fotografia

#460. Kącik Fotograficzny nr 2

Za nami kolejny zabiegany tydzień. Coraz więcej ich się zbiera na ten rok, ale z drugiej strony ciężko, aby było inaczej, kiedy my po prostu lubimy robić dużo ciekawych rzeczy. I z reguły próbujemy je robić wszystkie na raz.

Dlatego lubię fakt, że pomimo iż mamy sporo na głowie, wciskamy w każdą wolną lukę jakieś zajęcie. Tak też jest z fotografią, a ona bardzo potrafi odprężać.

Oto kolejny zestaw zdjęć, które, moim zdaniem, wyszły całkiem nieźle.

Mefisto

#460. Kącik Fotograficzny nr 2 Read More »

#448. Zimna zima

Dzień dobry wieczór!

Witam Was w tym zimowym okresie! Któż by się spodziewał, że po tak ciepłych zimach w ostatnich latach, przyjdzie prawdziwa, zimna zima. Trochę nas zaskoczyła, ale zdążyliśmy kupić ubrania typowo zimowe zanim zostały całkowicie wykupione. 😛

W ostatnim czasie staram się być konsekwentny w spędzaniu czasu na odpoczynku. Przekonałem się, że zaniedbanie tak zwykłej i z pozoru nieistotnej kwestii ma kolosalne znaczenie dla zdrowia. Dlatego pilnuję tego “me time” tak samo, jakbym pilnował przyjmowania jakiegoś ważnego leku. I przyznam bez bicia, że to działa. Od jakiegoś czasu jestem mniej zmęczony, bardziej skory do działania. Nie jestem może w stanie czynić cudów, ale zauważam różnicę w mojej efektywności i w samych chęciach robienia czegokolwiek. Różnica jest tak spora, że sprawniej załatwiam nasze sprawy, gdzie jeszcze niedawno wolałem leżeć w łóżku i udawać, że nie istnieję (chociaż przy Smoczyńskim to niemal niemożliwe).

Jedną z rzeczy, którą postanowiłem zrobić to nadrobić filmy Marvela oraz X-menów. Oglądałem te filmy według tych dwóch list (Marvel | X-men) i ogólnie rzecz biorąc został mi do obejrzenia tylko Logan. W ostatnich miesiącach oglądam filmy jak szalony i w sumie jestem nawet zadowolony, bo odkryłem kilka całkiem fajnych tytułów, np. Free Guy, gdzie Ryan Reynolds gra NPC w grze (tak, dobrze czytacie). Obejrzałem też Lokiego i przyznam, że był całkiem niezły. Czekam na sezon 2. 😉

Z graniem bywa u mnie różnie, bo jednak lubię gry z toną fabuły, a takie lubią wciągać, a ja niestety nie mogę sobie pozwolić wsiąknąć w inny świat. Dlatego przeczesuję gry, które posiadam i zabieram się za te mniej wymagające. Je zawsze łatwiej wyłączyć w połowie rozgrywki i wziąć się za coś innego. Zresztą za miesiąc zaczynam studia, więc znowu będę cierpiał na chroniczny brak czasu, więc nie chcę sobie nawet robić nadziei. 😛 Muszę też wziąć się za kolejne gamingowe podsumowanie roku. Czuję się, jakbym niedawno podsumowywał rok 2021. Zabawne uczucie…

Sporo czasu spędzamy też na spacerach i fotografii. Kupiłem Całości nowy aparat: Nikon Z6 i jest zadowolona. W ostatnim czasie Całość zaczęła zastanawiać się nad zmianą kariery i zostania fotografem. Trzymam kciuki, aby się udało, bo ma talent do tego. 😉

Ja za to przeszedłem na D7500, bo jednak jest to trochę bardziej profesjonalny aparat i ma wygodniej (moim zdaniem) ustawione przyciski i pokrętła. Mojego D5600 dostanie mały Smoczyński, jak tylko opanuje robienie zdjęć na swoim Coolpixie. Jemu też idzie całkiem nieźle (w szczególności robienie sobie selfików :P).

Mroźne dni całkiem sprzyjają makro fotografii, bo robienie zdjęć szronowi, zamarźniętej rosie i tym podobnym jest teraz moim ulubionym zajęciem.

