niego. Pamiętajcie: dobry zasilacz jest podstawą komputera. Gdyby nie on to płakałbym teraz szukając części do nowego komputera. Chociaż nie powiem, że trochę się zawiodłem, bo kupiłem bezpośrednio od producenta i przyszło coś z brakującymi elementami, a do tego już wcześniej otwarte… Zasilacz kupiłem gdzie indziej (z tej samej serii, ale mocniejszy i za mniejszą cenę), a ten oddaję do producenta.

Jakby tego było mało to mamy półpaśca. Potem wróciło mi zapalenie migdałków, a najgorsze jest to, że Smoczyński się zaraził. Tyle dobrego, że w nowej przychodni dano nam obojgu antybiotyk, bo byłoby z nami kiepsko.

Pomimo zdrowotnych przebojów lataliśmy jeszcze z naszym znajomym, którego dziwna i ciężka sytuacja mało co nie pozbawiła domu. Otóż mieszka on na mieszkaniu socjalnym i z powodu przekrętów eks pracodawcy stracił czasowo możliwość do zasiłków, przez co wpadł w długi. Ostatnio dostał list z ultimatum: albo spłaci dług natychmiast, albo go wywalą. Połówka zorganizowała spotkanie między nami, poszliśmy do centrum pomocy, gdzie udało mi się załatwić mu spotkanie z prawnikiem. Przy okazji zadzwoniłem do zarządców, wyłuszczyłem sprawę, poinformowałem ich, że znajomy chce ten dług spłacić, ale nie da rady od razu. Zostałem przełączony do biura z zasiłkami i tam udało mi się ugrać możliwość uzyskania pieniędzy na spłatę części długu (może nawet większej części). Czekamy potulnie na odpowiedź, czy się udało, czy się nie udało, czy trzeba coś dosłać. Przy okazji dowiedziałem się, że zarządca mieszkania chce się dogadywać, więc jest dobrze. 🙂 Ale mimo wszystko trzymajcie kciuki, aby cała reszta problemów również się rozwiązała!

Ze spraw blogowych: postanowiłem zrobić jakąś małą lub dużą serię o Anglii, mieszkaniu tutaj, zaletach, wadach, ich sposobie życia, itd. Jeszcze pomyślę nad formą, ale postanowiłem, że ta seria będzie pojawiać się w trzecią środę miesiąca razem ze swego rodzaju opowiadaniem, które miało się tu pojawić już chyba z rok temu. 😛 Opowiadanie też się pojawi! I to już w kwietniu. :>

Przy okazji postanowiłem posortować trochę te wszystkie serie, bo robi się ich sporo. Przede wszystkim zamierzam wywalić stamtąd Kącik Podróżniczy i zrobić mu osobne menu o szacownej nazwie Podróże (aby nie było za długie :P), bo chcę dodać miejsca (miasta), w których byłem i konkretne punkty naszych małych wypraw. Wszystkie opublikowane notki z kącika będą miały też screenshoty z mapkami google i linkiem do mapy (niestety miniaturki od googla się wykrzaczyły i tyle było z nich pożytku), bo dostałem kilka pytań, gdzie one dokładnie są. 🙂

Co do podróży to ostatnio znaleźliśmy miejsce, gdzie jest masa bażantów. 😀 Kilka razy przejeżdżaliśmy i siedziały na płotach, stały na ulicy albo grały w golfa na pobliskim polu golfowym… Notka o tym miejscu już się pisze i niebawem będzie na blogu. 🙂

Biorę się też mniej lub bardziej za grę paragrafową, a właściwie za szkice postaci i lokacji. Trochę fabuły już napisałem, teraz pora pobawić się w tworzenie klimatu. Powoli też przymierzam się do reaktywacji mojej strony, gdzie skupię moje bazgroły i wszystko inne, co można podpiąć pod “nudziło mi się i tak wyszło”.

Byłem też na spotkaniu w sprawie apprenticeshipu i strasznie byłem zachęcany do pójścia do IT. Ja wiem, że może i bym się nadawał, ale ja nie mam ochoty ogarniać tego burdelu. Jestem typem osoby, co wróci się, aby szyszkę na drodze poprawić, a co dopiero by się działo, gdybym miał ten serwer rozpaczy naprawiać. 😀 Aczkolwiek reszta spotkania przebiegła w miarę pomyślnie i myślę, że dam radę. Jeszcze tylko formalności i zostanę studentem! Mój cel: zostać magistrem w piciu herbaty. 😀

Jeśli chodzi o świat gier to właśnie dowiedziałem się, że twórcy potwierdzili Monster Prom 2 i będzie on o letnim obozie naszych potworzastych. Jeżeli widzicie za oknem jakieś dziwne światła to właśnie mi się oczy z radości świecą. 😀 Mogę w tej chwili oficjalnie wywalić mózg do śmietnika, bo jestem bardziej jak pewien, że do niczego mi się już nie przyda.

Połówka była też dla mnie dobra i na mojego doła kupiła mi season pass do Assassin’s Creed Odyssey (i przy okazji Assassin’s Creed III Remastered), Sekiro: Shadows Die Twice i Dishonored 2 + Death of the Outsider. 🙂 Jak tylko skończę nieszczęsnego Dragon Age’a (bo wiecie: miałem się skupić na misjach głównych i już od miesiąca robię poboczne) to biorę się za Sekiro. 🙂 No i będzie Minecraft, bo się stęskniłem! Może nawet coś nagram. Może będzie to opowieść o wybuchających lamach? 😀

GOG ostatnio oświadczył, że dodali Warcrafta I i II! Super! Zawsze chciałem mieć te tytuły w swojej kolekcji! I teraz wychodzi, że mam kolejną serię gier do przejścia… :> Szkoda tylko, że czasu tak mało…

Ostatnio też, przeglądając internet, natrafiłem na to. To gra, a dokładniej symulator randek ze sprzętami domowymi. Monster Prom widać wysoko umieścił poprzeczkę, że twórcy wpadają na takie pomysły… 😛 Chociaż z drugiej strony rozumiem, bo ja sam romansuję z lodówką, kiedy nikt nie patrzy…

Napisałbym jeszcze o kilku rzeczach, ale czuję się na tyle kiepsko, że nie jestem w stanie ubrać je w słowa i wychodzi mi jakiś bełkot. :< Jeszcze jest to całe zamieszanie z Brexitem i zamiast cieszyć się pogodą to zajmuję się udowadnianiem, że mieszkaliśmy tu od conajmniej 5 lat… Swoją drogą ten Brexit im nie wychodzi. Tak jakby wyjść chcieli przez obrotowe drzwi i nie potrafili.

Na sam koniec chciałbym podziękować Starej Pannie za jej bardzo miły wpis, który podniósł mnie na duchu ostatnio. Dziękuję. 🙂

To teraz wracam do chorowania!

Mefisto

#182. Do trzech razy sztuka Read More »

Scroll to Top