matka jake’a

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa

Siya doczłapała do łóżka i przysiadła na nim obserwując skrępowanego Wędrowca, który stał przy drzwiach, jak gdyby chciał przez nie przepłynąć i uciec jak najdalej stąd. Faktycznie: miał ochotę uciec, ale skoro zaczął temat to wypadałoby go zakończyć. Już brał głębszy oddech, aby wydusić z siebie tajemnicę tkwiącą mu w gardle niczym ość, lecz nagle poczuł silne pchnięcie i wpadł w głąb pokoju. Kiedy się obrócił, zobaczył Smoka wesoło dreptającego do pomieszczenia i zamykającego za sobą drzwi.

– No co? – zapytał, a dziewczyna zrobiła wielkie oczy i pokazała na Prastarego.

– On mówi! – niemalże krzyknęła, po czym sama zatkała sobie usta, aby nie wydrzeć się po raz kolejny.

– Tak, gadam, nawijam i bełkoczę. Pełen zestaw. Jakbym miał kciuki to bym jeszcze kawę robił. – odparł nieco zgryźliwie, a potem usiadł na swym szacownym zadzie. – Wszakże Japeś miał ci wszystko wyjaśnić, ale myślę, że lepiej będzie, kiedy ja to zrobię.

Po tych słowach psie ciało upadło na ziemię, a tym razem miniaturowy Smok zbliżył się do Siyi. Była ona poniekąd przerażona, ale też i zachwycona. Prastary przybrał smoczą formę znaną ludziom z opowiadań, jednak jego postać wciąż była przezroczysta i miejscami błyszczała, jak gdyby ktoś obsypał ją brokatem. Otulił dziewczynę skrzydłami i pokazał jej jak wygląda Kraniec Czasu. Chociaż trwało to tylko chwilę, Smok był w stanie opowiedzieć jej spory fragment historii magicznych istot (który oczywiście uważał za adekwatny dla ludzkiego rozumowania). Po skończonym seansie wrócił do swojej ziemskiej formy.

– Jesteście magicznymi istotami? – zapytała dla potwierdzenia, a Japeś ze swym mentorem kiwnęli głowami. – I Jake też?

– Tak. – odparł Wędrowiec. Siya westchnęła ciężko. Zupełnie nie spodziewała się takiej odpowiedzi, a jednak nie wydawała się ona taka straszna. Być może dlatego, że Smok przedstawił ją dosyć realistycznie i chociaż próbowała to wszystko sensownie wytłumaczyć, to powoli docierało do niej, że logika ludzkiego świata nie była w stanie pojąć Krańca Czasu.

– Potrzebuję czasu, aby to przetrawić. Mogłabym zostać sama? – Japeś tylko kiwnął głową i wyszedł, a Prastary poczłapał za nim. Bez słowa poszedł do kuchni, aby odpocząć. Wędrowiec za to wszedł do swojego pokoju i spojrzał na leżącego na łóżku Jake’a. Po jego nerwowym oddechu domyślił się, że Cień nie spał. Powoli położył się obok niego i objął go w pasie.

Przez dłuższy moment trwali w nieprzyjemnej dla uszu ciszy. Żaden jednak nie potrafił znaleźć odpowiednich słów, aby tę paraliżującą ciszę przerwać. Wszakże co można by było powiedzieć w takiej sytuacji? Ledwie co wyszli z koszmaru, aby dotarło do nich, że ten koszmar tak prędko nie minie.

– Japeś… – Jake w końcu przełamał się i wydusił z siebie pierwsze słowo. Za nim poszły kolejne. – Przepraszam. Cały czas przynoszę nieszczęścia do twojego życia.

– Przestań. – burknął Wędrowiec urażony. – To nie twoja wina, że twój ojciec jest taki. Nie myśl o tym. Cieszmy się tym, że nikomu nic się nie stało.

– To nie takie proste. Gdyby nie ja, to nigdy by się to nie wydarzyło. – westchnął poirytowany na siebie i na swój los. Japeś wtulił się w jego plecy i mruknął niezadowolony. – Jestem jak czarny kot, co przynosi pecha.

– No to masz problem, bo ja lubię czarne koty i lubię twojego pecha. – odparł. Jake zaśmiał się pod nosem. Odwrócił się twarzą do Wędrowca i oparł swoje czoło o jego.

– Boję się, że kiedyś naprawdę stanie ci się krzywda przeze mnie. – pogłaskał go po policzku. Chociaż w tej chwili czuł się ciężarem dla całego świata to mimo wszystko dziękował w duchu za Japesia, który był dla niego niesamowitą podporą.

– Wiem, że się martwisz o mnie i doceniam to. Ale pamiętaj o tym, że wziąłem cię takiego, jaki jesteś: z całym bagażem nieszczęść, czy bez. Nie żałuję niczego. I cieszę się, że tobie nic się nie stało. – odparł. Jake uśmiechnął się łagodnie. Taki Wędrowiec to skarb. Wtulił się w niego i chłonął jego spokój, dziękując losowi, że ich drogi miały okazję się skrzyżować.

– Jesteś prawdziwym skarbem. – mruknął Cień, a potem odpłynął do krainy snów.

Nad ranem obudził ich Smok z dosyć pochmurną miną. Oboje zerwali się jak oparzeni i spojrzeli na Prastarą bestię.

– Właśnie miałem “telefon” od Merlina. Masz się zaraz pojawić na Krańcu Czasu. – burknął do Wędrowca. Jake patrzył na nich oboje w kompoletnym zdziwieniu.

– Dlaczego? – Cień zapytał wkurzony i jednocześnie przerażony.

– Nasz kochany Wędrowiec złamał zasadę i użył magii. Teraz musi się z tego wyspowiadać, a Rada zobaczy, czy może przymknąć na to oko. – odparł. Chłopak spojrzał na Japesia będąc w kompletnym szoku.

– Wiem, co sobie myślisz, ale w ten sposób mogłem go zaskoczyć. – mruknął do Jake’a. – Wiesz, że jestem gotów poświęcić nawet siebie, aby ci pomóc.

Cień kiwnął głową. Czuł się w środku jeszcze bardziej winny, bo gdyby nie on to przecież nie doszłoby do tego, prawda?