Szkoda tylko, że ręce mi tak szybko marzną (nawet w rękawiczkach), bo zdecydowanie za szybko zaczynają mi się trzęść ręce. 😛

Oczywiście nie będę już za bardzo wrzucał do pamiętnikowych notek zdjęć makro. Stworzyłem po to Kącik Fotograficzny, na którym najpewniej skupię się w najbliższym czasie. Da mi to szansę na przygotowanie innych Kącików. W końcu pora na “sezon 2”. 😉

Trzymajcie się ciepło!

Mefisto

#448. Zimna zima Read More »

#438. Po urlopie

Dzień dobry wieczór!

Czuję się, jakbym w ostatnim czasie dostał czym ciężkim w łeb. Generalnie miało nie być najgorzej i pod niektórymi względami nie było, ale niestety było też trochę przeszkód, które wymęczyły nas psychicznie i fizycznie.

Pierwsza sprawa: Ferbik odszedł. Chociaż wydawało się, że już z nim lepiej to niestety znowu zaliczył kraksę – tym razem już śmiertelną. Bardzo mi go brakuje, bo on był niesamowicie kochany i przywiązany do nas. Brakuje mi jego wygłupów, jego śpiewu i “szczekania” na ptaki za oknem albo na psy. Bystry był z niego maluch, a przez to był bardzo uroczy.

Drugą kwestią miało być posiadanie szczurka. Przygotowaliśmy się, uzbroiliśmy w cierpliwość, pojechaliśmy po małego nicponia, ale po przyjeździe do domu, kiedy emocje opadły, okazało się, że szczurka strasznie boi się ludzi. Nie dlatego, że po prostu ma naturalny strach tylko była surowo karana, bo potrafiła przestać jeść i usiąść w kącie, kiedy tylko ktoś się do niej odezwał. Próbowaliśmy jej pomoc, ale jej stan przekraczał nasze możliwości i musieliśmy ją oddać. Znaleźliśmy jej nowy dom, gdzie ktoś będzie mieć więcej sił i czasu, aby pomóc jej uporać się z tą traumą. Ale jest mi przykro, bo bardzo ją polubiłem, pomimo tych wszystkich niedogodności. 🙁

Na razie wstrzymujemy się ze zwierzakami, bo jeśli znowu coś złego się stanie to chyba mi serducho pęknie. Za bardzo kocham zwierzęta, a każda zła sytuacja po prostu mnie znięchęca do kolejnej próby, bo boję się, że znowu coś będzie nie tak. 🙁

Zostawmy jednak negatywne wieści za nami.

Dwa tygodnie temu skończył się mój urlop i chociaż zaczęliśmy go w nerwowej atmosferze (Smoczyński był chory) to jednak ostatecznie nie było tak najgorzej. Udało się zrealizować sporą część naszych planów i spędzić całkiem miło czas. Poza przyziemnymi zadaniami typu gruntowne sprzątanie domu (co poszło nam całkiem nieźle, chociaż już znowu rośnie nam wszędzie bałagan), mieliśmy okazję powłóczyć się z aparatami i pobawić w fotografów. Dorobiłem sie nowego obiektywu – Nikkor Micro 40mm f/2.8G i jest to mój ulubiony obiektyw. Można nim robić świetne zdjęcia makro. Poniżej macie przykłady (może nie takie super rewelacyjne, ale wciąż się uczę :P).

Udało się nam odwiedzić kilka miejsc, które wisiały na naszej liście miejsc do odwiedzenia od jakiegoś czasu. Niektóre wkradły się na tą listę przy okazji. 😛 Odwiedziliśmy Aerospace Bristol, gdzie mogliśmy obejrzeć Konkorda. Całość była wniebowzięta, bo marzyła o tym już od dawna. Poszliśmy do ogrodów botanicznych w Bristolu – coś, co akurat mi przypadło do gustu – tym bardziej, że miałem już nowy obiektyw. 😛 Poszliśmy do parku zwierząt Chew Valley Animal Park, gdzie mieliśmy okazję pokarmić kozy i dać się wymemłać sarnom. Byliśmy też w Oakham Treasures – muzeum poświęconym rolnictwu, ale też dającym pogląd na historię Anglii.

