gry mmorpg

#469. Star Wars The Old Republic

W tej notce przybliżę Wam dynamiczną wojnę pomiędzy klanami Mandalorian, która (jak się okazało pod koniec rozdziału) jest bardziej skomplikowana niż mogłoby się nam śnić. Kontaktuje się z nami Shae Vizla – obecna Mandalore – z informacjami odnośnie Hety Kol. Heta jest samozwańczą Mandalore i ciągnie za sobą wiele klanów pragnących wrócić do starych czasów, gdzie Mandalorianie atakowali, łupili i bogacili się na tym. Nasza nemesis ukryła się na pustynnej planecie Ruhnuk i Shae prosi nas, aby się z nią tam udać.

Planeta to stara kula piachu (cytując naszą Mandalore), pełna burz piaskowych i zakłóceń dla wszelkich urządzeń. Naszym pierwszy zadaniem, aby odnaleźć bazę Hety, jest montowanie naszych nadajników, aby ustalić, gdzie nasza przeciwniczka może się podziewać. Podczas naszych eskapad w jej bazie spotyamy samą Hetę i kończy się to potyczką. Nas powalają cztery dziwne urządzenia, podczas gdy Shae dobrowolnie się poddaje, aby stawić czoła Hecie w rytualnej walce.

Udaje się nam uciec i naszą kolejną misją jest pilnowanie, aby rytualna walka przebiegała zgodnie z zasadami, czyli bez oszukiwania. Bowiem, jak wiadomo, Heta chce być za wszelką cenę Mandalore, nawet za cenę własnego honoru. Heta używa na Shae tego samego urządzenia, co wcześniej na nas, ale nie na długo, bo nasz dzileny Sith przybywa na miejsce, aby to urządzenie pokroić na plasterki.

Wtedy też szala przechyla się na stronę Shae (bo jest lepszą wojowniczką), jednak nasza towarzyszka nie jest w stanie udowodnić wszystkim, że to ona zasługuje na tytuł Mandalore, bowiem wybucha walka pomiędzy wszystkimi i Heta ostatecznie ucieka. Nam pozostaje czekać na jej kolejny ruch, aby dowiedzieć się, jak potoczy się nasza historia.

Przyznam szczerze, że wszystkie trzy historie były ciekawe, może i krótkie, ale w takiej ilości, w jakiej je dostałem (czyli wszystkie trzy na raz) byłem zadowolony. Gdyby twórcy SWTOR wypuszczali na raz więcej opowieści, myślę, że dałoby się przeżyć oczekiwanie. No cóż – pozostaje mi tylko czekać, aż uzbiera się znowu misji do pokonania. 😉

Mefisto

#469. Star Wars The Old Republic Read More »

#463. Star Wars the Old Republic: Manaan

W tej notce opiszę krótki, ale całkiem ciekawy wątek, jaki rozwinął się na Manaan. Mianowicie, jak to już w tego typu gier bywa (a mowa tu o serii The Old Republic), jeśli Republika nie będzie próbowała zdobyć kolto w nie do końca legalny sposób, to zrobi to Imperium. Dzisiaj pomagamy Sithom w uporaniu się z Selkathami (a przynajmniej tymi, którzy nie chcą naszej dominacji).

Naszym towarzyszem jest major Anri, którą ratujemy z opresji, a dokładniej od zabójczych dział przeciwlotniczych Republiki. Wraz z nią stawiamy czoła pierwszym oddziałom oporu Selkathów i ostatecznie ratujemy pułkownika Korrda. Ten daje nam zadania, które podobnież pochodzą od Darth Noroka, aby umocnić naszą pozycję na Manaan i skutecznie móc odpierać ataki Selkathów oraz Republiki.

Jednak w trakcie naszej eskapady spotykamy Noroka uwięzionego przez Republikę. Okazuje się być on kompletnym kretynem, dla którego ważniejsze jest szerzenie zniszczenia niż dobro Imperium. Dlatego też postanowiłem go zrecyklingować (jak na dobrego Sitha zresztą przystało). Po tym konfrontujemy Korrda, bowiem podrabiał on rozkazy swojego przełożonego, ale ciężko było mu się dziwić, że to robił, więc kryjemy go przed Darth Krovos.

Na tym kończy się ten epizod naszych Star Warsowych przygód. Kolejny zabiera nas już w wojnę pomiędzy klanami Mandalorian. O tym jednak napiszę innym razem. 😉

Mefisto

#463. Star Wars the Old Republic: Manaan Read More »

#458. Star Wars The Old Republic

Miałem trochę więcej wolnego czasu, więc nadrobiłem starego, dobrego SWTORa. Wpis będę musiał podzielić, bo jednak trochę za dużo szczegółów zebrało się, a nie chciałbym niczego pogubić.