Smok kazał Japesiowi zebrać się czym prędzej. Wędrowiec pobiegł poinformować Siyę, że przez jakiś czas go nie będzie. Prastary został w ich pokoju i spojrzał na Jake’a, który znów zaczął siebie obwiniać o wszystko.

– Spokojnie. Wróci. Już zdążyłęm się za niego wstawić. Ale on tego jeszcze nie wie. – zaśmiał się zadziornie, a potem wyszedł z pokoju zostawiając Cień w kompletnym szoku.

KONIEC CZĘŚCI PIERWSZEJ

Mefisto

#361. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.53 – Tabularasa Read More »

#359. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.52 – Wewnętrzne demony

Japeś pośpiesznie podniósł się z podłogi i spojrzał na Jake’a mierzącego do swojego ojca z jego pistoletu. W oczach Cienia malowała się ogromna złość i nienawiść do swojego rodziciela. Dłoń drżała mu, jak gdyby resztki jego woli walczyły z silną potrzebą naciśnięcia na spust. Wędrowiec podniósł się z podłogi i zbliżył do chłopaka.

– Jake, odłóż broń. – powiedział stanowczo, jednak jego partner zdawał się utknąć w swoim świecie i skupiał się jedynie na swoim ojcu. Japeś powtórzył kilkakrotnie prośbę, za każdym razem zwiększając stanowczość w swoim głosie i zmniejszając dystans między nimi. Cień zauważył Wędrowca dopiero wtedy, kiedy ten ostrożnie położył dłoń na jego przedramieniu i delikatnie skierował pistolet w stronę podłogi. W duchu cieszył się, że Jake mimo wszystko potrafił zachować zimną krew i nie działać pod wpływem emocji. Japeś zapewne ostrzegawczo strzeliłby agresorowi w twarz.

Skupieni na sobie nie zauważyli, że mężczyzna podniósł się z ziemi rzucając się na Cień. Chłopak został pchnięty na ścianę i zacisnął palec na spuście, a broń wystrzeliła prosto w sufit. Do szamotaniny dołączył Japeś próbując odciągnąć napastnika, jednak szybko dotarło do niego, że nie miał najmniejszych szans. Powoli zaczął tracić nadzieję, ale nagle przypomniała mu się scena z serialu, gdzie bohaterka była w podobnej sytuacji. Nie mając nic do stracenia, a wiele do zyskania zrobił dokładnie to, co ona: ugryzł ojca Jake’a w kark najmocniej jak się da.

Mężczyzna zawył z bólu i puścił Cień, aby skupić się na zrzuceniu magicznej pijawki z siebie. Jake skorzystał z sytuacji i przyłożył swojemu ojcu z kolby pistoletu, a potem jeszcze raz, aż ten padł nieprzytomny na ziemię. Oboje spojrzeli na siebie zdyszani.

– Co to miało być? – zapytał Cień, a Wędrowiec wzruszył ramionami.

– Widziałem kiedyś podobną sytuację w serialu o wampirach… – odparł i uśmiechnął się głupawo. Usiadł na podłodze, podczas gdy Jake złapał za firanę, naderwał ją i związał swojego ojca, aby nie kusiło go zaatakować ich ponownie. Pomógł potem wstać swojej matce, jednak nie zdążył się nawet zapytać, czy wszystko w porządku, bo kobieta wtuliła się w swojego syna i zamarła tak na dłuższą chwilę.

Trwali w tym uścisku, aż na miejsce dotarła policja. Wszyscy troje złożyli zeznania, a ojca Jake’a zabrali funkcjonariusze.

Pomimo iż wszystko zdawało się wrócić do normy, to nikt nie czuł się tak jak dawniej. Każdy na swój sposób przeżywał tą sytuację w swojej głowie i nie mógł pogodzić się z faktem, że do tego wszystkiego doszło. Matka Jake’a została na noc, Cień leżał na łóżku kompletnie pozbawiony chęci do życia. Japeś chciał do niego dołączyć, ale zatrzymała go Siya.

– Wiem, że to może nie jest najlepszy moment, ale obiecałeś mi to wszystko wyjaśnić. – Wędrowiec wziął głęboki oddech i poszedł z nią do jej pokoju. Mentalnie przygotowywał się na wdrożenie człowieka w sprawy Krańca Czasu i konsekwencje, jakie z tego tytułu będzie musiał ponieść…

Mefisto

#359. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.52 – Wewnętrzne demony Read More »

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka

Smokowi nie zajęło zbyt dużo szukanie Japesia. Wędrowiec wraz z Siyą udali się do pobliskiego parku. Dziewczyna robiła sobie przerwy siadając na każdej ławace, która znalazła się na ich trasie. A że były one oddzielone od siebie co pięć metrów, to daleko nie udało się im zajść. Pradawny pobiegł do swojego podopiecznego i telepatycznie przekazał mu informację o niebezpieczeństwie.

– Jake ma kłopoty. – powiedział do swojej towarzyszki, a ona spojrzała na niego bardziej wystraszona tym, skąd to wie, niż tym, że ich przyjaciel znalazł się w nieciekawej sytuacji.

– Skąd to wiesz? – zapytała zdziwiona. Japeś spojrzał na Smoka, a ten kiwnął jedynie głową.

– Obiecuję, że wszystko ci później wyjaśnię. Na razie musimy wracać. – chłopak wręczył jej swój telefon i spojrzał prosto w oczy. – Zadzwoń po policję, a ja pójdę przodem. Nie wchodź na górę tylko poczekaj na nich przed budynkiem. Tam jest ojciec Jake’a. Z bronią.

Dziewczyna na te słowa kiwnęła głową i zajęła się dzwonieniem na policję. Wędrowiec kazał Smokowi zostać z jego przyjaciółką, bo chociaż ona sama była bardzo waleczna, tak teraz musiała już uważać nie tylko na siebie.

Japeś pobiegł do budynku i wbiegł na swoje piętro schodami. Szybko jednak dotarło do niego, że z uzbrojonym mężczyzną nie będzie mieć najmniejszych szans. Zszedł więc piętro niżej i zapukał do upierdliwej sąsiadki.