Tyle mi się zebrało tych miejsc, że zaczynam pisać kolejną serię Kącika Podróżniczego. Mam nadzieję, że wygram z moim zewnętrznym leniem i uda mi się to sprawnie napisać. 😛

Sporo czasu poświęciliśmy na odwiedzanie sklepów ogrodniczych, aby przygotować się do naszej ogrodniczej przygody. I w sumie dobrze, bo działkę odebraliśmy dzisiaj i chociaż nie planowaliśmy jeszcze nic robić to udało się nam usunąć trochę chwastów i znaleźć stare narzędzia w szklarnii. 😉 Smoczyński prawie zwariował ze szczęścia, ale dzielnie i dokładnie pomagał usuwać chwasty. Sporo nas czeka jeszcze pracy, ale myślę, że to będzie świetny sposób na spędzenie czasu dla nas. 🙂

Postarałem się też znaleźć trochę czasu dla siebie i obejrzeć filmy, które chciałem obejrzeć, ale zawsze było jakieś “ale”. Obejrzałem The Mummy, czyli film nawiązujący do trylogii o tym samym tytule i jestem zadowolony. Mam nadzieję, że wyjdzie więcej filmów z tej serii i dalej będą trzymać ten sam poziom. Obejrzałem też trylogię Dracula 2000, Dracula II: Ascension oraz Dracula III: Legacy i pierwszy film był niezły, drugi trochę mijał się z fabułą pierwszego, ale był bardzo wciągający, a trzeci świetnie kontynuował historię naszych bohaterów. Wczoraj obejrzałem Warcrafta i generalnie film fajny, dobrze przygotowany, chociaż generalnie skierowany do fanów tej gry, bo zwykła osoba mogła by się pogubić przy takiej ilości fabuły, jaką upchnięto do tego dwugodzinnego filmu. Znalazłem też czas na obejrzenie filmu Warm Bodies. Komedia romatyczna o zombie. Wyszło całkiem fajnie, chociaż film jest trochę dziwny i pokręcony, ale chyba dlatego go obejrzałem do końca. 😂

Mam jeszcze kilka filmów do obejrzenia, ale do tego podchodzę już dosyć spokojnie. 😉 Sporo zaległości już nadrobiłem. Teraz pora nadrobić blogowe zaległości, bo te siedzą na mojej liście rzeczy do zrobienia już od dawien dawna. 😉

A na razie to tyle. Trzymajcie się ciepło i do zobaczenia! 😉

Mefisto

#438. Po urlopie Read More »

#419. W dużym skrócie – czyli co (mniej więcej) się działo przez ostatnie miesiące

Dzień dobry wieczór!

Najgorszy moment w tak długim powrocie to opisanie wszystkiego, co wydarzyło się po drodze. A jest tego sporo: i dobrego, i złego. Nie wiem tylko, czy będzie balans między dobrymi wieściami a złymi.

Zacznijmy od postu o naszej biednej rybce. Nemiak odszedł i złamał nam tym samym serca. Niestety rozchorował się (prawdopodobnie od stresu) i dobiła go choroba, którą kiedyś przyniosła ze sobą Stadia. Niestety, ale takie choróbksa żyją tak długo, jak są rybki w akwarium. Wystarczy, że coś się stanie (stres, gorsza jakość wody, itd.) i wracają jak bumerang. Nasza w tym wina, że nie zauważyliśmy tego od razu i za późno podjęliśmy się leczenia. No szkoda, to bardzo mądry rybek był, naprawdę szkoda, że odszedł.

W akwarium poumierało nam towarzystwo już do końca (niektóre przed Nemiakiem). W zeszłym tygodniu potwierdziłem ostatni zgon. Ślimoń i Wycieraczka umarli w ten sam sposób (tylko w sporym odstępie czasu): spadli na plecy, nie mogli się podnieść, zestresowali się, po tym jak podnieśliśmy ich połazili kilka godzin i umarli. Herkules umarł prawdopodobnie ze starości, a co do Pszczółek to pojęcia nie mam, co się stało, bo znalazłem tylko skorupki po nich. Zostały nam tylko glony. 🤷‍♂️