Nasza przygoda zaczyna się od spotkania z Darth Rivixem odnośnie zbiegłego niedawno Malgusa. Imperator wysłał go do nas z prośbą o pomoc, aby złapać zbutowanego Sitha zanim narobi więcej bałaganu niż do tej pory narobił. W tym celu wyruszamy na Dantooine, aby dorwać go w trakcie odbierania Jedi reliktu, który onegdaj należał do Sithów. Oczywiście po drodze musimy walczyć z różnymi potworami, jak i wkurzonymi Jedi.

Niestety Malgusowi udaje się uciec, a my jedyne, co możemy robić, to deptać mu po piętach, aż do planety Elom, gdzie dowiadujemy się o istnieniu Darth Nul – potężnej Sith, której istnienie zostało kompletnie wymazane z kart historii, a to z powodu jej wynalazku pozwalającego tworzyć Dzieci Imperatora (Children of Emperor).

Rytuał ten, w dużym skrócie, polegał na złamaniu woli potencjalnego “dziecka”, wywarciu presji, aby bezwględnie służyły imperatorowi, a ostatecznie naznaczenie ich mocą imperatora, aby ten mógł nimi sterować. Cały proces odbywał się tak, aby ofiara nie wiedziała, co się jej przytrafiło. Jak widać: jest to całkiem niebezpieczna rzecz, a Malgus zdradził tylko, że to, co zaczął, nie może już być zatrzymane.

Niestety ten wątek na razie dla nas się skończył, ale twórcy rzucili nam przed nos kolejne wyzwania: konflikt klanów Mandalorianów oraz kłopoty Sithów na Manaan, gdzie nie do końca legalnie wydobywają kolto. Tymi wydarzeniami zajmę się jednak w następnych wpisach.

Mefisto

#458. Star Wars The Old Republic Read More »

#456. Albion Online

Albion Online (Steam | Android | iOS) to gra typu MMORPG, stworzona przez studio Sandbox Interactive. Premierę miała w lipcu 2017 i od tamtej pory byłem nią szczególnie zainteresowany, bowiem polega ona głównie na zbieraniu surowców, tworzeniu przedmiotów i podbijaniu świata (w pewnym sensie). Nie wybiegajmy jednak za bardzo do przodu, bo mimo iż ta gra jest dosyć prosta, to jednak ma wiele ciekawych i wartych wspomnienia aspektów.

Naszą przygodę zaczynamy od stworzenia postaci – rzecz wręcz typowa dla tego rodzaju gier. Nie mam jednak typowego wyboru, jakim jest klasa postaci, czy jej pochodzenie. Możemy wybrać jedynie miejsce startowe, co wiąże się głównie z tym, iż w pobliżu będziemy znajdować głównie kilka określonych typów surowców, a po resztę będziemy musieli wędrować coraz dalej i dalej, niekiedy przedzierając się przez lokacje PVP (Player vs Player), gdzie musimy szczególnie uważać na innych graczy, bo mogą mieć niecne zamiary co do nas.

Ważnym, jeśli nie najważniejszym aspektem gry jest zbieranie surowców. Dzięki nim możemy stworzyć sobie ekwipunek: w ten sposób możemy też wybrać klasę postaci, bo możemy stworzyć sobie zestaw dla maga, rycerza lub łotra. Mamy też możliwość stworzenia narzędzi do zbierania danych surowców, co usprawni nam ich zbieranie, a także pozwoli zbierać te z wyższych poziomów.

Gra pozwala nam kupić swoją prywatną wyspę (aczkolwiek do tego musimy wykupić przynajmniej 7 dni subskrypcji premium – więcej informacji znajdziecie tutaj), gdzie surowce są bardzo potrzebne do stawiania budowli, w których będziemy mogli przetwarzać zebrane rudy, drewno, itd., wytwarzać nowe przedmioty, hodować zwierzęta i uprawiać rolę. Naszą wyspę można też ulepszać, ale potrzebujemy do tego pieniędzy – sporo pieniędzy. Oczywiście najlepszym sposobem na zarobienie pieniędzy jest sprzedawanie zebranych lub wytworzonych dóbr.