– Potrzebuję mopa. Czy mogę go pożyczyć? – zapytał z wielkim przejęciem malującym się na twarzy. Był tak zdeterminowany, że kobieta poszła razem z nim pytać o tą śmiercionośną broń innych sąsiadów. Kiedy chłopak położył swoje dłonie na starym, solidnym, drewnianym kiju, zwrócił się do sąsiadów, aby poszli do siebie i nie wychodzili. Nikt nawet nie odważył się kwestionować słów wariata z mopem.

Japeś udał się pod drzwi swojego mieszkania i starał się nasłuchiwać, co się tam dzieje. Niestety jedyne, co docierało do jego uszu to przerażająca cisza. Nie chciał tam wpaść z impetem i sprawić, że ojciec Jake’a w przypływie złości zastrzeli kogokolwiek. Musiał się tam zakraść tak, aby ten nie wiedział, że Wędrowiec stoi tuż za nim.

Mógł użyć do tego magii, ale złamałby podstawową zasadę i jego ludzkie życie skończyłoby się praktycznie natychmiast. Natomiast gdyby użył drzwi, te na pewno zaskrzypiałyby i napastnik wiedziałby o jego nadejściu. Straciłby element zaskoczenia.

Japeś nie miał większego wyboru. Skupił się uważnie i wykrzesał z siebie nieco magii, aby wraz z mopem stać się magiczną mgłą i przejść przez szczelinę w drzwiach. Usłyszał kroki w kuchni, więc wciąż będąc niewidzialnym, zakradł się do pomieszczenia, aby zobaczyć Jake’a i jego matkę siedzących w rogu pokoju. Nad nimi stał agresor z bronią wycelowaną w ich stronę.

Wędrowiec zbliżył się do niego najbliżej jak się dało i zmaterializował się, aby bez chwili zwłoki przyłożyć mężczyźnie mopem tak mocno, aż ten pękł w jego dłoniach (a był zrobiony z solidnego drewna). Broń poleciała na drugą stronę kuchni, a Japeś rzucił się na napastnika.

– Jak śmiesz panoszyć mi się po domu z bronią i grozić moim bliskim! – krzyknął rozłoszczony. Nim jednak zdążył cokolwiek zrobić, poczuł silne uderzenie i momentalnie znalazł się na podłodze. Nie mógł złapać oddechu. Po chwili dotarło do niego, że ojciec Jake’a siedział mu na brzuchu i go dusił. Ten uścisk był tak silny, jakby mężczyźnie zależało tylko, aby zmiażdzyć mu krtań.

Japeś nagle poczuł na sobie szarpnięcie, a potem z niesamowitą ulgą złapał oddech. Minęła chwila nim zobaczył Cień stojący nad swoim ojcem z bronią wycelowaną w jego głowę…

Mefisto

#357. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.51 – Walka Read More »

#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii

Jake wpadł czym prędzej do domu, czym poruszył śpiącego na kanapie Smoka. Prastary rzucił mu tylko nienawistne spojrzenie i popełzł do kuchni, aby napić się wody. Cień przez chwilę nasłuchiwał ciszy w mieszkaniu (co było ewenementem, jeśli chodzi o życie z Japesiem) i ruszył w ślad za pradwną istotą.

– Gdzie są wszyscy? – zapytał patrząc na mocarną bestię połykającą niesamowite ilości wody. Jak gdyby chciał zapić kaca.

– Siya uparła się na spacer. – odparł, kiedy tylko nawilżył gardło na tyle, aby móc coś powiedzieć.

– O tej porze? – zdziwił się Jake, ale Smok momentalnie posłał mu spojrzenie, które samo za siebie mówiło “a pamiętasz jak uparła się na pizzę z ananasem i śledziem, i ile czasu po niej wymiotowała”. Ciąża wszak rządziła się swoimi prawami. Cień kiwnął jedynie głową i poszedł wziąć szybki prysznic, aby zmyć z siebie trud całego dnia. Wrócił potem do Prastarego, aby znaleźć odpowiedzi na męczące go pytanie: kim był tajemniczy pies, który ocalił mu życie.

Smok zamyślił się na długą chwilę i spojrzał uważnie na swojego kolejnego podopiecznego.

– Nie wiem, co ty bierzesz, ale nie ma gadających psów. – odparł zadziornie.

– Wiesz o co mi chodzi. To była istota z Krańca Czasu. – westchnął, a jego upierdliwy mentor znowu się zamyślił.

– Cóż. Na pewno nie jest to opiekun żadnego Wędrowca, bo innego Wędrowca, poza naszą pierdołą, tu nie ma. Jedyna szansa na to, że trafiłeś na Poszukiwacza albo Obserwatora. – mruknął, a potem ziewnął przeciągle. Otworzył pysk najszerzej jak się dało i został w takiej pozycji. Jake, znając bestię na tyle dobrze, wyciągnął z lodówki babeczkę truskawkową i wcisnął pradawnej istocie w pysk. Wiedza w końcu miała swoją cenę, a ten byt wybrał bardzo dziwną walutę.

– Jest szansa, że dałoby się go znaleźć? Chciałbym podziękować. W końcu, jakby nie patrzeć, prawdopodobnie uratował mi życie. – Smok na te słowa kiwnął potakująco głową i obiecał się popytać wśród magicznych stworzeń, aby dowiedzieć się, które z nich ocaliło Cień przed ludzkimi problemami.

Nim jednak zagłębili się w dalszą dyskusję, rozległ się dzwonek do drzwi. Jake stwierdził, że to pewnie Japeś i Siya wrócili ze spaceru, a widząc światła w mieszkaniu domyślili się, że chłopak zdążył wrócić do domu przed nimi. Ruszył do drzwi i już zaczął je otwierać, kiedy te zostały nagle pchnięte z impetem. Na Cień wpadła jego matka, a zaraz za nią zauważył sylwetkę jego ojca celującą do nich z pistoletu.

Oboje z rodzicielką wpadli na ścianę. Jake patrzył się prosto w lufę broni i czerwone ze złości oczy swojego prześladowcy. Kątem oka zobaczył jak Smok przybiera postać mgły i przeciska się między agresorem a drzwiami.