Jedno miłe wspomnienie z ostatniego okresu to po sztormie Eunice na plaży była sałata morska to jedna z Pszczółek i Ślimoń mieli wyżerkę. Zdjęcie poniżej. 😉

Jak już opadły emocje po Nemiaku, postanowiliśmy, aby spróbować z innym zwierzątkiem. Wyszło więc, że to, co przeżyło w dużym akwarium, trafiło do mniejszego akwarium (tego, co było niegdyś karnym akwarium Stadii). Na miejscu dużego akwarium stanęła klatka, gdzie trafiły do niej dwie bidule: dwie zeberki pospolite ze sklepu zoologicznego. Adoptowaliśmy parkę chłopaków, nad którymi znęcały się inne ptaszki. Jeden, którego nazwaliśmy Finek, siedział na dole klatki w sklepie i wyglądał, jakby się poddał i czekał już tylko na śmierć. Brakowało mu piórek na gardle. Drugi, nazwany przez nas Ferbek, był w lepszym stanie, chociaż nie miał jednego palca.

Ptaszki szybko się oswoiły z nowym domem i wydawały się być szczęśliwe. Finek okazał się energicznym, młodym ptakiem, skorym do wygłupów, a Ferbek był tym dorosłym, odpowiedzialnym i ostrożnym. Zajmował się Finkiem, gonił go do spania i pilnował, aby czyścił piórka. I pewnie trwałoby to do dziś, ale jednego dnia Finek zjadł trochę ziarenek, poskakał po klatce jak dotychczas i nagle padł martwy.

Kompletnie się tego nie spodziewaliśmy (on był tak energiczny, że prędzej się spodziewaliśmy, że to Ferbek umrze pierwszy). Oczywiście Ferbek szybko zrozumiał, że Finek odszedł i sam umarł z tęsknoty niecały dzień później. 🙁 Znowu pękły nam serca, bo oni byli bardzo kochani i pocieszni.

Tym razem jednak nasza żałoba nie trwała długo. Przynajmniej ja nie pozwoliłem jej trwać długo. Przeszukałem internet odnośnie gadających papug i znalazłem papużki faliste. Dlatego też skończyło się na adopcji Fuzzy’ego. Dlaczego Fuzzy? Pierwsze dni był tak zirytowany zmianą otoczenia, że wyglądał jak wielka, puchata, obrażona kulka. 😂

Teraz już jest zadomowiony. Uwielbia jeździć mi na ramieniu i patrzeć, co robię (pierwszy raz widzę zwierzę tak zafascynowane składaniem prania :P), uczymy go gadać (a on się uczy pyskować 😂).

Kilka tygodni temu adoptowaliśmy parkę zeberek od pewnej kobiety. Tym razem chłopak i dziewczyna. Całość nazwała ich Finczento i Finczenta (po angielsku nazywają się zebra finches, więc stąd te imiona :P). Ja je nazywam po prostu Finczemony. 😛 Z początku samiczka wydała się głupia jak but, a samiec ogarnięty, ale kiedy się zadomowili to okazało się, że jest na odwrót. 😂 Całość oczywiście zajęła się nimi, rozpieściła je do tego stopnia, że nie chcą jeść inaczej jak z ręki (gdzie te ptaki nie przepadają za fizycznym kontaktem z ludźmi).

Nasza parka się rozmnożyła i czekamy teraz na małe. Początkowo było 5 jajek, ale jedno popsuli i (chyba) zjedli. Zarąbiści rodzice swoją drogą. 😛 Cały czas wysiadują pozostałe jajka (minęły już dwa tygodnie, więc niedługo powinny się wykluć). 😀 Szczerze mówiąc to niecierpliwię się na samą myśl o tym, bo to jest pierwszy raz jak mam w domu jakiekolwiek ptaki, a tym bardziej jakby miały być pisklęta. 😀

Pod tym względem nasze życie przyśpieszyło, bo zajmowanie się akwarium to pikuś w porównaniu z zajmowaniem się ptakami, a w szczególności takimi, które są do tego stopnia związane z nami, chociaż Nemiak też uwielbiał nasze towarzystwo.