Jak łatwo można zauważyć, cała gra kręci się wokół zbierania surowców i produkcji. Chociaż jest w tej grze element PvP, to jednak, pomimo iż latałem po lokacjach zezwalających na walkę z innymi graczami, bardzo rzadko spotykałem kogoś, kto chciałby mnie zamordować. Wszyscy wolą biegać i zbierać surowce, bo więcej będą z tego mieli niż z próby upolowania jakiegoś nałogowego zbieracza. Owszem, mamy też różnej maści potwory do ubijania, bossy, dungeony do pokonania, więc nie jest to tak, że gra ma tylko jeden cel. Albion Online daje nam sporo rzeczy do roboty, ale wytłuszcza ten jeden najważniejszy, na pod stawie którego opiera się cała ekonomia tego tytułu.

Całkiem fajnym aspektem tej gry jest też fakt, iż można w nią grać na każdym urządzeniu. Twórcy postawili na wieloplatformować i wywiązali się z tego znakomicie. W Albion Online grałem na tablecie, telefonie i komputerze, i na każdym urządzeniu da się w ten tytuł bez problemu zagrać. Bez problemu można logować się na jednym koncie, co fajnie umożliwia nam zassanie się do gry np. na telefonie podczas podróży autobusem, aby potem wygodnie usiąść w domu przed komputerem i dalej zbierać cokolwiek jest nam w danej chwili potrzebne. Jak nic wspierają możliwość uzależnienia się od swojej gry. 😛

Albion Online posiada też system umiejętności (Destiny Board), który, jak na tego typu grę, jest całkiem rozbudowany. Dzięki temu możemy nosić lepsze wyposażenie, zbierać surowce z wyższych poziomów, zadawać większe obrażenia… Jest tego sporo i pewnie spędziłbym cały dzień na samej próbie wymienienia każdego z ulepszeń. Gra posiada też system wierzchowców, dzięki którym poruszanie się między lokacjami nie jest taką męczarnią i nie trwa niewiadomo ile czasu. Naszym pierwszym transportem jest uroczy osiołek – nie jest on może najszybszy, ale będziecie mu dziękować, bo jednak usprawnia nam poruszanie się po mapie.

Podsumowując, Albion Online jest naprawdę przyjemnym, choć nietypowym tytułem. Spędziłem sporo czasu na zbieraniu wszystkiego, co dało się zebrać, aby tworzyć bronie, ulepszać budowle, handlować z innymi graczami, aby mieć na rozbudowę mojej wyspy… Nie ma tutaj jakiś specjalnych misji, więc sam ustalałem sobie, co chciałem robić: najczęściej starałem się zbierać na kolejne ulepszenie lub nowy sprzęt. Możliwość grania na jakimkolwiek urządzeniu naprawdę dawała mi sporą wolność i wygodę, bo jeśli nie pasowało mi granie na komputerze, mogłem z łatwością przenieść się do łóżka z telefonem i kontynuować swoją przygodę pod ciepłą kołdrą.

Szczerze polecam tę grę – naprawdę potrafi wciągnąć.

Mefisto

#456. Albion Online Read More »

#449. Star Wars the Old Republic

Trochę czasu zajęło mi, aby w końcu przysiąść do starego, dobrego SWTORa. W tej części kontynuujemy wątek zaczęty w poprzedniej notce. Oczywiście, twórcy gry postanowili wprowadzić trochę urozmaicenia i poza kontynuacją jednego wątku, dostajemy zalążek kolejnego. Także teraz dowiadujemy się o problemie, z jakim mierzą się Mandalorianie, aczkolwiek w tej chwili są to szczątkowe informacje, które za wiele (poza robieniem smaka na kolejne aktualizacje) nic nie wnoszą.

Następnie, wraz ze Scourgem i Kirą wyruszamy w stronę zaginionego statku. W tym przypadku ścigamy się nie tylko z czasem, aby jak najszybciej odnaleźć zaginioną załogę statku, a w tym Satele Shan, ale też i z sługami Imperatora. Tak, cały ten wątek tyczy się cząstki Imperatora, którego dosyć niedawno pokonaliśmy i wygnaliśmy z naszego ciała, a który znalazł sobie inne lokum (dokładniej mistrzynię Satele Shan), gdzie przygotowywał się na swój własny powrót.

Naszym zadaniem jest pokrzyżować mu te plany: wpierw na statku mierząc się z jego Sługami, a potem w świadomości Satele, mierząc się z różnymi wersjami Imperatora. Oczywiście nie jesteśmy sami: towarzyszą nam wszyscy Jedi i Sith, którzy chcą nam pomóc utrzymać balans pomiędzy jasną i ciemną stroną mocy. Nie zdradzę jednak większej ilości szczegółów, bo mimo wszystko te rozdziały są dosyć krótkie i po prostu mógłbym opowiedzieć wam wszystko, a nie o tym w tym chodzi. Aczkolwiek mogę wam z czystym strumieniem zdradzić, że zakończyliśmy jeden wątek w SWTORze, a powoli otwiera się przed nami nowy, bardziej pogmatwany. Czuję, że będzie ciekawie!