– Biegnę po Japesia. Postaraj się grać na zwłokę. – poinformował Cień telepatycznie nim zniknął na korytarzu. Jake modlił się w duchu, aby był w stanie zatrzymać bieg wydarzeń na tyle długo, aby zdążyła dotrzeć pomoc…

Mefisto

#355. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.50 – Patrząc w oczy bestii Read More »

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą

Japeś po powrocie do domu mało nie umarł na zawał, kiedy wielgachna, niepodoba do niczego klucha szczęścia skoczyła do niego z utęsknieniem. W życiu nie spodziewał się, że Marzenie mogłoby wyglądać tak dziwacznie i jednocześnie być tak wesołe. Kiedy jednak odsapnął, Cień wraz ze Smokiem wdrożyli Wędrowca w szczegóły ich odkrycia.

Następne dni spędzili razem na łapaniu niewinnych istot z Krańca Czasu i testowaniu ich sposobu. W niektórych przypadkach rezultat pojawiał się równie szybko, co w przypadku Marzenia. U innych trwało to zdecydowanie dłużej. U niewielkiej grupy “badanych” nie udało się wykrzesać nic innego poza strachem, co było zrozumiałe – w końcu zostali, jakby nie patrzeć, porwani.

Mając jednak wyniki ich małego eksperymentu, wezwali Merlina, aby podzielić się z nim wiedzą, która miała zmienić całkowicie Kraniec Czasu. Mag był pod wrażeniem, ale potrzebował czasu, aby samemu przetestować odkrycie jego podopiecznych nim przedstawi je Radzie Najwyższych. W końcu była to zbyt ważna sprawa, aby tak po prostu na słowo zaufać dwóm sceptykom i niepoprawnemu optymiście.

Merlin zostawił ich z przykazaniem, aby czekali na dalsze wieści od niego. Japeś wraz z Jakiem wrócili do codziennego życia, a Smok z Chochlikiem studiowali książki kucharskie męcząc Cień, aby przygotowywał coraz to dziwniejsze potrawy.

Wędrowiec spodziewał się, że ich życie zwolni tempa i da im chwilę odsapnąć, ale przynajmniej ich egzystencja jako istot z Krańca Czasu została (na jakiś czas) uporządkowana. Jednak jak tylko ten aspekt został odłożony na bok, u drzwi ich mieszkania zjawiła się matka Jake’a z niespodziewaną wizytą i kolejną kłodą, z którą nasi bohaterowie mieliby się zmierzyć.

– Chcę rozwieść się z twoim ojcem. – matka chłopaka od razu przeszła do rzeczy. Cień jedynie kiwnął głową, a Japeś w ciszy przysłuchiwał się dyskusji obojga.

Między matką Jake’a a jej mężem doszło do dyskusji na temat ich syna. Jako że mężczyzna nie zamierzał zmienić swoich poglądów, kobieta rzuciła mu ultimatum, efektem którego miał być właśnie rozwód. Cień był zaskoczony postawą jego rodzicielki, ale w duchu dziękował za Wędrowca i jego niesamowicie dziwny sposób naprawiania świata.

– Rozumiem, że będziesz chciała, abym stanął po twojej stronie? – zapytał, a kobieta kiwnęła głową upijając łyk taniej herbaty, do której nie była przyzwyczajona. Jake również odpowiedział jej kiwnięciem. – Myślę, że nie będzie z tym problemu. Po stronie ojca na pewno nie zamierzam stawać.

Japeś w ciszy przysłuchiwał się ich rozmowie, a jednocześnie łapczywie pochłaniał ciasteczka owsiane wypychając swoje policzki aż do granic możliwości. W życiu nie jadł tak przepysznych słodyczy i chociaż bardzo się starał, nie potrafił ich sobie odmówić. Nie potrafił się przez nie skupić na rozmowie i docierały do niego jedynie fragmenty, które ani trochę nie układały się w jakąś sensowną całość.

Dopiero kiedy poczuł dłoń Jake’a szukającą jego dłoni pod stołem, wrócił na chwilę do rzeczywistości i wpadł pomiędzy ich konwersację.

– A jak się wam tu żyje? – zapytała kobieta uśmiechając się delikatnie, ale i z lekkim skrępowaniem. – Nikt tutaj nie ma problemu z… no wiecie.

– Cóż, na razie nie było żadnych atrakcji. Myślę, że nikt się nie domyśla. Póki co przynajmniej. – odparł spokojnie Cień. Na zewnątrz starali się unikać okazywania sobie uczuć, w domu za to pilnował ich Smok, więc ich związek był związkiem tylko w nazwie. Cała uczuciowa warstwa bycia razem zawierała się w spędzaniu razem czasu i ukradkowym uśmiechaniu się do siebie, ilekroć psi zazdrośnik nie widział.

– To dobrze. – kobieta uśmiechnęła się tym razem weselej. Niedługo potem pożegnała się i zostawiła ich samym sobie (i ich smoczej przyzwoitce). Japeś, jak tylko wyszła, pochłonął w mgnieniu oka resztę ciasteczek, a Jake z lekkim zdziwieniem patrzył na Wędrowca, którego twarz zupełnie przypominała mu jego świętej pamięci chomika.

– W życiu nie spodziewałbym się, że moja matka będzie chciała rozwieść się z moim ojcem, bo on nie chce pogodzić się z faktem, że jestem gejem. – westchnął Cień i oparł głowę o stół. – I to wszystko dzięki tobie. Dzięki. Naprawdę.

Japeś próbował powiedzieć mu “nie ma za co”, ale ilość ciastek w jego buzi skutecznie uniemożliwiła mu rozmowę. Jake zaśmiał się jedynie cicho, po czym zebrał się, aby posprzątać po wizycie swojej matki. Wędrowiec, jak tylko przemielił, co miał w ustach, dołączył do Cienia i w chwilę usprzątnęli cały bałagan.

Następne dni mijały im nadzwyczaj spokojnie. Czasem Marzeniu odbijało i biegało z Chochlikiem po domu (właściwie to Chochlik uciekał przed Marzeniem, bo bał się o swoje życie). Jake zauważył dziwny brak zleceń, jednak Smok pośpieszył mu z wyjaśenieniem przekazując jednocześnie wiadomość od Merlina: starzec postarał się, aby Cień dostał urlop.