Została nam jeszcze kwestia małego akwarium, bo wciąż je mamy i zastanawiam się, co z nim zrobić. Słonowodne rybki są ciężkie pod tym względem, że w Anglii są obciążone masą chorób i jest to naprawdę gra w ruletkę. Zastanawiałem się na rybkami słodkowodnymi, ale Całość zasugerowała mi, abym dał sobie na chwilę spokój, tym bardziej, że mamy na głowie całe stado ptaków. 😛

To tyle, jeśli chodzi o zwierzyniec. 😛

Jeśli chodzi o moje studia to udało mi się zaliczyć wszystkie prace i muszę tylko przygotować się do egzaminów. Jestem generalnie tak wszystkim tym zmęczony, że momentami mam ochotę to wszystko rzucić, ale szkoda by było skoro jestem praktycznie na samym końcu…

Mam w planach porządnie odpocząć, kiedy już ten sajgon się skończy. Wziąłem urlop na cały wrzesień, więc liczę, że będziemy mogli się zrelaksować, spędzić czas razem i zająć się naszymi hobby, bo mieliśmy na to wszystko naprawdę mało czasu, chęci i możliwości.

Jedyne, co staramy się praktykować regularnie to fotografia. Aparaty można zawsze ze sobą zabrać i czasem uda się porobić fajne zdjęcia. Całość naciągnęła mnie na nowy aparat: Nikon D7500, a niedawno na Nikon Z fc (bezlusterkowca). Na zetkę skusiła się z powodu jego wyglądu stylizowanego na stary aparat (i to jest chyba jedna z nielicznych rzeczy, które Całość wybrała ze względu na wygląd, a nie np. ze względu na praktyczność :P). Aparat jest jednak całkiem niezły, jest bardzo lekki, więc nie był to najgorszy wybór. 😉

Znaleźliśmy też sobie kolejne dziwne hobby jakim jest chodzenie po tak zwanych charity shopach i szukanie starych aparatów. Mamy całą kolejkę zabytkowych aparatów, kamer, obiektywów. Całkiem fajna zabawa, tym bardziej, że często udaje się nam je dostać za grosze. 😉 Mamy nawet aparat na dyskietkę. 😀 Będę musiał je kiedyś opisać, bo mamy niezły kawałek historii fotografii na półkach (tak mniej więcej od 1950-1960 roku). Niektóre aparaty są w pełni sprawne – musimy tylko wywołać kliszę i zobaczyć, jak wyglądają efekty naszych wędrówek. 😉

Mały Smoczyński za to zakończył “współpracę” z przedszkolem i zaczęliśmy naukę w domu. Zmęczyło mnie tolerowanie tego, że “specjalistki” zmuszają moje dziecko do cofania się w rozwoju i niepraktykowania umiejętności, które już posiadł. Ale najbardziej wkurzyło mnie to ich wyjebanie na nasze prośby jak rozwiązywać problemy (np. kiedy coś chce i oznajmia to krzykiem to mu tego nie dawać, one dawały, bo tak, nawet żadnego argumentu dlaczego).

Wałkujemy teraz razem cyferki i alfabet na wesoło. Dzieciorośl coraz więcej mówi, liczy do conajmniej 60 (pewnie potrafi i dalej, ale mu przerwałem, bo była pora obiadu, więc nie zaobserwowałem dalszego liczenia :P) i potrafi napisać cały alfabet literka po literce. Czeka nas sporo pracy z jego zachowaniem, bo nauczył się wielu głupot typu tupanie nogą jak jest zły (co jest naprawdę głupią rzeczą, w szczególności przy takich sąsiadach, jacy mieszkają pod nami). No ale damy rade. No bo kto jak nie my?

Generalnie jestem dumny z postępu Smoczyńskiego, ale mamy sporo rzeczy do naprawienia. 🤷‍♂️

No i generalnie to tak wyglądały mniej więcej nasze ostatnie miesiące. Sporo czasu zajęła mi nauka, sporo czasu pochłonęły nam zwierzęta, ale wiele rzeczy nareszcie się unormowało. Mam nadzieję, że nie wpadnę w taki wir braku czasu, jak wpadłem ostatnio, bo brakowało mi czasu dla siebie (na granie, na pisanie bloga, na czas z rodziną, na oglądanie filmów, na zwyczajne posiedzenie i ochłonięcie po całym dniu, itd.).

Trzymajcie się ciepło i do następnego razu!