Cóż – do zobaczenia w grze! 😉

Mefisto

#449. Star Wars the Old Republic Read More »

#422. Ni no Kuni – Cross Worlds – pierwsze wrażenie

Ni no Kuni to seria gier, w którą od dawna chciałem zagrać, ale zawsze, przeważnie z braku czasu, odkładałem na później. Kiedy jednak pojawiła się zapowiedź Ni no Kuni – Cross Worlds, stwierdziłem, że warto dać szansę temu tytułowi i zacząć eksplorować tę serię gier.

Zaznaczam, że są to dopiero moje początki w tej grze, jako iż to jest multiplayer, więc trochę mi zajmie dotarcie do jakiegokolwiek końca. Dlatego też uznajmy, że jest to relacja z mojego pierwszego wrażenia zwiedzenia świata Ni no Kuni.

Ni no Kuni – Cross Worlds to gra stworzona przez netmarble i Level 5. Wydana została stostunkowo niedawno, bo 25 maja 2022 i jest dostępna na komputery oraz urządzenia mobilne (Android | iOS). Jak się można domyśleć, ten tytuł zdobią postacie przypominające dobrze znane nam charaktery z filmów Studia Ghibli.

Jak to w grach multiplayer bywa, musimy stworzyć sobie postać. Gra oferuje nam predefiniowane postaci, które możemy trochę pozmieniać (generalnie ogranicza się to do koloru włosów, oczu i fryzury). Jak tylko uporamy się z tym zadaniem, przechodzimy od razu do właściwej części gry, gdzie od razu pojawiamy się w środku jakiegoś dziwnego konfliktu, a latające Totoro-coś z liściem na głowie drze się na nas, abyśmy się ruszyli, bo Bezimienne Królestwo (Nameless Kingdom), w którym się znajdujemy, jest właśnie atakowane.

Wraz z Cluu (bo tak nazywa się nasz Totorowaty stwór) ruszamy na pomoc królowej, jednakże nasz ratunek nie idzie po naszej myśli. Królowa oddaje nam Kamień Strażnika (Guardian Stone) i odsyła nas w okolice Evermore zanim nasz tajemniczy wróg daje radę ją pojmać. Cluu zachęca nas, aby udać się do tego królestwa i poprosić ichniejszego króla o pomoc. Oczywiście nie względu na brak alternatyw, ruszamy w nasza niesamowitą przygodę, która z każdą chwilą wydłuża się, bo po drodze mamy masę misji do zrobienia, masę nieufnych nam NPC, którym trzeba udowodnić, że są w błędzie. Wszystko zdobione zirytowanym komentarzem Cluu.

Mamy też ciekawy motyw nawiązujący do nazwy Cross Worlds, a mianowicie fakt, iż niektóre NPC nazywają siebie graczami i latają siejąc chaos po tym spokojnym świecie. Bo o tym trzeba wspomnieć: my nie pochodzimy z tego świata tylko jesteśmy częścią projektu (o którym nie wiem jeszcze za wiele, ale mam nadzieję, że uda mi się dowiedzieć więcej, im więcej będę grał w tą niesamowitą grę ;)). Wiem tylko tyle, że świat Ni no Kuni jest zagrożony, a my musimy stać się silni, aby to powstrzymać.

Standardowo mamy też, co jest typowe dla tego typu gier, masę zadań pobocznych (np. zadania ze zdobywaniem reputacji, aby te głupie NPC dały nam możliwość ciągnięnia fabuły dalej), możliwość ulepszania broni, zdobywanie Chowańców (Familiars, choć ja je nazywam Znajomkami), aby pomagały nam w walce… I pewnie jest jeszcze wiele innych rzeczy, do których nie dotarłem, a o których napiszę za jakiś czas. 😉

Ni no Kuni – Cross Worlds to gra warta zagrania, tym bardziej, że jest darmowa. Mnie wciągnęła fabuła i urokliwość całego otoczenia oraz fakt, że jest bardzo dużo powiązań z filmami Studia Ghibli, co dodatkowo sprawia, że ma się ochotę eksplorować i szukać podobieństw. Jeśli macie czas to zdecydowanie polecam dać temu tytułowi szansę. 😉 Jest naprawdę wesoło! 😉

Mefisto

#422. Ni no Kuni – Cross Worlds – pierwsze wrażenie Read More »

Scroll to Top