Było to oczywiście potoczne określenie zawieszenia w magicznych obowiązkach, jednak oboje z Wędrowcem mało nie padli z wrażenia. Prastary, korzystając z okazji, zaczął wdrażać Jake’a w tajniki magii, a Japeś z uwagą im się przyglądał, zazdroszcząc możliwości korzystania z nadnaturalnych sił Krańca Czasu. Sam niekiedy miał ochotę pstryknięciem palców posprzątać cały dom albo wyleczyć ból pleców.

Ich spokojne, niemal sielankowe lenistwo nie mogło jednak trwać wiecznie. Wszak los nie znosił, kiedy nasz bohater zaczynał przyzwyczajać się do normalności i podsyłał mu kolejną kłodę, która rozrzucała na boki to, co udało mu się do tej pory ułożyć…

Mefisto

#343. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.44 – Cisza przed burzą Read More »

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska

Jake umówił się ze swoją matką. Spotkanie miało odbyć się w jednej z mniejszych i spokojniejszych knajp. Cień nie ufał swojej rodzicielce na tyle, aby zaprosić ją do mieszkania Japesia. Nie chciał też ryzykować, że ojciec mógłby ją śledzić i zrobić komukolwiek krzywdę.

Kobieta zjawiła się o umówionej porze. Chociaż była ubrana bardziej zwyczajnie, wciąż emanował od niej blask osoby z wyższych sfer. Nie pasowała do tego miejsca i jej również nie przypadła do gustu knajpa, która nawet nie dostała najwyższej oceny za czystość.

Cała trójka usiadła przy stoliku i w ciszy czekała, aż ktoś odważyłby się powiedzieć cokolwiek. Ciszę w końcu przerwał Japeś siorbiąc sok kupiony nim matka Jake’a dotarła na spotkanie. Cień zaśmiał się z niego pod nosem i zwrócił do swojej rodzicielki.

– No to o czym chciałaś porozmawiać? – rzucił spokojnie i czekał, aż elegencka kobieta przyciągająca wzrok każdej osoby w knajpie odpowie mu na pytanie. Ona jednak wahała się. Ukradkiem przyglądała się Wędrowcowi i była święcie przekonana, że on wyglądał jak świętej pamięci chomik jej syna…

– Ostatnio rozmawiałam z twoim ojcem. Na temat… Wiesz czego. – odparła łagodnie, ale z lekkim skrępowaniem. Spojrzała na swoje dłonie i starannie układała swoją wypowiedź w głowie, aby nie urazić syna. – Twój… kolega… przyszedł do nas porozmawiać o tobie i chociaż z początku byłam do tego sceptycznie nastawiona, to jednak w jakimś stopniu miał rację.

Na chwilę znów zapadła cisza. Matka Jake’a zbierała się w sobie, aby kontynuować, Cień był zdumiony tym co słyszał, a Japesiowi skończył się sok, więc nie mógł już siorbać.

– Tego nie da się zmienić, prawda? – zapytała z nutką nadziei w głosie, ale w duchu doskonale znała odpowiedź, z którą musiała się w końcu pogodzić.

– Nie. – Jake odpowiedział krótko i bez zbędnych emocji. Kobieta kiwnęła jedynie głową i znowu pogrążyła się w swoich rozmyśleniach.

– To nie jest dla mnie takie proste, ale jesteś dla mnie moim synem i nie potrafię cię odtrącać z tego powodu. Nie umiem też tego zrozumieć, ale chciałabym móc to zaakceptować. – spojrzała na niego, a Cień domyślał się o co mogło jej chodzić.

– Mogę poodpowiadać na twoje pytania, jeśli to da ci trochę wewnętrznego spokoju. – i jak powiedział, tak zrobił. Matka Jake’a zadawała mu sporo pytań, jednak daleko było jej do rekordu Japesia. Chłopak spokojnie odpowiadał, a wraz z każdym pytaniem, kobieta zdawała się być coraz spokojniejsza. Jej twarz wydała się Wędrowcowi dosyć zrelaksowana, wręcz odprężona. Tak, jakby nosiła na plecach kamień, który jej syn stopniowo rozkruszał rozmową.

– Daj telefon. – kobieta bez wahania podała mu smartfona, a Jake zapisał jej swój numer. – Masz mój numer. Jak będziesz się czuła, że coś jeszcze cię w tej kwestii męczy to napisz albo zadzwoń i możemy porozmawiać. Mam już w końcu trochę doświadczenia w rozmowie na takie tematy.

Cień spojrzał wymownie na Japesia, a ten speszony jedynie przeprosił, nie rozumiejąc kompletnie, o co mogło mu chodzić. Jake zareagował na to jedynie śmiechem. Kobieta obserwowała ich uważnie i sama lekko się uśmiechnęła widząc tą zabawną, zrelaksowaną relację, jaka stworzyła się między nimi.

– A co do ciebie… – zwróciła się teraz do Wędrowca, który siadł niemal na baczność i napuszył się, przez co jeszcze bardziej wyglądał jak chomik. Matka Cienia z trudem opanowała śmiech, bo chociaż potrafiła dobrze zagrać swoją rolę dystyngowanej damy, to jednak Japeś potrafił naruszyć jej stoicką postawę. – Chciałabym ci podziękować. Gdyby nie ty to nigdy nie byłabym w stanie zrobić tego pierwszego kroku, aby spróbować zrozumieć Jake’a. Dziękuję.

Japeś uśmiechnął się zakłopotany i kiwnął delikatnie głową. Nie za bardzo wiedział, co mógłby na to odpowiedź, ale z opresji uratował go Jake zajmując swoją matkę rozmową. Wędrowiec słuchał uważnie ich coraz bardziej zrelaksowanej dyskusji i powoli, trochę mimowolnie zaczął się uśmiechać, a niedługo po tym nieśmiało zaczął w tej wymianie zdań uczestniczyć.

Późnym wieczorem udało im się pożegnać i opuścić lokal. Jake i Japeś wsiedli do rydwanu grozy i ruszyli przed siebie. Cień był zadowolony do tego stopnia, że minął pierwszy zjazd, potem drugi, trzeci… Wędrowiec szybko zrozumiał, że jadą za miasto i mógł się tylko zastanawiać po co. Nie chciał przerywać tej ciszy, ani też wyrywać Jake’a z jego przemyśleń.