Mefisto

#419. W dużym skrócie – czyli co (mniej więcej) się działo przez ostatnie miesiące Read More »

#030. Cztery dni z życia diabła

Ostatnie dni były, chcąc nie chcąc, pełne wrażeń. Trochę miłych gestów, trochę niemiłych wydarzeń. Po prostu samo życie. Pozwólcie, że przybliżę Wam moją historię. Uwaga, będzie długo.

Piątek

Jak już wspomniałem piątek to był wielki dzień. Okazał się już od samego rana, gdzie włączyłem pracowego laptopa i, pomimo dnia wolnego, popracoholizowałem sobie w najlepsze. A tak na poważnie: było do zrobienia coś, co wymagało nadzoru z mojej strony. Niestety, ale wyjazd mój skomplikował nieco moją pracę, ale udało się pogodzić obie rzeczy. A przepracowane godziny mogę odebrać sobie jako wolne. Wilk syty i owca cała.

Potem ruszyłem do miejsca przeznaczenia. Znaczy się do lekarza. Lekarz oddalony ode mnie o 70 mil, bo specjalista. Trochę ponad godziny jazdy. Mam ochotę się śmiać, bo zajęło nam to prawie dwie godziny. Dlaczego? Bo wyszło słońce i “cywilizacja” pojechała samochodami do zoo. Czy wspomniałem, że zoo mieści się zaraz przed zjazdem na drogę szybkiego ruchu? Tym sposobem stałem w korku na jedynym zjeździe. Stracone 30 minut. Po drodze ponformowałem klinikę, że się raczej spóźnię, bo droga jest nieprzejezdna.

Dalej było miło, bo zjechaliśmy z wiejskich dróg na autostradę i tam dało się jakoś jechać. Owszem, pędziliśmy na łeb na szyję i wydawałoby się, że nie byłbym dużo spóźniony, gdyby nie to, że wjechaliśmy do miasta w godzinach lunchu. Kto mieszka w Anglii ten wie, że między dwunastą, a czternastą to najlepiej poruszać się samolotem nad drogami. Cały zaoszczędzony czas zmarnowaliśmy na korki. Koniec końców dotarłem i przeprosiłem panią doktor, która była wyrozumiała.

Porozmawiałem z nią o moim problemie, poczułem się połowicznie wysłuchany, ale zważając na fakt, że wcześniej w ogóle mnie nie słuchano, to była pozytywna odmiana. Pierwszy raz zlecono mi badania krwi inne niż ogólne (za każdym razem sam zakręcałem mojego lekarza z przychodni, aby dodała je do pakietu).

Potem był powrót i znowu masakra. Korki. Najlepsze jest to, że nic na drodze nie było. To znaczy było. Znak ograniczający prędkość z 70 mil na godzinę do 50 (podobno były roboty na drodze: chyba niewidzialne jakieś, bo żadnych nie zauważyłem). Dlatego przez kilkanaście mil jechaliśmy około 25, a potem dobijaliśmy do 80, by ostro hamować i jechać przez chwilę 40. Nawigacja próbowała nas kierować na inne drogi, które były zamknięte, więc powrót się tylko wydłużał i wydłużał. Koniec końców byliśmy tak wypruci, że zajechaliśmy po jedzenie na wynos i arbuza, a potem do domu.

 

Sobota

Sobota była już milej spędzona. Nic nie robiliśmy w biegu. Poszliśmy na dwunastą na prostest w centrum w sprawie likwidacji tysiąca miejsc pracy w urzędzie, w którym pracuję. Nie, mnie to nie grozi (pobodno), ale pozbycie się 1/6 pracowników zdecydowanie wpływnie na pracę, w tym prawdopodobnie i moją.

Po złożeniu sygnatury pod petycją, ruszyliśmy z powrotem w stronę samochodu. Przy okazji zaczęliśmy robić zdjęcia uliczkom i budynkom, i w ten sposób dotarliśmy na uliczkę, gdzie sprzedają japońskie antyki oraz kimona. Także mam nowy powód do oszczędzania pieniędzy. Trzymajcie kciuki.