Z racji późnej godziny dotarli na miejsce w rekordowym czasie. Jake zatrzymał auto na wzniesieniu, z którego roztaczał się widok na sąsiednie miasto. Na tle czarnego jak atrament nieba błyskały światła latarni ulicznych, lamp w domach i żarówek w samochodach. Cień wysiadł z wozu i siadł na samym brzegu wpatrując się w widok naprzeciwko. Japeś, chociaż okropnie bał się wysokości, w końcu zrobił to samo. Od czasu do czasu nerwowo spoglądał w przepaść niknącą w ciemności nocy i wbijał palce w ziemię, jak gdyby miało go to uchronić przed upadkiem.

– Lubię tutaj przychodzić. – Jake zaczął znienacka, a Wędrowiec mało co nie spadł z wrażenia. – Ten widok pozwala się zatrzymać na moment i delektować chwilą.

Japeś kiwnął głową, a Cień uśmiechnął się łagodnie. W jego oczach zdawał się odbijać blask świateł z sąsiedniego miasta. A może to były iskry w oczach skaczące radośnie na myśl o tym, ile w jego życiu naprostowało się rzeczy dzięki Wędrowcowi?

– Chyba tylko ten widok trzymał mnie jeszcze w jednym kawałku. Każdy aspekt mojego ludzkiego życia i mojej egzystencji jako Cień komplikował się z dnia na dzień. Myślałem, że to koniec. – zamilkł na chwilę, a Japeś wyczekiwał dalszej części monologu. Jake musiał jednak nasycić oczy tym uspokajającym blaskiem. – A potem trafiłeś mi się ty.

Cień zaśmiał się i pokręcił głową. Spojrzał się w stronę Wędrowca, który cierpliwie czekał, aż jego rozmówca wyrzuci z siebie swoje myśli zanim będzie mógł pojąć ich sens.

– Nie wiem dlaczego, ale kiedy na ciebie patrzę widzę kogoś niezdarnego i nieporadnego. Ale gdy tylko odwrócę wzrok, ty idziesz jak taran i osiągasz rzeczy, o których mi się nawet nie śniło. I robisz to tak, jakbyś się urodził tylko po to. – Jake znów się zaśmiał, a potem spojrzał pod siebie. – Wszystko dotąd było męczące, pozbawione kolorów. Moja ostatnia wpadka z duchem-uciekinierem prawie kosztowała mnie życie…

Japeś wzdrygnął się na myśl o tym, że Jake mógłby zginąć przez takie coś. Właściwie to nawet nie byłaby śmierć tylko wymazanie go żywcem z nici czasu.

– Chciałem się poddać. Rzucić to wszystko i czekać, aż wyrzucą mnie do kosza jak zepsutą rzecz. Pewnie tak byłoby łatwiej. – westchnął ciężko. – Ale odkąd cię poznałem to łatwiej mierzyć mi się z tym wszystkim wiedząc, że jesteś po mojej stronie. To jest dosyć zabawne, ale nie czuję się już tak samotny we wszystkim. Jako człowiek i jako Cień.

Wędrowiec uśmiechnął się lekko pod nosem na te słowa. Znów czuł to przyjemne kołatanie w klatce piersiowej na myśl o tym, że Cień był w jakiś sposób szczęśliwy. Może Siya miała rację? Może to było zakochanie? Nie miał sił dłużej się temu opierać, nie chciał też wiecznie o to pytać. Chciał wsłuchać się w swój wewnętrzny głos i zaczął podążać za jego wskazówkami, ale jego serce dudniło tak bardzo, że ledwie mógł usłyszeć słowa.

W tym samym momencie Jake lekko przesunął się w jego stronę, co wybiło Japesia z jego zamyśleń. Wędrowiec kompletnie się tego nie spodziewał i nagłym ruchem odsunął się od Cienia, co spodowowało, że ziemia pod nimi zaczęła się osuwać…

Mefisto

#322. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.35 – Skok z urwiska Read More »

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem

Japeś powoli przyzwyczajał się do obecności Jake’a w domu. Mieszkajac razem, Wędrowiec szybko zauważył jak mało wie o Cieniu. Wiedział o nim praktycznie tylko to, co zdążył sam zauważyć albo jego tajemniczy współlokator sam mu powiedział. Dlatego też stwierdził, że Jake nie przepadał za trzymaniem porządku, bo w końcu widział jego mieszkanie w stanie pohuraganowym. Zdziwił się jednak widząc zawsze posprzątane mieszkanie i wyniesione śmieci.

Tak samo było z gotowaniem. Cień był bardzo zdolny w tej kwestii. Japeś wiedział, że jego współlokator pracował w knajpie, ale teraz dotarło do niego, że musiał się tam zajmować przygotowywaniem posiłków. Jake również respektował Wędrowca w kwestii tego, aby nie pić alkoholu. Chłopak jednak wprowadził ten zakaz bardziej z troski o wątrobę Cienia niż z faktu, że mogłoby mu to przeszkadzać.

Jake szybko zapełniał aspekty życia Japesia, w których ten sobie zwyczajnie nie radził. Walka z wiecznie popsutym zsypem do śmieci nie była już jego problemem. Tak samo czepliwa sąsiadka przestała się zbliżać do Wędrowca odkąd Cień zmierzył ją surowym wzrokiem i poinstruował, aby natychmiast wracała do swojego mieszkania. Nawet podróż do pracy zdawała się przyjemniejsza: miał w końcu podwózkę aż pod sam szpital.

Były też negatywne strony mieszkania razem z istotą z Krańca Czasu. Cień musiał polować, wypełniać powierzone jemu zadanie i karać grzeszników za swoje przewinienia. Normalnie nie wpływało to na ich relacje, ale zdarzały się dni, kiedy Jake’a wyraźnie coś trapiło i potrzebował przestrzeni. Wydawał się wtedy strasznie nieobecny i niezorganizowany. Japeś po prostu nie wchodził mu wtedy w drogę.

Jedyne spięcie między nimi dotyczyło dokładania się do rachunków. Jake nalegał, Japeś nie chciał, Jake zagroził, że wepchnie mu banknoty do gardła, aż wyjdą drugą stroną, Japeś się w końcu zgodził. Później mieli okazję jeszcze raz o tym porozmawiać i Cień wyznał, że czułby się jak pasożyt żerujący na dobrotliwym sercu Wędrowca, gdyby nie zwrócił mu chociaż za rachunki.

Dlatego też Japeś doskonale wiedział, że coś było nie tak, kiedy zobaczył Jake’a na kanapie z założonymi rękoma i swoją bojową miną, której nie widział od czasu wygnania Ducha. Zbyt dobrze znali się nawzajem, aby teraz Wędrowiec po prostu nie wiedział, co się działo. Właściwie to nie wiedział, ale zdawał sobie sprawę, że cokolwiek to było, dotyczyło to właśnie niego.

– Witaj. – Cień podniósł się na widok swojego współlokatora i zbliżył się do niego. – Słuchaj. Ciekawa sytuacja: moja matka zadała sobie sporo trudu, aby mnie znaleźć i ze mną porozmawiać. Chcesz wiedzieć dlaczego?

Japeś skamieniał i od razu przypomniał sobie wizytę w rezydencji rodziców Jake’a. Nie było to ani mądre, ale w jego miemaniu bardzo potrzebne. Domyślał się jednak, że Cień mógł być z tego faktu niezadowolony, skoro jego matce udało się go odnaleźć.

– Okazało się, że pewien ktoś wtargnął na teren posesji, wszedł do biura mojego starego, pokonał ochroniarza i strzelił mojego ojca w twarz. – Wędrowiec przypomniał sobie całą sytuację i trochę zaczynał się obawiać tego, co miał za chwilę usłyszeć od Jake’a. – Nie wiem naprawdę, co ty masz w głowie, ale tylko ty jesteś w stanie odpieprzać takie numery.

Japeś kiwnął jedynie głową na znak potwierdzenia, że tylko on byłby zdolny do takich rzeczy, a Cień – ku jego zdziwieniu – zaśmiał się lekko.

26.07.2020_22-23-25

– Wiesz, doceniam gest. Naprawdę. Ale nie rób takich rzeczy. Mój ojciec bez problemu narobi ci kłopotów. – Wędrowiec poczuł, że mimowlnie się relaksuje na widok rozbawionej twarzy Jake’a. – W tym całym zamieszaniu pojawił się nowy problem.

Japeś na powrót skamieniał widząc poważną twarz Cienia. Nie miał pojęcia co to był za problem, ale spodziewał się, że to mógł być efekt jego działań.

– Moja matka bardzo mocno chce się spotkać ze mną. – Jake zrobił pauzę, aby zmierzyć swojego współlokatora dziwnym, nieco rozbawionym, a nieco rozdrażnionym wzrokiem. – I z tobą.

– Ze mną? Ale co ja zrobiłem? – wypalił zdziwiony, ale po chwili przypomniał sobie, że to przecież on poszedł wygarnąć ojcu Cienia i przy okazji go uderzył. Obawiał się tylko, że ona mogła chcieć mu oddać, a on miał dosyć przypadkowego okładania się, kiedy szedł tylko porozmawiać.

– Wyjawiła mi tylko tyle, że chciałaby sobie wszystko poukładać w głowie, bo dałeś jej do myślenia. – odparł i znów się zaśmiał. – Nie mówiła mi, co powiedziałeś, ale skoro dało jej to do myślenia… Dzięki. Naprawdę, dzięki.

Uśmiechnął się przy tym na swój, jake’owy sposób, a Japeś znowu poczuł dziwne kołatanie w sercu. Pośpiesznie zgodził się spotkać z matką Cienia i poszedł paść na łóżko, aby nie zemdleć od emocji. Czy to znaczyło, że jego monolog przyniósł jakiś skutek? Chociaż zdawało mu się to całkowicie nierealne, wręcz niemożliwe, pierwszy raz był dumny ze swojej upartości i robienia wszystkiego w swoim wyjątkowym, japesiowym stylu.

Mefisto

#320. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.34 – Starania nagrodzone uśmiechem Read More »

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu

Pierwszy dzień zleciał im dosyć szybko. Japeś dał Jake’owi klucze do mieszkania, bo ten musiał pójść do pracy. Wrócił wczesnym rankiem i ulokował swoje wykończone ciało obok Wędrowca. Smok jasno i wyraźnie podkreślił, że kanapa była jego miejscem do spania i biada temu, kto próbowałby ją bezprawnie zająć.

Japeś obudził się niedługo po tym jak Cień wrócił i zaskoczeniem, ale i dziwną radością patrzył na chłopaka śpiącego obok niego. W pewnym sensie ucieszyło go to, że Jake wrócił, a nie wykorzystał okazję i uciekł…

Ostrożnie zebrał się z łóżka, aby go nie obudzić, wziął szybki prysznic i dotarł do lodówki, gdzie zaczął planować coś dobrego na śniadanie. Stwierdził jednak, że jajecznica będzie najlepszym rozwiązaniem, a jednocześnie najmniej niebezpiecznym dla Japesia do przygotowania.

Przygotowanie śniadania przerwał jednak dzwonek do drzwi, za którymi kryła się Siya. Wędrowiec wpuścił ją do środka. Oboje zajęli się rozmową, a Japeś dodatkowo przygotowywał posiłek powiększony o porcję dla niespodziewanego gościa. Dziewczyna w między czasie zdradziła mu cel swojej wizyty: miała w planach wyciągnięcie Japesia na zakupy.

Niedługo po przyjściu Siyi, Jake wyłonił się z pokoju i zajął miejsce obok niej. Był wyraźnie niewyspany, ale musiały go obudzić ich śmiechy i chichy, więc po prostu się poddał i dołączył do drużyny śmieszków. Siya wpierw była zaskoczona, potem niesamowicie uradowana, ale na koniec zobaczyła twarz Jake’a i od razu domyśliła się co się mogło stać.

– Twoi rodzice? – zapytała krótko, a Cień kiwnął głową w odpowiedzi. Japesia zaskoczyło to, jak ta dwójka dobrze siebie znała, że potrafili bez problemu odczytywać swoje myśli. Z drugiej strony, gdyby Wędrowiec wiedział jacy byli rodzice Jake’a, też pewnie by się domyślił.