Wychodząc ze sklepu zboczyliśmy nieco z naszej ścieżki i weszliśmy na teren opuszczonego kościoła. Był ładny, ale bardzo zaniedbany, bo był pomazany sprejem w wielu miejscach i walały się tam śmieci (w tym puszki z polskim piwem).

Przeszliśmy się po okolicy, którą choć znamy bardzo dobrze, to tamtą uliczkę niezbyt kojarzyliśmy. Chcieliśmy się udać do muzeum, ale odłożyliśmy to na poniedziałek, bo trzeba było jeszcze zrobić zakupy.

IMG_20160827_124657
Ciekawy sposób zbierania jabłek

Pojechaliśmy do chińskiego supermarketu i zrobiliśy potrzebne zakupy. Głównie słodkości, które nie zawierają takiej ilości cukru, jak europejskie, więc mogę się nimi zajadać. Nie wspomnę już o jakości i walorach smakowych, bo Europa powinna się biczować za syf dostępny w sklepach. Dodatkowo zaczyna się powoli okres na pomarańcze olbrzymie (Pomelo). Kupiłem pierwszą w sklepie. Wielka, ale mało słodka. Trafiła do lodówki. Za kilka dni powinna być już dobra.

IMG_20160827_153109

Potem udaliśmy się do polskiego sklepu, gdzie spotkaliśmy się z promocją. Wszystko o połowę taniej. Niestety nie był to chwyt marketingowy. Zamykają sklep, który może i nie był najlepszy, ale był dosyć blisko od domu. Aż dziwne, bo sklep znajduje się niedaleko polskiego kościoła i nigdy nie narzekał na brak klienteli.

Wróciliśmy do domu i, zrelaksowani po całym dniu, oglądaliśmy sobie dramę o nazwie Ramen Daisuki Koizumi-san. Jest to krótka (czteroodcinkowa) seria o dzieczwynie, która uwielbia ramen i odwiedza różne sklepy sprzedające to pyszne danie. Drama jest fikcyjna, ale sklepy są prawdziwe i mam nadzieję, że kiedyś je odwiedzę. Przez tą dramę mam ochotę na ramen.

Niedziela

Niedziela zaczęłą się od zakupów. Kupiliśmy potrzebne produkty w polskim sklepie. Kupiliśmy nawet więcej, bo zostaliśmy zachęceni przez sprzedawczynie tym, że lepiej kupić niż wyrzucić, a przyprawy można trzymać po kilka lat. To był ostatni dzień istnienia tego sklepu, który wydaje się, że był od zawsze. A teraz tak po prostu zniknął. To jest na swój sposób przykre, że historia może się różnie potoczyć. Jestem ciekaw, co się stało z klientami. Byliśmy w sklepie trochę czasu, a nikt nie przyszedł, mimo sporego szyldu z informacją o wyprzedaży.

Potem pojechaliśmy do naszego zakątka. Pierwsze co zrobiłem to wyleciałem z auta, krzycząc “krowy”, bo te właście zwierzęta zauważyłem. Cóż, krowy to nie były, ale na szczęście bardziej były zainteresowane żuciem trawy niż reagowaniem na kogoś, kto podleciał do nich z nadmiarem entuzjazmu.

Tego dnia testowałem aplikację na telefon, która nazywa się Open Camera. Jest to aplikacja do robienia zdjęć, która ma otwarty kod źródłowy i wymaga ledwie kilka megabajtów miejsca. Zaletą tej aplikacji jest możliwość wyłączenia auto-focusa, który jest domyślną i niezmienialną opcją w telefonach z systemem android.

Powiem Wam, że byłem pod wrażeniem. Na telefonie da się robić ładne zdjęcia (odkrycie roku). Fakt faktem, telefon, a dobry aparat to dwie różne rzeczy, ale gdy pod ręką mamy tylko telefon to dobrze mieć na nim soft, który spełnia nasze wymagania. Open Camera jest darmowa i bez reklam (użytkowników tej aplikacji zachęcam do dotowania twórcy, aby wynagrodzić go za jego dobrą pracę).

Fotografowałem wszystko, co się dało, aby testować możliwości aparatu. Oto efekty.

Później pojechaliśmy do sklepu, który sprzedaje żywność ze swojej bądź okolicznych farm. Mają tam bardzo dobre produkty i świeże mięso (takie, które pachnie zwierzęciem, nie padliną). W sklepie sprzedawali też jeżyny, a my widzieliśmy ludzi zbierających jeżyny przy drodze. Uzupełniliśmy zapasy i wróciliśmy do zakątka. Z tego tytułu rozcięliśmy butelkę po napoju i postanowiliśmy sami ich trochę pozbierać. Byliśmy nastawieni, że zbierzemy ich tylko trochę, a musiałem wyciągnąć siatkę, bo butelka nie wystarczyła. Mieliśmy dwa rodzaje jeżyn: leśne i przydrożne, gdzie jeździły auta. Leśne zdecydowanie były lepsze niż przydrożne, chociaż przydrożne były stukrotnie lepsze niż sklepowe.

W domu wykorzystaliśmy je do rogalików. Umieściliśmy po dwie sztuki w rogaliku i posypaliśmy odrobiną cukru. Polecam: bardzo smaczne. W szczególności, jak macie rogaliki domowej roboty. Doskonała przekąska po kare raisu (japońskie curry z ryżem).

To był bardzo udany dzień.

Poniedziałek

Dzień zaczął się miło: od zjedzenia arbuza. A dokładniej od zjedzenia zamrożonego arbuza, bo przypadkiem przestawiłem lodówkę na większe chłodzenie. Jeszcze bolą mnie opuszki palców od trzymania tego arbuzowego loda. Dziwny w smaku, ale dało się zjeść.

Potem udaliśmy się do muzeum. Mieliśmy zobaczyć wystawę o antycznym Meksyku, ale był to ledwie jeden korytarz wypełniony fotografiami i malunkami, które niewiele nam mówiły.

Muzeum na szczęście jest duże, więc niezrażeni zwiedziliśmy inne ekspozycje. Co najgorsze: niektóre rzeczy padły ofiarą wandali, których chyba bawi niszczenie wspólnego mienia (muzeum utrzymuje się głównie ze środków miasta i dotacji). Dodatkowo pan z ochrony łaził za nami, bo robiliśmy zdjęcia eksponatom (bez użycia flesza). No tak: jesteśmy młodzi to na pewno chcemy coś zepsuć. Za to para staruszków każdy obraz sfotografowała z włączonym fleszem pomimo zakazu. Kocham stereotypy.

Uwagę moją przyciągnęła też porcelanowa fontanna, której historia pokazuje naszą “cywilizację wiedzy”. Znajdowała się ona w parku do momentu, aż ją usunięto obawiając się, że stanie się ona ofiarą aktu wandalizmu. W parku stoi za to jej kamienna kopia (kiedyś tam pójdę ją sfotografować). Przynajmniej ta jest odporna na idiokrację.

Potem poszliśmy do parku niedaleko muzeum. Roztacza się stamtąd piękny widok na miasto. Pewnie byłoby jeszcze piękniej, gdybym poszedł na wieżę widokową, ale było za dużo ludzi. Przykre jest to, że park na uboczach okazał się zaniedbany. Anglicy uwielbiają ścinać krzaki, a potem rzucać je na stos w jednym miejscu, by to sobie gniło. Pamiętajcie: dziko rosnący krzak jest brzydszy niż stos gnijących roślin.

Opuściliśmy park i przeszliśmy się uliczkami, podziwiając znane nam miejsca, które zmieniły się pod wpływem pory roku.

Wracając zahaczyliśmy o fontannę i pobawiliśmy się możliwościami nowego telefonu. Oto efekt.

https://youtu.be/lKOIo1OfT1Q

Pamiętacie o pomarańczy? Zjadłem ją. Nie była super słodka, ale przypomniała mi ostatnią jesień, gdzie jadałem kilka na dzień. Z niecierpliwością czekam na dzień, kiedy znowu pojawią się w sklepach.

Mam nadzieję, że dotrwaliście żywi do końca (chociaż do nieumarłych nic nie mam). Tak właście wyglądał mój długi weekend (poniedziałek był wolny w Anglii). Myślę, że dobrze te dni zmarnotrawiłem, bo czuję się nadzwyczaj dobrze. Przydałoby mi się więcej takich dni.

Mefisto

#030. Cztery dni z życia diabła Read More »

Scroll to Top