Wszyscy troje powoli zaczęli pochłaniać śniadanie jednocześnie dyskutując o całej tej sytuacji. Siya uśmiechnęła do Japesia na wieść o tym, że przyjął on Jake’a pod swój dach. Wędrowiec za to, pod wpływem tego spojrzenia, mało co nie udławił się jajkiem. Potem uśmiechnęła się zwycięsko do Cienia, który w odpowiedzi pokazał jej jedynie język.

Po skończonym posiłku zebrali się i udali na zakupy. Jake wręczył Siyi kluczyki do auta, a sam rozłożył się na tylnym siedzeniu i korzystał z okazji, aby się zdrzemnąć. Jak zawsze na drodze musiały być korki z powodu robót, więc podróż im się dłużyła. Japeś podziwiał wolno przesuwający się widok za oknem, a jego towarzyszka skupiała się na prowadzeniu. W duchu jednak wyklinała Jake’a, bo on musiał wiedzieć o korkach. Inaczej nie dałby jej prowadzić!

Ostatecznie dotarli na miejsce i zaczęli ustalać plan działania.

– Idę po kawę. Możemy się spotkać za 15 minut przy poczcie. – ziewnął Jake. Spał raptem jakieś cztery godziny, co dla niego było nieakceptowalne.

– Skoczę do drogerii i za *pół* godziny możemy się tam spotkać. – poprawiła go Siya. – Może weźmiesz Japesia ze sobą? Raczej wątpię, by przetrwał mój sklepowy maraton.

– Mało kto przetrwałby twój maraton. – na te słowa dziewczyna pokazała Cieniowi język i ruszyła w stronę drogerii. Cień i Wędrowiec udali się wpierw do sklepu komputerowego, gdzie Jake wybrał sobie w miarę taniego laptopa, potem udali się do sklepu z ubraniami, gdzie oboje znaleźli coś dla siebie, a na sam koniec dotarli do kawiarni, gdzie zamówili kawę na wynos. Stamtąd wyruszyli pod pocztę i czekali cierpliwie na Siyę.

Dziewczyna w typowym dla niej zwyczaju spóźniała się. Jake nie wydawał się tym przejęty. Rozsiadł się wygodnie na nieopodal stojącej ławce i delektował się kawą. Japeś za to pił tą płynną gorycz jakby za karę. W życiu tak mocnej kawy nie pił…

– Skąd się znacie? Z Siyą? – zapytał nagle, a Cień spojrzał na niego i zamyślił się.

– Cóż… Mieszkała tuż obok, nasi rodzice się znali. Trochę taka sąsiedzka znajomość. Potem chodziliśmy razem do szkoły, więc poznaliśmy się lepiej. – westchnął i upił spory łyk z papierowego kubka. – W liceum udawaliśmy, że chodzimy ze sobą.

– Udawaliście? – zdziwił się, a Jake zaśmiał się.

– Taa… Moi starzy przyłapali mnie w niekomfortowej sytuacji, zrobili burdę stulecia, wysłali do psychologa. Niewiele brakowało, a posłaliby mnie na jakiś obóz naprostowujący… Siya zgodziła się ze mną chodzić na niby, aby się odwalili. – rzekł dosyć spokojnie. – Od czasu do czasu wysłałem im zdjęcie jak się przytulamy czy coś i był spokój. Przynajmniej do wczoraj.

26.07.2020_22-17-31

– Ojciec cię wtedy… pobił? – Japeś znał odpowiedź na to pytanie. Widział je w lekko zaskoczonych, ale i zirytowanych oczach Jake’a.

– Pobił… Złamał mi dwa żebra i rękę. Jak Siya mnie zobaczyła, sama to zaproponowała. Najlepsza przyjaciółka jaką można mieć. – jednym łykiem dopił resztę kawy.

– To miłe z jej strony. – uśmiechnął się. W duchu jednak czuł coraz większą potrzebę zrobienia coś z tą beznadziejną sytuacją. Im więcej znał szczegółów, tym bardziej chciał działać.

– Ty i ona to chyba jedyne osoby na tym świecie, które o mnie dbają. – uśmiechnął się do niego, a Japeś na chwilę oderwał się od kipienia nienawiścią do ojca Jake’a. Znowu poczuł to śmieszne łaskotanie w klatce piersiowej, a serce zaczęło mu łomotać z ekscytacji. To uczucie przerwało jednak pojawienie się Siyi obładowanej zakupami.

Cień zajął się rozmową z dziewczyną, a dokładniej wskazywanie na zegarek i podkreślanie, że się spóźniła. Siya za to pokazywała mu język w szczerym rozbawieniu. Japeś skorzystał z okazji i szybko napisał wiadomość do Dominika z prośbą o pomoc w znalezieniu adresu rodziców Jake’a.

Resztę dnia spędził pomiędzy oczekiwaniem na odpowiedź a spędzaniem czasu z pozostałą dwójką. Pod wieczór otrzymał odpowiedź, która nieco go zaskoczyła. Zawierała adres wraz z dopiskiem “to nie było trudne – wystarczyło wpisać jego imię w wyszukiwarkę”.

Japeś był gotowy do realizacji swojego planu…

Przeczekał kilka dni i udając, że szedł do pracy, w rzeczywistości udał się na pociąg, a potem na taksówkę, aby dojechać do posiadłości rodziców Jake’a. W głowie układał sobie swój monolog i starał się odsunąć myśli o tym, aby wysadzić ojca Cienia przy użyciu magii. Mimo iż było to bardzo uzasadnione, Kraniec Czasu wciąż byłby z tego faktu niezadowolony.

26.07.2020_22-21-26

W końcu dotarł do celu swojej podróży i zamarł z wrażenia. Willa rodziców Jake’a była ogromna, prawie największa w okolicy. Do środka dostał się istnym cudem: odbywał się właśnie jakiś casting i wzięto go za jednego z zainteresowanych posadą. Wykorzystując zamieszanie przemknął się między korytarzami, aż odnalazł biuro, w którym znajdował się cel jego wizyty: oto stanął przed ojcem Cienia, jego matką siedzącą u jego boku i jakimś wielkim kolesiem, który patrzył groźnie na chłopaka.

Wiedział, że nie było już dla niego odwrotu!

Mefisto

#316. Wędrowiec z Krańca Czasu cz.32 – Bez odwrotu Read More »

Scroll to Top